O konieczności prowadzenia budżetu domowego przekonywałem już kilkukrotnie. Ten aspekt kontrolowania finansów osobistych jest jednak tak ważny, że napiszę to jeszcze raz: BUDŻET PROWADZIĆ TRZEBA. Nie prowadzenie budżetu głupie jest i brzydkie jest (kolejny zgubny wpływ tej reklamy, o czym już zresztą pisałem, a mimo to nadal daję się manipulować). Bez tego jesteś ślepy i głuchy – nie wiesz na czym stoisz, nie zaplanujesz żadnych wydatków, a niezależność finansowa będzie co najwyżej mglistym i niewiele znaczącym hasłem w rubryczce „chciałbym kiedyś…”. Powiem więcej: jeśli chcesz być wolny, powinieneś – wyrwany o 3 w nocy ze snu – powiedzieć ile pieniędzy wydasz w tym miesiącu (nawet jeśli dopiero dostałeś wypłatę), ile oszczędziłeś w zeszłym miesiącu, i jaki będzie stan Twojego konta na koniec roku. Tylko będąc tego rodzaju przepowiadaczem przyszłości, możesz uznać, że jesteś lepszy od wróżbitów przepowiadających numerki w lotto (umiejących co najwyżej powiedzieć, że wylosowanych liczb będzie 6, a każda z zakresu 1-49…). Wtedy masz otwartą drogę do eliminacji niepotrzebnych wydatków, do namierzania przeciekających przez palce pieniędzy i stworzenia planu na zmniejszenie wydatków.
Zaczynamy krótki kurs budżetowania:
– bądź konsekwentny i skrupulatny. Wpisuj absolutnie KAŻDY wydatek – jest to szczególnie ważne na początku, kiedy zaczynasz budżetować. Coś słodkiego w cukierni czy bilet autobusowy wydaje się drobnostką bez znaczenia, ale zdecydowanie zbyt często okazuje się, że to właśnie one sumują się do kilkuset złotych, których gdzieś „brakuje” co miesiąc. Spisywanie wydatków musi być nawykiem i zanim go wyrobisz, dobrze jest wpisywać każdy wydatek od razu. Później (lub jeśli masz dobrą pamięć i podejdziesz do tematu ambitnie) możesz zamiast tego poświęcić 5 minut każdego wieczora i przypominając sobie kolejne wydatki w ciągu dnia, spisywać je. Ma to dodatkową zaletę w postaci treningu pamięci 🙂
– kategorie. Skoro wiemy już, że należy wpisywać każdy wydatek, dobrze by było je w sensowny sposób uporządkować. Sucha wiedza, że w ciągu miesiąca wydaliśmy X niewiele daje – zwłaszcza, że podobne dane możemy sprawdzić spoglądając na stan konta. Należałoby w takim razie zaszufladkować każdy z wydatków do jednej z kategorii, przy czym dość ważną kwestią jest ich ilość. Dla jednych wystarczy ogólna kategoria „zakupy”, odnosząca się do niezbędnych zakupów spożywczo-chemicznych. Ktoś inny będzie chciał podzielić ją na „żywność” i „chemia”. A jeśli ta kategoria wydaje się być źródłem nadmiernych wydatków, można dzielić ją dalej – na przykład na „produkty żywnościowe podstawowe”, „żywność – zachcianki” itp. Ważne, żeby być elastycznym i jeśli aktualne kategorie nie wystarczają do namierzenia „wycieków” pieniędzy (lub są zbyt szczegółowe), od kolejnego miesiąca je zmodyfikuj. W pewnym momencie dojdziesz do podziału optymalnego dla siebie i takiego, który nie będzie Cię zniechęcał do prowadzenia budżetu. Moje zestawienie to dosłownie 4-5 kategorii i mi to w zupełności wystarcza, chociaż na przykład nie wiem, ile wydajemy tylko i wyłącznie na żywność, a ile na chemię. Skoro jednak wiem, że w żadnym z tych obszarów nie chcę już schodzić poniżej aktualnego poziomu zakupów, taka wiedza nie jest mi potrzebna.
– elastyczność – szufladkowanie wydatków nie zawsze jest proste i jednoznaczne – np. skorzystanie z taksówki w zależności od sytuacji można zaliczyć jako wydatek na komunikację, koszty związane z pracą lub rozrywkę (jeśli na przykład wracasz z koncertu). Moja rada: staraj się dobrać kategorię tak, żeby Cię to najbardziej „zabolało”. Jeśli wydatku można było uniknąć, to nie powinieneś tego racjonalizować. Mimo, że nie miałeś w domu obiadu, wyjście do restauracji to „rozrywka” a nie „żywność”, a skoro zaspałeś i musiałeś użyć droższego niż zwykle środka komunikacji żeby dostać się do pracy, to również był wydatek do uniknięcia i powinieneś w jakiś sposób to zaznaczyć. Nie zastanawiaj się nad zaszufladkowaniem wydatku zbyt długo – to również może Cię zniechęcić i sprawić, że cały proces zajmie Ci na tyle dużo czasu, że nie będziesz chciał go kontynuować.
To przykładowy dzień w naszym arkuszu. Kolory dodatkowo oznaczają użytą kartę płatniczą.
– czas – popularnym, aczkolwiek zdecydowanie nietrafionym argumentem żeby nie budżetować jest ten: „nie mam czasu”. Jeśli chcesz mi powiedzieć, że 5 minut dziennie to zbyt wysoka cena za tak potężną wiedzę jak ta o stanie swoich finansów, to chyba lepiej będzie jak wrócisz na kanapę i obejrzysz kolejny odcinek serialu zamiast myśleć o polepszeniu swojej sytuacji finansowej. Te 150 minut miesięcznie to najlepiej zainwestowany czas w obszarze finansów. Naprawdę niewiele trzeba, żeby stać się rachmistrzem (brzmi chyba bardziej zachęcająco niż księgowy…) w mikro-przedsiębiorstwie, jakim jest Twoja rodzina . Przecież w praktyce jesteś odpowiedzialny za stan finansów swojego gospodarstwa domowego, a brak podstawowej wiedzy o przepływach finansowych to jak prowadzenie samochodu z opaską na oczach. Mimo to wciąż jest wielu takich kierowców… i wiele też stłuczek i wypadków finansowych. Na szczęście ofiarą są tylko pieniądze, nie ludzie.
Ze swojej strony proponuję regularne, cowieczorne lub „cozakupowe” (jeśli masz skłonności do zapominania o wydatkach) notowanie poniesionych kosztów.
– narzędzia. Najlepiej będzie, jeśli będziesz notował wydatki w programie… nie nie moi drodzy – nic z tych rzeczy. Nie podam gotowego rozwiązania, a to z jednego prostego powodu – nie ma jednego sposobu dla wszystkich. Niektórzy są entuzjastami technologii i w ich przypadku sprawdzą się aplikacje na smartfony, których główną zaletą jest to, ze telefon nosisz zawsze przy sobie, więc od razu po zakupach można je zanotować. Inni będą woleli korzystać z aplikacji takich jak kontomierz.pl, które generują bardzo dużo danych, statystyk, wykresów i planów. Tradycjonaliści zdecydują się na prowadzenie najzwyklejszego na świecie dzienniczka, do którego będą wpisywali wydatki – nawiasem mówiąc moja żona używała tego sposobu na studiach i to Ona przekonała mnie do słuszności budżetowania. Teraz mamy inny sposób: arkusz kalkulacyjny. Nie twierdzę, że jest to najlepsze rozwiązanie, ale napiszę, czemu je stosujemy:
Tak właśnie wyglądały początki budżetowania mojej drugiej połówki – wtedy wyprzedzała mnie świadomością finansową o lata świetlne!
– prostota. To chyba najprostsze – zaraz po aplikacjach na smartfona – narzędzie do budżetowania. Rubryczki, każda opatrzona datą, wystarczy wpisać kwotę w odpowiednie miejsce i przypisać do jednej z kategorii.
– elastyczność. To jeden z powodów, dla którego nie korzystam z żadnej z gotowych aplikacji. Arkusz kalkulacyjny jest uniwersalny, „przenaszalny” i pewny. Aplikacje niekoniecznie – mogą być przecież dedykowane na konkretną platformę czy wersję systemu. Tego problemu nie mają aplikacje przeglądarkowe (np. kontomierz.pl), ale nadal nikt nie zagwarantuje, że jutro system będzie nadal dostępny, a za 10 lat nadal będę mógł korzystać z tych pięknych wykresików i historycznych danych. A jeśli tak, to czy na pewno za darmo?
– bezpieczeństwo. Chyba najważniejszy powód unikania wszelkich aplikacji. Uważam, że wybierając jakąkolwiek aplikację nigdy nie mogę być pewny tego, gdzie trafią moje dane, gdzie są przechowywane moje hasła (chociażby w takim kontomierzu, który chwali się bezpieczeństwem, a któremu i tak nie ufam) i kto jeszcze ma do nich dostęp. Jaką mam pewność, że twórcy aplikacji nie zaszyli jakiegoś mechanizmu przesyłającego informację gdzieś na zewnątrz? Firma to gwarantuje? A jeśli jakiś szalony programista zrobił furtkę, o której jeszcze nikt nie wie? Darmowe, online’owe arkusze kalkulacyjne (np. Google Docs) również mnie nie przekonują – wujek google pewnie sam do końca nie wie, gdzie te informacje trafiają, a trafiają gdzieś na pewno…
– analizy, wykresy i podsumowania. Mając swój arkusz kalkulacyjny jestem ograniczony tylko swoimi umiejętnościami i posiadanymi danymi. To, jakie wykresy stworzę, zależy tylko ode mnie – a nie od pomysłodawców aplikacji. Dla mnie ważny jest na przykład stosunek procentowy wydatków do przychodów i to, jak się zmienia w czasie – nie sądzę żeby większość aplikacji udostępniała taki typ wykresu (a może się mylę?).
– plany. Skoro wiemy już nieco więcej o prowadzeniu budżetu, chciałbym wskazać na jego największe zalety. Oprócz samego optymalizowania wydatków i namierzania słabych punktów wydatków, najważniejsze jest planowanie. W prosty sposób możesz nie tylko zaplanować swój budżet na ten miesiąc, ale wiedzieć, jaka jest Twoja średnia wydatków z ostatnich lat – a więc jak rosła inflacja Twojego życia. Sam wiem, jaki procent każdej wypłaty jest wydawany, a jaki oszczędzany – zrobiłem z tej serii danych ładny wykres, którego staram się pilnować i cieszę się, jeśli pójdzie on nieco w górę. Czyniąc pewne założenia, wiem ile pieniędzy mogę mieć za 10 lat (wiem wiem – mogą to być pobożne życzenia, ale planować trzeba, prawda?) i kiedy osiągnę niezależność finansową. Co więcej, mam wiedzę o pieniądzach, które w razie potrzeby mogę mieć „na jutro”, a których ściągnięcie trwałoby potencjalnie znacznie dłużej – dzięki temu staram się każdą comiesięczną nadwyżkę w jakiś sposób inwestować tak, żeby nie leżała na nieoprocentowanym koncie. Kiedy zapomnę, czy zapłaciłem w tym miesiącu za kablówkę, wystarczy zerknąć do arkusza; chociaż nie – przecież moje rachunki za telewizję wynoszą 0 zł!
Zapewniam Cię, że budżetowanie ma głęboki sens i jest niezwykle przydatne niezależnie od aktualnej sytuacji finansowej – nieważne, czy zarabiasz 10 tysięcy czy na razie dostajesz tylko stypendium. Nieważne, czy Twój majątek to laptop z którego czytasz ten wpis i 200 zł, za które musisz się utrzymać do końca miesiąca, czy masz na koncie (oby nie cypryjskim!) miliony. W każdej z tych sytuacji (i we wszystkich pośrednich) nawyki które wyrabiasz prowadząc budżet i wiedza, którą dzięki temu zyskujesz stanowią ważny oręż w Twoim ręku i dają Ci znaczną przewagę nad innymi, kroczącymi we mgle bez jasno zdefiniowanego celu.
A czy Ty budżetujesz? Jeśli tak, w jaki sposób Ci to pomogło? Jeśli nie, czemu jeszcze czytasz ten wpis zamiast tworzyć arkusz kalkulacyjny? Ułatwię Ci to zadanie – poniżej znajduje się przykładowy, bardzo prosty arkusz kalkulacyjny (w wersji dla OpenOffice/LibreOffice i dla MS Office) z przykładowymi kategoriami, kilkoma wpisami i miejscem na wpisywanie wydatków na najbliższe 2 miesiące. Oraz ze zbiorczą zakładką podsumowującą sytuację finansową na początek każdego miesiąca. Pamiętajcie, że to tylko propozycja – a to, że jest bardzo podobna do arkusza, którego sam używam, wcale nie oznacza, że sami nie zrobicie czegoś znacznie lepszego! Wygląd arkusza to zresztą sprawa drugorzędna – najważniejsze, żeby był prosty w prowadzeniu i sprawdzał się w praktyce, dostarczając tych niesamowicie wartościowych informacji, jakimi są wpisy o wydatkach i przychodach!
moj_budzet.ods – format dla OpenOffice / LibreOffice
moj_budzet.xlsx – format dla Microsoft Office