Tytułowa zasada jest jedną z najstarszych, najprostszych i jednocześnie najważniejszych w finansach osobistych. To podstawowa reguła, opisywana we większości finansowych poradników pisanych przez „mądre głowy”. Skoro zdecydowałem się przypomnieć o fundamentach, to wypadałoby również wyjaśnić samo pojęcie płacenia sobie w pierwszej kolejności.
Jaki jest pierwszy rachunek, który płacisz każdego miesiąca? Niestety zmartwię Cię – jeśli najpierw myślisz o opłatach za mieszkanie, telefon, spłaceniu karty kredytowej żeby bank nie naliczył odsetek, wcale nie jesteś tak przezorny, jak Ci się wydaje. Pierwszym zapłaconym rachunkiem każdego miesiąca po pojawieniu się wypłaty na koncie powinien być ten, który sam sobie wystawisz! Na podstawie prowadzonego budżetu powinieneś wiedzieć, jaką część przychodu możesz „schować przed samym sobą”. Ile możesz odłożyć, a ile potrzebujesz do dotrwania do kolejnej wypłaty, bez zanurzania salda konta pod wodę. To, gdzie trafi pierwszy przelew jest sprawą drugorzędną – w zależności od Twoich planów, celu oszczędzania, horyzontu czasowego i wielu innych czynników, podejmiesz najbardziej odpowiadającą Ci decyzję. Ważne, żeby dostęp do tych środków nie był zbyt łatwy i żeby nie kusiło Cię na użycie ich do bieżącej konsumpcji (najlepiej, kiedy to jest całkiem niemożliwe). Co jeszcze istotniejsze, niech ta zasada wejdzie Ci w krew, niech stanie się żelazną regułą, którą automatycznie wykonujesz co miesiąc bez podawania jej w wątpliwość. Jest jednak coś, co zdecydowanie powinieneś co jakiś czas zmieniać: odkładaną kwotę. Jakikolwiek dodatkowy przychód, w szczególności regularny (jak na przykład podwyżka), powinien być przynajmniej w połowie dodany do tego pierwszego przelewu w miesiącu. Tym sposobem nie tylko szybciej osiągniesz niezależność finansową, ale również utrzymasz inflację stylu życia na niskim poziomie, co pozwoli Ci potrzebować mniej do szczęścia – a przy okazji będziesz bardziej racjonalnie korzystał z zasobów naszej planety. Co jeszcze? Zaczniesz traktować oszczędzanie, a w następnej kolejności inwestowanie jako priorytet – w swojej finansowej hierarchii ważności to TY będziesz na pierwszym miejscu, a nie operator komórkowy czy dostawca energii. A kolejność lokowania pieniędzy zmieni się z: rachunki-przyjemności-oszczędności na oszczędności-rachunki-przyjemności. Uważasz, że to umartwianie się w imię jakichś nierealnych celów? Hmm – wymówka jak każda inna, skoro działa na Ciebie to spróbuj odpowiedzieć sobie na pytanie dodatkowe: czy znasz kogoś, kto powiedział Ci kiedyś „żałuję, że zacząłem oszczędzać tak wcześnie”? Czy raczej spotkałeś się tylko z opiniami „żałuję, że nie zacząłem odkładać wcześniej – teraz bym miał o tyyyyyle więcej”.
Kiedy dobrze jest zacząć wyrabiać w sobie tytułową zasadę? Pytanie jest o tyle istotne, że zwykle na początku Prawdziwego Życia (to moment, kiedy fundusze zaczynają Cię ograniczać bardziej niż rodzice) potrzeb jest znacznie więcej niż środków do ich zaspokojenia. Wróć – nie potrzeb, a zachcianek. A skoro są to zachcianki, to absolutnie nie musisz (wręcz nie powinieneś) bezwarunkowo ich wszystkich spełniać. Dlatego jedyną sensowną odpowiedzią na pytanie „od kiedy” jest „jak najwcześniej”. Inaczej zaczniesz się przyzwyczajać do przejadania każdego dodatkowego przychodu, wykształcisz w sobie postawę „należy mi się” i w konsekwencji zawsze znajdziesz sensowną (oczywiście dla Ciebie) wymówkę, czemu „dzisiaj” nie jest jeszcze odpowiednim momentem. Dodatkowo, to proponowanej przeze mnie zmianie przestaną się pojawiać niespodziewane wydatki, które jakimś dziwnym trafem „wyskakują” na koniec miesiąca.
Jeśli to wszystko jest takie proste, oczywiste i skuteczne, czemu tak mocno kuleje praktyka? Jednym z podstawowych problemów jest brak budżetowania. Wciąż mało osób widzi przydatność prowadzenia domowego budżetu (strata czasu, trzymanie paragonów, wracanie pamięcią do wydatków, które często nie są przecież przyjemne). Większość porównuje budżetowanie do patrzenia na każdy grosik i odmawiania sobie wszystkiego. Ale przecież wcale nie o to chodzi – skoro nasza rodzina ma regularne przychody i koszty, to czemu jest traktowana mniej poważnie niż jakakolwiek zarejestrowana firma? Czy zasada „działania” Twojej rodziny nie jest identyczna? Pracujemy, zarabiamy, odprowadzamy od tego podatki, ponosimy koszty życia, mamy plany na rozwój, nadmiarowe środki inwestujemy lub wydajemy na przyjemności. Brak prowadzenia budżetu i planowania finansów osobistych jest podobny do jechania samochodem z zamkniętymi oczyma – wiesz jak przyspieszać, hamować, skręcać, tylko nie masz absolutnie żadnego pojęcia co stanie na drodze i kiedy skończy się paliwo. Dlatego przestań szukać wymówek, zacznij traktować swoje plany finansowe z jeszcze większą powagą niż comiesięczne zobowiązania, i zacznij płacić najpierw sobie! Jeśli brzmi to na razie abstrakcyjnie, pomyśl, czy zmniejszenie miesięcznych wydatków o 100 czy 200 zł znacząco wpłynie na Twój standard życia i satysfakcję z niego? Zacznij od niewielkich kwot i zwiększaj je sukcesywnie – czy to po otrzymaniu podwyżki, czy po świadomej rezygnacji z jakichś wydatków. Jeśli masz trudności w realizacji ambitnego planu, postaraj się go zautomatyzować – chociażby przez zdefiniowanie zlecenia stałego na osobny rachunek (na przykład oszczędnościowy, maklerski itp).