Ostatnio jeden z czytelników w komentarzu do tego wpisu poprosił o wskazówki dotyczące rozsądnego pozbywania się niepotrzebnych rzeczy. Kilka dni później, podczas przeglądania spisanych wcześniej pomysłów na kolejne posty, natrafiłem na hasło: declutter. Bingo – pomyślałem. Poruszę jeden z odłożonych 'na później’ tematów, a być może spełnię też prośbę czytelnika, który – na podstawie swoich własnych doświadczeń – na pewno uzupełni mój wpis merytorycznym komentarzem 🙂
Declutter – jedno z moich ulubionych angielskich słów związanych z tematyką minimalizmu. Słowniki podając niewiele mówiącą definicję typu 'uporządkować, odgruzować, posprzątać’. Słowo 'clutter’ to nieład, wrzawa – i tu znowu zaprzeczenie tego słowa nie do końca oddaje istotę rzeczy. W praktyce, chodzi o usunięcie ze swojego otoczenia wszystkiego, co zbędne. Proste? I tak, i nie, bo sam termin jest bardzo szeroki, gdyż dotyka nawet pozbywania się jałowych czynności z życia codziennego (chyba wiecie, co mam na myśli – ale nie piszę tego, bo po raz kolejny zostanę posądzony o tendencyjność 🙂 ).
Ten wpis ograniczę do porządków w domu. Jak pewnie wiecie, staram się żyć w duchu minimalizmu. Na szczęście dla mnie, nie jest to sztywno zdefiniowany termin i – jak świetnie napisała o tym Tofalaria – nie wymusza na nas żadnych konkretnych, jednakowych u każdego działań. Nie będę cytował z powyższego artykułu, ale bardzo, bardzo zachęcam do zapoznania się z nim – mi osobiście otworzył oczy na kilka spraw i od momentu jego przeczytania czuję się minimalistą mimo wielu nawyków czy posiadanych przedmiotów, których nigdy nie kupiłby ktoś posiadający poniżej 100 przedmiotów. Bo nie o posiadanie konkretnej liczby przedmiotów chodzi! Jak więc ja sam – zdeklarowany minimalista posiadający co najmniej kilkaset przedmiotów (w tym tak abstrakcyjne dla idei minimalizmu jak samochód czy mieszkanie) – zabieram się do pozbywania się niepotrzebnych rzeczy?
Przede wszystkim, myślę o problemie już w zarodku. Staram się panować nad przyczyną, jaką jest 'gromadzenie’ przedmiotów już na samym początku, żeby nie musieć później walczyć z nawarstwionymi skutkami. Przecież jasne jest, że zanim się czegoś pozbędziemy, najpierw musimy to nabyć (drogą kupna lub jakąkolwiek inną 🙂 ). Przed kupnem każdego przedmiotu zadaję sobie pytanie: „czy naprawdę muszę to mieć? A może wystarczy pożyczyć, albo zastąpić ten przedmiot innym – już posiadanym?”. Prosty przykład: ja pożyczam sąsiadom wiertarkę (której używają od wielkiego dzwonu do wywiercenia jednej dziurki pod obrazek), a sam mogę liczyć na odpowiednie sprzęty, kiedy najdzie mnie ochota na zrobienie własnej pigwówki 🙂 Potrzeby spełnione, a zarówno my, jak i oni mamy o jedną zagracającą rzecz mniej. Jeśli jednak na powyższe pytanie odpowiem twierdząco, zastanawiam się nad sensownością kupna przedmiotu używanego, albo zlecenia usługi komuś innemu (ogólnie nie jestem zwolennikiem takiego podejścia, ale są sytuacje, gdzie samodzielna realizacja swoich potrzeb kosztuje znacznie więcej niż ich zlecenie).
Nawet przy takim podejściu, nie uniknąłem syndromu chomikowania, którego skutkiem było nagłe i nieoczekiwane zmniejszanie się powierzchni mojego mieszkania. Proces ten postępował, aż pojawił się impuls. Chyba nikt z nas nie zaczyna rozmyślań ot tak, bez powodu: „A może coś bym dzisiaj wyrzucił?”. Ostatnimi impulsami było dla mnie uczestnictwo w pilotażowej turze eksperymentu ’Tydzień inny niż wszystkie” oraz… ciąża mojej żony 🙂 Eksperyment miał to do siebie, że uwzględniał instrukcję, którą ja – facet, a więc istota nacechowana zadaniowo – zacząłem realizować. Natomiast to drugie szczęśliwe wydarzenie… cóż – planowanie przyjścia na świat potomka skutkuje uruchomieniem „syndromu wicia gniazda” (bynajmniej nie u mnie 🙂 ), oraz spisaniem całej listy potrzebnych rzeczy, które potencjalnie zajmą całkowicie ciągi komunikacyjne w mieszkaniu (cała reszta przestrzeni była już zagospodarowana). Skutkiem tych impulsów było gruntowne czyszczenie szaf, ale też coś wręcz odwrotnego: tworzenie nowych przestrzeni do przechowywania (tu i tu). I to kolejna rada z mojej strony: bądź realistą, nie staraj się za wszelką cenę pozbywać wszystkiego jak leci, skoro zaraz w Twoim życiu stanie się coś, co po prostu wymusi zwiększenie stanu posiadania. Zgodnie z tytułem wpisu – chodzi o rozsądek, a nie udowadnianie na siłę (sobie lub innym), że można. Jasne, że można – tylko po co? W naszym przypadku skutkiem nie było zmniejszenie liczby posiadanych przedmiotów, ale minimalne ich zwiększenie – co przy przyjściu na świat pierwszego dziecka i tak uważam za sukces. Nie mówiąc o tym, że przesunęło to w czasie ewentualną decyzję o zmianie miejsca zamieszkania.
