Przez ostatnie dni pisałem o swoim udziale w pilotażowej turze eksperymentu „tydzień inny niż wszystkie”. Był to bardzo pracowity (głównie przez deklarację codziennych postów na blogu), ale i owocny okres. Pisałem z perspektywy umiarkowanego minimalisty, dążącego do osiągnięcia niezależności finansowej – a więc kogoś, kto jest bardziej nastawiony na generowanie oszczędności i niekoniecznie postępuje na co dzień w sposób uwzględniający dobro naszej planety. Co się jednak okazało? Idea minimalizmu (jakkolwiek zdefiniowanego – dzięki Tofalarii wiem, że nie jest to sztywne pojęcie) i bycie „eko” mają bardzo wiele wspólnego. Racjonalne korzystanie z własnych zasobów w celu oszczędzania w wielu przypadkach pokrywa się z racjonalnym korzystaniem z zasobów Matki Ziemi. Ostatni tydzień nieco rozszerzył nasze horyzonty patrzenia na ruch „eko” i wprowadził kilka zmian w codziennym życiu. Zanim je opiszę, jeszcze mała refleksja na temat dzisiejszych zadań postawionych przez organizatorów „tygodnia innego niż wszystkie” (przy okazji, bardzo dziękuję im za możliwość uczestnictwa w eksperymencie!). Dzisiejszy dzień minął pod znakiem realizacji wolontariatu i dzielenia się z innymi wiedzą i praktyką z poprzednich dni. O ile wolontariat „zaliczyłem” (o pomyśle na niego pisałem pod koniec środowego wpisu – zdjęcia z dzisiejszych prac towarzyszą temu wpisowi), to w tej drugiej kwestii mam nieco inne zdanie niż organizatorzy.
Rozmawianie z innymi o problemach Ziemi czy oszczędzaniu zasobów naturalnych – a nawet o polepszeniu jakości swojego życia – jest w moim odczuciu podobne do rozmawiania o minimalizmie i niezależności finansowej. Jeśli ktoś nie jest otwarty na tyle, że sam inicjuje takie rozmowy czy szuka informacji na te tematy, to uważam, że nie warto zaczynać dyskusji na te tematy. Zawsze są to przecież rozmowy o zmianach pewnych głęboko zakorzenionych nawyków, przyzwyczajeń – nierzadko wyniesionych nawet z dzieciństwa. Druga osoba może to odebrać jako pewnego rodzaju atak, a w najlepszym razie pouczanie. Owszem – można wspomnieć o czymś przy okazji, przemycić jakąś myśl w sprzyjającej sytuacji. Ale próby przekonywania do zmian – jeśli trafią na mało podatny grunt – mogą co najwyżej popsuć nasze relacje z drugą osobą. Co innego przedstawianie moich zmagań na blogu – co robiłem przez ostatni tydzień. Każdy, kto jest zainteresowany tematem, ma szansę dotrzeć tu i być może wynieść z ostatnich postów coś wartościowego. Mam nadzieję, że w czasie otwartej tury eksperymentu organizator – Fundacja Sendzimira – będzie aktywnie zachęcała do wzięcia udziału jak największą rzeszę ludzi, przy okazji zapraszając zainteresowanych do sprawdzenia moich (i innych blogerów) relacji. Te relacje – publikowane codziennie, kosztujące sporo pracy – uważam za mój wkład w propagowanie idei noimpactproject.org.
Tyle w temacie oficjalnych zadań na dzisiaj. Chciałbym teraz podsumować, co wyniosłem z eksperymentu, jakie zmiany wprowadziłem na stałe, oraz oczywiście – ile na tym zaoszczędzę w dłuższej perspektywie.
Dzień 1: Konsumpcji mówimy NIE
Zadania postawione przed nami popchnęły mnie do bardziej intensywnego szukania używanych przedmiotów, których kupno – w związku ze zbliżającymi się narodzinami dziecka – nas czekało. Żona również się zaangażowała i wspólnymi siłami zrealizowaliśmy planowany zakup łóżka dziecięcego (100 zł zamiast wybranego, nowego za 250 zł). Jesteśmy też umówieni ze sprzedawcą różnych akcesoriów dziecięcych (wynegocjowana cena: 75 zł zamiast sklepowych 200 zł). Dzięki posprzątaniu szafy trochę ciuchów trafiło do potrzebujących, a kilka sprzętów o których praktycznie zapomnieliśmy jeszcze w ciągu weekendu wystawię na sprzedaż (obiecuję! Potrzebuję tylko chwili czasu, o którą ostatnio było trudno). Ostrożnie szacuję ich wartość na 50 zł – chociaż z radością pozbędę się za mniej – byle odzyskać zajmowane przez nie miejsce, a jednocześnie nie generować śmieci. Oszczędziliśmy też ok 50 zł na prezencie dzięki odnalezieniu zrobionej przez żonę maskotki. Pierwszy dzień przyniósł 150 zł + 125 zł + 50 zł + 50zł = 375 zł oszczędności jednorazowych, oraz jeszcze większe przekonanie o słuszności kupowania rzeczy używanych, jeśli to tylko możliwe. Do tej pory patrzyłem na to tylko przez pryzmat oszczędności – teraz mam większą świadomość i wiem, że oszczędzam nie tylko własne pieniądze, ale również – pośrednio – zasoby naszej planety.
