Wolnym Byc

Rozsądne pozbywanie się niepotrzebnych rzeczy

Ostatnio jeden z czytelników w komentarzu do tego wpisu poprosił o wskazówki dotyczące rozsądnego pozbywania się niepotrzebnych rzeczy. Kilka dni później, podczas przeglądania spisanych wcześniej pomysłów na kolejne posty, natrafiłem na hasło: declutter. Bingo – pomyślałem. Poruszę jeden z odłożonych 'na później’ tematów, a być może spełnię też prośbę czytelnika, który – na podstawie swoich własnych doświadczeń – na pewno uzupełni mój wpis merytorycznym komentarzem 🙂

Declutter – jedno z moich ulubionych angielskich słów związanych z tematyką minimalizmu. Słowniki podając niewiele mówiącą definicję typu 'uporządkować, odgruzować, posprzątać’. Słowo 'clutter’ to nieład, wrzawa – i tu znowu zaprzeczenie tego słowa nie do końca oddaje istotę rzeczy. W praktyce, chodzi o usunięcie ze swojego otoczenia wszystkiego, co zbędne. Proste? I tak, i nie, bo sam termin jest bardzo szeroki, gdyż dotyka nawet pozbywania się jałowych czynności z życia codziennego (chyba wiecie, co mam na myśli – ale nie piszę tego, bo po raz kolejny zostanę posądzony o tendencyjność 🙂 ).

Ten wpis ograniczę do porządków w domu. Jak pewnie wiecie, staram się żyć w duchu minimalizmu. Na szczęście dla mnie, nie jest to sztywno zdefiniowany termin i – jak świetnie napisała o tym Tofalaria – nie wymusza na nas żadnych konkretnych, jednakowych u każdego działań. Nie będę cytował z powyższego artykułu, ale bardzo, bardzo zachęcam do zapoznania się z nim – mi osobiście otworzył oczy na kilka spraw i od momentu jego przeczytania czuję się minimalistą mimo wielu nawyków czy posiadanych przedmiotów, których nigdy nie kupiłby ktoś posiadający poniżej 100 przedmiotów. Bo nie o posiadanie konkretnej liczby przedmiotów chodzi! Jak więc ja sam – zdeklarowany minimalista posiadający co najmniej kilkaset przedmiotów (w tym tak abstrakcyjne dla idei minimalizmu jak samochód czy mieszkanie) – zabieram się do pozbywania się niepotrzebnych rzeczy?

Przede wszystkim, myślę o problemie już w zarodku. Staram się panować nad przyczyną, jaką jest 'gromadzenie’ przedmiotów już na samym początku, żeby nie musieć później walczyć z nawarstwionymi skutkami. Przecież jasne jest, że zanim się czegoś pozbędziemy, najpierw musimy to nabyć (drogą kupna lub jakąkolwiek inną 🙂 ). Przed kupnem każdego przedmiotu zadaję sobie pytanie: „czy naprawdę muszę to mieć? A może wystarczy pożyczyć, albo zastąpić ten przedmiot innym – już posiadanym?”. Prosty przykład: ja pożyczam sąsiadom wiertarkę (której używają od wielkiego dzwonu do wywiercenia jednej dziurki pod obrazek), a sam mogę liczyć na odpowiednie sprzęty, kiedy najdzie mnie ochota na zrobienie własnej pigwówki 🙂 Potrzeby spełnione, a zarówno my, jak i oni mamy o jedną zagracającą rzecz mniej. Jeśli jednak na powyższe pytanie odpowiem twierdząco, zastanawiam się nad sensownością kupna przedmiotu używanego, albo zlecenia usługi komuś innemu (ogólnie nie jestem zwolennikiem takiego podejścia, ale są sytuacje, gdzie samodzielna realizacja swoich potrzeb kosztuje znacznie więcej niż ich zlecenie).

Nawet przy takim podejściu, nie uniknąłem syndromu chomikowania, którego skutkiem było nagłe i nieoczekiwane zmniejszanie się powierzchni mojego mieszkania. Proces ten postępował, aż pojawił się impuls. Chyba nikt z nas nie zaczyna rozmyślań ot tak, bez powodu: „A może coś bym dzisiaj wyrzucił?”. Ostatnimi impulsami było dla mnie uczestnictwo w pilotażowej turze eksperymentu ’Tydzień inny niż wszystkie” oraz… ciąża mojej żony 🙂 Eksperyment miał to do siebie, że uwzględniał instrukcję, którą ja – facet, a więc istota nacechowana zadaniowo – zacząłem realizować. Natomiast to drugie szczęśliwe wydarzenie… cóż – planowanie przyjścia na świat potomka skutkuje uruchomieniem „syndromu wicia gniazda” (bynajmniej nie u mnie 🙂 ), oraz spisaniem całej listy potrzebnych rzeczy, które potencjalnie zajmą całkowicie ciągi komunikacyjne w mieszkaniu (cała reszta przestrzeni była już zagospodarowana). Skutkiem tych impulsów było gruntowne czyszczenie szaf, ale też coś wręcz odwrotnego: tworzenie nowych przestrzeni do przechowywania (tu i tu). I to kolejna rada z mojej strony: bądź realistą, nie staraj się za wszelką cenę pozbywać wszystkiego jak leci, skoro zaraz w Twoim życiu stanie się coś, co po prostu wymusi zwiększenie stanu posiadania. Zgodnie z tytułem wpisu – chodzi o rozsądek, a nie udowadnianie na siłę (sobie lub innym), że można. Jasne, że można – tylko po co? W naszym przypadku skutkiem nie było zmniejszenie liczby posiadanych przedmiotów, ale minimalne ich zwiększenie – co przy przyjściu na świat pierwszego dziecka i tak uważam za sukces. Nie mówiąc o tym, że przesunęło to w czasie ewentualną decyzję o zmianie miejsca zamieszkania.

Teraz nieco konkretniej: co, jeśli – mimo Twoim usilnym próbom – stosy przedmiotów piętrzą się gdziekolwiek nie spojrzysz, a impuls do odgruzowania uderzył z siłą dzwonu? Oto złote zasady pozbywania się zbędnych rzeczy.

1. Nie używałeś czegoś ponad rok? W takim razie tego nie potrzebujesz! Na pewno znalazłyby się wyjątki, ale przedmiot, który leży nieużywany ponad rok powinien Cię zmobilizować do rzetelnego przemyślenia, czy rzeczywiście będzie Ci kiedyś potrzebny. Odpowiedź 'może’ nie powinna Cię satysfakcjonować. Drąż temat – jeśli potencjalnie kiedyś jeszcze użyjesz tej rzeczy, to być może dobrym rozwiązaniem jest jej sprzedaż i ponowne kupienie używanej, kiedy nadarzy się taka potrzeba? Uwaga na sentyment – to nieracjonalne zjawisko potrafi mocno pokrzyżować tok racjonalnego rozumowania. Sam trzymam nieużywany od 3 lat zestaw windsurfingowy. Jasne, że mógłbym go użyć i dałby mi jeszcze sporo frajdy. Tyle, że prawdopodobnie tego nie zrobię, a jak będę miał możliwość powrotu do dawnej pasji, prawdopodobnie zainwestuję już w nieco inny sprzęt. Kilka tysięcy złotych leży i traci na wartości, kiedy ktoś mógłby skorzystać. Hmm – nie ma sentymentów, nie ma co dłużej myśleć. Wystawiam na sprzedaż! Na pierwszy rzut pójdzie sama deska – jak tylko będę miał możliwość zrobienia jej zdjęć, zakładam aukcję. Może ktoś jest chętny? 🙂

2. Podejmuj decyzję szybko. To w zasadzie nawiązanie do powyższego wniosku o sentymentach – jeśli pozwolisz sobie na wspomnienia, sprawa przegrana: zbędny rupieć zostanie w domu, a Ty powrócisz myślami do przeszłości, zamiast realizować założony plan.

3. Planuj lub… nie! Jeśli jesteś osobą zorganizowaną i potrafiącą trzymać się wyznaczonych terminów, zaplanuj dokładnie czas na porządki. Niech to na przykład będzie jakiś wolny weekend – dobrze, żebyś miał sporo czasu na generalne porządki. Jeśli natomiast ciężko wpasować Ci się w jakikolwiek terminarz, a myśl o wielogodzinnym sprzątaniu niemal wywołuje u Ciebie torsje, podejdź do tematu zupełnie inaczej: jak tylko będziesz miał kilka minut czasu, wybierz 5 rzeczy i znajdź dla nich miejsce. W ten sposób, nie musisz specjalnie przygotowywać się do czasochłonnych generalnych porządków – korzystaj z chwili czasu, rozejrzyj się wokoło i wybierz cele. Ich miejscem może okazać się szafa, śmietnik lub ręce kogoś zupełnie obcego, kto zdecyduje się je odkupić od Ciebie.

4. Wizualizuj. Wyobraź sobie, jak może wyglądać pomieszczenie bez tych wszystkich rupieci. Albo jak czysto, minimalistycznie wyglądałby pokój, gdzie wszystko miałoby swoje miejsce i nie wylewało się z szaf. Takie praktyki mobilizują do działania.

5. Licz. Być może nie zdajesz sobie sprawy, jak dużo zyskałbyś sprzedając Twoje graty komuś, kto zrobiłby z nich jeszcze użytek? Wejdź na któryś z portali aukcyjnych i sprawdź, ile mógłbyś zarobić! Nawet, jeśli ten argument okaże się wyjątkowo słaby, to podarowanie drugiego życia zbędnym przedmiotom jest wspaniałą, pro-ekologiczną inicjatywą!

6. Licz po raz drugi. Pamiętacie mój wpis o lodówkach side-by-side? Policzyłem tam między innymi koszt powierzchni mieszkania, jaki taki sprzęt zajmuje. Zastosuj tą metodę do wszystkich przedmiotów o większych gabarytach. Uwzględniając powierzchnię i średnią cenę metra kwadratowego w okolicy, możesz uzmysłowić sobie, jak wiele tak naprawdę kosztują Cię przedmioty, z których i tak nie korzystasz!

