Tym wpisem miałem rozpocząć moją przygodę z blogowaniem. Postanowiłem jednak inaczej (bo początek był taki), a w natłoku myśli które po prostu musiałem przelać na papier (elektroniczny ale zawsze) i opublikować, gdzieś się biedak schował i na jakiś czas o nim zapomniałem. Dzisiaj jednak zwrócił moją uwagę i myślę, że będzie dobrym przerywnikiem w rozpoczętych, dziecięcych tematach.
Pierwsze i najważniejsza zasada osiągnięcia niezależności finansowej: zacznij młodo. Łatwo powiedzieć – jakbym sam w czasie studiów wybiegał myślami dalej niż do kolejnej imprezy lub egzaminu – w zależności od tego co było bliżej… Ponieważ podróże w czasie są na razie niedostępne, przyjmijmy nową zasadę nr 1: zacznij teraz. Nieważne jaki jest stan Twojego portfela, nieważne w jakim wieku i na jakim etapie kariery zawodowej jesteś, zacznij teraz. Nie za miesiąc, nie kiedy szef po raz kolejny zmiesza Cię z błotem. Natychmiast. Wszelkie znaki na niebie i ziemi (przez wtajemniczonych nazywane obliczeniami matematycznymi) wskazują, że im dłuższy horyzont czasowy, tym Twoja sytuacja jest lepsza. Zróbmy symulację (zakładam w niej stopę zwrotu w wysokości 7% rocznie):
– zaczynasz błyskotliwą karierę w dużej korporacji, jesteś młody (przyjmijmy: 23 lata) i pełen energii. Niestety, ponieważ to początki, to 300 zł to maksimum jakie możesz odłożyć miesięcznie – na razie, dopóki jesteś typowym konsumentem i nie dostrzegasz jeszcze, ile pieniędzy przecieka Ci przez ręce. Po 45 latach (tak tak – witaj dorosły świecie – tyle mniej więcej lat swojego życia oddasz bezpowrotnie swojemu ukochanemu pracodawcy) regularnego oszczędzania uzbierasz ponad milion złotych i jeszcze dodatkowe 100 tysięcy na drobne wydatki. Brzmi nieźle? Błąd! 1.100.000 zł w roku 2058 będzie mniej wart niż 300 tysięcy dzisiaj. Mając tą świadomość, postanowiłeś co roku zwiększać odkładaną kwotę o 10%. Rezultat tak niewielkiej zmiany będzie niesamowity – po 45 latach będziesz miał około 6,5 mln zł, czyli ponad 1,5 mln dzisiejszych złotych – dla mnie to aż nadto, żeby cieszyć się zasłużoną niezależnością finansową. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby jeszcze mocniej podkręcić comiesięczne oszczędności…
– co jednak, jeśli jesteś całkiem dobrze zarabiającym 40-latkiem? Z racji doświadczenia i wspięcia się po kilku korporacyjnych szczebelkach możesz pozwolić sobie na satysfakcjonujące Cię życie, a emerytura przestała być czymś tak odległym że aż abstrakcyjnym, więc powoli zaczynasz dostrzegać, że najprawdopodobniej dożyjesz jesieni życia i dobrze byłoby coś odłożyć – w końcu system emerytalny może wyglądać nieciekawie. Odkrywasz, że możesz odkładać miesięcznie 1000 zł – swoją drogą pytasz sam siebie gdzie do tej pory uciekały te pieniądze, ale najważniejsze, że w końcu postanowiłeś pomyśleć o przyszłości. Jeszcze 27 lat pracy przed Tobą więc powinieneś zebrać całkiem pokaźną sumkę, prawda? Po osiągnięciu wieku emerytalnego masz… 950 tys zł (nieco ponad 400.000 dzisiejszych złotych). I nawet zwiększając wpłacaną kwotę o 10% rocznie, osiągając wiek emerytalny nadal będziesz miał 2-krotnie mniej niż ten młodzik, na którego najprawdopodobniej spojrzałbyś z wyższością ze swojego nowego SUVa, gdyby ten jechał gdzieś tramwajem. I absolutnie nie osiągniesz etapu, na którym będziesz mógł utrzymywać się z dochodu pasywnego. Ciekawi mnie, co zrobisz, kiedy kochany rząd każe pracować Ci do… śmierci? Bo chyba nie wątpisz, że to możliwe – wybiegając w przyszłość o kilkadziesiąt lat, ostatnia burza na temat OFE czy podwyższenie wieku emerytalnego to niewinne igraszki – Szwedzi już stawiają kolejny krok w dążeniu do utrzymania kajdan swoich obywateli aż do grobowej deski…
Powtarzam zasadę numer 1: zacznij teraz. Nieważne czy masz 20, czy 40 lat. Wygospodarowanie nawet niewielkiej kwoty w miesięcznym budżecie przyniesie wymierne korzyści i nawet jeśli zacząłeś późno, to zapewniam Cię, że poduszka finansowa, którą wypracujesz przez najbliższe lata da Ci poczucie spokoju i możliwość wybrnięcia z losowych sytuacji. A jeśli jesteś bliżej 20-tki niż 40-tki to szczerze Ci zazdroszczę – przez Tobą świetlana przyszłość! Czas jest Twoim największym sprzymierzeńcem i to on najdobitniej pokazuje efekty procentu składanego!
Wczesne rozpoczęcie oszczędzania na emeryturę ma też jeszcze jedną, bardzo ważną zaletę – wyrabia w Tobie pewien nawyk. Nagłe rozpoczęcie oszczędzania w sytuacji kiedy jesteś przyzwyczajony do zerowania stanu konta przed każdą wypłatą jest o wiele trudniejsze niż zrobienie tego, kiedy Twój nawyk wydawania nie jest jeszcze w pełni rozwinięty, bo wypłata nie pozwala na zbyt wiele. Jest dla Ciebie czymś naturalnym, że część wypłaty – a także część jakiejkolwiek podwyżki, premii czy innego przychodu – 'powinna’ zostać odłożona – tak naprawdę widząc dodatkowe 500 zł na koncie odruchowo dzielisz to przez 2 i nawet nie kusi cię żeby wydać całość. Zauważ, że sugeruję odkładanie części dodatkowych przychodów – w życiu nie chodzi przecież o wieczne utrzymanie sposobu życia statystycznego studenta w imię mglistych, odległych o całe dziesięciolecia celów. Zapewniam jednak, że po spełnieniu potrzeb (naprawdę podstawowych!) szczęście zależy od Twojego umysłu i docelowo będziesz bez żadnych wyrzeczeń, z własnej woli odkładał całość dodatkowych przychodów – ja sam tak robię i absolutnie nie czuję, żebym z czegoś rezygnował! Ale naucz się regularności, naucz się oszczędzania nawet małych kwot i nie pompuj do granic możliwości inflacji swojego życia, a będziesz po prostu skazany na sukces!
Wszelkie wyliczenia na podstawie tego kalkulatora.
Ostatnie dni to po części dużo pracy przy projektowaniu żagli, a po cześci dużo tez czasu na czytanie i myslenie…
Nie wiem, może wyłazi ze mnie przekora, może to moja „genetyczna niechęć” do chodzenia ścieżkami innych, ale w pewnym tylko stopniu zgadzam się z Tobą…
Oczywiście, ważne jest by zacząć zaraz, ważne jest by być systematycznym, ważne by mądrze inwestować wolne środki, ale… do wolności finansowej prowadzi niejedna ścieżka i nie jestem wcale przekonany vczy ta przedstawiona przez Ciebie jest ścieżką lepszą (no, ale to może dlatego, że ja idę ścieżką „odrobinę inną” i bronię swojej wersji…)
Do rzeczy jednak…
Moja wizja wolności finansowej jest inna…
Oczywiście, u podstaw leży to samo: „wydawaj mniej niż zarabiasz, zarabiaj wiecej niż wydajesz”, ale z tym co potem jest inaczej. Tego co robię z nadwyżką gotówki nie nazwałbym inwestowaniem, a oszczędzaniem. Długofalowy cel dla gotówki jest taki, by nie straciła ona na wartości. I to wystarczy. Jśli coś sie przebijep owyżej inflacji to oczywiście dobrze, ale musu nie ma. Nadwyżka ma „żyć swoim własnym życiem” i to w taki sposób bym za dużo o tym myślec nie musiał (a najlepiej wcale).
Inwestycją jestem ja (a dokładniej moje umiejętności). Juz daaaawno temu załozyłem, że aby być atrakcyjnym na rynku muszę być unikalny, bo wówczas to ja dyktuję warunki. Przykładowo: jeśli języki to może poza angielskim i francuskim warto znać jakieś narzecze indiańskie lub afrykańskie, jeśli być cieślą to może specjalizowac sie w jakiejś unikalnej technologii, jeśli być elektronikiem to pracować na pewnych bardzo specjalizowanych układach scalonych itd. itp… Przy szyciu żagli korzystam z technologii stosowanej przez (o ile mi dobrze wiadomo) tylko 9 innych osób na świecie z czego tylko 1 w europie. Bo nikomu się nie chce tego uczyć, bo to trudne (podobno). A najlepiej być unikalnym w kilku dziedzinach. I jak na razie od kilkanastu lat to sie doskonale sprawdza.
NA życie arabiam sam, z oszczędności będę żył wówczas, gdy nie będę w stanie pracować…
Bo mnie nie przeraża wydłużanie wieku emerytalnego…
67-69-72… o i tak jeszcze daleko do tego co przyjął Bismarck wprowadzając system emerytalny, który znamy. On załóżył, że „państwo” bedzie wypłacało emerytury osobom, które skońćzyły 80 lat (a średnia prognozowana długośćżycia była dużo krótsza niz dziś)…
Roman, absolutnie jestem zdania, że oszczędzanie jest ważniejsze niż inwestowanie – w wielu przypadkach inwestowanie może wręcz przynieść więcej szkody niż pożytku. Pozwól, że teraz nie będę się o tym rozpisywał, bo mam prawie gotowy wpis na ten temat i po jego publikacji możemy o tym nieco podyskutować w komentarzach 🙂 O inwestycji w siebie też planuję napisać – również uważam, że to najlepsza z możliwych inwestycji i zasługuje na osobny post – zwłaszcza, że wielu rozumie ją na zasadzie 'jeśli kurs/szkolenie jest drogie, to dostanę dużo wartościowej wiedzy’ – co według mnie jest absolutną pomyłką.
Co do wydłużaniu wieku emerytalnego – zauważ, że nie przeraża Cię to, bo robisz to, co kochasz i jest to przynajmniej częściowo (a być może całkowicie?) opcjonalne. Zawsze łatwiej przychodzi nam to, co jest opcjonalnym wyborem, a nie koniecznością – to zresztą też temat wart poruszenia na blogu 🙂 Tyle pomysłów, a coraz mniej czasu…
Odniosę się za to do obranego przeze mnie sposobu na osiągnięcie niezależności finansowej. W wielkim skrócie: dzięki ciężkiej pracy kilka(naście) lat temu, inwestycjom w siebie, a także – nie ma co ukrywać – szczęściu, jestem w takiej sytuacji, że ta droga jest dla mnie po prostu najkrótsza, najłatwiejsza, a przy okazji najmniej ryzykowna. Ale oczywiście nie jest jedyna i nie twierdzę, że najlepsza – uważam natomiast, że jest dostępna dla największej części społeczeństwa, w przeciwieństwie do prób (często nieudanych) znalezienia niszy na rynku. Często takie próby są obarczone dodatkowym ryzykiem przez to, że większość konsumentów po prostu musi przynieść 'w zębach’ wypłatę każdego miesiąca, bo w przeciwnym razie bankructwo murowane. Ty takiego obciążenia psychicznego nie miałeś, dzięki temu mogłeś podejść do tematu na znacznie większym luzie. Zresztą… nie ma co wyciągać przedwczesnych wniosków jeśli (jeszcze) nie znam Twojej historii 🙂 Zostańmy przy tym, że moja droga jest jedną z możliwych, ale w zasadzie sposób zarobkowania jest w niej sprawą drugorzędną – najważniejsze jest to, co zrobisz zarobionymi z pieniędzmi.
Pozdrawiam!
😉 tak sobie poczytałem i… Zasadniczo są tylko dwie drogi do bogactwa i niezależności materialnej i finansowej: 1. poprzez akumulację dóbr, zasobów i działań, 2. poprzez odejmowanie tego co zbędne. Pierwsza mnoży koszty, druga je odejmuje (więc można nazwać ją oszczędzaniem). Zasadniczo ilość początkowa jest bez znaczenia, moment również, nawet czas ponieważ jest cykliczny. To jest jak w pewnej przypowieści. Wersja dla bogatych i wolnych mówi o tym, że Książę Światłości przez 40 dni bawił w swojej letniej rezydencji na pustyni, kiedy to nieoczekiwaną wizytę złożył mu sam Książę Ciemności. Rzecz jasna sprawa dotyczyła pewnych negocjacji. Wersja dla ubogich mówi o tym, że Książę Światłości nie bawił, lecz pościł i nie w rezydencji lecz w jaskini. W jednym i drugim przypadku negocjacje zakończyły się fiaskiem. Wniosek stąd prosty: nie negocjuje się i nie robi interesów z tymi, którzy nie mają. (to jednak Książę Światłości miał to czego nie miał Książę Ciemności). Wracając do meritum sprawy to wolność i niezależność finansowa zależny nie od ilości, nawet nie od czasu, tylko od czegoś zupełnie innego. Praca jest nie tylko wielkością fizyczną ale także ekonomiczną. W jednym i drugim przypadku oznacza wysiłek potrzebny aby… na przykład zarobić określona ilość kasy. Inny jest rozkład pracy w procesie akumulacji a zupełnie inny w procesie odejmowania. Ale to zaledwie początek drogi. Ostatecznie chodzi o to by stwierdzić czy to ja pracuję dla pieniędzy, czy też pieniądze pracują na mnie. I tej drugiej wersji wszystkim życzę;)
Piszesz o dwóch drogach, gdy tymczasem ja głęboko wierzę, że można je z powodzeniem połączyć i dzięki temu osiągnąć niezależność finansową znacznie szybciej, niż wynikało to by z podążaniem tylko jedną z nich. A skutek musi być właśnie taki jak piszesz: posiadanie harujących 24h na dobę 'pracowników’ (pieniądze), które generują dochód pasywny – czyli pracują na mnie, a nie odwrotnie.
Romanie,
Już wcześniej zwróciłam uwagę na Twój wpis w komentarzach tutaj na blogu. Od jakiegoś czasu szukam swojej drogi, troszkę czytam (książki, blogi, internet) i wciąż jednak nie mogę znaleźć swojego pomysłu na biznes..a szukam właśnie takiej niszy..na która „notabene”:) wpaść nie mogę. Skąd ty czerpałeś wizję ..żeby właśnie zainwestować w te żagle? Skąd Twoja inspiracja w tym kierunku. Ja również uwielbiam oszczędzać – dzięki temu , tak jak pisze wolny, jestem już (niestety) 5 miesiąc bez pracy,- (szukam jej w miare intensywnie, ale tym bardziej właśnie dojrzewam do decyzji, żeby działać inaczej, podjąć się konkretnego niszowego biznesu) – ale mam swoją poduszkę finansową, i mimo że mój były pracodawca potraktował mnie conajmniej nieprofesjonalnie… bez stresu żyję sobie nieźle za pieniązki odłożone wcześniej, które były odkładane w takim właśnie celu. Coraz bliżej mi do wizji „Fastlane Miloonera” MJ Demarco, aniżeli wizji moich rodziców typu ” dziecko, jak ty możesz tak długo bez pracy, znajdź już nawet jakąkolwiek, byle by się gdzieś uchwycić, im dłuższa przerwa..tym dłużej będziesz pracować do emetytury itp…itd..) ” – jakby niewolnicza praca min 8h dziennie i wiążąca się z nią pętla kredytu była jedynym z możliwych planów na życie. Czuje że wszystko się we mnie gotuje, chce coś swojego, innego, ale kurka wodna..jeszcze nie zapaliła się nade mną ta żarówka żebym mogła sobie powiedzieć – to jest myśl! Stąd moje zapytanie – gdzie szukałaś tej inspiracji, miałeś wcześniej jakieś teoretyczne podwaliny ( wykształcenie techniczne czy coś podobnego) żeby czuć się na siłach i wierzyć że ten interes wypali? Będę wdzięczna za info w komentarzu 🙂 Pozdrawiam Cię wolny 🙂
Jeśli mogę się trochę 'powymądrzać’ zanim Roman napisze coś od siebie. Wydaje mi się, że bardzo duże znaczenie ma psychika. W momencie, kiedy nie masz pracy, a przed Tobą wizja wcześniejszego czy późniejszego powrotu do pracy, to czujesz presję utrudniającą zapalenie tej żarówki. Czujesz, że po prostu musisz na coś wpaść, a to znacznie wytłumia czyste myślenie. Nie chcę zgadywać, ale obstawiam, że w przypadku Romana (i wielu innych, którzy znaleźli niszę) nie było żadnego przymusu, pewnie było to naturalne rozwinięcie wcześniejszych zainteresowań, które wynikało na przykład z jego hobby.
Trzymam kciuki za odnalezienie swojej drogi – być może jest jakiś sposób, żebyś mogła na jakiś czas się odciąć od ciążącej na Tobie presji i pozwolić Twojemu własnemu umysłowi Cię zaskoczyć w najmniej prawdopodobnym momencie? 🙂 pozdrawiam!
Racja jest w tym co pisze Wolny… to kwestia psychiki (w dużej mierze).
Usiądź i pomyśl, ale nie o tym co byś mogła tylko najpierw o tym co potrafisz… Tego na pewno jest wiele; głowę dać mogę, że co najmniej kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt, umiejętności 🙂
Inna rzecz, że mi było o tyle łatwiej, że znam środowisko, a środowisko zna mnie 🙂 To bardzo ułatwiło „wbicie się” w rynek. No, a reszta to ciężka praca, rzetelność i uczciwość 🙂
Z zawodu jestem kucharzem (po szkole zawodowej), mechanikiem maszyn (po technikum), prawnikiem (po studiach). Kilka kursów zawodowych też skończyłem, paru rzeczy uczyłem się sam… Celowo tak, bo świadomość możliwości zwiększa poczucie pewności…
Dziękuję Wam za odpowiedź 🙂 Coś w tym jest, bo ta presja – żeby podjąć jakąś konkretną decyzję we mnie narasta i to jeszcze wprost proporcjonalnie do upływającego czasu. Niestety „znajomości” w różnych kręgach raczej nie mam, liceum ogólnokształcące, kierunki studiów też jakieś takie – OGÓLNE, żadnej w nich specyfiki (tak to jest jak człowiek ma iść za ciosem i skończyć studia..a sam nawet naprawdę nie wie co go interesuje)ogólne tzn. stosunki międzynarodowe, a potem zarządzanie przedsiębiorstwami – czyli o wszystkim i o niczym. Praca: ciągle w kierunku księgowości…która za nic mnie nie pociąga, a jak mam klepać te faktury, które w ekspresowym tempie się nawarstwiają – to mnie po prostu krew zalewa. (nie wiem czemu jak przeglądam ogłoszenia o pracę, to jako branże wymieram audyt/podatki/ księgowość :/ ) Tak ogólnie mówiąc to jestem w „egzystencjalnej czarnej dupie” (przepraszam za wyrażenie) I TU macie rację, jak w takim klimacie mam wyluzować swoją psychikę i wpaść na ten cudowny, pomysł który zagrzeje mnie działania…skoro wciąż powielam schematy poprzednie, które jak widac do niczego dobrego mnie nie doprowadziły. Ech..dobra – bo tak zaleciało trochę marudzeniem, a nie o to mi chodziło:) Chyba faktycznie, za radą Romana wezmę kajecik coś do pisania..no i wypiszę co potrafię, co mi w duszy gra itd.. Pozdrawiam Was Chłopaki 🙂 Piękna niedziela się zapowiada!
Piszesz o pracy do wieku emerytalnego. Zastanawiam się, czemu nie propagujesz wizji emerytury w wieku trzydziestu, czterdziestu paru lat, jak pewne amerykańskie blogi, które czytamy. To może być świetna zachęta do oszczędzania, moim zdaniem dla części czytelników całkiem realna.
Co do wczesnego oszczędzania – absolutna prawda. Też sobie pluję w brodę, że nie zacząłem kilka lat wcześniej, choć z drugiej strony nie mam aż tak dużo do nadrobienia.
A co do małych kwot, o których tak często piszesz – zgadzam się, że są bardzo ważne z punktu widzenia regularności, wyrobienia nawyków itd. Ale z drugiej strony uważam, że tym bardziej powinniśmy zwracać uwagę na wydatki średnie i duże, bo to tutaj możemy zaoszczędzić najwięcej. Może na ten temat też pojawi się jakiś wpis? 🙂
Dobre pytanie. Nie chciałem od tego zaczynać, bo koncepcja jest dość rewolucyjna w naszych warunkach. Pragnąłem najpierw zbudować podstawy i na nich powoli budować bardziej śmiałe wizje. Nie wiem też, na ile tego typu wpisy wiązałyby się z odkrywaniem (bezpośrednim lub pośrednim) mojego budżetu i ogólnej sytuacji finansowej. Muszę to jeszcze przemyśleć, ale być może za jakiś czas uderzę 'z grubej rury’ 🙂
Co do średnich i dużych wydatków, kiedyś sam miałem podejście zwane ogólne 'think big’ – czyli skupiaj się na ważnych rzeczach, a drobne są na tyle mało istotne i przeszkadzające w osiąganiu tych ważnych, że można je niemal pominąć. Kilka amerykańskich blogów (chyba przede wszystkim mrmoneymustache.com) otworzyło mi oczy na to, ile może dać minimalizowanie właśnie tych małych wydatków i że niekoniecznie muszę gnać po miliony, żeby osiągnąć swój plan. Spora deflacja stylu życia którą zastosowaliśmy pokazała górę dodatkowych 'niewielkich kwot’ składających się na konkretne sumy, a nieco przy okazji pozwoliła na osiągnięcie radości życia z prostoty. Także na wpis z zaproponowanym przez Ciebie przekazem raczej się nie zdecyduję – uważam, że wszystko jest ważne, a przez palce przecieka tyle 'drobniaków’, że często to właśnie te wydatki należy najbardziej optymalizować.
pozdrawiam.
W żaden sposób nie neguję idei oszczędzania drobnych kwot – to jest absolutna podstawa, bo zgadzam się, że kupa pieniędzy przez to może przeciekać. Ale z drugiej strony podam przykład – szukałem ostatnio dość dużego lustra do łazienki. Zamiast kupić nowe, dobrze poszperałem i znalazłem używane w idealnym stanie za ułamek ceny nowego. Zaoszczędziłem na tej jednorazowej operacji więcej, niż na dojeździe do pracy rowerem zamiast komunikacją miejską przez kilka miesięcy. A więc „thinking big” nie zamiast, ale obok myślenia o małych rzeczach.
A to zależy co dla kogo znaczy 'big’ 🙂 Każdy ma swoją definicję 'większego wydatku’ i dla mnie lustro, czy nawet własne meble o których pisałem na blogu zaliczam jeszcze do tego, co na co dzień przecieka przez palce. Stąd niezrozumienie – myślałem, że bardziej chodzi Ci o podejście 'pędź po drabinkach kariery żeby zarabiać 20.000 zł, a comiesięczne koszty na poziomie 10.000 zł są mniej istotne, bo składa się na nie masa wydatków, których optymalizacja da mniej niż praca nad kolejną podwyżką’.
Jako osoba przed osiemnastką widzę to wszystko trochę inaczej 😀
Przede wszystkim oszczędzanie dziś, żeby mieć emeryturę za kilkadziesiąt lat jest wielką abstrakcją. Myślę że wolność finansowa powinna zacząć się zdecydowanie wcześniej, albo właśnie… teraz.
Ten punkt widzenia wynika z faktu iż jestem wolny aż do momentu gdy będę MUSIAŁ rozpocząć pracę. Aktualnie znajduję się na „garnuszku mamusi” więc każdą pracę dorywcza traktuję jako nowe doświadczenie, coś ciekawego, ekscytującego, coś co robię bez przymusu. I chciałbym nadal myśleć o pracy w ten sposób, choć oczywiście żyjąc na własny rachunek. Dlatego też niezwykle poważnie myślę o rezygnacji ze wszystkiego, co nieistotne, na rzecz tego, co naprawdę ważne. To co prawdziwie istotne zwykle jest bowiem za darmo. W ten sposób nie tylko redukuję koszty życia do minimum, ale również czynię je piękniejszym. Oczywiście nie wszystkie pasje można realizować za darmo, a zaspokojenie podstawowych potrzeb tez kosztuje, ale jak ma się to do kosztów lansowanego w TV stylu „życia” ? Dobra praca kilka miesięcy w roku chyba nie jest wrogiem wolności – szczególnie gdy w wolnym czasie (którego może być bardzo dużo) pracujemy nad językami i podejmujemy się pracy w różnych regionach świata. Wówczas z jednej monotonnej „roboty” zamienia się w zbiór różnorodnych doświadczeń. Paradoksalnie taki sposób na życie może przyczynić się do wzrostu naszej wartości na rynku pracy – przecież znajomość języków i praca w różnych regionach świata jest w cenie 😀
Może jednak nie szukajmy klucza do wolności w emeryturze, ale w latach dzieciństwa, kiedy do szczęścia potrzebowaliśmy naprawdę niewiele…
Wizja przyjemna – sam w perspektywie kilku lat nie wykluczam pracy na zasadzie jednego, 3-6 miesięcznego kontraktu w roku. Ale to dlatego, że coraz lepiej znam rynek w którym się poruszam, jestem coraz bardziej pewny swoich umiejętności, a moje finanse są w stanie lepszym niż dobry.
I w związku z tym pytanie do Ciebie: czy masz jakiś plan na osiągnięcie tego o czym piszesz, czy to bardziej wizja którą sobie naszkicowałeś? Bo to dwie zupełnie różne rzeczy. Oczywiście podziwiam, że w tym wieku interesujesz się takimi koncepcjami i myślę, że da Ci to olbrzymią przewagę nad rówieśnikami. Ale… masz na pewno świadomość, że podejście do życia zmienia się z upływającym czasem, a Ty jesteś jeszcze młody. Najprawdopodobniej za kilka lat zapragniesz jakiejś stabilizacji, poczucia pewności i zechcesz założyć rodzinę. Dlatego jeśli już teraz 'odpuścisz’ i zaczniesz żyć na zasadzie 'praca przez kilka miesięcy, a później przejadanie oszczędności jak najdłużej się da’, to za kilka lat (jeśli zmienią Ci się priorytety) może być Ci ciężko się odnaleźć na rynku pracy. Zwłaszcza, że prace o jakich piszesz raczej zaliczają się do stosunkowo nisko płatnych, niewymagających większych kwalifikacji, prawda?
Jeśli masz jakiś konkretny plan, podziel się nim; jestem ciekawy tego – niecodziennego, ale oczywiście możliwego do wykonania – podejścia.
pozdrawiam i życzę realizacji celów!
Na chwilę obecną do planu wiele mi brakuje. Pewnych rzeczy jeszcze nie jestem pewien, innych po prostu nie sposób przewidzieć. Zdaję sobie sprawę z tego, że w przyszłości zapragnę stabilizacji. Dlatego wizję tę podzieliłem na kilka etapów:
1. praca-studia na zachodzie Europy. Po pierwsze zarobki są tam dość wysokie by, szczególnie w wariancie minimalistycznym, utrzymywać się z własnej pracy. Same studia wydają mi się lepsze. No i aspekt podróżniczo – kulturowy tez ma znaczenie. Myślałem o Anglii, ale ceny studiów są absurdalnie wysokie. Acha, jeszcze musze dodać że opłaty na studia wymuszają pracę…
2.praca-podróż, czyli kwintesencja całej wizji. Myślę o wszystkich regionach świata, jedyną barierą jest język. Tu szczególnie przydałyby się specjalistyczne umiejętności jak na przykład szycie żagli 😀
3.Stabilizacja, dom , rodzina. Na tym etapie nie obędzie się bez dochodu pasywnego.
4.Spokojna przyszłość, oczywiście bez pracy.
Podstawowym problemem , jaki musze rozwiązać jest wybór kierunku studiów. Nie mogę się jeszcze zdecydować.
Druga sprawa – to że nie zamierzam zbyt wiele pracować, nie oznacza że nie zamierzam robić nic. Chętnie nauczę się wielu rzeczy, a same studia dają pewne kwalifikacje. Do tego języki, języki i jeszcze raz języki.
Kwestia trzecia – oszczędności. Wydając mało mogę pozwolić sobie na mniej pracy, lub większe oszczędności. Wybór tutaj należy do mnie, nie do pracodawcy. Myślę jednak o wariancie pośrednim.
Mając oszczędności można je wykorzystać. Procent składany jest świetnym rozwiązaniem, lecz fundusze można przeznaczyć też na inwestycje, np. w nieruchomości. Podróżowanie po świecie ma to do siebie że daje ogromną wiedzę. To że jakiś pomysł nie jest wykonalny w Polsce nie oznacza że gdzie indziej nie będzie można go zastosować. Niekiedy ludzie w jednym kraju znajdują ciekawe rozwiązanie, które z zyskiem można wdrożyć gdzie indziej…
Tu mogę marzyć o jakiejś cudownej inwestycji czy wspaniałym interesie lecz nie wiem jak wszystko będzie wyglądać – planowanie takich rzeczy nie jest możliwe. Jedno jednak jest pewne – szeroka i oryginalna wiedza zwykła oznaczać zysk.
Ostatecznie to podejście wydaje mi się najważniejsze – w bliskim otoczeniu mam rozmaitych ludzi, zarówno bezrobotnych od wielu lat ( w negatywnym sensie) jak i takich którzy specjalnie nie muszą pracować (w znaczeniu bardzo pozytywnym 😀 ) – i widzę że odróżnia ich sposób myślenia, życiowa zaradność i wreszcie chęć działania.
A jakie kierunki studiów rozważasz? Może ja, albo któryś z czytelników coś podpowie jeśli masz wątpliwości.
Przestrzegam tylko przed odrzucaniem polskich uczelni ze względu na ich poziom – wydaje mi się, że na publicznych uczelniach technicznych poziom kształcenia jest wysoki. Do tego dochodzi aspekt finansowy – dopóki edukacja wyższa jest u nas darmowa (mówię o samych opłatach za naukę, oczywiście jest wiele kosztów które musi podjąć student, który nie mieszka w mieście, gdzie mieści się uczelnia), warto z tego korzystać – nasze dzieci już mogą nie mieć takich przywilejów. Po trzecie, nie przeceniaj wartości samych studiów 🙂 Często są one konieczne do poważnego traktowania przez pracodawcę, ale nie oczekuj, że studia dadzą Ci unikalną, wartościową wiedzę. Co najwyżej zachęcą do jej zdobywania, być może 'nauczą się uczyć’ i będą papierkiem, dzięki któremu pracodawca da Ci szansę na dalszą doszkalanie, kiedy okaże się, że Twoja wiedza mało przystaje do wymagań rynku pracy 🙂
Pozdrawiam.
Myślałem o studiowaniu prawa albo ekonomii. Jeśli chodzi o zainteresowania to ekonomia ma duży „+”, z kolei wybór prawo cieszy się wielkim poparciem rodziny i przyjaciół i musze przyznać że ich argumenty są bardzo sensowne. Co do mojej wizji – niestety nie mam pojęcia jak połączyć z nią te kierunki. Mimo ze wartość studiów jest, jaka jest – nie sadzę żeby całkowita rezygnacja z nich była dobrym rozwiązaniem. (Papierek musi być 😀 )
Najbardziej istotne wydaje mi się doświadczenie w różnych zawodach, które ostatecznie daje znaczącą elastyczność na rynku pracy i pozwala wybierać spośród wielu ofert, aby spośród nich znaleźć tę najlepszą.
Pozdrawiam.
Absolutnie nie miałem zamiaru Cię odwodzić od studiowania 🙂 Co do kierunku to wolę się nie wypowiadać o wybranych przez Ciebie – bardziej 'liczyłem’ na coś technicznego. Może któryś z czytelników?
Pingback: Dlaczego nie warto myśleć o emeryturze? | Kariera rentiera
Zgadzam się z Tobą w stu procentach.
Ludzie powinni zacząć oszczędzać. Zawsze znajdzie się kilkadziesiąt złotych w miesiącu, które da się odłożyć, niezależnie od tego, ile zarabiasz..
Też jestem tego zdania. Ludzie żyjący od pierwszego do pierwszego w 99% robią to na własne życzenie, niezależnie od poziomu dochodów. dzięki za potwierdzenie moich wniosków 🙂