Teraz nieco konkretniej: co, jeśli – mimo Twoim usilnym próbom – stosy przedmiotów piętrzą się gdziekolwiek nie spojrzysz, a impuls do odgruzowania uderzył z siłą dzwonu? Oto złote zasady pozbywania się zbędnych rzeczy.
1. Nie używałeś czegoś ponad rok? W takim razie tego nie potrzebujesz! Na pewno znalazłyby się wyjątki, ale przedmiot, który leży nieużywany ponad rok powinien Cię zmobilizować do rzetelnego przemyślenia, czy rzeczywiście będzie Ci kiedyś potrzebny. Odpowiedź 'może’ nie powinna Cię satysfakcjonować. Drąż temat – jeśli potencjalnie kiedyś jeszcze użyjesz tej rzeczy, to być może dobrym rozwiązaniem jest jej sprzedaż i ponowne kupienie używanej, kiedy nadarzy się taka potrzeba? Uwaga na sentyment – to nieracjonalne zjawisko potrafi mocno pokrzyżować tok racjonalnego rozumowania. Sam trzymam nieużywany od 3 lat zestaw windsurfingowy. Jasne, że mógłbym go użyć i dałby mi jeszcze sporo frajdy. Tyle, że prawdopodobnie tego nie zrobię, a jak będę miał możliwość powrotu do dawnej pasji, prawdopodobnie zainwestuję już w nieco inny sprzęt. Kilka tysięcy złotych leży i traci na wartości, kiedy ktoś mógłby skorzystać. Hmm – nie ma sentymentów, nie ma co dłużej myśleć. Wystawiam na sprzedaż! Na pierwszy rzut pójdzie sama deska – jak tylko będę miał możliwość zrobienia jej zdjęć, zakładam aukcję. Może ktoś jest chętny? 🙂
2. Podejmuj decyzję szybko. To w zasadzie nawiązanie do powyższego wniosku o sentymentach – jeśli pozwolisz sobie na wspomnienia, sprawa przegrana: zbędny rupieć zostanie w domu, a Ty powrócisz myślami do przeszłości, zamiast realizować założony plan.
3. Planuj lub… nie! Jeśli jesteś osobą zorganizowaną i potrafiącą trzymać się wyznaczonych terminów, zaplanuj dokładnie czas na porządki. Niech to na przykład będzie jakiś wolny weekend – dobrze, żebyś miał sporo czasu na generalne porządki. Jeśli natomiast ciężko wpasować Ci się w jakikolwiek terminarz, a myśl o wielogodzinnym sprzątaniu niemal wywołuje u Ciebie torsje, podejdź do tematu zupełnie inaczej: jak tylko będziesz miał kilka minut czasu, wybierz 5 rzeczy i znajdź dla nich miejsce. W ten sposób, nie musisz specjalnie przygotowywać się do czasochłonnych generalnych porządków – korzystaj z chwili czasu, rozejrzyj się wokoło i wybierz cele. Ich miejscem może okazać się szafa, śmietnik lub ręce kogoś zupełnie obcego, kto zdecyduje się je odkupić od Ciebie.
4. Wizualizuj. Wyobraź sobie, jak może wyglądać pomieszczenie bez tych wszystkich rupieci. Albo jak czysto, minimalistycznie wyglądałby pokój, gdzie wszystko miałoby swoje miejsce i nie wylewało się z szaf. Takie praktyki mobilizują do działania.
5. Licz. Być może nie zdajesz sobie sprawy, jak dużo zyskałbyś sprzedając Twoje graty komuś, kto zrobiłby z nich jeszcze użytek? Wejdź na któryś z portali aukcyjnych i sprawdź, ile mógłbyś zarobić! Nawet, jeśli ten argument okaże się wyjątkowo słaby, to podarowanie drugiego życia zbędnym przedmiotom jest wspaniałą, pro-ekologiczną inicjatywą!
6. Licz po raz drugi. Pamiętacie mój wpis o lodówkach side-by-side? Policzyłem tam między innymi koszt powierzchni mieszkania, jaki taki sprzęt zajmuje. Zastosuj tą metodę do wszystkich przedmiotów o większych gabarytach. Uwzględniając powierzchnię i średnią cenę metra kwadratowego w okolicy, możesz uzmysłowić sobie, jak wiele tak naprawdę kosztują Cię przedmioty, z których i tak nie korzystasz!
7. „Rzecz za rzecz”. Chcesz kupić nowy *tu wstaw cokolwiek*? Przyjmij zasadę: nie mogę, dopóki nie oddam/sprzedam/wyrzucę czegoś innego.
8. Nie dziaduj. Co mam na myśli? Nie kupuj najtańszych rzeczy, które najszybciej tracą na wartości, a na koniec temat ich sprzedaży zbędziesz słowami „nie opłaca się” (o ile się wcześniej nie rozsypią). Prawie wszystko, co dopiero wyszło na rynek, niedługo mocno potanieje i nie dość, że dzisiaj mocno przepłacisz, to jutro będzie Ci ciężko to sprzedać, bo Twój umysł będzie odgrywał standardową scenkę „mam sprzedać za 10% tego, co kupiłem? Nie ma mowy!”.
9. Nie bój się prosić. Proś, pożyczaj, odwdzięczaj się. Przełam naturalną nieśmiałość i pójdź do sąsiada nie tylko po cukier, ale też po wiertarkę czy maszynkę do mielenia mięsa. Odwdzięcz się czymś podobnym (ewentualnie drobnym prezentem, najczęściej w ciekłym stanie skupienia 🙂 ).
10. Już w momencie zakupu pomyśl, czy będziesz miał gdzie przechować kupowaną rzecz.
11. Myśl pozytywnie. Nie daj wkraść się tej uporczywej myśli, że wyrzucenie czegoś oznacza porażkę; że jest to dowód na to, że wcześniej podjąłeś błędną decyzję o kupnie. Sam zobaczysz, jak lekko się poczujesz po pozbyciu się tego obciążenia.
12. Myśl o innych. Zanim wyrzucisz, pomyśl, czy ktoś z Twoich znajomych/rodziny nie skorzysta z tego, czego chcesz się pozbyć. Jakiś czas temu zawadzał nam 'rękawnik’ – taki mały gadżet dołączany zwykle do deski do pracowania, używany do prasowania rękawków. Jakoś nigdy go nie używaliśmy i radzimy sobie bez niego. Pierwsza myśl: śmietnik, przecież zabiera miejsce, a jest kompletnie zbędny. Druga myśl: sąsiedzi, którym wydawaliśmy wtedy co innego. Szybki telefon: „A może przydałby się Wam taki rękawnik do prasowania? Trochę szkoda nam iść z nim na śmietnik, ale nigdy nie użyliśmy i tylko nam zawadza”. „Jasne – do naszej deski nie mieliśmy czegoś takiego, a do koszul czasami się przyda”.
13. Staraj się znajdywać alternatywne zastosowania dla niepotrzebnych rzeczy. Może to nie to samo, co pozbycie się czegoś całkowicie, ale pomyśl tak: 'wyrzucam część garderoby, a tu magicznie pojawia się poszewka na poduszkę albo chociaż ścierka”. A jakie piękne doniczki można stworzyć z opakowań po lodach czy owocach. Nie mówiąc nawet o ponownym używaniu butelek – chociażby jako pojemników na własne nalewki 🙂 Oczywiście wszystko zgodnie ze szczytną ideą DIY. Jak wspominana już wcześniej poszewka na przewijak, która kiedyś była prześcieradłem:
14. Wymieniaj się! Sam nie miałem do czynienia z tym sposobem wymiany garderoby, ale słyszałem chociażby o akcji ’uwolnij łacha’ czy innych, bliźniaczych inicjatywach, gdzie można przynieść swoje – niechciane już – ciuchy, dodatki i inne drobiazgi, a wyjść z zupełnie nowym kompletem ubrań 🙂 Może ktoś z czytelników praktykuje ten – jakże oszczędny – sposób na odświeżenie zawartości swojej szafy?
Okazało się, że z zasad pozbywania się rzeczy wyszły zasady racjonalnego ich kupowania 🙂 Ale – jak już pisałem – prewencja jest ważniejsza od leczenia skutków! Prawdę mówiąc, pozbycie się kilkudziesięciu zbędnych przedmiotów raz na pół roku niewiele zmienia – bo nadal siedzi w Tobie nawyk akumulowania i co jakiś czas przychodzi punkt kulminacyjny i cały proces zaczyna się od początku. A przecież nie o to chodzi. Kluczem jest właśnie zmiana sposobu myślenia o swoich potrzebach; ich jasne odróżnienie od zachcianek i poświęcenie minuty lub dwóch przed każdym zakupem na zadanie sobie zaproponowanych wcześniej pytań.
A może sam masz jakieś propozycje na pozbywanie się niepotrzebnych rzeczy, o których nie napisałem? Pomóż innym i podziel się nimi!
PS Czy wiecie, że w USA powierzchnie magazynowe są często wynajmowane osobom prywatnym, które w ten sposób zwiększają przestrzeń na dodatkowe przedmioty, których tak naprawdę nie potrzebują? Już od około 100 $ miesięcznie można wynająć tzw. 'self storage unit’ na dodatkowe graty. Niesamowite… Mam nadzieję, że nie zaskoczycie mnie komentarzem w stylu 'u nas też tak można!’ 🙂
Mam drobną uwagę do punktu 8… Myśle, że nalezy kierować sie kryterium cena/jakość/czas użytkowania. Czasami jest tak, że niestety nie ma odk ogo pożyczyć lub z kim wymienić rzeczy która jest niezbędna „na jeden raz”. Wówczas spokojnie wystarczy coś, co jest tańsze i słabsze, a przetrzyma ten „jeden raz” choć potem będzie sie raczej nadawało do wyrzucenia…
Oczywiście, zawszem ożna powiedzieć: „kup lepsze (z reguły droższe) wykorzystaj i sprzedaj, a odzyskasz część wydanych pieniędzy”. Tylko po co odzyskiwać skoro można po prostu nie wydać?
Niestety kupowanie rzeczy jednorazowych to często kupowanie przedmiotów wytworzonych w Bangladeszu lub innym państwie, w którym panuje wyzysk taniej siły roboczej.
Dlatego nawet na jedn raz wolę kupić coś, co wyprodukowano np. w Europie i zapłacić drożej, ale nie przykładać ręki do współczesnego niewolnictwa.
Oszczędność to nie jedyne i nie główne kryterium, którym się kieruję robiąc zakupy.
Czasem oczywiście trudno znaleźć coś takiego i faktycznie na jeden raz lepiej kupić tańszą „chińszczyznę” od droższej „chińszczyzny”.
Rozważałem kiedyś ten problem i doszedłem do wniosku, że to nie jest na szczęście takie jednoznaczne.
Ludzie nie podejmują sie kiepsko płatnej pracy z tego powodu, ze brak pracy dobrze płatnej, tylko z tego powodu, że brak pracy jako takiej…
Przy zupełnym braku pracy, praca kiepsko płatna jawi sie nie jako nieszczęście tylko jako szczęście…
Owszem, kupując ową „chińszczyznę”, przykładam rękę do utrwalania wskazanych przez Ciebie patologii, ale z drugiej strony, jeśli tej „chińszczyzny z Bangladeszu” nie kupię ów „niewolnik” zamiast 1 rupii zarobku nie dostanie nic… Jego „pracodawca” mu nie zapłaci, bo ja przecież nie zapłacę temu „pracodawcy”…
Wszelako rzadko mam ten dylemat…
Pytanie zasadnicze – czy owe, z naszego punktu widzenia niewolnicze stawki są wyzyskiem, patologią – czy pewną normą, trudną do zaakceptowania z naszego punktu widzenia. Zachęcam do zajrzenia na http://www.globalrichlist.com/ – jest to strona podstępnie zachęcająca do działalności charytatywnej 🙂 na której można policzyć to jak nasze dochody/bogactwo wyglądają wobec reszty ludzi na świecie. Wynik dla większości osób, którym pokazałem stronkę, był zaskakujący.
Stronka jest genialna jako 'uświadamiacz’ tego, jak bogaci tak naprawdę jesteśmy. Już kiedyś podawałem ten link w jednym z postów – zresztą sam byłem w wielkim szoku, kiedy wprowadziłem tam swoje dane. W skrócie: jestem obłędne bogaty! 🙂
Nie wmówisz mi, że normą jest to co się dzieje w Bangladeszu czy w Kambodży. W każdym razie nie powinno tak być.
My żyjemy na koszt tych biednych ludzi, którzy harują za głodowe stawki po to, żebyśmy mogli kupować dobra za grosze.
I żyjemy w luksusie o jakim się tym ludziom nawet nie śniło.
Argument o niemarnowaniu dóbr naturalnych również jak najbardziej do mnie przemawia na korzyść kupowania rzeczy trwałych.
Norma to pojęcie względne – w zależności od środowiska, epoki czy kultury możemy mówić o różnych normach. To co nam wydaje się niewyobrażalną biedą dla tych ludzi jest normą. Tak jak nasze ogromne bogactwo dla nas będzie czymś zupełnie zwyczajnym. Nasze opinie o tym jak chcielibyśmy, aby świat wyglądał tj „tak powinno być”, świata nie zmienią. Ale możemy wykorzystać naszą wiedzę by żyć w tym świecie najlepiej jak potrafimy i cieszyć się tym co mamy.
Marnowanie dóbr oczywiście jest bez sensu.
Ach, ten wszechobecny relatywizm.
Nawet jeśli coś jest normą, nie znaczy, że jest dobre. Pojęcie „norma” nie powinno uspokajać naszego sumienia.
Cóż Maga, realny wybór leży tu pomiędzy: kupię koszulkę i „niewolnik” zarobi 1 rupię dziennie lub nie kupię koszulki i niewolnik nic nie zarobi… W „uczciwy handel” produktami „fair trade” nie wierzę, bo to nie działa z powodu pośredników. W bezpośredniej relacji, bez pośredników, być może tak (a raczej na pewno tak). „Markowa firma” woła sobie za „uczciwy podkoszulek” 500% więcej niż za „zwykły” płacąc tymczasem owemu „niewolnikowi” ledwie 20% wiecej niż „normalnie”. No, ale to moje podejście. Inni oczywiście mogą uważać inaczej.
Każdy przypadek trzeba rozpatrywać oddzielnie, ale jeśli już generalizujemy, to ja bym się skłaniał ku temu, żeby stawiać na lepsze jakościowo rozwiązania i ewentualnie je odsprzedawać. Kłania się moje zamiłowanie do wszelkiego rodzaju wielorazówek i unikanie marnotrawstwa zasobów naturalnych. Rzadko bowiem jest tak, że lepszy jakościowo sprzęt pochłania dwukrotnie więcej zasobów. Co uważacie właśnie o kwestii 'ekologiczności’ sprzętów, które kupujemy ze świadomością, że są bardzo niskiej jakości i po kilku użyciach wylądują na wysypisku?