Chcemy również rozpocząć przygodę z samodzielnie wykonaną „chemią” (na pierwszy ogień pójdzie płyn do płukania ubrań) – ale temat jeszcze jest w fazie planowania.
Dzień 2: Ograniczenie generowanych odpadów
Oszczędności raczej nie było, ale mimo wszystko kilka trwałych zmian się znajdzie. Przede wszystkim, odczuwam coraz większy „ból” przy otrzymywaniu i wyrzucaniu kolejnych woreczków foliowych. W związku z tym, na pewno będziemy starali się jeszcze bardziej ograniczyć ich używanie, przygotowywać się zawsze odpowiednio do zakupów (nie tylko stosowana do tej pory torba ekologiczna), a także zwracać większą uwagę na opakowania kupowanych produktów. No i zmiana papieru toaletowego na ten z makulatury – to również przyklepane! Oszczędności nie ma co liczyć – tu się liczy przede wszystkim Ziemia. I kolejny plus uczestnictwa w eksperymencie: mimo że oszczędności praktycznie nie ma, to chcę ograniczyć swój wpływ na zasoby naturalne. Inaczej bym nawet o tym nie pomyślał.
Wtorek był dniem, w którym ograniczyłem się do opisania własnej historii optymalizacji transportu. Ostatnie lata były na tyle pracowite w tym temacie, że nie czułem potrzeby zmiany czegokolwiek. Dotyczy to również oszczędności – to, co było do zrobienia, zostało zrealizowane w 110% i oszczędzam co miesiąc dobre kilkaset złotych. Samochód tak jak stał, tak nadal stoi nieużywany (już tydzień!), a my nawet wybraliśmy się na szkołę rodzenia na piechotę (3,5km w jedną stronę – dobrze, że żona tak lubi chodzić – nawet w 8 miesiącu ciąży!). Jedyną rzeczą, która po raz kolejny dała mi do myślenia to idea car sharingu – zwłaszcza w kontekście stojącego pod domem przez większość czasu naszego samochodu. Doszedłem jednak znowu do tych samych wniosków – nie sądzę, żeby nasze społeczeństwo było na to gotowe, a ja nie jestem gotowy na pożyczanie obcym ludziom swojego samochodu. Uważam, że byłoby z tym więcej problemów niż pożytku. Sam jednak chętnie sprzedałbym swój samochód i korzystałbym – bardzo odpowiedzialnie i z szacunkiem – z samochodów innych w razie potrzeby. Może za kilka lat będzie to możliwe i dzięki temu nie będę musiał zmieniać samochodu?
Mam nadzieję, że uda mi się dotrzymać obietnicy zamiany niektórych importowanych produktów na regionalne. Będziemy też jeszcze bardziej „brnąć” w temat przetworów. Ponieważ posiłki jadane poza domem (nie przygotowane przez siebie) są w naszym przypadku rzadkością, to oszczędności nie będą duże – maksymalnie 200-300 złotych rocznie.
Ambitne podejście do tematu (wyłączenie bezpieczników w mieszkaniu) na kilka godzin oszczędziło nam co najwyżej kilkadziesiąt groszy 🙂 Co ważniejsze, uświadomiło mi to, jak bardzo jesteśmy zależni od energii. Energii, która w naszym kraju jest generowana w sposób mało ekologiczny. Może to odpowiedni moment do zainteresowania się pozyskiwaniem energii z innych źródeł na własną (lub „wspólnotową”) rękę? Jeden z moich znajomych ostatnio wystartował z własną działalnością zajmującą się instalacjami fotowoltaicznymi (znane szerzej jako „solary”) – być może udałoby się zainicjować temat na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej… na pewno to przemyślę.
Ponieważ sami staramy się bardzo racjonalnie korzystać z energii, trwałych zmian nie wprowadzaliśmy. Telewizji jak nie ma, tak nadal nie będzie 🙂
Picie „kranówczanki” praktykujemy od ponad roku, więc znowu największe pole do oszczędności już zostało wykorzystane. Zmieniliśmy nieco sposób brania codziennych pryszniców i na pewno będziemy go kontynuować. Kwestia oszczędzania wody spłukiwanej w toalecie jest nadal otwarta. Całość oszczędności to maksymalnie kilka złotych miesięcznie.
Udział w eksperymencie był bardzo pozytywnym doświadczeniem, dzięki któremu wyniosłem całkiem sporo nowej wiedzy i świadomości. Dlatego Was również zachęcam do udziału w turze otwartej, która odbędzie się w dniach 6-12 maja (szczegóły TU). Nawet, jeśli nie widzicie teraz potrzeby zmian w Waszym gospodarstwie domowym lub jesteście przekonani, że jesteście już tak „zieloni” jak tylko można, to na pewno znajdzie się jeszcze coś do usprawnienia. Pomysłów jest tyle, że naprawdę każdy podchwyci kilka z nich i bez negatywnego wpływu na swój styl życia odciąży nieco Ziemię. Zapewniam, że po tygodniu pozytywnych zmagań będziecie bardziej świadomi Waszego wpływu na środowisko naturalne, a do tego oszczędzicie na pewno kilka… złotych, setek lub tysięcy złotych – w zależności od aktualnej sytuacji i chęci zmian na lepsze!