Wolnym Byc

Pęd do doskonalenia. Tylko czemu nie siebie…

Nadszedł ważny dzień dla mojego bloga – oto pierwszy wpis gościnny! Będąc pod wrażeniem pełnych pasji, a jednocześnie merytorycznych komentarzy jednego z młodszych czytelników bloga (tajemniczy, jeszcze niepełnoletni „D.” 🙂 ), zaproponowałem mu stworzenie wpisu na dowolny temat (oczywiście współgrający z tematyką poruszaną u mnie). D. z entuzjazmem zareagował na propozycję, i już po trzech dniach na mojej skrzynce odbiorczej pojawił się poniższy tekst.

Zanim go przedstawię, jeszcze kilka zdań ode mnie. Chciałbym, żeby wpisy gościnne pojawiały się u mnie od czasu do czasu. Są one dla mnie potwierdzeniem, że jesteście, że czytacie bloga, a między nami nawiązał się pewien szczególny kontakt. Piękne jest to, że zaczynamy prowadzić dialog, co widać po wielu komentarzach i chęci czytelników do przedstawienia swoich poglądów pod wpisami. Jeśli ktoś chciałby podzielić się z czytelnikami www.wolnymbyc.pl swoim spojrzeniem na świat czy opinią na tematy, o których jeszcze nie napisałem, zapraszam do kontaktu mailowego na adres wolny@wolnymbyc.plbyć może Ty również staniesz się współautorem bloga? Bardzo interesują mnie Wasze poglądy i sposób życia – już z samych komentarzy nauczyłem się sporo – aż strach pomyśleć, ile mógłbym wynieść z większej liczby obszerniejszych tekstów – jak ten poniżej. Na który zapraszam, mając nadzieję, że zostanie ciepło przyjęty, a użyte w nim 'telewizyjne’ argumenty zostaną potraktowane bardziej jako metafora (zgodnie z intencjami autora), a nie jako kolejny atak na to – bronione często zaciekle – medium 🙂

Witam wszystkich serdecznie. Część z was zapewne zna mnie z komentarzy pod Nickiem D. Dzisiaj chciałbym się z wami podzielić krótkim gościnnym postem. Myślę, że na wstępie nie obędzie się bez krótkiej wstawki autobiograficznej, bez której być może nie miałbym z minimalizmem nic wspólnego.

Jako dzieciak (lat 9) codziennie konfrontowałem się z sytuacją, gdy mój tata wychodził do pracy zanim jeszcze wstałem, a wracał do domu, gdy kładłem się spać. Była to wysoka cena jaką przyszło mu płacić za nowy samochód, TV oraz duuuużo większe mieszkanie. Widząc to, postanowiłem odbyć z moim rodzicem bardzo poważną rozmowę

Wyglądała ona mniej więcej tak:

Ja – Tato, nie mógłbyś pracować trochę mniej?
Tata – Żebyśmy mogli pozwolić sobie na te wszystkie rzeczy muszę ciężko pracować.
Ja – Moglibyśmy żyć bez części z tych rzeczy, a ty mógłbyś pracować mniej. Mielibyśmy wtedy więcej czasu dla siebie…

W efekcie tej rozmowy dowiedziałem się, że „niczego nie rozumiem”. Tak w istocie było. Olśnienie przyszło dopiero parę lat później, a wiązało się z podręcznikowymi rycinami przedstawiającymi ludzi pierwotnych.

Taki oto jaskiniowiec wynalazł młotek, celem zwiększenia swojej siły. Nie mógł rozłupać skały własną dłonią, użył więc narzędzia. Chcąc poruszać się szybciej, udomowił konie. Z czasem zastąpiły je parowozy, samochody, a wreszcie – statki kosmiczne. Widząc ten schemat, nietrudno zrozumieć, iż doskonalenie tkwi w naszej naturze. W gruncie rzeczy, dzisiejsze społeczeństwo na wskroś przesiąknięte jest dążeniem do doskonałości. Nie bez powodu Kowalski wymienia telewizor na większy, nowszy i lepszy – innymi słowy – doskonalszy. Zdziwienia nie wywoła również fakt, że ten sam telewizor niedługo zagości na wysypisku śmieci, aby zrobić miejsce na lepszy model. Doskonalimy samochody, domy, ubrania, meble czy sprzęt AGD. Wszystko, co tylko możemy kupić za pieniądze.

I tu zaczyna się problem. Dlaczego szlachetna tendencja do doskonalenia zdominowała materialną sferę naszego życia? Jestem ciekaw Waszych przemyśleń. Mi do głowy przychodzi tylko jedna odpowiedź: dlatego, iż to właśnie materialne aspekty rzeczywistości i konsumpcjonizm wyznaczają pryzmat, przez który postrzegamy świat. Tym samym wyznaczają kierunek dla naszych naturalnych dążeń.

Tu muszę zakończyć swoje przemyślenia w tym temacie, by podejść do wszystkiego bardziej naukowo.

Spójrzmy na ogromny wysiłek, jaki człowiek poświęca na doskonalenie swojego „materialistycznego arsenału rupieci” 😉 Weźmy za przykład ten telewizor* . Jego cena w zaokrągleniu wynosi 6600zł. Jeżeli uznamy, że godzina naszej pracy jest warta 10 zł, nietrudno obliczyć, iż musimy na niego pracować 660 godzin. To tyle, co 82,5 ośmiogodzinnych dni pracy. Innymi słowy jedna trzecia roku (licząc 20 dni pracy w ciągu miesiąca). Do tego dochodzą koszty kredytu – mało kto może sobie pozwolić na zakup wart jego czteromiesięczną pensję. Jeżeli przyjmiemy, że kredyt dodatkowo zabierze 10% wartości TV, mamy 66 dodatkowych godzin pracy. Tak cenny przedmiot trzeba otoczyć niebywałą opieką. Możemy do niego kupić „gwarancję plus” kosztującą 700zł, czyli 70 godzin pracy. W sumie koszt tego „telepudła” to prawie 100 dni pracy. W tym czasie moglibyśmy spędzić wymarzone wakacje, zdobyć nowe umiejętności czy doskonalić jedną z niematerialnych dziedzin naszego życia.

Powszechnie przyjmuje się, że aby stać się ekspertem w danej dziedzinie trzeba poświęcić na nią około 10 000 godzin pracy. Czas potrzebny do zdobycia powyższego TV stanowi zaledwie 8% tej ogromnej liczby. Ale jeszcze nie uwzględniłem czasu potrzebnego na korzystanie z tego sprzętu 😉

Według statystyk na tej stronie, przeciętny Polak spędza ponad 3 godziny dziennie przed telewizorem. Jeżeli odbiornik posłuży mu przez pięć lat, to mamy: 5*365*3=5475 godzin. Po dodaniu powyższych 8% mamy już niemalże 63% magicznej liczby 10 000 godzin. A posiadacze drogich telewizorów zapewne lubują się w innych, równie przydatnych rzeczach. Nietrudno pomyśleć, co można by udoskonalić rezygnując z drogiego auta (lub auta w ogóle), telewizora, czy nawet – ekstremalnie – z domu.

Mógłbym policzyć, ile moglibyśmy zarobić w czasie poświęconym na zdobywanie i korzystanie z telewizora. Ponieważ jednak od niedawna jestem przeciwny przeliczaniu czasu na pieniądze – nie zrobię tego.

Na sam koniec chciałbym zadać Wam pytanie: co takiego doskonalicie w waszym życiu? Czy jest to stan posiadania, czy może coś innego 😉

* Zdarzyło mi się to już wspomnieć w komentarzach – telewizor to symbol, Można pod niego podstawić drogi samochód, prywatny odrzutowiec, nowoczesny inteligentny toster, czy kosztujący tysiące złotych aparat fotograficzny. Wszystko zależy od tego, co sam rozumiesz jako zbędny, czasochłonny, czysto konsumpcyjny wydatek.

Exit mobile version