Siłownie i kluby fitness – warto?

Według szacunków, obecnie ok 1,5 – 2 % Polaków korzysta z klubów fitness. A raczej… ma wykupione karnety do takich klubów, a to stanowi bardzo dużą różnicę. Rynek tego rodzaju usług jest nadal nienasycony – średnia europejska to 8%, w USA jest jeszcze lepiej (14%). Czy rzeczywiście 'im więcej tym lepiej’? Czy średnia 100 zł miesięcznie (dla Warszawy więcej, w mniejszych miastach mniej) wydawana na członkostwo w klubach fitness to racjonalnie wydawane pieniądze z myślą o naszym zdrowiu? Dzisiaj postaram się to przeanalizować.

Zacznijmy od podstawowego pytania: jaki odsetek posiadaczy kart do klubów fitness naprawdę z nich korzysta? Według jednego z serwisów, aż 67% właścicieli miesięcznych wejściówek nigdy ich nie odwiedza. Myślę, że w dobie wszędobylskich kart typy Benefit Systems ta wartość jest prawdopodobna również dla Polski. Właśnie… karty dotowane przez pracodawców.

oksystem_mybenefit_fitprofit_benefit

Nie jest z tym tak różowo, jak się wszystkim wydaje. Coraz więcej pracodawców dofinansowuje zajęcia sportowe pracowników, ale:
pracownik i tak często musi ponieść część kosztu takiego karnetu – w mojej firmie to od 20 do 60 zł w zależności od kwoty dochodu na osobę w rodzinie.
pieniądze, które pracodawca przeznacza na zajęcia sportowe, mogłyby być spożytkowane na inne cele – choćby na bezpośredni dodatek zwany często 'gruszą’. Byłoby to możliwe, ponieważ źródłem tego finansowania jest zakładowy fundusz świadczeń socjalnych, o którym ostatnio pisałem.
rozwiązanie to jest niewygodne dla klubów fitness i innych obiektów, a same firmy wydające karty narzucają twarde warunki, których (podobno) nie sposób efektywnie negocjować. Przedsiębiorcy często dostają około 50% normalnej stawki za takiego klienta i co najwyżej wychodzą na nim na 'zero’. Co gorsza, przelew dla właściciela obiektu dochodzi często po ponad miesiącu, co może być bardzo trudne dla mniejszych placówek.

W praktyce wygląda to trochę tak, że firma dofinansowuje zajęcia sportowe, z których i tak rzadko kto korzysta. Nawet odkładając na bok dofinansowanie firm, również osoby indywidualne korzystają z kart wstępu bardzo nieregularnie i po prostu nieefektywnie. Sztandarowym przykładem jest mój znajomy, który od kilku lat wykupuje karnety do klubów fitness z nadzieją, że samo wydanie pieniędzy zmobilizuje go do uczęszczania na zajęcia. Niestety to się nie sprawdza i wiem, że wydał on już 2-3 tysiące złotych na kilkanaście wejść na siłownię – to dopiero stawki! Pewnego razu skorzystał z oferty zakupów grupowych, gdzie karnet (oczywiście z dużą zniżką) wykupowało się na cały rok, a w przypadku wcześniejszej rezygnacji i tak płaciło się część comiesięcznej składki… nie ma to jak źle rozumiana oszczędność…

Przypadków podejścia typu 'kupione, zaliczone’ nie brakuje – mózg jest niesamowitym organem, skoro potrafi zaspokoić wyrzuty sumienia wypływające z braku dbania o własne zdrowie kupnem karnetu na siłownię 🙂 Tak jest często – sam fakt nabycia karnetu nobilituje do grona ćwiczących Polaków dbających o siebie – a to, że jakoś ciągle nie ma czasu na faktyczną pracą nad kondycją – cóż, zawsze jest coś ważniejszego…

