Bogać się dzięki lokalnej bibliotece!

Nie wiem czy uwierzycie, ale nie wszyscy korzystają z zasobów swojej lokalnej biblioteki! Wyobraźcie sobie, że niektórzy regularnie odwiedzają przybytki zwane księgarniami, kupują w nich książki za 40 zł sztuka, a następnie po jednokrotnym użyciu odstawiają na półkę do całej reszty innych tytułów, która nie ma większych szans – z nielicznymi wyjątkami – na bycie wykorzystanym ponownie. Mam nadzieję że wiecie, że biblioteki są utrzymywane z naszych podatków – skoro więc płacimy (pośrednio) za utrzymanie tych instytucji, a one w zamian zapewniają nam dostęp do wprost niezliczonych księgozbiorów, na których przeczytanie nie starczyłoby nam życia, korzystajmy z tych możliwości! Zapewniam, że może to nam wyjść tylko na dobre.

W związku z wielkim marnotrawstwem pieniędzy i zasobów naturalnych jakim jest wybieranie księgarni zamiast biblioteki, a także wprost niewyobrażalnym nabijaniem kasy hurtownikom i księgarniom,  biorę na warsztat książki i wszelkiego rodzaju kolorowe magazyny. Z góry przepraszam wszystkich którzy poczuli się obrażeni wrzuceniem do jednego worka 'Twojego Imperium’ z klasykami literatury pięknej.

książkispróbujcie znaleźć teraz książkę kosztującą w księgarni poniżej 40 zł (a będąc precyzyjnym – poniżej 39,99zł) – od razu zaznaczam że się naszukacie. Jeszcze 2-3 lata temu standardową ceną było 25-30zł – skąd ta podwyżka? Czy książka już zawsze będzie w Polsce dobrem luksusowym, a w wiadomościach co roku w Dzień Książki będą przedstawiane statystyki mówiące, że statystyczny Polak nie przeczytał w ostatnim roku nawet jednej książki? W 2011 roku wzrósł VAT na książki (z 0 do 5%) – czy to powód podwyżki? Tylko częściowo, bo VAT odpowiada maksymalnie za 2 zł w cenie książki. To zestawienie pomaga to wyjaśnić. Mam nadzieję że teraz siedzicie, bo informacja będzie szokująca. Aż 20-25 złotych (nie procent!) z 40zł które wydajemy na książkę dzieli między sobą hurtownik i księgarnia! Tym bardziej kuriozalne jest sprzedawanie książek w wydaniach elektronicznych (e-booki) w podobnych cenach – przecież tam koszt produkcji jest niemal zerowy, hurtownik też nie ma czego szukać w świecie e-booków! Rozwiązanie? Pożyczajmy książki – w bibliotekach (tak tak – te instytucje jeszcze istnieją i czasami nawet rozbudowują!), wymieniajmy się książką z rodziną / znajomymi, sprawdźmy najbliższy antykwariat i serwisy Internetowe takie jak tablica.pl, podaj.net czy finta.pl. Jako ciekawostkę dodam, że moja biblioteka umożliwia nawet wypożyczanie e-booków!

Oszczędność: przy 1 książce raz na 2 miesiące na Twoją rodzinę – 20 zł w portfelu miesięcznie. Początkowo przyjąłem 1 książkę miesięcznie (również na całą rodzinę), ale uznałem że przy obecnym stanie czytelnictwa byłoby to zdecydowanie na wyrost – niestety…

biblioteka

podręczniki – masz dzieci w wieku szkolnym? A może sami się dokształcacie lub studiujecie? Pomijając wybitnie specjalistyczne pozycje, większość potrzebnych tytułów można kupić jako używane. Według badań CBOS, statystyczna polska rodzina wydała w 2011 roku na wyprawkę szkolną ponad 800 zł! Jasne – dużą część stanowiły na pewno przybory czy obuwie z logo ulubionych przez nasze pociechy postaci z kreskówek, ale nawet jeśli weźmiemy pod uwagę tylko to, co niezbędne, nadal nie zamkniemy się w kwocie poniżej 200-300 złotych na jedno dziecko. Podręczniki szkolne nie zmieniają się tak często, szkoły nie mają prawa wymusić na rodzicach kupna nowych podręczników, a fanaberie pań nauczycielek zmieniających co roku podręcznik na inny, można z powodzeniem spacyfikować. A więc przy następnym zakupie podręczników czy specjalistycznych pozycji, zadaj sobie choć minimum trudu i sprawdź, czy na którymś z serwisów internetowych interesujący Cię przedmiot w dobrym stanie nie kosztuje przypadkiem połowy ceny sklepowej. A może znajomi, których dziecko jest o rok starsze, mają zbędne już podręczniki, które Twoja pociecha mogłaby użyć?

Oszczędność: przy jednym dziecku w wieku szkolnym – ok 150 zł rocznie, czyli 12,5 zł miesięcznie.

magazyny, czasopisma – szczerze mówiąc, nigdy nie byłem fanem kolorowych pism, a od kiedy Internet jest dobrem powszechnym kupowanie kolorowych pism wydaje mi się marnotrawstwem pieniędzy i rujnowaniem środowiska. Odsunę więc na bok moje własne poglądy i skupię się na faktach i statystykach. Związek Kontroli Dystrybucji Prasy będzie dobrym punktem wyjścia. Do wglądu jest raport dotyczący Polskiego rynku czasopism za 2011 rok (nowszych brak) – dobre i to. W Polsce wydawane jest ponad 500 różnych czasopism płatnych, drukowanych łącznie w dziesiątkach milionów kopii miesięcznie! Co miesiąc zalewa nas niewyobrażalna fala kolorowych tytułów (oczywiście wypełnionych wszędobylską reklamą), które po przekartkowaniu trafiają do śmietnika. Jak się dobrze nadstawi uszy to wręcz można usłyszeć ciche kwilenie naszej planety, na które już nikt nie zwraca uwagi. Elektroniczne wydania magazynów najczęściej nie są dostępne (większość miesięczników, trochę lepiej jest z tygodnikami), a jeśli są, to ich cena jest tylko 10-20% niższa niż wydań papierowych. Przepraszam, ale czy tylko ja czuję, że ktoś mnie próbuje najzwyczajniej na świecie „wydymać”? Są na szczęście pierwsze wyjątki, gdzie oferuje się e-prenumeratę w cenie ok 50% ceny kupowanych w kioskach wydań papierowych – brawo!

oszczedzanie_1_ksiazki

Zaryzykuję stwierdzenie, że prawie wszystkie informacje drukowane w magazynach można znaleźć w Internecie – może poza niewielkim zbiorem specjalistycznych tytułów. Oczywiście – czasem ciężko dotrzeć do wartościowych treści, a popularne serwisy Internetowe pełne są „niezjadliwej papki” – ale chcieć to móc i przy odrobinie pracy znajdziemy portale/serwisy, które nas zainteresują. A przy okazji podszkolimy umiejętność filtrowania śmieciowych informacji i odnajdywania tych przydatnych – chyba nikt nie ma wątpliwości, że w czasach społeczeństwa informacyjnego taka umiejętność ma olbrzymie znaczenie.  No dobrze – a co z czasem w którym jedziemy gdzieś pociągiem czy czekamy w poczekalni na wizytę lekarską? Jeśli w tych miejscach nie ma kilku ogólnodostępnych czasopism (coraz częściej to już standard), to wzięcie ze sobą książki (oczywiście wypożyczonej z biblioteki!) będzie dobrym rozwiązaniem. Sprawdźcie przy okazji, czy Wasza biblioteka nie prenumeruje jakichś wartościowych magazynów, które moglibyście pożyczyć lub przeczytać na miejscu. Rozumiem, że tu motywacja może być mniejsza niż w przypadku książek (niska cena magazynu w porównaniu do „wysokiej ceny” wstania z fotela i przejścia się do biblioteki), ale niech to Was nie zrazi – warto spróbować. Regularne kupowanie choćby jednego tygodnika to około 200-300 złotych rocznie – a to już chyba nie są grosze, po które nie warto się schylić, prawda?

Oszczędność: zakładając 2 kolorowe czasopisma miesięcznie po 8 zł – 16 zł w portfelu.

Na marginesie pozwolę sobie wtrącić, że większość polskich czasopism tak naprawdę należy do niemieckich spółek (takich jak Burda, Ringier Axel Springer czy Bauer), więc kupując je wcale nie wspieramy lokalnych / krajowych inicjatyw, ale nabijamy kasę sąsiadowi z zachodu.

dzienniki – tu temat jest nieco trudniejszy, bo znam wiele osób, dla których poranna kawa z gazetą w ręku to wręcz świętość. Cóż – tu nic nie poradzę, ale może robisz to tylko z przyzwyczajenia i te 10 minut przed ekranem monitora równie dobrze spełni swoją funkcję.

Oszczędność: 30 gazet w miesiącu po 1,80 zł – 54 zł w portfelu.

Nawet jeśli  po prostu MUSISZ mieć wydanie konkretnego, ulubionego dziennika, sprawdź czy możesz kupić roczną prenumeratę jego wydania online? To również przełoży się na kilkadziesiąt (20-30) złotych oszczędności miesięcznie.

Podsumujmy oszczędności ROCZNE:
– książki: 240 zł
– podręczniki: 150 zł
– magazyny/czasopisma: 192 zł
– gazety codzienne: 648 zł *

SUMA: 1230 zł.

Nie brzmi zachęcająco? Czy już wiesz na co przeznaczysz dodatkowe 1230 zł rocznie, które zyskasz bez obniżenia Twojego standardu życia? Co więcej, przy odrobinie szczęścia wyszukasz interesujące tytuły, których istnienia nie byłeś świadomy, bo nie były wystarczająco „modne”, żeby umieścić je na półce w księgarni.

* Swoją drogą spójrzcie, jak dużo kosztuje codzienna gazeta, która przecież jest tak tania w porównaniu do książki czy nawet tygodnika. Ale wystarczy, że tą niewielką, zupełnie pomijalną cenę pomnożymy przez 365, a wychodzi nam całkiem tłusta sumka, którą osobiście przeznaczyłbym na coś zupełnie innego.

15 komentarzy do “Bogać się dzięki lokalnej bibliotece!

  1. Tofalaria Odpowiedz

    Biblioteka gminna to stale odwiedzany przeze mnie przybytek. Czytam mniej więcej 2 książki tygodniowo, na co nie mogłabym sobie pozwolić, gdybym musiała je kupić. Pożyczam też od znajomych – standardowo podczas wizyty pędzę do półki z książkami. 😉 Tym samym się rewanżuję swoim gościom.
    Mankament naszej biblioteki gminnej to bardzo skromny zasób literatury bardziej „koneserskiej” i ambitnej. Ponieważ to mała biblioteka, to przeważają romanse, kryminały i lektury szkolne. Najbardziej brakuje mi klasyki, na przykład Dostojewskiego (są tylko 2 tytuły), a także książek specjalistycznych. Kiedyś chodziłam do jednej z warszawskich bibliotek i tam wybór był naprawdę przeogromny! No ale staram się nie narzekać i wybierać to i owo u nas na miejscu. Ostatnio odkryłam półkę podróżniczą, nowości i literaturę biograficzną. 😉
    Jeśli chodzi o kolorowe czasopisma, to uważam, że treści się powtarzają i nie ma tam tak naprawdę nic nowego. Czasopisma biegowe, turystyczne, rowerowe, które okazjonalnie kupowaliśmy to głównie testy sprzętu, opis różnych wypraw (tego pełno w necie), plany treningowe… Prasa kobieca straszliwie miałka. Miałam dylemat, jak dostałam zaproszenie do współtworzenia reportażu o minimalistkach w jednej z topowych ponoć gazet dla kobiet. W końcu stwierdziłam, że jest to dobry pomysł na szerokie promowanie tej idei, gdzie cel uświęca środki, ale zobaczyłam też, jak to działa od kuchni… Dużo by opowiadać.

    • Tofalaria Odpowiedz

      Dodam jeszcze – w naszej bibliotece jest wydzielone miejsce, w którym można zostawić swoje książki, jak również brać sobie stamtąd coś, co ktoś przyniósł (symboliczna opłata, co łaska do puszki). Czasem biorę coś z tego stosiku. 😉 (No i sama zasilam!)

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      to fakt – biblioteka bibliotece nierówna. Ja od roku cieszę się taką z prawdziwego zdarzenia. Ale chyba nie ma żadnych przeszkód (oprócz większej odległości) w korzystaniu z innych bibliotek, więc po „wykorzystaniu” zasobów lokalnej, można szukać dalej.
      Fajnie że potwierdziłaś moje domysły co do czasopism – czasami sam się zastanawiałem, jak przez tyle lat można pisać o tym samym, do tego jeszcze w wielu różnych magazynach. A testy sprzętu… jestem bardzo ciekawy ile z nich jest bezstronnych i obiektywnych. Ehhh…

      • Tofalaria Odpowiedz

        Myślę, że bywa różnie. Mój mąż miał kiedyś okazję brać udział w teście butów biegowych dla miesięcznika Bieganie (to akurat polski miesięcznik, bez kapitału zagranicznego). Kilkunastu znajomych dostawało różne modele butów i później, na bazie kilku pytań robili opis. Np. że dane buty według nich mają dobrą amortyzację, będą dobre dla początkujących, że nie są zbyt szybkie, i tego typu informacje, jakoś tam fajnie opisane. Nie musieli kadzić, z drugiej strony na testy mieli tylko 2 tygodnie, więc nie byli w stanie solidnie sprawdzić np. trwałości butów (a z tym bywa, oj! różnie). Osobiście jestem zwolennikiem szukania informacji tam, gdzie nie ma sponsorów – na forach i na blogach (blogach niesponsorowanych). Tam rzeczywiście jest szansa na szerszy przekrój wypowiedzi i faktyczne poznanie przede wszystkim wad produktów. 😉

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Ja też z reguły szukam opinii na forach, chociaż to czasem potrafi rozdmuchać prosty zakup do jakiejś niewiarygodnej analizy kilkudziesięciu sprzecznych opinii. Ale i tak jest bardziej szczere niż opłacony test w „renomowanym” magazynie. Zresztą odróżnienie prawdy od dobrej ściemy to chyba ogólny problem naszych czasów…
          Aha – nie pogratulowałem Ci jeszcze „osiągnięć” czytelniczych. 2 książki tygodniowo brzmi dla mnie zachęcająco, ale również absorbująco – raczej jak plan na zagospodarowanie części wolnego czasu po osiągnięciu niezależności finansowej niż coś, co dałbym radę zrealizować dzisiaj.
          Pozdrawiam i dziękuję za komentarze!

  2. Olek Odpowiedz

    Troche spóźniony komentarz, ale dopiero trafiłem na Twojego bloga 🙂 Mój największy problem z bibliotekami to brak nowych pozycji – naprawdę nie jest łatwo, nawet w tak dużym mieście w jakim mieszkam, znaleźć w bibliotece książkę wydaną w ciągu ostatniego roku. A nie zawsze mam cierpliwość, niestety, czekać aż się pojawią.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Rozumiem Twój ból – sam mam podobnie, mimo że moja lokalna biblioteka jest biblioteką wojewódzką. Ale moje podejście jest nieco inne – raczej myślę sobie „cierpliwość jest cnotą” zamiast biec do księgarni 🙂 pozdrawiam i dzięki za komentarz – cieszy mnie każdy, nawet mocno „spóźniony”.

  3. paranoix Odpowiedz

    Gratuluję bloga – w wielu kwestiach mam bardzo podobne zdanie i miło wiedzieć, że nie jestem jakimś dziwakiem, jak to niektórzy czasem mi sugerują radośnie zaciągając kolejne oprocentowane zobowiązania.

    Ale do rzeczy: słusznym argumentem jest podnoszona w komentarzach niedostępność najnowszych tytułów w bibliotece. Tutaj jednak z pomocą przychodzą portale typu Allegro – tam nawet w przypadku przedpremierowych książek można oszczędzić ze 20% i to z kosztami przesyłki. Allegro jest też prawdziwą kopalnią książek z antykwariatów. Bo jeśli danej ksiażki nie czytaliśmy – to czy tak naprawdę ma znaczenie, czy jest ona nowa, czy 50-letnia? A kosztuje przeważnie grubo poniżej 10 zł – często kupuję sobie po kilka. Poza tym dla mnie taka używana książka jest przyjemniejsza w odbiorze – podoba mi się jej zapach, pożółkłe kartki, itp. Biblioteka jest owszem cennym źródłem, ale wymaga pewnej samodyscypliny.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Cześć. Dzięki za tak pozytywne zdanie o blogu – zapraszam do dalszej lektury, bo wpisów jest już grubo ponad 100 🙂
      A wracając do tematu książek: rzeczywiście płacisz poniżej 10 zł wliczając w to koszty przesyłki? Czy przesyłka osobno? Ja ostatnio kupiłem kilka książek elektronicznych na promocjach po kilkanaście złotych. Gdyby wszystkie kosztowały poniżej 15 zł, zdecydowanie częściej bym je kupował!

  4. agnes Odpowiedz

    Po czesci zgodze sie z tym co piszesz, patrzac na to przez pryzmat mnie samej – osoby prywatnej 😉 ja nie kupuję ksiązek – korzystam z bibliotek, kupowanie powiesci uwazam wrecz za dziwny „przejaw” ludzkiej rządzy posiadania 😉 bo nie oszukujmy się ale wiekszosc osob kupuje ksiazki dlatego bo lubi je miec, lubi jak sobie stoją na polce 😉 – mowie to po przeczytaniu dosc duzego wątku na temat kupowania ksiazek na portalu lubimyczytac. w swoich osobistych zbiorach mam tylko kilka anglojezycznych komiksow i ksiazek kupionych w sh, kilka albumow – te z racji na fotograficzna zawartosc przeglada sie czesciej niz wraca do raz przeczytanej powiesci i kilka pozycji pozostalych z lat mlodosci (czesc sprzedalam na allegro). czasami ta ludzka rzadza posiadania sie we mnie odzywa i mam chec cos zakupic ale po chwili wlacza sie w mej glowie kalkulator i zdrowy rozsadek 😉 i na chceniu sie konczy 🙂 ALE … i teraz z punktu widzenia ogółu a nie mnie samej i mojego portfela 🙂 gdyby kazdy podchodzil tak jak ja i ty….. dobrze wiesz co by bylo? nie byloby komu ksiazek wydawac, wydawnictwa zwyczajnie by poupadaly, bo na samych bibliotekach by nie wyzyly, inna rownie malo optymistyczna wersja to wydawanie zwyklej powiesci za 200 zl (malo nabywcow wiec zeby sie oplacilo-duza cena). dlatego tez osobiscie nie odwazylabym sie na taki apel o niekupowanie ksiazek 🙂 niech kupuja ci ktorzy to lubia, ktorzy moga sobie na to pozwolic, ktorym sprawia to frajde – dzieki nim wydawnictwa wciaz moga dzialac, odkrywac nowych pisarzy, tlumaczyc pozycje zagraniczne. mam znajomego, ktory kupuje kazda przeczytana przez siebie ksiazke, niezaleznie od tego czy pozyczyl ja z biblioteki czy od znajomego. przeczyta ja i jesli mu sie spodobala (a wiekszosc ksiazek sie podoba) to kupuje wersje dla siebie. do niektorych wraca po latach ale nie oszukujmy sie, wiekszosc stoi i ladnie wyglada przy okazji zbierajac kurz. osobiscie nie rozumiem takiego postepowania, ale dzieki takim ludziom, my, oszczedniachy mamy co wypozyczac z bibliotek i nie zapominaj o tym 🙂

    • Marcin Odpowiedz

      Też ostatnio się zastanawiałem jak to jest z tymi bibliotekami. Czy ja przypadkiem nie wyrządzam krzywdy lubianemu przeze mnie autorowi bo ich nie kupuję? Niestety do żadnych ciekawych wniosków nie doszedłem a żeby zabić wyrzuty sumienia od czasu do czasu kupuję jakąś książkę. Zazwyczaj jest to nowość na którą nie chce mi się czekać. Ciekawe jakie jest stanowisko autorów w tej sprawie.

      • Iwona Odpowiedz

        ja też od dłuższego czasu nie kupuję książek, zaczęło się od tego, że brakuje nam miejsca na ich przechowywanie, a doszły do tego racjonalne argumentu typu: do przeczytanej powieści zwykle się nie wraca, no, poza tymi najulubieńszymi:)
        co nie zmienia faktu, że w ostatnim roku przybyło u nas pudło nowych książek (świeżo wynosiłam na strych:) pochodzących z prezentów (uwielbiamy! jeśli już w ogóle musi być jakiś prezent, to lepiej książka, niż wazonik:))
        i tak sobie myślę, że jak tylko będę miała więcej czasu, to większość sprzedam, albo podam dalej, o:)
        ale jest i druga strona: UWIELBIAM, wprost uwielbiam patrzeć sobie na wielgaśny regał pełen książek. Tak sobie patrzę i doznaję ukojenia, poczucia bezpieczeństwa, szczęścia, że one tak sobie stoją, że ze mną są, że każdą mogę sobie wziąć do ręki, powąchać, czytnąć i znowu odstawić:)

