Najwyższa pora zacząć temat, któremu poświęcę sporo miejsca na tym blogu w najbliższych miesiącach. Idea pieluszek wielorazowych chodziła za mną od jakiegoś czasu. Nie pamiętam nawet kiedy to się zaczęło – w każdym razie na pewno było to już na etapie starań o dziecko (dlaczego jest to ważne – o tym później). Była to końcówka tego dziwnego czasu w moim życiu, kiedy wystarczyło włączyć telewizor, a z niego wyskakiwali kolejni sprzedawcy, roztaczając przede mną wspaniałe wizje świata, który stanie przede mną otworem, kiedy tylko kupię produkt X (nawiasem mówiąc – do tej pory nie mogę uwierzyć, że przez tyle lat dobrowolnie i bez przymusu się na to godziłem!). Wtedy usłyszałem 2 magiczne słowa związane z pieluchami wielorazowymi: 'oszczędność’ i 'ekologia’. Po chwili doszło jeszcze 'zdrowie dziecka’ i od tej pory to ziarenko powoli we mnie kiełkowało, a sam starałem się zebrać więcej informacji na temat tego niecodziennego sposobu na 'utylizację nieczystości’ mojej przyszłej pociechy. Po kilku rzeczowych rozmowach rozwiewających pierwsze, zupełnie naturalne wątpliwości moja druga połówka również zaczęła zgłębiać temat i powiedziała magiczne 'TAK’. A może było to po obejrzeniu tych pięknych zdjęć, na których zadowolone bobasy radośnie się bawią, a ich pupy mienią się fantastycznymi kolorami i wzorami…
ooga booga – ODJECHANE! 🙂
Już wtedy wiedzieliśmy, że spróbujemy. Mimo pewnych wątpliwości, mimo braku jakiegokolwiek doświadczenia z pieluchami (a wręcz… dziećmi w ogólności) i nawet mimo tego, że nikt z naszej rodziny czy znajomych nie miał styczności z tym produktem. Ale skoro droga jest pod prąd, a w uszach pobrzmiewają hasła 'oszczędność’, 'eko’ i 'zdrowie dziecka’, to jest to zadanie w sam raz dla drużyny www.wolnymbyc.pl 🙂
Jak to określiłem w jednym z postów, dzieci są często postrzegane jako 'małe duże generatory odpadów’. Niesamowite, jak te niewielkie istoty przyczyniają się do zatruwania środowiska tonami zużytych pieluszek, chusteczek nawilżanych, podkładów na przewijak i innymi przedmiotami jednorazowego użytku. Zaraz zaraz – czy to na pewno dzieci się do tego przyczyniają? Czy to może my – dorośli – dla własnej wygody stworzyliśmy przedmioty, których używamy do codziennej pielęgnacji naszych pociech, a które są olbrzymim obciążeniem dla środowiska? Co konkretnie mam na myśli? O chusteczkach nawilżanych już pisałem (nawiasem mówiąc, sprawdzają się wyśmienicie!), dzisiaj czas na pieluszki – te jednorazowe, potocznie zwane 'pampersami’. Te same, które kilkanaście lat temu były w Polsce prawdziwą rewolucją, uwalniającą młodych rodziców od brudzenia sobie rąk nieczystościami ich dzieci, a także od gotowania i suszenia całych stosów pieluch tetrowych. Nagle pojawił się 'pampers’ – względnie tani (czy na pewno? o tym już niedługo…), bardzo praktyczny i sprawiający, że delikatne ręce mamusi i tatusia już nie musiały mieć zbyt dużego kontaktu z kupką 🙂 Ta zmiana była poparta wszędobylską reklamą i efektem 'wow’ mocno lansowanym we wszelkich mediach i przez samych rodziców podczas spotkań ich pociech w piaskownicy.
Jakoś nikt wtedy nie mówił o wadach, o których obecnie się wręcz krzyczy:
– skład. Przecież pampers to ładnie wyglądający (dla niektórych, mnie aż wzdryga podczas kontaktu z nim!) produkt ropopochodny, w którym nie uświadczymy żadnych naturalnych składników. Czy ubrałbyś dziecko w sweterek, składający się z warstwy polietylenu (uzyskiwany z około szklanki ropy naftowej na każdą pieluszkę), poliakrylanu sodu czy bielonej chlorem miazgi drzewnej? Nigdy? To czemu zakładasz dziecku pieluchę z tych materiałów? Ich stosowanie prowadzi do wielu problemów, takich jak zaczerwienienia, wysypki, odparzenia, reakcje alergiczne, czy zapalenia dróg moczowych.
– obciążenie środowiska. W okresie pieluchowania każdego dziecka wyrzucimy około jednej tony (TONY!) nierozkładalnych, toksycznych odpadów, rozkładających się przez dobre 300-500 lat!
Tak na razie wygląda nasz pieluchowy śmietnik – i absolutnie nie jestem z tego dumny! Stoi na balkonie, bo taki widok w domu sprawiałby mi jeszcze większy ból! *
– problemy z odzwyczajaniem od pieluch. Dużo łatwiej osiągnąć ten efekt, jeśli dziecko widzi naturalną zależność pomiędzy procesami fizjologicznymi, a mokrą pieluchą.
– u starszych dzieci pieluchy mocno przesiąkają moczem, co może prowadzić do przeciążenia stawów biodrowych i deformacji nóżek (tzw. łukowatości).
– niebezpieczeństwo rozwinięcia się pieluszkowego zapalenia skóry przy zbyt rzadkich zmianach (pozornie suchych!) pampersów.
– ryzyko przegrzania jąderek u chłopców, co w skrajnych wypadkach może prowadzić do bezpłodności.
Czy w takim razie chcę Was przekonać do tego, że pampers jest be, a wszyscy powinniśmy cofnąć się o 20 lat wstecz i powrócić do tetry? Absolutnie nie – ale kto powiedział, że są tylko te dwa rozwiązania? Na szczęście są pionierzy, którzy zaangażowali się w walkę o równowagę środowiska i komfort dziecięcej pupy 🙂 Właśnie oni, w czeluściach swoich laboratoriów, do których nie ma wstępu cała masa obcych naturze i sprowadzanych z drugiego końca świata substancji, stworzyli produkt niemal doskonały…
EEE – powiecie, to jakieś zwykłe majtki, tylko że zapinane po bokach i trochę ładniejsze. Prać też trzeba, a cena? Paaaanie – za taką jedną mam całą paczkę pampersów! Do tego pranie, suszenie – a co zanim wyschną? Przecież potrzebuję w międzyczasie kilku następnych – zresztą codzienne pranie wcale mi się nie uśmiecha. To jakaś dziwna moda dla bogatych i mających mnóstwo czasu – ja się na to nie piszę. Poza tym co z higieną – taka wyprana w 30 stopniach pieluszka musi być istną wylęgarnią zarazków!
Znajdziecie jeszcze jakieś argumenty czy wyczerpałem najbardziej popularny arsenał sceptyków? Pewnie coś jeszcze by się znalazło, ale ciężko przejrzeć faktyczne myśli znajomych, którzy reagują na nasze opowieści o ambitnych planach pieluszkowania standardowym „aha” albo „o” – sam nie wiem, która reakcja jest bardziej wymowna 🙂
Właśnie z powodu wszystkich tych wątpliwości (najczęściej wynikających z niewiedzy), planuję przynajmniej kilka wpisów dotyczących walki z pampersami 🙂 Dzięki stale zwiększającej się popularności mojego bloga, otrzymaliśmy możliwość przeprowadzenia długodystansowego testu pieluch wielorazowych od różnych producentów, od pierwszych tygodni życia dziecka do całkowitego odzwyczajenia od pieluchy! Szczegóły tego projektu już bardzo niedługo – na razie musi wystarczyć Wam informacja, że nasza Maja będzie najprawdziwszym królikiem doświadczalnym i pierwszym dzieckiem w Polsce, które będzie miało na sobie tyle różnych pieluch 🙂
Nie byłbym sobą, gdyby mój wpis nie zawierał jakichś kwot lub namowy do oszczędzania 🙂 Dlatego rozwinę to, co zaakcentowałem na początku wpisu: dlaczego tak ważne jest zainteresowanie tematem pieluszek (i w ogólności wyprawki dla dziecka) już na wczesnym etapie, na długo przed narodzinami. Otóż powód jest banalny i doskonale sprawdzający się przy jakichkolwiek bardziej kosztownych zakupach: przygotowanie na nadchodzące wydatki. Pewnie większość z Was doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ile może kosztować potomstwo, i to jeszcze zanim przyjdzie na świat! Pozostałych zachęcam do lektury wcześniejszego wpisu, a tymczasem wyjaśnię, że są to kwoty, o których zdecydowanie warto pomyśleć wcześniej, chyba że Twoim hobby jest zaciąganie drogich kredytów konsumenckich. Dobrze, jeśli już przed narodzinami masz skompletowany zestaw pieluszek wielorazowych – a to może kosztować kilkaset (zestawy 'startowe’, raczej na sprawdzenie i przetestowanie tego rodzaju pieluszek lub producenta) do prawie 2 tysięcy złotych. Dużo? No cóż – jeśli wolisz postępować jak 90% społeczeństwa i przepłacać tylko dlatego, że nie byłeś w stanie pomyśleć o czekającym Cię wydatku wcześniej, to może wcale nie zasługujesz na kilka tysięcy oszczędności – przy takim podejściu i tak nie zrobiłyby one większej różnicy w Twoim – wiecznie pustawym – budżecie.
Pomyśl sam – czy stosowanie pieluszek wielorazowych nie jest ucieleśnieniem zasady win-win, gdzie nie ma przegranych, a każdy z uczestników odnosi korzyści? Ty – bo zostanie Ci w kieszeni kilka tysięcy złotych; Twoje dziecko – bo będzie miało kontakt z naturalnymi materiałami, nie powodującymi problemów zdrowotnych; wreszcie sklep, gdzie kupisz pieluszki – przecież każdy świadomy konsument woli dać zarobić polskiej firmie, niż wspierać bezduszne sieci handlowe, wyprowadzające zyski za granicę.
A kto wie, czy wcześniej nie piorą tych pieluszkowych pieniędzy 😉
Mimo, że mam pewne plany dotyczące kolejnych 'pieluszkowych’ wpisów, byłoby wspaniale, gdybyście to Wy podpowiedzieli, o czym chcielibyście przeczytać, jakie wątpliwości Was męczą, czego byście się bali albo w ogólności co Was zniechęca do pieluszek wielorazowych. Postaram się rozwiać wszelkie wątpliwości w sposób najprostszy z możliwych! A może sami chcecie się podzielić swoją historią dotyczącą korzystania z tych produktów? Serdecznie zapraszam do komentowania!
A jeśli jesteście ciekawi porównania ponad 20 różnych pieluch, 5 różnych typów, od 8 ** różnych producentów, zapraszam do zapisania się na newsletter, lub do regularnego zaglądania na mojego bloga.
* Co sprawia, że mimo posiadania tylu pieluch wielorazowych, nadal używamy głównie pampersów? Odpowiedź jest bardzo prosta: kikut pępka, który jeszcze Mai nie odpadł, i który wyeliminował wszystkie pieluchy, nawet te określane jako newborn, czyli „dla dopiero co urodzonych”. Wszystkie, oprócz jednej! Ale o tym, kto został zwycięzcą naszego mini testu dla dzieci w wieku od urodzenia do odpadnięcia kikuta pępka, dowiecie się dopiero za jakiś czas – przecież jeszcze nawet nie znacie uczestników testu!
** to liczba zadeklarowanych firm na dzień dzisiejszy, kilka z nich jeszcze nie przesłało swoich produktów, ale jestem dobrej myśli i wierzę, że też dołączą do testu!
[Edytowany 01.08.2013] Od kilku dni jest już kolejny pieluszkowy wpis, w którym opisuję poszczególne rodzaje pieluch wielorazowych: klik.
_______________________________________
Kolejny wpis pieluchowy: Rodzaje pieluszek wielorazowych.
Przecież pampers to ładnie wyglądający […] produkt ropopochodny, w którym nie uświadczymy żadnych naturalnych składników. – a ropa skąd? Nie z natury? Spod Matki Ziemi?
Pampersy nie są idealnym rozwiązaniem. Zaopatrywanie się co i rusz w proszek do prania (odpowiedni!), uruchamianie pralki – też nie darmowe i nie idealne.
Ja przed unikaniem plastiku i modłami do dziecięcej skórki postawiłabym szacunek dla człowieka i nie robiła z niego instytucji wąchająco-piorącej. Poczytać sobie coś w tym czasie, kawkę wypić, pospacerować z dzieckiem…
Co do ropy, to krytyki nie przyjmuję – jej wydobycie, obróbka, transport i pewnie jeszcze inne mało przyjazne naturze czynności sprawiają, że naprawdę ciężko ją nazwać substancją naturalną, przyjazną środowisku.
Jeśli chęć dania dziecku tego, co dla niego lepsze, zamiast ułatwiania sobie obowiązków stosując naprawdę słabe rozwiązanie jest brakiem szacunku dla człowieka, to czegoś chyba nie rozumiem. Chyba, że brak szacunku dla tak małej, niewinnej istoty można usprawiedliwić wyższością swoich potrzeb – a z tym się zgodzić nie mogę.
Też mi się wydaje, że wydźwięk tego wpisu jest cokolwiek przesadzony, ba, co wrażliwsi „rodzice pampersowi” mogliby nawet poczuć się lekko obrażeni.
Testuj te pieluszki, prezentuj wyniki, ale używając tonu bardziej neutralnego będziesz miał moim zdaniem szansę na przyciągnięcie większej ilości czytelników.
No no – oberwało mi się na początek. Nie do końca rozumiem, czym 'pampersowi rodzice’ mogli zostać dotknięci. Wyjaśniłem zalety pieluszek wielorazowych. Wskazałem wady pieluszek jednorazowych. To wszystko jest obiektywną, dobrze znaną wiedzą a nie moimi wymysłami. Oczywiście – sam sposób przedstawienia tych informacji jest subiektywny (nie wskazałem na przykład wad pieluch wielorazowych), ale który z moich wcześniejszych postów nie był taki?
Ja wiem, że ludziom ciężko przychodzi przyjmowanie krytyki swoich działań – sam czuję się co najmniej nieswojo po niektórych komentarzach. Ale czy dobitne stwierdzenie, że pampers jest drogą na skróty dla rodziców i potencjalnym źródłem problemów dla dziecka jest powodem do obrażenia? Według mnie, raczej do spojrzenia na temat od nieco innej strony i zastanowienia się nad 'oczywistym’ wyborem pampersów. Nie rozglądając się za alternatywami nakładamy sobie klapki na oczy i ignorujemy skutki naszych wyborów. Nie patrzę krzywo na ludzi, którzy używają pampersów (ba – sam ich chwilowo używam!) – ale wielu nie ma świadomości, że to rozwiązanie nie jest idealne i są inne, które chcę nieco wypromować na tym blogu, między innymi ze względu na swoje przekonania.
Bo zrobiłeś notkę tak entuzjastyczną że ma się wrażenie, iż „spłynęła na ciebie prawda objawiona” 😉
Zamierzałem raczej zrobić 'wejście smoka’, ale widać nie wszystkim to się spodobało. Co zresztą nietrudno zrozumieć – każdy myśli inaczej.
Tylko jestem ciekawy, czemu przy tylu dotychczasowych postach nie było podobnych odczuć. Jeśli piszę, że kredyty są złe, konsumpcja daje tymczasowe, iluzoryczne szczęście, a ubezpieczenia to ściema, nikt nie piśnie. Wszyscy przytakują, mimo że często postępują właśnie w ten – krytykowany przeze mnie – sposób. Skąd nagle taki odbiór niewinnego wpisu o pieluszkach? 🙂 A może to we mnie – po kilku dniach opieki nad nowym członkiem rodziny – siedzi tak dużo emocji, że ciężko jeszcze spojrzeć mi na to nieco z boku?
Zmiana pogody w całym kraju… ludzie dzis jacyś tacy… irytujacy, no… 😉
A na przykład to zdanie „bardzo praktyczny i sprawiający, że delikatne ręce mamusi i tatusia już nie musiały mieć zbyt dużego kontaktu z kupką „. Wiem, że z uśmieszkiem na końcu, ale wskazuje, że motywacją wielu rodziców (pomimo tych „oczywistych” wad pampersów) jest przede wszystkim brzydzenie się kupą własnego dziecka. Swoją droga, jestem zdziwiony, bo mi by to w ogóle do głowy nie przyszło.
Chcesz przekonać innych do pieluch wielorazowych i (celowo!) wymieniasz ich same zalety, ukrywając wady, a odwrotnie robiąc z pampersami. No nie wiem, czy to dobry sposób 🙂 Argument o składzie to czysta demagogia i jest dla mnie nawet trochę zabawny. Zobaczymy w co będziesz ubierał Maję, jak się zrobi chłodniej albo co za chwilę będzie brała do buzi podczas zabawy ;-).
Żeby była jasność, ja się obrażony nie czuję, apeluję tylko o większe wyważenie.
A widzisz – ten pierwszy argument to skutek reakcji kilkoro znajomych, którzy uderzyli właśnie w aspekt higieny i brudzenia sobie rąk kupą po przedstawieniu przez nas pieluszkowych planów.
Jeśli chodzi o wady pieluszek wielorazowych, będę ten temat poruszał później – jak w praktyce przetestuję dostępne systemy. Przyznaję, że przekaz jest bardzo jednostronny, chociaż myślałem, że w znacznie bardziej pozytywnym sensie niż Ty do odebrałeś.
Co do składu, to mam świadomość, jak dużo sztuczności jest naokoło i wiem, że cała masa ubrań Mai będzie z różnego rodzaju syntetycznych materiałów. Ale nie stawiaj na równi kupna kurtki, w której dziecko przechodzi cały sezon, a którą później (a może i wcześniej) użyje kilkoro innych dzieci, z pampersem, którego wyrzucasz po kilku godzinach na pupie. Kilkanaście szklanek ropy wylewanej do śmieci dzień w dzień nie jest równorzędne kupnie (bardzo)wielorazowego ubranka.
Może ktoś jeszcze wyrazi swoją opinię w temacie tonu samego wpisu? Jestem bardzo ciekaw, jak inni go odebrali.
Patrząc na notkę ze świadomością, że Wolny najprawdopodobniej ma „syndrom nowicjusza” nie odniesie sie wrażenia, żeprzegina 😉
Ze swojego punktu widzenia nie rozumiem natomiast w czym fakt, że można: „Poczytać sobie coś w tym czasie, kawkę wypić, pospacerować z dzieckiem…” jest bardziej atrakcyjny od wypałniania obowiązków rodzica wobec dziecka?
Też nie rozumiem tego argumentu Pani Strzelec. Myślę, że kluczem jest słowo którego użyłeś: OBOWIĄZEK. Decydując się na dziecko, powinniśmy mieć świadomość odpowiedzialności i obowiązków, które na nas spłyną. Oczywiście można pójść na skróty i ułatwiać sobie pewne czynności. Tylko to zawsze ma swoje konsekwencje i należy świadomie je rozważyć, zamiast podążać ślepo najkrótszą drogą.
„Syndrom nowicjusza” pewnie we mnie siedzi, chociaż dość konkretne zderzenie z rzeczywistością już było 🙂 Mimo urlopu nie mam czasu dla siebie, mocno rwany sen w nocy sprawia, że w dzień nie funkcjonuję zbyt dobrze, a emocje związane z początkowym brakiem zrozumienia na linii rodzic <-> dziecko też robią swoje. Ale ani przez chwilę nie poczułem, że coś tracę, że poświęcam coś ważniejszego – teraz NIE MA NIC WAŻNIEJSZEGO niż Maja i nawet jeśli przez najbliższe tygodnie będę funkcjonował (i wyglądał) jak zombie, przyjmuję to jako naturalny bieg rzeczy w sytuacji, w której się znaleźliśmy.
Nie ma nic złego w ułatwieniach, byle (hak z resztą we wszystkim) nie przeginać… Totalnym ułatwieniem przecież byłoby wynajęcie całodobowej opiekunki dla dziecka tak by rodziece mieli malca „w rękach” przez godzinę dziennie i to tylko wówczas gdy jest „czyste, pachnące i skore do zabawy”…
Tfu, bo jeszcze ktoś uwierzy, że ja tak serio… 😉
A „syndrom nowicjusza” masz 🙂 każdy ma 🙂 A jak już nie bedziecie wyrabiali z nocnym wstawaniem to napisz na mejla. Mam pewien patent, który często (choć nie zawsze) się sprawdzał. I to nie tylko na moich dzieciorach 🙂
Roman, nie bądź taki, zdradź go wszystkim, może i na mojego podziała :-).
W sumie… moje dzieciory tak do 2 roku zycia nie znały łóżeczka, bo sypiały w hamakach (które uważam z resztą za jeden z ważniejszych wynalazków ludzkości). Znaczy pierworodna spała na początku ,ale jak zaczęliśmy „chodzić na rzęsach” to szybko przenieśliśmy ja do chamaka. Bliźniaki od samego początku zaliczały hamaki. Po swojemu tłumaczę sobie, że dzieci były zwinięte w kłębek, mały małąm ożliwość ruchu to się czuły jak „ryba w wodzie” a dokładniej jak w brzuchu matki…
Sprzedawaliśmy potem ten patent naszym znajomym i w większości przypadków sie sprawdzał.
Jak sie nie chce bawić w hamak to można (też sprawdzone) położyć dzieciora w dużym ręczniku kąpielowym (suchym), chwycić ręcznik za rogi i delikatnie bujać (nigdy usypianie nie trwało dłużej niż 1 minutę).
Dzięki! Patent z ręcznikiem wkrótce wypróbuję 🙂
tekst przeczytałam z lekkim rozbawieniem, wg mnie autor mocno podekscytowany wynalazkiem. Nie „nadymałabym się” również w zakresie świadomości „…decydując się na dziecko, powinniśmy mieć świadomość odpowiedzialności i obowiązków, które na nas spłyną…” jak jest pierwsze dziecko to wcześniej jest tylko teoria i tak naprawdę nie wiadomo do końca o czym się mówi i jakie obowiązki na nas spłyną i to przez następnych 20 lat. Zastanawia mnie tylko fakt tak licznych męskich wypowiedzi, a gdzie mamy? zapracowane przy dzieciach są? 😉 Czasem męski punkt widzenia, kiedy pracuje się 8h plus 2h na dojazd i wraca się na kąpanie dziecka może być diametralnie różny na to czy siedzenie z dzieckiem w domu może być nużące i frustrujące i że potrzebny jest również od tego odpoczynek i przytoczona wyżej kawa.
Owszem – jestem podekscytowany i wierzę, że to rozwiązanie jest znacząco lepsze niż jednorazówki – tylko czy coś złego jest w tym moim zaangażowaniu? Możliwe, że dopatrujecie się pewnej naiwności z mojej strony i przewidujecie, że po zderzeniu z rzeczywistością i natłokiem spraw zrezygnuję. Ale jeszcze Was zaskoczę 🙂 A nieco naiwności na pewno mam w sobie – w końcu – jak to Roman stwierdził – mam 'syndrom nowicjusza’, jak podobno każdy świeżo upieczony tata 🙂
Mnie też zastanawia brak wypowiedzi mam – zachęcam Was mocno do komentowania!
Co do 'zarzutu’ o perspektywę ojca, którego nie ma 10h dziennie w domu i który ogranicza się do cowieczornego kąpania dziecka, to proszę Cię bardzo – nie przylepiaj mi takiej łatki, bo na razie nie może być dalsza od rzeczywistości i będę robił wszystko, żeby nadal tak się nie stało.
Myślę, że przesadzasz. Przypomina mi się historia achów i ochów nad rowerzystami w Szwajcarii, którzy do pracy nie autem tylko rowerem więc to dobrze dla natury bo świstaki, bobry i łasice a nawet pstrągi itd. itd. Po czym przy bliższym spojrzeniu okazuje się, że większość z nich po przyjeździe do pracy idzie pod prysznic. Więc ta ekologiczna ekstaza trochę osłabła, zresztą moim zdaniem niepotrzebnie gdyż nigdy nie potrafiłem zrozumieć biadania nad przelewaniem wody skoro jest to obieg zamknięty. Ja rozumiem w Sudanie ale w Polsce? I przy biologicznych oczyszczalniach to chyba nie jest aż taki wielki problem. Zmierzam do tego aby zachować umiar w tych działaniach ekologicznych. Bo dojdzie się albo do głupot typu „nadmierna emisja CO2” (chociaż powszechnie wiadomo o wpływie CO2 na roślinność oraz o tym ile potrafi wyrzucić tego wulkan, vide: Islandia w 2010 roku) albo do uprzedmiotowienia człowieka wobec „przyrody” albo po prostu do zwykłego dziadowania.
Owszem – ekologiczna ekstaza na zachodzie osłabła, ale nie dlatego, że straciła na znaczeniu, ale dlatego, że spowszedniała. Stała się czymś normalnym, oczywistym, o czym nie trzeba krzyczeć naokoło. U nas jeszcze bardzo daleko do tego momentu. Piszesz o rowerzystach w Szwajcarii i ich nadmiarowych prysznicach. Nie wiem czy na co dzień jeździsz rowerem – ja tak, i naprawdę nie miałem żadnego problemu, żeby lekko zmienić porę prysznica i dostosować ją do powrotu do domu z pracy, kiedy jestem lekko spocony. Dojeżdżanie rowerem nie generuje u mnie dodatkowych kąpieli, a nawet jeśli raz na jakiś czas się zdarzy, to – jak już pisałem – potrafię się ograniczyć do 5,5 litrów wody (praktycznie w 100% zimnej) z korzyścią dla swojego samopoczucia i zdrowia. Dlatego uważam, że efekt o którym piszesz mógł być wynikiem braku świadomości i być może należało połączyć 'kampanię rowerową’ z kampanią dotyczącą oszczędzania wody.
Nie rozumiem też, jak można nazwać 'dziadowaniem’ korzystanie z pięknych, kolorowych, oddychających, naturalnych i po prostu zdrowych dla dziecka pieluch. Przyszło mi do głowy pewne porównanie: jak pada deszcz, to ubieram kurtkę za 400 zł (mało minimalistycznie? to moja jedyna na każdy sezon i używam jej od kilku lat i będę używał jeszcze kilka) i jeśli ją zabrudzę, to ją czyszczę. Używanie pampersów jest jak każdorazowe wyjmowanie z kieszeni foliowego płaszcza przeciwdeszczowego za 5 zł i wyrzucanie jak tylko skończy padać…
Nie mam nic przeciwko jeżdżeniu rowerem ani nawet przeciwko temu, że Szwajcarzy postanowili być świeży i pachnący. Chodziło mi o uwypuklenie potrzeby umiaru w tym całym ekologicznym szaleństwie. Chcesz się bawić w pranie pieluch (czy pranie jest eko?) Twoja sprawa i mnie nic do tego. Ale wymowa Twojego wpisu jest jak to ktoś wyżej w komentarzu ujął „jakby prawdy objawionej” poza którą tylko fałsz i błąd. Tymczasem pampersy mają również sporo zalet i dla wielu osób wskaźnik cena/ wygoda nie jest zbyt wygórowany.
Teraz rozumiem co masz na myśli. Uważam jednak, że zdecydowana większość społeczeństwa wcale nie rozważa wad/zalet pampersów vs pieluch wielorazowych, bo o tych drugich nie ma wystarczającej (a przeważnie: żadnej) wiedzy, którą to wiedzę mam zamiar przekazać na tym blogu (jak już sam posiądę ją w wystarczającym stopniu 🙂 ). Jeśli pierwszy wpis 'pieluszkowy’ był zbyt hurra-optymistyczny (co kilka osób dało mi do zrozumienia), postaram się bardziej wyważyć kolejne. Mam też zamiar wskazać wady pieluszek wielorazowych, chociaż 100% obiektywizmu nie gwarantuję – jestem zbytnim entuzjastą pieluchowania wielorazowego 🙂
Jeszcze pozwolę się odnieść do tego co napisałeś – mianowicie wskaźnika cena/wygoda pampersów. Wszystko byłoby ok. gdyby ta 'wygoda’ była zarówno po stronie rodziców, jak i dziecka. Niestety jest raczej tak, że dominuje ta pierwsza, i to kosztem drugiej.
Nie jestem pewien kosztów tej drugiej strony. Przeszedłem tę drogę i chwalę ją sobie.
Moim celem, nie było przylepiania Ci jakiejkolwiek łatki, nawet wielorazowego użytku 😉 a zwrócenie uwagi, że jeśli kobieta zajmuje się dzieckiem, a mężczyzna zarabia na dom ( i chwała mu za to:), to ona też będzie potrzebowała czasem wytchnienia od tych obowiązków. Ot tylko tyle 🙂
pozdrawiam bardzo przejętego Tatę 🙂
Anka
Heh – może i mi udziela się burza hormonów szalejąca w ciałach moich 2 dziewczyn ? 🙂
Również pozdrawiam.
Hej! Dawno nie byłam u Ciebie, tymczasem Wasza córa już na świecie. Wielkie gratulacje dla rodziców i życzenia pięknego życia w miłości dla Majki!!!
A w kwestii pieluch wielorazowych: fajnie, że podjąłeś ten temat. Twój wpis jest entuzjastyczny i dobrze, że taki jest. Za kilkanaście miesięcy ktoś będzie przynajmniej mógł prześledzić Twoją drogę w tej kwestii i sprawdzić, czy np. entuzjazm się wypalił. My używamy wielo od 5 tyg. życia córki. I chociaż jestem wielką orędowniczką tego rozwiązania to widzę jego wiele wad. Muszę zresztą napisać w końcu to tym tekst… Oto one: nie są tak wygodne jak pampersy – banał, ale bardzo prawdziwe; nie wytrzymują nocnego sikania (stosujemy jednorazówki); na chłodne spacery, kiedy dziecko ma kilka warstw na sobie, wielo też nie zdają egzaminu, bo mogą przeciekać (stosujemy pampersy); z wiaderka z pieluchami całkiem nieźle może śmierdzieć – do jego opróżniania deleguje męża 🙂 Teraz natomiast kiedy dziecię ma prawie 15 mies. i sika dużo, to zmieniać je trzeba bardzo często. No i kwestia prania, czyli zużycia wody i energii – ja uważam, że to i tak mniej szkodliwe dla środowiska niż pampersy, ale brakuje mi jakichś rzetelnych (o ile takie są możliwe) badań na ten temat – co jest bardziej/mniej szkodliwe.
Gratuluję Ci zaradności, że pieluszki będziesz miał do testowania za free. Ja wydałam na nie sporo kasy, bo wpadłam w szał zakupów. W moim więc przypadku nie wyszły więc super oszczędności, nie mniej teraz potrafię chcącym doradzić zestaw poniżej 400 PLN, który powinien się sprawdzić na cały okres pieluszkowania.
Wymieniłam wady, bo Ty wymieniłeś już zalety. Ja mimo wad, jestem zadowolona z wielo i jeśli zajdzie potrzeba nie zawaham się ich użyć, jeśli mielibyśmy kiedyś drugie dziecko.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo sił do… wszystkiego 🙂
Witam ponownie – zaglądaj częściej, bo tempo wpisów jeszcze utrzymuję wysokie 🙂 Cieszę się, że mój entuzjazm Cię nie odstraszył, oraz że napisałaś co nieco o wadach wielorazówek. Piszesz między innymi o 'zapachu’ – czy stosujecie olejek lawendowy wkrapiany do wiadra ze zużytymi pieluchami? To podobno pewny sposób – ja jeszcze nie przetestowałem tego wiarygodnie, bo kupy noworodka nie są aż tak intensywne, jak później.
Koszty prania zamierzam policzyć naprawdę dokładnie – zresztą w tym wpisie ten koszt oszacowałem.
Pozdrawiam i dziękuję za ciepłe słowa!
Tak, olejek lawendowy i z drzewa herbacianego rzeczywiście bardzo pomaga. Stosuję go także do prania i płukania. W każdym razie w momencie przerzucania zawartości do pralki i tak nie jest przyjemnie. Nie jest to znowu jakieś straszne i trwa około 10 sekund więc nie ma co znowu dramatyzować 🙂 Ale piszę jak jest.
Co do „ludzkich” kup, które kiedyś nadejdą w odróżnieniu do kupek noworodka, które pachną dla rodziców różami warto wtedy stosować papierki jednorazowe, które potem zwijasz z kupą, wrzucasz do kibelka i po problemie. (Są takie papierki, które nie zapychają toalety). Bez tych papierków babranie się w kupie jest upierdliwe. Jak zapomnimy go włożyć to plujemy sobie w brodę 🙂
Papierki mamy i będziemy testować. Co prawda podrażają one całą 'imprezę’, ale na to również mamy pewien pomysł… napiszę więcej w swoim czasie 🙂
Ponieważ mało tu mam, to postanowiłam zabrać głos w dyskusji na temat wielorazowych pieluszek. Mój synuś skończył właśnie 13 miesięcy i od urodzenia używamy pieluch wielorazowych. Ale używamy też „pampersów”-czyli taka hybryda. My kupiliśmy wielorazówki firmy Bobolider-koszt pieluch (20 majtek i 30 wkładów) wyniósł dokładnie 400 zł. Dodatkowo zużywamy 1 paczkę jednorazówek na około 4-5 tygodni (Huggisy kupowane w Biedronce-pojawiają się ostatnio dość regularnie- 80 szt. 5-9 kg-to koszt 32 zł.-40 gr za szt. do moim zdaniem bardzo dobra cena) Jednorazówki używamy na noc, bo niestety wielorazówka nie ma takiej chłonności, a my nie mamy siły przewijać dziecko w nocy. No i zimą na spacery też zawsze zakładaliśmy pieluchę jednorazową, z obawy przed zdarzającymi się jednak przeciekami. Generalnie jestem bardzo zadowolona z pieluch wielorazowych, ale tylko w połączeniu z zastosowaniem jednorazówek. Po prostu wybieramy czasami mniejsze zło. Natomiast cieszy mnie bardzo, że moje dziecko nie przebywa całej doby w sztucznym, chemicznym tworze. Nigdy nie miał odparzonej skóry. Jeśli chodzi o zmywanie kup z pieluch, to w moim odczuciu naprawdę żaden problem. Owszem w okresie noworodkowym było tego dużo i czasami nie nadążałam ze spieraniem kup, a nie sprane wcześniej pieluchy nie dawały się dobrze doprać.Dzisiaj przy 1-2 kupach dziennie to żaden kłopot. Od stycznia piorę pieluchy w kulach ekologicznych, zwykłych, tanich, kupionych na allegro. Wszystko mam doprane i pachnące świeżością.
Mimo, że pieluchy były naprawdę w dobrej cenie po roku używania wyglądają bardzo dobrze. Nic się nie popruło, nie zmechaciło. Jedynie biel już nie taka jak wcześniej, ale to normalne przy praniu w kulach. Dużą wadą pieluch wielorazowych jest ich duża objętość, zajmują więc dużo miejsca na półce. Jeśli ktoś mam małą łazienkę, to to przechowywanie w wiadrze zużytych pieluch też może być kłopotliwe-niestety zapach amoniaku jest obrzydliwy. No i wspomniane przecieki-uważam, że tego się nie uniknie i trzeba to wpisać w koszty. Przewijam dziecko co półtorej godziny, ale czasami nawet po jednym „siku” ma mokre spodenki. No cóż nie ma rzeczy idealnych. Ale generalnie polecam wszystkim rodzicom! Życzę dużo wytrwałości i wszystkiego co najlepsze dla Państwa i córeczki!
Super komentarz – bardzo za niego dziękuję! Po raz kolejny widzę, że Bobolider przyciąga naprawdę wielu swoją ceną – i cieszy mnie, że również trwałością i praktycznością. Sami to sprawdzimy – i bardzo mnie ciekawi porównanie z droższymi pieluchami i – przede wszystkim – wkładami, które wydają się bardziej chłonne – być może inne rozwiązania umożliwią również pieluchowanie wielorazowe w nocy?
Ja również jestem zwolenniczką pieluszek wielorazowych i też aktualnie stosuję różne ich rodzaje. Ich wybór jak i możliwości są bardzo duże. Pieluszkowanie wielorazowe jest świetnym rozwiązaniem jeśli naprawdę się je polubi, a wraz z doświadczeniem potrafi być bardzo dobrą metodą na codziennie przewijanie maleństwa.
Używam wielorazówek już przy drugim dziecku w połączeniu z jednorazówkami i jestem bardzo zadowolona, że moje dzieci nie przebywają całą dobę w plastiku (tzn. syn nie przebywa bo córka już używa nocnika.) Niestety wielo wcale nie pomogły jej wyjść szybciej z pieluszek, mokra pupa jej nie przeszkadzała. Nigdy nie wkładałam użytych pieluszek do wiadra tylko płukałam i wiedzałam latem na balkonie lub w łazience gdy już było zimno. Żadnych problemów z zapachami niechcianymi.
Za chwilę będę miała 3 dziecko i przyznam się, ze dwoje pierwszych wychowałam na jednorazówkach (na noc + spacer dłuższy) i majtkach -typu SANDRA – coś na kształt dzisiejszych kieszonek + zwyczajna (z marketu) tetra. Teraz czasy się zmieniły (bo pisze o latach 15 i 11 wstecz) więc wybór też jest większy. Przyznam się, że jak poszłam do sklepu i poprosiłam o majteczki i pieluszki, to jak zaczął Pan mi opowiadać, to czułam się jakbym chińszczyzny słuchała… Nie kupiłam nic (bo akurat nie miał Pan an stanie, coby mi pokazać „namacalnie”), więc zaczęłam temat zgłębiać internetowo. Dłuuuuuugo to trwało i mimo, że teraz mam jaśniejszy obraz co z czym itd, , to nadal pozostaje dla mnie jedno pytanie: Zaczynam pieluchowanie od narodzin , w wersji otulacz NEW BORN + coś. Stopniowo jak dziecko wyrośnie z otulacza, kupuję inny rozmiarowo dobry. Tylko co z tym „coś” do otulacza? Jak przeglądam oferty, to widzę, ze wkłady są w różnych rozmiarach, prefoldy też w różnych rozmiarach. Zatem cenowo wygląda to niekorzystnie, chcąc kupić rozmiarowy wkład do otulacza, bo najpierw muszę kupić z 15 min. sztuk, jak wyrośnie maluch to znowu większe z 15….za drogo, zwyczajnie. Tetra – używałam jak pisałam kiedyś – teraz nie chcę, nie lubiłam jej. Zatem co Pan poleca z doświadczenia niedawnego? Bo w tekstach,a przeczytałam kilka, nie mogę się doszukać takiej informacji. Pozdrowienia, aga.
ja Ci odpowiem przed „Panem” :). Warto wypróbować kilku wariantów pieluszek żeby sprawdzić co Tobie najbardziej odpowiada. Ja wielorazówki stosuję od 2 miesiąca życia mojego synka i stosuję kieszonki i otulacze onesize czyli na regulowane napkami (przez to pasują na zarówno na 4-kilogramowę dziecię jak i na większe do 15 kg). Myślę, że takie rozwiązanie jest dużo bardziej ekonomiczne, no chyba że mam się małą dzidzię to one size będą na początek za duże. Kieszonki są super bo maluch nie czuje w nich w ogóle mokro, przy wkładach bambusowych zazwyczaj wystarcza nam przewijanie co 2-3 godz. Żeby było ekonomiczniej stosujemy też trochę otulaczy z wkładami do środka, tyle że przewijam je częściej żeby dzidziuś nie miał mokro.
Bardzo Ci dziękuję za odpowiedź. Jednak nie o to mi troszkę chodziło. Ja swoje dziecko chcę trzymać w wielorazówkach od samego początku (nie po 2 miesiącach – One Size), dlatego w grę wchodzi tylko rozmiar NB na sam początek. . I właśnie z powodu tego NB nie wiem co dać do „środka” – jaką wielkość tych wkładów bambusowych czy też składanych wkładów bambusowych :(. Zapewne za chwilę z racji braku dobrego (i ekonomicznego) na to rozwiązania i braku czasu, bo mała ma się urodzić wkrótce, początkowo będę używała samych pampków, a jak podrośnie do ONE SIZE to wtedy zakupię ONE SIZE + wkłady większe. Jak się ma za duży wybór, to też źle 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
Moja mała ma 2,5 miesiąca i od tygodnia pieluchujemy się w wielo. Próbowaliśmy wcześniej, ale pielucha była większa od dziecka (mamy 12 kieszonek OneSize od 4,5kg, które dostaliśmy od przyjaciółki po jej dzieciach, by zobaczyć jak to funkcjonuje) i kupki pojawiały się bardzo często. Nasza wygoda zwyciężyła, trzykilowej córki też, bo w OS nie mogło jej być wygodnie- używaliśmy pampków. Idea wielo mocno do mnie przemawia, argumenty ekologiczne i ekonomiczne są miażdżące, a koszty wielopieluchowania można znacząco obniżyć kupując np. używane (o ile jest to dla rodziców akceptowalne). Dla mnie to żaden problem i by powiększyć nasze zasoby pieluszkowe, kupiłam dziś 8 używanych kieszonek z wkładami z porządnych firm za 120PLN. Do wad wielo można się przyzwyczaić, u nas przecieki zdarzają się rzadko, bo mała w nocy jeszcze je, więc przy okazji ją przewijam. Wynikają raczej ze złego założenia pieluszki. Częstsze pranie mi nie przeszkadza, trochę upierdliwe jest wkładanie wkładów do kieszonek, ale i tak wady są niewspółmierne do zalet. Podczas wyjazdów i dłuższych wyjść zamierzamy jednak korzystać z jednorazówek, które Hela dostała w prezencie- 3 mega paki czekają. Nie wyobrażam sobie wożenia kupek ze sobą przez cały dzień albo prania wielo na wakacjach pod namiotem. Mąż by tego nie przeżył, a przewijaniem dzielimy się sprawiedliwie 🙂 Pewnie są na to sposoby i bardziej uparci w tej kwestii dadzą sobie radę. Przy okazji wspomnę, że podoba mi się Twój blog, a naturalny, szczery entuzjazm wcale mu nie szkodzi 🙂 Ja też mam małego bzika na punkcie optymalizacji wszystkiego m.in. prowadzę bardzo dokładne exceliki z wydatkami, samochodowe ze średnim spalaniem, kosztem za km itp (to już pomysł męża). Niektórzy mówią, że jestem skąpa, ale wolę się zgodzić z teściową, która eufemistycznie nazywa mnie gospodarną 😀
My zaczęliśmy przygodę z pieluchami wielorazowymi, kiedy nasza starsza córka miała ok. 5 miesięcy i tak już od 2,5 roku. Starsza córka już jest odpieluchowana i teraz jeszcze nasze bliźnięta 😉