Po ostatnim wpisie, w komentarzach pojawił się wątek podróżowania. Co prawda nie miałem zamiaru na razie o tym pisać – zwłaszcza że nie o tym jest blog, ale w końcu czytelnik wie lepiej 🙂 i jeśli takie jest życzenie, postaram się przekazać wiedzę którą zdobyłem. Zaznaczam jednak, że nie objechałem połowy świata i nie mam jakiegoś wielkiego bagażu doświadczeń – absolutnie nie czuję się znawcą tematu; jestem raczej kimś, kto wprowadził w życie kilka egzotycznych i na pierwszy rzut oka trudnych planów wakacyjnych. Nie byłoby to jednak możliwe bez bardzo aktywnego udziału mojej żony, której z tego miejsca chciałbym podziękować. Koniec prywaty – zaczynamy mini-poradnik taniego podróżowania.
Zasady, które podam tyczą się raczej dalszych podróży, ogólnie uznawanych jako „egzotyczne”. Nie ma co ukrywać, że chcąc wypocząć w Egipcie czy na europejskich wyspach, wybrałbym raczej którąś z gotowych ofert, których mnóstwo można znaleźć w Internecie. To są rejony i obiekty noclegowe, które od lat współpracują z biurami podróży i – pomijając wyjątkowe sytuacje – nie ma raczej co liczyć na znalezienie tańszych rozwiązań.
Ale jeśli chodzi o kierunki takie jak wschodnia Azja czy Ameryka Południowa… tu pole manewru jest olbrzymie i wycieczka może nas kosztować tyle ile wczasy w Polsce, ale równie dobrze jej cena może sięgnąć nieba! Poniżej zasady które stosuję i które się sprawdzają:
1. Unikaj pośredników. Głównym zadaniem pośrednika jest zarobek. Im bardziej egzotyczna lokalizacja, tym większa będzie prowizja, którą zapłacisz. I nieważne, że nocleg w Tajlandii możesz znaleźć za 50 zł za 2 osoby – ta lokalizacja brzmi dumnie, więc musisz odpowiednio zapłacić. Nieważne, że baza noclegowa w tym kraju jest OLBRZYMIA, że znając podstawy angielskiego bez trudu znajdziesz pokój, przemieścisz się z miejsca na miejsce, zjesz to co jedzą lokalni. Za swoje obawy i niechęć do brania odpowiedzialności za te rzeczy na swoje barki płacisz słono.
2. Bądź elastyczny co do terminu. To często ciężki orzech do zgryzienia. Nie tylko dla etatowców, również (a może przede wszystkim?) dla prowadzących działalność. Postaraj się jednak maksymalnie wydłużyć możliwe okno czasowe na skorzystanie z urlopu – niech będzie to przynajmniej miesiąc, najlepiej 2-3. Wtedy masz niemal 100% pewność wpasowania swoich 2 tygodni urlopu w taki sposób, żeby dopasować się do okazyjnych cen przelotów.
3. Unikaj podróżowania w sezonie. Tutaj słowo wyjaśnienia. Sezon – np. w Tajlandii – to nie to samo co sezon u nas. Tam podróż po sezonie to często większe ryzyko nagłych (ale za to krótkotrwałych) ulew czy wyższych temperatur. Do wszystkiego można się przyzwyczaić, a kilometry pustych plaż i ceny noclegów tańsze o 50% wynagradzają trudności. W różnych krajach (a nawet w ich poszczególnych rejonach) wygląda to nieco inaczej, dlatego warto dotrzeć do informacji o konkretnym miejscu przed kupnem biletów lotniczych.
4. Targuj się! Dotyczy to zwłaszcza noclegów, których radzę nie rezerwować z wyprzedzeniem. Wyjątkiem od tej reguły mogą być późne godziny przylotu do nowego miejsca – wtedy ten pierwszy, pewny nocleg daje poczucie bezpieczeństwa. Ale wszystkie pozostałe niech pozostaną niewiadomą. Nie wiesz przecież gdzie dokładnie zakończysz konkretny dzień, czy coś nie pokrzyżuje Twoich planów, albo czy zarezerwowane (i opłacone) miejsce pobytu nie okaże się ruderą. Ponadto, skoro podróżujesz po sezonie, nigdy nie będziesz musiał zapłacić pierwszej ceny, którą usłyszysz. Bardzo duża część Azji bazuje na turystyce – dlatego o nocleg jest wszędzie tak łatwo, że można przebierać w ofertach i ostro negocjować ceny. To samo tyczy się większości kupowanych przedmiotów – jeśli się nie targujesz – wiedz, że mocno przepłacasz.
5. Żyj podobnie do lokalnych mieszkańców. Podróżuj z plecakiem, nie licz na wygody, ale na przygody! Nie podróżuj klimatyzowanymi autokarami dla turystów. O ile nie znajdziesz taniego jak barszcz lotu w kraju do którego się wybierasz, nie podróżuj samolotami. Nie wchodź do restauracji z menu po angielsku i niemiecku. Nie wybieraj klimatyzowanych noclegów – zwykły wiatrak w pokoju wystarczy, po kilku dniach będziesz zaaklimatyzowany i dzięki temu dużo łatwiej zniesiesz jakiekolwiek wyjście z miejsca noclegu.
6. Bądź elastyczny co do kierunku podróży i przelotów. Niech Twoją destynacją nie będzie „Wyspa Phi-Phi, Tajlandia”. Niech będzie nią „południowo-wschodnia Azja”. Nie szukaj połączeń samolotowych na trasie Warszawa-Hanoi, i to bez przesiadek. Szukaj czegokolwiek na trasie środkowo-wschodnia Europa – południowo-wschodnia Azja. Oczywiście – możesz przez to stracić sporo czasu na podróżowanie, ale jeśli zależy Ci na taniej podróży – to jedyne rozwiązanie.
7. Podróżuj z plecakiem. Typowy backpacking to najprostszy sposób na podróżowanie – jesteś mobilny, możesz łatwo się przemieszczać, możesz zobaczyć mnóstwo miejsc w krótkim czasie. Taki sposób podróżowania wymaga jednak dwóch rzeczy. Przede wszystkim, odpowiedniego spakowania się na wyprawę – Twój plecak nie może być wypchany wieczornymi kreacjami jak typowa, wakacyjna walizka na kółkach. Powinien ważyć mniej niż 12 kg, a żeby tak było – musi zawierać tylko niezbędne rzeczy. Drugi warunek dotyczy Twojej kondycji – musi być wystarczająca, żeby co jakiś czas móc przemierzyć z plecakiem chociaż paręset metrów w 40-stopniowym upale i wysokiej wilgotności powietrza.
Żeby nie być gołosłownym, podam krótkie podsumowanie naszej (żona + ja) ostatniej podróży, która odbyła się w zeszłym roku. Kierunek: Sri Lanka. Pierwsze lepsze wyszukiwarki Internetowe pokazują cenę za 14 dni w okolicach 7-9 tys zł za osobę, i to bez wycieczek na miejscu. Cena zaporowa, plasująca taki urlop jako fanaberię dla bogaczy, którym można się pochwalić w tak zwanym „towarzystwie”. A ile nas to kosztowało? 5 tysięcy. Za dwie osoby. Łącznie z drobnymi zakupami przed podróżą, wszelkimi dojazdami/wielodniowym parkingiem przy lotnisku w Polsce – słowem: wliczając wszelkie koszty. Było to możliwe dzięki połączeniu powyższych zasad. Przede wszystkim, wiedzieliśmy, że możemy gdzieś wyjechać w okolicach lutego-kwietnia – wtedy w pracy zarówno u mnie, jak i u żony dzieje się mniej, stosunkowo łatwo jest otrzymać urlop prawie z dnia na dzień. Nie nastawialiśmy się na żaden konkretny kraj – braliśmy pod uwagę zarówno Azję, jak i Amerykę Południową, z podejściem „co się trafi”. Oczywiście nie chodziliśmy po biurach podróży, nie obserwowaliśmy ofert wakacji na portalach – jedyne co monitorowaliśmy kilka razy dziennie to strony informujące o tanich przelotach – głównie http://lastminuter.pl i ich wspaniałą sekcję „Wyszperane w Internecie” (polecam również inną stronę tworzoną przez tych samych pasjonatów: www.fly4free.pl). Pewnego dnia trafiła się ciekawa oferta: przelot czarterowy z Warszawy do Colombo. Daliśmy sobie kilka godzin na wyszperanie, co to właściwie jest to Colombo :), co jest do zobaczenia na Sri Lance i czy ta niska cena to nie jakiś haczyk, przez który pójdziemy z torbami już na miejscu. Okazało się, że w tym kraju panują jak najbardziej nasze klimaty (temperatura, przyroda, niskie ceny, łatwość podróżowania, wspaniałe bezpieczeństwo Azji), więc szybka decyzja, kilka formalności, kilkanaście godzin planowania trasy podróży i po kilku dniach byliśmy na podkładzie samolotu.
90% współpasażerów to 50-60-letnie małżeństwa, które wybierały się na niezapomniane, egzotyczne wakacje organizowane przez biura podróży. My natomiast po wylądowaniu oddzieliliśmy się od grupek turystów z wielkimi walizami na kółeczkach, założyliśmy mniej więcej 12-kilogramowe plecaki na plecy i wio – w nieznane 🙂 Ponieważ nie o tym jest post, nie będę opisywał szczegółów. W każdym razie zjeździliśmy 3/4 najważniejszych atrakcji wyspy, spaliśmy w 10 różnych miejscach, poznaliśmy mnóstwo przesympatycznych osób, i nawet znalazł się czas na kilkudniowe leniuchowanie na wyludnionej po sezonie plaży. Kilkukrotnie spotkaliśmy po drodze polskie wycieczki – mieliśmy okazję wymienić się doświadczeniami i za każdym razem wrażenia były podobne. Albo leniwe spędzanie czasu na plaży i popijanie drinków, albo podróżowanie klimatyzowanymi autokarami po ciekawych miejscach i zorganizowane wieczory, podczas których można było 'liznąć’ lokalnej kultury. Zero kontaktu z mieszkańcami, zero lokalnej, ulicznej kuchni, zero własnej inicjatywy czy zmartwień o cokolwiek. To nie dla nas. Jak dla mnie to lizanie cukierka przez papierek. Do tego kosztujące krocie. Bo jak inaczej nazwać wycieczkę za ok 16 tys zł za 2 osoby, gdzie często jeszcze trzeba mieć dodatkowe kilka tysięcy złotych na bilety wstępów / dodatkowe wycieczki / pamiątki? I na koniec zobaczyć, przeżyć może 1/4 tego co my?
Jeśli cena 5 tys zł które wydaliśmy również jest zbyt wysoka, podpowiem, że gdybyśmy ograniczyli się do przelotu i chcieli tylko i wyłącznie spędzić urlop na plaży, nie podróżując i nie zwiedzając, zeszlibyśmy do kwoty poniżej 4000 zł – oczywiście za 2 osoby. Czy to nie mniej niż cena standardowo wybieranych przez Polaków wakacji all-inclusive w Egipcie czy Turcji? Zsumujcie koszt takich wakacji, dodając wszelkie zakupy przed wyjazdem, wycieczki które wykupiliście na miejscu, kursy nurkowania z których skorzystaliście, pamiątki które przewieźliście. Oczywiście – można taniej, tyle że większości z nas na wczasach „się należy”, wtedy „nie wypada” liczyć pieniędzy i kończy się wyczyszczeniem kont.
Z drugiej strony, można organizować jeszcze tańsze podróże w egzotyczne strony. Dla młodych (przynajmniej duchem) i otwartych jest przecież couchsurfing, a dla nieco bardziej odważnych autostop – to rozwiązanie doskonale działa w wielu rejonach świata. A kiedy zminimalizujecie koszty noclegów i komunikacji, potrzeba już naprawdę niewiele.
Jeszcze jedna uwaga: pamiętaj o ubezpieczeniu. Mimo mojej niechęci do usług firm ubezpieczeniowych, podróż na drugi koniec świata we własnym zakresie niesie ze sobą całą masę możliwych zdarzeń. Jeśli masz poniżej 30 lat, to bardzo polecam wykupienie karty EURO<26 Classic World (26 tylko z nazwy, działa do 30 roku życia), która obejmuje ubezpieczeniem większą część świata (bez Stanów Zjednoczonych i Kanady), kosztuje niewiele (od co najmniej kilku lat 73 zł) jak na ubezpieczenie PRZEZ CAŁY ROK i dodatkowo uprawnia do wielu zniżek. I co najważniejsze – działa (na podstawie relacji znajomych z podróży dookoła świata). *
Zaznaczam też, że jeśli desperacko potrzebujesz fizycznego i umysłowego wypoczynku pod palmą bez zaprzątania sobie myśli tak nieistotnymi sprawami jak to, co zjesz na obiad, to praktykowany przeze mnie i lubiany sposób spędzania urlopów może być dla Ciebie sporym szokiem i nie gwarantuję satysfakcji z tak spędzonego czasu.
Wszystkie zdjęcia z tego postu są zdjęciami z opisywanej przeze mnie podróży.
* Nie mam żadnych profitów z reklamy karty EURO<26 – po prostu uważam że to bardzo dobry produkt. Szkoda że ograniczony wiekowo.
Również nie jestem w żaden sposób związany ze stronami www.fly4free.pl czy http://lastminuter.pl. Są to według mnie świetne serwisy, które oszczędzają mnóstwo czasu takim poszukiwaczom okazji jak ja. Dzięki nim zrealizowałem kilka niesamowitych pomysłów, więc może Wam również przydadzą się proponowane przez nich oferty.
PS Jeśli lubisz podróżować, a nie masz jeszcze konta na portalu airbnb, gorąco zachęcam do założenia konta korzystając z naszego linka partnerskiego! Dzięki temu, masz szansę na 100-złotową zniżkę przy pierwszej rezerwacji, a my – na 50-złotowy rabat. No sam przyznaj, że się opyla 😉
Mam pytanie, jak utrzymujesz kontakt z bliskimi. Komórka raczej nie wchodzi w grę (koszt roamingu itp.) a logowanie się z obcych komputerów do poczty to proszenie się o kłopoty (potencjalna kradzież hasła). Zabranie własnego sprzętu to zbędny luksus (wagowy i kolejna cenna rzecz do pilnowania).
Hmm, mam co prawda mp3 z Androidem (Samsungowy odpowiednik iPod Touch) i zastanawiam się czy to nie byłoby idealne rozwiązanie. Mały, stosunkowo tani, a dzięki Wi-Fi można wszędzie napisać mail’a, skorzystać ze stron w necie, Skype’a.
Pozdrawiam
Tomek
Różnie to bywa, chociaż w praktyce kontakt z bliskimi podczas takich wyjazdów siłą rzeczy jest dość mocno ograniczony. Rozwiązaniem jest często wifi – dostępne nawet w najbardziej nieoczekiwanych miejscach – wtedy wystarczy Ci smartfon i masz wszystko, czego potrzebujesz. Na Sri Lance sprawdziło się jednak co innego – zwykła karta prepaid która kosztowała chyba z 30 zł i umożliwiła wykorzystanie 500 MB danych – co w zupełności wystarczyło. Byłem w szoku że w tak biednym kraju usługi dostępu do Intenetu przez sieć komórkową jest tak dostępna. A jeśli wszystko zawodzi, korzystam z kafejek internetowych i wtedy loguję się na jakąś „śmieciową” skrzynkę pocztową, której nie używam na co dzień.
Teraz zwiedzanie jest niesamowicie proste, bo wystarczy telefon, na niego aplikacja będąca głosowym przewodnikiem turystycznym i można ruszać w świat 😉 http://www.touristnavi.com/
Nie słyszałem wcześniej o tej aplikacji, ale wygląda bardzo ciekawie – kiedyś postaram się ją przetestować. Dziękuję za podzielenie się tą informacją.
co do sprzętu to jak do tej pory tylko smartfon – wszystko inne tak jak piszesz – ciężkie, nieporęczne, do tego proszenie się o kradzież.
Na wyjazdach kontakt z rodziną czy w ogóle z siecią internetową jest rzeczą raczej niepraktykowaną. Przynajmniej przeze mnie. Najzwyczajniej nie mam na to czasu 😉 Jednak od roku jestem posiadaczem smartfona i muszę przyznać że urządzenie to zrewolucjonizowało moje podróżowanie. Internet? Jest Wifi, jest internet. Nudy w trakcie lotu? Na karcie 8gb jest mnóstwo muzyki, niejeden film i gry – lot mija jak pstryknięcie palcami. Mapy? Jest odbiornik gps i zainstalowana nawigacja. Oczywiście nie zwalnia to od orientacji w terenie i wcześniejszego przestudiowania map, ale pomaga na miejscu. Do tego można nagrać ścieżkę i potem od razu wiedzieć dokładnie w którym miejscu się było. Problemem dużego korzystania z możliwości smartfonów jest ich bateriożerność. Ale zawsze mam przy sobie małą złodziejkę dzięki czemu na raz mogę podłączyć się do prądu z telefonem, aparatem i czymś jeszcze. Każdej nocy w noclegowni i czasami za dnia na lotnisku czy innym miejscu jak można i trzeba.
Jeśli w jakieś miejsce wylatuje się na dłużej niż tydzień, to na miejscu kupuję lokalnego prepaidowego sima. Taniej jest z miejsca zadzwonić zagranicę niż z zagranicy do siebie.
@Tomek Maila zawsze można założyć typowo wyjazdowego, jeśli się boisz kradzieży hasła. Bardziej należy obawiać się kradzieży portfela, telefonu od braku kontaktu ze rodziną.
Ja opcji bez klimatyzacji nie polecam. Polecam natomiast zorientowanie się w cenach wycieczek na miejscu. Kluczową rzeczą jest dobry zakup biletów lotniczych. Życie w Azji potrafi być tańsze niż w Polsce. Oczywiście podobnie jak u nas taksówkarze lubią naciągać.
Życie w Azji praktycznie zawsze JEST tańsze niż w Polsce – trzeba naprawdę ignorować koszty i włączyć na maxa „tryb wakacyjny” żeby tak nie było (chyba że mówimy o Japonii i innych wysoko rozwiniętych krajach). A najlepsze jest to, że możemy na tym bardzo skorzystać – ale o idei geoarbitrażu (tak to się mądrze nazywa) będzie kiedyś osobny wpis.
O taksówkarzach się nie wypowiem, bo zawsze ograniczałem się do tuk-tuków i nie wsiadałem do niczego co ma 4 koła i może przewieźć mniej niż 10 osób 🙂 ale fakt – nawet ci w tuk-tukach na każdym kroku próbują Cię orżnąć. Trzeba wiedzieć co i jak i stosować zasadę nr 4 (targuj się) i będzie dobrze.
Szczerze miałbym obawy przed dalekimi podróżami w sposób od początku do końca organizowany „na miejscu”. Głównie dlatego że tak daleko się jeszcze nie zapuszczałem. Bo co do okolic kontynentu to kilka miejsc w taki sposób zwiedziłem. I na podstawie doświadczeń mam kilka uwag. Oczywiście nie neguję Twojego sposobu – każdy ma inne potrzeby i inne rozwiązania 🙂
W kwestii załatwionego pierwszego noclegu – niekoniecznie musi to być obowiązek. Na swoim koncie mam kilka nocek na lotniskach. Okazało się że nadmuchiwany materac i koc są jak najbardziej wystarczające. A późne rejsy lubią czasami zaliczać opóźnienia. Załóżmy że na miejscu mieliśmy być około godziny 23. Okazuje się że lądujemy 90 minut później, do tego dochodzi z 1.5 godziny na dojazd do miast – z racji pory pozostaje kombinowanie taksówkami albo nocną komunikacją o rzadkiej częstotliwości. Po wstępnym rozpakowaniu i prysznicu kładziemy się spać przed 4. rano, czyli płacimy za całą dobę hotelową korzystając tylko z 5 jej godzin. Alternatywą jest 6 godzin snu na lotnisku, śniadanie na ławce w budzącym się do życia centrum (dojeżdża się już normalnie pierwszymi falami komunikacji miejskiej), stawienie w miejscu noclegowym na sam początek doby hotelowej a po prysznicu i kawie można normalnie funkcjonować do wieczora 🙂 W drogę powrotną także lubię bardzo wczesne rejsy. Mogę bowiem do późnego wieczora zwiedzać miasto, na lotnisku stawić się po północy a po pięciu godzinach snu wsiadać do samolotu.
W kwestii walizki – jeśli lot umożliwia bezpłatne zabranie dużego bagażu to czemu nie? Zawsze na miejscu lubię robić zakupy lokalnych przysmaków – jak mogę to zawsze jakieś trunki, sosy czy inne rzeczy płynne powyżej 100ml. W przypadku rozbicia podróży na kilka miejsc, za niewielką opłatą mogę walizkę pozostawić w hotelu w pierwszym mieście (tym koło lotniska). Zostawiam tam tylko ciuchy i inne niewartościowe rzeczy w dalszą część udając się tylko z lżejszym plecakiem 🙂
Poza tym nie zawsze gorsza jakość oznacza niższą cenę. Przykład z grudnia – jedynym minusem było umiejscowienie 4* hotelu – 7km od centrum przy autostradzie w porównaniu do noclegu w wieloosobowym pokoju w hostelu w ścisłym centrum. Oba miały śniadanie w cenie, 4* miał 2-osobowy pokój wielkości prawie takiej jak moje budujące się mieszkanie, basen, saunę, jacuzzi i siłownię w cenie. I był tańszy od hostelu 😀 Rajem w tej kwestii jest internet. Jest sporo serwisów zbierających oferty z całego świata. Jeśli coś jest zadowalające cenowo – warto brać. Owszem, na miejscu może da się znaleźć coś tańszego, ale wtedy mamy zakupiony w pakiecie spokój że nie trzeba już szukać a można się skupić na zwiedzaniu.
Generalnie takie podróżowanie ma jedną niezaprzeczalną zaletę – nieprzewidywalność i dynamiczność. To ona bowiem sprawia że nigdy nie można zaplanować gdzie i kiedy będzie się leciało. A po paru latach okazuje się że ilość szpilek wbitych w powieszoną na ścianie mapie kontynentu robi wrażenie na każdym znajomym. Jednak jest też kilka wad. Po kilku latach czasami chce się wygody i pewności – zwłaszcza jak się okazało że można niewiele drożej spać w wypasionym noclegu albo zamiast ograniczać się do plecaka za niewiele drożej lecieć z walizką. Kilkadziesiąt złotych tutaj, kilkadziesiąt tam, w innym miejscu za coś jeszcze przepłacimy (zwłaszcza jeśli ktoś nie lubi się targować) i w sumie wychodzi kilka stówek więcej. Drugim jest „marnotrawienie” czasu. Przykładowo oglądałem galerię poznanej przez internet osoby. Okazało się że był to klasyczny tydzień po Maroku z przewodnikiem. W te 7 dni zobaczyli oni tyle na ile ja potrzebowałbym (jeszcze nie zwiedziłem wszystkich punktów z jego listy) ponad dwóch tygodni. Chociaż tutaj też wadę można przekuć w zaletę. Oni zwiedzili najważniejsze i najciekawsze atrakcje po najkrótszej trasie grupowego przewodnika. My przy okazji mnóstwo mniej znanych i bardziej bądź mniej ciekawych miejsc. Oni wszystko mieli intensywnie na raz, my swoją wiedzę powiększaliśmy i chłonęliśmy stopniowo – podczas trzech wyjazdów. Nasze koszty w związku z tym były wyższe, ale wrażeń też sumarycznie sporo 🙂
lęk przed samodzielną organizacją wszystkiego jest naturalny-jedynym lekarstwem jest spróbowanie -zapewniam że po pierwszej podróży przejdzie.
co do walizek, wadą jest ich transport przy przemieszczaniu się-kółka to koszmar, przy którym plecak wydaje się zbawieniem.
noclegi na lotnisku są jak najbardziej ok w sytuacjach takich jak opisałeś-ten pierwszy nocleg z rezerwacją który proponuję jest raczej rozwiązaniem dla tych przerażonych przybyciem w nowe miejsce 🙂
wyjazdy na własną rękę to satysfakcja i motywacja do nauki języka .Zaliczyłem z żoną Rzym, Stambuł ,Londyn znajomość języka w stopniu minimalnym. Planuje Barcelonę.Czy przy minimalnej znajomości angielskiego (nauka w toku przy komputerze) można zapuścić się dalej np. Sri Lanka ?
Jeśli zaliczyłeś te wszystkie miejsca na własną rękę to nie powinieneś mieć żadnych trudności z dalszymi wyjazdami. Wszędzie kluczem jest dogadanie się w kilku podstawowych kwestiach: bilety, noclegi, posiłki. Skoro ogarnąłeś to w stopniu wystarczającym do dogadania się w Europie, to w Azji będzie nie będziesz miał problemów. I możesz na być na 100% pewnym, że ludzie będą tam jeszcze bardziej pomocni i przyjaźni niż gdziekolwiek w Europie!
A ja ostatnio byłem w Gruzji na tydzień. Całkowity koszt razem z biletem wyżywieniem w lokalnych knajpach, biletami i opłatami za wstępy +noclegi w namiocie kosztowało mnie jedynie 740zł 🙂
A satysfakcja z wakacji 5x większa niż wakacje z biura..
Zazdroszczę! I wierzę, że satysfakcja zdecydowanie większa, niż podczas wyjazdu z biurem podróży. Zresztą w przyszłym tygodniu planuję obszerny wpis o ofertach all-inclusive (chyba wiadomo, w jakim tonie… 🙂 ), więc zachęcam do odwiedzania bloga. My też kilka razy myśleliśmy o Gruzji, ale na razie na myśleniu się skończyło. Zdecydowanie będzie trzeba to nadrobić.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.
Bardzo ciekawy wpis to prawda najlepiej podróżować po sezonie, ale czasami i w sezonie można trafić tańsze bilety mi bynajmniej nieraz się to udało 😉 trzeba tylko pilnować stron i przecen
Dziękuję za komentarz. Sezon niestety ma dodatkowe wady – tłok, często temperatury sprzyjające leżeniu plackiem na plaży a nie zwiedzaniu, no i wyższe koszty praktycznie wszystkiego, czego mogą chcieć turyści – nie tylko biletów lotniczych. Podróżowanie poza sezonem wciąga – zwłaszcza, jeśli lubisz spokój i odpychają Cię tłumy.
Jeżeli chodzi o tanie noclegi to warto sprawdzić też takie strony jak wimdu.pl czy airbnb.pl, na których ludzie udostępniają własne mieszkania na wynajem. Sam nigdy nie zdecydowałem się jeszcze na wyjazd bez bookowania choćby hostelu na kilka nocy, ale za to mogę polecić korzystanie z Couchsurfingu – naprawdę niesamowite przeżycie!
Natomiast do wyszukiwania lotów, nie znalazłem jak do tej pory nic lepszego niż program Azuon. Jest on niestety płatny, ale ma niesamowite możliwości – np. można wyszukać loty na pobyt kilkudniowy w dowolnie wybrane kraje świata, sortując wyniki po najniżej cenie. Nigdzie indziej nie spotkałem się z taką funkcjonalnością. Warto też przeglądać takie strony jak choćby Mleczne Podróże, gdzie na bieżąco wrzucane są aktualne promocje linii lotniczych.
Fajny poradnik 🙂
Ja jadąć do Tajlandii niczego nie rezerwowałem, była już końcówka sezonu i ceny spadły o 30-50% więc za małe pieniądze spałem w super hotelach 🙂
Moim marzeniem jest wyjazd ze znajomymi gdzieś do Gruzji, może Bałkany. Zapakować się w busa i podróżować przez miesiąc. Z dala on zatłoczonych plaż i hoteli z all inclusive
Tanie podróże – uwielbiam to sformułowanie 🙂 od jakiegoś czasu podróżuję i wiem że nie zawsze można upolować tanią podróż, ale przy odrobinie chęci jest to możliwe, trzeba szukać, śledzić oferty, promocje biletów lotniczych, nie wiem jakie macie podejście do stron typu http://www.centerfly.pl gdzie można zarezerwować loty w dobrych cenach, ale ja raz spróbowałam i faktycznie opłaciło się
Bardzo dobry poradnik:) Ja do tematyki taniego podróżowania dodałbym jeszcze Airbnb. To jednak najprostszy sposób na tanie noclegi, a to noclegi i bilety są główną składową kosztu wyjazdu.
cenne wskazówki! w tym roku spróbuje je wypróbować
Nie licz na wygody, tylko przygody! – w prostych słowach opisałeś kwintesencję podróżowania!
Do powyższej listy dołożyłbym jeszcze, korzystaj z promocji i kuponów rabatowych 🙂
Fajnie przedstawione informacje na tema podróżowania. Każdy ma swoje sprawdzone sposoby na podróżowanie, które nie rujnują portfela.