„Bo nie o posiadanie konkretnej liczby przedmiotów chodzi!” – Oczywiście, nie musi ich być mniej niż 100, byle mieściły się do plecaka i niewiele ważyły 😀
Istnieje coś co nazwałbym „schematem konsumpcji dóbr”. Jeżeli posiadamy jakieś dobro z jednego ”poziomu” tego schematu (np. smartfon) to prawdopodobnie zdecydujemy się na zakup dobra z kolejnego „poziomu” (np. aplikacja do smartfona). Duża kuchnia to np. lodówka side-by-side, a taka lodówka musi być pełna jedzenia (które i tak pewnie się zmarnuje). Chcąc ograniczyć zakupy jakichś dóbr, musimy zacząć oddziaływać na rzeczy z innego poziomu tego schematu. Czy ktoś kto ma mało miejsca inwestuje w olbrzymią lodówkę? Po co komuś ubrania które nie zmieszczą się do szafy? A wreszcie: czy ktoś kto nie ma domu kupuje TV 😉
W kwestii samego pozbywania się przedmiotów – rady są świetne, dodałbym jeszcze myślenie o celu, w jakim się to robi: Sprzedaję radio – zyskuję fundusze na kilka dni wakacji w Indiach. Pozbycie się konsoli – bilet samolotowy do Anglii. Sterta książek do antykwariatu – i stać mnie na nowe buty (tak, dobra konsumpcyjne), które posłużą mi do wycieczek górskich. Uwaga: zbyt silna motywacja, chęć dążenia do celu może skutkować pragnieniem sprzedaży paneli podłogowych…
Idąc dalej tropem paneli podłogowych, to w sumie bardzo racjonalne – przecież one kosztują majątek! Sam panel – 20-200 zł/m2, ale ile metrów kwadratowych przestrzeni one zajmują! 🙂 Toż to rupiecie za tysiące złotych – idę po łom 😛
Prewencja rzeczywiście ponad wszystko. Osobiście w pierwszej kolejności sprzedaję na Allegro, w drugiej zastanawiam się którzy przedstawiciele rodziny/znajomych najbardziej cieszyliby się z poszczególnych, niechcianych przeze mnie gratów. I im proponuję. Z reguły biorą dziękując mi nawet za pamięć i szczodrość! Tym sposobem pozbywam się niepotrzebnych rupieci i podstępnie, niepostrzeżenie, wkupiam się w łaski innych 🙂
Poza allegro proponowałbym jeszcze lokalne serwisy – co prawda na gumtree niewiele się dzieje, ale tablica.pl całkiem prężnie funkcjonuje. Dzięki temu nie zapłacisz za wystawienie ogłoszenia czy prowizję od sprzedaży, i często nie będziesz się musiał bawić w wysyłki.
Podarki dla znajomych to super sprawa – dopóki nie zaczynamy wydawać im rzeczy kompletnie niepotrzebnych zarówno nam, jak i nim – bo wtedy tylko zmieniamy miejsce składowania gratów. pozdrawiam.
Z tego co pokazuję sprzedaż detaliczna w Polsce za czerwiec, Polacy raczej zaczynają więcej wydawać nie myśląc o przepełnionych szafach.
http://sylvershark.blogspot.com/
Stali czytelnicy bloga wiedzą, że najczęściej nie polecam ścieżek wybieranych przez statystycznego Polaka 🙂
Chyba przyznasz, że zachowania stadne (żeby nie napisać: owczy pęd) nie zawsze są korzystne dla poszczególnych członków stada?
Niestety, ale mozna juz i i nas… City self storage
NIIIEEEEE! Widzę, że jeszcze są nastawieni na krótkoterminowy najem powierzchni w związku z przeprowadzkami, ale w zasadzie styl działania jest identyczny – powierzchnia magazynowa wynajmowana długoterminowo…
Dziękuję za link – mam nadzieję, że nie korzystasz? 🙂
Skądże 🙂 Prawdziwy minimalista nie wydaje bezmyślnie pieniędzy 😉
City Self Storage nie jest u nas popularny, za to podrzucanie rzeczy do piwnicy znajomych, działkę przyjaciół, domu rodziców – jak najbardziej. I to wszystko „na chwilę”, „na czas remontu”, „wam się bardziej przyda”. Nie wiem czy to lepsze niż składowanie gratów w wynajętym pomieszczeniu do tego przeznaczonym. Jak się za coś płaci to się człowiek w końcu zastanowi, czy naprawdę mu to potrzebne, za to bezpłatna powierzchnia u znajomych po prostu jest i „im to na pewno nie przeszkadza”.
I tu mnie masz… sami trzymamy sporo rzeczy w domu moich rodziców – co prawda to głównie ciuchy zimowe, które zajmują sporo miejsca, a przez większą część roku nie są przydatne. Ale na pewno znalazłoby się to i owo (chociażby wspomniana we wpisie deska), czego moglibyśmy się pozbyć, a nie robimy tego, bo nie 'rzuca się w oczy’ będąc w tej darmowej przechowalni… prawdę mówiąc, dopiero mi to uzmysłowiłaś – przy następnej wizycie postaram się również tam przejrzeć kartony i podejść do tematu pozbycia się tego i owego. Dziękuję!
Zgadzam się w zupełności, lecz ja jako student mieszkający na paru metrach nie jestem w stanie się pomieścić, właśnie z ciuchami zimowymy i głównie sprzetami do sportów zimowych i na prawde self storage wtedy ratuje życie żeby nie było konieczności co chwile zjeżdzać do domu rodzinnego w moim przypadku ponad 500km…
Wszystkie rady użyteczne, w toku działań oczyszczających przestrzeń odkrywają się same, a spisane dobrą są podstawą teoretyczną.
W moim pozbywaniu się balastu przeszłości pomogła mi wyobraźnia.
1. wyobraziłam sobie, że się muszę przeprowadzić – nie zapakuję tego wszystkiego, sił mi nie starczy na przeniesienie, a poza tym po co nosić makulaturę?
2. przygotowania do remontu – oczyścić pomieszczenie do zera, a jeśli przedmioty z dwóch pomieszczeń nie zmieszczą się w jednym, to znaczy, że jest ich za dużo;
3. zmniejszanie pojemników do przechowywania – zamiast pudła na papiery – segregator, zamiast górnej części szafy – pudło na regale
4. jak mogę to wykorzystać, kiedy nie spełnia już swojej funkcji pierwotnej? – dziecięce łóżko przerobiłam na szafkę do piwnicy, a wytartą miejscami wykładzinę pocięłam i zamieniłam na drapak dla kotów, bardzo mi się kolor i wzór podobał.
Ograniczyłaś się do wyobraźni, a najbardziej zaawansowane techniki idą jeszcze krok dalej: mianowicie sugerują, żeby spakować wszystko tak, jak do przeprowadzki. Jeśli dasz radę zamknąć się w sensownej liczbie kartonów i nie zejdzie ci na tym cały tydzień to znaczy, że nie masz problemu ze zbyt dużą liczbą gratów 🙂
Do mnie szczególnie przemawia punkt 4 – generalnie DIY, własna inicjatywa, chęć tworzenia i pomysłowość rządzi! A jedynym ograniczeniem jest właśnie wyobraźnia.
Drobna uwaga: mając strych czy piwnicę – możemy tam właśnie urządzić sobie magazyn rzeczy, które mogą się jeszcze przydać lub są używane nieczęsto. Przestrzegałbym przed podejściem z punktów 1) „Nie używałeś czegoś ponad rok? W takim razie tego nie potrzebujesz!” oraz 2) „Podejmuj decyzję szybko!”
Każdy przypadek jest nieco inny – rzeczywiście często ślepe stosowanie tych zasad może nam zaszkodzić, ale upychanie wszystkiego na strychu czy w piwnicy też zwykle nie prowadzi do pozytywnych rezultatów. Przedmioty nieużywane ponad rok zdecydowanie wpisałbym na listę 'kandydatów’ do eliminacji, ale rzeczywiście w wielu przypadkach podjęcie decyzji należałoby dobrze przemyśleć. Tylko w większości przypadków decyzją będzie 'może się jeszcze przyda’, a efektem obawa przed atakiem spadających gratów przy otwarciu drzwi na strych 🙂
Moja niewielka piwniczka (jakieś 4 metry kwadratowe) faktycznie jest nieźle załadowana (lub zagracona – jak kto woli). Cieszę się jednak, że czasem udaje mi się z niej wyciągnąć prawdziwe perły z lamusa. Nawiasem mówiąc, przydałby się taki prawdziwy lamus, jak to dawniej szlachta miewała.
Ps. Ostatnio gipsowałem gipsem sprzed ośmiu lat, było niełatwo, ale jakoś trzyma. 🙂
Takie magazyny są już w Polsce. Zdaje się, że ktoś wyżej podał link do City Self Storage. Może ktoś orientuje się jakie są koszty wynajmu powierzchni?
Porządki – mój ulubiony temat ostatnich tygodni 🙂 Po przebudzeniu się z bezmyślnego kupowania najróżniejszych rzeczy i zainteresowaniu się rozsądnym minimalizmem, postanowiłem przystąpić do gruntownego czyszczenia swojego otoczenia.
Na sam początek trzeba, jak ktoś już wyżej zauważył, zatamować potok nowych rzeczy, napływających do naszego domu. Między innymi w tym celu zacząłem prowadzić budżet domowy. Łapię się na tym, że nie kupuję jakiś niepotrzebnych gadżetów, tylko dlatego, żeby nie wpisywać tego do budżetu 🙂 Zamiast nabywania staram się pożyczać, użyczać. Zakup jest traktowany jako ostateczność.
Przy robieniu porządków przyjąłem technikę, o której przeczytałem na którymś z anglojęzycznych blogów. Stopniowo i bez rewolucji porządkuję poszczególne szuflady, półki, szafki etc. Np. jedna szuflada dziennie. Rzeczy oddaję, jeśli nie jestem właścicielem. Inne sprzedaję na Allegro lub Tablicy, a jeżeli coś jest „niesprzedajne” to oddaję potrzebującym. Następnym etapem po zrobieniu „mikro” porządków jest wyniesienie absolutnie wszystkiego z danego pomieszczenia do innego. Ja mam to możliwość, że posiadam pusty magazyn i nie mam problemu z tymczasowym przechowaniem. Następnie dane pomieszczenie gruntownie sprzątamy. Przy okazji można samodzielnie pomalować ściany. Kolejnym krokiem jest stopniowe przynoszenie rzeczy wyniesionych wcześniej do magazynu. Należy się zastanowić czy dana rzecz jest nam na pewno potrzebna w tym pokoju. Rzeczy, które zostały w magazynie dzielę na takie, które trzeba zbyć i takie, które zostają jeszcze w „czyśćcu” – sprawdzę za miesiąc czy nadal są mi potrzebne.
Tym sposobem moje mieszkanie zaczęło wyglądać jak na tych zdjęciach http://tinyurl.com/n46fmtd zamiast http://tinyurl.com/ljqaz5d (no może tak źle nigdy nie było ;-)) Do kieszeni wpadło mi kilka tysięcy PLN co też bardzo cieszy. Nie sprzedałem jeszcze wszystkich niepotrzebnych rzeczy, bo robię to stopniowo, żeby nie pozbyć się czegoś potrzebnego. Nie pochwalam wyrzucania przedmiotów, które mogą się jeszcze komuś przydać na śmietnik. To czyste marnotrawstwo i niegospodarność.
Pozdrowienia i miłego sprzątania 🙂
Podziwiam za wytrwałość i konsekwentność. Ale jeśli było aż tak źle, to musiałeś wcześniej mocno szaleć. Co skłoniło Cię do tak drastycznych zmian?
Tragedii nie było, ale zauważyłem, że mam mnóstwo względnie wartościowych rzeczy, których nie używałem co najmniej rok a w wielu przypadkach kilka lat. Kolekcjonerem raczej nie jestem, ze względu na brak miejsca 🙂
ehhh, moja rodzicielka ma taki „cluttered house”… niestety ale to jest choroba zwana „zbieractwem”. zadne argumenty do niej nie przemawiaja, potrafi nawet „przejąć” rzeczy, ktore ja wyrzucam :/ w kazdy kąt mieszkania poupychane są doslownie (nierozkladajace sie) smieci popakowane w worki, nie wspominajac o ubraniach a nawet chemii typu proszki czy mydla z lat 80-tych – bo przeciez sie przyda :/ gdyby ktorys z was zaproponowal jej oddanie czegokolwiek bralaby wszystko.
Hehe – niezła historia. Ciekawe, czy to jakoś wpływa na Ciebie – w sensie, że może między innymi dlatego Ty postępujesz odwrotnie?
PS Widzę, że szalejesz z komentarzami i czytasz wpis po wpisie – to niesamowite uczucie, jak czasami ktoś napisze komentarz w stylu „przeczytałem prawie wszystkie wpisy – zajęło mi to 5 dni!”. Pozdrawiam serdecznie!
odniosę się do własnych doświadczeń z pozbywania się rzeczy, cieszy mnie i jednocześnie dołuje, że wszystkim udaje się pozbyć tych nagromadzonych rzeczy w taki łatwy i przyjemny sposób, dla mnie jest to horror. Porządki zaczęłam od ubrań -poszło najłatwiej zapakowałam 10 dużych reklamówek w samochód przewiozłam 90 km do mamy, która ma potrzebujących sąsiadów, przyjęli mi wszystko. Książki zaczęłam od beletrystyki – 5 dużych reklamówek- biblioteka mi nie przyjmie jeśli są starsze niż 3 lata, pytałam po antykwariatach, wystawiłam na gumtree do odbioru- brak chętnych- jest skup taki charytatywny 20 km ode mnie- kwestia zawiezienia i i czasu. Porcelana i inne niepotrzebne rzeczy z kuchni -dwa kartony talerzy sztućców itp- biedna studentka w ciąży miałam jej to wszystko przekazać. Przyjechała po 2 m-cach obejrzała, wybrała 2 miski, a reszta czeka. Dobre rzeczy żal mi wyrzucić. Złom elektroniczny- dvd, stary telefon, ładowarki, kasety dvd, kasety magnetofonowe 3 ciężkie reklamówki przyjęcie w odpowiednim punkcie oddalonym ode mnie 10 km- przesiadki 3 autobusami.
Stan aktualny : mam w domu 4 wyspy śmieci lub niepotrzebnych rzeczy, które mnie dołują i nie mogę/ nie potrafię zorganizować sensownego pozbycia się ich. Wymaga to ode mnie transportu, czasu, szukania po internecie i ustalania różnych rzeczy z innymi ludźmi- efekt w mojej ocenie całkowita klęska.
A jeszcze co do pożyczania od innych – pożyczałam 2-3 razy do roku maszynkę do mięsa, po dwóch latach pożyczania zaczęłam słyszeć dziwne komentarze na ten temat. Efekt w trosce o mnie rodzina zakupiła mi zupełnie niepotrzebną maszynkę :-/
No z maszynką do mięsa to chyba rzeczywiście się nie zrozumieliście 🙁
Co do reszty – próbowałaś na tablica.pl? Gumtree średnio się u nas przyjęło – tablica odniosła znacznie większy sukces. Spróbuj i odświeżaj ogłoszenia co jakiś czas, tak żeby trafiały na początek listy – niemożliwe, żeby nikt nie potrzebował wystawianych przez Ciebie przedmiotów. Zerknij też na siepomaga.pl – tam możesz pomóc komuś przekazując swój stary telefon – może w ten pozytywny sposób się go pozbędziesz?
Rzeczywiście komentarz nieco przygnębiający – a może jednak ludziom od tego dobrobytu już całkiem się przewróciło w głowie i używane rzeczy są poniżej godności?
pozdrawiam!
Ja mam połowiczne sukcesu. Ubrania wynoszę do pojemników – tak, wiem, że te firmy na tym zarabiają. Niech sobie zarabiają, dopóki ja nie znajdę lepszego rozwiązania. Kiedyś oddawałam znajomym, któzy zajmowali się pomocą potrzebującym, zwłaszcza stare kurtki były mile widziane. Trochę książek udało mi się oddać znajomym lub do biblioteki. Ale np skórzane, mało noszone buty wstawiłam na olx i nic.
Dlatego chętnie usłyszę więcej konkretów, co sprzedajecie i jak 🙂
Co do elektrośmieci, to w Warszawie działa odbiór: http://www.elektrosmieci.warszawa.pl/ po jeden magnetowid pewnie nie przyjadą, ale po telewizor tak – przyjaciółka sprawdziła, to i może po 3 reklamówki też… Tego typu usługi działają też w innych miastach, trzeba wpisać w wyszukiwarkę „elektrośmieci odbiór”.
Ja oddalam wiele rzeczy dzieki freecycle.org (W Polsce jest w Warszawie, Krakowie i Wroclawiu; uwaga trzeba sie zarejestrowac)
Wywoze tez do Osrodka Emmaus http://www.emmaus-france.org/# To prezna organizacja charytatywna.
Ksiazki na bookcrossing.com i znajomym na zasadzie „podaj dalej”.
Na biezaco oddaje tez okazyjnie ubrania do kontenerow.
I tak caly czas 🙂 Mam juz doprawdy spore osiagniecia, ale sporo jeszcze pracy przede mna (szczegolnie na wsi w domu 🙂
Pozdrawiam Nika
Niesamowite podpowiedzi! Anyia – daj znać, czy coś pomogły – mam przeczucie, że coś się u Ciebie ruszy z tymi zalegającymi kartonami 🙂
Dziękuję, już pomogło, podnieśliście mnie na duchu 🙂 dużo fajnych podpowiedzi, skorzystam z nich. Zamieszczę inf. na tablicy i o emmaus też coś słyszałam, skontaktuję się z nimi. Może odgruzowanie domu nabierze tempa 😉
1. Nie wrzucajcie dobrych ubrań do kontenerów. Nie raz i nie dwa pisano i mówiono o tym, że na tych ubraniach zarabia firma, która je zbiera. Większość rzeczy przerabia na czyściwo. Resztę sprzedaje. Z tego co zarobią jakiś nieznaczny procent dostaje PCK, albo Caritas.
Ubrania można oddać do punktów pomocy biednym. Działają takie np. przy parafiach.
2. Kiedyś czytałam, że mnisi benedyktyni w Wielkim Poście wywalają wszystko ze swoich cel, a potem wnoszą tylko to co jest faktycznie potrzebne.
Marzy mi się taka akcja w mieszkaniu 🙂 Tyle, że musiałabym wywalić wszystko na klatkę schodową 😉
A mi nie przeszkadza to, że jakaś firma sobie zarobi… Właśnie po to przecież to oddaje, żeby komuś było od tego lepiej 🙂 Przedsiębiorca też człowiek.
A ja się podzielę moim niedawnym odkryciem. Podobnie jak większość Was w komentarzach szukałam sposobu na motywację i pozbycie się w sprytny sposób masy niepotrzebnych przedmiotów.
Przyznam, że podobnie jak Aniya nazbierałam tego przez lata ogromne ilości… :/
Szukając w Internecie trafiłam i przetestowałam http://www.lazybox.pl odebrali ode mnie wszystkie graty i sprzedali w moim imieniu. Genialne!
Polecam zdecydowanie wszystkim i życzę powodzenia w waszych zmaganiach z dążeniem do minimalizmu.
Szczerze? Brzmi trochę zbyt różowo – mógłbym Cię prosić o więcej szczegółów?
Szczerze mówiąc to na początku też w to nie wierzyłam – ale postanowiłam przetestować 🙂
Spakowałam na początek dwa pudła z nowymi ubraniami, książkami, zabawkami i paroma bibelotami.
Zamówiłam odbiór osobisty – przyjechał kurier i zabrali 'skarby’. Na bieżąco informowali mnie co się dzieje – a na końcu przyszedł przelew 🙂
Zdecydowanie polecam i na pewno zgłoszę się do nich następnym razem, zwłaszcza, że zbliża mi się przeprowadzka i na pewno zrobię dobry odsiew mojego dobrostanu 😉
Ja zabawki po pierwszym synku przeniosłam do takiego hotelu dla rzeczy, będą tam bezpiecznie tam czekały przez jakiś czas na drugiego oseska. Mi przede wszystkim zależy na warunkach a tylko w LessMess Storage spełniało wszystkie moje kryteria.