Wolnym Byc

Ogrzewanie

W tym roku zima trzymała wyjątkowo długo. Na szczęście skończył się sezon grzewczy, więc nadszedł czas na podsumowanie i przybliżenie tematu.

Koszty ogrzewania to jedna z głównych składników opłat za mieszkania w sezonie grzewczym. Przyjmuje się, że w Polsce trwa on 7 miesięcy – od września do marca włącznie. Patrząc na tegoroczną zimę wyszłoby nawet dłużej, ale miejmy nadzieję, że to ewenement i zostańmy przy 7 miesiącach.

Zgodnie z różnymi opracowaniami (np tu czy tu) można przyjąć, że średnio rodzina mieszkająca w 50-metrowym mieszkaniu wydaje na ogrzewanie 2200 zł rocznie. To aż 314 zł miesięcznie przez 7 miesięcy w roku. Podstawowe pytanie brzmi: czy i o ile można obniżyć ten koszt.

Należałoby zacząć od… termometru.

Czy wiecie, ile stopni macie średnio w mieszkaniu? Uważam, że to kluczowa wiedza potrzebna do obniżenia kosztów ogrzewania, chociaż jeszcze niedawno sam nie miałem takich danych. Jednak pewnego wietrznego dnia, zły wicher porwał zewnętrzny termometr przyklejony do okna i byłem zmuszony do kupienia nowego. Ten jakoś nie od razu został przyklejony na zewnątrz i praktycznie przez cały sezon grzewczy czekał w salonie na eksmisję za okno (a w zasadzie nadal czeka i teraz – późnym wieczorem – pokazuje aż 24 stopnie. Na pewno swój udział ma w tym piekarnik, w którym piecze się chleb). Dzięki temu wiem, jak kształtowała się temperatura, przy jakim poziomie zaczynaliśmy grzać, a kiedy nie było to potrzebne. Najpierw garść faktów i porad ekspertów:

osoby w wieku do 45 lat najlepiej czują się w pomieszczeniach, gdzie temperatura wynosi 19-21 stopni Celsjusza. Dla dzieci i osób starszych wygląda to nieco inaczej – ale nawet wtedy wystarczy 1-2 stopnie więcej. Uśrednijmy te wartości: optymalna temperatura to 20 stopni, w szczególnych przypadkach 21,5. Dość nisko, prawda?

nocą temperatura nie powinna przekraczać 18 stopni. To pewnie jeszcze większe zaskoczenie – przecież właśnie w nocy lubimy mieć dobrze nagrzaną sypialnię i nie musieć przykrywać się aż pod szyję grubą kołdrą. Okazuje się, że to błędne podejście – sam jeszcze niedawno nie byłem tego świadom i standardowo przed snem nagrzewałem w sypialni. Zresztą szczerze przyznam, że nadal nie czułbym się komfortowo kładąc się spać w pomieszczeniu, gdzie jest poniżej 20 stopni – więc mam jeszcze trochę pracy nad sobą.

w łazience w zupełności wystarczy temperatura rzędu 22 stopni – jest to na tyle dużo, żeby zdrowy (i zahartowany!) organizm czuł się komfortowo po wyjściu spod prysznica, a także wystarczająco, żeby uniknąć grzyba spowodowanego nadmierną wilgocią.

– kilkadziesiąt lat temu standardem była temperatura wewnątrz pomieszczeń na poziomie 16 stopni. Pomyśl, jak diametralna zmiana nastąpiła zaledwie na przestrzeni kilku pokoleń. Oczywiście – świat idzie do przodu, a my chcemy mieć coraz to bardziej komfortowe warunki. Ale skoro nasze babcie przy 16 stopniach nakładały jedynie dodatkowy sweter, to chyba powinniśmy się przy nich czuć mięczakami trzęsąc się z zimna przy 19 stopniach…

Co tymczasem widzę naokoło – gdziekolwiek jestem, kogokolwiek odwiedzam, z kimkolwiek rozmawiam? Widzę OLBRZYMIĄ rozbieżność pomiędzy tymi zaleceniami a stanem faktycznym. Widzę ludzi, którzy nie są w stanie normalnie funkcjonować poniżej 23 stopni, widzę rodziny „dbające” o dzieci nagrzewając całe mieszkania do 25 stopni, słyszę opinie takie jak „muszę mieć ciepło, bo lubię chodzić w domu w samej bieliźnie”. A jakiekolwiek bardziej rozsądne podejście do tematu ogrzewania jest widziane jako skąpstwo, bieda lub wręcz okradanie innych (np. środkowe mieszkanie z przykręconymi kaloryferami, ogrzewane przez nadmiernie grzejących sąsiadów naokoło). Co się stało z ludźmi, że stali się takimi mięczakami? Czy nie widzą, że bardziej sobie szkodzą przegrzewając mieszkania, a później szybko łapiąc przeziębienia po kilkuminutowym wystawieniu nosa na zewnątrz? Czy to nie oczywiste, że chłodniejsze stópki dziecka to nie powód do nałożenia 3 par skarpetek i nagrzania do 26 stopni – przecież w taki sposób ta mała istota nie ma jak nabrać jakiejkolwiek odporności i jej ciało aż gotuje się z przegrzania! Wreszcie – przecież to absolutnie naturalne, że „skoro jest zima, to musi być zimno” 🙂

Przyzwyczajenie swojego organizmu do nieco niższych temperatur jest nie do przecenienia. Będąc aktywnym fizycznie i zahartowanym, będziesz czuł się jak ryba w wodzie oddychając powietrzem w temperaturze 20 stopni. Jeśli Twoim głównym wysiłkiem jest przełączanie kanałów na pilocie, nic dziwnego że zakładasz ciepłe skarpety i sweter mimo wprost upalnych 23 stopni – Twoje ciało jest gotowe obniżyć temperaturę ciała, czując że próbujesz zapaść w letarg… Jeśli już jesteśmy przy ubraniach, to chodzenie w domu w długich spodniach i swetrze nie jest wstydem i absolutnie nie oznacza, że nie stać Cię na dogrzanie mieszkania. Bardziej wstydziłbym się ciągłego uczucia zimna, bo najczęściej jest ono związane z brakiem ruchu, kondycji i nieprzystosowaniem organizmu nawet do tak umiarkowanego klimatu, jaki panuje w Polsce. Proponuję przyjrzeć się, jak żyją ludzie na dalekiej północy, zachęcam do próby oddychania powietrzem wyziębionym do -35 stopni (twardziele organizują wtedy cocktail party) – to dopiero jest zimno, przy którym plus 20 stopni w Twoim mieszkaniu to absolutny luksus, a nie oznaka skąpstwa. Rozumiem, że mając naokoło 20 stopni, nie czujesz się komfortowo – sam tak miałem kilka lat temu. Ale to subiektywne odczucia, które można nieco zmienić. Ciało ludzkie jest niesamowite i potrafi szybko przyzwyczaić się do zmiennych warunków. Jeśli dodatkowo wspomożesz je poprawą krążenia (zdrowy tryb życia, regularne ćwiczenia), to odwdzięczy Ci się ono nie tylko bardziej pozytywnym odbieraniem niższych temperatur, ale również lepszym ogólnym stanem zdrowia i kondycją, której będą Ci zazdrościć.

Czas na konkrety. Moje koszty ogrzewania 50-metrowego, dobrze docieplonego, południowo-wschodniego mieszkania na jednym ze środkowych pięter to około 500 złotych (wliczając już stałą opłatę ok 25 zł/mies za samą możliwość odkręcenia kaloryfera). Dużo? A co, gdybym Ci powiedział, że nie chodzi o koszt miesięczny, ale o cały sezon grzewczy 2012/2013? Osiągnąłem to przez najzwyklejsze na świecie racjonalne gospodarowanie energią cieplną – prościej rzecz ujmując przez „odkręcanie kaloryferów, kiedy trzeba”. Przez cały sezon średnia temperatura w mieszkaniu wynosiła 20,5 – 21 stopni. Jak to zrobiłem?

– w czasie kilkudniowych wyjazdów całej rodziny absolutnie wszystkie kaloryfery były wyłączone – nawet wtedy po powrocie temperatura nie spadła poniżej 18 stopni.

– samo słońce wiele razy w zupełności wystarczyło, żeby nagrzać mieszkanie do 22 stopni. Pomogło podnoszenie rolet/odsłanianie przeszkód takich jak ciężkie zasłony – jeśli nie będziemy przeszkadzali promieniom słonecznym, chętnie podgrzeją nam pomieszczenia.

– w czasie pobytu domowników poza domem kaloryfery były wyłączone. Może i przyjemnie przyjść do dobrze nagrzanego pomieszczenia, ale koszt tej przyjemności jest spory, a i tak wchodząc z zewnątrz do pomieszczenia subiektywnie wydaje nam się, że jest ciepło.

– ponieważ nie wiedziałem, że optymalna temperatura w nocy jest niższa niż w dzień, i tak często grzałem w sypialni. Ale wyłączałem kaloryfery w pozostałych pomieszczeniach i zamykałem drzwi do sypialni – wtedy wystarczyło odkręcić kaloryfer niedaleko łóżka na „dwójkę”, co również mocno ograniczyło koszty.

– w łazience nie włączyłem kaloryfera ani razu. To pomieszczenie mam otoczone innymi z wszystkich stron i dzięki temu panuje tam stała, przyjemna temperatura 23 stopni.

wietrzenie – to kolejny ważny punkt. Najgorsze, co możemy zrobić to uchylenie okna na godzinę czy pół w celu przewietrzenia. Wtedy co prawda osiągniemy to, co zamierzamy (wymiana powietrza), ale jednocześnie mocno ochłodzimy wszystkie przedmioty w pomieszczeniu. Natomiast szybkie, kilkuminutowe wietrzenie z szeroko otwartymi oknami (i zamkniętymi drzwiami – nie chodzi nam o wywołanie przeciągów) również spowoduje wymianę powietrza, ale bez wyraźnego wychładzania pomieszczenia. Szybciej, zdrowiej, oszczędniej.

– żaden z moich grzejników nie jest zabudowany czy czymkolwiek przesłonięty – to znacznie (nawet o kilkanaście-kilkadziesiąt procent) obniżałoby jego skuteczność.

każdy stopień Celsjusza w mieszkaniu mniej lub więcej przekłada się na kilkuprocentowy (4-6%) spadek lub wzrost kosztów ogrzewania. Obniżając temperaturę z 24 do optymalnych 21 stopni zyskasz nawet 15% miesięcznie na rachunkach za ogrzewanie!

Przyznaję – mocno pomogło mi dobrze docieplone, optymalnie położone, niewielkie mieszkanie. Z drugiej strony, przecież takie mieszkania są w cenie – nie bez powodu cena za metr kwadratowy zależy często również od stron świata, piętra czy technologii w której budynek został wybudowany. Skoro zapłaciłem więcej niż sąsiad na parterze, czemu mam się czuć źle ze świadomością, że dzięki temu moje mieszkanie jest nieco lepiej chronione przed spadkiem temperatur?

Policzmy przykładowy zysk, biorąc na tapetę mój przykład. Skoro wydałem na ogrzewanie 500 zł, to „zyskałem” względem statystycznej rodziny 2.200 – 500 = 1.700 zł. Średnia miesięczna oszczędność w ciągu miesiąca: 141 zł. Po dziesięciu latach lokowania tego na inwestycje dające zwrot rzędu 7% rocznie, suma oszczędności wyniesie prawie 24.500 zł! Pamiętaj, że to kwota dla małego, dobrze docieplonego mieszkania – im większe wydatki, tym większe pole manewru do ich obniżania! I to w czasach, kiedy podwyżki mediów – w tym centralnego ogrzewania – są praktycznie pewne każdego roku!

Te fakty dają do myślenia – zwłaszcza dla osób, których rachunki są wyższe niż polska średnia. Przykładowo – moje 500 zł za sezon ma się nijak do ok 5.000-6.000 zł, które na ogrzewanie wydali moi rodzice. Mając dom o dużym metrażu, w którym dodatkowo jest kilka nie najlepiej uszczelnionych miejsc, ponosi się nieproporcjonalnie większe koszty, i to mimo niższych niż u mnie temperatur. W takich przypadkach tym bardziej warto przyjrzeć się tym kilku prostym radom na zmniejszenie rachunków. Zauważ, że nawet nie próbowałem nakłonić Cię do jakichkolwiek kosztownych inwestycji typu wymiana okien czy docieplanie budynku – to również w pewnych przypadkach przynosi wymierne korzyści, ale często wystarczy tak niewiele, żeby zyskał nie tylko nasz budżet, ale również zdrowie.

Ostatnio oglądałem dokument o parze emerytów, którzy mieli dość oryginalny sposób na oszczędności na ogrzewaniu. Ponieważ mieszkali oni w domu na wsi, decyzja o grzaniu lub nie (a więc i ponoszeniu jakichkolwiek kosztów) należała w 100% do nich. Zdecydowali, że opłaty na ogrzewanie zredukują do zera, a za zaoszczędzone pieniądze kupią… bilety lotnicze do Indii. A ponieważ tam koszty ogrzewania są zerowe, do tego życie kosztuje mniej niż w Polsce, to praktycznie nie ponosząc żadnych dodatkowych kosztów mogli sobie pozwolić na „darmowe” spędzenie każdego sezonu grzewczego na pięknej plaży gdzieś nad brzegiem Oceanu Indyjskiego. Kuszące, hmmm?

Żebyście nie oskarżali mnie w komentarzach o spowodowanie masowych przeziębień, zakończę ostrzeżeniem: wszelkie zmiany, które są związane z obniżaniem temperatury powinny być wykonywane z głową. Nie obniżaj temperatury nagle o kilka stopni, rób to stopniowo i przygotuj się do tego – na przykład regularnymi ćwiczeniami poprawiającymi krążenie. W przeciwnym razie nabawisz się przeziębienia i takiej awersji do zdrowszych temperatur, że cały eksperyment odniesie wręcz odwrotny skutek do zamierzonego.

Exit mobile version