Twoja wartość netto

Bliźniaczy wpis do poniższego można znaleźć niemal na każdym blogu traktującym o finansach. To tak zwane 'podstawy podstaw’, które każdy szanujący się bloger finansowy musi mieć w swoim portfolio. Od dzisiaj będę mógł powiedzieć: mam i ja 🙂 To kolejny mały kroczek na drodze, którą sobie wyznaczyłem, a której celem jest zawarcie jak najpełniejszej wiedzy z zakresu finansów osobistych na tym blogu.

Każdy, kto oszczędza ma cel – a przynajmniej powinien go mieć, bo inaczej upodabnia się do sknery, jak to rzeczowo ostatnio opisał Michał. Taki cel mam i ja. Właściwie jest ich kilka, ale ten najważniejszy brzmi „osiągnięcie niezależności finansowej”. Jak każdy dobrze zdefiniowany cel, ma on również bardziej szczegółową definicję, wraz z konkretnymi kwotami czy planowaną datą jego osiągnięcia. Tylko jak mierzyć swoje postępy, jak sprawdzać, czy idę we właściwym kierunku i czy stopniowo zbliżam się do celu w określonym przez siebie tempie i zgodnie z harmonogramem?

Z pomocą przychodzi mi parametr, który nazywa się wartością netto. Jest to dosłownie jedna liczba, której wyznaczenie nie jest czymś przerastającym kogokolwiek śledzącego swoje finanse. To miara, do której przykładasz swoją sytuację finansową i która informuje Cię o wyniku – mechanizm jest wręcz identyczny z tym, kiedy stajesz na wagę czy mierzysz swój wzrost. Czy to nie piękne, że istnieje jedna wartość, którą można nazwać 'Twoją sytuacją finansową w pigułce’? I nieważne, czy jesteś drobnym ciułaczem pracującym na etacie, przedsiębiorcą działającym w 2 różnych branżach, czy kochającym konsumpcję lekkoduchem, który z zewnątrz wygląda jak bogacz, a okazałby się bankrutem po bliższym spojrzeniu na jego finanse. Każda z tych osób może pochwalić się jedną liczbą, obrazującą jej sytuację finansową, a gdyby ich wszystkich napadła – tak przecież ludzka – chęć porównania się z pozostałymi, bez najmniejszego problemu mogliby to zrobić! I to bez względu na to, czy wspomniany lekkoduch jeździ drogim SUVem na kredyt, a ciułacz porusza się rowerem, a kwotę równą cenie SUVa ma ulokowaną w różnych instrumentach finansowych. Wartość netto sprowadza stan posiadania każdego z nas do wspólnego mianownika i wspólnie z dodatkową informacją o comiesięcznych wydatkach może dość dokładnie określić, gdzie jesteśmy na drodze do wolności.

Przejdźmy do konkretów: jak obliczyć swoją wartość netto? Banalnie prosto: zsumuj wszystkie składniki swojego majątku, a następnie odejmij wszystkie zobowiązania. Tylko tyle i aż tyle. Do składników majątku będą się zaliczały głównie nieruchomości, ziemia, samochody, środki na rachunkach rozliczeniowych, oszczędnościowych czy inwestycyjnych. Możecie śmiało zaliczyć tu również posiadane metale szlachetne, waluty, pożyczki udzielone na portalach pożyczek społecznościowych, a nawet posiadane dzieła sztuki. Słowem: niemal wszystko, co moglibyście sprzedać i czego szacunkową wartość można określić.

Real-Estate-Net-Worth

Przykładowo: Pan Henryk ma mieszkanie warte 450.000 zł kupione na kredyt, z którego do spłaty zostało 400.000 zł. Ma też 5-letniego Opla wartego około 30.000 zł *, 2.500 zł na rachunku bieżącym, 13.000 zł w funduszach inwestycyjnych, 5.600 zł w akcjach, a także 6.500 zł zdeponowane na rachunku oszczędnościowym, który służy mu jako poduszka bezpieczeństwa.

Jego wartość netto to: 450.000 zł – 400.000 zł + 30.000 zł + 2.500 zł +13.000 zł + 5.600 zł + 6.500 zł = 107.600 zł

Można sobie również wyobrazić (i wcale nie trzeba się na to mocno silić – takich sytuacji są tysiące), że ktoś, kto wziął kredyt we frankach szwajcarskich po niskim kursie podczas szczytu boomu budowlanego, może być w sytuacji, w której pozostała kwota kredytu do spłaty jest większa niż aktualna wartość mieszkania! Jeśli dodatkowo taka osoba nie ma oszczędności, może się okazać, że jej wartość netto jest poniżej zera! Według mnie to naprawdę poważny sygnał ostrzegawczy (równy co najmniej intensywnemu krzykowi głodnego niemowlaka tuż przy uchu!), który powinien zmobilizować do zmiany nawyków i ostrej pracy nad swoją sytuacją finansową.

Z powyższych przykładów jasno wynika, że wartość netto jest swego rodzaju migawką, aktualną tylko na moment jej obliczenia (a niekiedy już wtedy jest różna od rzeczywistości!). Dlatego należy ją okresowo aktualizować – sam robię to co miesiąc, zawsze na początku miesiąca (kiedy na konto wpłynie wypłata 🙂 ). Pamiętaj też, że każdy z nas ma tendencję do przeszacowywania wartości posiadanych przedmiotów – „przecież ten samochód jest taki ładny, wychuchany i dbam o niego lepiej niż o siebie – na pewno sprzedałbym go kilka tysięcy powyżej ofert na portalach aukcyjnych”… Dlatego mam pewną propozycję…

measure-wealth-coins

Wszystko, absolutnie wszystko, co kupiliście na kredyt powinniście bezwarunkowo zaliczyć jako obciążenie obniżające Waszą wartość netto. Natomiast wielu kupionych w ten (lub każdy inny!) sposób sprzętów osobiście wcale bym nie ujmował po stronie majątku. Jeśli naprawdę chcecie się bawić w comiesięczne ustalanie, czy Wasz smartfon kupiony za 1.500 zł jest wart już 700 zł czy może 650 zł, możecie również ująć go po stronie majątku. Ja natomiast uważam, że skórka nie jest warta wyprawki i już na samym początku ustalam wartość jakichkolwiek sprzętów elektronicznych, RTV/AGD, mebli itp na… 0 zł. Pierwszym – i najważniejszym – powodem takiego podejścia jest szacunek dla swojego czasu i niechęć do comiesięcznego (lub nawet rzadszego) aktualizowania wartości tych przedmiotów. Po drugie, taki sprzęt może ulec awarii i nagle jego wartość spada o 90%. Po trzecie, najprawdopodobniej będzie on nam służył tak długo, że nawet jego finalna sprzedaż przyniesie nam grosze, które ewentualnie zamortyzują koszt kupna nowszego modelu. Ale nie ma się czym martwić – to przecież kolejny pozytywny aspekt minimalistycznego podejścia! Jeśli ograniczysz się do naprawdę potrzebnych przedmiotów, będziesz stosował ideę DIY, a także kupował używane rzeczy, nagle się zorientujesz, że pomimo posiadania wszystkiego, co na co dzień potrzebne, masz naprawdę mało rzeczy, które tracą na wartości i wpływają tym samym na comiesięczne obniżanie Twojej wartości netto.

Teraz chwila praktyki – chciałbym Wam przybliżyć sposób, w jaki sam liczę naszą wartość netto. Korzystam w tym celu z arkusza kalkulacyjnego, który już wcześniej Wam proponowałem we wpisie o prowadzeniu budżetu domowego. Na początku każdego miesiąca kalendarzowego wykonuję 'inwentaryzację’ naszego stanu posiadania i – logując się na każde z kont (czy to bankowe, czy inwestycyjne), sprawdzając kursy walut czy kruszców które posiadam, a nawet zaglądając do koperty z pieniędzmi w domu – wpisuję w odpowiednie rubryki wartość poszczególnych aktywów i tym samym aktualizuję swoją wartość netto. Dzięki temu mogę się pochwalić takim oto wykresem (celowo usunąłem z niego konkretne wartości).

netto_1

To wykres przedstawiający naszą wartość netto. Prowadzony od niemal 5 lat, wygląda solidnie, a ja umiem wskazać przyczynę każdego z widocznych na nim niewielkich spadków.

Co daje mi taki wykres? Choćby to, że bazując na swojej wartości netto mogę sprawdzić, czy zyski z inwestycji tych pieniędzy w stosunkowo bezpieczne instrumenty finansowe (dające np. 4% netto w skali roku) pokrywają moje comiesięczne wydatki, a jeśli nie, to ile jeszcze brakuje. Mam również kontrolę nad tym, czy 'idę w dobrą stronę’ i mogę szybko namierzyć nieprawidłowości lub wręcz nietrafione decyzje finansowe. W moim przypadku czytanie wykresu jest o tyle łatwiejsze, że sam podchodzę do obliczania wartości netto bardzo restrykcyjnie i nie wliczam do niej żadnych przedmiotów codziennego użytku – nawet auta! Dzięki temu mam czysty, finansowych obraz całości moich inwestycji i świadomość, że gdyby przyszło co do czego, jeszcze nieco można by ze sprzedaży otaczających mnie rzeczy wycisnąć.

Na koniec spójrzmy, jak wyglądają statystyki średniej wartości netto gospodarstw domowych w kraju, w którym takie dane są zbierane – w Stanach Zjednoczonych (zaznaczyłem na czerwono najbardziej interesujące dane):

FedTable4-mini

Zapraszam do kliknięcia – będzie widać wyraźniej

Zaskoczeni? Czy to nie dziwne, że w najbogatszym kraju świata wartość rodzin, w których głowa rodziny ma mniej niż 35 lat wynosiła w 2010 roku niecałe 10 tysięcy dolarów? A rodziny w wieku 35-44 lata są 'warte’ tylko nieco ponad 42.000 $ (przecież to zaledwie 130-kilka tysięcy złotych!)? Tak tak – styl życia lansowany w USA robi swoje, a życie w całości podporządkowane konsumpcji nie pozwala zgromadzić choćby minimalnych środków, pozwalających spaść na miękką poduszkę finansową w przypadku utraty źródła dochodu. Warto mieć świadomość, że bogactwo pokazywane w amerykańskich mediach jest nieco iluzoryczne, dotyczy bardzo niewielkiej garstki krezusów, a sami naprawdę nie mamy powodów do narzekania, że urodziliśmy się w naszym pięknym kraju 🙂

PS Jeśli ktoś zastanawia się, czy 'jego’ pieniądze na funduszu emerytalnym w I (ZUS) czy II (OFE) filarze powinno się włączać do swojej wartości netto, to zapraszam do jednego z moich pierwszym postów 🙂

23 komentarze do “Twoja wartość netto

  1. mlody125 Odpowiedz

    Wolny ile wynosi Wasza wartość netto, bo nie podałeś chyba w artykule.

    Mocno w Stanach widać wpływ kryzysu w 2007 na ich portfele.

    Co do tabelki to słabo, jedynie średnia całkiem spoko, ale u nas jeszcze gorzej to wygląda.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Rzeczywiście nie podałem naszej wartości netto. Nie publikuję swoich danych finansowych na blogu – z niewielkimi wyjątkami, kiedy decyduję się na uchylenie rąbka tajemnicy. Być może kiedyś zdecyduję się na nieco większą otwartość – czas pokaże. Na razie – żeby zaspokoić Twoją ciekawość (więc jednak coś jest w tej naturalnej, ludzkiej chęci porównywania się z innymi 🙂 ) napiszę tylko, że jesteśmy w niezwykle dobrej sytuacji, nawet 'mierząc’ się z amerykańskimi statystykami. Jeśli tylko nie zdarzy się coś, co można określić jako kataklizm o skali globalnej, jesteśmy skazani na sukces 🙂 Myślałem przez chwilę o zrobieniu ankiety, w której można by wskazać swój przedział, ale zarzuciłem pomysł uważając, że zaledwie garstka osób się zdecyduje na kliknięcie. Być może niedługo muszę zbadać Waszą 'responsywność’ i przetestować jakąś ankietę.

      Jestem bardzo ciekawy, jak taka statystyka wyglądałaby u nas. Pierwsza myśl to rzeczywiście 'na pewno znacznie gorzej niż w Stanach’, ale biorąc pod uwagę wzrost wartości nieruchomości po boomie budowlanym, w ciągu kilku lat mediana wartości netto na pewno poszła mocno w górę.

  2. mlody125 Odpowiedz

    Myślę, że blog byłby atrakcyjniejszy, gdybyś pisał o zdobywaniu kolejnych stopni w Waszej drodze do niezależności finansowej, ale masz oczywiście pełne prawo do trzymania w tajemnicy jakim majątkiem dysponujecie. Zwłaszcza, że nieraz lepiej nie przyciągać uwagi US czy złodziei.

    Cieszy fakt, że zbliżacie się do wolności finansowej. Ja myślę, że też jestem na dobrej drodze ku temu.
    Dla mnie niezależność finansowa jest pojęciem trochę rozmytym. Myślę, że nie będzie momentu kiedy zrezygnuję z pracy. Większe szanse, że po utracie pracy nie będę w pewnym momencie szukać kolejnej. Efekty oszczędzania odczuwam już dzisiaj gdzie nie boję się o pracę, mogę realizować marzenia.

    Co do ankiety. W anonimowej nie ma problemu, żebym podzielił się informacjami na temat moich finansów. Wyniki takiej ankiety to też kilka nowych tematów. Pytanie jaka duża będzie grupa która wypełni ankietę.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Masz całkowitą rację – czyniąc moją sytuację finansową jawną miałbym większe grono czytelników. Tak samo by było, gdybym firmował twarzą i nazwiskiem swojego bloga. Zdaję sobie w 100% z tego sprawę. Ale na razie zbytnio cenię sobie swoją prywatność żeby gnać po popularność za wszelką cenę. Nie mówię, że nigdy nie zdecyduję się na taki krok – a kiedy to nastąpi, będzie to mocne wejście 🙂
      I nawet nie chodzi o US (pracuję na etacie, nie mam powodów żeby ukrywać jakichś przychodów) czy złodziei (względny minimalizm sprawia, że ewentualne włamanie np. do mieszkania byłoby raczej mało spektakularnym rabunkiem). Bardziej chodzi o zwykłą ludzką zazdrość, nieufność, konieczność udowadniania co i jak, czy wreszcie bycie osądzanym jako 'bajkopisarz’ czy 'złodziej’ („bo przecież tak się nie da – mnie życie kosztuje tyle a tyle, to jego też musi”).

      Ankieta byłaby tylko i wyłącznie anonimowa. Przetestuję to rozwiązanie za jakiś czas i przekonamy się, ilu osobom będzie się chciało w to zabawić.

      pozdrawiam i życzę szczęścia na drodze ku wolności finansowej – cieszy mnie, że też do tego dążysz i nie masz wątpliwości, że to jak najbardziej możliwe.

      • Tomek Odpowiedz

        Zachęcam do stworzenia ankiety na blogu 🙂 To rozwiązanie na pewno się sprawdzi, oby tak dalej!

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Nie wiem czy już nie za późno na ankietę do tego wpisu – mógłbym ewentualnie ująć ją w którymś z kolejnych wpisów i odesłać po szczegóły tutaj. Tylko nie wiem, czy to się sprawdzi.

  3. Roman Odpowiedz

    od siebie dodam, że warto również spróbować oszacować swój „potencjał zarobkowy” na najbliższe kilka lat. Wiem, dość trudne i często mało przewidywalne, ale… tak dla „spokojności”, by ew. wiedzieć jakie są (a raczej mogą być) nasze możliwości.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      A w jakim celu? Czy masz na myśli analizę tego, jak byśmy odnaleźli się na rynku pracy po ewentualnym zwolnieniu? Czy bardziej szacowanie wzrostu zarobków, żeby nieco dokładniej zaplanować przyszłe cele? Jeśli to drugie, to wolę zakładać scenariusz neutralno-negatywny i być pozytywnie zaskoczonym przez pracodawcę.

      Ale zakładam, że chodziło Ci raczej o lądowanie na czterech łapach po nagłym upadku. Niestety – praca na etacie jest o tyle słaba, że dywersyfikacja dochodu jest żadna, a zależność od 'widzimisię’ obcych mi osób ogromna. Zdaję sobie z tego sprawę, chociaż szczerze mówiąc nie mam jakichś konkretnych planów awaryjnych. Ograniczam się praktycznie do regularnego 'sondowania’ rynku, a spokój który jest we mnie wynika ze stanu naszych finansów, które umożliwiłyby nawet bardzo długie poszukiwanie pracodawcy.

      • Roman Odpowiedz

        Sam sobi odpowiedziałeś 🙂 No moze jeszcze w celu poczucia „własnej mocy” 😉

  4. Konrad Odpowiedz

    Najgorsze są nieproszone rady, ale lepiej zrobisz jak się nie ujawnisz 🙂
    Przy okazji to na czym mozna zarobic 4% netto uwzgledniajac prawdziwa wartosc podatku emisyjnego?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dziękuję za radę – każda mile widziana. A może rozwiniesz w kilku zdaniach?

      Podatek emisyjny, tzn. realny wpływ inflacji? Czyli prawdziwe pytanie brzmi: „na czym zarobisz 4% + podatek belki + inflacja” ? Odpowiem nieco na przekór, bo nie czuję się kompetentny żeby doradzać tutaj konkretne inwestycje (appfunds.blogspot.com robi to znacznie lepiej): na przykład na inwestycji w siebie, a także na niwelowaniu inflacji przez rezygnacji z drobnych wydatków, czy chociażby na kupowaniu rzeczy używanych lub wykonywaniu ich zgodnie z ideą DIY 🙂 Zapewniam Cię, że wszystkie to połączone razem może być nawet bardziej skuteczne niż szukanie drobnych różnic w oprocentowaniu depozytów czy szukaniu inwestycji, które przy niewiele większym ryzyku dadzą więcej o punkt procentowy czy nawet dwa.
      pozdrawiam.

  5. Michał Odpowiedz

    Hej Wolny,

    Dziękuję za zlinkowanie do mnie. Zdecydowanie podobają mi się Twoje wpisy 🙂

    Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, gdy podzielę się kolejnym linkiem. Kiedyś opracowałem arkusz, który służy do tworzenia własnego zestawienia finansowego (przychody i koszty w skali roku) oraz liczenia własnej wartości netto (druga zakładka tego arkusza). Może przyda się także Twoim Czytelnikom 🙂 Sam arkusz jest tutaj: http://jakoszczedzacpieniadze.pl/wp-content/uploads/2013/06/02-Zestawienie-finansowe-SZABLON.xlsx

    Pozdrawiam serdecznie i miłej niedzieli życzę 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Merytoryczne linki zawsze mile widziane 🙂 Od razu pytanie dotyczące arkusza: czy testowałeś go w programach OpenOffice / LibreOffice? Otworzyłem go w tym drugim i niestety wyświetla trochę błędów.
      Samo zestawienie zrobione bardzo przejrzyście, chociaż ktoś, kto chciałby regularnie aktualizować swoją wartość netto i zachować historyczne wartości, powinien lekko zmodyfikować zakładki arkusza tak, żeby widoczne były zestawienia dla kolejnych miesięcy. Sam lubię na jednym arkuszu widzieć te wszystkie dane również z poprzednich okresów – jest od razu materiał do porównania i analizy trendu. Twoje zestawienie świetnie nadaje się jako baza, na której można zbudować swój osobisty arkusz zgodnie z własnymi preferencjami.
      pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

  6. Janusz Odpowiedz

    Moim zdaniem zdefiniowana przeczCiebie wartość netto nie wnosi, żadnej istotnej informacji co więcej jest myląca. Dlaczego? Otóż to co „wrzucasz” do tego to w większości pasywa, bardzo często wymagające odtworzenia – co zauważyłeś przy sprzęcie RTV. Nawet nieruchomość w której mieszkasz i której jesteś właścicielem jest niestety pasywem tak długo jak nie przynosi dochodu. Podoba mi się Twoja droga do niezależności finansowej ale powinieneś – mz – postęp w tej podróży mierzyć innymi wskaźnikami. Chciałbym również ostrzec przed pokładaniem nadmiernej ufności w aktywach płynnych typu pieniądz czy obligacje. Przytaczając (niedokładnie) klasyków: nie ma tekigo świństwa, którego nie zrobiłby rząd kiedy mu brakuje pieniędzy oraz niczyje życie ani mienie nie może być bezpieczne, kiedy obraduje parlament. Warto o tym pamiętać!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dlatego właśnie staram się nie wrzucać pasywów do swojej wartości netto. Jeśli chodzi o mieszkanie… włączam je, ale sprawdzając, czy moje aktywa generują już wystarczający przypływ gotówki do osiągnięcia niezależności finansowej, mieszkania nie biorę pod uwagę. Jakie inne wskaźniki proponujesz do mierzenia postępu w osiąganiu niezależności finansowej? Wartość netto nie jest jedynym, który biorę pod uwagę i pisałem już o kilku innych, ale jestem ciekawy Twojego zdania – może podpowiesz coś, co mnie zainteresuje?
      Ufność w pieniądz, obligacje itp… zgadzam się z Tobą w 100%. Tylko ta zgoda nie prowadzi do żadnego wniosku. Bo jaką masz alternatywę? Materac żeby nie zabrali? Też nie, bo zabiorą inflacją. Świadomość mam, natomiast wolę spać spokojnie i nie martwić się każdego dnia, jaki numer może wywinąć rząd. W razie czego mam ciągle rosnącą bazę umiejętności (miejski survival!) i dzięki nim powinienem sobie poradzić nawet w sytuacji, w której obudziłbym się nie mając nic. Wolę takie podejście – dzięki niemu może nieco później zacznę siwieć 🙂

  7. Janusz Odpowiedz

    Żeby było jasne. Cenię sobie zapobiegliwość i równie jak Ty uważam, że ludzie w wielu przypadkach niepotrzebnie żyją na kredyt zamiast opóźnić konsumpcję. Co do wartości netto to podobnie jak Ty kierowałbym się prostotą ale wg innej zasady: wszystko to co przynosi mi dochód. Co do gromadzenia bogactwa nie na darmo czytamy „… gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się, i kradną.”. Na tym świecie nic nie jest pewnego. Dlatego nie podam Ci gotowej recepty poza jedną: dywersyfikacja i to rozsądnie szeroka (czyli nie 50% w obligacje 3 letnie a 50% w 10 letnie 🙂 ). Spodobała mi się Twoja wzmianka o własnych umiejętnościach. Oprócz inwestowania w siebie rozszerzyłbym to o inwestowanie w rodzinę.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Inwestowanie w rodzinę… hasło mi się podoba (nawet bardzo) – tylko co to według Ciebie znaczy? Domyślam się, że chodzi w większości o czas i uwagę poświęconą najbliższym – słusznie się domyślam?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Niestety – łamałem się czy ją zrobić i stwierdziłem, że nie wypada zaglądać ludziom do portfela 🙂 Wiem wiem – byłaby anonimowa, nikogo bym nie zmuszał… a może obawiałem się, że okaże się, że ankietę wypełni 5 osób i na tym koniec…

  8. mlody125 Odpowiedz

    Wczoraj byłem w sklepie rtv agd i byłem w szoku w jaki sposób ludzie łykają haczyki w postaci ubezpieczeń. Osoba kupowała iPhone 5 i xboxa 360 z ubezpieczeniami za blisko 6 tys na raty. Działając w ten sposób nie da się budować majątku, ale każdy jest inny i ma inne priorytety.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Odpowiem linkiem – pewnie już czytałeś, ale klient o którym piszesz nie 🙂 Zastanawiam się też, na ile jego priorytety wynikają ze świadomego ich wyboru, a na ile zostały mu narzucone przez reklamę i lansowany wszędzie styl życia…

      • młody125 Odpowiedz

        Tak, czytałem. Z tych lansowaniem się to temat rzeka. U mnie w pracy prawie każdy narzeka na finanse. Żyją od 1 do 1, ale telefon dotykowy musi być. Ja nie mam i o dziwo jakoś żyję mimo, iż uważam, że urządzenie fajne zwłaszcza dla podróżnika, więc prędzej czy później ulegnę, ale będzie to pewnie jakiś starszy model kupiony np. w USA po okazyjnej cenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *