Nie ułatwiaj 'pracy' złodziejowi, czyli czym, gdzie i jak zabezpieczyć rower.

W ostatnim wpisie rowerowym (w którym postawiłem tezę, że nie warto bać się kradzieży roweru!) zapytałem Was, czy chcielibyście dowiedzieć się, jak zabezpieczać rower przed kradzieżą. Ponieważ kilkoro z Was wyraziło zainteresowanie tematem, a ja obiecałem taki wpis jeszcze w lipcu, więc rzutem na taśmę niniejszym realizuję swoją obietnicę.

Pozwólcie, że pominę kwestię tego, jaki rower posiadamy. Założę, że warto dobrze zabezpieczyć jednoślad wart 300 zł, jak i taki wart 5.000 zł – zwłaszcza, że w zależności od sytuacji materialnej subiektywna wartość roweru wcale nie musi równać się tej rynkowej. Nie mówiąc już o sentymencie i poczuciu jedności ze swoim kompanem podróży 🙂

Zanim zaprezentuję rodzaje zabezpieczeń i skomentuję ich skuteczność, odpowiedzmy sobie na pozornie oczywiste pytanie: co chcemy osiągnąć, zabezpieczając rower? Wydaje mi się, że odpowiedź 'uniemożliwić jego kradzież’ jest nie tylko nieprecyzyjna, ale wręcz nieprawdziwa. Musimy zdawać sobie sprawę, że profesjonalny złodziej wyposażony w odpowiedni sprzęt potrafi ukraść każdy rower – i tak jak w przypadku samochodów – nic nie ochroni nas w 100%. Dlatego podejdźmy do tematu realistycznie – a wtedy odpowiedzią na postawione pytanie będzie: ’możliwie najlepsze utrudnienie kradzieży, a najlepiej zniechęcenie złodzieja, korzystając z najbardziej optymalnych środków’. Stawiając sprawę w ten sposób co prawda będziemy mieli z tyłu głowy świadomość, że pewnego smutnego dnia nasz jednoślad może nieoczekiwanie zmienić właściciela, ale jednocześnie nie będziemy podróżowali z 5 różnymi zabezpieczeniami, ważącymi więcej, niż sam rower.

Najskuteczniejszym zabezpieczeniem wcale nie są zapięcia rowerowe! To podróżowanie z osobą towarzyszącą, lub posiadanie siatki 'bezpiecznych przystani’ niemal gwarantuje bezpieczeństwo jednoślada. Podróżowanie w grupach pozwala na powierzenie opieki nad rowerami wybranemu 'stróżowi’, a w tym czasie reszta grupy może się oddalić nawet na dłuższy czas (chociaż później trzeba jakoś to zrekompensować temu biedakowi!). Ale o co chodzi w 'bezpiecznych przystaniach’? Najprościej wytłumaczyć to na przykładzie: pierwszą bezpieczną przystanią jest moje mieszkanie (ewentualnie piwnica). W obu tych miejscach mam niemal 100% pewność, że rower jest bezpieczny, a w razie kradzieży z włamaniem mogę liczyć na odszkodowanie z polisy ubezpieczeniowej mieszkania. Kolejną bezpieczną przystanią jest firma, w której pracuję. Ogrodzony, stale monitorowany teren i stojaki rowerowe umieszczone w podziemnej hali garażowej sprawiają, że w ciągu ostatnich lat nic złego się nie stało, mimo że mało kto używa tam zapięć. Ostatnio w wielu okolicznych centrach handlowych (dumnie nazywanych galeriami 🙂 ) otworzono sezonowe, strzeżone parkingi rowerowe – to więc kolejne bezpieczne miejsce. Od tego czasu wiem, że mogę udać się do biblioteki (mieszczącej się w jednym z centrów) bez obaw o utratę roweru. Między tymi miejscami mogę kursować nawet bez zapięć rowerowych (chociaż tego nie robię – zaraz wyjaśnię czemu) – może jesteście w stanie wymienić jeszcze jakieś bezpieczne przystanie dostępne w Waszych miastach albo wynikające na przykład ze znajomości 'pana Stasia z parkingu strzeżonego’ ?

Czas wyjaśnić, czemu zawsze podróżuję z zapięciem rowerowym i używam go absolutnie wszędzie (poza domem). Kluczem jest to, co napisałem wcześniej: zniechęcenie złodzieja, korzystając z najbardziej optymalnych środków. Nie chodzi o użycie najlepszego dostępnego zapięcia, z którym złodziej męczyłby się godzinami – najzwyczajniej na świecie chodzi o to, żeby delikwent wybrał inny rower! Na przykład taki, który jest niezabezpieczony, zabezpieczony gorszym zapięciem, lub zapięty w nieprawidłowy sposób. Znając marketową ofertę zapięć rowerowych, z dużym spokojem używam niezbyt grubego, ale na pewno lepszego niż w większości okolicznych rowerów – to wystarczy, żeby stać się dopiero którymś celem w kolejności. A ponieważ złodzieje zwykle nie dokonują masowych kradzieży ze stojaków, wystarcza to do uniknięcia kradzieży w ogóle!

zamek_1

Moje zapięcie numer 1. Nieco lepsze niż standardowe, cienkie linki, ale i tak mam świadomość, że dla złodzieja niekoniecznie będzie to problem…

zabezpieczenie_slabe

Chyba nie zdziwię Was pisząc, że nie ma idealnych zabezpieczeń rowerowych i nie każde zabezpieczenie sprawdzi się we wszystkich sytuacjach, w których przyjdzie Wam pozostawić rower bez nadzoru. Jakość zabezpieczenia zazwyczaj jest uzależniona od rodzaju, jakości i ilości użytych do jego wyprodukowania materiałów. Niestety – wraz z polepszaniem tych atrybutów, wzrasta cena zabezpieczenia – a co jeszcze ważniejsze – jego waga. To powyższe jest dość lekkie i nie zabiera zbyt dużo miejsca. W zupełności wystarczy we wszystkich 'bezpiecznych przystaniach’. Co jednak, kiedy chcę pozostawić rower bez nadzoru gdzieś w centrum miasta, gdzie nie mogę liczyć na to, że ktoś go przypilnuje? Tutaj temat jest jednoznaczny: U-lock. Nie łańcuchy, nie grube sploty linek. Najpewniejszy i najbardziej zniechęcający złodzieja będzie właśnie U-lock. Co to takiego? To tzw. kłódka szeklowa – stalowa rama wygięta w kształt litery 'U’, ważąca około 1 kg (w zależności od modelu pewnie może to być znacznie więcej)- taka jak na poniższym zdjęciu:

zamek_2

Moje zabezpieczenie numer 2 – U-lock z utwardzonej stali, w którym najsłabszym elementem jest chyba sam zamek.

Tak – dobrze zrozumieliście – namawiam Was do uzbrojenia się w 2 różne zapięcia rowerowe i używanie ich w zależności od sytuacji. Ciężki, pancerny U-lock na 'warunki bojowe’, a lżejsze zapięcie (nieco lepsze od używanych zazwyczaj!) na miejsca, w których obowiązuje 'zawieszenie broni’.

Powiecie: mam wydać około 200 zł na zapięcia, nie mając nawet gwarancji ochrony, którą one dają? Odpowiem w ten sposób: wydaj 200 zł, żebyś mógł zarabiać znacznie więcej! Żebyś nie wybierał innych (droższych) środków transportu w dziesiątkach sytuacji! Żebyś mógł cieszyć się lepszym zdrowiem, kondycją i dłuższym życiem niż ci, którzy boją się o utratę swoich rowerów! Sam zarabiam (oszczędzam?) około 150-200 zł miesięcznie tylko ze względu na to, że wybieram rower, kiedy to tylko możliwe. Aspekty zdrowotne i radość z jazdy też nie pozostaje bez znaczenia! Po urodzeniu się Mai dziewczyny musiały zostać w szpitalu 8 dni. W tym czasie zrobiłem około dwudziestu 8-kilometrowych kursów (do szpitala i z powrotem). Ponad 60 zł oszczędzone na samym paliwie – a więc przez te 8 dni zwrócił mi się koszt tańszego zapięcia. Gdybym mieszkał dalej od szpitala, byłoby jeszcze korzystniej!

Przy kupnie zapięcia polecam korzystanie ze sklepów rowerowych – sam nie zaufałbym marketowym zapięciom i mam dziwne wrażenie, że to słuszne podejście (no chyba, że kupisz zapięcie renomowanej firmy, której produkty są dostępne zarówno w sklepie rowerowym, jak i w markecie). Przed wyborem tańszego z zapięć (tego do miejsc raczej uważanych za bezpieczne) sugeruję zasięgnąć opinii sprzedawcy, co sprzedaje się najlepiej. I wziąć zapięcie o klasę wyższe 🙂 Jeśli tylko nie natraficie na naciągacza (a w sklepach rowerowych takiego ze świecą szukać!), dobrze na tym wyjdziecie. Co do U-locka, szczerze mówiąc nie mam większego rozeznania i swojego wygrałem w konkursie. Wiem, że to dość podstawowy model dostępny już za nieco ponad 100 zł, ale wydaje mi się, że sam fakt posiadania tego typu zapięcia odstraszy większość złodziei (choć mogę się mylić – ekspertów zapraszam do komentowania). Nie mam natomiast zdania w temacie używanych zapięć rowerowych – może ktoś z Was ma w tej materii większe doświadczenie? W zasadzie skłaniałbym się ku nim, jeśli tylko miałbym gwarancję, że zapięcie nie było w jakiś sposób naruszone i że mam do niego komplet kluczyków – tylko czy kiedykolwiek mamy taką pewność? Sprawa kluczyków w zasadzie nie jest chyba tak kluczowa – zwłaszcza w mieście, gdzie na co dzień poruszają się tysiące rowerów, a sam zostawiam swój raz na jakiś czas w różnych punktach na niezbyt długi czas.

Skoro już wiemy, jakich zapięć używać w konkretnych sytuacjach, należałoby powiedzieć sobie, gdzie najlepiej zostawiać rower i w jaki sposób korzystać z zapięcia – w szczególności ta druga kwestia jest bardzo często źle rozumiana.

Na pytanie 'gdzie’ odpowiedź jest bardzo prosta: w miejscach najbardziej uczęszczanych, na widoku, tam gdzie dużo ludzi i gdzie porządne stojaki rowerowe. Unikajmy zaułków, pustych alejek, a także takich stojaków jak poniżej:

DPS_wyscigowa

Nie przypinajmy rowerów do znaków czy innych obiektów, które nie są trwale i porządnie przymocowane do podłoża, lub przez które rower można najzwyczajniej 'wyjąć górą’ (wcześniej na przykład demontując znak, jeśli złodziej nie jest nękany przez obce spojrzenia). Mamy to szczęście, że infrastruktura rowerowa jest stale rozbudowywana; polskie miasta stawiają na jednoślady i jak grzyby po deszczu pojawiają się profesjonalne 'przystanki’ rowerowe, przy których sam nie bałbym się zostawić mojego środka transportu na długie godziny. U mnie w mieście ostatni projekt sieć zadaszonych przystanków typu 'koło’ – prawda, że są niesamowite?

kolo_brzezno

Czasami warto nawet przypiąć rower nieco dalej od miejsca, w które się udajemy – pewność, że stojak spełni swoje zadanie jest ważniejsza niż oszczędzenie kilku minut na podejście 200 metrów. Najlepsze są stojaki w kształcie odwróconej litery 'U’ – jak na zdjęciu poniżej. Jeśli jesteśmy poza miastem, albo po prostu nie ma odpowiedniej infrastruktury – kombinujemy szukając latarni, solidnego ogrodzenia, czy ławki. Twierdzę, że praktycznie w każdym miejscu, gdzie warto przypiąć rower (a więc gdzie kręcą się obcy ludzie) znajdzie się jakiś element krajobrazu, do którego możemy się przypiąć!

Stojak-02

Wiemy już czym, wiemy gdzie, ale jeszcze nie wiemy JAK. Poniższe zdjęcia rowerów z niewiele dającymi zabezpieczeniami wyjaśnią, czemu to takie ważne:

Przykład 1:

parkowanie_1

Przymocowanie roweru do drewnianego 'rusztowania’ drzewa nie jest zbyt bezpieczne. Podobnie zamocowanie go tylko za ramę, kiedy koła i siodełko są zabezpieczone mechanizmem, z którym poradziłbym sobie w minutę, nie używając żadnego sprzętu (wyjaśnienie poniżej). Marka roweru również zachęca do kradzieży 🙂 Nawet, jeśli drewno stanie na przeszkodzie złodziejowi (wątpliwe), skutek może być taki jak poniżej (zwróćcie uwagę na 'super zabezpieczający u-lock’ i skorzystanie z bardzo pewnego stojaka rowerowego…):

parkowanie_3

Przykład 2:

parkowanie_2

Był rower? Nie ma roweru. To klasyk gatunku – przypinanie roweru za przednie koło. W taki sposób zabezpieczamy jedynie to koło 🙂 Dla złodzieja chyba nie ma prostszej łamigłówki.

Przykład 3:

parkowanie_4

Kolejna prosta zagadka. Podpowiem, jeśli tego nie widzicie: rower możemy poruszać nie tylko poziomo, ale również w pionie…

Nawet najlepsze zapięcie rowerowe i najtrwalszy stojak nie zabezpieczą nas przed własną bezmyślnością. Starajmy się zawsze zapiąć rower do 'wnętrza’ ramy, jako najtrwalszego elementu konstrukcyjnego. Pamiętajmy o kołach, które niestety często można z łatwością zdjąć (jeśli są wyposażone w popularne 'szybkozamykacze’), dlatego najlepiej przypiąć rower nie tylko do ramy, ale również do jednego z kół  (nigdy za samo koło!) – przy czym pewną przewagę mają tu posiadacze typowo miejskich rowerów, gdzie zabezpieczenie kół jest nieco lepsze – takie jak to po prawej stronie poniższego zdjęcia:

szybko_vs_sruby-mini

Kliknij, aby powiększyć

Poniżej mój sposób zapinania roweru w bardziej ryzykownych miejscach. Zwróćcie uwagę, że przypięta jest nie tylko rama (przy lepszych stojakach wkładam rower głębiej i zapinam za grubszy element ramy), ale również tylne koło – jednocześnie, korzystając z jednego zapięcia. Drugie zapięcie zabezpiecza przednie koło.

zapiecie_przyszpitalne-mini

Kliknij, aby powiększyć. Mój sposób zapięcia na warunki bojowe.

Miej też świadomość, że odpięcie tylnego koła rowerowego tylko wygląda na trudniejsze do wykonania niż w przypadku przedniego – to może jeden ruch i 5 sekund więcej…

szybkozamykacze_maly

Kliknij, aby powiększyć. warto 🙂

dsc_3320

Wskaż 3 miejsca, gdzie były szybkozamykacze 🙂

Od siebie dodałbym jeszcze, że unikanie najbardziej znanych i najdroższych marek rowerów nieco obniża prawdopodobieństwo kradzieży. Już nie mówiąc o tym, że pomaga utrzymać cenę roweru na rozsądnym poziomie!

Podsumowując: nie bój się korzystać z roweru wszędzie tam, gdzie masz mniej niż 10 kilometrów w jedną stronę. Nie obawiaj się też kradzieży drobnych elementów typu odblaski, oświetlenie i licznik (najczęściej szybko zdejmowane – bierz po prostu ze sobą) czy siodełko. To ryzyko, które podejmujesz w imię dbania o swoje zdrowie i portfel! Po raz kolejny chciałbym zaznaczyć, że mój rower (który kosztował mnie w sumie – z akcesoriami, zapięciami, elementami ubioru itp) około 2500 zł – zwrócił się już dawno i od roku czy dwóch tylko na siebie zarabia!

rower_plaza_5

I często dojeżdża w ciekawe miejsca 🙂

Jeśli powyższy artykuł przydał Ci się, lajknij mnie na facebooku i zapisz się na mój newsletter, żeby być na bieżąco informowanym o nowych wpisach na blogu. Przy okazji mam do Was kolejne rowerowe pytanie: czy interesowałby Was wpis z dużą ilością zdjęć objaśniających, w jaki sposób samemu wymienić oponę i dętkę w kole? To podstawowa czynność serwisowa, z którą często – zupełnie niepotrzebnie – jeździmy do serwisu zapominając, że na dalszej wycieczce rowerowej serwisu często nie uświadczymy, więc taka umiejętność może zaprocentować.

[Edytowany 01.08.2013] Jeśli odnieśliście wrażenie, że niektóre z powyższych zdjęć, pokazujących błędy w zabezpieczaniu roweru to jakieś wyjątki, to mam dla Was przykład z dzisiejszego dnia – w drodze do pracy wstąpiłem do jednego z marketów budowlanych, a tam taki widok…

leroy_dzisiaj

Ja rozumiem, że sam stojak rowerowy pozostawia wiele do życzenia… ale czy to od razu powód, żeby go nie używać w ogóle? Wystarczy wziąć i zanieść do kolegi, bardziej obeznanego w otwieraniu zamków rowerowych (ewentualnie posiadającego piłkę do metalu 🙂 ). A później jest płacz i lament… „ukradli mi rower! A był zabezpieczony! Jaki sens ma jeżdżenie rowerem po mieście, skoro ukradną wszystko?”. Gdybym wstawił obok zdjęcie rulonika z pieniędzmi, leżącego na ziemi i owiniętego tasiemką (dla bezpieczeństwa oczywiście), to chyba sam nie byłbym w stanie wskazać 5 różnic pomiędzy tymi dwoma zdjęciami 🙂

50 komentarzy do “Nie ułatwiaj 'pracy' złodziejowi, czyli czym, gdzie i jak zabezpieczyć rower.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Serdecznie dziękuję – włożyłem w niego dużo 'pary’ i mam nadzieję, że nie pójdzie ona w gwizdek 🙂 Oby przydała się mniej obeznanym z temacie, a pragnącym tego samego, co wszyscy rowerzyści: bezpieczeństwa dla swojego jednośladu.

    • Pytanie Odpowiedz

      Popieram całkowicie. Artykuł świetny i tylko polecać. Mam jeszcze małe pytanie. Zakład dentystyczny niestety nie zainwestował w stojaki, a w okolicy brak nawet znaków drogowych, bo to ulica jednokierunkowa. Latarnie są tak zrobione, że szekli się nie da założyć. Zaparkują ledwie cztery auta – więc też marnie. Co w takiej sytuacji zrobić z rowerem, bo w środku nie postawię?

  1. M Odpowiedz

    Witam. Ja moze troche „obok” tematu ale chciałbym zapytać o mozliwie obiektywną opinię nt. Twojego roweru Unibike? Jak się sprawuje? Jaki to model ? Kupilbyś drugi raz? 🙂 Dlaczego tena a nie inny? Pewnie przeanalizowales zakup dos szczegółowo bo 2500zl to raczej nie malo a i za 1000zl mozna fajny rower wyrwac..chyba.. Z gory dzięki 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Jak nie na temat – rower to rower 🙂 Mój model to Unibike crossfire bodajże z 2010 roku. Wydałem wtedy na niego 1300 zł – 2500 zł o których piszę to nie tylko rower, ale licznik, zapięcia, błotniki, oświetlenie, płaszcz przeciwdeszczowy, bielizna termoaktywna, opony które wymieniłem i jeszcze inne drobiazgi. Czy kupiłbym ponownie… chyba nie do końca, bo po kilku miesiącach jazdy po różnym terenie przeprowadziliśmy się i od tej pory wykorzystuję go w 90% w mieście – na ścieżkach rowerowych. A w takich warunkach lepiej sprawdziły się rower typowo trekkingowy (lub nawet miejski, chociaż jakoś nie ciągnie mnie do takich) – np unibike vision. Główną wadą tego crossfire’a były dla mnie opony – model terenowy, które bardzo szybko się zużyły na asfalcie (tylna już po ok. 3000 km). Do tego brak akcesoriów typu błotniki, oświetlenie, które i tak sam kupiłem. Poza tym wszystko w jak najlepszej kondycji – całość sprawdza się super, rower wygodny, nic się nie psuje (wymieniałem na razie tylko opony, a przejechałem już z 7.000 km i mam go 4 lata). Ważną sprawą jest wygodne siodełko, które znacznie podnosi komfort podróżowania, zwłaszcza na dłuższych (powyżej 10 km) dystansach.

      Ten crossfire oferowany teraz (klik) został dość mocno zmodernizowany, wrzucili w niego lepszy osprzęt i poszedł jakby o klasę w górę (i kosztuje już 1700 zł). Na dzień dzisiejszy analogiczny sprzęt do mojego to ten – unibike flash. Chociaż tutaj np. siodełko to typowa 'twarda decha’ – nie dla mnie…

      Ale nie sugeruj się za bardzo, bo każdy używa rower nieco inaczej, więc mój przypadek nie będzie się sprawdzał wszędzie.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Aha – jeszcze powody zakupu. Brałem pod uwagę stosunek cena/jakość. Chciałem rower crossowy, 28-calowy, niemarketowy, z jak największą liczbą osprzętu shimano w klasie atlus/acera, a jak najmniej tourney-a. Chodziło o jakość – nie chciałem wymieniać podstawowych komponentów po 2 latach dość intensywnego użytkowania. Wygrał unibike, co było miłym akcentem, bo to prężna, polska firma.

  2. sekurinega Odpowiedz

    Mam takie samo zapięcie jak Twój nr 1.
    U-locka jeszcze nie, ale dzięki za podpowiedź. I tak przy okazji – gdzie przypiąć tego u-locka na rowerze, żeby w czasie jazdy nie brzęczał? Zapięcie wożę owinięte pod siodełkiem i chwytające bagażnik.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      U-locka z reguły można przypiąć do ramy – w moim modelu było takie specjalne zapięcie przyczepiane do ramy, do którego można przytwierdzić U-lock (coś na zasadzie koszyka na bidon). Sam tego nie używam, bo było to najzwyczajniej niewygodne. Zapięcie to kawałek plastiku, więc nie ma gwarancji, że nie pęknie podczas jazdy. Poza tym mimo odpowiedniego przytwierdzenia U-lock na wybojach trochę 'latał’ na boki, dlatego całkiem to badziewie zdemontowałem. Zawsze jeżdżę z torbą czy plecakiem i tam wrzucam zapięcia – albo to jedno (lżejsze), albo tamto + u-lock jeśli chcę być lepiej przygotowany. Minus to dodatkowy kilogram na plecach…

    • Rada Odpowiedz

      Koszyk za 50 zł w Decatlonie na kierownice i masz problem z głowy. Tylko raz mi ukradli, więc trzeba zabierać.

  3. Nika Odpowiedz

    Ja mam skladak i to zapiecie w ksztalcie litery U, ktore jest swietne. Przypinam tylne kolo i rame. Ale rzeczywiscie nie woze nic do zablokowania przedniego kola, choc mam tez i takie zapiecie podstawowe, jak twoje pierwsze. Wyznam, ze troche w tym bezmyslnosci, no ale na ogol jade do pracy (garaz strzezony) i rzadko zostawiam rower na miescie.
    Dzieki za wpis. Bardzo ciekawy. Ten o naprawie dętki, chetnie przeczytam, bo nie mam pojecia jak cos takiego sie robi. Nawet jesli nigdy nie musze tego robic, to chetnie dowiem sie jak powinien taki „zabieg” wygladac.
    Pozdrawiam wasza trojke
    Nika
    PS Na wsi mam tez VTT, ale tam nikt nic nie zamyka :)) i oby dalej nie bylo to konieczne :))

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Szczerze mówiąc, tworząc ten wpis, sam się dowiedziałem o alternatywie dla szybkozamykaczy… do tej pory po prostu przypinałem koła, bo łatwo je zdjąć, ale nawet nie przyszło mi do głowy, żeby może nieco utrudnić to zdjęcie. Także sam się czegoś nauczyłem ze swojego wpisu 🙂 I cieszę się, że Ty również. pozdrawiam.

  4. Michał Odpowiedz

    Witam. Dziękuję Ci Wolny za ten wpis i za całą prace jaką wkładasz w tego bloga. Wiele się z niego nauczyłem, zmieniasz nasze życie na lepsze.
    Jeszcze raz dzięki!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Cała przyjemność po mojej stronie 🙂 Nie ma zbyt wiele komentarzy pod tym wpisem, ale każdy sprawia, że jestem bardzo zadowolony z pracy, którą w niego włożyłem!

  5. iksińska Odpowiedz

    Dzięki za super wpis:) Sama wymieniłam rok temu mój stary rower na nowego author-a w wersji górskiej, bo często jeżdze po pobliskich lasach, gdzie jest mnóstwo wystających korzeni. I raczej tylko do takich celów ten rower wykorzystue, czyli trasa dom-las-dom. Wcześniej miałam stary typ, i czasem podjezdzałam nim po jakieś małe zakupy 3-4 km dalej..no i z perspektywy czasu, na szybko..własnie przypinałam go najprostszym zabezpieczeniem…za przednie koło..:) Ach..gdyby głupota mogła latać ..czy jakoś tak:) Dziękuje za otwarcie oczu nieco szerzej. Ja jak najbardziej jestem chętna na kolejne artykuły podobnego typu, bo dzieci jeszcze nie mam ale rower za to – tak 😀 Oczywiscie art.z pieluchami – wielki szacun, podsyłam niektórym cięzarnym koleżankom, kto wie..moze za jakis czas sama się zapoznam z tą lekturą:)
    Pozdrawiam serdecznie wszystkich blogowiczów i oczywiście życze Tobie dalszej wytrwałości w tworzeniu tego jakże wspaniałego bloga:)

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ale się rozszaleliście na koniec dnia z tym przekazywaniem mi energii do dalszej pracy 🙂 Cieszę się, że Ty również coś wyniosłaś z wpisu i dziękuję za polecanie wpisów pieluszkowych ciężarnym koleżankom – jeśli któraś się skusi na wielorazówki, koniecznie daj znać!

  6. Aga Odpowiedz

    A ja używam „wyjca” – zapięcie do skuterów z alarmem i dwa dodatkowe zwykłe do zapięcia kół i siodła. I zawsze dorwę jakiegoś Pana Kazka, żeby dał znać, gdyby rower „za bardzo wył i przeszkadzał” 😀

  7. Aga Odpowiedz

    Udało mi się kiedyś jednego Pana Złodzieja pogonić, bo chciał mi zwinąć transport przed nosem (nawiasem mówiąc inteligencją nie grzeszył przecinając zapięcie od roweru kiedy obok stały dwie osoby – ja i mój mąż – z kaskami w strojach rowerowych – nie mówiąc o tym, że chłopak mi próbował udowodnić, że to jego rower, jak podniósł głowę i zobaczył męża, to odechciało mu się dyskusji:D). A rower też słusznego wyglądu i klasy – Mężulo pracuje w skleposerwisie rowerów i skuterów i kiedyś tam w ramach premii mógł sobie złożuć jaki chciał, to sobie Chłopak nie żałował – zresztą nawet jakby nie był jakiś super to wyjec odstrasza złodziejaszków lepiej, niż Autan Tropical komary 😀 a ile tego załatwialiśmy znajomym! 😀 I ilu ludzi poznaliśmy, bo wszyscy mają ubaw po pachy: D

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Muszę sprawdzić te wyjce – wydaje się, że to trochę 'przerost formy nad treścią’, ale kto wie… skuteczność przede wszystkim, a taki rower z dowolnie dobranych części rzeczywiście może być wart duuuuużo.

  8. D. Odpowiedz

    Bardzo przydatny wpis:)
    Ja swój pierwszy (wspaniale czerwony) rower straciłem dawno temu w wyniku kradzieży – znajdował się wówczas w „bezpiecznej” przystani, jaką była piwnica.
    Poważnie zastanawiam się nad zapięciem typu U, tyle że nie jestem przekonany czy stosunek ceny zabezpieczenia do wartości roweru jest w moim przypadku adekwatny – jednoślad ma już swoje lata 😉
    Standardowe zapięcie puki co w zupełności wystarcza – i co równie istotne miałem okazję sprawdzić jego wytrzymałość gdy (sic!) zgubiłem kluczyk.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      No i jak się skończyła sprawa z kluczykiem? Może zawołałeś lokalnego złodziejaszka rowerów, żeby otworzył wytrychem? 🙂

      • D. Odpowiedz

        Kluczyk miałem szczęście znaleźć 🙂
        Historię podobną słyszałem odnośnie samochodu: ktoś zatrzasnął kluczyki w środku swojego nowego, drogiego, doskonale zabezpieczonego auta – z pomocą ruszył mu lokalny złodziejaszek który bez specjalistycznego sprzętu dostał się do środka w jakieś dwie minuty…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Tak – widziałem taki sposób zapięcia, ale ponieważ to bardziej zaawansowana szkoła jazdy (w zasadzie przypinania 🙂 ) to nie pisałem o tym. Ja też dzisiaj cyknąłem ciekawą fotę i zaraz uzupełnię wpis 🙂

  9. Konrad Odpowiedz

    W kontekście rowerów warto jeszcze zauważyć, że znakomita większość osób ma źle dobrany rower do swoich potrzeb. Powoli się to zmienia.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Nic dziwnego, jeśli jeszcze 10-15 lat temu rower = 'góral’. Najpierw przez ograniczony wybór, a później przez zalew rynku tanimi azjatyckimi produkcjami 'na jedno kopyto’ musiało minąć wiele lat, żeby potencjalny klient zaczął sobie zadawać pytanie 'jaki rower jest mi potrzebny’.

  10. Konrad Odpowiedz

    Tak w ogóle to gdzie przechowujecie swoje rowery? Pytanie skierowane w szczególności do osób mieszkających w domach wielorodzinnych. Coraz poważniej rozważam nabycie składaka ze względu na ograniczoną przestrzeń.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To ja zacznę od razu z grubej rury: fantazja mojego developera (a raczej architektów) sprawiła, że moja łazienka ma… 7 m2. Istny kolos, w którego nie wrzuciliśmy nawet wanny, więc przez pierwsze kilka lat parkował tam rower, a teraz przed nim stoi jeszcze wózek 🙂 Rozwiązanie bardzo niestandardowe, ale chciałem mieć rower jak najbardziej dostępny, bo korzystam z niego praktycznie codziennie. W grę wchodziła jeszcze piwnica (akurat u nas bardzo ciężko byłoby się do niej włamać), ale to dodatkowe 5 minut w każdą stronę, każdego dnia. Rower żony stoi właśnie w piwnicy i jestem o niego zupełnie spokojny – zwłaszcza, że jak pisałem – ewentualną kradzież pokryje polisa ubezpieczeniowa mieszkania.
      Kolega z pracy ma takiego nowoczesnego składaka… miejsca zajmuje mało, ale wygląda troszkę na takim małym rowerku 🙂 Do tego małe kółka = niska prędkość. Zależy, jaki masz dystans do pokonania.

      • Konrad Odpowiedz

        Koła wprawdzie 20 calowe, ale są dobrane przełożenia i utrzymanie >30 km/h nie jest jakimś tam problemem. Wygląd… cóż nie jest to elegancki holender. Moim zdaniem mają coś w sobie http://www.brompton.co.uk/our-bikes/personal-transport Szczególnie jeśli: 1) do mieszkania nie przynależy piwnica 2) mieszka się ze współlokatorami i każdy chciałby trzymać gdzieś rower, a mieszkanie nie jest zbyt duże 3) balkon jest zbyt mały a ponadto odkryty 4) trzymanie roweru non stop poza domem jakoś do mnie nie przemawia; w krajach gdzie transport rowerowy jest rozwinięty są specjalne wiaty do przechowywania rowerów 5) wnoszenie holenderskiego roweru miejskiego wyżej niż na parter może być uciążliwe przy masie >25 kg; nie dotyczy jeśli mamy windę. W takich przypadkach nowoczesny składak wydaje się być ciekawą alternatywą 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Właśnie coś takiego ma kolega – kupił w Decathlonie. Co do prędkości, to na moim 28-calowcu średnia prędkość na ścieżce rowerowej to ok. 21-25 km/h. Wiem, że kolega raczej podróżuje z prędkością ok. 15 km/h… co prawda ani ja, ani on jakoś bardzo nie ciśniemy (nie chcemy przyjechać do pracy cali mokrzy), ale 30 km/h o których piszesz wydaje się mocno naciągane. Co by nie mówić, praktyczności takiego rozwiązania ciężko odmówić, więc w Twoich warunkach to może być najbardziej optymalne rozwiązanie. Zwłaszcza, jeśli to wybór pomiędzy korzystaniem z roweru a innymi środkami transportu.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      U nas przed takimi zmianami w infrastrukturze musiałyby zajść jeszcze bardziej rewolucyjne zmiany w mentalności – również polityków. Ale jak taki może być wożony służbowym samochodem, to przecież nie będzie się kompromitował dysząc podczas pedałowania 'pod publikę’.

  11. Konrad Odpowiedz

    Jaką średnią prędkość uzyskujesz w czasie dojazdów do pracy przy dobrych warunkach pogodowych?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Lubię takie konkretne pytania 🙂 Licznik pokazuje średnią 21,5 km/h, uwzględniając czerwone światła i inne 'przeszkadzacze’. Natomiast taka moja 'prędkość przelotowa’ to przy neutralnych warunkach pogodowych ok. 23-25 km/h. Tyle, że tutaj – nad morzem – neutralna pogoda występuje tylko w warunkach laboratoryjnych 🙂 Największym wyzwaniem dla rowerzysty nie jest temperatura czy deszcz, ale wiatr – i tak codziennie się z nim zmagając, jadąc pod wiatr osiągam zwykle 21-23 km/h, a z wiatrem 24-28 km/h.
      Zaznaczę jeszcze na koniec, że nie 'cisnę’, jadę tak, żeby się zbytnio nie spoić, a dzięki codziennym dojazdom mam na tyle dobrą kondycję, że naprawdę nie męczę się podróżując z takimi prędkościami.
      Przykład z wczoraj: zrobiłem 33 kilometry i absolutnie nie odbieram tego jako 'wyprawę’ czy jakiś wyczyn – ot, kolejny dzień, kiedy przyszło mi podjechać w kilka miejsc rowerem.
      Pozdrawiam!

      • Konrad Odpowiedz

        Średnia prędkość powyżej 20 km/h to jest już wynik w porządku, biorąc pod uwagę, że jedzie się samemu, nie na rowerze szosowym i bez ciśnienia. Co robisz gdy w czasie wychodzenia do pracy, szaleje burza? 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Muszę stwierdzić, że pytanie jest tendencyjne 🙂 W tym roku jeszcze nie miałem takiej sytuacji – zresztą zdarza mi się ona może raz w roku. Raz tylko zaczęło lać w czasie powrotu do domu. Po 300 metrach wjechałem pod przystanek autobusowy, poczekałem 10 minut, a kiedy zelżało – założyłem pelerynę i pojechałem dalej. Czasami owszem – pada, a nawet leje, ale jest to na tyle rzadkie i krótkotrwałe, że wystarczy przeczekać pół godziny i wio – do pracy, albo do domu. Jako rowerzysta znam pogodę na kolejny dzień, więc w razie umiarkowanych opadów jestem przygotowany na jazdę.
          Odpowiem może inaczej: W tym roku byłem w pracy autem raz: zresztą niedawno, kiedy wiozłem całe blachy ciasta na poczęstunek w związku z urodzeniem się Mai.

  12. Misiowe Odpowiedz

    W tym roku też postanowiłam kupić nowy rower – poprzedni jeszcze z komunii 🙂 choć jeździ to chciało się coś nowego i jestem bardzo zadowolona.
    Problem był jaki, miejski, górski, treking, croos…
    Mieszkam na wsi, trochę dróg szutrowych jest ale i po asfalcie sporo jeżdżę i po dłuższym zastanowieniu padło na górski z oponami nie typowo górskimi(choć może inny byłby lepszy).

    Potem jaki… na początku zajarałam się markowymi i miałam wydać do 1800zł, w końcu jednak kupiłam w rowerowym u znajomego za 800zł 🙂
    Wiem, że osprzęt kijowy ale rower fajny :p po za tym tyle co ja jeżdżę to wystarczy a i tak jest o wiele lepszy niż te z marketu za 400zł.
    No i porównanie miałam.., znajomy jeździ często, kupił rower z tym osprzętem co i ja i po 4 latach dopiero wymienił jakieś tam zębatki na koszt ok 120zł.

    W sumie wracając do zabezpieczeń, rower zbyt ładny aby go samego zostawiać 🙂 przeważnie jak nim wyjadę do miasta (10km od domu) to pod sklepem opiekuję się nim narzeczony.
    Długo się zastanawiałam nad kupnem zabezpieczenia i w końcu nie kupiłam, na tyle rzadko jeżdżę gdzieś gdzie mogą go ukraść że odpuściłam a wkurzało mnie to że najfajniejsze zabezpieczenie U-lock jest bardzo nieporęczne :/
    Widziałam takie fajne składane, po rozłożeniu chyba sześciokąt ale za 240zł.., stwierdziłam że na tyle co ja jeżdżę na razie mi nie trzeba.

    Ale jakbym poruszała się tylko po mieście na pewno nie oszczędzałabym na zapięciu.
    Choć też uważam że jak złodziej chce ukraść to ukradnie, ale wydaje mi się że mało się takich ludzi co to idą z myślą aby ukraść rower.
    Większość przypadków jest chyba typowa bo była okazja- rower niezabezpieczony lub podobne.
    Sama w tygodniu widziałam po galerią rower w stojaku ale do stojaka nie zaczepiony 🙂 tylko koło przednie zablokowane.

  13. Pingback: Stan świata, vol. 4 | wojtek.jakobczyk.org

  14. lukaszki Odpowiedz

    Za każdym razem kiedy używasz określenia „najbardziej optymalne”, umiera mały kotek.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Obiecuję poprawę – od kilku wpisów staram się już na to uważać i mam nadzieję, że wyplenię tą naleciałość 🙂

  15. Marcin Odpowiedz

    Za 29 GBP na amazon.co.uk kupiłem U-lock Kryptonite, za który chcieli na allegro 300 zł. (wysyłka z amazon.co.uk towarów do Polski powyżej 25 GBP była darmowa). Na chainreactioncycles.com kupiłem swoje siodełko, które wtedy w polskich sklepach też kosztowało dwa razy tyle (wysyłka 6 GBP). Celem obniżenia kosztów warto poszukać części do roweru także w sklepach internetowych poza granicami naszego kraju – prawie wszystko można kupić taniej, nie rzadko nawet 2-krotnie taniej.

  16. Łukasz Przechodzeń Odpowiedz

    Zastanawiam się jak zdesperowany i głupi musiałby być złodziej, żeby kraść koła od roweru… Gdzie on by to upłynnił i za ile?

    Ja generalnie nie spuszczam roweru z oka, a przypinam go tylko po to, by ktoś nie ukradł go „na wyrwę” gdy siedzę sobie np. w ogródku na mieście.

    Gdybym jeździł rowerem do pracy i musiał go przypinać w miejscu publicznym, chyba kupiłbym sobie drugi rower, jakiegoś niepozornego „złomka” (oczywiście doprowadzonego do dobrego stanu technicznego), by się mniej o niego martwić niż o fajny rower do jazdy po pracy 🙂

  17. Radek Odpowiedz

    Super artykuł, bardzo dużo się z niego dowiedziałem i widać, że włożyłeś w niego dużo pracy.
    Będziesz kontynuowal tematyke rowerowa, tak jak sie zastanawiales?
    Pozdr

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Chciałbym, rowery to moja pasja, ale tyle jest tematów do poruszenia, że chcąc nie chcąc – trochę marginalizuję tą tematykę :/

  18. Karolka Odpowiedz

    Fajny wpis – dużo praktycznych rad. Bardzo dziękuję.
    Zastanawia mnie jeszcze jedna kwestia: Jak zabezpieczyć przed kradzieżą fotelik rowerowy córki?
    Wiem, że można kupić jakiś tani używany i się nie przejmować, ale wydaje mi się, że np. siesta hamax będzie bezpieczniejsza, trwalsza i wygodniejsza dla dziecka niż jakiś marketowy no-name. Tylko, że ten model o którym piszę nawet używany to ok. 200 zł i trochę by było szkoda…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Najlepiej zostawić w nim dziecko – wtedy na pewno nie ukradną 😉 A tak poważnie, to całkiem sporo razy zostawiałem taki fotelik przypinając tylko rower. Fotelik pomógł mi już tyle razy zrezygnować z auta (np. do przewożenia różności), że jego cena się w jakimś stopniu zamortyzowała. Poza tym, żeby ukraść całość, trzeba się nieźle namęczyć z odkręceniem tego „ustrojstwa” przy ramie – powiedziałbym, że tego nie da rady urwać, wyrwać, ułamać. Trzeba się kilka minut pomęczyć z dokładnym odkręceniem, żeby fotelik był kompletny.

  19. Kelly Odpowiedz

    Najlepszym zabezpieczeniem roweru jest trzymanie go w domu 🙂 Wystarczy zamontować sobie specjalny wieszak na rower, taki chociażby jak tutaj https://calus-p.pl/51-wieszaki-na-rowery i zyskujemy sporo wolnej przestrzeni. W taki sposób rower nie zajmuje dużo miejsca i wygląda to bardzo estetycznie.

  20. Ja Odpowiedz

    Niestety, ale przystanki nie są bezpiecznym miejscem. Złodziej, będzie wyglądał jakby odpinał swój rower. Właściwie wchodzi tylko w grę mocny stojak/krata sklepowa, albo znak drogowy jeśli się nie rusza. Pewnym rozwiązaniem jest też spowodowanie, żeby rower wyglądał na stary. Coś podrapać, odkręcić zamieniając na gorsze.Trochę pomoże postawienie pod kamerą sklepową, albo po prostu kupić tani miejski rower. Też jedzie. Mój stoi pół dnia właśnie Przede wszystkim. ZABIERAĆ, CO SIĘ DA! Chyba, że ktoś chce wracać nocą bez światła…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *