W ostatnim wpisie przekonywałem, że sposób wydawania pieniędzy ma olbrzymie znaczenie dla naszego samopoczucia, a nawet odczuwania szczęścia. Co jednak robić, kiedy pieniędzy brakuje, albo z różnych względów (minimalizm, dążenie do niezależności finansowej czy realizacji innych planów) nie chcemy ich wydać? Poniżej 20 niebanalnych sposobów, które powstrzymają Cię od wydawania pieniędzy:
– nie daj się zaskoczyć przez nudę! To, że masz akurat godzinę wolnego czasu i brakuje Ci pomysłów na jego zagospodarowanie oznacza, że nie jesteś dobrze przygotowany 🙂 Poświęć w najbliższym czasie pół godziny na stworzenie listy (nie musi być spisana – możesz ją zapamiętać) czynności, na które aktualnie nie masz czasu, ale sprawiają Ci radość i nic nie kosztują. W momencie nagłej, nadprogramowej godziny czy dwóch sięgasz pamięcią do listy i od razu pojawia się jakiś pomysł!
– jeśli nie planujesz większych zakupów, nie bierz ze sobą kart – niech Twoją jedyną możliwością zapłaty będzie gotówka. Nie od dzisiaj wiadomo, że wydawanie prawdziwych pieniędzy boli!
– miej przynajmniej jeden plan finansowy, który jest dla Ciebie ważny i do którego chcesz dążyć. Taka motywacja potrafi skutecznie zmienić priorytety i zrezygnować z impulsywnego kupowania.
– pomyśl chwilę, w jakiej sytuacji mógłbyś się znaleźć, jeśli żyłbyś jak typowy konsument – wydający więcej niż ma. Czy sama myśl o byciu „pod kreską” i związany z tym brak poczucia bezpieczeństwa nie przyprawia Cię o niepokój?
– wybierz z bankomatu środki na co najmniej tydzień życia. Wydawanie kilku złotych w cukierni, kilkunastu w sklepie nie wydaje się być niczym szczególnym, ale suma tych wydatków robi większe wrażenie. Mając te pieniądze w ręku będziesz bardziej czuli ich wartość i trudniej będzie Ci rozmienić kolejną stówkę.
– płać najpierw sobie. krótko i na temat.
– kiedy tylko zapłacisz sobie, zapłać wszystkie rachunki.
– spróbuj stawiać sobie częste, niewielkie wyzwania na zasadzie „wydam dzisiaj w sklepie maksymalnie 30 złotych”, „nie kupię absolutnie nic spoza listy”. Wyzwania to jest coś, co tygryski lubią najbardziej!
– miej świadomość, że jesteś bogaczem. I nie chodzi o sztuczne utwierdzanie się w jakimś nieprawdziwym przekonaniu, ale o przyjęcie faktów – skoro masz ciepłą wodę, dach nad głową i do tego dostęp do Internetu, jesteś wybrańcem! *
– zawsze kupuj z listą.
– wiedz, co już posiadasz. 3 kilogramy zamrożonej wołowiny leżącej przez rok w zamrażarce to nie najlepszy sposób zarządzania zasobami – podobnie z kupowaniem nowych materiałów budowlanych przy odświeżaniu pokoju, skoro w piwnicy masz całą górę rzeczy, które zachowałeś „na wszelki wypadek”.
– zanim dokonasz większego zakupu (dla każdego to inny pułap), wstrzymaj się co najmniej kilka dni. Przemyśl swoją decyzję, ochłoń po efekcie „wow” i na spokojnie przemyśl sprawę jeszcze raz.
– wykorzystuj to, co już masz. Może „resztki” z lodówki wystarczą do przyrządzenia czegoś smacznego zamiast chodzić po sklepie i zastanawiać się, co kupić na obiad. Może zamiast kupować nowy nie działający czajnik, wystarczy stary rozkręcić, przeczyścić styki i przedłużyć jego życie o kolejne kilka lat? A kartony zalegające w piwnicy mogą być świetnym materiałem na zabawki dla Twojej pociechy? Wierzę, że sam znajdziesz mnóstwo inspiracji w Internecie – sam ostatnio skorzystałem z pomysłu na drugie życie pomidora. Efekt? Na razie taki jak poniżej – już samo dojście od ziarenka wyciągniętego z kanapki do tego co na zdjęciu napawa mnie dumą – a wierzę, że to nie koniec!
– budżetuj! Wiedza o wszystkich wyciekach przez które „gdzieś” ulatniają się Twoje pieniądze jest niezbędna do ich uszczelnienia.
– schowaj karty kredytowe w miejsce, gdzie nie będą Cię kusiły (zamrażarka jest całkiem sensownym pomysłem 🙂 ).
– stwórz Wasz rodzinny, wspólny zwyczaj „dnia bez wydawania”. Niech nawet będzie to jeden dzień w miesiącu (najlepiej sobota!), ale trzymajcie się zasad, a wkrótce znajdziecie mnóstwo fajnych sposobów na spędzanie czasu bez wydawania pieniędzy.
– sprawdź, jak reagujesz na spełnianie kolejnych konsumpcyjnych szczytów przez ludzi naokoło Ciebie. Jeśli czujesz zazdrość, czegoś może brakować w Twoim życiu. I wierz mi – na pewno nie są to przedmioty materialne!
– znajdź chwilę na refleksję na temat dokonanych wydatków. Pomyśl chwilę, jak z perspektywy czasu patrzysz na zakup telewizora, samochodu czy innych sprzętów. Przemyśl, czy ponownie dokonałbyś tych samych wyborów, a także czy dokonany zakup dał Ci tyle, ile się po nim spodziewałeś.
– unikaj ludzi, którzy są zakupoholikami. To dość kontrowersyjny punkt, bo powinniśmy cenić ludzi za ich wnętrze, a nie miłość do zakupów (w praktyce dotyczącą przerażającą większość naszego społeczeństwa). Niestety prawda jest taka, że spędzanie czasu z takimi ludźmi prowadzi do zmian zwyczajów którejś ze stron. A podobne spojrzenie na życie mocno pomaga w nawiązywaniu i zacieśnianiu kontaktów między ludźmi.
– czytaj minimalistyczne i finansowe blogi – świadomość że są naokoło ludzie z podobnymi poglądami i podejściem do życia, utwierdzi Cię w słuszności Twoich przekonań i ułatwi podejmowanie minimalistycznych decyzji. Możesz zacząć od razu – na przykład od kolejnych wpisów u mnie, albo na którymś z blogów, które sam czytam (lista trochę wyżej po prawej).
* Ostatnio czytałem świetny komentarz do jednego z artykułów doskonale obrazujący, czemu większość z nas jednak nie czuje się bogata:
Jako Inżynier mam 8 tysięcy netto na miesiąc. Żona jest księgową i ma tylko 6 tysi. Mieszkanko w Warszawie wzięliśmy na kredyt, będziemy spłacać przez 30 lat. Nie stać nas na porządne samochody, obydwoje jeździmy oplami, z tym że żony jest prawie nowy, a mój ma już prawie dwa lata. Nie stać nas na sprzątaczkę i na codzienne obiadki w knajpach Magdy G. Jest ich w Warszawie dużo, a nie w każdej byliśmy. Na wakacje jeździmy do Grecji albo Hiszpanii. Nasi znajomi latają na Dominikanę albo do Afryki i na prywatne safari. Kiedy wreszcie wyjdziemy z biedy? W tym kraju nie da się żyć…
Ja zarabiam mniej niż osoby w ostatnim komentarzu, a urlop spędzam zarówno w Hiszpanii jak i na safarii. Muszą się bardzo słabo gospodarzyć.
Co do wydawania kasy, to nie robię tak, że odkładam stałą kwotę. Rachunków mam na około 350 zł, na zakupy wydaję około 450 zł, 100 zł na rozrywkę i średnio 800 zł na wyjazdy. Resztę wypłaty odkładam i inwestuję.
Wiesz – jeśli ktoś pisze „nie stać nas na porządne samochody” a ma 2 prawie nowe auta to dużo mówi o tym, jak bardzo jego życie jest sterowane zachciankami i podejściem „należy mi się”.
To, co piszesz o odkładaniu jest bardzo prostym podejściem – dla Ciebie zwyczajnym, wręcz rutynowym – ale zdziwiłbyś się, jak wiele osób nawet nie potrafi powiedzieć jakie ma stałe koszty, ile wydaje na zakupy a ile na rozrywkę. I w konsekwencji na koniec miesiąca na koncie jest debet. Dlatego tak ważne jest budżetowanie, a w przypadkach osób, których pieniądze się po prostu nie trzymają – zasada „płać najpierw sobie”. Do wszystkiego należy podejść rozsądnie – niektóre sposoby zadziałają na jednych, a inni mają swoje – równie dobrze działające – rozwiązania.
pozdrawiam.
Ja zawsze kupuję wszystko z listą. Mam fajny programik na telefonie komórkowym do tego.
My z żoną nadal trzymamy się karteczek z listą – chociaż przyznaję, że czasami w sklepie tracimy parę minut na poszukiwanie tego kawałka papieru 🙂
Ale sposobów na zakupy z listą jest kilka i jeśli aplikacja na smartfona działa dla Ciebie to super.
Aplikacja w telefonie służąca do tworzenia listy zakupów to świetna sprawa… Nie dość że spełnia rolę wersji tradycyjnej (papierowej) to jeszcze porządkuje artykuły według kategorii to znacznie ułatwia i usprawnia zakupy. Nie musimy szukać po całej kartce gdzie jest jeszcze coś z działu owocowo- warzywnego. Odznaczanie zakupionych artykułów też jest niezwykle łatwe i sprawne.
Podrasować urodę da się dzisiaj zabiegami kosmetycznymi, paroma ciuszkami, fryzurą. Wszystko w gustownym wydaniu. Nawet radziłabym się zapożyczyć, żeby w siebie zainwestować. Nie mówię tu o wielkich pieniądzach, ale jakaś drobna kasa np. z Ferratum Banku mogłaby być początkiem dobrej zmiany. A dodatkowo warto skoczyć do sklepu internetowego arena.pl gdzie za skromną kasę można się wyposażyć w klasyczne i przydatne ubrania.
Proste i na temat 🙂
Świetne rady. Nic tylko zacząć stosować. Zbyt często ulegam rożnym pokusom na zakupach, choć mogę to być tylko owoce na placyku kupowane w namiarze.
Końcowy komentarz – powalający!
Tak, ten ostatni cytat jest niesamowity. Rozumiem, ze „mieszkanko” ma pewnie „tylko” 120 m2? Zal mi ludzi, ktorzy czuja sie tak bardzo nieszczesliwi majac swoje szczescie na wyciagniecie reki. Moze kiedys cos sprawi, ze nagle otworza im sie oczy. Czesto niestety dopiero jakas tragedia zyciowa lub choroba sprawia o takim przewartościowaniu…
Moj maz czesto uprzedza mnie, ze „nic” nie ma w domu do jedzenia, a potem sie dziwi ze z nieczego wyczarowuje jakis posilek… i to jeszcze taki, ktory mu smakuje 🙂
Pozdrawiam serdecznie
Nika
PS pozwoliłam sobie wspomnieć o twym blogu w jednym z mych wpisow 🙂 http://notatkiniki.blogspot.fr/2013/05/eko-grosik-co-robic-z-resztkami-myde-i.html
Cytat najprawdopodobniej był mocno przesadzony, albo specjalnie napisany w takim stylu. Nie zmienia to faktu że jego przekaz idealnie pasuje do tak dużej części społeczeństwa, że aż ciężko w to uwierzyć. Róbmy swoje i cieszmy się życiem – skoro czujemy, że nasze wybory są dla nas właściwe, nie ma co oglądać się na boki.
Pozdrawiam i dziękuję pięknie za podlinkowanie moich wpisów 🙂
Znalazłam Twojego bloga i przeczytalam niemal wszystkie posty 🙂 Będę tutaj codziennie zaglądać.
Od pół roku staram się żyć minimalistycznie i wciąż szukam inspiracji. Jestem oszczedna osobą, za to mój mężczyzna chce być oszczędny,ale coś mu nie wychodzi:musi zapłacić mandaty, trafia się okazja na kupno sportowej odzieży 60% taniej, paliwo a w planach kupno rowera … na raty. Rower ma służyć do jazdy po mieście, samochód niestety zostaje,bo miejsce pracy jest poza miastem.
Codziennie to nawet nie zachęcam bo aż tak często nowe posty się nie pojawiają 🙂 Ale bardzo się cieszę, że wpisy Ci się podobają i zapraszam do dalszych odwiedzin.
W przyszłości na pewno pojawi się post o drugich połówkach, które niekoniecznie w 100% podzielają nasze poglądy minimalistyczno / oszczędnościowe – także może i Ty znajdziesz tam jakieś przydatne pomysły. Pozdrawiam!
Komentarz na końcu najlepszy 😉
Idealna metafora dla punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.
Cóż ja jestem zadowoloną z życia mamą już niedługo drugiego dziecka. Gdybym umiała cieszyć się życiem jeszcze bardziej, byłabym bardzo szczęśliwą kobietą. Nie zarabiamy wiele, naprawdę nie zarabiamy wiele, ale nie narzekamy. Od kilku miesięcy mamy własny, piękny nowy dom bez kredytu, śliczną córeczkę, stać nas na wiele tzn. niczego sobie nie odmawiamy, choć mój mąż zarabia 3 tys. miesięcznie, a ja dopiero od tego miesiąca (byłam na wychowawczym) 1 tys. miesięcznie.
Jedyny nasz problem to moja nieoszczędność. Mam tak raz lub dwa razy w roku, że potrafię wydać 1 tys. zł na garderobę dla siebie i córki i swoje kosmetyki. Zaopatrzę się i przez sezon z tego korzystam. Ubrania dla siebie kupuję u pary zaprzyjaźnionych małżonków, a kosmetyki w drogerii. Poza tym jeszcze dwa lub trzy razy do roku kupuję sobie szczerze kilka rzeczy w kwocie nie przekraczającej jednorazowo 150 zł.
Niemniej konsumpcjonizm nie powinien mnie już tak dotykać jak to bywa w bardzo młodym wieku. Wiem, że bez rzeczy dla córki obecnie 3-latki trudno byłoby się obejść, to raczej nie możliwe 🙂 ale czasem zastanawiam się, czy naprawdę nie potrafię odmówić sobie tych zakupów ubrań… to przerażające, ale myślę, że trudno by było.
Oboje z mężem nie odczuwamy większej potrzeby wyjazdu na wakacje, więc pieniądze jakieś odkładaliśmy do momentu zamieszkania na swoim.
Drugie dziecko to kolejne spore wydatki… czas chyba przestać liczyć się ze swoimi potrzebami…!!! i skupić całą swoją energię na rodzinie 🙂
Acha, zapomniałam dodać, że w obecnych czasach trudno jest coś odłożyć, gdy zarabia się 1 tys. miesięcznie. Rachunki pochłaniają ok. 350 – 500 zł miesięcznie, jedzenie to minimum 1500 – 2500 miesięcznie (zależy od zachcianek tzn. w tym miesiącu jemy zupki a za miesiąc może nawet kupimy jakieś owoce dla dziecka 😛 – tragiczne ale prawdziwe!!!), restauracje to w moim przypadku pizza 20 – 40 zł miesięcznie, benzyna mamy dwa samochody 200 – 500 zł miesięcznie, ubrania i kosmetyki 200 – 300 zł miesięcznie(surowo się tutaj potraktowałam 😀 !), opał to wydatek 4000 – 5000 tys. rocznie. Raz na kilka lat (ostatnio raz na 4 lata) jedziemy na wakacje ok. 3000 zł.
Pierwsza myśl, co ty kobieto w życiu robiłaś, że tylko tyle zarabiasz – „efekt wiecznego prymusa” 😀 Jak za długo jesteś najlepsza to w końcu Cię dopada 😛 Poza tym mieszkamy w zagłębiu bezrobocia i braku perspektyw, które, o ile nic się nie zmieni (a nie zapowiadają się zmiany na lepsze, raczej w tą drugą stronę) stanie się epicentrum bezrobocia! Także cieszę się z tego co mam 🙂 a mam naprawdę bardzo wiele 😀
Dario, komentujesz bardzo stare wpisy, ale mimo to odpowiem, ponieważ niezmiernie mi miło, że wyszukałaś je i uznałaś, że warto przeczytać. Po Twoim drugim wpisie nie pomyślałem „czemu tak mało zarabiasz”, ale raczej „czemu tak dużo wydajesz”. Jedzenie dla 3 osób za 1500-2500 zł, i to nie wliczając restauracji i uwzględniając okresowe jedzenie zupek? Olbrzymia kwota – nasza 3-osobowa rodzina (no dobrze – 2-osobowa; nasza 5-miesięczna Maja jeszcze nie generuje zauważalnych kosztów jedzeniowych) zamyka się w około 800 zł. Naprawdę nie mam pojęcia co trzeba jeść, żeby generować takie rachunki. Dania gotowe? Drogie rodzaje mięs/ryb codziennie i w dużych ilościach? Poważnie – ciężko mi sobie to nawet wyobrazić 🙂
Benzyna… może czas na wypróbowanie roweru, przynajmniej w sezonie? Ogrzewanie… my wydajemy może 500 zł… rocznie (http://www.wolnymbyc.pl/ogrzewanie/). Zdaję sobie sprawę, że część Waszych wydatków wynika z wyboru domu zamiast mieszkania – to Wasza decyzja i o ile zapewne daje Wam to bardzo wiele, to również niesie ze sobą konsekwencje finansowe. Część wydatków na pewno moglibyście zoptymalizować – i to już teraz, zaraz, bez rewolucji (mam na myśli głównie jedzenie). Poczytaj inne wpisy, przemyśl propozycje, o których piszę i sama zdecyduj, czy warto. Pozdrawiam!
Witam, cóż oszczędność to coś czego dopiero próbuję się nauczyć… Odkąd mieszkamy na swoim, nasze oszczędności, które wcześniej same się tworzyły, zaczęły topnieć, więc musimy się dopasować do nowych warunków 🙂 Nie ukrywam, że techniki usiłuję się nauczyć choćby na twoim blogu 😛 !!!
Co się tyczy żywności, przeważnie przeznaczamy na ten cel ok. 1500 zł. Myślę, że to nie tak wiele, zważywszy na naszą dietę. Właściwie ja dopasowałam się do potrzeb męża. A oboje jesteśmy dość szczupli, jeśli o to chodzi 😀 Pijemy dużo wody mineralnej, płatki, mleko, chleb, masło, wędlina, mięso na obiad lub mięso i zupa. Sama robię przetwory, więc na tym oszczędzamy. Córka lubi bułki słodkie i jogurty oraz kiełbaski. Mąż zresztą też. Jadamy wyłącznie wędliny swojskie i mięso ze znanej nam rzeźni, może więc to czyni taką kwotę. Choć nie wydaje mi się, by była ona szczególnie duża. Raz do roku organizujemy w domu przyjęcie imieninowe męża, które pochłania ten dodatkowy 1000 zł właśnie.
Co się tyczy benzyny, przez ostatnie 4 lata codziennie udawałyśmy się z córką na spacer wózkiem. Samochodu używam 2 lub 3 razy w tygodniu. Mężowi samochód potrzebny jest w pracy, więc nie da się w tym przypadku nic zmienić niestety. Mieszkamy w małej miejscowości, więc, by dojechać do lekarza, zapłacić rachunki, czy coś załatwić potrzebujemy samochodu właśnie.
Nasz dom na poziomie, który jest użytkowany ma 150 m2 powierzchni. Temperatura nie przekracza 22 – 23 oC, jest dla nas optymalna. Technologia budowy zapobiega dużej utracie ciepła. Obecnie czekamy na rekuperator pod instalację domową, więc pewnie utrata ciepła jeszcze się zmniejszy po zainstalowaniu urządzenia. Oboje pochodzimy z domów jednorodzinnych i z naszego doświadczenia wynika, że spalanie roczne (w przeważającej części sezon grzewczy) generuje się na poziomie 4000 zł, choć, gdy zima jest sroga może pochłonąć aż 5000 – 6000 zł.
Może porwaliśmy się z mężem jak z motyką na słońce z budową tak dużego domu… zaczynam się nad tym poważnie zastanawiać.
Pozdrawiam 🙂
Przepraszam za faux-pas: oczywiście Twoim blogu, zresztą bardzo dobrze prowadzonym pod względem merytorycznym.
Dobre jakosciowo jedzenie kosztuje i nie powinno sie na nim oszczedzac. Nie mowie tutaj o jedzeniu luksusowym, ale tradycyjnym na polskie posilki domowe. Po drugie dziecko kilkumiesieczne nie generuje takich wydatkow jak w wieku szkolnym. Kiedy to oprocz jedzenia w domu potrzebuje jedzenie do szkoly: owoce, kanpka z dobrego pieczywa, wedlina bez soli drogowej, actimel itp. Trzeba zpodstawowych potrzeb doliczyc Witaminy, tran, kosmetyki, wizyte u dentysty ( jedna jest drozna niz kilka paczek pieluch u malucha), ortopede itp. A gdzie podreczniki, przybory szkolne, ksiazki do czytania, oplaty za zajecia dodatkowe, kursy jezykowe? Mozna na wszystkim oszczedzac i wlasciwie cale zycie korzystac ze wszystkiego w minimum…. Mozna zyc i Zyc.
Rzeczywiście, Maja jest jeszcze na takim etapie, że nie „generuje” większych wydatków. Ale mam zamiar być w tym aspekcie maksymalnie transparentny i planuję kolejne wpisy dokumentujące te wydatki. Uważam jednak, że nieco przesadzasz, a sugerowanie, że zamykam rodzinę w domu i wegetuję (tak można odczytać ostatnie zdanie) to jawna krytyka, której jednak nie mam zamiaru brać do siebie. Czy jednak zastanawiałaś się, ile dobrodziejstw, a ile marketingu jest w przytoczonych przez Ciebie „actimelach”? A owoce? Sezonowe – taniocha! Pieczywo: piekę sam (tu szczegóły), więc o jakości nie musisz mi mówić. Witaminy, tran, masa dodatkowych zajęć… ja rozumiem, że to według Ciebie dbanie o dziecko, ale czy przypadkiem nie ma nieco bardziej naturalnych sposobów, które jednocześnie nie będą od samego początku przekonywały, że wyścig szczurów to jedyna możliwa droga? Nie uprzedzam faktów – sam dopiero zetknę się z dodatkowymi wydatkami, ale jestem niemal przekonany, że kiedy je udokumentuję nieco zmienisz zdanie.
Nie mam etapu, ze musze kazdy grosz 5 razy ogladac zanim go „wydam na dziecko”. Mam nature sklonna do oszczedzania, ale nie sknerstwa. Sama gotuje i przygotowuje posilki dla rodziny gliwnie ze wzgledu na swiadomosc smieciowosci gotowych produktow, niz chec wiekszego oszczedzenia. Chociaz fakt faktm jedznie tylko w domu wychodzi taniej. Actimel nie jest produktem godnym polecenia, ani jakims zdrowotnym, ale jedynym ptoduktem typu sweets w jadlospisie dziecka. Lubi to do szkoly dostaje, bo nie jada i nie pije niczego slodkiego wcale. Zajecia dodatkowe sa dla rozwoju i wynikaja z naszej natury wiecznie uczacych sie osob. Ponadto jesli dziecko chce uczyc sie jazdy konno, to mam mu zabronic? Mam zrezygnowac z lekcji baletu w pryw szkole bo jest czesne, a dziecko o kilku lat marzylo i teraz odnosi sukcesy taneczne i ma marzenia? Przeciez za darmo to w pl nie ma. Mam nie wozic do szkoly jezykowej na lekcje z nativem, bo sie placi? Na nartach, lyzwach tez nie moze jezdzic bo co kilka lat trzeba kupic nowy zestaw a karnety na stok nie sa za free. Rozumiem jak dziecko nie jest sktywnr, nie lubi sie uczyc, rodzic na sile eozi na wszystko dla szpanu. Ale jak dziecko rozwija sie, chce sie rozwijac, uczyc, ma pasje to mam mu to zabronic, bo to koszt? Tak moje dziecko rozwija sie ponad przecietnie, my pochodzimy z rodzin z umiowaniem do ciaglego uczenia sie, wiec wydajemy na to wiecej kasy niz przecietny czlowiek. Ale nie wydajemy kasy na fatalaszki, lans, auta co 2-3 lata, gadzety itp. Niestety istnieja koszty, z ktorych nie da sie zrezygnowac. A zapewnienie dziecku odpowiedniego poziomu zycia, nie mam tu na mysli spraw typu drogich i lanserskich ubran i gadzetow, niestety kosztuje. Luksusem ciagle jest mozliwosc uczenia sie w domu z rodzicami i w dobrej szkole, dobra opieka medyczna i realuzacja pasji. Za darmo nic nie ma.
Zgadzam się – za darmo nic nie ma. Ale przegięcie w drugą stronę też nie jest dobre – czy przypadkiem taka jazda konna czy balet to nie bardziej spełnianie marzeń rodzica, a nie dziecka? Skądś te „marzenia” musiały się wziąć, ktoś musiał je zaakceptować. Czy droga jazda konna jest rzeczywiście dużo „lepsza” niż jeżdżenie na rowerze, a taki balet – lepszy od biegania na świeżym powietrzu? Ty jako rodzic niejako sterujesz swoim dzieckiem do pewnego momentu, akceptujesz lub nie jego pomysły, kreujesz przyszłe nawyki i postawy. To nie jest czarno-białe jeszcze z jednego powodu: skąd wiesz, w jaki alternatywny sposób mogłyby być wykorzystane pieniądze zaoszczędzone na części dodatkowych zajęć? Studia, start w dorosłość, a może nawet możliwość ograniczenie czasu spędzanego w pracy przez jednego z rodziców i możliwość spędzenia go z dzieckiem? Wtedy wybór „jazda konna” lub „godzina spędzona na świetnej zabawie z mamą, która zwykle pracuje do wieczora” nie jest już tak oczywisty, prawda?
P.s. dobra maka na chleb tez za 2 zl nie jest. Wiem bo zamawiam 🙂
Ja nie pracuje zawodowo, lecz zarabiam na swoim hobby, zatem nasze dziecko spedza ze mna bardzo duzo czasu. Na lyzwy i konie chodzimy razem, na rowerze jezdzimy rodzinnie, na nartach jezdzimy rodzinnie. Lekcje baletu zaowocuja np. przyszlym zarobkiem corki jako studentki. Majac certyfikat ze szkoly baletowej bedzie mogla dawac lekcje dziewczynkom jako studentka. Nie musi byc zawodowa baletnica jak jej sie balet znudzi po podstawowce. Jest to jej marzenie i ja jako rodzic nie mam prawa jej odbierac radosci z tanca, skoro n to mnie stac.
To chyba dobrze ze ma marzenia i aspiracje. Martwilabym sie raczej gdyby bylo odwrotnie. Czlowiek wszechstronny, z roznymi umiejetnosciami poradzi sobie w zyciu bardziej i ma wieksze szanse na samodzielnosc finansowa w modym wieku oraz wolnosc finansowa w doroslym zyciu. Wyksztalcenie i rozwoj to bardzo dobry start jaki mozna dziecku zapewnic w zyciu. Nie chcemy dac mu tylko ryby w postaci gotowki i nieruchomosci, ale takze wedke do samodzielnego lowienia sukcesow i zadbania o status, bezpieczenstwo swej przyszlej rodziny. A ze przy tym dziecko lubi to co robi to tym lepiej.
winny się tłumaczy, będę trzymał stronę wolnego, też jestem tego zdania że wiele rzeczy można zastąpić. Wydaje mi się że to taka twoja fanaberia, na punkcie rozwoju dziecka i wyścig szczurów (bo inni rodzice to bo inni tamto), nie trzeba uczyć się z native speakerem żeby dobrze mówić po angielsku, wystarczy obcowanie z tym językiem piosenki, czytanie, filmy w danym języku. Dziecku trzeba dać wędkę jak sam pisałaś, a moim zdaniem dajesz ale rybę.
Jak czytam takie rzeczy, to myślę, że ludzie, którzy tylko myślą jak zaoszczędzić na dzieciach nie powinni ich mieć w ogóle. I z tego co widzę, to w takim oszczędzaniu na dzieciach przodują ojcowie. Ciekawe z czego to wynika? Może z braku zainteresowania własnymi dziećmi i ich marzeniami? Twierdzą, że dziecko „wymyśla” sobie konie(!) albo coś jeszcze droższego zamiast siedzieć cicho, być wdzięcznym, za to że ma co jeść i nie generować dodatkowych kosztów.
Jak można widząc, że dziecko o czymś marzy, powiedzieć mu, że zamiast tego ma sobie iść pobiegać, bo to jest za darmo? I to mając pieniądze! To po co wy oszczędzacie? Do grobu tego nie zabierzecie, a możecie za mały procent oszczędności uszczęśliwić SWOJE dziecko.
Dla sknerusa ten wpis jest mało przydatny ;( Powinienem raczej pomyśleć, jak zwiększyć przychód i jak lepiej zainwestować te parę złotych które mam, niż jak zmniejszyć wydatki.
Trzeba po prostu myśleć i analizować 🙂
Pingback: Jak nie wydawać pieniędzy? – Site başlığı
Pingback: Jak wydawać pieniądze, aby nie stracić za dużo? – miloscgospodarka