Ponieważ moje dziewczyny są jeszcze w szpitalu (niestety z pewnych względów wypis się przeciąga, ale jest już praktycznie po problemach, które niestety się pojawiły, więc najprawdopodobniej w piątek będą w domu), to pomiędzy wizytami u nich miałem trochę czasu na podsumowanie ostatnich miesięcy. A dokładniej – czasu przygotowań do szczęśliwego rozwiązania sprzed kilku dni. W jednym z ostatnich wpisów obiecywałem podsumowanie kosztów związanych z posiadaniem dzieci (i twierdziłem, że udowodnię, że to nie majątek!). Dzisiaj realizuję część tej obietnicy i postaram się pokazać, że dziecko to nie studnia bez dna, akoszty nie przerażają nawet w tym szczególnym okresie przed porodem, kiedy nagle potrzebujemy masy zupełnie obcych do tej pory przedmiotów. Zauważcie, że prezentacja poniższego zestawienia jest możliwa tylko i wyłącznie dzięki dokładnemu budżetowaniu – inaczej pytanie o koszty podsumowalibyśmy zdaniem „nie wiem ile, ale na pewno dużo”. Dlatego skorzystam z okazji i po raz kolejny chciałbym zachęcić do prowadzenia budżetu domowego i jednocześnie podziękować żonie za to, że budżetuje na tyle dokładnie, że byłem w stanie sam odszukać każdy dziecięcy wydatek bez niepokojenia Jej tym tematem w szpitalu!
Podzielę koszty na 2 kategorie i nazwę je 'mama’ oraz 'dziecko’. Pierwsza część kosztów była poniesiona na rzeczy/usługi wykorzystane już podczas ciąży (kategoria 'mama’), a więc nie można ich było odłożyć na później. Natomiast druga część to najrozmaitsze przedmioty kupowane dla dziecka, które zaczęły być wykorzystywane dopiero po porodzie i można by ten koszt ponieść nawet po rozwiązaniu – do czego jednak nie zachęcam, bo nie ma to jak spokój wynikający z dobrego przygotowania do przyjścia na świat maleństwa. Poza tym na wyszukanie używanych przedmiotów w Twojej okolicy też musisz mieć czas! Zaczynamy:
WYDATKI W KATEGORII ’MAMA’
– witaminy dla mamy (plus kwas foliowy przed zajściem w ciążę i przez jej pierwszy okres): 110 zł.
– stanik do karmienia. 40 zł za 2 sztuki.
– testy ciążowe. Bardzo chcieliśmy w końcu zobaczyć te dwie kreski, więc 39 zł wydane na kilka testów było w miarę dobrze wydanymi pieniędzmi. W miarę, bo ja i tak wiedziałem! 🙂
I o to właśnie chodzi!
– opieka medyczna. Ile przypadków, tyle podejść, więc dość ciężko oszacować ten koszt. Sami skorzystaliśmy z możliwości, jakie oferował mój pracodawca i jak tylko dowiedzieliśmy się o ciąży, zapisaliśmy żonę do programu grupowej, prywatnej opieki medycznej. Pakiet który wybraliśmy dał nam możliwość korzystania z lekarzy rozmaitych specjalizacji oraz wykonywania bardzo wielu badań. Dobrze przestudiowaliśmy zakres opieki przed jego wyborem, a ponieważ wybraliśmy opcję droższą o kilkanaście złotych miesięcznie od bazowej, zaoszczędziliśmy dobre kilkaset złotych na badaniach (głównie hormonalnych) w czasie całej ciąży. Pakiet kosztuje 48 zł i ponieważ był aktywny przez cały okres ciąży, wyniósł nas łącznie 432 zł. Do tego mniej więcej 400 zł na odpłatne badania, które nie wchodziły w skład pakietu i były w dużej mierze opcjonalne (np. badania prenatalne, na które zdecydowaliśmy się chyba zbyt pochopnie i drugi raz byśmy ich nie wykonali). Około 200 zł na leki związane z dolegliwościami związanymi z ciążą (pozwólcie, że nie będę się na ten temat rozpisywał). Plus pierwsza wizyta ginekologiczna z USG jeszcze przed obowiązywaniem pakietu: 200 zł. Łącznie 1232 zł – ciężko mi ocenić, czy to dużo czy nie. Z jednej strony, można było ograniczyć się do wizyt u ginekologa w państwowej placówce – chociaż bardzo wątpię, czy ostateczny rachunek wyniósłby 0 zł (poza tym jestem pewien, że w takim przypadku nie wykrylibyśmy pewnych nieprawidłowości, które dzięki wczesnemu ujawnieniu i profilaktyce nie były groźne). Z drugiej, sama wizyta 'ciążowa’ u prywatnego ginekologa, połączona z wykonaniem badania usg to koszt nawet 200 zł, a takich wizyt w czasie ciąży może być nawet kilkanaście.
– pidżama do szpitala plus drobne akcesoria typu wkładki laktacyjne, bielizna poporodowa i inne, o których przez wzgląd na wrażliwość męskiej psychiki nie napiszę 🙂 Całość: około 100 zł.
SUMA wydatków typowo 'ciążowych’: 1521 zł.
wydatki w kategorii 'DZIECKO’
– wózek. Pożyczony, 10 letni, po trójce dzieci, porządnej, niemieckiej firmy (wózek, nie dzieci 🙂 ). Jego stan określiłbym na 7/10, a po wypraniu większości elementów i zszyciu kilku miejsc: 8/10. Gondola + spacerówka, naprawdę terenowa baza (duże, pompowane koła i porządne zawieszenie) i ciężko byłoby mi się do czegoś przyczepić – może do braku torby na akcesoria, ale ten problem rozwiązaliśmy szybko i bez wydawania złotówki, mocując jedną z nieużywanych toreb na ramię, znalezioną w szafie. Przez długi czas nie wiedzieliśmy, że uda się rozwiązać sprawę wózka bezkosztowo i całymi tygodniami przeglądaliśmy ogłoszenia używanych wózków. Z racji konieczności obejrzenia wózka na żywo, ograniczyliśmy się do naszego miasta i okolic, a mimo to ofert było naprawdę sporo. Gdybyśmy kupowali wózek, spokojnie zmieścilibyśmy się w 600 zł. I na tyle też oszacowałbym wartość tego, który pożyczyliśmy. Pamiętaj, że wózek z powodzeniem może posłużyć kolejnym dzieciom, a na koniec część tego kosztu się zwraca, bo można go odsprzedać.
– fotelik samochodowy. I znowu gratis 🙂 Pożyczony i używany wcześniej przez dwójkę dzieci. Gdyby nie to, na pewno kupilibyśmy używany i wydalibyśmy na niego 100-200 zł. Ważne, żeby mieć pewność co do bezwypadkowości fotelika i jego wieku, co w praktyce ogranicza nam pole poszukiwań do znajomych i rodziny. Mając na to dobre pół roku na pewno coś się znajdzie.
– laktator. Kolejny prezent od pozbywającej się zbędnych gadżetów przyjaciółki. Inaczej wydalibyśmy na używany sprzęt około 50 zł, chociaż w tym przypadku zdecydowanie wolelibyśmy się ograniczyć do kręgu znanych nam osób.
– wanienka i termometr do sprawdzania temperatury wody: znajomi byli wniebowzięci, że mogli się pozbyć tego zagracającego domy tysięcy Polaków kawałka plastiku. Nie znam nawet ceny sklepowej, ale znalezienie używanej wanienki za 20 zł nie byłoby jakimś wielkim osiągnięciem.
– leżaczek-bujaczek 🙂 Bardzo fajna nazwa, bardzo fajny przedmiot, bardzo miła Pani, która sprzedała go po wyrośnięciu swoich pociech 🙂 100 zł.
– ta sama Pani przy okazji sprzedała nam poduszkę „rogala” – lekko sfatygowana, ale i tak sprawowała się wspaniale, a żona była z niej bardzo zadowolona – i jeszcze na pewno będzie, bo jest to też wspaniałe rozwiązanie przy karmieniu. Koszt nowej: 150 zł, my zapłaciliśmy 30 zł. Zakup zupełnie opcjonalny, aczkolwiek bardzo go polecamy, bo spełnia swoje zadanie lepiej niż byśmy się po nim spodziewali.
– łóżeczko. Nowe kosztuje 200-300 zł (choć są i takie wielokrotnie droższe), ale – jak możecie się domyślać – nie poszliśmy na łatwiznę i po kilku tygodniach śledzenia ogłoszeń (*) znalazłem ofertę w bliskim sąsiedztwie i po negocjacjach cenowych przywiozłem do domu używane łóżeczko za 100 zł. Kolejnym krokiem było jego przemycie i zabieg, o którym przeczytała moja żona, polegający na przesmarowaniu łóżeczka olejem lnianym, co zaimpregnowało drewno i nadało mu wspaniały, żywy kolor. Koszt oleju to coś około 7 zł, z czego użyliśmy może 1/10, a resztę zużyjemy do przygotowania posiłków 🙂
– akcesoria do łóżka (ochraniacz, przybornik, falbanki) . Wszystko co widać na poniższym zdjęciu. Jak na moje 'męskie oko’ wygląda naprawdę bogato 🙂 A cena? 50 zł za całość – chyba nie muszę dodawać, że wcześniej służyło już gdzie indziej 🙂
– materacyk do łóżeczka. Postawiliśmy na nowy – sam bym nie chciał spać na materacu używanym wcześniej przez kogoś, kto ma regularne problemy ze wstrzymywaniem potrzeb fizjologicznych 🙂 Za 60 zł znaleźliśmy fajny, polski produkt.
– przewijak. Kupiony 'przy okazji’, kiedy okazało się, że Pani sprzedająca akcesoria do łóżeczka ma na zbyciu mocno sfatygowany przewijak, którego kolor nijak nie pasował do naszej sypialni (chociaż sam nie do końca rozumiem, dlaczego pomarańczowe ściany i mocno niebieski akcent nie współgrają…). Ale ponieważ na przewijak i tak dobrze położyć jakiś przyjemniejszy dla dziecka materiał, to dogadaliśmy się na 15 zł, a po odnalezieniu starego prześcieradła, żona przez kilka godzin wcielała w życie ideę DIY i powstały dwa wspaniałe pokrowce, które na przewijaku prezentują się tak:
– podkłady na przewijak. 5 opakowań po 10 sztuk: 48 zł. Głównie do szpitala, ale być może przydadzą się również podczas wyjść.
– dwa prześcieradła, dwa rożki. 30 zł
– pieluchy tetrowe i flanelowe. Mimo, że nie służą już do tego samego co 20 lat temu, to nadal trzeba je mieć. Cena za komplet (10 szt. tetrowych, 3 szt. flanelowych) to 45 zł.
– pieluchy jednorazowe (’pampersy’). No i klops – pisałem już, że to najgorsze zło, a tu figurują na liście zakupów. Na początek są chyba jednak mocno wskazane – zwłaszcza do szpitala, nie mówiąc już o tym, że jesteśmy całkowitymi nowicjuszami w kwestii pieluchowania w ogóle. Nieco ponad 60 zł za 156 sztuk – wystarczy na około pół miesiąca. Później chcielibyśmy zacząć testować wielorazówki, które jeszcze spływają od producentów i o których lada chwila napiszę (znacznie!) więcej.
– chusteczki jednorazowe. Mamy zamiar używać czegoś znacznie lepszego, ale na początek – do szpitala, jak również później na jakieś wyjścia się przydadzą. Jako, że były dołączone do pieluch, to mamy 2 opakowania, które kosztowały nas 0 zł (i to mimo, że jedna pielucha wyszła za 0,39 gr). Wystarczą na około 2 tygodnie.
– proszki do prania dla dzieci. No no – kto by przypuszczał, że małych ubranek nie powinno się prać w tym samym proszku co te dla dorosłych 🙂 Proszek do rzeczy białych i kolorowych, w sumie 46 zł.
– kosmetyki. Pod tym pojęciem rozumiem wszelkie emulsje do mycia, kremy, olejki, herbatki dla mamy, gazę, witaminy, waciki, emulsje itp. 240 zł za całość – nie będę Was zanudzał dokładną listą tego zestawu.
– nożyczki, aspirator do nosa: 47 zł.
– butelki, smoczki, woreczki do mrożenia pokarmu. Nie mam pojęcia, skąd się wzięły te wszystkie przedmioty, a do tego czemu są oryginalnie zapakowane i nigdy nie używane, a w arkuszu kalkulacyjnym obok tej pozycji widnieje cena: 0 zł. Myślę, że jeśli założę 100 zł na kupno nowych w sklepie, to się dużo nie pomylę.
SUMA wydatków 'dziecięcych’: 878 zł (opcja minimum) lub 1848 (opcja bez żadnych podarków)
Rozrzut spory – ale zapewniam Was, że opcja bez absolutnie żadnych prezentów (lub choćby wypożyczeń) jest praktycznie niewykonalna! Niemal w każdej sytuacji znajdzie się ktoś z rodziny czy znajomych, kto z chęcią pozbędzie się używanych rzeczy po swoich pociechach. Nie trzeba więc zakładać maksymalnego pułapu i sami zobaczycie, jak wiele osób nagle 'wyrośnie jak z pod ziemi’ i zaskoczy Was prezentami. Po raz kolejny zaznaczę, że część poniesionych wydatków (oszacowałbym je na 1/3 całości) może się Wam zwrócić, chyba że zdecydujecie się na kolejne dzieci lub sprawienie wspaniałych prezentów najbliższym!
Jak pewnie zauważyliście, w zestawieniu nie pojawiły się żadne ubrania – ani dla żony, ani dla córki. Wynika to z prostego faktu, że nie kupiliśmy w tym okresie ani jednej sztuki 🙂 (no dobrze – może jakaś para malutkich skarpetek czy rękawiczek się znalazła…). Zwyczaj oddawania rodzinie i znajomym ubranek dla maluchów jest wciąż żywy i aktualny szczególnie w przypadku najmniejszych pociech, które szybciej wyrosną z ubrania niż je w jakikolwiek sposób zużyją (często ich nawet nie założą!). Żona też otrzymała kilka używanych, przystosowanych dla ciężarnych części garderoby, chociaż i tak najlepiej sprawdziły się przerabiane własnoręcznie spodnie (zdjęcie poniżej). Sam namawiałem Ją do kupna czegoś w momentach gorszego nastroju („przestaję się mieścić we wszystkie bluzki!”), ale po chwili namysłu zawsze odpowiadała, że i tak wszystko będzie za chwilę zbyt małe, a kupowanie czegoś, co ubierze kilka razy nie leży w Jej naturze 🙂 .
Dlatego nie martw się zbytnio o kwestię ubrań – i to zarówna dla dziecka, jak i dla ciężarnej! Na pewno dostaniesz masę rzeczy, a nawet jeśli nie, jest mnóstwo ogłoszeń, w których mamy sprzedają całe worki dziecięcej odzieży po bardzo atrakcyjnych cenach. Nie mówiąc o tym, że po powrocie z maluchem do domu każda wizyta znajomych i rodziny będzie na początku owocowała jakimś nowym ciuszkiem dla maleństwa 🙂
Nadmieniam, że ze względu na charakter pracy żony (zdecydowanie nie-biurowy i mało komfortowy, zwłaszcza zimą, na którą przypadła spora część ciąży), zdecydowaliśmy się na Jej pobyt na zwolnieniu lekarskim przez większość ciąży. Ponieważ – zgodnie z przepisami – pensja podczas takiego 'ciążowego’ zwolnienia wynosi 100% średniego wynagrodzenia z ostatnich 12 miesięcy (łącznie z wszelkimi premiami, bonusami czy dodatkami), to można powiedzieć, że wyższe niż zwykle wynagrodzenie żony w bardzo dużym stopniu zamortyzowało nam koszty, o których mowa w tym wpisie. Oczywiście patrząc długofalowo jest też negatywny aspekt – brak podwyżek, dodatków i premii w czasie ciąży, później urlopu macierzyńskiego i zapewne przez dłuższy czas już po powrocie do pracy, a także niezbyt przychylne podejście pracodawcy do pracownika, który nagle idzie na przynajmniej półtora roku urlopu…
Podsumowując: wydatki na poziomie 1.521 zł (mama) + 848 zł (dziecko) = 2.369 zł poniesione 'od zapłodnienia do porodu’ to 263 zł miesięcznie przez cały okres ciąży. Co by nie mówić, majątek to nie jest (ot – rata niewielkiego kredytu konsumpcyjnego), a przygotowanie do powiększenia rodziny zrobiliśmy solidnie. I nawet 3.369 zł, które wydalibyśmy nie otrzymując ani jednej rzeczy (czy już pisałem, że to niemożliwe? 🙂 ) jest niczym w porównaniu z wydatkami większości przyszłych rodziców. Jeśli jesteście innego zdania, przed komentowaniem zastanówcie się proszę, czy sami potraficie wskazać Wasz koszt w analogicznym okresie i czy na pewno uwzględniliście w nim wszystkie wydatki. Niektóre z zakupionych rzeczy, które wymieniłem w tym wpisie skończą się błyskawicznie (pieluszki, chusteczki jednorazowe itp), inne wystarczą na długo (kosmetyki dla dzieci), a niektóre były wręcz jednorazowym wydatkiem (łóżeczko, wózek, przewijak), który może się kiedyś częściowo zwrócić, albo być wspaniałym prezentem dla kolejnych oczekujących na swoje szczęście rodziców.
To wcale tak nie wygląda!!!
Na koniec mam propozycję dla oczekujących potomstwa rodziców. Wiele przedmiotów będzie Wam potrzebna dopiero w kolejnych miesiącach życia Waszego dziecka, więc na razie ograniczcie się do ich spisania. Można tu zaliczyć śpiworek do wózka (zależy kiedy rodzicie), łóżeczko turystyczne, matę edukacyjną, fotelik do karmienia czy inne tego rodzaju bajery. Nazwijcie to 'listą prezentów naszego maluszka’ i… już się domyślacie, co mam na myśli? Mogę się założyć, że bardzo szybko spotkacie się z chęcią sprezentowania Wam czegoś 'większego’ ze strony najbliższej rodziny. Po co najbliżsi mają zgadywać, czego potrzebujecie i domyślać się, co już macie? I tak spytają się Was co mogliby kupić, a wtedy jednym tchem wymieniacie kilka prezentów do wyboru i po kłopocie 🙂
Jeśli czegoś brakuje w powyższym zestawieniu, proszę o komentarz – na pewno znajdzie się coś, o czym nie napisałem lub czego nie mamy, a będziemy za chwilę potrzebować. Uprzedzam też, że ostatnich wpisów nie recenzuje żona, więc na pewno w tym 'dziecięcym’ temacie popełniłem jakąś gafę – za co z góry przepraszam 🙂 Prosiłbym jednak o dołączanie przedmiotów naprawdę potrzebnych, bo wymiany całej garderoby ciężarnej za taką nie uważam. Podgrzewacza do chusteczek jednorazowych, (który znalazł się wsród pożyczonych nam rzeczy i być może kiedyś go użyjemy żeby sprawdzić, jak bardzo nieprzydatnym jest przedmiotem) również.
Jestem Maja i daję moim rodzicom tyyyyle radości, a kosztuję malutko!
* Nie wiem jak brzmi termin 'śledzenie ogłoszeń’ – mam nadzieję, że nie wyobrażacie sobie mozolnej pracy trwającej całymi godzinami i powtarzanej codziennie. Zwykle ograniczamy się do portalu tablica.pl i po pierwszym, szerszym przeglądzie ofert na interesujący nas przedmiot (co trwa zwykle około pół godziny), dochodzi regularne (codzienne) szybkie spojrzenie na najnowsze oferty i ewentualne wysłanie dodatkowych pytań do sprzedającego albo próba negocjacji ceny 🙂 Spokojnie można się z tym wyrobić w 5 minut.
[Edytowany 27.08.2014] – jeśli chcesz sprawdzić, jak nasze wydatki wyglądały w ciągu pierwszego roku życia Mai, zapraszam tutaj.