Dzisiaj starcie dwóch podejść do kupowania samochodów. Nowy czy używany? Pachnący, bezawaryjny przez pierwsze lata czy może trochę wysłużony, ale za to tańszy? Zaczynamy:
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że temat – mimo niedającego za wygraną kryzysu – jest aktualny, bo nadal kupujemy całą masę nowych samochodów – w roku 2012 było to ponad 300 tysięcy sztuk.
Zakładam, że kupno samochodu jest na tyle dużym wydatkiem, że skoro ktoś się na niego zdecydował, to odłożył coś na ten cel – powiedzmy 10.000 zł. Reszta to niestety kredyt (przyjmę 8% na 5 lat). Po drugie, pomijam sprawy wspólne dla samochodu nowego i używanego – oba będą wymagały wymiany opon, wycieraczek, tankowania czy jeżdżenia na myjnię – a skoro tak to nie wprowadzajmy dodatkowego zamieszania – te koszty pominę. Zdarzeń losowych typu kolizje (i rozpacz po rozbiciu świeżego auta) też nie biorę pod uwagę. Również nie będę się zajmował sprawą zagrożeń wynikających z kupna samochodu używanego – często pojawiają się argumenty że może być powypadkowy, mieć przekręcony licznik itp – uważam, że jeśli nie dokonuje się kupna pod wpływem presji, ogranicza do aut od osób prywatnych i sprawdzi samochód przed kupnem w zaprzyjaźnionym warsztacie, można coś sensownego znaleźć.
Zgodnie z ogólnodostępnymi informacjami (*), średnie ceny nowych samochodów kupowanych w Polsce w ostatnich latach wynosiły odpowiednio:
2009: 66,5 tys zł
2010: 74 tys zł
2011: 78,8 tys zł
Wiarygodnych danych za rok 2012 nie znalazłem, ale nie sądzę żeby trend się zmienił – przyjmijmy więc asekuracyjnie, że średnia cena nowego samochodu kupowanego w Polsce w roku 2012 to przynajmniej 80.000 zł.
Porównam kupno nowego samochodu za 80.000 zł, który będziemy używali przez 7 lat, z kupnem 5-latka za 20.000 zł, dla uproszczenia również używanego przez 7 lat. W pierwszym przypadku kredyt bierzemy na kwotę 70.000 zł, w drugim na 10.000zł:
[table id=1 /]
Przez 7 lat auto kupione w salonie będzie kosztowało 100.000 zł, natomiast używane: 29.250 zł (pamiętajmy, że pominąłem wiele wspólnych wydatków dla obu przypadków). Różnica to 70.750 zł. czy jednak to ostateczna kwota? A co by było, gdyby zamiast na samochód, te pieniądze trafiły na inwestycje oprocentowane 8% w skali roku? Na początku nie miałeś tych pieniędzy, rozłóżmy więc 70.750 zł na 7 lat i zróbmy z tego miesięczną składkę: 840 zł miesięcznie odkładane na inwestycję przynoszącą 8% rocznie. Po 7 latach (a więc już w momencie skończenia płacenia składek) mamy 94.000 zł. Pójdźmy dalej – niech te pieniądze nadal pracują – na przykład przez kolejne 7 lat. 164.500 zł. Liczyć dalej? Po kolejnych 7 latach 287.500 zł. Czy to znaczy, że kupno nowego samochodu średniej klasy może mnie kosztować utratę prawie 300.000 zł w perspektywie 21 lat? DOKŁADNIE TAK! I to przy założeniu, że zrezygnowałeś tylko z jednego nowego samochodu i odkładałeś 840 zł miesięcznie tylko przez 7 pierwszych lat!
Jeśli ta kwota nie przekonuje Cię do tego, żeby kupować używane samochody i jeździć nimi tak długo jak ich stan techniczny na to pozwala, to pociągnijmy wątek dalej – co jeśli kupowałbyś nowy samochód co 7 lat? 840 zł miesięcznie odkładane przez 40 lat to prawie 3 miliony złotych! A gwarantuję, że za kolejne 7 lat nowy samochód nie będzie Cię kosztował 840 zł miesięcznie ale przynajmniej 300 złotych więcej – średnie ceny nowych aut z roku na rok idą mocno w górę. A więc comiesięczna składka z każdą zmianą auta by znacznie wzrastała. Co jeśli Twoja żona/mąż również co 7 lat kupuje nowy samochód? Niech nawet będzie trochę tańszy – nie zmienia to faktu że przez palce przeciekają dosłownie MILIONY. Pomyślcie ile osób z Waszego otoczenia właśnie tak postępuje – ja potrafiłbym wskazać kilka.
Warto zapamiętać kilka rzeczy:
– jeśli należysz do grona ludzi, którzy co kilka lat pozwalają sobie na zmianę samochodu (a może nawet dwóch) na nowy, a do tego robisz to na kredyt, to w praktyce możesz osiągnąć niezależność finansową (WOLNOŚĆ!) dzięki rezygnacji z tego 'nałogu’. Zauważcie, że nie mówię tu wcale o całkowitym pozbyciu się samochodu – a więc Wasz standard życia pozostaje na tym samym poziomie (spada co najwyżej… hmmm – prestiż? Ilość/jakość plotek pomiędzy sąsiadami na Twój temat? Sam nie wiem jak to nazwać – w każdym razie coś na co nie powinieneś zbytnio zwracać uwagi).
– samochód to najdroższy możliwy zakup, który w większości przypadków generuje tylko koszty (o ile nie jest to Twoje narzędzie pracy) i traci na wartości w zastraszającym tempie. Wymieniany na nowy nawet w teoretycznie rozsądnych, 7-letnich okresach kosztuje MILIONY w dłuższej perspektywie i może w znacznym stopniu zadecydować o Twojej wcześniejszej emeryturze (a dokładniej: jej braku).
– jeśli nie możesz sobie pozwolić na kupno samochodu za gotówkę, po prostu Cię na niego NIE STAĆ. Kup coś tańszego, korzystaj z komunikacji miejskiej, roweru (zachęcałem do tego kilka dni temu) – wszystko jedno, tylko nie posiłkuj się kredytem przy kupnie samochodu. To generuje dodatkowe koszty (15.000 zł w przypadku powyżej), to uzależnia (kredyt bardzo łatwo wziąć) i to kusi (nagle kupno dużo droższego modelu staje się w magiczny sposób możliwe)
– kredyty i samochody to drogie sprawy, a ich połączenie tworzy niebezpieczną mieszankę wybuchową zapakowaną w miłe dla oka pudełko.
* dane o średniej cenie nowych samochodów znalazłem tu:
Kwoty które uzyskamy z regularnego oszczędzania po X latach obliczone na podstawie: kalkulator regularnego oszczędzania
______________________
Edytowany 07.01.2014: Jeśli spodobał Ci się ten wpis, zapraszam na jego kontynuację: klik.
W jaki sposób można średnio rocznie uzyskiwać 8% netto na inwestycji (tyle przejąłeś do obliczeń)? Masz jakieś propozycje?
Ja inwestowaniem zajmuję się kilkanaście lat, ale 5% czy też 2-3% po uwzględnieniu inflacji nie jestem wstanie zagwarantować. Też kiedyś myślałem, że procent składany to potęga.
Nie piszę o kwotach netto – chociaż w tym wypadku można pokusić się o inwestycje w ramach IKE, gdzie przy spełnieniu odpowiednich warunków można uniknąć podatku.
Sugerujesz, że 8% zysku rocznie to zbyt dużo. Zauważ, że prawie wszystkie kwoty podane wyżej są przykładowe – nie sposób jednym wyliczeniem objąć wszystkich kupujących nowy samochód. Całość obliczeń jest poglądowa – jeśli chcesz je dopasować do swojego przypadku (np. przyjmując 5% zysku rocznie), skorzystaj na przykład z kalkulatora do którego link podałem. Zastanowię się nad obniżeniem oczekiwanej stopy zwrotu z inwestycji w przyszłych postach – chociaż wydaje mi się, że zaproponowane przez Ciebie 5% mogłoby być zbyt niskie – jest po prostu zbyt blisko inwestycji gwarantowanych, wolnych od ryzyka.
Poruszyłeś też temat inflacji. Zauważ jednak, jak zmieniały się średnie ceny nowych samochodów w ostatnich latach – przecież to ok 9% rocznie! Nakładają się tu aż 2 rodzaje inflacji – ta 'zwykła’, oraz ta o której ostatnio pisałem: http://www.wolnymbyc.pl/inflacja-stylu-zycia/ – przez którą skórzana tapicerka w samochodzie zaczyna nam się 'należeć’ i przez którą ostateczna cena mocno rośnie. Dlatego dla wyliczeń biorących pod uwagę regularny (co 7 lat) zakup nowego auta, znaczenie inflacji znacznie zniweluje wyraźny wzrost składek co 7 lat. Dla jednorazowego zakupu, inflacja rzeczywiście zje część oszczędności – ale nadal to, z czym zostaniemy będzie warte więcej niż niezainwestowane pieniądze dzisiaj, nie mówiąc nawet o porównaniu z wartością 7-letniego samochodu który będziemy chcieli sprzedać.
Witam, mam kilka uwag. Można kupić samochód tańszy np. 40 tys. i trzymac 10 lat. Dlaczego samochód za 20 tys. chcesz tylko ubezpieczyć na OC? Stary samochód będziesz trzymal tyle lat co nowy? możesz kupić nowy i trzymać 14 lat albo kupić dwa razy 7 letni zgodnie z przykładem. Nowszy samochód powinien mniej spalać i jest bezpieczniejszy.
Mój post opisuje jeden z tysiąca możliwych podejść – ważne, żeby podejmując decyzję w tym temacie mieć świadomość kosztów które poniesiemy i korzyści z ewentualnych kompromisów na które się zdecydujemy. Ważne, żeby policzyć to na własnym przykładzie, nie stosując powszechnego podejścia „kupię za tyle, na ile dostanę kredyt lub ile mam oszczędności”.
Jeśli chodzi o ubezpieczenie, raczej jestem przeciwko dobrowolnym ubezpieczeniom – najczęściej zarabiają na nich firmy ubezpieczeniowe, a my mamy – trochę złudne – poczucie bezpieczeństwa. Ostatnio ubezpieczałem swój samochód (wartość ~ 20.000) i kiedy wczytałem się w warunki ubezpieczeń AC (amortyzacja kosztów części, udziały własne itp) zdecydowałem się na rezygnację z AC – która już przy tej wartości auta jest stosunkowo droga w porównaniu do tego, co otrzymamy przy ewentualnym zdarzeniu drogowym z naszej winy. Temat ubezpieczeń jest dość szeroki i też mam zamiar napisać post na ten temat.
Kupno nowego auta – nawet na 14 lat absolutnie nie zrówna się z kupnem 2 używanych, 5-letnich samochodów co 7 lat. Uwzględnij wszystko – spadek wartości, serwisowanie i naprawy w ASO, ubezpieczenia itp – wyjdzie zupełnie inna kwota.
PS Osobiście nie znam nikogo kto używałby nowo kupiony samochód aż 14 lat – raczej obserwuję sytuacje, gdzie – skoro kogoś raz stać na nowe auto – to po kilku (5-8) latach podejmuje decyzję o zmianie (również na nowy samochód). Ale to są moje obserwacje – ile ludzi, tyle możliwych wyborów.
tata kupił w 2000 roku nowy samochód, po 10 latach ja go przejąłem i nadal mam. Kupił nowy na koniec roku, dostal rabat, przezgląd w ASO przez 3 lata, pakiet na ubezpieczenia chyba troche ponad 4 procent wartości i ma oc ac nnw assistance. wszystko zależy za ile sie kupuje i na ile lat.
A widzisz – u mnie była bardzo podobna sytuacja. Tylko że zauważ, że sam napisałeś „ja go przejąłem”. Czyli de facto samochód zmienił właściciela po 10 latach, tyle że stało się to w pewnych wyjątkowych okolicznościach (podobnie jak u mnie – w obrębie rodziny, a nie na wolnym rynku).
Co do ubezpieczenia, to pakiet na rok za 4% wartości auta to ponad 3.000 zł przy średniej cenie nowego samochodu (odpowiednio mniej jeśli wybierzemy coś tańszego). A co w kolejnych latach? Często wcale nie jest mniej, bo mimo utraty wartości auta kończy się możliwość kupienia pakietu i nadal musimy tyle płacić za spokojny sen, który otrzymalibyśmy o wiele taniej kupując samochód używany (zdecydowanie tańsze OC+AC lub rezygnacja z AC jeśli samochód jest na tyle mało wart, że nawet jego utrata – zresztą bardzo mało prawdopodobna – nie spowodowałaby dla nas znacznego uszczerbku).
Ale tak jak piszesz – wszystko zależy od konkretnej sytuacji. I taki właśnie miał być zamysł posta – podając przykładowe obliczenia, chciałem zachęcić czytelników do przeprowadzenia symulacji na własnym przykładzie. W niektórych przypadkach różnica w porównaniu byłaby mniejsza, w innych większa – ale ważne żeby świadomie podejmować wybór na podstawie analizy swojej sytuacji.
Ktoś kiedyś porównywał zakup dwóch aut 4-letnich użytkowanych przez 4 lata z autem nowym używanym przez 8 lat. Różnica wyszła nieduża. 5-letniego auta w dobrym stanie nie kupisz za 20 tysięcy, tylko np. za 35-40. Dodatkowo takie kilkuletnie auta są często kradzione, więc nadal trzeba je ubezpieczać w AC. Czas poszukiwania auta w komisach, na giełdach to też koszt. Zgodzę się, że nie warto brać kredytu na auto. Ja bym to podsumował tak: Stać cię na nowe za gotówkę, kupuj nowe, może być w wyprzedaży rocznika, nie stać cię na nowe za gotówkę, kupuj używane!
W temacie kradzieży aut nie mogę się zgodzić. Spójrz na statystykę:
http://moto.pl/MotoPL/1,88389,12441961,Ryzyko_kradziezy_auta_w_Polsce_jednym_z_najnizszych.html?pelna=tak
Aktualnie masz 0,09 procenta „szansy” na to, że ukradną Ci samochód. To znaczy, że mniej niż jeden na tysiąc samochodów jest kradziony. Ja bym za taki rozkład prawdopodobieństwa nie dał tyle kasy, ile ubezpieczyciele żądają.
Wydaje mi się, że w temacie kradzieży aut krąży pewien stereotyp, który już niekoniecznie jest prawdą. Osobiście wybrałbym auto za dużo mniejszą kasę niż proponowane przez Ciebie 35-40 tysięcy i wtedy – mimo braku AC – spałbym spokojnie, będąc jednocześnie świadomym ewentualnego (znikomego) ryzyka.
To już trzeci komentarz i nie zdążyłem się przywitać, dlatego witam Ciebie serdecznie, blog bardzo Ciekawy, wciągający. Może dlatego, że ładnie i w miarę szczegółowo jest to wszystko opisane. Dzięki nimi można spojrzeć na rzeczy pod innym kontem.
Odnośnie powyższego wpisu, to postąpiłem według zasad opisanych tutaj, zakupiłem auto na które było mnie stać. Chodź zrobiłem to za bardzo nie myśląc, bo wiem, że straciłem. Ale mimo to nauczyłem się, że trzeba wszystko analizować (w miarę potrzeby oczywiście)
Witam Cię serdecznie – cieszę się, że blog się podoba. Na Twoje wcześniejsze komentarze już odpisałem także można powiedzieć że się już poznaliśmy 🙂 Dzięki za miłe słowa i zapraszam do lektury kolejnych postów.
Zwócę Ci uwagę na mega uproszczenia, którymi się posługujesz. Na potrzeby kontrastu wyolbrzymiarz w przypadku nowego auta i umniejszasz w przypadku używanego.
1. 20k po 5 latach
Chyba mówimy o jakiejś francuskiej marce, którą dodatkowo męczyły jakieś okropne awarie typu wyjście korbowodu bokiem silnika.
Jakim cudem piszesz, że wartość auta za 80k po 7 latach spada do 20k, podczas gdy Ty kupujesz za tyle 5-latka?
2. Brak AC
Brak potrzeby tłumaczysz statystyką. Innymi słowy, nigdy nie ukradną, nigdy nie uszkodzą… A jednak sąsiadowi podprowadzili dwa auta jednej nocy. Nie miał ac – pozdrawiam go serdecznie.
3. Auto służy do przemieszczania się
Taczki, czy ryksza również do tego służą… Ludzie czerpią radość z jazdy samochodem, z komfortu w kabinie, ciszy, wygody, bezpieczeństwa, itd. Także nie chodzi o szpan przed sąsiadem.
4. Koszt utrzymania
Nie masz żadnej gwarancji kupienia używki w doskonałym stanie bez potrzeby doinwestowania. Jeżeli nie masz pojęcia o motoryzacji, mechanice i przekrętach to wyłącznie salon używanych aut jest dla Ciebie wyborem (bądź coś pochodnego). A to z kolei podnosi cenę zakupu. Szukanie auta to też niezły projekt.
Skończyły się samochody proste jak konstrukcja cepa. A jeżeli nadal ktoś ma złudzenia to polecam wyniki awaryjności takiego Dustera. Niby co ma w nim ulegać awarii? A jednak.
Zmierzam do tego, że coraz bardziej ryzykownym staje się zakup samochodu 5-letniego, który z fabryki wyjeżdża naszpikowany elektroniką. Koszta, koszta i większa szansa awarii. 100 zł miesięcznie to żart.
5. 8% ???
Nawet w 2013 to żart. Zwyczajny Kowalski nie gra na giełdzie, ani nie obraca nieruchomościami. Zejdźmy na ziemię.
Można iść przez życie nabywając wyłącznie używki. Od sprzętu rtv/agd po samochody. A „zaoszczędzone” pieniądze wydać na jakieś przyjemności, byle nie śmierdzące nowością 😉
Na marginesie. Zawsze kupuję auta używane do 60k, zawsze z ac bez amortyzacji części. Obecnie szykuję się do zakupu nowego. Bo tak, bo sprawi mi i rodzinie kolejną życiową radość.
I na koniec kwestia odkładanych pieniędzy. 40 lat oszczędzania i…no właśnie co wtedy? Chyba, że mamy do czynienia z osobą której celem życia jest odkładanie pieniędzy dla wnuków. Z życia trzeba czerpać radość. Nowy samochód może ją sprawiać. Taka dygresja.
słuchaj – ten temat wielokrotnie podejmowałem na blogu Racjonalne Oszczedzanie i dyskutowałem z ludźmi – bajania o rezygnacji z auta są z punktu widzenia człowieka spoza wielkich miast niemal zawsze tylko bajaniami
mieszkając w centrum Wrocławia, Warszawy, mając większość rodziny w dużych średnich miastach przy głównych szlakach komunikacyjnych, itp – możesz sobie pisać o rezygnacji z auta
dla mnie jest to wydatek równie podstawowy i ważny jak dach nad głową
A gdzie ja piszę o rezygnacji z auta? Albo nie przeczytałeś wpisu, albo ja o czymś zapomniałem…
Sam mieszkam w dużym mieście i mam samochód. To, co sam praktykuję i co proponuję innym to możliwie największe ograniczenie używania samochodu i nie wywalanie na samochód rocznej pensji – bo można zdecydowanie taniej, a nadal dostajemy pojazd, który zawiezie Cię z punktu A do punktu B. Bo to jest właśnie pierwotna funkcja samochodu – a to, że obecnie ważniejszy jest szpan i pokazanie swojego statusu, pozycji czy jakkolwiek by to nazwać, to już inna sprawa.
Wszystko fajnie, liczby kuszące i dające do myślenia. Jednak moim zdaniem sytuacja zbyt uproszczona. Jeżeli kogoś stać na nowy samochód, to stać go również na wydatni z nim związane. W zamian dostaje pewny produkt, który nie miał niepewnej „historii”, jak w przypadku aut używnych. Nowy samochód to też nowsze rozwiązania technologiczne, których nie ma w starszym modelach.
Michale,
Usunąłem z Twojego komentarza link, bo był ewidentnie reklamujący pewną markę samochodów. Wręcz zachęcał na umówienie się na jazdę próbną 🙂
Sytuacja, którą przedstawiłem rzeczywiście jest uproszczona, bo zawiera jedynie jeden aspekt kupna samochodu: finansowy. Często auto kupujemy sercem, a kwestia pieniędzy nie jest tak kluczowa, jak nam się zdawało – przed tym, jak usiedliśmy w świeżym, pachnącym i wspaniale wyposażonym samochodzie w salonie.
Każdy powinien podjąć decyzję samemu, zadając sobie wiele pytań – między innymi takie: „czy pewna historia i nowsze rozwiązania technologiczne są warte tak olbrzymiej różnicy w cenie”. Jeśli odpowiedź jest twierdząca – czemu nie?
Piszesz też, że „jeżeli kogoś stać na nowy samochód (…)” – co to według Ciebie znaczy? Według mojej definicji, jeśli jesteś zmuszony do wzięcia kredytu na kupno samochodu (chyba jednak takie sytuacje przeważają, prawda?), to Cię na niego NIE stać. A kupowanie marzeń na kredyt jest raczej kiepskim rozwiązaniem, bo te marzenia mogą się kiedyś stać Twoim koszmarem.
Nigdy nie kupiłabym nowego samochodu, z dwóch prostych powodów: po pierwsze, samochód po wyjeździe z salonu baaardzo mocno traci na cenie, a po drugie, przy kupnie używanego można się potargować 😉
Tylko z używanym jest ten problem, że trzeba się znać / mieć kogoś, kto się zna, wtedy jest niewielkie ryzyko pudła 😉
Do tej pory każdy kupiony samochód udało mi się potem sprzedaż drożej / za równowartość ceny kupna, więc myślę, że może być to opłacalna opcja 🙂
Musisz nam zdradzić, jak to robisz – wygląda na to, że masz super zadatki na właściciela komisu 🙂
Witam
A co jeśli chodzi o nowy pojazd zakupiony na firmę?
Staram się nie wypowiadać na tematy o których nie mam większego pojęcia. Jestem etatowcem, jeśli chodzi o samochody firmowe mam cząstkowe informacje więc nie chcę zajmować stanowiska.
Witam, jeśli w większości zgadzam się z treściami na Twoim blogu, tak w tym artykule jestem całkowicie na nie. Po pierwsze jaki samochód – przede wszystkim bezpieczny. Niezależnie od Twoich umiejętności wyjeżdżając na drogę niejako oddajesz swoje życie/zdrowie i osób które wieziesz (dzieci?) w ręce innych – często głupich, lekkomyślnych, czasem pijanych, czasem tylko roztargnionych. Obecnie schodzenie poniżej 5 gwiazdek to lekkomyślność, takiego samochodu nie dostaniesz za 20 tysięcy w dobrym stanie technicznym. Co do AC – ściśle łączy się to z poprzednim punktem – w moim samochodzie jeden reflektor kosztuje tyle co 4 letnie AC, a udało mi się go rozwalić po 3 miesiącach użytkowania… Nie mówiąc o wliczonym w cenie assistance, które już 2 razy w życiu udaremniło mi koszty minimum 1000 złotych (laweta + hotel itd)
Coś awaryjny ten Twój drogi samochód 🙂 Reflektor za dobre kilka tysięcy, więc auto prawdopodobnie za dobre 50 wzwyż (oczywiście, jeśli używane, bo nówka co najmniej 2-krotnie droższa), a mimo to korzystasz z lawety. Mój pomysł jest inny: korzystać z samochodu jak najmniej, posiadać niezawodne, ale i nie najświeższe auto (obecnie 9-letnia corolla z autentycznym przebiegiem 90-kilku tysięcy po moim ojcu) i wtedy nie martwisz się o te wszystkie zdarzenia. Najbardziej pewny sposób na ograniczenie prawdopodobieństwa przykrych w skutkach zdarzeń to nie 5 gwiazdek, ale minimalna ilość pokonywanych kilometrów. Z dzieckiem też będę chodził po chodnikach, gdzie równie wielu pijanych, bezmyślnych i niebezpiecznych. Czy w związku z tym również zakładać mu ochraniacze na każde wyjście? Nie – raczej będę unikał miejsc uważanych za niebezpieczne, chodzenia po zmroku i stosował ogólne zasady bezpiecznego poruszania się – czy to na drodze, czy chodniku.
długo się nie odzywałem – brak czasu – oczywiście, że się psuje – przy przebiegu 240 tysięcy km byłoby cudem aby samochód z 2007 roku się nie psuł. Niestety spędzam w samochodzie około 3-4 godzin dziennie – robiąc rocznie 30-40 tysięcy km – robienie tego mpk sprawiłoby, że mój dzień musiałby mieć 40 godzin. A męczenie się przez 4 godziny dziennie w aucie pokroju corolli 2004 – to nie na moje nerwy… Na wakacje też nie jeździsz? ( ja wyjeżdżam z rodziną 3-4 razy do roku + latem co drugi weekend – mam siedzieć w domu, żeby było bezpieczniej – jaj se nie rób! )
Nowe auta są tylko nowe na zewnątrz, standardy bezpieczeństwa, nowe zabezpieczenia itd. To marketingowe bzdury. Znam dwóch właścicieli autosalonów (nowych aut) różnych marek. Wiecie na czym oni zarabiają ? Nie na samochodach, ale na kredytach, leasingach, ubezpieczeniach i najważniejsze…. na serwisie. Przy kupnie nowego auta zmuszony jesteś drogi czytelniku/czytelniczko jeździć do ASO i płacić grube pieniądze za naprawy. Zaraz ktoś powie, przecież jest gwarancja. Zgadza się, ale czy zastanawialiście się kiedyś ilu napraw owa „gwarancja” nie obejmuje. Moja małżonka również jeździ Corollą (10 letnią) i naprawdę nic się z tym autem nie dzieje, a kupiliśmy ją w zeszłym roku za jakieś 60% wartości i to od pierwszego właściciela. W tym roku byliśmy we Włoszech i … przeżyliśmy. Zresztą przy prędkościach z jakimi poruszają się samochody te gwiazdki bezpieczeństwa można między bajki włożyć. Przyznawane są w warunkach labolatoryjnych przy prędkościach 50km/h. Nie wiem jak Wy, ale ja średni po mieście jeżdżę 60km/h. Osobiście użytkuję pojazd warty mniej więcej średnią krajową i jestem z niego naprawdę zadowolony. Dolewam tylko olej, robię przeglądy raz na rok i jeżdżę. Chętnie wymieniłbym na coś nowszego, ale cholera…nie chce się zepsuć 😉
Cześć Tomku – rzeczywiście niedawno pojawił się kolejny wpis w tym temacie (dla pozostałych podaję link: klik). I rzeczywiście jest on bardzo podobny w swej wymowie do tego, co tutaj napisałeś 🙂
Poniekąd zgadzam się, z Twoimi argumentami dotyczącymi zakupu samochodu. Jednakże w polskich warunkach wg mnie powinieneś doliczyć koszty związane z poszukiwaniem tego używanego samochodu. W tej chwili wszystkie używane samochody są ” bezwypadkowe” i od kobiety albo niemieckiego dziadka który jeździł autem do tylko kościoła. Zakup używanego auta to godziny naszego cennego czasu, to też kosztuje. To koszty sprawdzenia auta w warsztatach. No i nigdy nie masz pewności co kupujesz. Może się okazać, że teoretycznie zaoszczędziłeś kupując np. 5 letnie auto a tu, mimo wcześniejszego sprawdzenia w mniej lub bardziej „zaprzyjaźnionym” warsztacie, po pół roku wychodzi, że silnik do wymiany. Koszty doprowadzenia samochodu do stanu używania są ogromne.Często może się nawet okazać, że koszty te będą na tyle duże, że dokładając niewiele można by miec nowe auto. Jest to jednak ryzyko, które należy uwzględnić w kosztach zakupu auta używanego. Zakup nowego auta daje jednak tą pewność, że w razie problemów przez jakieś 3 lata masz spokój bo obejmuje je gwarancja. Poza tym dbając o auto od nowości, można nim jeździć „do końca życia” skoro ma nam służyć jako środek transportu a nie środek do „lansowania się” przed sąsiadami 🙂
100% pewność można zyskać tylko w niewielu przypadkach. Na przykład takich, jak mój – auto po ojcu, który jeździł nim od nowości. Myślę, że nie jestem wyjątkiem i wiele osób miało kiedyś szansę kupno używanego, pewnego auta od rodziny / znajomych, którzy byli pierwszymi właścicielami. Tylko wtedy problemem jest wygodnictwo – samochody z polskich salonów to z reguły uboższe wersje, do tego koloru, a czasami nawet modelu nie wybierzesz… i machniesz ręką na auto, które za ułamek ceny nowego mogłoby jeszcze długo służyć.
Zgadzam się, że trzeba ponieść koszty (głównie w postaci poświęcenia czasu) na znalezienie pewnego egzemplarza. Ale biorąc pod uwagę średnie zarobki w naszym kraju, czy nie warto poświęcić nawet tych kilkuset godzin (w ekstremalnych przypadkach) rozłożonych na kilka miesięcy po to, żeby zaoszczędzić dobre kilkadziesiąt tysięcy złotych w krótkiej perspektywie, a kilkaset tysięcy – w dłuższej? Na to już każdy musi sobie sam odpowiedzieć.
Ja z reguły omijam samochody które są sprzedawane z dopiskiem że: JEŹDZIŁA NIM KOBIETA. Tak jakby to była jakaś zaleta.
Tym gorzej że jeździła. Zwykle kobiety są gorszymi kierowcami niż mężczyźni.
Nie mają wyczucia samochodu. Zaliczają wszystkie dziury na jezdni. Wjeżdżają ze zbyt dużą prędkością i pod nie właściwym kątem na wysokie krawężniki podczas parkowania. Nie reagują kiedy pali się lampka sygnalizująca brak płynu chłodniczego albo zbyt wysokiej temperatury silnika. Nie wiedzą że trzeba kontrolować poziom oleju w silniku.
Nie zwracają uwagi na dziwne odgłosy dochodzące z zawieszenia czy z pod maski. Póki samochód jedzie to jest git. Ważne że jest czysty i ma ładny kolor 😉
Dla wielu pań skrzynia biegów mogłaby mieć tylko dwa biegi. Jeden do tyłu a drugi do przodu. Są takie które zapominają że skrzynia (manualna) ma więcej biegów niż dwa lub trzy. O paleniu sprzęgła i jeździe na niewspółmiernie do potrzeb wysokich obrotach nie wspominając.
Takie jest doświadczenie instruktora nauki jazdy.
Odnosząc się do artykułu dodam że dla wielu ludzi samochód to coś więcej niż tylko środek transportu.To również pasja. Sposób na wyrażenie swojego stylu, dobrego smaku lub jego braku 🙂
Czasami patrząc na samochód możemy trafnie określić kim jest jego kierowca. Jego cechy charakteru. Spotykając dziwacznie przyozdobionego spojlerami i naklejkami Volkswagena Golfa, BMW czy Audi nie spodziewamy się raczej ( i słusznie ) że jego kierowca to stateczny pan po 50-tce w sweterku i z teczką pod pachą 🙂 Raczej ujrzymy krótko ostrzyżonego bądź wyżelowanego młodego człowieka w błyszczącym dresiku i sportowym obuwiu 😉
Od pewnego czasu śledzę Twój blog – jest ciekawy. Znalazłem jednak ten wpis i uważam, że jest całkowicie błędny.
1.Nie porównujesz aut takiej samej klasy – żaden samochód o wartości 80000 zł nie będzie kosztował po pięciu latach 20000 zł – podstawowa pomyłka – 5 latek z dobrej pewnej ręki z początkową wartością 80000 zł to (powtórzę – z dobrej , pewnej ręki) to 30000-35000 zł co najmniej
2. kredyty – dla nowych aut są tańsze, czasami bardzo korzystne.
3. ubezpieczenie – źle policzone, auto traci na wartości – zawyżona wielkość pakietu
4. Przegląd używanego – 50 zł rocznie – to nawet nie jest cena najtańszego oleju, chyba że to ma być przegląd polegający na popatrzeniu na samochód :), swoją drogą, jak znasz takiego mechanika, co robi przegląd za 50 zł daj namiary.. koszt zależy od przebiegu, a nowe po 2 lub 3 latach możesz serwisować poza ASO, wedle przepisów UE nawet od początku tak można robić
5.naprawy – bez sensu- całkowicie z kapelusza – jeździłem 4 autami używanymi, teraz mam 2 od nowości – mogę Ci wysłać cały przebieg użytkowania i napraw. to zależy od przebiegu, a jak nowe Ci się zepsuje – to naprawa 0 zł nie 3000
6 Sam na koniec podajesz, że Twój 7 latek ma wartość ….. 20000, czyli 5-latka z początku tabelki obok.
NIE WPROWADZAJ LUDZI W BŁĄD !!!
Auto nowe użytkowane w dłuższym okresie np.10 lat jest tańsze,
Sam bardzo dokładnie piszę wszystkie wydatki związane z samochodami od 12 lat i mam to dokładnie policzone, mogę Ci podesłać. Liczby nie kłamią.
Jeszcze komentarz do jednego wpisu ( BU z 21 października)- cenę nowego auta też można negocjować – zdecydowanie polecam, salonów jest pełno i negocjacje są tam obecne na porządku dziennym – oczywiście dla świadomych klientów
życzę rozsądnego wydawania kasy
Pozdrawiam
Rozumiem, że możesz mieć inne doświadczenia i ponosiłeś inne opłaty – i szanuję to, sytuacje są różne. Zgodzę się z jednym: jeśli będziemy mówili o samochodach tej samej klasy/marki, to 20.000 zł na początek może być zbyt małą kwotą, a nowy samochód kupiony za 80.000 może być po 7 latach wart nieco więcej niż podane 20.000 zł. Pozostałe koszty do tej pory mi się zgadzają – na przykład w czasie ostatnich 2 lat podstawowy przegląd auta to dla mnie to, co nieuwzględnione w obu przypadkach (bo cena ta sama), a więc coroczny przegląd techniczny. Robię go w porządnej stacji i mam na koniec wydruk – łącznie ze sprawnością amortyzatorów czy spalinami.
To wszystko nie zmienia faktu, o którym napisałem we wpisie: nadal twierdzę, że różnica pomiędzy kupowaniem aut nowych a używanych może w wieloletniej perspektywie stanowić o wcześniejszej emeryturze lub jej braku… a jeśli do tego dodać przestawienie się na jak najczęstsze używanie np. roweru, to zyski są jeszcze większe.
Opisujesz po prostu coś innego. Nie wolno wydawać pieniędzy, których się nie ma. A samochód to bardzo często narzędzie pracy – a na oszczędności na narzędziach mszczą się podwójnymi wydatkami.
A idea całego blogu – jak najlepsza.
Ja stale korzystam z roweru, pociągów, komunikacji miejskiej, wszelkiego rodzaju polskich busów itd. wtedy, kiedy mogę, a jaka oszczędność czasu !!! – tyle można poczytać, porozmawiać, albo pogapić się w okno.
Pozdrawiam
Tego aspektu nie opisałem – sam pracuję na etacie i z perspektywy typowego pracownika biurowego (korpo-ludka, jeśli wolisz) pisany jest cały blog. Nie lubię teoretyzować, a wejście w buty np. przedsiębiorcy, dla którego auto to rzeczywiście narzędzie pracy byłoby bardzo sztuczne w moim przypadku. Pozdrawiam.
Brawo!! Jeszcze jest cos takiego jak chec posiadania „fajnego” auta. Jak tak mozna zaoszczedzic miliony to dlaczego jezdzisz autem za 2 dychy? Chyba ze na prawde bie lubisz motoryzacji? Do tego… Istnieja leasingi… Dlaczego firmy kupuja nowe auta? Bo lubia wydawac kase? Czy maja przeliczone ze nowe=tansze. Dostaja rabaty nawet po 16% w popularnych markach. Ja nije sie z myslami czy nowe czy 3 letnie… Tylko jak widze ogloszenia ze auto kosztowalo 160ty teraz kosztuje 70tys i ma przejechane 50 tys to raczej zdecyduje sie na nowy. W niemczech niczym nadzwyczajnym nie jest przebieg 80tys/rok… Po 5 latach moze zatem byc juz tego zdecydowanie wiecej a auto bedzie wygladac jak nowe…
Jak dla mnie jeden podstawowy błąd założeniowy. Może go ktoś zauważył wcześniej, ale przeglądałem komentarze tylko pobieżnie – dlaczego kupując nowy samochód, planujesz użytkować go tyle samo lat, co używany? Przecież głównie po to się kupuje nowy samochód, żeby posłużył nam więcej lat. Rozsądnym byłoby założyć użytkowanie nowego auta lat 12, skoro 5-cio latka użytkujesz przez 7. Masz wtedy 2 auta o koniec końców porównywalnym stopniu zużycia.
Druga sprawa to różnica w klasach aut, jak to ktoś zauważył. Gwarantuję Ci, że regularne koszty używanej A8 będą się różniły od nowej A3 (piszę o audi z sympatii i przez to, że mają wygodne oznaczenia klas pojazdów, marka jest nieważna, bo odnosi się to do wszystkich firm).
Cześć, już wyjaśniam skąd te różnice. Chodziło o pokazanie dwóch różnych podejść, a nie 100% wierne pokazanie analogicznej sytuacji nowy vs używany. Twierdzę, że przyjęcie nieco mniej konsumpcyjnego podejścia względem aut może stanowić o wcześniejszej emeryturze – i stąd „namowa”, że być może warto nieco mniejszą wagę przykładać do tego najdroższego ze wszystkich gadżetów. Jest jeszcze jedna sprawa – nie znam nikogo, kto każdorazowo kupuje nowe auta i jeździ nimi kilkanaście lat. Zwykle jednak przyjmuje się założenie 7-8 lat i następuje kolejna zmiana – i to jest właśnie najbardziej zgubne z możliwych podejść.
Witam wszystkich i autora blogu. Bardzo ciekawe rozważania. Ja od roku stosuję się do zasad minimalizmu i oszczędzania. Posiadam samochód i lubię motoryzację, więc pogodziłem minimalizm, chęć inwestowania i miłość do motoryzacji. Zamieniłem niedawno swój 10 letni samochód (stracił przez 3 lata na wartości ponad 7 tys.) na tzw. youngtimera. Auto kupiłem za 5 tys. zł, włożyłem w niego 2 tys. i jest w pełni sprawny, a jego wartość już rośnie. Więcej osób ogląda się za 30 letnim samochodem niż za nowym z salonu. To oczywiście rozwiązanie dla tych którzy nie używają zbyt wiele auta, bo chcąc utrzymać kolekcjonerską wartość wozu nie można go zbytnio eksploatować. Pozdrawiam serdecznie.
Obliczenia z kapelusza, bzdury totalne … piszą ci ludzie że stworzyłeś nie realne założenia a ty dalej brniesz że obliczenia i założenie są dobre. Weź to oblicz porządnie i uwzględni sugestie ludzi który te bzdury przeczytali i wtedy przynajmniej będziesz wiarygodny…
Według twojej teorii wszyscy powinni kupować używane podkoszulki chińskie i wtedy będzie ich stać na używany rower…bzdura ? przeczytaj co ty napisałeś 🙂
Bzdura z kapelusza, która sprawdza się tylko w moim przypadku, bo zaginam czasoprzestrzeń… to miałeś na myśli? No cóż – w takim razie pozwolę sobie ją dalej zaginać i cieszyć się, że tylko ja to potrafię…
Nie do końca się zgodzę z tym wpisem.
Po pierwsze, starsze auta są bardziej awaryjne. Owszem, uwzględniasz cenę tego w zestawieniu, ale już nie komfort. Chcesz gdzieś jechać (choćby do pracy) a tu się nie da, bo auto odmawia współpracy albo już stoi w warsztacie.
Drugi temat, który ciężko zmierzyć finansowo to wspominane przez innych bezpieczeństwo.
Po drugie 8% to chyba lekka przesada przy oszczędzaniu. Nie licząc już tego, że pewnie większość osób i tak po prostu wyda te pieniądze na coś innego, to ani żadna lokata, ani fundusz inwestycyjny nie większych szans na 8%. Może w krótkim okresie jakiś fundusz akcji da szanse nawet na 30%, ale ten sam fundusz w krótkim czasie może stracić 50%, więc nie ma co na to patrzeć.
Do tego dochodzi koszt paliwa – nowe auta mniej spalają. Akurat w moim przypadku to mało istotne, bo robię po 300-500 km miesięcznie, ale jak ktoś więcej jeździ, to może być istotne. A używane auto często można kupić już z instalacją LPG.
Po za tym jest jeszcze jedno pytanie. Czemu uznałeś, że warto kupić akurat samochód używany za 10 000? Idąc tym samym tropem, po co przepłacać, lepiej kupić 15 letnie auto za 2 tyś. A i w zniszczenia mała szkoda. A jak trafisz zadbane i sam zadbasz, to kto wie, czy za 7 lat nie weźmiesz za nie więcej, niż teraz zapłacisz, w końcu stare auta drożeją 🙂
Wiadomo że jak się ma pieniądze to sie kupuje nówke, a jak nie to używane. Co tu filozofować. Ja tez nie mogłem sobie pozwolić na nowy samochod na ktorym mi zależało, więc kupiłem używany. A że toyoty to praktycznie bezawaryjne auta, wziąłem avensis. Jak będe miał kase to se wezme Prius, ze wzgledu na rodzine.
Myślę, że jednak jest co filozofować, a Twoja „uniwesalna” zasada nie tylko nie działa w każdym przypadku, ale też jest zdecydowanie nieoptymalna dla portfela.
Założenie jest u podstaw po prostu bezsensowne. Dlatego że porównujemy zakup dobra „luksusowego” o wartosci 80.000 zł do dobra o wartosci 20.000 zł, a można jeżdzić przecież Fiatem 126p za 500zł czy, czymś lepszym, niewiele bezpieczniejszym ale ekonomiczniejszym jak Daewoo Tico za 1.500 zł
I co się okaże – że zakup „Tikolota” na LPG, naprawy u Ryśka w warsztacie, i… i co? I jeździmy TANIEJ.
Pytanie czy chciał byś jedzić MAluchem czy jakimś Tikaczem? Przeciez z wyliczeni wychodzi ze jest to auto tansze od tego za 20.000zł. No własnie. Gdybyś natomiast porównał auto nowe za 80.000 zl do auta uzywanego za 80.000 to sprawa wyglada już inaczej.
Dzis można kupic Mercedesa S klase z 12 cylindorowym silnikem, skórą, zawieszeniem hydraulicznym i masą masą bajerów, które kiedys 15 lat temu były nowinkami, całe auto kosztowało tyle co willa. OK 800.000 zł dziś to auto mozna kupić za 30.000 zł, tylko jest pewien problem – pali 20 litrów na 100km, ilosc usterek jest ogromna, a najgorsze są jej ceny, kazdy kawałek plastiku, kazda czesc nie kosztuje po 20, czy 200zł a 2.000zł i w górę, naprawa silnika to czesto wartosca auta razy 3, wymiana zarowek, czy najprostrzych rzeczy, komplet opon, wszystko liczy sie w grubych tysiącach. I nagle auto kupiłeś za 30.000zł i myslałeś ze to okazja, bo zawsze marzyłeś o takiej furze, niepokoił cię tylko usmiech sprzeajacego, a potem w ciagu 2 lat wydatki na auto mogą sięgnąc dosłownie 50-100 tyś zł.
Oczywiscie to sa przykłądy skrajne.
Ale pytanie czego chcemy, i co zyskujemy. Podstawowy zysk ekonomiczny nowego auta jest to że jest na gwarancji – czyli wszystkie powazne usterki powinny byc naprawione przez producenta – i tu warto zamiast kupic swoją ulubioną markę, zaczytać sie w karty gwarancyjne i dokładni wypytac co obejmuje gwarancja. To jest klucz. Aktualnie najlepsze gwarancje ma Hyundai – 5 lat bez limitów i chyba Fiat ze wzgledu na mozliosc przedłużenia do 7 lat bez limitow.
Zyjemy w czasach gdy standardem są 2 lata i 150 tyś km, a nowe auta są tak produkowane ze ich zywotnosc drastycznie spada i wtedy kosztynapraw po 200-300 tyś km, moga byc ogromne jesli zwiazane są z wymiana filtrów czastek stałych, koło dwumasowe w silnikach diesla to wydatki po 5000 tyś zł, silnik to 10-20 tyś zł.
W takim ukladzie kupujac auto nowe, nawiet biorąc ceny serwisowania w ASO, bedzie ono tansze w perspektwie kilkulat niz auto wyzszej klasy za podobną sumę ale kilkuletnie ze sporym przebiegiem
Jesli mowimy o autach podobnej klasy – sporo zalezy od zuzycia paliwa, nowe auta sa z reguly ekonomiczniejsze. Oraz 2a rzecz – ile jezdzimy, jesli wyjezdzamy ok 10-20 tyś km rocznie, to nie oplaca sie kupowac nowego auta, generalnie, bo nie skorzysta sie z gwarancji, Jesli jezdzi sie bardzo bardzo duzo – tym bardziej oplaca sie kupno nowego auta bo mamy tez assistance i inne pakiety ktore nas ratuja, pozatym w przypadku gwarancji bez limitow teoretycznie mozna wyjechac pół miliona km i jesli badnie silnik lub inne czesci na gwarancji to dostaniemy nowe, w perspektywie 7 lat przy intensywnj eksploatacji w wypadku producenta ktory daje gwarancje na wiekszosc podzespolow to sie po prostu zaczyna oplacac, bo gwarancja amortyzuje najwieksze i niespodziwane wydatki. Poza tym dostaje sie auto zastepcze na czas naprawy itd, wiec jak ktos jest w pracy non stop i musi byc dyspozycyjny ,to sytuacja zmienia sie na korzysc auta nowego, ale powiedzmy tez ni moze byc ono zbyt drogie by sie to kalkulowalo. Najlepiej gdy jest to auto ktorym i sie pracuje i sie jezdzi w sprawach osobistych. Czyli auto uniwersalne a do tego takie ktore jest praktyczne. Iktorego cena nie przekracza tych okolo 100-120 tyś.
Pozatym wystarczy przeliczyc ceny paliwa – za kazde przejechane 100 tyś trzeba i tak zapłącić od około 30-60 tyś zł w samym paliwie. Czy jest sens kupować auto za 5000zł, kiedy w ciagu kilku lat i tak na samo paliwo wydamy 150.000zł ?
Idac w ogole głowna myslą – nie musimy kupwoac drogiego jedzenia, mozemy zyc w malych mieszkaniach i nosic uzywane ciuchy – wyjdzie taniej, pytanie czy po to zarabiamy pieniadze zeby je oszczedzac a nie wydawac?
Wiekszosc ludzi pracje na kredyty cale zycie, mysle ze kluczem jest przeliczenie zarobkow i wydatkow, a nie zakredytowanie sie na samochod ktorego nie potrzebujemy tylko p oto by poszpanowac przed sasiadami.
Znam ludzi co wymieniaja auta co 3 lata, i zawsze kupuja nowke z salonu – oni po prostu i tak nie maja na co tych pieniedzy wydawac bo zaraiaja sporo – to juz bardziej styl zycia zamoznych ludzi (jak na polskie warunki)
Bo np W NIemczech wolą nowe bo pachnace, takie jakie chcą, i daja do ASO i maja wszystko w dupie, a potem sru do Polski i na wschód, bo u nich w kraju nikt tego nie kupi.
Przede wszystkim, dziękuję za tak obszerny komentarz. Nie sposób odmówić mu sporej dawki rzetelnych informacji, chociaż końcówka do mnie nie przemawia – szczególnie z pytaniem „czy po to zarabiamy pieniądze żeby je oszczędzać a nie wydawać?” bym polemizował i jako kontrargument spytałbym się „czy po to wydajemy pieniądze żeby być wiecznie zapracowanymi, nieszczęśliwymi, zadłużonymi ludźmi bez czasu dla najbliższych, bojącymi się starości, bo leki są drogie?”.
Pozdrwiam.
Nie polecam nikomu kupno używki w Polsce, chyba że od dobrego znajomego. Kupiłem od handlarza i w pierwszym roku dołożyłem do niego 1/3 ceny tj. 10 tyś po czym szybko i z dużą stratą sprzedałem. Poszedłem do salonu i kupiłem aurisa i mam spokój na kilka lat. Sprzedam go za jakieś 4 lata i okaże się że taniej mnie wyjdzie niż używka.
Ty nie polecasz, ktoś inny poleci… czysty rachunek prawdopodobieństwa, możesz trafić gorzej lub lepiej. Żeby jednak nie „trafiać”, a być pewnym również polecam kupowanie aut z pewnych źródeł – tylko to takie mało popularne, bo kolor nie ten, a może nawet silnik, model czy w ogóle marka… 🙂
obliczenia opierasz na rachunku prawdopodobieństwa czy kalkulacji. Bo kupno używki to rachunek prawdopodobieństwa a nie matematyka
Nie bierzesz pod uwagę jednego – wzrostu komplikacji konstrukcji samochodów i tzw. planowanego postarzania oraz modularyzacji produkcji.
Pamiętaj, że im nowszy samochód tym jego konstrukcja jest bardziej skomplikowana, podatna na usterki i trudniejsza/droższa w naprawie. W chwili obecnej 15 letni samochód jest łatwiejszy i tańszy w utrzymaniu od 10 letniego i wiele tańszy od pięcioletniego. I to będzie postępować w coraz większym tempie. To tak jak z pralką – taniej i szybciej wymienić na nową niż naprawiać moduł sterujący.
Zwłaszcza, że nie każdy ma dostęp do samochodów od rodziny, a to jedyna pewna ręka. Zdarzają się wyjątki, ale generalnie nikt nie pozbywa się sprawnego samochodu.
Więc kupując używkę można śmiało założyć że samochód albo już ma coś gdzieś do naprawy, albo zbliżają się jakieś większe które są dla obecnego właściciela nieopłacalne (turbo, wtryski, dwumasa, dpf etc). To są realne koszta, w nowoczesnych samochodach potrafiące iść w dziesiątki tysięcy złotych.
I nagle z taniego, oszczędnościowego pięciolatka zrobi się wóz niewiele tańszy niż typowa rodzinna nówka (więc nie prawie wypasiony samochód za 80000, ale np. Dacia za 40-50 tysięcy).
Wg mnie jeżeli kupować używany samochód, to taki który ma już z 10, może 15 lat i jest do niego sporo i tanich części zastępczych. Taki samochód kupuje się na 3-4 lata, sprzedaje za połowę ceny i kupuje kolejny. W tym czasie wkładając w niego tyle, żeby utrzymać go w poprawnym stanie technicznym.
Kupując 5 letnią używkę kupuje się samochód „ponad stan” czyli np. segmentu D, podczas gdy tą samą kasę można by wydać na nowy segment C albo i B.
Tak przy okazji to gdzieś Ty, drogi autorze, widział używany pięcioletni samochód w dobrym stanie za 20 tysięcy PLN? Tyle, to potrafią kosztować 15 letnie wozy w dobrym stanie.
W tej chwili na otomoto są 23 samochody w cenie 18-22 tysiące, wyprodukowane w 2009/2010 z silnikiem benzynowym, od pierwszego właściciela. Z tagami bezwypadkowe, garażowane, serwisowane w ASO i zarejestrowane w Polsce. Kupionych w Polsce jest 15.
Większość z tych samochodów to autka segmentu A więc typowe mieszczuchy lub B – czyli coś w co da się upchnąć żonę i dziecko, ale pies zostanie na podjeździe.
Nawet obniżając granicę wieku do 10 lat (2004) liczba takich „pewnych” samochodów w cenie 20000 wcale nie robi się znacząco większa.
Dzięki za merytoryczny komentarz. Przyznałem już wyżej w komentarzach, że być może nieco zbyt optymistycznie podszedłem do ceny wyjściowej używanego modelu – ale nie zmienia to nic w przesłaniu, które nadal brzmi: kupno nowych aut to coś, co może stanowić różnicę pomiędzy osiągnięciem niezależności finansowej a wiecznym ciułaniem „po nowszy model”. Pozdrawiam.
Rozważałem dwie opcje. Kupno samochodu za 100 tys. zł i jeżdżenie nim 8 lat, lub kupienie używanego za 50 tys. jeżdżenie 4 lata i potem znowu wymienienie go po 4 latach i kupienie znowu takiego za 50 tys. zł.
Teoretycznie drugi wariant wydaje się tańszy, ale kiedy dodamy ryzyko trafienia na coś z niewidocznymi usterkami i dodamy komfort nie bujania się z naprawami to wybrałem opcję pierwszą. Samochód mam już 4 lata i jestem zadowolony. Pomijam takie sprawy jak to, że kupując nowy samochód dostałem zwrot vat (20 tys. zł) i to że 3 samochody wcześniej kupione używane, mimo że zawsze sprawdzali mechanicy były porażkami bo się sypały.
Jeżeli dostałeś zwrot VAT, to brałeś auto na firmę. A to nie to samo co kupno nowego samochodu przez prywatną osobę.
Kupno nowego samochodu nawet dla osoby zarabiającej powyżej średniej krajowej to wydatek przekraczający możliwości finansowania za pomocą gotówki. Kredyty w Polsce są, jakie są, czterech liter nie urywają zwłaszcza w porównaniu z kredytami na zachodzie. Na dodatek wartość nabywcza złotówki jest 4-krotnie niższa niż Euro, co przy takich samych cenach jak na zachodzie oznacza, że za samochód Polak płaci 4x tyle co np. Francuz. Jeżeli jeszcze weźmie się pod uwagę, że samochód to jest w większości przypadków po prostu urządzenie służące do przemieszczania się z pkt. A do B to wydawanie pieniędzy w wysoko oprocentowany kredyt nie jest najrozsądniejsze. Tutaj zgadzam się z autorem bloga. Niekoniecznie ze sposobem w jaki chce przekonywać czy obliczeniami, ale ideą – tak.
Jasne, wziąłem na firmę. Teraz zmieniły się przepisy i nie dostałbym zwrotu vat. Ale zrobiłbym podobnie.
Dlaczego kupowanie na firmę to coś innego niż nie na firmę?
Ze względu na finansowanie. Opcje kredytowe i wysokość oprocentowania, możliwość leasingu (leasing konsumencki w PL jest chyba gorszym wyborem niż kredyt) etc. Firmy (nawet jednoosobowe) mają łatwiej i o ile się nie mylę taniej niż normalna osoba.
„czy po to zarabiamy pieniądze żeby je oszczędzać a nie wydawać?” bym polemizował i jako kontrargument spytałbym się „czy po to wydajemy pieniądze żeby być wiecznie zapracowanymi, nieszczęśliwymi, zadłużonymi ludźmi bez czasu dla najbliższych, bojącymi się starości, bo leki są drogie?”.
Tak odpowiedziałeś na pytanie, ale wydawanie pieniędzy nie musi wiązać się z wiecznym zapracowaniem, bycie nieszczęśliwym i zadłużonym, a tym bardziej nie mającym czasu dla najbliższych. Nie wiem skąd takie wnioski. To po pierwsze.
Po drugie i najważniejsze: „ale nie zmienia to nic w przesłaniu, które nadal brzmi: kupno nowych aut to coś, co może stanowić różnicę pomiędzy osiągnięciem niezależności finansowej a wiecznym ciułaniem „po nowszy model”
To twój ostatni wpis.
Oczywiste jest, że może mieć to wpływ ale na standard życia innej jego części. Napiasałeś o inwestowaniu zamiast kupowaniu nowego auta, które zagwarantuje ci emeryturę i inne takie. Oprocentowanie 8%. Mam wrażenie, że nigdy nie inwestowałeś, a informacje masz z wizyty w banku i po 5 min rozmowie z pracownikiem. Oczywiście takie zyski są możliwe i nawet większe, tylko musisz brać pod uwagę, że równie dobrze może ich nie być i straty mogą być duże. Co wtedy z Twoja emeryturą. Ani samochodu ani przyszłości. Kupno samochodu nowego nie musi doprowadzić Cię do upadku finansowego.Temat podjąłeś dobry ale mam wrażenie, że przedstawiłeś nie najlepsze założenia.
Ostatnia sprawa. Porównanie cen i wydatków. Gdybyś przykład tego dał na konkretny dany samochód to ok, ale myślę o kupnie croosovera Hyundaia I 35 – nowy 80tyś, 5 latek – 55-60tyś. Nie ma się to do Twojego porównania, wprowadzanie w błąd ludzi. Poza tym jak już inni pisali, na nowy można wynegocjować dobry kredyt, jest jeszcze coś takiego jak 50/50 – bez oprocentowania. Ubezpieczenie 1 roku można uzyskać np. 0,5% od wartości.
Nie trzeba się więc zarzynać żeby kupić nowe auto, trzeba tylko faktycznie podejść to tego z zimna głową.
Można całe życie jeździć fiatem lub golfem przez całe życie i marzyć, a kupiłbym sobie lepsze autko. A można marzenia spełniać i wcale nie podupaść finansowo. Ja stosuje zasadę. „Żyj jakbyś miał żyć wiecznie, a zarazem żyj jakbyś miał umrzeć jutro”
Pozdrawiam
nowy używany
cena 47 000,00 25 000,00
koszt kredytu 0,00 0,00
ubezpieczenie rok 7 500,00 4 000,00
serwis 0,00 7 500,00
spalanie 100 6,00 7,00
cena paliwa 5,00 5,00
koszt 100 km 30 35
koszt paliwa 5 lat 22 500,00 26 250,00
wartość po 5 latach 25 000,00 5 000,00
koszt całkowity 52 000,00 57 750,00
1) 47 tys wystarczy na nowy samochód np Rapid, przy obecnej wycenie promocyjnej,lub fabię w dobrej wersji
2) 25 tyś za używany to cena zadbanej fabii z 2010 zakładając że
3) nowy samochód pali 1 litr mniej do nowego,
4) musisz zrobić naprawy przez 5 lat w starym, wymiotnic w nim opony, 5)zrobisz 75 tys ,
6)skoda zaoferuje ci darmowe przeglądy (pakiet basic gdzie koszt oleju i filtrów jest już wliczony ja dostałem to „za darmo”)
7)masz gwarancje na 4 lata na nowy
8) Za 5 latach twój nowy samochód będzie wart 25 tyś tyle ile teraz używany a używany max 5 tyś
to masz wynik.
Z całym szacunkiem, ale Twoje wyliczenia są naciągane jak doradców z Home Brukera na kredytowych hipoteczny :). Manipulujesz danymi w celu udowodnienia postawionej tezy
Po raz kolejny przyznaję, że moje obliczenia były zbyt optymistyczne, ale – na własnym przykładzie – twierdzę, że Twoje koszty związane z używanym autem też można włożyć między bajki. Obecnie za auto, które zaczyna 10 rok życia płacę za ubezpieczenie 420 zł (oczywiście samo OC), a za naprawy przez ostatnie 2 lata (od kiedy mam ten samochód) zapłaciłem w sumie może 400 zł. Zresztą – na blogu jest parę wpisó traktujących o tym, ile wydaję na samochód.
Nie zgadzam się do końca z ta oszczędnością na używanym samochodzie (nie ma gwarancji, jest mniej bezpieczny, więcej pali, być może nawet podświadomi mniej się go szanuje). Jeśli kupisz używane auto za 25 tys (zakładając diesla 6-7 latka), musisz się liczyć z remontem na skalę 10 tys żebydoprowadzić samochód do stanu „spojkojnie używalnego”, mam na myśli, że po takim czasie trzeba zrobić: turbina (pełna regenracja lub wymiana), dwumasę, zrobić coś z fapem, pompowtryski, tarcze, często też amortyzatory, pozbyć się ognisk rdzy, ubezpieczyc, kupić zimówki i zadbać o lakier – to już 35 tys za auto 7 letnie, którego drożej już nie sprzedam niż te 25 tys. Dla mnie to żadna oszczędność, gdyż wydając te 35 tys mam auto za 70 tys – a po 5 latach właśnie za te 35tys go sprzedam i wynik jest prosty: za uzywane 6-7 letnie i za nowe zapłacisz tyle samo bo 35 tys. Skoro różnicy nie widać w cenie – po co uzywane auto?
Tak jak moje wyliczenia były nieco zbyt optymistyczne, tak samo Twoje są zdecydowanie przestrzelone w drugą stronę i po prostu nieprawdziwe. Zakładasz, że w dzisiaj kupione używane auto musisz wydać 10k na naprawy na dzień dobry, że nie będzie ono nic warte po kolejnych kilku latach, a do tego – że nówka nie tylko nic nie będzie kosztowała po zakupie, ale też że za 70k dostaniesz nowe auto w dobrej wersji (sam piszesz o dieslu z turbiną), do tego z ubezpieczeniem i zimówkami. Niestety, mimo deflacji ceny aut z roku na rok idą w górę i o ile nie mówimy o kupnie jakiegoś maluszka (co najwyżej segment B), to słabo to widzę.
Zależy na co trafisz 🙂 nie jeden kupił auto za 20 tys i pół tej kwoty musiał jeszcze zainwestować wg prostej zasady – tanio kupisz – dwa razy zapłacisz. Dodatkowo jest takie słynne powiedzenie o pieniądzu i marzeniach – czyjeś pierwsze marzenie nigdy nie będzie Twoim (czyli używane auto), a pieniądze… kto by się nimi przejmował 🙂 to tylko cyferki, których i tak nie posiadasz (tylko jesteś chwilowym dysponentem). Za 70k masz sporo samochodów w benzynie w klasie średniej z całkiem normalnym wyposażeniem (masz już za to nową mazdę 3 czy nowego focusa itp). Za 5 lat sprzedasz je za 35k, spokojnie – popatrz na ceny rynkowe. A inflacja czy deflacaj – kto na po patrzy „realnie” przy kupnie samochodu. Dla mnie bzdura. Prosta matematyka: nowe auto za 70k sprzedasz po 5 latach za 35k = masz 35k w kieszeni / stare auto kupisz za 35k, po pięciu latach masz… ile masz w kieszeni gdy go sprzedasz i wszystko zdąży w nim paść? Chorobliwa oszczędność przynosi tylko stratę. Wg mnie branie pod uwagę 5 letnigo auta za 35k nie ma sensu, bo dokładasz 10k i masz nową fabię z wyprzedaży, proste. Ludzie nie zabierajcie złomów z podwórek innych, tylko lepiej uczcie się chodzić na jazdy próbne i sprawdzajce oferty w salonach.
A czy tak naprawde nie jest to wszystko zalezne od potrzeb i charakteru czlowieka. Przeciez sa ludzie dla ktorych auto to poprostu przedmiot czysto uzytkowy,majacy przewiezc z punktu A do B, a dla kogos innego obiekt pasji…
Jedne osoby kupia tylko auta uzywane (nawet gdy je stac na nowe), drugie osoby kupia auto nowe, nawet na kredyt…bo jednak chca zrealizowac swoje marzenia. W koncu zycie mamy tylko jedno….wiec kiedy je realizowac jak nie teraz. Moze ktos bedzie mial wiecej kasy na emeryturze, ktora bedzie wydawal na 'leki i pieluchy’, ja jednak wolalbym miec wiecej suuper wspomnien i doswiadczen, a na starosc tylko tyle aby moc spokojnie egzystowac. Pod koniec zycia juz nie bedzie czasu na realiacje planow, pod koniec zycia wypadaloby sie cieszyc z tego co udalo sie zrealizowac, np.cieszyc sie fajnym autem (w tym konkretnym przypadku). Zreszta przyjmujac tu podana filozofie, nigdy nie bedzie sie oplacalo kupowac jakichkolwiek nowych rzeczy uzytkowych. Wypasiony sprzet audio? ( a po co jak sa uzywki), nowy TV? przeciez mozna taniej, nowy rower? – na bazarku sa prawie nowki…Uwazam ze w zyciu nalezy zachowac umiar, ale tez potrafic realizowac swoje mazenia, pasje, nawet gdy bedzie to troche kosztwalo, nawet jak bedzie w tym troche ekstrawagancji…
p.s.sorki za ewentualne literowki/bledy..
Zgodziłbym się, gdyby nie to, że te nasze 'marzenia’, 'cele’ i 'pasje’ są zazwyczaj wykreowane przez speców od marketingu i wtłoczone do naszych głów przez wszędobylską reklamę. Życie można przeżyć różnie, nie wyrokowałbym, że jedna czy inna droga jest lepsza – wszystko zależy od człowieka i jego podejścia. Pozdrawiam.
kupiłem w salonie thalię – chodziła ok ale było to 12 lat temu, kupiłem w salonie clio. jeździłem niedużo 25 tys przez 4 lata ( bo nie musiałem) wymieniłem niedawno tarcze hamulcowe teraz dzieje się coś z silnikiem właśnie wybieram się do mechanika… nigdy więcej nowych samochodów, nowe psują się częściej niedługo poszukam pewnie czegoś 25 letniego od jakiegoś dziadka i będzie chodził albo czegoś używanego za 60 tysięcy
MIESZKAM w niemczech jeżeli do Polski dojadą te same przeglądy jak w Tüv niemieckim jest to życzę powodzenia wszystkim użytkownikom starych aut dodatkowo ubezpieczyciele podwyższa składki na stare auta bo ryzyko jest większe jeżeli ktoś ma na przykład 60 % zniżek Niemcy SF6 to składka na nowe auto jest o wile miejsza niż takie samo ale o 10 lat starsze
Najwięcej zależy od przebiegu rocznego i sposobu, w jaki dany samochód miałby być eksploatowany.
Jeśli jeździ się jako osoba prywatna 10-15 tysięcy kilometrów rocznie wokół komina, utrata wartości nowego samochodu będzie zdecydowanie większa niż korzyści na spalaniu, bezobsługowości i tego, jak ten samochód jedzie. Można kupić sobie taniego dziesięciolatka, raz na rok coś w nim zrobić, w deszczu albo w trasie lecieć sobie grzecznie i powoli, a jak nawet coś się poważniejszego stanie, to kolega nas ściągnie na lince bo będziemy niedaleko.
Jeśli natomiast przebiegi sięgają 30-40 tysięcy kilometrów rocznie – lub więcej, samochód jest używany bardzo intensywnie, jeździ w trasy, właściciel prowadzi działalność gospodarczą – moneta się odwraca. Kilkuletnie auto nie posiada już gwarancji, przy tego rodzaju eksploatacji bardzo szybko pojawiają się rozmaite usterki związane z naturalnym zużyciem. Przy tego rodzaju przebiegach różnica 1-2 litrów na spalaniu również robi różnicę. Dodając do tego czas poświęcony na serwis, ilość rzeczy które w tym samochodzie trzeba ogarnąć żeby w miarę wygodnie i bezpiecznie puścić się autostradą, droższe pakiety assistance, może się okazać że różnica w spalaniu i kosztach serwisowania jest na podobnym poziomie, co rata leasingu z wysoką wartością wykupu, gdzie jeździmy nowym samochodem i nic nas nie obchodzi.
Paradoksalnie przy relatywnie intensywnej eksploatacji używane auto za 20-30k (mowa o klasie średniej) może kosztować więcej niż samochód nowy, sumując różnicę spalania, koszty eksploatacyjne i to, że on również traci na wartości.
interesujacy wpis i nic nowego nie wnoszace komentarze/dopoki w Polsce zarobki sa relatywnie male do cen samochodow fenomenem jest Mieczyslaw Kowalski z Suwalk kupujacy nowe auto z salonu za 80 tys. przy wynagrodzeniu 2100 mies. Niemcy, Francja, UK, Austria itp itd (wiadomo o co chodzi)-tam ludzie kupuja nowe samochody co 2 lata poniewaz ich stac. po co dyskusja jalowa w komentarzach jesli Autor tego artykulu ma abslutna racje (w Polskich realiach) i liczby nie klamia. mozemy sie wyklucac o 1-6%bledu w obliczeniach ale reszta jest faktem. Pozdrawiam
Witam. Jeżeli stosować twoje podejście do zagadnienia posiadania samochodu to najlepiej go nie mieć i poruszać się taksówką. Niemożliwe? Oczywiście, że możliwe ponieważ roczne użytkowanie 5 letniego samochodu klasy średniej za około 20 tyś.(jaki by nie był)kosztuje minimum około 5 tyś (uwzględniając paliwo przeglądy ubezpieczenie itp. – przyjmując 10tyś km/rok przebiegu – i idealny samochód który się nigdy nie zepsuje). Masz na taksówki około 8 tyś zł rocznie, a jeżeli kilkukrotnie skorzystasz z innego, tańszego środka transportu autobus/pociąg na dłuższych dystansach uda Ci się nawet do tej kwoty nie zbliżyć! I dodatkowo inwestujesz jeszcze pozostałe 17 tyś (które straciłbyś od razu na zakup)…….Teraz moje pytanie dlaczego w ogóle kupiłeś samochód?
Zgadzam się z autorem wpisu w jednej kwestii. Jeżeli masz 10-20 tys zł – nie stać cię na nowy samochód. Kredyt na 80% wartości pojazdu zdecydowanie nie jest dobrą inwestycją. Nawet jeżeli jest to kredyt z cyklu 4 x 0%. Zbyt duze zobowiazanie i ryzyko klopotow finansowych. Ale założenia przyjęte do udowodnienia tezy o wyższości samochodu używanego nad nowym są obarczone ogromnymi błędami. Zaczynając od kosztów ubezpieczenia, przez koszty przeglądów na wartościach pojazdów kończąc. Koszty przeglądów w ASO dla nowego samochodu klasy kompakt to około 2.2 tys przez pierwsze 3 lata. W używanym musisz wydać minimum 1200 zł na wymiany materiałów eksploatacyjnych takich jak olej, płyny ustrojowe, filtry a nie jak pisze autor 50zl rocznie. Więcej płaci sie za przeglad techniczny, ktory dla nowych pojazdów wykonuje się rzadziej. W następnych latach koszty przeglądów mozna przyjąć na tym samym poziomie bo oba samochody można serwisować u tego samego „Heńka”. Tylko do używanego przez pierwsze 30 tys. km pojazdu używanego prawdopodobnie musimy doliczyć takie koszty jak rozrząd, opony, klocki, które w pojeździe nowym są nowe. Koszty zaczynają nam przewyższac nowy pojazd a przyjęłam samochód bez turbosprężarki, filtra cząstek stałych czy koła dwumasowego, które samochód z roku 2008-2010 może posiadać. Daleko nam jeszcze do kosztów związanych z usterkami. To tylko rzeczy eksploatacyjne, które w nowym samochodzie pojawią się najwcześniej po 80 tys. km. Błędów logicznych w liczeniu kosztów jest dużo więcej. Dla kogoś kto robi rocznie duże przebiegi, samochód nowy w perspektywie 5-6 lat może opłacać się bardziej. Pomijamy tutaj przyjemność z jazdy oraz pewność i spokój związany z posiadaniem nowego pojazdu. Oddzielną kwestią jest jeszcze samochód dla przedsiębiorcy, dla którego ten nowy pojazd kosztuje 20-30% taniej z perspektywy podatkowej. Tutaj auto używane definitywnie przegrywa. I jeszcze pytanie – skąd wziąć używane, pewne, 5-7 letnie auto z niewielkim przebiegiem za 20 tys.?
Zgadzam się z Ewą. Błędne jest też założenie comiesięcznej inwestycji na poziomie 8 % i to systematycznie przez 7 lat. W najlepszym wypadku przyjąłbym 0 % i to z uwzględnieniem inflacji.
Kupiłem auto za 7800 15letnie ma wszystko co potrzeba. Ma nieznaną przeszłość. Jest sprawny technicznie. Zagazowałem skubańca. Stać mnie na nowy samochód a jednak nie. Założenia: auto ma mieć wszystko czego potrzebuję. Zakładam „włożenie w auto po zakupie 100% kwoty wydanej na auto”. Auto musi mało palić (- ogromne źródło oszczędności). Autem będę jeździł 3-4 lata. Zero tolerancji dla obniżenia poziomu bezpieczeństwa pasażerów (np przez „załatwianie przeglądów). Nie boję się, że ktoś ukradnie, porysuje, kopnie, spali (ma AC – 400zł więcej niz samo OC) Duża dostępność części zamiennych, lub używanych. Zysk z oszczędności zagazowania pokryje całkowity koszt użytkowania auta włącznie z zakupem. Nikt nie przekona mnie do nowego!!. Dla zabezpieczenia się przed ew przestojem związanym z awarią mam drugie takie same używane. Znam wielu ludzi prowadzących działalność, którzy kupując nowe auta znanych wiodących marek na tzw maks wypasie srogo się zawiedli i stracili majątek. Nowe auta psują się coraz częściej. Wystarczy 100tys km. Sam miałem auto za ok150tys i po wszelakich problemach postanowiłem wylistować usterki i przekazałem pismo do dilera – skwitował to : typowe usterki tego modelu. (Auto miało 4lata V-klase mercedes). Oczywiście część usterek wymieniano na gwarancji ale strach pomyśleć co byłoby później. Za samo ubezpieczenie AC przez lata trwania leasingu nowego auta ja zaoszczędzę kwotę zakupu starego auta. Kupując nowe auto wszyscy dokoła was skaczą do momentu zakupu. Później szara rzeczywistość. Ale spoko najważniejsze że mamy poczucie, że wydaliśmy tyle kasy na auto, że musi być ok. W razie usterek dołożymy kolejne tysiące aby auto utrzymać w dobrej kondycji na następne lata. taxi też na mnie zarabiają. Pozdrawiam Ciekawszym rozwiązaniem dla posiadających stabilną sytuację i kasę może być najem długoterminowy.
Skoro masz 2 takie same auta, to Twój koszt wynosi: 32 tysiące.
2x Auto za 7800 = 15400
2x Naprawy za tyle samo = 15400
2x ubezpieczenia AC (bardzo niejasno sprecyzowane ile płacisz) ale załóżmy 1200zł
I masz czelność mówić że „Za samo ubezpieczenie AC przez lata trwania leasingu nowego auta ja zaoszczędzę kwotę zakupu starego auta”. Skoro sam zakładasz że kupujesz 2, bo na wypadek gdyby jedno się zepsuło?
Które AC nowego auta kosztuje 16tys na rok? Na takie auto Cie nawet nie stać bo to koszt ~400tys. Bzdury piszesz i bajeczki. Żaden idiota nie kupi 2 aut na zapas. A fakt że o tym wspominasz, pokazujesz że jednak stary trup JEST AWARYJNY
Bardzo ciekawe komentarze. Większość z nich jest za tym, żeby kupić nowy samochód jeśli cię na niego stać. Ja właśnie biję się z myślami na ten temat. I tym sposobem z wyszukiwarki trafiłem na tę stronę. Nowy czy używany? Stać mnie z żoną w tym momencie na nowy klasy średniej – oszczędności. Ale są to oszczędności całego naszego życia. Do tej pory miałem dwa samochody. Jeden grat kupiony za 2,5 tys. zł do którego dołożyłem chyba drugie tyle w trakcie użytkowania, żeby w ogóle móc jeździć nim. To był Peugeot 106 chyba z 1995 roku, już nie pamiętam. Benzyna plus gaz. Mój pierwszy samochód. Wiele rzeczy na które powinienem zwrócić przy zakupie uwagę umknęły mi z braku wiedzy, mimo, że wziąłem ze sobą wujka, który na samochodach się zna i sam sobie robi większość przy własnym, też gracie. Emocje wzięły górę. Bardzo potrzebowałem auta, żeby dojeżdżać do pracy. Teraz od dwóch lat jeżdzę Mondeo II kombiz 99 roku. Wzięty od rodziny. Można powiedzieć igła, bo nic się nie działo w nim. Diesel. Tyle, że on co dzień przejeżdżał około 7km dziennie. To ważne w przypadku diesla. Do dziś wpakowałem w niego około 5 tys. zł przez prawie dwa lata, już nie zagłębiając się w technikalia i szczegóły, a już szykują się kolejne wydatki. Jeździ, bo jeździ, ale do czasu wiadomo. I zastanawiam się nad kupnem nowego, skoro mam gotówkę. Doszedłem do wniosku, że mimo tej gotówki, na nowy mnie nie stać. A dlaczego? Co roku przegląd w ASO po 1 tys. zł przez okrez gwarancji, ubezpiecznie z 1700 zł, no bo przy nowym wypada wziąć też AC. Już nawet założyłem, że pojeżdżę nim te 10-15 lat. I dalej mi się to nie kalkuluje. Bo jak kupię 5-latka za np. 28 tys. zł i wpakuję w niego 10 tys. przez 10 lat, to wyjdę na tym i tak na plus niż jakbym kupił nowy na taki sam okres użytkowania. Tak więc dalej będę uważał, że nowy samochód jest dla tych, co zarabiają dużo. Bo też trzeba w niego potem wkładać na przeglądy w ASO, na dodatkowe rzeczy nie objęte gwarancją a wiadomo, że nawet nowe się tu i tam psują. Chyba, że mnie ktoś z was wyprowadzi z błędu.
Jak kogoś stać na nowy to niech sobie kupi nowy, nigdy jeszcze nie miałem nowego samochodu z salonu bardzo bym chciał mieć chyba jak każdy same zalety wszystko nowe zanim się części zużyją to trochę czasu minie nie dokłada się do samochodu, fajny artykuł.
Naliczyłbym jeszcze drastyczny spadek wartości auta nowego w ciągu kilku lat. Osobiście jestem zwolennikiem aut używanych, ale kupowanych z rozsądkiem. Jeżeli auto jest luksusem, na jaki możemy sobie pozwolić zagwarantujmy sobie jego bezpieczeństwo.
Fascynujące jest to, że graniczna wieku dla auta kiedy jedziesz do autoryzowanego serwisu albo nie to 7 lat. Auto mające 6 lat – liczysz 1000 pln na przegląd, auto które ma 7 lat – już tylko 50. Heh, tendencyjne lekko te wyliczenia. Tak naprawdę do wszystkiego można się przyczepić w podobny sposób. W jednym masz przez 7 lat AC, a w drugim nie. Jeśli zakładasz brak wypadkowości, to zrezygnuj z AC przy nowym. A co, przy 6 letnim trzeba kupić AC, a przy 7 letnim już? Bzdura. Każde wyliczenie tendencyjne i różnica wcale nie jest tak duża. Może się okzać, że ktoś chętnie podejmie ów koszt by jeździć nowym autem. Dolicz proszę coś w stylu „kupiłem używane auto, nie wiem kiedy robiony rozrząd, więc trzeba od razu wymienić”. Ups. 2 tysiące poleciały. Brudno w aucie, co? Przydałby się karcher… No, nowy stary samochód, nowe opony. Przy nowym aucie dostajesz opony świeże, przy starym – pewnie zajeżdżone. Słowem – tendecyjnie.
Hmm… a ja powiem tak. Tata miał Passata 2.0w benzynie+lpg z 1991 roku. Ja w 2011 zrobiłem prawko i dostałem to auto, a kochany tatuś kupił passata. Z salonu. Nowiutkiego. No i cóż… ja mogę tak naprawdę powiedzieć że nie dołożyłem złotówki bo tylko eksploatacja czyli oleje, klocki etc. A nowiutki nowoczesny diesel ojca to skarbonka bez dna. Co z tego że spali 6-7 litrów mój 9-10 jak w trasę rzędu 400 km strach jechać bo można nie dojechać. I laweta. Bo tego na drodze nie naprawisz. A u mnie niedawno 600 000km. Samochodu nie oszczędzam, przeciwnie, wychodzę z założenia że przy jego obecnej wartości i dostępie części sprawdzę co się pierwsze wysypie. I wiecie co to będzie? Blacha. Po czterech latach jazdy tym autem jestem przekonany że któregoś dnia zgubie tą bude przy większeprzerdzewbudej prędkości a silnik nie zgasnie. Więc jak chcesz samochód który ma jeździć to szukaj „starocia” w idealnym stanie za pozornie chore pieniądze. I pojeździsz w psychicznym spokoju.
Dlatego już od jakiegoś czasu wynajmuję samochód. Biorę nowy z leasetake i mam z głowy spadek wartości auta. Dodatkowo korzyścią, dla mnie bardzo ważną jest fakt, że taka rata za wynajem nie obniża mi zdolności kredytowej. Planuję w przyszłości wziąć kredyt na dom i takie rozwiązanie mi bardzo pasuje.
Polecam wszystkim wynajem.
Po 7 latach masz nadal 7 letnie auto, a nie 14 letnie. A jeżeli już mówimy o kosztach to należy przeliczać na postawie kosztu przejechania jednego kilometra. W nowym aucie jest wyższy ale maleje i maleje z czasem. Koszt przejechania kilometra starym autem rośnie wraz z koniecznością napraw. Jeżeli ty liczysz koszta w taki sposób to nie wiem czy ktokolwiek zaufa ci jeżeli chodzi o finanse. Ja przeliczyłem sobie dokładnie koszt kilometra mojej starej astry oraz nowej skody. Czasu straconego na nerwy, naprawy i wizyty u mechanika nie sposób wycenić, bo własny czas w tym wszystkim jest zdecydowanie najdroższy.
Odwieczny spór nowy kontra używany samochód, ja na szczęście nie przykuwam dużej wagi do samochodów i moje 20 letnie auto jak najbardziej mi wystarcza.
To co napisałeś jest niegłupie. Jednak mi brakuje kompletnie ryzyka, które towarzyszy zakupowi używanego auta. Dodałbym do kwoty 20000zł, którą podałeś jeszcze 7000-8000 więcej na wymiany i naprawy części, które TRZEBA BĘDZIE PONIEŚĆ. To jest udowodnione, że do auta ponad 7 letniego należy dołożyć w okresie pierwszego pół do roku eksploatacji ok. 10-30 procent wartości zakupionego samochodu. A naprawy wynikające z awarii starego klamota? I co Ty na to?
Mamy więc nie 20000zł za 10-latka tylko prawie 30000zł. Tak to licz.
Kilka dni temu pojechałem w zasadzie kupić używane auto w salonie Skoda Lellek w Gliwicach. Wszystko było szczegółowo obgadane z kierownikiem działu sprzedaży. Samochód bezwypadkowy na milion procent – tak mi powiedział w rozmowie. I co? Na miejscu okazało się, że przód samochodu jest tak brzydko poskładany, że szkoda słów. Jeśli w „wielkich salonach super firm” tak oszukują to mamy obraz zakupu samochodu używanego…
Chyba każdy w rodzinie ma kogoś, kto został oszukany na kupnie samochodu albo sam oszukał inną osobę. Prawda?
Tak więc jak chcecie usłyszeć prawdę o zakupie samochodu to nadstawcie uszu: ZAWSZE JEST NAJLEPIEJ KUPOWAĆ NOWE AUTO. Dokładnie tak samo jak jest z kupnem portek czy majtek. A jak kogoś nie stać to kupuje używane. Co tu liczyć, kalkulować, udowadniać.
Proste, prawda?
A na koniec jeszcze takie spostrzeżenie. Pisałeś, że są ludzie, którzy się zapożyczają ponad stan. A możę to jest ich sposób na życiu, może nie liubią jeździć autem, w którym ktoś już pierdział w fotel i wolą raczej jeść suchy chleb a popier..lać BM-ką?
A z kolei ktoś inny będzie, jak mój sąsiad, całe życie zaper…ał pod samochodem z łapskami upierdol..nymi w smarze bo ma starego gruchota.
Widzę jego roześmianą twarz, gdy uda mu się odkręcić zapieczoną od 10 lat śrubę i wtedy wiem, że nawet gdyby wygrał w totka to i tak by nie kupił nowego auta.
Tak to wygląda. Udowadnianie, że któraś wersja jest lepsza jest głupotą, bo to zależy od charakteru człowieka i jego sprytu (umiejętności zarobienia pieniędzy), zdrowia itd itp a nie od kalkulatora.
Pozdrawiam.
Jeśli miałbym kupować nowy to jedynie na firmę co by to wliczyć sobie w koszty. W innym przypadku to się cholernie nie opłaca, bo już po wyjeździe z salonu auto sporo traci na wartości. Chyba, że ktoś chce na siłę szpanować to już inna sprawa i wtedy na pewno też w grę wejdzie kredyt.
Jako, że mam wygórowane wymagania co do wyposażenia samochodu, nówka kosztowałaby mnie jakieś 300-400 tys. minimum, więc wolę kupić z tego samego segmentu, ale 10-20 letnie, doprowadzić do stanu idealnego i mam ten sam komfort jazdy za ułamek kwoty za nowe.
Mam pojęcie o samochodach i nie oszukujmy się. Patrząc na segment wyższej klasy średniej nowe samochody w codziennym użytkowaniu za bardzo się nie róznią od tego co było około 10 lat temu. Silniki obecnie są pomniejszane i coraz bardziej wyżyłowane żeby sprostać pseudoekologii, a realnej różnicy w spalaniu nie ma, albo jest na tyle mniejsza, że się nie opłaca wydawać fortuny za tę różnicę. W zawieszeniu w sumie jest to samo, tylko doszła elektronika i można sobie wybierać tryby jazdy, co wpływa na twardość zawieszenia, fotele tak samo wygodne jak kiedyś.
A tak to dokładają coraz więcej systemów, bez których też da się żyć, a potrafią ludziom wyłączyć myślenie = szkodzą.
Jeżdżę 20-letnim „czołgiem” i jedynie czego brakuje to czasami czujników parkowania i kamery cofania, ale to akurat można samemu dołozyć za grosze 😉
Dawid, chyba nie do końca masz rozeznanie w tym, co oferują nowoczesne samochody. Nawet tańsze modele mają teraz wyposażenie, które te 10-15 lat temu było wypasem z innej planety, nie mówiąc już o tym, że design sprzed choćby kilku lat bardzo się zestarzał. Jak wsiadasz w kilkuletnie wypasione fury, to widać, że to wszystko jest po prostu stare. Pozdro
całe szczęście że nie każdy sprzedawca samochodu używanego jest tak nie uczciwy. przekręcenie licznika to tak naprawdę nic w porównaniu z tym co np pisze w ogłoszeniu a co zastaniemy podczas oględzin samochodu. ja polecm kupno samochodu używanego od sprawdzonego delalera np Auto Szulc. ale podejrzewam że w każdym mieście znajdzie się taki kmis lub dealer któremu będziemy w stanie zaufać i który będzie cieszył się dobrą opinią
Warto mieć zaufanego dealera i też trzymać się na baczności! Chociaż rozumiem miłośników nowym samochodów. To już nawet nie chodzi o jakiś lans, czy podbudowanie ego, tylko zamiłowanie do nich! 😀
Najlepiej to chyba jeździć taksówkami albo na rowerze. Wtedy takie dylematy są zbędne 😉
Wyliczenia bardzo tendecyjne…Nowe to nowe i nikt mi nie powie…Kupno uzywanego to pojscie na kompromisy i tyle
Ciekawe spostrzeżenia, w sumie dość fajna rozpiska. Dzięki za ten artykuł! Pomocny 🙂
Kupiłam 10 letnią – mazdę 5 (7 osobowa) za 20 tys., była sprawdzona u diagnosty, zweryfikowana. W pierwszym roku użytkowania dołożyłam 9 tys. na różnego rodzaju naprawy. Kupiłam OC + AC
W czerwcu 2018 okazało się, że silnik traci moc i ciągnie olej, mechanik powiedział, że trzeba sprawdzić silnik.
Nie czekałam na wycenę, sprzedałam. Tracąc na tym kolejne 10 tys.
I tak w ciągu roku straciłam 20 tys.
Teraz choćby mi nie wiem jakie cuda opowiadali, i jakie piękne książki serwisowania nie pokazywali, nie dam się namówić na używane auto.
Kurcze, a ja właśnie myślałem o mazdzie 5, właśnie takiej 7-8 letniej 😭
Wyczerpujący i merytoryczny artykuł. Osobiście preferuję kupno używanego samochodu, ale w pełnym wyposażeniu dla zwiększenia swojego komfortu użytkowania. Nowy samochód szybko traci na swojej wartości.
nie wiem czy ten blog jeszcze „działa” i ten artykuł ale , w 2019 jest inaczej,
nowe auto – ubezpieczenie to 1500 w pakiecie nawet dla młodego kierowcy,
auto używane – ubezpieczenie z OC i AC potrafi wynieść i 5-6 tysięcy jak młody stażem kierowca a samochód nawet za 30 tysięcy ,
ceny od 2012 jak pisałeś swój wpis mocno się zmieniły, sytuacja rynkowa też, nie pamiętam 2012 roku bo wtedy (owszem miałem ponad 30 lat) ale nie miałem auta,
obecnie :
– nowe w wyprzedaży rocznika kupisz za 55-60 z automatem, do tego ubezpieczenie 1500,
– używane z automatem (wygoda, ruch miejski) to już Ciebie wyniesie 30 tysięcy nawet auto 8-9 letnie !!! nie 3 letnie, auta nie tracą tak na wartości, do tego 5 tysięcy ubezpieczenia (jak prawo jazdy poniżej 2 lat),
efekt ?
nówka wyniesie mnie równo 60 tysięcy, używany 8-10 letni wyniesie mnie z ubezpieczeniem i wymianami rozrządu lub zawieszenia lub klimy (uroki używanych aut z przebiegiem 150 tysięcy) prawie 40 tysięcy,
Ależ działa, działa. Pozwolę sobie nie skomentować, a zamiast tego podlinkować do jednego z nowszych wpisów: klik. Za pełen pakiet OC+AC dałem dopiero co 1450 zł.
dałeś 1450 – ile lat masz prawo jazdy w Warszawie parkując na blokowisku ?
bo ja prawo jazdy mam od 2 miesięcy
nie ma opcji edycji:
– jak chciałem kupić używany za około 30 tysięcy (poniżej 10 lat, automat, benzyna, poduszki powietrzne, pewny stan bezpieczeństwa) to ubezpieczyciele wyliczali mi pakiet w okolicy 4500-5700 złotych za używany (parkowanie pod blokiem na warszawskiej pradze, czyli 1/3 kradzieży w całej Polsce to Warszawa a 1/3 przestępstw całego miasta to moja dzielnica),
parkowanie na ulicy, prawo jazdy od 2 miesięcy, wyliczali na 4500-5700 przy aucie wartości 30 tysięcy ,
– nówka 1500 pierwszy rok, drugi rok 2000,
pytanie ile włożę w używany w naprawy, wymiany w ciągu kilku lat
Wydaje mi się że większość tych nowych samochodów jest kupowana przez firmy, na leasing. Nie przez osoby prywatne. Opłacalność oraz koszty takiego samochodu raczej są liczone inaczej niż w przypadku osoby indywidualnej. I często ludzie wolą kupić nowy samochód po skończeniu leasingu, niż jeździć nim dalej. Nie wyobrażam sobie żebym miała kupować sama, jako osoba indywidualna samochód, na kredyt lub też zbierać gotówkę na nowe auto. Już wolałabym jeździć swoim starym😁
Większość samochodów używanych tez jest kupowanych przez firmy. Z prostego powodu. Jest taniej przy zakupie a koszty eksploatacyjne nie są z reguły wyższe. Mówię tu o małych firmach. Korporacje oczywiście wybierają samochody nowe najlepiej w umowach najmu długoterminowego z pełnym serwisem. Bo tak jest łatwiej. Ale zwykły Kowalski prowadzący działalność gospodarczą 7 razy się zastanowi czy kupić nowe auto z gwarancja ale też z obowiązkowym serwisem fabrycznym czy używane dopiero po gwarancji, które można serwisować kilkakrotnie taniej, niekoniecznie gorzej. Godne polecenia są samochody demo i z odkupów od klientów ze znana historią.
Dla mnie prywatnie to używany, a na firmę może być nowy.