Pierwszy pełny miesiąc mojej kariery kierowcy autobusu dobiegł końca. Bo jak inaczej nazwać to, co robię na blogu? Mniej więcej co dwa dni informuję, że autobus rusza, a Wy kolejno do niego wsiadacie, nie znając nawet trasy. Znam ją tylko ja, a Wy obdarzacie mnie na tyle dużym kredytem zaufania, że wsiadacie do pojazdu w ciemno. Na początku miesiąca dużo miejsc było pustych – jeździłem prawie bez załadunku. Ale w ostatnich dniach zaczęło się robić tłoczno i czasem muszę robić tą samą trasę drugi raz, bo mój 100-osobowy wehikuł pęka w szwach. 100 osób w ciągu jednego dnia – ta magiczna granica padła już po 33 dniach prowadzenia bloga. Praktycznie tego samego dnia przekroczyłem 1000 unikalnych odwiedzin strony od początku istnienia. Nie wiem czy to dużo w porównaniu z innymi startującymi blogami – nigdy nie prowadziłem takiego projektu, jestem kompletnym amatorem – również jeśli chodzi o pisanie tekstów. Wiem natomiast jedno – jestem Wam bardzo wdzięczny za zaufanie, którym mnie obdarzacie. Nigdy przecież nie wiadomo do końca, o czym będzie post. A mimo to wsiadacie do autobusu i dajecie się zawieźć w nieznane. Niektórzy po chwili wysiadają, bo nie podoba im się kierunek, w którym jedziemy. Ale po chwili inni zajmują ich miejsca. Część przysypia w podróży i zwraca uwagę tylko na niektóre przystanki po drodze (pogrubione zdania czy wybrane akapity). Jeszcze inni na końcu podróży nie potrafią się odnaleźć w nowym miejscu i zamawiają od razu taksówkę z powrotem. Nie mówiąc już nawet o manekinach (automaty i roboty), które zajmują puste miejsca i udają, że są ludźmi.
Ale niech z tych 100 unikalnych wejść dziennie przynajmniej 10 z Was przeczyta któryś z wpisów, zastanowi się chwilę nad nim, a być może dowie czegoś nowego. Sama chwila refleksji nad pozornie przypadkowym tematem poruszonym na blogu już daje wiele. Skoro nad czymś myślisz, to się rozwijasz; uczysz; próbujesz zadać trudne pytania o sens; próbujesz na nie odpowiedzieć i czasami kwestionujesz swoje podejście do niektórych spraw. To wszystko jest niezmiernie ważne w drodze do wolności i niezależności – te pojęcia w znacznej części są ukryte gdzieś głęboko w głowie, i tylko zadając sobie pytania i szukając na nie odpowiedzi mamy szansę dotrzeć celu.
Bardzo, ale to bardzo Wam dziękuję że jesteście. Dzięki tym rosnącym „słupkom”, za którymi stoją Wasze wejścia na bloga, widzę sens tego, co robię. No właśnie – ale co ja właściwie tu robię? Jak do tej pory chyba nie podzieliłem się z Wami motywacją do pisania kolejnych postów. A jest ona poważna, bo stanowi pewnego rodzaju krucjatę, walkę z „najeźdźcą” – konsumpcjonizmem, próbami zrobienia z nas armii robotów zaprogramowanych w identyczny sposób. I mimo, że na pierwszy rzut oka ta walka jest przegrana, to podjąłem rękawicę i wierzę, że poglądy które wyznaję mają sens i coraz więcej ludzi również to dostrzega – zwłaszcza w dobie kryzysów, bankructw i coraz mniejszej warstwy wazeliny, którą rządzący nakładają na podatnika przed „wydymaniem” go w celu ratowania kolejnych państw i banków. Wierzę, że coraz więcej ludzi będzie dążyło do luksusu rozumianego jak czas spędzony z rodziną zamiast tego, co standardowo rozumiemy pod tym pojęciem.
Publikując wpisy porównujące prawdziwą cenę samochodu nowego i używanego, czy zawierające instrukcję samodzielnego wykonania szafki chcę dotrzeć do ludzi, którzy szukają pomocy w tych kwestiach. Skoro ktoś rozważa kupno samochodu używanego jeśli może pokusić się na nowy, to być może kiełkuje w nim właśnie jakieś ziarenko, które trzeba odpowiednio pobudzić do wzrostu? Przecież nikt się nie urodził z jasną koncepcją na swoje życie, finanse czy emeryturę. Dla każdego dochodzenie do momentu gdzie jest teraz było procesem; najczęściej przekazywanym przez media, zachodnią kulturę, kolorowe magazyny – i dlatego mocno skrzywionym, zafałszowanym; dającym tylko pozory szczęścia. Dla małej garstki ten proces był alternatywną drogą, która najpierw była czymś mglistym, niejasnym, a z czasem zaczęła nabierać kształtów. I to wcale nie jej koniec – żaden z nas nie jest raz na zawsze ukształtowany, kompletny w swoich poglądach i wizji świata. Dlatego tak ważne jest czytanie i wyciąganie własnych wniosków, co z czasem pomaga nakierować nas na właściwy cel, który musimy dostrzec w sobie, a nie przejąć od tych, którzy chcą na nas zarobić.
Na koniec chciałbym zapewnić, że nadal będę dawał z siebie tyle ile do tej pory; a także wyrazić nadzieję, że być może dzięki temu będę musiał odłożyć koszulę z napisem PKS, a zamiast tego założyć czapkę maszynisty wielosetmiejscowego pociągu 🙂
No to sto lat Panie Kierowco 🙂 A juz sie nastawilam na jakis Prima Aprilisowy wpis. Jednak podoba mi sie bardzo twoje porownanie do autobusu i pociagu i rozne typy pasazerow. Mysle, ze czasem sami niezupelnie do konca wiemy dokad nas prowadzi blogowa droga. Nawet jesli mamy konkretne plany tematyczne to i tak od czasu do czasu zycie prowokuje nas do skomentowania czegosc na biezaco, a o czym nie myslelismy.
Szczescia na dalsza droge
Nika
Dzięki Nika – na Ciebie zawsze mogę liczyć jeśli chodzi o komentarze 🙂 I przyznaję, że czasami lekko „odpływam” w tematy nie do końca związane z finansami – ale dzięki temu mam ciągle dziesiątki pomysłów na nowe wpisy i wszystko jednak składa się w jedną całość – przynajmniej mam taką nadzieję! Sam ewoluuję jeśli chodzi o poglądy i od kiedy zacząłem spisywać moje przemyślenia i opinie, ta ewolucja nabiera tempa. Pozdrawiam!
Jazdy bez korków i wesołych pasażerów. 🙂 A tak na serio – chętnie poczytam nie tylko o finansach, ale i o innych aspektach wolności.
dzięki! Jeszcze 2 wpisy w tematach czysto finansowych, ale już w ten weekend startuję z mini-serią wpisów o nieco innej tematyce. Ciężko to wszystko wypośrodkować, ciężko dozować informacje póki jeszcze tak dużo siedzi w głowie i chce wyjść; wreszcie ciężko dobrać właściwe proporcje. Ale staram się i korzystam z zastrzyku zapału, który dał mi ten projekt.
Teraz to już spokojnie pociąg i to spory, albo zapakowany optymalnie, jak w Bangladeszu 😉
Szerokich torów!
Ekhm, kiepska ta parafraza, może lepiej zostańmy przy 'szerokiej drogi’ 😉
Ledwo zaczem czyta tego posta a od razu zaświtało mi w głowie skojarzenie z książką Jona Gordona ”Autobus energii”. Pozdrowienia i czytam bloga dalej, bo jak widzę dużo mam do nadrobienia 🙂
Bardzo przyjemnie mi się czytało ten wpis 😉 Troszkę odbiega od tematyki finansowej, ale jak to mówią – musi być różnorodnie 🙂