7. „Rzecz za rzecz”. Chcesz kupić nowy *tu wstaw cokolwiek*? Przyjmij zasadę: nie mogę, dopóki nie oddam/sprzedam/wyrzucę czegoś innego.

8. Nie dziaduj. Co mam na myśli? Nie kupuj najtańszych rzeczy, które najszybciej tracą na wartości, a na koniec temat ich sprzedaży zbędziesz słowami „nie opłaca się” (o ile się wcześniej nie rozsypią). Prawie wszystko, co dopiero wyszło na rynek, niedługo mocno potanieje i nie dość, że dzisiaj mocno przepłacisz, to jutro będzie Ci ciężko to sprzedać, bo Twój umysł będzie odgrywał standardową scenkę „mam sprzedać za 10% tego, co kupiłem? Nie ma mowy!”.

9. Nie bój się prosić. Proś, pożyczaj, odwdzięczaj się. Przełam naturalną nieśmiałość i pójdź do sąsiada nie tylko po cukier, ale też po wiertarkę czy maszynkę do mielenia mięsa. Odwdzięcz się czymś podobnym (ewentualnie drobnym prezentem, najczęściej w ciekłym stanie skupienia 🙂 ).

10. Już w momencie zakupu pomyśl, czy będziesz miał gdzie przechować kupowaną rzecz.

11. Myśl pozytywnie. Nie daj wkraść się tej uporczywej myśli, że wyrzucenie czegoś oznacza porażkę; że jest to dowód na to, że wcześniej podjąłeś błędną decyzję o kupnie. Sam zobaczysz, jak lekko się poczujesz po pozbyciu się tego obciążenia.

12. Myśl o innych. Zanim wyrzucisz, pomyśl, czy ktoś z Twoich znajomych/rodziny nie skorzysta z tego, czego chcesz się pozbyć. Jakiś czas temu zawadzał nam 'rękawnik’ – taki mały gadżet dołączany zwykle do deski do pracowania, używany do prasowania rękawków. Jakoś nigdy go nie używaliśmy i radzimy sobie bez niego. Pierwsza myśl: śmietnik, przecież zabiera miejsce, a jest kompletnie zbędny. Druga myśl: sąsiedzi, którym wydawaliśmy wtedy co innego. Szybki telefon: „A może przydałby się Wam taki rękawnik do prasowania? Trochę szkoda nam iść z nim na śmietnik, ale nigdy nie użyliśmy i tylko nam zawadza”. „Jasne – do naszej deski nie mieliśmy czegoś takiego, a do koszul czasami się przyda”.

13. Staraj się znajdywać alternatywne zastosowania dla niepotrzebnych rzeczy. Może to nie to samo, co pozbycie się czegoś całkowicie, ale pomyśl tak: 'wyrzucam część garderoby, a tu magicznie pojawia się poszewka na poduszkę albo chociaż ścierka”. A jakie piękne doniczki można stworzyć z opakowań po lodach czy owocach. Nie mówiąc nawet o ponownym używaniu butelek – chociażby jako pojemników na własne nalewki 🙂 Oczywiście wszystko zgodnie ze szczytną ideą DIY. Jak wspominana już wcześniej poszewka na przewijak, która kiedyś była prześcieradłem:

14. Wymieniaj się! Sam nie miałem do czynienia z tym sposobem wymiany garderoby, ale słyszałem chociażby o akcji ’uwolnij łacha’ czy innych, bliźniaczych inicjatywach, gdzie można przynieść swoje – niechciane już – ciuchy, dodatki i inne drobiazgi, a wyjść z zupełnie nowym kompletem ubrań 🙂 Może ktoś z czytelników praktykuje ten – jakże oszczędny – sposób na odświeżenie zawartości swojej szafy?

Okazało się, że z zasad pozbywania się rzeczy wyszły zasady racjonalnego ich kupowania 🙂 Ale – jak już pisałem – prewencja jest ważniejsza od leczenia skutków! Prawdę mówiąc, pozbycie się kilkudziesięciu zbędnych przedmiotów raz na pół roku niewiele zmienia – bo nadal siedzi w Tobie nawyk akumulowania i co jakiś czas przychodzi punkt kulminacyjny i cały proces zaczyna się od początku. A przecież nie o to chodzi. Kluczem jest właśnie zmiana sposobu myślenia o swoich potrzebach; ich jasne odróżnienie od zachcianek i poświęcenie minuty lub dwóch przed każdym zakupem na zadanie sobie zaproponowanych wcześniej pytań.

A może sam masz jakieś propozycje na pozbywanie się niepotrzebnych rzeczy, o których nie napisałem? Pomóż innym i podziel się nimi!

PS Czy wiecie, że w USA powierzchnie magazynowe są często wynajmowane osobom prywatnym, które w ten sposób zwiększają przestrzeń na dodatkowe przedmioty, których tak naprawdę nie potrzebują? Już od około 100 $ miesięcznie można wynająć tzw. 'self storage unit’ na dodatkowe graty. Niesamowite… Mam nadzieję, że nie zaskoczycie mnie komentarzem w stylu 'u nas też tak można!’ 🙂

Exit mobile version