Wolnym Byc

Eko-eksperyment 10 tygodni później.

Po udziale w tygodniu innym niż wszystkie świadomość naszego wpływu na środowisko znacznie wzrosła. Po 10 tygodniach od zakończenia eksperymentu, chciałbym spojrzeć na ten temat z perspektywy i napisać o tym, które ze zmian przetrwały do dziś, a które niestety umarły śmiercią naturalną.

Ale najpierw – krótka, ale wiele mówiąca lista świadcząca o tym, że co wybierane bez namysłu przez człowieka, może być bardzo ciężkostrawne dla naszej planety. Czy wiecie, jaki jest czas rozkładu najbardziej popularnych odpadów, które produkujemy i jak można je ograniczyć?

plastikowa butelka: 450 lat. No ładnie – a wystarczy wybrać pyszną wodę z kranu i problem znika – sami zużywamy mniej więcej 1 butelkę plastikową na miesiąc-dwa. Można? Można.

niedopałek papierosa: 1-5 lat. Nie ma tragedii? Biorąc pod uwagę miliony papierosów wypalanych codziennie przez Polaków, chyba jednak coś jest na rzeczy. Sposób ograniczenia generowanych niedopałków… chyba oczywisty. Rzuć te niepotrzebne wydatki i zacznij zbierać na coś wartościowego!

pieluchy 'pampersy’: 450 lat. Ehhh… dramat, dramat, dramat! Tona pieluch rozkładających się przez wiele pokoleń po tym, jak nas już na tym świecie nie będzie… niestety pampers stał się standardem i zdziwienie budzi raczej podejście alternatywne, które sami planujemy. Ale nie martwcie się – test pieluszek wielorazowych już wkrótce się rozpocznie i mam ogromną nadzieję, że będę w stanie przekonać chociaż kilkoro rodziców do wypróbowania tego sposobu pieluszkowania, a całą rzeszę czytelników chciałbym chociaż nieco uświadomić w tym temacie. Tu trzeba zacząć od drobnych kroków i pracy od podstaw, co z zapałem będę realizował!

plastikowa reklamówka: 10-20 lat. Tutaj też cuda potrafi działać najzwyklejsza zmiana myślenia. Idąc na zakupy, wybieraj ekologiczne torby na zakupy, a jednorazówek – jeśli już jakaś się 'trafi’ – używaj wielokrotnie! Sami 'dorobiliśmy się’ 3 toreb ekologicznych, do których wkładamy mocno już sfatygowane jednorazówki na ziemniaki i inne skarby z rynku, a kiedy wróciwszy z zakupów nie dopatrzymy się żadnej nowej reklamówki, możemy sobie pogratulować!

szklana butelka: nieskończenie długo… i tu mam pewien dylemat, bo butelka jest idealnym 'opakowaniem’ w bardzo wielu sytuacjach. Sam postawiłbym na racjonalne korzystanie z butelek i obowiązkowego utylizowania ich w odpowiedni sposób. Szkło może być przecież przetwarzane praktycznie w nieskończoność. A może macie jakieś inne rozwiązanie?

ogryzek np. jabłka: 2 miesiące. Pięknie! Rozwiązanie jak zwykle banalne: wybieranie produktów jak najmniej przetworzonych, stawianie na żywność pochodzenia roślinnego, co wyjdzie Ci tylko na zdrowie.

gazeta (lub w ogólności papier): 6 tygodni (oczywiście w odpowiednich warunkach, bo w suchym mieszkaniu przetrwa długie lata). Tu chodzi o dzienniki, bo nie wierzę, żeby piękny, kolorowy magazyn rozkładał się tak krótko. Proponowałem już postawienie na informację dostępną za darmo, lub przynajmniej w formie elektronicznej. Jeśli już musicie trzymać w dłoni zadrukowany papier, zapoznajcie się przynajmniej z ideą jego recyklingu!

puszka aluminiowa: 200 lat. Rozwiązanie znowu najprostsze z możliwych – rezygnacja z napojów z automatu i świadome wybory dotyczące puszkowanej żywności (polecam produkty jak najmniej przetworzone, co w zupełności wyeliminuje problem).

Wróćmy do tygodnia innego niż wszystkie. W naszym przypadku już dużo wcześniej dokonaliśmy wielu świadomych wyborów, w związku z czym zmian było niewiele i większość z nich przetrwała próbę czasu i stała się nawykiem:

– mogę się pochwalić, że połowa roku za nami, a ja nadal nie odwiedziłem galerii handlowej!* Nadal planujemy zakupy i jeszcze bardziej stawiamy na kupowanie przedmiotów używanych. Ponieważ stwierdziłem, że moja córka mnie w przyszłości wyśmieje, jeśli już teraz nie zadbam o sprzęt do wykonywania zdjęć w sensownej rozdzielczości, to w tym miesiącu kupiliśmy prawie nowy aparat fotograficzny w idealnym stanie z 40% upustem względem ceny sklepowej.

– płyn do płukania prania poszedł całkiem w odstawkę i został zastąpiony delikatnie pachnącym olejkiem lawendowym. Super rozwiązanie, które poleciłbym każdemu!

– ograniczyliśmy używanie siatek jednorazowych do niezbędnego minimum i traktujemy je jako produkt wielorazowy. To już weszło nam w krew!

– no właśnie – w krew zaczyna wchodzić jeszcze coś… pamiętacie wpis, w którym zastanawiałem się nad 'mieszaniem żółtego z żółtym’ w toalecie? No cóż… przekonaliśmy się do tego. Zalety są widoczne gołym okiem: przynajmniej 5-8 mniej spłukań wody dziennie, każde po 3 litry. To prawie pół metra sześciennego wody miesięcznie! Koszt jest praktycznie pomijalny, natomiast ciężko mi w tej chwili racjonalnie wytłumaczyć zużycie dodatkowych 500 litrów wody pitnej tylko po to, żeby woda w ubikacji była przezroczysta. To przyzwyczajenie ma niestety swoje wady – trzeba się mocno pilnować, żeby goście nie chcieli skorzystać z ubikacji w niewłaściwym momencie i wcale nie jesteśmy pewni, czy taka sytuacja już się nie zdarzyła. Stało się to na tyle mechaniczne, że można zapomnieć o spłukaniu wody przed czyjąś wizytą. Zdajemy sobie sprawę, że to krótka droga do zrażenia do siebie ludzi i nie jesteśmy do końca przekonani, czy nasza eko-krucjata jest tego warta. Co o tym myślicie?

Czy to rozwiązanie nie jest po prostu GENIALNE? Niestety tak stylowe i funkcjonalne połączenie kosztuje kilkanaście tysięcy złotych…

– skoro już jesteśmy w toalecie, to poruszę kwestię papieru. Całkowicie przerzuciliśmy się na papier toaletowy z makulatury (z Lidla). Kosztuje bodajże 1,69 zł za rolkę, tyle że ta rolka ma 600 podwójnych listków i wystarcza nam na około 2 tygodnie (cenowo wygląda to podobnie do standardowego papieru). Na 4-5 zużytych do tej pory rolek jedna była bardzo kiepskiej jakości (listki rwały się jak chciały, nie zważając na nasze próby delikatnego odrywania). Poza tym papier jest ok – co prawda nie idealnie biały, ale dość miły w dotyku i neutralny w zapachu. A co najważniejsze, w 100% wykonany z makulatury! Jest jeszcze jedna zaleta – nie trzeba już kupować 8-paków (czy nawet 16-paków – przecież jest promocja!) i chować je po szafach. 1 rolka w zapasie w zupełności wystarcza i daje mnóstwo czasu na uzupełnienie braków.

– nieco mniej spektakularne sukcesy odnieśliśmy w temacie jedzenia. Co prawda sezon w pełni i co 2 dni żona przynosi siatki pełne truskawek, czereśni i innych polskich sezonowych owoców i warzyw z rynku, ale mięsa nie udało się wyeliminować.  Oliwa z oliwek jakoś nadal wydaje mi się bardziej naturalna do niektórych potraw niż olej rzepakowy. Majonez własnej roboty regularnie co 2 tygodnie wychodzi z manufaktury kochanej małżonki i jest po prostu pyszny! tu mała uwaga – jego trwałość to maksymalnie 2 tygodnie, ale to koszt naturalności. Czas robienia przetworów jeszcze przed nami i nie wiem, czy w tym roku nie pokrzyżuje go przyjście na świat naszej córki, ale zrobimy co w naszej mocy!

zużycia energii również nie optymalizowaliśmy. Ale wyłączanie sprzętów z trybu standby i ograniczenie użycia telewizora do około 20-30 minut dziennie jest i tak dużym osiągnięciem. Zużycie na poziomie 110 kWh miesięcznie to i tak ok 30-40%  średniej w polskich domach. Jak wpływa na nas dieta informacyjna trwająca już pół roku, postaram się napisać już niedługo!

woda. Ahhh – tutaj jest znacznie lepiej. Po pierwsze, wspomniana już toaleta – 0,5 m3 do przodu. Do tego kąpiele – dzięki upałom panującym od jakiegoś czasu w naszym mieszkaniu (25-27 stopni… ciężko wytrzymać!) i pewnej sztuczce, udało mi się ograniczyć zużycie wody podczas brania prysznica do 5,5 litra – w tym jedyne 0,1 litra ciepłej wody! Sztuczka jest niesamowicie prosta i polega na braniu prysznica po wysiłku fizycznym, kiedy dopiero co skończyłem ćwiczyć, jestem spocony i rozgrzany. Czyli w zasadzie wtedy, kiedy najbardziej go potrzebuję! W takiej sytuacji zimny prysznic jest wielką przyjemnością! Przyzwyczaiłem też swoje ciało do pierwszego szoku, jaki wywołuje polanie się pierwszym strumieniem zimnej wody, która jest zimna niezależnie od ustawień mieszalnika. Nie czekam już aż ta zimna woda stająca w rurach spłynie i zacznie płynąć cieplejsza (co może kosztować dobre kilka litrów ciepłej wody) – od samego początku wchodzę pod zimną wodę i po takiej kąpieli czuję się niesamowicie orzeźwiony i świeży. Polecam! Ciekawy jestem, jak to wpłynie na mnie w następnym sezonie grzewczym – czy mój organizm będzie bardziej zahartowany i czy utrzymam zwyczaj moich zimnych kąpieli. O wodzie butelkowanej nawet nie wspominam, bo tu od dawna jest tak samo – pyszna woda z kranu sprawdza się znakomicie. O wodę z kranu nadal nie ośmieliłem się poprosić w restauracji 🙂

Podsumowując, eksperyment w którym braliśmy udział zmienił całkiem sporo i – co chyba ważniejsze – wyrobił w nas pewne pozytywne przyzwyczajenia, które trwają i przyczyniają się do ograniczenia negatywnego wpływu na naszą planetę. Człowiek potrzebuje od czasu do czasu pewnej inspiracji, spróbowania czegoś alternatywnego, a nawet rewolucyjnego. Takie doświadczenia zmieniają podejście do spraw, które wcześniej wydawały się oczywiste i niezmienne. Jeśli do tego mamy pełną dowolność i możliwość dobrowolnego przyjęcia bądź odrzucenia – obcych przecież – pomysłów, skutki mogą być naprawdę ciekawe!

* pomijając jedną niewielką galerię, gdzie odwiedzam regularnie tylko bibliotekę i kręgielnię – ale to się chyba nie liczy, prawda?

[Edytowany 27.06.2013] Ponieważ dyskusja w komentarzach zeszła na temat zimnych pryszniców, polecam wskazaną przez Romana lekturę dla zainteresowanych tematem: http://drogaminimalisty.blogspot.com/2011/08/zimne-prysznice.html

Exit mobile version