Wolnym Byc

Twoja wartość netto

Bliźniaczy wpis do poniższego można znaleźć niemal na każdym blogu traktującym o finansach. To tak zwane 'podstawy podstaw’, które każdy szanujący się bloger finansowy musi mieć w swoim portfolio. Od dzisiaj będę mógł powiedzieć: mam i ja 🙂 To kolejny mały kroczek na drodze, którą sobie wyznaczyłem, a której celem jest zawarcie jak najpełniejszej wiedzy z zakresu finansów osobistych na tym blogu.

Każdy, kto oszczędza ma cel – a przynajmniej powinien go mieć, bo inaczej upodabnia się do sknery, jak to rzeczowo ostatnio opisał Michał. Taki cel mam i ja. Właściwie jest ich kilka, ale ten najważniejszy brzmi „osiągnięcie niezależności finansowej”. Jak każdy dobrze zdefiniowany cel, ma on również bardziej szczegółową definicję, wraz z konkretnymi kwotami czy planowaną datą jego osiągnięcia. Tylko jak mierzyć swoje postępy, jak sprawdzać, czy idę we właściwym kierunku i czy stopniowo zbliżam się do celu w określonym przez siebie tempie i zgodnie z harmonogramem?

Z pomocą przychodzi mi parametr, który nazywa się wartością netto. Jest to dosłownie jedna liczba, której wyznaczenie nie jest czymś przerastającym kogokolwiek śledzącego swoje finanse. To miara, do której przykładasz swoją sytuację finansową i która informuje Cię o wyniku – mechanizm jest wręcz identyczny z tym, kiedy stajesz na wagę czy mierzysz swój wzrost. Czy to nie piękne, że istnieje jedna wartość, którą można nazwać 'Twoją sytuacją finansową w pigułce’? I nieważne, czy jesteś drobnym ciułaczem pracującym na etacie, przedsiębiorcą działającym w 2 różnych branżach, czy kochającym konsumpcję lekkoduchem, który z zewnątrz wygląda jak bogacz, a okazałby się bankrutem po bliższym spojrzeniu na jego finanse. Każda z tych osób może pochwalić się jedną liczbą, obrazującą jej sytuację finansową, a gdyby ich wszystkich napadła – tak przecież ludzka – chęć porównania się z pozostałymi, bez najmniejszego problemu mogliby to zrobić! I to bez względu na to, czy wspomniany lekkoduch jeździ drogim SUVem na kredyt, a ciułacz porusza się rowerem, a kwotę równą cenie SUVa ma ulokowaną w różnych instrumentach finansowych. Wartość netto sprowadza stan posiadania każdego z nas do wspólnego mianownika i wspólnie z dodatkową informacją o comiesięcznych wydatkach może dość dokładnie określić, gdzie jesteśmy na drodze do wolności.

Przejdźmy do konkretów: jak obliczyć swoją wartość netto? Banalnie prosto: zsumuj wszystkie składniki swojego majątku, a następnie odejmij wszystkie zobowiązania. Tylko tyle i aż tyle. Do składników majątku będą się zaliczały głównie nieruchomości, ziemia, samochody, środki na rachunkach rozliczeniowych, oszczędnościowych czy inwestycyjnych. Możecie śmiało zaliczyć tu również posiadane metale szlachetne, waluty, pożyczki udzielone na portalach pożyczek społecznościowych, a nawet posiadane dzieła sztuki. Słowem: niemal wszystko, co moglibyście sprzedać i czego szacunkową wartość można określić.

Przykładowo: Pan Henryk ma mieszkanie warte 450.000 zł kupione na kredyt, z którego do spłaty zostało 400.000 zł. Ma też 5-letniego Opla wartego około 30.000 zł *, 2.500 zł na rachunku bieżącym, 13.000 zł w funduszach inwestycyjnych, 5.600 zł w akcjach, a także 6.500 zł zdeponowane na rachunku oszczędnościowym, który służy mu jako poduszka bezpieczeństwa.

Jego wartość netto to: 450.000 zł – 400.000 zł + 30.000 zł + 2.500 zł +13.000 zł + 5.600 zł + 6.500 zł = 107.600 zł

Można sobie również wyobrazić (i wcale nie trzeba się na to mocno silić – takich sytuacji są tysiące), że ktoś, kto wziął kredyt we frankach szwajcarskich po niskim kursie podczas szczytu boomu budowlanego, może być w sytuacji, w której pozostała kwota kredytu do spłaty jest większa niż aktualna wartość mieszkania! Jeśli dodatkowo taka osoba nie ma oszczędności, może się okazać, że jej wartość netto jest poniżej zera! Według mnie to naprawdę poważny sygnał ostrzegawczy (równy co najmniej intensywnemu krzykowi głodnego niemowlaka tuż przy uchu!), który powinien zmobilizować do zmiany nawyków i ostrej pracy nad swoją sytuacją finansową.

Z powyższych przykładów jasno wynika, że wartość netto jest swego rodzaju migawką, aktualną tylko na moment jej obliczenia (a niekiedy już wtedy jest różna od rzeczywistości!). Dlatego należy ją okresowo aktualizować – sam robię to co miesiąc, zawsze na początku miesiąca (kiedy na konto wpłynie wypłata 🙂 ). Pamiętaj też, że każdy z nas ma tendencję do przeszacowywania wartości posiadanych przedmiotów – „przecież ten samochód jest taki ładny, wychuchany i dbam o niego lepiej niż o siebie – na pewno sprzedałbym go kilka tysięcy powyżej ofert na portalach aukcyjnych”… Dlatego mam pewną propozycję…

Wszystko, absolutnie wszystko, co kupiliście na kredyt powinniście bezwarunkowo zaliczyć jako obciążenie obniżające Waszą wartość netto. Natomiast wielu kupionych w ten (lub każdy inny!) sposób sprzętów osobiście wcale bym nie ujmował po stronie majątku. Jeśli naprawdę chcecie się bawić w comiesięczne ustalanie, czy Wasz smartfon kupiony za 1.500 zł jest wart już 700 zł czy może 650 zł, możecie również ująć go po stronie majątku. Ja natomiast uważam, że skórka nie jest warta wyprawki i już na samym początku ustalam wartość jakichkolwiek sprzętów elektronicznych, RTV/AGD, mebli itp na… 0 zł. Pierwszym – i najważniejszym – powodem takiego podejścia jest szacunek dla swojego czasu i niechęć do comiesięcznego (lub nawet rzadszego) aktualizowania wartości tych przedmiotów. Po drugie, taki sprzęt może ulec awarii i nagle jego wartość spada o 90%. Po trzecie, najprawdopodobniej będzie on nam służył tak długo, że nawet jego finalna sprzedaż przyniesie nam grosze, które ewentualnie zamortyzują koszt kupna nowszego modelu. Ale nie ma się czym martwić – to przecież kolejny pozytywny aspekt minimalistycznego podejścia! Jeśli ograniczysz się do naprawdę potrzebnych przedmiotów, będziesz stosował ideę DIY, a także kupował używane rzeczy, nagle się zorientujesz, że pomimo posiadania wszystkiego, co na co dzień potrzebne, masz naprawdę mało rzeczy, które tracą na wartości i wpływają tym samym na comiesięczne obniżanie Twojej wartości netto.

Teraz chwila praktyki – chciałbym Wam przybliżyć sposób, w jaki sam liczę naszą wartość netto. Korzystam w tym celu z arkusza kalkulacyjnego, który już wcześniej Wam proponowałem we wpisie o prowadzeniu budżetu domowego. Na początku każdego miesiąca kalendarzowego wykonuję 'inwentaryzację’ naszego stanu posiadania i – logując się na każde z kont (czy to bankowe, czy inwestycyjne), sprawdzając kursy walut czy kruszców które posiadam, a nawet zaglądając do koperty z pieniędzmi w domu – wpisuję w odpowiednie rubryki wartość poszczególnych aktywów i tym samym aktualizuję swoją wartość netto. Dzięki temu mogę się pochwalić takim oto wykresem (celowo usunąłem z niego konkretne wartości).

To wykres przedstawiający naszą wartość netto. Prowadzony od niemal 5 lat, wygląda solidnie, a ja umiem wskazać przyczynę każdego z widocznych na nim niewielkich spadków.

Co daje mi taki wykres? Choćby to, że bazując na swojej wartości netto mogę sprawdzić, czy zyski z inwestycji tych pieniędzy w stosunkowo bezpieczne instrumenty finansowe (dające np. 4% netto w skali roku) pokrywają moje comiesięczne wydatki, a jeśli nie, to ile jeszcze brakuje. Mam również kontrolę nad tym, czy 'idę w dobrą stronę’ i mogę szybko namierzyć nieprawidłowości lub wręcz nietrafione decyzje finansowe. W moim przypadku czytanie wykresu jest o tyle łatwiejsze, że sam podchodzę do obliczania wartości netto bardzo restrykcyjnie i nie wliczam do niej żadnych przedmiotów codziennego użytku – nawet auta! Dzięki temu mam czysty, finansowych obraz całości moich inwestycji i świadomość, że gdyby przyszło co do czego, jeszcze nieco można by ze sprzedaży otaczających mnie rzeczy wycisnąć.

Na koniec spójrzmy, jak wyglądają statystyki średniej wartości netto gospodarstw domowych w kraju, w którym takie dane są zbierane – w Stanach Zjednoczonych (zaznaczyłem na czerwono najbardziej interesujące dane):

Zapraszam do kliknięcia – będzie widać wyraźniej

Zaskoczeni? Czy to nie dziwne, że w najbogatszym kraju świata wartość rodzin, w których głowa rodziny ma mniej niż 35 lat wynosiła w 2010 roku niecałe 10 tysięcy dolarów? A rodziny w wieku 35-44 lata są 'warte’ tylko nieco ponad 42.000 $ (przecież to zaledwie 130-kilka tysięcy złotych!)? Tak tak – styl życia lansowany w USA robi swoje, a życie w całości podporządkowane konsumpcji nie pozwala zgromadzić choćby minimalnych środków, pozwalających spaść na miękką poduszkę finansową w przypadku utraty źródła dochodu. Warto mieć świadomość, że bogactwo pokazywane w amerykańskich mediach jest nieco iluzoryczne, dotyczy bardzo niewielkiej garstki krezusów, a sami naprawdę nie mamy powodów do narzekania, że urodziliśmy się w naszym pięknym kraju 🙂

PS Jeśli ktoś zastanawia się, czy 'jego’ pieniądze na funduszu emerytalnym w I (ZUS) czy II (OFE) filarze powinno się włączać do swojej wartości netto, to zapraszam do jednego z moich pierwszym postów 🙂

Exit mobile version