Wolnym Byc

Inny tydzień: dzień 2. Ograniczamy odpady

Dzisiejszym tematem było ograniczenie generowanych odpadów – zresztą tytułowa fotografia mojego lokalnego wysypiska mówi wszystko. Od wczoraj zbieramy w tym celu śmieci do jednego worka, do którego dzisiaj pod koniec dnia zajrzeliśmy. Wnioski? Nie jest źle – przez 2 dni zapełniliśmy pół 30-litrowego worka. Większość to odpady organiczne – głównie skórki po warzywach i owocach, kilka opakowań po jogurtach, mleku, przyprawie, kilka drobniejszych rzeczy. Praktycznie zero folii, siatek i tym podobnych – oprócz tej po pączku, ale o tym zaraz. Dobre wrażenie psuje nieco fakt, że po wczorajszym sprzątaniu szafy do śmieci poszedł 30-litrowy wór nienadających się już do niczego ubrań. Ale to wynik jednorazowej inicjatywy, więc jesteśmy usprawiedliwieni. Co zdarzyło się dzisiaj?

Już z samego rana zaliczyłem pierwszą porażkę – i to przez Pawłowa. Już wyjaśniam: w domu elegancko spakowałem jedzenie do pracy – jak zwykle 80% mojej torby było nim wypchane – reszta to koszulka na przebranie i zapięcie do roweru. Żadnych papierów, teczek i innych typowych przedmiotów dla człowieka pracującego za biurkiem – w końcu są rzeczy ważne i ważniejsze 🙂 Chleb własnego wypieku włożony do wielorazowego pudełka – oczywiście bez żadnych worków. To samo ze szczypiorkiem kupionym wczoraj na rynku (upewniłem się, że rolnik sam wyhodował w szklarni) – też ułożony z dbałością (żeby się nie połamał), bez dodatkowych opakowań. I cała reszta prowiantu. Pozostało tylko jedno, dokładnie wyliczone miejsce na pączka, którego kupuję po drodze. Dzień bez pączka to dzień stracony – taka jest moja maksyma od pewnego czasu 🙂 Żona podpowiedziała, żebym wziął z domu papierową torbę i poprosił o zapakowanie w nią słodkości. Stwierdziłem, że na pewno będą mieli coś bardziej przyjaznego środowisku niż foliowe woreczki w których zawsze dostaję mój dodatek do kawy. Zaparkowałem moim rasowym Unibike’m przed cukiernią, wszedłem do środka i już miałem wygłosić tyradę o ratowaniu świata przez zapakowanie pączka w papier, ale… nie dano mi szansy. Zadziałał – odkryty właśnie przez Pawłowa – odruch warunkowy. Ekspedientka rozmawia właśnie przez telefon i – nie przerywając rozmowy, nie zamieniając ze mną nawet słowa – zapakowała pączka w folię, wzięła pieniądze, wydała resztę i podała mi tą foliową, słodką paczuszkę… a ja – nie mając odwagi przerwać Jej rozmowy, wziąłem ją, podziękowałem i z przepełniającym mnie poczuciem winy wyszedłem. Należy się nam jednak kilka słów usprawiedliwienia – jeśli prawie codziennie, o tej samej porze do cukierni wchodzi facet w kasku rowerowym, niezależnie od pogody w okularach przeciwsłonecznych, do samego nosa owiązany szalikiem – generalnie z ubioru przypominający trochę bożonarodzeniową choinkę – i ZA KAŻDYM razem prosi o to samo, to w pewnym momencie można z dużą dozą prawdopodobieństwa przewidzieć, po co znowu wstąpił – i bez pytania podać mu to, co zwykle. A to, że akurat dzisiaj ma on do spełnienia ważną misję ratowania świata nie zmienia zbyt wiele.

I tak jest w wielu przypadkach: kupuję kilogram ziemniaków – nieważne, czy w hipermarkecie, lokalnym warzywniaku czy na rynku – dostaję to w foliowej siatce. Nawet pani z rynku sprzedająca mąkę, po wsypaniu jej do klasycznych, brązowo-szarych papierowych toreb, pakuje wszystko do „supermarketowej” siaty. I co z tego, że idąc na rynek zawsze mam przy sobie ekologiczną torbę? Nie chcę wrzucać ziemniaków i marchewki oblepionych ziemią do czystego worka. Jak na innym stoisku poproszę o kilogram śliwek, nie chcę mieć ich potłuczonych i wymieszanych z ziemniakami jak wrócę do domu – więc kolejna foliowa siatka idzie w ruch. I tak na każdym kroku – sam jestem przerażony, że codziennie wyrzucam jedną, dwie tego rodzaju siatki. Nawet jeśli tych większych nie wyrzucam, a używam jako worka na śmieci, czy to w jakikolwiek sposób zmniejsza problem? Chyba nie.

Wczoraj po raz pierwszy chciałem być w tym względzie asertywny podczas zakupów. Przygotowaliśmy się z żoną dobrze – wzięliśmy ekologiczną torbę, 2 foliowe siatki (skoro już je mamy, to przynajmniej użyjemy ich wiele razy) i wyruszyliśmy na rynek. Rolnik sprzedający dosłownie kilka swoich wyrobów nawet nie zdziwił się zbytnio, jak poprosiliśmy o włożenie ziemniaków do naszej siatki. Zrobił jednak duże oczy, kiedy zaprotestowałem przed włożeniem szczypiorku do folii. Przy kupnie jabłek to jednak my daliśmy ciała. Brak przyzwyczajenia i ani się spojrzeliśmy, kiedy sprzedawca już nam podawał towar w nowej siatce, a do nas dopiero dotarło, że zupełnie zapomnieliśmy o naszej – trzymanej ciągle w ręku. No cóż – następnym razem będzie lepiej. W efekcie zakupy wyglądały tak:

Pewnie znawcy tematu też się przyczepią do tulipanów – w końcu folia, którymi są owinięte to kolejny truciciel planety. Ehhh…

Kolejna sprawa: używanie podpasek i tamponów. Problem podobny do pieluszek dziecięcych, tylko w mniejszych rozmiarach 🙂  Niestety – moja żona niezbyt optymistycznie (mało powiedziane) zareagowała na filmik obrazujący zasadę działania kubeczka menstruacyjnego – i w sumie wcale się Jej nie dziwię. Pomysł odrzucony.

Żeby nie było tak depresyjnie, kilka z propozycji organizatorów eksperymentu przypadło nam do gustu i na pewno je wypróbujemy

robiąc zakupy, nadal będziemy starali się przynosić własne opakowanie (rynek), a wchodząc do supermarketu, będziemy zwracali uwagę nie tylko na sam produkt, ale również na jego opakowanie

mówimy STOP jednorazowym, papierowym ręcznikom w kuchni – od dzisiaj w ruch idzie zwykła, płócienna szmatka

chcemy przerzucić się na papier toaletowy z makulatury – czy ktoś ma jakieś doświadczenia w tym temacie? Nawet nie wiem, gdzie szukać tego „wynalazku”

– chcielibyśmy jeszcze bardziej przyswoić ideę DIY (Do-It-Yourself), zgodnie z którą samodzielnie wykonujemy to, co nam potrzebne, niejednokrotnie wykorzystując do tego nieużywane już przedmioty. Takie dawanie drugiego życia starym rupieciom. W ramach inspiracji, podsunę pomysł ekologicznej siatki na zakupy. Naszą ostatnią niestety zgubiliśmy, a kiedy już mieliśmy kupić nową, żona wpadła na genialny pomysł – wykorzystania starego obrusa do samodzielnego wykonania ekologicznej siatki. Drugiej takiej nie ma na świecie – i nawet jeśli z racji jej koloru (jakby nie było – niezbyt męskiego) nie noszę jej przepełniony dumą, to i tak uważam, że to kawał dobrej roboty! Efekt poniżej:

– jeśli dużo podróżujemy albo spędzamy dużo czasu poza domem (choćby w pracy), również myślmy o środowisku. Używajmy wielorazowych sztućców, talerzy. Nie bierzmy odruchowo nowego plastiku do nalania wody z dystrybutora – podejdźmy do niego z własnym kubkiem.

– wracając z zakupów, nie pakujmy produktów takich jak wędliny czy ser w foliowe woreczki. Skoro dostaliśmy je w papierze, to niech będzie to jedyne opakowanie, które zużyjemy. Wystarczy niewielki, zamykany, wielorazowy pojemnik, do którego włożymy zakupy.

– jeśli już musimy ładnie opakować prezenty, niech papier do pakowania będzie naszym ostatnim wyborem. Lepiej wykorzystać papierowe – nawet – te ozdobne – torebki, których można użyć wielokrotnie (w przeciwieństwie do papieru). Kolejnym krokiem może być lniany materiał ozdobiony wyciętymi z filcu ozdobami. Jedyne, co Was ogranicza to wyobraźnia!

W temacie dzisiejszych oszczędności niestety nie mogę napisać wiele. O ile wczorajszy dzień był mocnym akcentem dla chcących zaoszczędzić kilka(set) złotych, to dzisiaj nie jest tak różowo. Bo właściwie nie zrezygnowaliśmy z niczego, co stanowi dla nas koszt – może oprócz papierowych, jednorazowych ręczników – ale to nie więcej niż kilka złotych w skali miesiąca. Cała reszta zmian będzie albo neutralna jeśli chodzi o koszt (własne siatki na rynku / w sklepie), albo wręcz nieco podniesie nasze wydatki (droższy papier z makulatury, dodatkowe pojemniki na żywność, bardziej ekologiczne materiały do pakowania prezentów). Za śmieci, których się pozbywamy, płacimy stałą stawkę za osobę – a więc tu też brakuje zachęty. Dopiero ustawa śmieciowa, która wejdzie w życie już w tym roku, będzie zachętą do niewielkiej zmiany przyzwyczajeń.

Oszczędności wygospodarowane przez ograniczenie generowanych odpadów w naszym przypadku będą bliskie zera. Nie zniechęca to nas jednak i będziemy starali się kontynuować wprowadzone dzisiaj zmiany i szukać kolejnych. W imię lepszego jutra!

PS Oczywiście dzisiaj kontynuujemy wczoraj wprowadzone zmiany i nadal udało nam się nic nie kupić! No prawie – jeśli nie liczyć nieszczęsnego, powodującego poczucie winy pączka 🙂 Dzisiaj żona upiekła ciastka, więc kolejne dni będą bardziej eko (bo bez „foliowego pączka”) i nie zmieni tego nawet rozmawiająca przez telefon ekspedientka!

Exit mobile version