Woda – coraz częściej kupowana w plastikowych butelkach (rozkładających się 400 lat), przywożona nawet z innych krajów (wszak taka smakuje znacznie lepiej!), a przez niektórych nawet wzgardzona (producent soków poniża wodę). Ale zacznijmy od początku.
Dzisiejszy dzień jest poświęcony wodzie. Sami staramy się rozsądnie korzystać z wody, a mimo to wprowadziliśmy kilka zmian w swoim postępowaniu w ciągu całego ostatniego tygodnia – o tym później. Na końcu napiszę też o kilku pomysłach, które były zaproponowane w eksperymencie, ale nie mogłem ich zrealizować lub nie jestem do nich przekonany. A na razie skupmy się na samej wodzie.
Bez wody nie ma życia – nie przeżyjemy bez niej nawet kilku dni. Chyba wszyscy się zgodzimy, że jest to artykuł pierwszej potrzeby, który powinien być dostępny dla wszystkich. Tak jak w naszym kraju chleb. Zaraz zaraz – czy widzieliście kiedyś telewizyjną reklamę chleba? Czy z modnego pisma wyskoczył kiedyś bochenek wspaniałego, polskiego pieczywa? I tak docieramy do punktu pierwszego:
1. Skoro nie, to skąd w reklamach pojawiły się wszystkie te Perlage, Premium i inne Mineral Clasique? Jakim cudem producentom udało się nas nakłonić do kupowania butelkowanej wody drożej niż mleko czy nawet ropa naftowa – przecież to absurd! Co takiego wyjątkowego jest w tej butelce, że płacimy za nią kilka, a nawet kilkanaście złotych (tak tak – są i takie!)? Odpowiedź jest prosta – płacimy za gażę znanej aktorki reklamującej produkt, emisję reklam w porach najwyższej oglądalności, sute pensje prezesów, wreszcie za koszty transportu, dystrybucji czy rozkładające się setki lat opakowanie. Czy mamy świadomość, że za wodę butelkowaną płacimy często kilka tysięcy razy więcej, niż za tą z kranu? Z kranu, z którego z roku na rok płynie lepsza woda, często nie odbiegająca parametrami od tej butelkowanej. Ta pitna woda kosztuje około… UWAGA UWAGA… 1 grosz za litr! Ale nie – my wolimy wsiąść do SUVa i jechać do odległego o kilka kilometrów marketu, żeby kupić parę zgrzewek wody, którą później trzeba wnieść na górę do mieszkania i znaleźć miejsce do jej przechowania. Jak jeszcze jest na wodzie napisane, że jest fit, to tym lepiej – cena nieważna, na pewno ma ona mniej kalorii… ale moda na wody „fit” nastała już po istnej inwazji „wód” smakowych, którym bliżej było do puszki coli niż prawdziwej wody.
Transport butelki wody na odległość 15.000 km… mam ochotę „pogratulować” pięścią każdemu, kto ją kupuje!
Chyba lekko poniosły mnie emocje – ale doprawdy nie potrafię zrozumieć fenomenu butelkowanej wody, z której zrobiono produkt premium. Oto moja krótka historia: jak większość, kupowałem, woziłem i upychałem po szafkach butelkowane wody. Pewnego dnia, kiedy zaprosiliśmy do nas znajomych, jedna z osób wzięła pustą już szklankę i zamiast nalać wody z butelki stojącej na stole, podeszła do kranu i napełniła szklankę. Razem z żoną otworzyliśmy szeroko oczy i zapytaliśmy „co Ty robisz?”. Nie mogliśmy się nadziwić, że dla naszego gościa bardziej naturalne jest podejście do kranu i napełnienie szklanki niż odkręcenie butelki stojącej na stole. Porozmawialiśmy o tym chwilę, później – nadal nie do końca przekonany – sam spróbowałem wody z kranu i ze zdziwieniem odkryłem, że smakuje jak… woda. Normalna, bezzapachowa, bezsmakowa (o smaku wody?), przejrzysta woda. Ale nie nie moi mili – jeszcze mnie to nie przekonało. Jako inżynier, musiałem mieć twarde dane, niezbite dowody, że pijąc „kranówczankę” ja i moja rodzina będziemy bezpieczni i zdrowi. Dlatego przekonało mnie dopiero to: wyniki ogólnopolskiego badania jakości wody z kranu, oraz cały, szczegółowy raport z tych badań: pełny raport. Pewnie nieco pomogło to, że mieszkam w mieście ocenionym jeszcze wyżej niż – i tak już niezła – średnia. Opowiedziana historia miała miejsce ponad rok temu – i od tamtej pory kupujemy wodę butelkowaną jedynie dla „szczególnych” (nie do końca przekonanych) gości – w praktyce jedna, dwie butelki w miesiącu. Bardzo zachęcam do zapoznania się z raportem i wykonanie testu: nalej do jednej szklanki wodę butelkowaną, a do drugiej wodę z kranu. Nie mówiąc która jest która, daj domownikom do spróbowania. Jeśli macie choć trochę szczęścia i mieszkacie w miejscu, gdzie woda z kranu jest dobrej jakości, nie poczujecie różnicy; nie odróżnicie, która woda jest która. Po co w takim razie przepłacać, truć środowisko butelkami, męczyć się z transportem/wnoszeniem, w końcu dawać się nabierać koncernom próbującym nam wmówić, że ich woda ma w sobie więcej wody niż ta inna woda…
Nawet jeśli nie przekonałem Cię do zmiany nawyków, albo po prostu woda w Twoim mieście nie odpowiada Twoim oczekiwaniom, i tak możesz zrobić coś dla planety. Nie kupuj wody w najmniejszych butelkach – najlepiej wybieraj taką w dużych, 5-litrowych (i większych) butlach. Jeśli są niewygodne, przelewaj ją do bardziej poręcznej butelki, z której skorzystasz wiele razy. Tylko pamiętaj o przydatności takiej wody do spożycia – po kilku dniach nie będzie już zbyt zachęcająca – w przeciwieństwie do wiecznie świeżej wody z kranu.
Kupowanie butelkowanej wody nie jest naszym jedynym grzechem. Oto kolejne:
2. Łazienka. Tu też można pokusić się o spore oszczędności. Zamiana kąpieli w wannie na krótkie prysznice, zakręcanie wody podczas golenia i mycia zębów, spuszczanie wody w toalecie korzystając z nowoczesnej spłuczki (3/6 litrów wody w porównaniu do nawet 10 litrów w starszych typach spłuczek!) – to tylko niektóre z pomysłów, które nie powodują obniżenia komfortu Twojego życia, a mogą się przyczynić do oszczędności nawet kilku metrów kwadratowych (to tysiące litrów!) wody miesięcznie. Nie traktuj również toalety jako kosza na odpady – nie wyrzucaj tam wacików czy zużytej chusteczki higienicznej, a jeśli już to robisz, to nie spuszczaj po tym wody – naprawdę nie musisz zużywać do tego kilku litrów wody.
3. Pralka i zmywarka. Korzystaj z tych urządzeń rozsądnie, unikaj uruchamiania z małym załadunkiem, wybieraj oszczędne programy w jak najniższych temperaturach. Żeby zmniejszyć ilość brudnych naczyń, używaj jednego kubka/szklanki kilkukrotnie (najlepiej: przez cały dzień), zanim odstawisz ją do umycia.
4. Picie poza domem. Na wszelkiego rodzaju wycieczki / wyjścia staraj się wziąć z sobą wodę. Oczywiście w wielokrotnie używanej butelce, najlepiej nalaną z kranu – ewentualnie z dużego baniaka. Jeśli idziesz do restauracji, również zamów wodę zamiast soku czy coli – nawet jeśli ich cena będzie zbliżona, to wyprodukowanie napojów innych niż woda jest kosztowne dla środowiska. Najlepiej poprosić w lokalu o wodę z kranu – chociaż sam jeszcze tego nie praktykuję – jakoś ciężko jest mi się przełamać. Czy ktoś z Was w ten sposób postępuje? Jeśli tak, z jakim spotyka się odbiorem?
Co do wprowadzonych przez nas zmian, to podstawą były pomiary. Przez ostatni tydzień dość często fotografowałem liczniki wody, w związku z czym mogliśmy zmierzyć wprowadzane oszczędności. Przede wszystkim, ograniczyliśmy o ok 8 litrów zużycie wody w czasie prysznica i w tym momencie zarówno ja, jak i żona zużywamy około 10 litrów wody (z czego 6-8 ciepłej) podczas kąpieli. Myślę, że to całkiem niezły wynik – zwłaszcza w porównaniu z nawet 200 litrami jakimi można zapełnić wannę. Ponadto, jakoś tak instynktownie (będąc „pilnowanym” przez liczniki) zaczęliśmy nieco inaczej zmywać naczynia (tylko te, których nie wkładamy do zmywarki), przestaliśmy często wymieniać wodę kwiatom w wazonie, a także spróbowaliśmy jednego z ciekawych pomysłów – o czym poniżej.
Propozycje przekazane na dzisiejszy dzień eksperymentu zawierały jeszcze kilka kontrowersyjnych pomysłów. Na przykład, spuszczanie wody w toalecie wtedy, kiedy „faktycznie musisz” – nie jestem do końca przekonany o co chodziło autorom, ale domyślam się, że zachęcają do spuszczania wody dopiero po załatwieniu kilku „potrzeb” albo po „dużej potrzebie” 🙂 Macie jakieś przemyślenia na ten temat? Zdaję sobie sprawę, że w naszym społeczeństwie to temat dość kontrowersyjny. Sami spróbowaliśmy mieszania „żółtego z żółtym” w dniu dzisiejszym. Nie mieliśmy jakichś szczególnych oporów czy negatywnych odczuć. Policzmy, ile tym sposobem możemy oszczędzić. W pracy temat odpada (chyba że macie eko-współpracowników!), zostaje praktyka w domu. Licząc średnio 3 zaoszczędzone, małe (3 litry) spłukania dziennie, mamy 270 litrów wody w ciągu miesiąca. 0,27 metra sześciennego, wobec mniej więcej 4 metrów sześciennych, które zużywaliśmy do tej pory. 6,8% oszczędności. Sporo – zwłaszcza, że zgodnie z zasadą „ziarnko do ziarnka…” to tylko jedna ze składowych, dzięki którym możemy oszczędzić więcej. I to nie tylko pieniędzy, ale również zasobów naturalnych. Jestem bardzo ciekaw Waszych odczuć (i praktyki!) w tym – jakby nie było – niezbyt akceptowanym społecznie temacie.
Innym pomysłem było wykorzystywanie wody z brodzika czy wanny do spuszczania wody w toalecie – według mnie pomysł dość niewygodny w realizacji, chociaż na pewno pro-ekologiczny. No i zostaje wspomniane już zamawianie „kranówczanki” w restauracjach. Chętnie poznam Wasze opinie na te tematy!
Na koniec policzmy oszczędności:
– całkowite odstawienie wody butelkowanej. Zakładając 3-osobową rodzinę i 1,5 litra wody butelkowanej wypijanej przez każdego z mieszkańców, oszczędzamy 3 półtoralitrowe butelki wody. Przy cenie 1,50 zł za butelkę jesteśmy do przodu o 4,50 zł dziennie. Uwzględniając koszt tej ilości wody z kranu (około 1 grosz za litr wody!), nadal mamy 4,45 zł oszczędności. W skali miesiąca: około 130 zł. Nie mówiąc nawet o stosach butelek, które dzięki temu nie trafią na wysypisko.
– dalsze ograniczenie zużywanej wody (oszczędne kąpiele pod prysznicem, spłukiwanie toalety kiedy trzeba itp) mogą przestawiać się różnie. Przyjmując oszczędności na poziomie 1,5 metra sześciennego miesięcznie i cenie ok 10 zł/m3 (tak jest u mnie – ok 4 zł/m3 zimnej wody + 6 zł/m3 za odprowadzenie ścieków), możemy zaoszczędzić 15 zł miesięcznie.
Pamiętajmy, że im więcej mieszkańców przekonanych o potrzebie rozsądnego gospodarowania wodą, tym większe oszczędności. To samo tyczy się posiadaczy domów z ogródkiem.
[Edytowany 11.08.2013] Zapraszam na kolejny wpis o oszczędzaniu wody, w którym podaję dodatkowe pomysły na ograniczenie jej zużycia: klik.
Jest jeszcze słynny sposób sikania pod prysznicem, reklamowany ponoć nawet przez jakieś celebrytki. 😉 (Również bez negatywnych odczuć).
10 litrów na prysznic? Jestem pod wrażeniem! Zużywam około 25-30 (fakt, że łącznie z dwukrotnym namydleniem długich włosów). Eksperyment z butelką 5-litrową, robiony w terenie (na działce się tak myjemy), przekonał mnie jednak, że mogę się umyć, o ile tylko bym chciała i nie była tak LENIWA i WYGODNA, całkowicie, łącznie z włosami w tych 5 litrach!
Co do wody z kranu – pijemy od paru lat, rzeczywiście jakość jest lepsza niż kiedyś. Dawniej kranówa w mieście często zajeżdżała chlorem. Może stąd jej zła prasa? Z wód butelkowych uznaję tylko wody faktycznie lecznicze, np. Jan czy Słotwinka, no ale to nie jest woda, którą pije się na co dzień. Kupuję rzadziej niż raz w roku.
Pół godziny temu „zmierzyłem się” po raz kolejny – wyszło 11 litrów, z czego aż 9 ciepłej. Też z włosami, tyle że krótkimi 🙂 Nie czuję, żebym się jakoś szczególnie ograniczał – po prostu zakręcam wodę, kiedy nie jest mi potrzebna. Na pewno pomaga napowietrzenie wody (perlator?) – słuchawka w prysznicu ma wbudowane to ustrojstwo i rzeczywiście ogranicza to zużycie, a mimo to odczuwa się normalny, w zupełności wystarczający strumień już przy dość niewielkim odkręceniu wody.
Bardzo lubie francuski zwyczaj podawania tzw karafki w kazdej knajpce. Oczywiscie za darmo. Jesli ktos nawet zamawia tylko kawe w kafejce, to tez moze poprosic do tego za darmo o szklanke wody. Na ogol gdy kelner pyta w restauracji czego sie panstwo napija , wystarczy odpowiedziec: caraffe d’eau i od razu wiadomo, ze chodzi o kranowke. Mowiac karafka wody nie zawsze dostaje sie taka prawdziwa karafke. To moze byc zwykla butelka po winie, albo jakas inna ladna butelka.
Kiedy zaczelam pracowac w Brukseli bardzo mi brakowalo w restauracjach tych bezplatnych karafek. Czulam sie wrecz niezrecznie, bo chcac sie napic nie mialam wyboru placic czy nie za napoj , a tylko ile placic. …
Od dluzszego czasu nie kupuje juz w Brukseli butelkowanej wody. Pierwsza rzecza bylo zamontowanie filtra na kran (no woda jest tam niesmaczna, gorsza smakowo niz w Paryzu, ktory cieszy sie zla slawa). Od tamtej pory mam wode pitna bez dzwigania i nawet jesli czeka mnie dluga amortyzacja ceny filtra, to przeciez nie zanieczyszczam srodowiska butelkami z plastiku.
Na codzien nosze ze soba sliczna rozowa butelke/bidon kupiona w decatlonie za pare groszy. Nalewam do niej moja filtrowana wode i zabieram do biura. Nie potrzenuje potem zadnych napojow z dystrybutora czy kafejki.
Nie pamietam juz nawet kiedy bralam kapiel, bo nigdzie nie mam aktualnie wanny tylko same prysznice. Czasami mi brak mozliwosci kapieli relaksacyjnej, ale trudno 🙂 Przyzwyczailam sie do prysznica.
Pralki kupowalam zawsze wodo i energooszzedne wiec tu mam czyste sumienie.Toalety maja te podwojne guziki, wiec chyba tez jest ok.
Mam wrazenie, ze jesli chodzi o zuzycie wody to nie jest ze mna tak najgorzej…
Najgorszy wynik mam w trasporcie, bo co tydzien lece lub jade pociagiem do domu min 600 a max 2400 km… (zalezy skad i dokad), no ale na to nic nie moge poradzic. Przynajmniej w chwili obecnej.
Oj , alez sie rozpisalam:) a tu juz srodek nocy.
Pozdrawiam Nika
Czyli widać, że można – nie tylko żyjąc w jednym mieście, gdzie każdy dzień wygląda podobnie, ale nawet jeśli dużo się podróżuje.
Ja też nie pamiętam ostatniej kąpieli w wannie – bardzo łatwo można się od tego odzwyczaić. I szczerze powiem, że nie wiem czy po tym tygodniu miałbym „odwagę” napuścić do wanny te 100-200 litrów tylko po to, żeby się chwilę zrelaksować – raczej miałbym zbyt duże wyrzuty sumienia żeby móc się odprężyć 🙂
Fajnie, że wspomniałaś o filtrach do wody – jest wiele rozwiązań w tym temacie (od dzbanków z filtrem, po wszelkiej maści filtry nakładane na kran/inne części instalacji) i tak również można poprawić właściwości wody, jeśli są one niewystarczające. Pozdrawiam!
Kranówka w restauracjach i kawiarniach – praktykuję jej wymuszanie (:-)) odkąd wyszłam z konsumpcyjnego odosobnienia. Jak na razie nigdzie nie spotkałam się z odmową, choć ze zdziwieniem i zatroskaniem (wyrażanym np. przez propozycję zastąpienia kranówki wodą filtrowaną) – owszem.
Interesuje mnie za to temat filtrów – pod kątem konsumpcyjnym. To ogromny rynek: filtry dzbankowe, butelki z filtrami (Bobble), filtry na kran, osiedlowe stacje zmiękczania wody. Z tego co się orientują, nie są one w stanie uchronić nas przez groźnymi zanieczyszczeniami biologicznego pochodzenia, a mogą za to sprawić (jak prywatne stacje służące do obniżania miękkości wody albo zbyt długo przetrzymywane wkłady do domowych filtrów), że mikroorganizmy będą się bardziej ochoczo rozwijać. A czy faktycznie poprawiają smak wody? Nie jestem pewna.
filtrów nie używam i nie czuję się ekspertem żeby się odnieść do tego, co piszesz. czytałaś jakieś analizy czy wyniki badań które potwierdzają negatywny wpływ filtrów na wodę?
Tu trochę danych: http://wsse.krakow.pl/strona/index.php?option=com_content&view=article&id=348:wpyw-twardoci-wody-na-zdrowie-c
Przygotowywałam kiedyś jubileuszową monografię Filtrów Warszawskich i miałam wówczas okazję nie tylko dokładnie obejrzeć je od środka, ale i (w ramach dokształcania) rozmawiać z pracującymi tam fachowcami. Te spotkania wyleczyły mnie na zawsze z miłości do Brity:-) i utwierdziły w przekonaniu, że miękka woda jest dobra dla pralki, a niekoniecznie dla mnie:) To co leci z kranu w Warszawie jest git i nie trzeba już przy tym kombinować.
Ja mam w kuchni dzbanek do wody przegotowanej – jak zostaje ugotowana woda w czajniku, a chcę zrobić następny gorący napój, to tę z czajnika wlewam do dzbanka i kiedy tylko chce mi się pić, piję właśnie z niego.
Inny mój patent na niewielkie oszczędności wody, to mycie głowy nad wiaderkiem. Potem wiaderko ląduje w toalecie i zaartość służy do spłukania toalety.
patenty na pewno w duchu 'eko’ – polecam jeszvze sprawdzić wodę prosto z kranu- być może będziesz pozytywnie zaskoczona i gotowanie nie będzie konieczne
prosto z kranu też jest niezła
U mnie niestety jest strasznie najeżona jakimś ołowiem i po mojej kranówie brzuch boli.
Ale to nic, w wielu instytucjach publicznych można sobie pójść pod inne krany (z łazienek na przykład) i sobie okazjonalnie napełniać butelki.
Ja też chcę dopiero wypróbować zamawianie kranówki w kawiarniach. Muszę się przełamać, ale lubię takie wyzwania. Jestem bardziej ciekawa, czy za kranówkę też trzeba płacić. Ideałem jest sytuacja opisana przez Nikę. Ale z Zachodu może przyjdzie i ten zwyczaj do nas.
Fajnie, że się wypróbowałeś „mieszanie żołtego z żółtym” bez oporów. My stosujemy to w domu i weszło nam to już w nawyk. Ta metoda będzie szczególnie przydatna w kolejnych miesiącach ciąży Twojej żony kiedy to biega się do toalety co pół godziny – jeśli będziecie stosować się do wspomnianej metody to będziesz oszczędzał coraz więcej 😉 Trzeba oczywiście pamiętać aby pozbyć się wszystkiego przed przyjściem gości, bo etykietkę ekoświrów zamienią Wam na ekoszajbusów. W tym temacie napisałam zresztą kiedyś tekst na swoim blogu, więc jeśli będziesz miał chęć to zapraszam: http://www.3poziomy.blogspot.com/2012/10/toaletowo.html
Pozdrawiam,
Magda
PS. Respect za szybkie relacje z kolejnych dni 🙂
Właśnie dlatego kwestia „mieszania żółtego z żółtym” jest nadal otwarta – obawiam się nieco o odbiór tego przez innych. Bo tak – z jednej strony robisz coś, co według Ciebie jest dobre, ale jednak kryjesz się z tym. Co, jeśli przyzwyczajenie sprawi że gdzieś zapomnę spuścić wody? Co, jeśli znajomi przyjdą wcześniej albo niespodziewanie? Co, jeśli dziecko kiedyś również przyzwyczai się do „źółtej wody” w toalecie i będzie z tego powodu okrutnie potraktowane przez rówieśników?
A Twój wpis czytaliśmy i nawet oglądaliśmy program przedstawiony jako poziom 3! Wszystko w ramach przygotowania do Innego Tygodnia 🙂
Co do uczenia dziecka, to jeśli planujecie żyć na przekór galopującej konsumpcji to na pewno przed Wami bardzo wiele trudnych rozmów z dzieckiem… Przede mną też i już się boję, czy będę dla córki wiarygodna i spójna w tym, co robię. A w końcu są też poważniejsze kwestie niż tylko (nie)spuszczanie wody…
Tymczasem miło mi, że tekst czytałeś. Nie sądzisz, że te małżeństwo z programu pokazuje mega wielki środkowy palec pędzącemu światu? 🙂
Tak – zrobili na nas spore wrażenie. Mimo zdziwienia i wręcz oburzenia publiczności byli niesamowicie spokojni, opanowani i pewni obranej drogi. Mam nadzieję, że kiedyś również osiągnę tak wielki spokój wewnętrzny i będę z potrafił z uśmiechem rzeczowo odeprzeć każdy zarzut 🙂 Wszyscy naokoło byli zatroskani o nich, a z całej czwórki aż biło szczęście i wolność!
Mieszamy żółte z żółtym jak pijemy piwo z kolegą.
Nie zostawiałbym jednak dla kobiety brudnej toalety, czy na dłużej niż pół godziny.
Leczenie zapalenia pęcherza jest dużo droższe.
Dało mi to do myślenia, będę pił więcej kranówki (już i tak kiedy nie ma wody w domu leję prosto z kranu), do niektórych rzeczy ciężko się przyzwyczaić i od starych odwyknąć.
brawo. Dzięki takim komentarzom – pokazującym dobrowolne, pozytywne zmiany na które się decydujecie – wiem, po co piszę tego bloga 🙂
Oczywiście zachęcam do całkowitego przejścia na kranówkę – skoro już i tak ją pijesz, to pewnie nie zauważasz różnicy. A jak mówiła pewna stara reklama: „a skoro nie widać różnicy…” – pamiętacie? 🙂
Mam pytanie, a jak byłeś na Siri Lance to też piłeś kranówę we wszystkich miejscach? Nie miałeś problemów żołądkowych? Podobno odradzają branie napojów z lodem w takim klimacie i zalecają butelkowaną wodę, ale nie wiem na ile jest to propaganda koncernów a na ile realna potrzeba.
przyznaję bez bicia – na Sri Lance piliśmy tylko i wyłącznie wodę butelkowaną (jeśli byliśmy w jedym miejscu ze 2 dni to nosiłem duże baniaki), unikaliśmy też lodu (tylko schłodzone, butelkowane napoje). Czytaliśmy wcześniej, że jakość wody nie jest tam najlepsza i nie chcieliśmy ryzykować problemów podczas urlopu. Azja to inna flora bakteryjna – chociaż prawdę mówiąc nie wiem czy to nasze unikanie kranówki było sensownie, skoro stołowaliśmy się na 'ulicy’ (stragany albo knajpki dla lokalnych) – od razu dodam, że bez jakichkolwiek rewolucji.
Podobno (zasłyszane od doświadczonego przewodnika trekingów nepalskich) dobrym sposobem na inną florę bakteryjną jest wypicie po przylocie lokalnego jogurtu, ale nie wiem czy to jest prawda i czy czegoś nie pokręciłem 🙂
W moi domu kładzie się duży nacisk na oszczędzanie wody, choćby ze względu czętych susz i braku wody (mieszkam na wsi, mamy własną syudnię, bez podbięcia do publicznych zasobów, więc brak wody we własnej studni był bardzo dużym problemem). Od jakiegoś roku panują u nas takie zwyczaje: naczynia myjemy w dwóch miskach plastikowych – w jedneej woda z płynem do naczyć, w drugiej czysta woda do spłukiwania. Woda z płynem później lądowała w toalecie, a woda po spłukwianiu jest podgrzewana w garnuszku i wykorzystywana po raz drugi do kolejnego mycia naczyć. Kąpiele tylko pod prysznicem, stojąc w misce, w któej gromadziła się woda z któej korzystamy podczas kąpieli. Zgromadzoną wodę wykorzytujemy później do płukania toalety. Moja mama jeśli chodzi o oszczędzanie wody osiągnęła poziom hard: potrafi nawet zlewać wodę z PRANIA zlewać do wiaderek(woda idealna do spłukiwania w toalecie), a wtedy gdy pralka pobierałą wodę, moja mama unieruchamiała ją, wlewała DESZCZÓWKĘ, którą również gromadzimy (tatuś wykonał tutaj mega robotę tworząc odpływ od każdej rynny, a wodę z nich splywającą gromadzimy w wiaderkach). Oczywiście są to bardzo skrajne metody oszczędzania wody, do których musieliśmy się przekonać z zwykłego braku wody. Pomimo, iż teraz problem braku wody już nie istnieje, wciąż panują u mnie takie przyzwyczajenia. Nie są to metody zbyt estetyczne (kilka wiaderek stojących w łazience nie wygląda zbyt fajnie) ani też praktyczne (trzea zmieniać wiaderka, wnosić, wynosić, pilnować pralki itd…), ale uświadamiają jak wiele wody marnujemy. Przepraszam za wyczerpujacy i długi komentarz, ale mam nadzieje pomoże on spojrzeć na sprawę oszczędzania wody w nowym świetle 🙂
Super komentarz – nie masz za co przepraszać – bardzo Ci za niego dziękuję! Metody dość ekstremalne, ale pozwalają na olbrzymie oszczędności – jestem ciekawy ile m3 wody zużywacie w ciągu miesiąca (pewnie trudno określić przez brak liczników skoro macie studnię). Dzisiaj wycierałem naczynia myte obok przez teścia. Gorąca, bieżąca woda z kranu odkręcona na full tylko po to, żeby wymyć kilka talerzy i sztućce. Aż mnie nosiło żeby coś powiedzieć ale próbowałem już wcześniej i skutków nie było, więc nie chciałem już sobie 'grabić’ u teścia. Oni zużywają 7 m3 wody miesięcznie, my 4 m3, a na podstawie Twojego opisu nie zdziwiłbym się, gdybyście byli blisko 2 m3… i za to wielkie gratulacje! pozdrawiam.
Z żeglarskiego doświadczenia mogę zapewnić, że bez problemu da się umyć w 2 szklankach słodkiej wody i tylko z opłukaniem się po myciu są niewielkie problemy. 🙂
Jeden z moich sposobów na oszczędzanie (w 100% 'przy okazji, bez najmniejszych wyrzeczeń i kombinowania) – mam nielimitowany karnet na basen, koszt miesięczny 29zł (oczywiście wiem że nie każdy ma taką możliwość). Chodząc trzy razy w tygodniu koszt zwraca mi się po tygodniu – sport to też inwestowanie w siebie – a oszczędzam na tym około 12 pryszniców w miesiącu czyli lekko licząc 100l 🙂 nie ukrywam że ekologia to nie jest coś co do mnie przemawia ale oszczędzanie już tak 🙂
Teoretycznie możliwe codzienne kąpanie po/na basenie, ale na to już jestem zbyt leniwa 😀
To dość niekonwencjonalny pomysł – chodzenie na basen żeby się wykąpać 🙂 Sam tak lubiłem pływać, a już dobre kilka lat nie byłem na basenie. Zazdroszczę takiego karnetu!
Hej Kamila – kąpiąc się na basenie nie zużywasz mniej wody. zużywasz ja gdzie indziej :). Oczywiście popieram Twoje oszczędności pieniężne i przy okazji dbanie o zdrowie 🙂
„Dlatego przekonało mnie dopiero to: wyniki ogólnopolskiego badania jakości wody z kranu, oraz cały, szczegółowy raport z tych badań: pełny raport. ” oba linki wymagają autentykacji :/ Tu jest chyba przedruk z pierwszego linku: http://www.samouzdrawianie.pl/ogolnopolskie-badanie-jakosci-wody-z-kranu/
Świetny demot!
Sam wodę 'mineralną’ kupuję bardzo rzadko i chyba jedynie dla bąbelków.
Jedno małe 'ale’, które badania nie przekreśla. Raport jest firmy Brita, która handluje filtrami kranówki 😉
To prawda. Ale jeśli wyniki badania mówią, że woda jest na tyle dobra, że w bardzo wielu miejscach nie trzeba jej dodatkowo filtrować, to byłbym ostrożny zarzucając od razu stronniczość.
Świetne pomysły na oszczędzanie wody. U mnie bez problemu działa spłukiwanie toalety co jakiś czas, nie trzeba po każdym siku spłukiwać. Uczę dzieci, by zawsze zakręcały wodę przy myciu zębów, wlewać tylko tyle wody ile trzeba do grzania na picie itd.
Dobrym pomysłem byłby wykorzystanie wody szarej z pralki do spłukiwania toalet, ale nad tym dopiero pracuję.
P.S. Usuń link do bloga Jak Oszczędzać Pieniądze, ponieważ ten blog już jest jakąś masakrą – koleś się sprzedał i nagania za kasę na inwestowanie w forex itd. Brak jakichś tematów o oszczędzaniu pieniędzy, tylko zarabianie kosztem innych.
My zrezygnowaliśmy z rzadszego spłukiwania wody – więcej z tym było problemów, niż pożytku (ciągłe pilnowanie się, a przede wszystkim nieustannie zakamieniona miska, którą bardzo ciężko domyć).
Co do bloga Michała, znam go osobiście i mam o nim odmienne zdanie niż Ty. Facet jest szczery – od początku chciał na blogu zarabiać, a ponieważ serwuje za darmo tony wartościowych informacji, jak najbardziej mu się należy. Co do forexa, to kojarzę u Michała wywiad z inwestorką osiągającą sukcesy, a to nie to samo co naganianie.
Zgodzę się kupowanie wody butelkowanej pod przekonanie, że jednak się zdrowo odżywiamy i dostarczamy organizmowi składników odżywczych (tak to da się wytłumaczyć). Osobiście moja woda z pracy (jaką dostajemy w czasie upałów) czeka nadal na lepsze czasy – bowiem „kranówka jest smaczniejsza” i nie mam problemu z butelkami. Tak jestem za rozsądnym wydawaniem pieniędzy ale też za szanowaniem natury
Co do wody butelkowanej bardzo długo miałam takie samo zdanie. Do kupowania wody butelkowej przekonała mnie sytuacja, która miała miejsce w miejscowości pod miastem, w którym mieszkam, Otóż doszło tam do zatrucia wód E.coli i paciorkowcami, Ludzie chorowali. Kiedy pomśle o tym, że teraz w ciązy mogłoby mnie coś takiego spotkać, bo pożałowałam na, badz co badz przebadaną wode ( bo za to moim zdaniem płace, a nie za super właściwości wody butelkowanej ) to bym sobie nie podarowała pewnie. Pewnie można gotować wode, którą pijemy ale nie ma co sie czarowac woda wygotowana to woda jałowa nietylko pozbawiona bakteri ale i minerałów ( na czym komu zalezy oczywiście) oraz koszty związane z energią. Pozdr