brzuszek

Nie chciałbym demonizować klubów fitness czy siłowni – jeśli masz na tyle dużo motywacji, żeby regularnie tam uczęszczać, nie mam zamiaru Cię od tego odwodzić. Jeśli nie wiesz na ile będziesz konsekwentny, nie rzucaj się od razu na roczne karty członkostwa – wybierz miesięczne zobowiązanie na początek, albo nawet wybieraj jednorazowe wejścia. Jeśli Twój pracodawca dofinansowuje zajęcia sportowe i nic Cię to nie kosztuje, również możesz bezpiecznie sprawdzić swoją chęć zadbania o zdrowie. Jeśli jest z tym związany jakiś koszt, warto by przynajmniej przeczytać regulamin i zwrócić uwagę na możliwość rezygnacji z programu.

Ale przecież nie musisz zamykać się w dusznej sali żeby zadbać o swoje zdrowie! Mamy praktycznie lato i naprawdę ciężko znaleźć jakąś sensowną wymówkę, żeby nie korzystać z pięknej pogody i możliwości uprawiania dziesiątek sportów, które nie wymagają specjalnych pomieszczeń, rezerwacji terminów czy wskazówek instruktorów. Korzystajcie z pogody i czasu, tak często marnowanego na telewizję czy inne jałowe czynności!

Ciekawi mnie, co sądzicie o publicznych siłowniach wyrastających ostatnio jak grzyby po deszczu w parkach kolejnych miast. Te miejsca są dostępne 24 godziny na dobę, całkowicie darmowe i – co ostatnio zauważyłem – dość mocno oblegane! Czy sami korzystaliście z tych sprzętów pod chmurką?

sil1

A może wolicie coś znacznie bardziej efektywnego (ale i wymagającego): crossfit. Czy słyszeliście o tym – przybierającym na popularności w ostatnich latach – sposobie na zwiększanie sprawności swojego organizmu? Mnie osobiście nie do końca przekonuje (choćby w związku z tymi kontrowersjami), ale wiem, że ma coraz więcej zwolenników. Czy próbowaliście tych ćwiczeń lub mielibyście ochotę sprawić, o co chodzi w tym krótkim, ale wymagającym i często wykonywanym treningu?

20 komentarzy do “Siłownie i kluby fitness – warto?

  1. Roman Odpowiedz

    Nie korzystam. Kalistenika, długie marsze, trochę biegania, roweru czy kajaka w zupełności mi wystarczy. A jak za mało to zawsze mam cos do zrobienia wokó domu; ot choćby w ten weekend bedzie cięcie i rąbanie drewna na zimę…

    Co do „tanich” karnetów na siłownię to masz dużo racji…
    Niestety u wielu osób kontakt z siłownią (czy jakimś klubem sportowym) ogranicza sie do wykupienia abonamentu 🙂
    Raz i tylko raz udało mi sie otrzeźwić jednego znajomego, gdy stwierdziłem, że jego niechodzenia na siłownię jest dużo droższe od mojego niechodzenia… Przemyślał, zrezygnował z karnetu i nawet dużo sie rusza sam z siebie 🙂
    No, ale co sie dziwić – zasadniczo jako ludzie zawsze jesteśmy pełni deklaracji tylko realizacja często szwankuje 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja wspomagam się nieco urządzeniami typu wolne ciężary czy rower, ale własne ciało jako źródło obciążenia też świetnie działa. Bez rozciągnięcia się i kilkudziesięciu pompek z samego rana nie wychodzę nigdzie – zwłaszcza, że takie zesztywniałe ciało aż prosi się o kontuzję!

  2. Aga Odpowiedz

    Najprostszym sposobem jest wykupienie karnetu z kimś bliskim (przyjaciółka, sąsiadka itp). Strasznie trudno nie iść, jak ona już stoi pod drzwiami i czeka na nas 🙂 Tutaj też jednak musi być chęć i samodyscyplina chociaż jednej z osób…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To prawda – wzajemna motywacja może pomóc. Ale musi być choć jeden lider, który poprowadzi ociągających się 🙂 a może dodając elementy zdrowej rywalizacji osiągniemy ten sam efekt?

  3. Rafał Odpowiedz

    Właściwie wszystkie partie mięśni można ćwiczyć bez żadnego sprzętu, chociaż jest to nieco skomplikowane. Jednak już kupno sztangielek 2×15 lub 2x20kg i drążka rozporowego jest wystarczające do treningu dla 95% ludzi (początkujących i sporej części średniozaawansowanych).

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      I sam coś podobnego praktykuję od początku roku 🙂 ale ciii – nie zapeszam, bo temat jest tak prosty, a jednocześnie efektywny, że zasługuje na dedykowany wpis! pozdrawiam

  4. Charlotte Odpowiedz

    Lepszą alternatywą od wykupywania karnetów,np orbiterka lub roweru stacjonarnego, cały rok możemy ćwiczyć(zimą świetna sprawa),oszczędzamy czas i możemy nawyk siedzenia na kanapie i oglądania TV zamienić na nawyk czynnego ogladania 😀 W typowych sklepach sportowych koszty sprzętu są duże,w internetowych sklepach np. na allegro można kupić za 300-400zł. Co do siłowni na powietrzu super inicjatywa, w mniejszych miastach jak moje dopiero powstają pierwsze tego typu miejsca. liczę na to,że będzie tego więcej.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hmmm – z tymi sprzętami zwykle jest tak, że po 2-3 miesiącach stają się stylowymi wieszakami na ciuchy 🙂 Niestety tak się stało i u moich rodziców, i u teściów. Są jeszcze inne problemy z rowerami-nie angażują obe wszystkich patrii mięśni, a pozwolić sobie na nie mogą tylko osoby mające zbyt dużo miejdca w domu. Sam nie byłbym w stanie upchnąć czegoś takiego u mnie. A przeznaczenie ok 1m2 na to urządzenie znacznie podnosi koszt całej imprezy 🙂 Jeśli masz miejsce i motywację – zdecydowanie tak. Jeśli brakuje jednego bądź drugiego-są bardziej optymalne sposoby. To oczywiście moje zdanie. pozdrawiam!

  5. stock Odpowiedz

    Ha, jakbym o sobie czytał. Był czas, że intensywnie korzystałem z pakietów, ale przez ostatni rok karty multisport użyłem dwa-trzy razy. I to wszystko za 55zł miesięcznie. Na szczęście niedawno powiedziałem dość, zrezygnowałem z karty, a minimalną porcję ruchu zapewniam sobie dojeżdżając rowerem do pracy.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dobry ruch. Ale nie zapominaj o tym, o czym sam napisałeś – dojeżdżanie do pracy zapewnia minimalną porcję ruchu. Sam robię rowerem 15km dziennie i mój organizm się na to 'uodpornił’ – nie robi to na nim już żadnego wrażenia i nie myślę już o tym jako o wysiłku fizycznym. Namawiam do stopniowego włączania jeszcze jakiegoś sportu – zwłaszcza, że pogoda nas rozpieszcza! I oczywiście gratulacje za te dojazdy do pracy rowerem – to dbanie o zdrowie i finanse jednocześnie 🙂

  6. Tomek Odpowiedz

    A propos crossfit’u to wydaje mi się niebezpieczny, bo np. trenując wspinaczkę wyczytałem, że wręcz nie powinno się śrubować trudności, ponieważ adaptacja do zwiększonego wysiłku mięśni trwa ok. miesiąc, ale stawy i ścięgna to już ok. 1,5 roku!

    W konsekwencji bardzo łatwo przedobrzyć (bo siła jest) i zerwać jakieś ścięgno lun w przypadku wspinaczy uszkodzić place (które są prawie wyłącznie zbudowane ze ścięgien).

    Myślę, że w przypadku crossfit’u może być podobnie, łatwo o kontuzję ścięgna.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Również jestem za stopniowym przyzwyczajaniem organizmu do większego wysiłku, a crossfit wydaje mi się podejściem na zasadzie 'hurrrrraaaa! Mogę wszystko!’. Tyle że to spojrzenie laika, który nigdy nie próbował tego typu treningu.

      • fsh Odpowiedz

        Jak zawsze przy zajęciach prowadzonych jakość treningu zależy od jakości trenera. Dobry trener 'zeskaluje’ poziom trudności do możliwości zawodnika. Często też, żeby być dopuszczonym do zajęć trzeba zaliczyć zajęcia wprowadzające (technika, zasady)…
        Problem CF (głównie w USA, ale tam powstają nurty i powtarzane opinie) wynika chyba z mentalności Amerykanów, którzy na wszystko rzucają się w 110%; dobrym przykładem byłoby porównanie popularności CF do popularności kościołów pseudo-chrześcijańskich z uzdrowieniami itp…

  7. Racjonalne Oszczędzanie Odpowiedz

    hej, jak wiesz zapewne, ja nawet mocno współpracuje blogowo/sponsorsko z fitness klubem oraz sklepem zdrowa żywność

    bynajmniej nie poszedłem do nich dla kasy, tylko dlatego że jestem zwolennikiem ćwiczenia w klubie 🙂

    także moje zdanie – jak najbardziej fitness klub… a jeśli do tego trochę ruchu pod chmurką… tym lepiej

    pozdrawiam Kolegę Autora i Czytelników

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Wiem wiem – kojarzę nawet, że mając godzinę czasu potrafisz popędzić biegiem do siłowni, pocisnąć 40 minut i wrócić 🙂 Jeśli jesteś tak zmotywowany i konsekwentny w działaniu, w żadnym wypadku nie odwodziłbym Cię od tego! Może chcesz się podzielić motywami, które zmotywowały Cię do tak intensywnych treningów? pozdrawiam.

  8. dan_daki Odpowiedz

    Posiadam kartę Multisport 😉 i różnie z nią bywa – jednak staram się dwa razy w tygodniu gdzieś pójść. W środy chodzę z moim facetem na basen; dotychczas dwa razy w tygodniu uczęszczałam też np. na Krav Magę, raz w tygodniu siłownia. Ale jednocześnie ćwiczę też na dworze – o ile nie pada (a w tym roku z tym było dość ciężko…), to dojeżdżam do pracy na rowerze; czasami pobiegam też rano (wtedy pobudka o 5.45 🙂 ). Wszystko zależy od motywacji i podejścia – ja się po prostu źle czuję, gdy się nie ruszam (i to nieodparte wrażenie, że tu i tam przybyło ciałka…). Do Benefitu jednak trochę dopłacam (73zł), co i tak bardziej mi się opłaca, niż mój wcześniejszy karnet w klubie Pure (ponad 100zł), który upoważniał mnie do wejść tylko do… Klubu Pure 😉 pozdrawiam, dd.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Przy tak intensywnym korzystanie karnet na pewno się zwraca. No i masz dowolność wyboru – możesz uprawiać jogę, tańczyć, albo próbować sił w sztukach walki. Takiej dowolności nie da chyba nic innego. Sam też nie lubię się nie ruszać dłuższy czas – wystarczy dzień bez choćby umiarkowanego wysiłku, a czuję się taki… sztywny i mam wrażenie, że przy pierwszym potknięciu bym się połamał przez ten brak elastyczności 🙂

  9. Street Workout Odpowiedz

    Ja wolę darmowe alternatywy i to te bardziej wymagające,ale nie crossfit.
    Ja trenuję Street Workout. Świetny sposób na poprawę kondycji, sylwetki, oraz nauczenie się kilku ciekawych trików.

    Co do siłowni, to brakuje mi jedynie tego ogromu maszyn na których można trenować nogi.

  10. Jacek Odpowiedz

    Osobiście zaczynałem w domu, żeby uniknąć 'profesjonalnych’ spojrzeń na siłowni. I szczerze polecam street workout, bo jest dla każdego! Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *