Odejdźmy na chwilę od zagadnień minimalizmu i oszczędzania – dzisiaj o czymś, co dużo bardziej kręci dużych chłopców – inwestowanie 🙂
Zanim odpowiemy na pytanie „jak inwestować”, wypadałoby ustalić, co to jest inwestowanie i czym się różni od oszczędzania. Te pojęcia są często mylone nawet przez pracowników instytucji bankowych, dlatego sprawa wcale nie jest oczywista. Osobiście dostrzegam wyraźną granicę między nimi:
– oszczędzanie to generowanie nadwyżek finansowych (głównie przez ograniczenie konsumpcji), oraz ich pomnażanie w sposób przewidywalny i bezpieczny. A więc jeśli z góry znamy czas i oprocentowanie depozytu, a także nie grozi nam jego utrata (przynajmniej w teorii – tu myślę o ostatnich wydarzeniach na Cyprze), to mówimy o oszczędzaniu. Powyższe warunki spełniają takie produkty jak konta oszczędnościowe i lokaty bankowe.
– inwestowanie to obciążanie środków ryzykiem w imię potencjalnego zysku. Skoro jest ryzyko, to potencjalny zysk powinien być większy niż na produktach służących do oszczędzania. Dlatego do tej kategorii zaliczamy wszelkie fundusze, giełdę, forex, kruszce, pożyczki społecznościowe i mnóstwo innych, mniej popularnych instrumentów.
W dzisiejszym wpisie zajmę się tematem inwestowania, a więc świadomego ponoszenia ryzyka, którym płacimy za wprost nieograniczone możliwości zysku albo straty. Ponieważ są w polskiej blogosferze znacznie bardziej kompetentne osoby w temacie inwestycji (przykład tu: appfunds.pl), to ograniczę się do podejścia psychologicznego do tego tematu. Nie będę doradzał W CO inwestować, ale podam kilka reguł mówiących JAK inwestować, żeby później tego nie żałować. Sam staram się ich zawsze trzymać, ale szczerze przyznaję, że nie zawsze wychodzi. Reguły są uniwersalne – przydadzą się zarówno początkującym inwestorom, jak i tym bardziej doświadczonym, którzy może będą chcieli dorzucić swoje dwa grosze w komentarzach – do czego zapraszam.
10 złotych zasad inwestowania:
– inwestuj tylko i wyłącznie swoje środki. Jeden z moich znajomych dał się namówić w 2007 roku na rozwiązanie zaproponowane przez sprzedawcę, dumnie zwanego – zresztą zupełnie niesłusznie – „doradcą inwestycyjnym”. Polegało ono na wzięciu kredytu hipotecznego na 100% (a może nawet 110%) wartości nieruchomości, a przeznaczenia swoich oszczędności na inwestycje w fundusze akcyjne, zamiast na planowany wkład własny w mieszkanie (w końcu fundusze tyyyle zarabiają, szkoda marnować kasy na wkład własny). Było to często proponowane rozwiązanie w swoim czasie i – według mnie – jedno z najmniej moralnych, co niestety wcale nie przeszkadzało pseudo-doradcom. Mówiło ono bowiem o złamaniu świętej reguły, jaką jest inwestowanie tylko i wyłącznie swoich środków, nie pochodzących z żadnych pożyczek, kredytów czy innych źródeł, które się o nie szybko upomną i naliczą procenty. Jak kolega na tym wyszedł – chyba nie muszę wyjaśniać – niedługo później zaczął się kryzys i wartość jednostek funduszy spadła w przepaść.
– inwestuj środki, których utrata nie będzie dla Ciebie tragedią. Każdy z nas ma gdzieś próg bólu jeśli chodzi o utratę pieniędzy – dla jednego będzie to 10 zł, dla innego 1.000 zł czy 10.000 zł. Inwestuj środki jedynie w takiej wysokości, z której utratą możesz się pogodzić i których nie będziesz szybko potrzebował. Dobrze nawet z góry założyć, że pieniądze, które zainwestowałeś, po prostu wydałeś – nie masz ich, wydałeś je na praktyczną naukę o finansach. Dzięki temu sprawdzisz chociaż w przybliżeniu, czy rzeczywiście jesteś w stanie zaakceptować ich utratę. Nie inwestuj też używając swojego funduszu awaryjnego (poduszki finansowej).
– załóż długi horyzont czasowy – nie inwestuj środków, których możesz potrzebować w przeciągu najbliższego roku czy dwóch. Nigdy nie przewidzisz jak rozwinie się sytuacja i czy nagle nie będziesz zmuszony wycofać pieniędzy z dużą stratą w najmniej odpowiednim momencie, bo potrzebujesz ich gdzie indziej. Łamiąc tą regułę prosisz się o samobója – uda Ci się raz, dziesięć, może nawet sto. Ale za którymś razem będziesz miał mniej szczęścia.
– mocno filtruj opinie analityków – ja osobiście nie słucham ich wcale – nie dość, że tworzą zbyt duży szum informacyjny, to jeszcze często są wzajemnie sprzeczne. Jest ich na tyle dużo, że zawsze znajdzie się ktoś, o kim później powie się, że „przewidział sytuację”. Nie wierz ślepo takim „jasnowidzom” – to trochę tak, jakbyś powierzał skreślanie swoich numerów w lotto komuś, kto raz wygrał szóstkę. Pomyśl też racjonalnie: gdyby Ci wszyscy „guru” rzeczywiście potrafili przewidzieć przyszłość, albo gdyby chociaż mieli jakąś znaczącą przewagę nad rynkiem, czy rzeczywiście trudniliby się doradzaniem inwestorom w programach telewizyjnych? Czy sam w takiej sytuacji nie zatroszczyłbyś się po prostu o własne finanse i po szybkim osiągnięciu bogactwa, nie zaczął cieszyć się życiem? Oczywiście – dobrze skrojony garnitur i wyszukane słownictwo dodają powagi analizom wygłaszanym przez takiego „eksperta”, ale pamiętaj, że to nie on odpowiada za straty wygenerowane przez podążanie za jego radami.
– inwestuj w to, co rozumiesz. Nie ma na razie takich instrumentów? W takim wypadku ogranicz się do oszczędzania i pracuj nad tym, żeby zdobyć odpowiednią wiedzę. Inwestycje w coś, na czym się nie znasz są najkrótszą drogą do utraty kapitału i zrażenia do rynku na długie lata. W 2007 roku już nawet taksówkarze mówili o swoich inwestycjach w fundusze akcji. Po utracie połowy środków jeszcze czują poparzenia i drugi raz nie wchodzą do tej samej rzeki.
– bądź ostrożny – najlepiej, kiedy podejmując decyzję o inwestycji wyznaczysz sobie próg wyjścia z inwestycji, jeśli zacznie ona zniżkować. Niech będzie to twarda, procentowa wartość, której nie będziesz przesuwał w dół, kiedy inwestycja zacznie generować straty. Umiejętność ścinania strat i godzenia się z nimi jest jedną z ważniejszych, jakie musisz w sobie wyrobić. Co zaś, jeśli pojawiają się zyski?
– wtedy bądź świadomy, że na razie są to zyski na papierze, które równie dobrze mogą się za chwilę przerodzić w stratę. Dlatego tak ważne jest przesuwanie omawianego przed chwilą progu wyjścia w górę (nigdy w dół!). Jeśli wcześniej założyłeś, że po osiągnięciu 5% straty wyjdziesz z inwestycji, to po wygenerowaniu 10% zysku, zaktualizuj próg wyjścia – również na poziomie tych 5% – od nowej, wyższej kwoty. Tym sposobem wygenerowany zysk nie przerodzi się w stratę, a Ty nadal będziesz kontrolował inwestycję.
– nie pakuj wszystkich jajek do jednego koszyka. To coś oczywistego – wszyscy wokoło zaznaczają, jak ważna jest dywersyfikacja. A mimo to tak wiele osób nie stosuje się do tej zasady. Nieważne jak pewny czujesz się w swojej prognozie, nie opieraj na niej całości swoich inwestycji. Dobrze jest przyjąć, że strata na jednej inwestycji nie może Cię kosztować więcej niż 2-3% całego portfela. Nawet, jeśli z jakichś powodów pozwolisz, żeby pojedyncza inwestycja spadła o 10%, to dzięki dywersyfikacji całościowa strata nie będzie aż tak bolesna. Nie przeginaj też w drugą stronę – o ile nie jest to Twoim głównym zajęciem w ciągu dnia, nie masz szans skutecznie kontrolować 20 różnych inwestycji.
– myśl o płynności i czasie reakcji. Przy otwieraniu nowych inwestycji sprawdź, czy łatwo będzie się jej pozbyć, na przykład jeśli przekroczy ona próg wyjścia. Jeśli składając zlecenie sprzedaży będziesz musiał czekać tydzień na jego realizację, to może się okazać, że Twoja założona 5% strata przerodzi się w 30% spadek wartości, który znacznie trudniej będzie Ci zaakceptować. W przypadku funduszy inwestycyjnych problemem może być duże opóźnienie w wycenie jednostek po złożeniu zlecenia, a dla akcji podobnym czynnikiem może być ich niska płynność.
– pamiętaj, że rynek żyje i nie masz szans przewidzieć jego ruchów z dużym prawdopodobieństwem. Zauważyłeś, że wszelkiej maści analitycy znacznie pewniej czują się w komentowaniu zdarzeń, które już wystąpiły? O niebo łatwiej jest powiązać kilka faktów dokonanych i zlepić z nich jakąś trzymającą się kupy historyjkę, żeby wytłumaczyć zachowanie rynku z przeszłości (choćby ta przeszłość dotyczyła tego samego dnia). Nie wyrzucaj sobie, że czegoś „nie przewidziałeś, a przecież było to praktycznie oczywiste”, bo tak nie było – była nieskończona liczba możliwych scenariuszy, z których spełnił się jeden, i do niego analitycy sklecili wyjaśnienie mające ręce i nogi.
Jak widzisz, inwestowanie to nie jest łatwy kawałek chleba. Wymaga ono wiedzy, cierpliwości, odporności i żelaznych nerwów. Podchodź do niego z należną dozą szacunku i rezerwy. W dobrych momentach nie daj się ponieść emocjom, a po gorszych przeanalizuj sytuację, wyciągnij wnioski i pogódź się ze stratą.
I pamiętaj o jednej, najbardziej fundamentalnej zasadzie – najczęściej to nie inwestycje, ale zwykłe oszczędzanie mogą Cię doprowadzić do niezależności finansowej. Dopóki nie masz kapitału rzędu kilkuset tysięcy złotych, dużo więcej przyniesie Ci podejmowanie właściwych decyzji dotyczących domowego budżetu, dzięki którym zaoszczędzisz dodatkowe kilkaset złotych miesięcznie, niż trafne inwestycje niewielkich kwot. W międzyczasie dokształcaj się i próbuj swoich sił w inwestowaniu stosunkowo małym kapitałem, tak żeby później potrafić obracać większym i się go nie bać. Jeśli nie będziesz czuł się komfortowo z zarządzaniem dużym kapitałem, możesz w pewnym momencie dołączyć do grona „szczęśliwców” którzy wygrali milion w lotto, a po roku nie mieli nic.
Jeśli macie jakieś inne ważne zasady, zapraszam do dyskusji.