        btw, świetny blog:) nie przywitałam się, a pewnie się jeszcze zdarzy, że coś dodam od siebie, więc poproszę o skrawek miejsca:)) tymczasem czytam różne wyjątki, część swoich przemyśleń potwierdzam, większość mi się podoba, często robię wow, ale ze mnie minimalistka:) i wow, a na to to bym nie wpadła:)) chcę jeszcze i pozdrawiam:))))

  5. Barbarella Odpowiedz

    Koszty wytwórcze książki czy czasopisma, ich druk są bardzo kosztowne. Wszyscy najlepiej wszystko chcieliby za darmo a przy tym chcieliby aby ich wynagrodzenie było wysokie. Niestety bez popytu wydawcy popadają a biblioteki staną się archiwami……Szkoda gadać.

  6. Krzysztof Odpowiedz

    w moim przypadku opcja z lokalna biblioteka kompletnie sie nie oplaca – nie ma tam nic ciekawego, a juz tym bardziej jesli chodzi o literature techniczna, ktorej duzo czytam. Sprawe rozwiazalem tak, ze po prostu mam budzet miesieczny na ksiazki i raz w miesiacu zamawiam kilka tytulow. Niestety czasem zdarza sie, ze przeczytam tylko jeden rozdzial danej ksiazki, a do nie ktorych zajrze dopiero po roku – proces nie jest do konca optymalny. Czy oplacalo sie kupic taka ksiazke? Oczywiscie! kazdy przeczytana przezemnie ksiazka czy rozdzial, a czasem nawet pojedynczy akapit, poszerza horyzonty, rozwija jezyk, doklada cegielke do posiadanej wiedzy, co wprost przeklada sie na pozycje na rynku pracy – a wiec w dluzszej perspektywie takze i pieniadze.

  7. matzieq Odpowiedz

    Hmmm… wszystko świetnie, tylko że tytuł i początek żywcem wzięty z tego artykułu http://www.mrmoneymustache.com/2011/11/08/get-rich-with-the-library/
    Domyślam się, że nieprzypadkowo, bo na tym blogu co i rusz znajduję artykuły niemal identyczne, tylko trochę 'zlokalizowane’, ale mógłbyś chociaż linka dać z dopiskiem „inspiracja”, czy coś tam.
    Poza tym – bardzo lubię twojego bloga, właśnie jako MMM na nasze polskie strzechy 🙂

    Co do treści samego artykułu, jak dla mnie to jest jeden z najbardziej kontrowersyjnych pomysłów. Niestety, nie lubię bibliotek, bo primo – często nie ma w nich tego co chciałbym czytać, a secundo – NIENAWIDZĘ, NIENAWIDZĘ, O MÓJ PERUNIE JAK JA NIENAWIDZĘ jak mam na książkę ograniczony czas. Zwłaszcza jeżeli jest to np. poradnik dotyczący programowania – oddam i co, jak później czegoś zapomnę to gdzie sprawdzę? Rozwiązuję to w dwojaki sposób – mam abonament w Legimi, więc większość nowości z fantastyki mam dostępne 24/7 kiedy i gdzie mi się podoba, jak mnie najdzie na czytanie po zagranicznemu to na amazonie jest mnóstwo książek na kindla poniżej 3$ (w tym i za 0$), ale niektóre książki po prostu kupuję, najlepiej używane na bazarze (czyt. allegro). I choć śmieję się telewizji kablowej czy jakiejkolwiek prosto w jej szklany ryj, zacząłem jeździć rowerem do roboty i już liczę srebrne dukaty wpadające mi do kieszeni poprzez niekupienie kolejnego biletu kwartalnego, jeżdżę (rzadko) bardzo wydajnym małym samochodem itepe itede, to z tezą, że wydawanie na książki to marnotrawstwo zgodzić się nie mogę. Uważam, że pieniądze rozsądnie przeznaczone na dostęp do kultury – na dobre książki, filmy, gry planszowe/wideo – to wszystko tylko nie marnotrawstwo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *