Zaprzyjaźnieni sąsiedzi 'z dołu’ wyjeżdżali ostatnio na urlop. Ona się „nie wyrobiła” (ach – te kobiety!) i miała dołączyć chwilę później. Zapobiegliwość każe im zakręcać zawory od wody przed dłuższymi wyjazdami, a ponieważ przekręca się je ciężko, to po chwili dziewczyna dzwoni z prośbą „sąsiad – pomóż! Nie idzie tego zakręcić!”. Oczywiście pomogłem i po chwili zawory były zakręcone, a urlop sąsiadów rozpoczęty. Do poruszenia tematu oszczędzania wody (o którym pisałem już tu i tu) skłoniło mnie jednak co innego – zerknięcie na stan wodomierzy sąsiadów podczas zakręcania zaworów…
Ponieważ budynek, w którym mieszkamy został zbudowany w 2008 roku, a zarówno my, jak i oni kupili mieszkanie od developera, to w lekkim uproszczeniu można przyjąć, że początkowy stan liczników wynosił 0. Oba mieszkania długo zamieszkiwały po 2 osoby – sąsiedzi co prawda szybciej 'dorobili się’ potomstwa, ale my wprowadziliśmy się kilka miesięcy wcześniej, więc – znowu upraszczając – zużycie wody powinno wyglądać podobnie. Ale tak nie jest – przy naszych 95/140 m3 wody (ciepła/zimna), u nich zużycie wynosi 160/210 m3. To wszystko w skali 4,5 roku od wprowadzenia się.
Liczymy:
MY: 235 m3 wody zużyte w 4,5 roku (54 miesiące), czyli 4,35 m3 / miesiąc.
SĄSIEDZI: 370 m3 wody zużyte w 4 lata (48 miesięcy), czyli 7,70 m2 / miesiąc.
Sąsiedzi każdego miesiąca zużywają prawie 3,5 m3 wody więcej niż my. 3,5 metra sześciennego! * Jeśli nie potrafisz sobie tego wyobrazić, to może pomoże wiedza, że to 3.500 litrów wody?!? Albo spora, dwudrzwiowa szafa, cała wypełniona wodą! A najsmutniejsze jest to, że patrząc na 2 inne rodziny, z którymi kiedyś rozmawialiśmy właśnie o zużyciu wody, zużycie na poziomie 7-8 m3 na 2-3 osoby to niestety standard, a nie wyjątek. Dla tych, którzy twierdzą, że „woda jest tania” pokażę, że niekoniecznie. W przeciągu 4,5 roku w ich gospodarstwie domowym zużyto o 65 m3 ciepłej wody i 70 m3 zimnej wody więcej. Przy stawkach, które płacimy, różnica przestawia się następująco:
Za całość (65 + 70 = 135 m3) należy zapłacić 10 zł / m3 – to koszt zimnej wody oraz odprowadzenia ścieków. Za część obejmującą ciepłą wodę (65 m3) należy zapłacić dodatkowo 15 zł / m3 za podgrzanie wody.
135 * 10 zł + 65 * 15 zł = 2325 zł.
Kilka lat nadmiernego zużycia wody kosztowało 2325 zł. Przypominam, że sami pijemy na co dzień (od 1,5 roku) wodę z kranu, więc różnica pomiędzy zużyciem wody do innych celów robi się jeszcze większa! Poza tym, na każdym kroku jeszcze zauważam, jak dużo wody marnujemy my sami, i o ile można by jeszcze bardziej zoptymalizować jej zużycie, chociażby wykorzystując 'zużytą’ wodę z pralki. Czy nadal uważasz, że nie ma o co walczyć i czym się przejmować? Ja jestem wręcz przeciwnego zdania i dlatego chciałbym dzisiaj przedstawić kilka kolejnych pomysłów, jak oszczędzać wodę.
Powyższe zdjęcie to reklama społeczna, którą zauważyłem na jednym z przystanków autobusowych. Przekaz bardzo sensowny, tylko czy aby na pewno odnosi jakiś skutek? Bo co dla standardowego 'konsumenta’ znaczy hasło „Każda kropla ma znaczenie. Oszczędzaj ją! Woda to życie!”. Jak dla mnie, to pusty zlepek sloganów, który nie ma żadnego przełożenia na codzienne zwyczaje polskich rodzin. Jeśli nie ma przykładów, a ludzie nie zobaczą na własne oczy, że codzienne czynności można wykonać w taki sposób, żeby zużyć nieco mniej wody, która to oszczędność w dłuższym okresie przyniesie konkretne zyski, to zmiany nie nastąpią.
O wielu sposobach na powyższe pisałem już tutaj – najważniejszym punktem była chyba rezygnacja z kupowania wody butelkowanej, która może przekładać się na oszczędność rzędu 130 zł miesięcznie! Rozsądne korzystanie z prysznica (tutaj pisałem, że zużycie na poziomie 5,5 litra praktycznie tylko zimnej wody jest jak najbardziej możliwe przez sporą część roku) i toalety to kolejny 'gwóźdź programu’. Dokładniej pisał o tym Michał, chociaż poziom zużycia uznawany przez niego za standardowy jest według mnie bardzo zawyżony – chociaż patrzę na to przez pryzmat swoich rachunków, a być może statystyczny Kowalski rzeczywiście tak długo 'moczy’ się pod prysznicem. Michał zaoferował również kalkulatory zużycia mediów (w tym wody), do ściągnięcia których serdecznie zapraszam. Sam mam dzisiaj kilka mniej popularnych, ale również mających znaczenie pomysłów na oszczędzanie wody.
– czym podlewasz kwiaty? Jeśli robisz to jak ja do tej pory, to znaczy zimną wodą prosto z kranu, to witaj w klubie – oboje popełniamy błąd. Według ekspertów, najlepiej jest podlewać kwiaty wodą odstałą, która nie tylko ma wyższą temperaturę, ale jest również bardziej miękka niż ta wlana prosto z kranu. Jeśli woda jest bardzo twarda, dobrze nawet ją przegotować. Ale mam dla Ciebie dobrą wiadomość: możesz bez najmniejszego problemu mieć taką wodę, zupełnie za darmo. Wystarczy jedna czy dwie miski w domu rozlokowane w strategicznych miejscach (w praktyce: łazienka i kuchnia). Przykładów, jak je regularnie napełniać jest mnóstwo: woda z prysznica idąca standardowo 'w rury’, zanim zacznie lecieć ciepła – i to zarówno, kiedy kąpiesz się sam, jak i podczas przygotowywania bardzo ciepłych kąpieli dla małego dziecka (a ja wciąż nie rozumiem, jak można lubić się kąpać w zupie mającej ponad 35 stopni…). Woda z czajnika zagotowana poprzedniego dnia, którą wylewasz do zlewu. Woda po gotowaniu jajek. Woda po wyparzaniu smoczków / laktatorów (to u mnie tematy na czasie – stąd takie przykłady 🙂 ). Woda z mycia owoców. Każdego dnia w ten sposób udaje nam się zebrać około 5 litrów wody, które z nawiązką wystarczają nam do podlewania roślin w mieszkaniu. To sposób nie tylko darmowy, ale też dobry dla roślin!
Masz dom? Zobacz, jakie odjechane (a zarazem proste) rozwiązania pomogą Ci ograniczyć zużycie wody w ogrodzie.
– nie odkręcaj ciepłej wody, kiedy i tak z niej nie skorzystasz. Ciepła woda jest około 2,5 raza droższa niż zimna (wynika to z dodatkowej opłaty za podgrzanie wody). Kiedy 'odkręcasz kran’ ustawiony na pozycję 'ciepłą’, to automatycznie koszt tej wody wzrasta 2,5 raza – i to niezależnie od tego, jaka woda poleci! Wiadomo przecież, że trochę wody stoi w rurach, a czasami musi spłynąć nawet 1-2 litry wody, zanim odczuwalnie zwiększy ona swoją temperaturę. Można co prawda spuszczać to do miski (wcześniejszy pomysł), ale jakże często odkręcasz kran dosłownie na sekundę, żeby tylko przemyć ręce, umyć owoc, przepłukać szklankę… przykłady można mnożyć. W tym czasie najprawdopodobniej i tak poleci zimna woda stojąca w rurach, którą wykorzystasz do wybranej czynności, ale do rachunku zostanie to doliczone tak, jakby leciał niemal wrzątek. Następnym razem przed zużyciem wody mniejszym niż 1-2 litry, przekręć mieszalnik w pozycję 'zimna’ – po co generować dodatkowe koszty, skoro i tak nie dostaniesz tego, za co płacisz?
– niby banał, ale również co chwilę widzę, że nie do końca: krany mają nie tylko regulację temperatury wody, ale także siły strumienia. To, że MOŻNA odkręcić tak, że 3/4 wody nie zostanie wykorzystane, wcale nie oznacza, że TRZEBA tak robić. Wasze ręce i ciała będą równie czyste, jeśli użyjecie 1/3 maksymalnego strumienia wody! A umyte talerze naprawdę nie muszą zostać opłukane z siłą wodospadu!
– kolejny banał – baterie prysznicowe i kranowe jednouchwytowe. Ustawienie pożądanej temperatury wody na baterii 'starego’ typu (z dwoma pokrętłami) zajmuje dużo czasu. Czasu, w którym woda leci. I leci. I leci…
– masz ogród? Podlewaj go wczesnym rankiem, kiedy słońce jeszcze nie grzeje. Ograniczysz wtedy straty powodowane parowaniem wody, która – zamiast być wykorzystana przez rośliny – ulatnia się. Wykorzystanie deszczówki też jest ciekawym pomysłem dla właścicieli ogrodów.
– unikajcie kupowania 'wodnych zabawek’ swoim pociechom. Edukacja, jak ważna dla życia jest woda to jeden z elementów wychowania potomstwa, a dawanie mu czegoś, czego jedynym zadaniem jest wystrzelenie (lub innego rodzaju zmarnowanie) wody raczej nie sprzyja budowaniu świadomości.
– korzystaj z jednej szklanki cały dzień! A przynajmniej przez kilka „tankowań” – po co niepotrzebnie generować dodatkowe naczynia do mycia, skoro nawet łatwiej jest korzystać z jednego przez dłuższy czas?
– niech Twoim sprzymierzeńcem zostaną… bąbelki powietrza! Tak zwane 'perlatory’, dostępne jako część składowa niektórych baterii, lub jako dodatkowe nakładki montowane na baterie powodują, że wypływająca woda jest napowietrzana. Dzięki temu, sam czujesz, że strumień wody jest silny, a tymczasem faktyczne jej zużycie jest mniejsze nawet o kilkanaście-kilkadziesiąt procent.
– z bardziej 'zaawansowanych’ (często niestety wymagających dodatkowego wysiłku) sposobów: spłukiwanie toalety korzystając choćby z wody po kąpieli lub praniu ręcznym.
Przedstawione sposoby nie dadzą jakichś kolosalnych oszczędności, chociaż – w połączeniu z piciem wody z kranu i oszczędnymi prysznicami – mogą zsumować się do całkiem sensownych kwot. Zwłaszcza, jeśli do tej pory korzystasz z wody, jakby było jej nieskończenie dużo. A coraz częściej zauważam, że standardem jest wręcz trwonienie tej życiodajnej substancji! Podam przykład, który jest dla mnie absolutnie ekstremalny, ale chyba dość powszechnie stosowany. Ostatnia wizyta u znajomych z kilkumiesięcznym dzieckiem. Mama przygotowuje sztuczne mleko, do którego potrzebna jest gorąca woda. Potrzebuje jej około 200 ml, ale do czajnika nalewa 1,5 litra i gotuje. Po zagotowaniu i odczekaniu, aż woda się ochłodzi, robi mleko z proszku i stwierdza, że jest za gorące. Mały już płacze – i nic dziwnego, w końcu jest głodny. Trzeba ochłodzić mleko o kilka stopni, więc – pach – butla pod kran i zimna woda na maxa. Patrzyłem na to oniemiały – zamiast zużyć 200 ml wody na podgrzanie (ok – niech będzie 300, żeby nie zabrakło i żeby nie rozgrzewać grzałki czajnika), zużyła 1,5 litra (plus co najmniej kilkanaście groszy na prąd do zagotowania tego – nie liczę dokładnie, bo to wpis o wodzie), plus co najmniej 5 litrów zimnej wody do ochłodzenia małej buteleczki z mlekiem. Abstrakcja – czy tylko dla mnie?
Jeśli sam masz jakieś inne sposoby, o których nie napisałem – przyczyń się do „niesienia dobrej nowiny” i podziel się nimi 🙂 I nie martw się, jeśli w wyniku ich stosowania oszczędność będzie symboliczna – ważna jest każda kropla, a oszczędzając wodę nabierasz pewnego szacunku do tego żywiołu, a także umacniasz w sobie postawę, dzięki której dzisiaj oszczędzisz litr wody dziennie, a za jakiś czas być może będzie to metr sześcienny (1000 litrów!) miesięcznie! Jeśli dzięki temu wpisowi nauczyłeś się czegoś, albo zamierzasz zacząć stosować któreś z zaproponowanych rozwiązań – również podziel się tym w komentarzu – taka informacja jest dla mnie bardzo ważna!
* Aż strach pomyśleć, o ile większa byłaby różnica między zużyciem wody naszym a sąsiadów, gdybyśmy byli tak świadomi od początku, a nie od kilku-kilkunastu miesięcy.
Na koniec mam do Ciebie prośbę: jeśli uważasz, że jestem społecznie odpowiedzialnym blogerem, kliknij tutaj i zagłosuj na mnie, używając strzałki w lewym dolnym rogu – jak na TYM zdjęciu. Serdecznie dziękuję!
Z typ płukaniem z siłą wodospadu trafna uwaga, niestety sam to praktykuję – czas na kolejną zmianę! Od pewnego czasu stosuję za to kilka pozostałych metod oszczędzania wody. Piję w tej samej szklance przez cały dzień pyszną, świeżą wodę z kranu i biorę niemal wyłącznie zimne prysznice (2-3 każdego dnia). Dodatkowo – jeżeli nie planuję wyjścia gdzieś do ludzi – to nie używam podczas brania prysznica żadnych żelów, ani nawet mydła, nie mówiąc już o dodatkowych kosmetykach na ciało po jego zakończeniu. Częste prysznice powodują, że czuję się na tyle świeżo, że byłoby to raczej zbędne. Największą korzyścią brania zimnych pryszniców jest to, że znacznie mniej się teraz pocę. Myjąc się ciepłą wodą często łapałem się na tym, że bezpośrednio po wyjściu spod prysznica moje ciało nadal wydzielało nieprzyjemny zapach z okolic pach 😛 Do mycia włosów za to od pewnego czasu używam wyłącznie zwykłego mydła. Wcześniej miałem bardzo wyraźny łupież (zwiększający się po stosowaniu szamponów przeciwłupieżowych!), a teraz pozbyłem się już tego problemu. Swoją drogą jestem ciekaw jakie skutki zdrowotne ma częste używanie kosmetyków – zarówno dla skóry, włosów, jak i odporności organizmu… Dziękuję za kolejny inspirujący spis 🙂
Super komentarz – cieszę się, że znalazłeś jakiś pomysł dla siebie, mimo już i tak oszczędnego korzystania z wody!
Co do pryszniców, to czuję dokładnie to samo – kiedy brałem gorące (lub chociaż ciepłe) prysznice, po chwili czułem się cały spocony i po prostu brudny – nie wiem czy to było subiektywne wrażenie, czy rzeczywiście od razu zaczynałem się pocić. Więc zacząłem od kończenia takiego ciepłego prysznica zimnym spłukaniem ciała, co już sporo dało. A z biegiem czasu schodziłem do coraz to chłodniejszej wody.
Widziałem też kiedyś dokument, kiedy kilka osób z Wielkiej Brytanii zdecydowało się ZUPEŁNIE nie myć przez miesiąc. Byli to normalnie funkcjonujący ludzie – z rodzinami, pracujący, więc wyzwanie było spore przez odbiór otoczenia. Przez pierwsze kilka dni byli coraz brudniejsi, wydzielali nieprzyjemny zapach i czuli się kiepsko – ale w pewnym momencie (4-5 dzień?) zaczęli zauważać, że ich organizm zaczyna pozytywnie reagować na brak kosmetyków i na przykład stan włosów był znacznie lepszy niż przy codziennym myciu! Nie zachęcam do braku higieny – ale myślę, że coś jest w tym przyzwyczajeniu organizmu do codziennego stosowania wielu kosmetyków, które chyba nie do końca są zupełnie bezpieczne i przyjazne dla naszego ciała.
Ciekawy eksperyment 🙂 Jestem tylko ciekaw jaki był faktyczny odbiór otoczenia skoro mimo wszystko nie izolowali się od ludzi 🙂
Nie ma się co oszukiwać – było widać (i czuć), że „coś z nimi nie tak” 🙂 Dlatego nie kryli się z tym i opowiadali o swoim eksperymencie każdemu naokoło, żeby się jakoś wytłumaczyć 🙂
Przed chwilą próbowałem odszukać ten dokument, ale nie udało mi się – a na pewno był dostępny za free na jednym z polskich serwisów VOD.
chyba jakas bujda ten eksperyment. jako osoba czesto kontuzjowana mam okazje przeprowadzic taki „eksperyment” na sobie raz na jakis czas 🙂 kazdego dnia smierdze coraz bardziej 🙂 pewne okolice 😉 zaczynaja zwyczajnie swedziec i piec, na glowie pojawia sie łupiez i zaczopowanie ujscia mieszków wlosowych przez co zaczynaja wypadac wlosy – tak! to moze byc przyczyna! na twarzy moj wlasny łój powoduje zatkanie porów skóry przez co pojawiaja sie zaskórniki i wypryski. takze nieprzyjemny zapach to najmniejszy problem. gorszym sa inne, ktore pozniej trzeba wrecz leczyc. a co do kosmetykow to proponuje przerzucic sie na naturalne albo chociaz te bez agresywnej chemii: znajdziecie takowe w rossmannie chociazby, za smiesznie niska cene, min BabyDream – przeznaczone dla dzieci ale sama ich uzywam od wielu lat, Alterra – wiekszosc skladnikow jest pochodzenia naturalnego a nawet ekologicznego. Na dzien dzisiejszy tylko antyperspirant i pasta do zebow ktore uzywam sa czysto chemiczne i potencjalnie szkodliwe 😉 da sie 😉
*wpis
Co do wody z kranu jeszcze, to zauważyłem, że nie wszędzie jest ona dobra w smaku. U mnie w domu mogę ją spokojnie pić, ale na przykład u mojej siostry, mieszkającej kilkanaście kilometrów dalej woda jest już strasznie niesmaczna – ma bardzo intensywny smak, chyba chloru. Ten problem jednak też rozwiązuję – dodaję do wody odrobinę cytryny i problem rozwiązany 🙂
To jesteś twardy – sam musiałbym trochę poczytać, zanim zdecydowałbym się na picie takiej mocno chlorowanej wody 🙂
Mam to szczęście posiadania wody gruntowej w studni, co przydaje się do podlewania ogrodu czy umycia samochodu. Niestety nie mieszkam sama (mimo że w moim mieszkaniu i ja płacę rachunki) i trudno mi przekonać domowników do bardziej oszczędnego trybu życia – zarówno w przypadku wody jak i prądu. Matka nie wyobraża sobie picia wody z kranu, siostra używa hektary wody w łazience – zarówno do codziennego mycia długich włosów jak i przy umywalce – same wodospady. Zainstalowałam perlator w łazience, ale jakoś nie zauważyłam póki co lepszych efektów – akurat mamy taką baterię, że wystarczy drobny ruch ręką aby ustawić siłę wody na max.
Przy takiej baterii, która podaje i tak maksymalny strumień przy delikatnym jej poruszeniu, perlator rzeczywiście niewiele da.
To trochę dziwne, że płacąc rachunki nie możesz przekonać domowników do oszczędności. Chociaż rozumiem, że chodzi o stosunki międzyludzkie, które jednak są ważniejsze niż te kilkadziesiąt złotych miesięcznie.
W naszej wspólnocie w piątek była sytuacja, że przy wspólnych pracach ogrodowych sąsiad zaczął podlewać cały ogród, zużywając jakieś abstrakcyjne ilości wody. Na mój argument, że „przecież jutro będzie lać” odpowiedział „miało lać prawie codziennie w tym tygodniu, a nie lało ani razu”. Rezultat: wczoraj pół dnia ulewy, ogród podlany dwa razy, tyle że raz – zdecydowanie nie za darmo…
W moim przypadku bardzo dobrym rozwiązaniem jest bateria termostatyczna. Dawniej miałem zwykłą baterię i zanim pod prysznicem ustawiłem właściwą temperaturę wody – trwało to chwilę…. Teraz na baterii termostatycznej ustawiam sobie zadaną temperaturę i od razu można się kąpać 🙂
Dopiero teraz przeczytałem o co chodzi w tego rodzaju bateriach. Ciekawe rozwiązanie – na pewno super się sprawdza dla tych, którzy czekają na właściwą temperaturę wody, zanim zaczną się myć.
U mnie konczenie prysznica zimna woda i ogolne obnizenie temperatury wody nastailo kilkanascie lat temu spowodowane troska o zdrowie (krazenie i jedrnosc skory). Niby prosta rzecz, ale naprawde dziala. Po tych kilkunastu latach milo jest zauwazyc ze ma sie duzo mniej zmarszczek od rowiesniczek 🙂
o piiu wody i filtrach pisalam juz kiedys pod pierszym wpisie o wodzie, wiec sie nie powtarzam. Z tymi nawykami jest jednak tak ze caly czas trzeba swiadomie je podtrzymywac, bo latwo o male odstepstwa.
Zaglosowalam na ciebie, ale narazie nie widze swego glosu via google+. Moze trzeba odczekac jakis czas na uaktualnienie? Sprawdze potem.
Milej niedzieli
Pozdrawiam z mej Poludniowej Arkadii
Nika
PS To moj drugi dzien dlugo wyczekiwanego urlopu 🙂 36 ° w cieniu oznacza przynajmniej trzy zimne prysznice na dzis …
Hej,
Z głosowaniem mam dokładnie taki sam problem.
Co do urlopów – właśnie pakuję się na tygodniowy wyjazd rowerem i budżet na ten czas wyliczyłem na 100zł – zastanawiam się czy to jeszcze minimalizm i oszczędność, czy już nie lekka przesada 😀
Chociaż Mateusz Andrusiak podróżował zupełnie bez pieniędzy
https://www.youtube.com/watch?v=Dm5YwslJ6CA
Reportaż z wyprawy, naprawdę wart zobaczenia 🙂
Dziwne to głosowanie – przed chwilą sam spróbowałem zagłosować na siebie i po chwili podniosła się liczba głosów. Więc powinno działać… zresztą nieważne – dzięki, że spróbowaliście.
Wyprawa rowerowa godna pozazdroszczenia – a jakieś szczegóły? Jedziesz sam? Namiot? Jaka długość trasy?
Hmm… Przed chwilą dowiedziałem się że nie mogę jechać – dziwna sprawa, że jak rodzice zgodzą się na jakąś inicjatywę to znajduje się coś na „nie” w ostatniej chwili. Tak więc zastanawiam się co zrobić z górą „wycieczkowego” jedzenia i stertami popakowanych lub zwyczajnie porozrzucanych po pokoju rzeczy. Bałagan zasłaniający podłogę potwierdza słuszność minimalizmu 😉
Celem wyjazdu miał być… Wiedeń 😀
W sumie w obie strony musiałbym przejechać 600km. W siedem dni to jak dla mnie sporo, ale jeszcze da się zrobić. Zamiast namiotu – który straszliwie dużo waży – spakowałem tylko jego dolną wodoodporną część. Dzięki temu że mam namiocik na 5 osób z płachty tej spokojnie można zrobić „namiotopodobne coś” co chroni tak przed deszczem jak i skutecznie odgradza od podłoża. Do tego karimata i śpiwór.
Prognoza pogody – prawdziwa bajka – pochmurnie, ale bez opadów. Ogółem szkoda że nie pojadę, ale i tak z całych przygotowań wyniosłem wielki plus: Patrząc na mapę i ilość km na dzień, zdecydowałem się przełamać i od września jeździć rowerem do szkoły. 40 kilometrów dziennie to jednak nie aż tak dużo. Teraz muszę zerknąć na mapy googla i znaleźć trasę na trochę inne przedział czasowy. Więc w sumie nie muszę się rozpakowywać 🙂
„Co się odwlecze to nie uciecze” – pamiętaj o tym i rzeczywiście nie rozpakowuj się 🙂 Wiedeń… fajny, ambitny plan miałeś. Życzę Ci, żebyś go kiedyś zrealizował – Wiedeń jest piękny i z odrobiną dobrego planowania nie trzeba tam wydać nawet złotówki – a podejrzewam, że właśnie tak to sobie zaplanowałeś 🙂
40 km dziennie… jeśli jest to rozbite na 2×20 km to na pewno można. Szkoda, że zaczniesz dopiero od września bo szybko dopadną Cię gorsze warunki pogodowe. Pamiętaj, że bezpieczeństwo przede wszystkim, więc jeśli będziesz jeździł po uczęszczanych drogach to oświetl się jak latarnia i bądź odblaskowy jak Ci, którzy przeprowadzają dzieci przez przejścia dla pieszych!
Co do mniejszej ilości zmarszczek – szkoda, że to tylko Twoje doświadczenie, a nie przeprowadzone na szeroką skalę badania, które mogłyby skłonić całą masę „modniś”, które wierzą w skuteczność kremów i zabiegów za tysiące złotych 🙂
U mnie woda pochodzi ze studni – i to co paradoksalnie powinno generować oszczędności sprawia że ogromne jej ilości się marnują. Woda jest za darmo, bo się za nią nie płaci. Oczywiście są koszty gazu i prądu, ale nie trafia to tak do świadomości jak osobny rachunek za wodę.
Bardzo przydają się tu obliczenia w skali kilku lat bo kwota naprawdę robi wrażenie…
No właśnie – zauważam, że zwłaszcza u pokolenia dzisiejszych 50-70 latków istnieje jakieś dziwne przeświadczenie, że woda jest praktycznie za darmo, więc po co oszczędzać.
Podstawa to mycie w ciepłej wodzie, a spłukiwanie na koniec wodą zimną, nie zależnie od tego czy bierzemy kąpiel czy prysznic. Jako środek myjący wystarczy szare mydło 🙂 Duże oszczędności mogą przynieść odpowiednie baterie. Oprócz tego co wyżej wymienione są jeszcze specjalne ograniczniki przepływu. Co do wody pitnej, to gdyby udało się zrobić bąbelki w wodzie z kranu, to mógłbym taką pić. Może ktoś korzysta z saturatora i mógłby jakiś polecić?
Hej Wolny,
Bardzo fajny artykuł i dziękuję za linki. Z mojej perspektywy na wodzie znacznie łatwiej jest zaoszczędzić niż na prądzie (i proszę bez negatywnych skojarzeń – wcale nie odbywa się to kosztem higieny itp.).
Co ciekawsze w powszechnym mniemaniu woda wydaje się być tańsza od prądu… a to dlatego, że często opłaty za nią mamy ukryte w czynszu (o ile mieszkamy w mieszkaniu) a za prąd płacimy oddzielnie.
Pozdrawiam serdecznie!
Cieszę się, że wpis Ci się podobał. Też uważam, że na wodzie łatwiej oszczędzić – nie wymaga to dużych nakładów początkowych (w przeciwieństwie do np. wymiany żarówek w domu), a poza tym codziennie korzystamy z wody olbrzymią ilość razy, z których większość można zoptymalizować. Z oszczędzania wody można by było chyba zrobić doktorat 🙂
Dlaczego tylko sikać do prysznica ? Proponuję bardziej zdecydowane działania: iść za potrzebą do ogródka, tudzież sr…ć pod blokowym klombem – to jest prawdziwa oszczędność. Wersja dla wstydliwych: kupić wiaderko i po zapełnieniu opróżniać w ogródku sąsiada o 3 w nocy.
Dlaczego tylko nie myć ciała – w ogóle zlikwidować pranie, w końcu ubrania zrobione z naturalnych tkanin powinny zareagować „pozytywnie” po kliku miesiącach braku kontaktu z wodą.
Oczywiście z żadnym wypadku nie używać dezodorantów [to też oszczędność wody]. Po kilku miesiącach wszystkie kobiety będą się za Tobą oglądały na ulicy, większość mężczyzn, a nawet część zwierząt. Jak powszechnie wiadomo wynika to z intensywnych feromonów wydzielanych przez takich osobników – nikt się temu nie potrafi oprzeć.
Oczywiście to nadal półśrodki – należy przestać myć podłogi, jak wykazały badania w kurnikach podłoże z naturalnego nawozu jest najzdrowsze. Dlaczego ludzie nie stosują ekologicznych metoda życia – nie jestem w stanie tego zrozumieć.
Oczywiście te wszystkie historie o epidemiach z powodu braku higieny są kłamstwem i wroga propagandą.
Jasio – bardzo, bardzo Ci dziękuję za ten komentarz! Odczytałem go o 1-ej w nocy, kiedy żona karmiła córeczkę – i mimo usilnych prób, nie mogłem się powstrzymać od głośnego śmiechu 🙂 Szczególnie spodobał mi się pomysł załatwiania potrzeb fizjologicznych pod blokowym klombem – od razu przypomniała mi się scena z Dnia Świra!
Szkoda tylko, że cały ten sarkazm ma słabe podstawy merytoryczne. Dla przykładu, sam prawie nie używam dezodorantu (wolę się umyć), a wniosek końcowy, który w zasadzie stawia tezę „sikasz do prysznica? To zagrożenie epidemiologiczne!” nie jest zbyt przekonujący.
Ale… cieszę się, że pojawił się taki wpis jak Twój. Do tej pory byłem zdziwiony, że wszyscy tylko przyklaskują, albo powstrzymują się od komentowania tych nieco bardziej „zaawansowanych” metod na oszczędzanie wody. Wiem, że istnieje olbrzymia grupa ludzi (większość? tyle, że większość wcale nie musi mieć racji), która tego typu pomysły uważa za dziadowanie, tudzież zwykłe skąpstwo. Fajnie, że zaczynają tu trafiać również ci nieco inaczej postrzegający świat – może nawzajem się czegoś od siebie nauczymy?
Pozdrawiam i miłego dnia w higienicznych warunkach 🙂
Wy tu kpicie, a ludzie na prawdę tak robią:
http://en.wikipedia.org/wiki/Compost#.22Humanure.22
… no prawie 😉
swoja droga mocz ma dzialanie dezynfekujace (swiezy oczywiscie), czytalam kiedys, ze sikanie pod prysznicem dziala zbawiennie na grzyby i moze powstrzymac ewentualna grzybice stop 😉
Podoba mi sie ten radykalizm; jest inspirujący 😉
Poszedłbym jednak jeszcze dalej 🙂
Po co pić kawę skoro można ją jeść na sucho 😉 przy moich 3 dużych kawach dziennie byłaby to oszczędność rzędu 0,9 litra/24h co rocznie daje 328,5 litra (w przybliżeniu są to 82 moje prysznice)
Można też zrezygnować z jedzenia zup i ogólnie gotowania (na rzecz smażenia i pieczenia)
A na poważnie…
Odkryłem niedawno, że moja nastolatka zużywa na swoje oblucje 60% wody którą zużywamy jako 5-cio osobowa rodzina przez cały dzień…
I mam teraz zagwostkę jak jej delikatnie zasugerować, że może by spróbowała bardziej ekonomicznie tą wodą szastać…?
Jakoś tak powiedzienie nastolatce by się nie myła 😉 wydaje sie mało wychowawcze 😉
Płacić za każdy niezużyty litr? Wydaje się niegłupie, bo z dwojga złego wolę te pieniądze dać jej niż „wodociągom” 🙂
Z szybkiego rachunku wynika, że zużywasz jeszcze mniej wody pod prysznicem niż ja – czyli ten wcześniejszy komentarz, że „można w 4 litrach” to nie czcze słowa.
Trudny temat z Twoją córką. Sam pamiętam, jak ojciec „sugerował”, żebym zużywał mniej wody – skutek średni, a relacje między nami też na tym nie zyskały. A powiedz – czy wcześniej córce staraliście się wpoić… hmmm… szacunek do wody? 🙂 Nie wiem jak to nazwać – ciekawi mnie, czy to wynik jakichś zaniedbań z Waszej strony, czy może „naturalna skłonność nastolatek, z którą nie sposób walczyć” ?
No „wojny o wodę” z nią toczyć nie mam zamiaru 🙂
Owe zjawisko wychwyciłem w ciągu ostatnich 8 miesięcy więc skłaniam sie ku stwierdzeniu, że to moze byc „naturalna skłonność” 🙂
Z drugiej jednak strony zawsze staramy sie przede wszystkim działać przykładem, a nie gadaniem choć przecież nie zawsze przykład działa 🙂
Usiądę i pomyślę, bo oszczędnosć nie jest warta niszczenia, choćby chwilowego, relacji w rodzinie…
Racjonalne argumenty do niej trafiają więc może faktycznie zproponuję układ „oszczędzam i zarabiam”…
Nie wiem, wiem jednak, że coś z „tym” zrobić muszę…
Wodomierz jest rejestrowany po zakończeniu wykończeniówki i jego wskazanie wcale nie musi i najczęściej nie wskazuje zera. Prawdopodobna jest również jego wymiana w trakcie użytkowania. Ot taka uwaga. Co nie zmienia faktu, że niektórzy lubią się wygrzewać pod prysznicem – łącznie ze mną 😀
Wydaje mi się, że rejestracja wodomierza nie ma nic wspólnego z jego zerowaniem. Po prostu do pewnego momentu wodę zużywa deweloper (i jest to minimalna ilość na mieszkanie), później właściciele. Wykończeniówka u nas należała już do właściciela, więc deweloper tu nic nie nabił – mogli to jedynie zrobić „fachowcy”.
A wymiana wodomierzy w nowo wybudowanym domu, po kilku latach używania? Bardzo mało prawdopodobne.
Jakaś niedokładność na pewno w wyliczeniach jest – tego nie neguję. Ale myślę, że zmieniłaby ona wyniki w tą samą stronę i proporcjonalnie zarówno dla naszych wodomierzy, jak i sąsiadów.
Przez dwa dni nie było wody w pionie kuchennym, bo coś tam. Nastoletnia córka nie pozmywa, bo nie umie bez bieżącej wody. Zmywałam ja i myślałam: że córka jest z pokolenia, które nie za dobrze umie sobie radzić z ograniczeniami i komfort traktuje jak normę; że moja oszczędność w używaniu wody wzięła się z tego, że żyłam w warunkach takich, że każdą wodę w domu używaną trzeba było do tego domu w wiaderku przynieść; że mycie naczyń w misce mogłoby być niezłą metodą na kolejne oszczędności…
Ja też nie wiem, jak nastolatkę namówić do oszczędzania wody. Ona jedna zużywa do kąpieli tyle, ile ja do mycia siebie, naczyń i do prania. Namówiłam tylko do tego, żeby po kąpieli zostawiała wodę w wannie – używaną potem do spłukiwania sedesu lub mycia podłóg.
Przykład przeliczalny: zazwyczaj zużywamy 4,5 kubika wody na miesiąc, w lipcu córka zmywała naczynia i kąpała się, co zużycie wody podniosło do 7 kubików. Zgroza!
Zużycie wody do kąpieli [nastolatek w szczególności] można ograniczyć w bardzo prosty sposób: likwidując ciepłą wodę. Zdecydowanie korzystnie wpływa to na proces skrócenia mycia.
A w ogóle to Ludwik XIV umył się w życiu parę razy, a jakiego ładnego wieku dożył. Edukować, edukować i jeszcze raz edukować otoczenie.
@ wolny:
Czy idąc do kogoś w odwiedziny sikasz mu do umywalki ? Zagrożenia epidemiologicznego to nie powoduje, oszczędność wody jest, więc chyba taka propozycja spotka się z entuzjazmem gospodarza ?
Możesz też zainicjować ruch społeczny pod hasłem: sikając do umywalek ratujemy planetę.
P.S. to o zagrożeniu epidemiologicznym nie dotyczyło sikania do umywalek tylko nie mycia się [oczywiście jest to propaganda wrogów minimalizmu].
Idąc do kogoś, szanuję zasady obowiązujące u niego, a jeśli ich nie znam – stosuję te stosowane powszechnie. W ogóle jestem daleki od narzucania komukolwiek (w tym Tobie) własnych poglądów. Zresztą – do umywalki nie sikam, więc skąd te insynuacje?
Co do likwidacji ciepłej wody, to jest to jakiś pomysł. Zdaję sobie sprawę z sarkazmu, który jest w Twoim pomyśle, ale zobacz, jak bardzo niedorzeczny wydaje Ci się ten pomysł i w jak krótkim czasie ludzkość, która radziła sobie wcześniej wyłącznie z zimną wodą, przyjęła ciepłą za pewnik; za coś, bez czego życie jest praktycznie niemożliwe. Jest możliwe – co najwyżej nieco trudniejsze, mniej przyjemne. I nie chodzi mi o to, żeby się cofać o setki lat w rozwoju, ale raczej o to, żeby doceniać to, co masz. Bo jeśli nie doceniasz tego, że masz ciepłą wodę (bo przecież każdy ma!), to niedługo to samo powiesz o telewizorze, smartfonie, komputerze, samochodzie i mieszkaniu. A wystarczy pojechać w rejon świata, gdzie to nie takie oczywiste; ba – wystarczy przejść się do dzielnicy Twojego miasta, o której nie panuje zbyt pochlebna opinia, a zobaczysz nieco inny świat. On istnieje, jest wokół nas, a my – biorąc za pewnik setki rzeczy, o których większość świata nie śmie marzyć, zachowujemy się co najmniej egocentrycznie i samolubnie.
Przecież postulujesz sikanie do prysznica – a co jak akurat ktoś prysznica nie bierze ? Przecież nie można brać prysznica za każdym razem kiedy chce się siku – toć to dyskryminacja nieprysznicujących !
Co do ciepłej wody masz oczywiście absolutną rację – ludzie chcą gorącej wody li tylko z pobudek psychologicznych; jest całkowitą nieprawdą, że ciepła woda lepiej myje/pierze. To mit wmówiony nam przez konsorcjum firm wodociągowych.
Jak ogólnie wiadomo tam gdzie ciepłej wody nie ma żyje się prościej, weselej, a poziom odporności na wszelakie choroby jest tam szczególnie wysoki.
Dość dowolnie interpretujesz to, co piszę. Poza tym poziom sarkazmu jest jak dla mnie zbyt wysoki do prowadzenia merytorycznej dyskusji. pozdrawiam.
Może gdyby wpis nie miał tonu rozkazującego, tylko był opisem własnych doświadczeń autora, to tego typu chamski sarkazm by się nie pojawiał. Skoro tak jednak nie jest, to niektórzy mogą tego typu teksty odbierać jako atak, narzucanie czegoś im samym – „ja nie robię tak jak on mi każe – wszyscy tutaj myślą, że są kimś lepszym, sami oświeceni, a tak naprawdę wyłącznie dziadują”. Można powiedzieć, że nikt takim osobom nie każe tutaj wchodzić i czytać, ale to byłoby zamiatanie problemu pod dywan. Forma wpisu faktycznie mi się nie podoba. Nie oszukujmy się, argumenty oszczędności na wodzie dla większości będą niewystarczające, a wręcz śmieszne. Jak to powiedziała dzisiaj moja mama – „rok jest bardzo długi, kto by się przejmował takimi niewielkimi kwotami w tak długim okresie”. Przyznam się, że mnie samego to na tyle zastanowiło, że faktycznie – uznałem, że tylko dla pieniędzy absolutnie nie warto robić czegoś, co jest czasami męczące, wymaga czasu, a przynosi niewielkie zyski. Oszczędzać po prostu trzeba lubić, trzeba widzieć w swojej prostocie wartość samą w sobie, a zyski finansowe mogą być tylko miłym dodatkiem.
Tonu rozkazującego? Przecież kilkukrotnie zaznaczałem we wpisie, że to PROPOZYCJE. Skoro jest lista pomysłów, to zdania budowane właśnie w ten sposób nie są żadnym rozkazem. Zastosuj co chcesz (lub nic) – nie widzę powodu, żeby kilkukrotnie powtarzać konstrukcji grzecznościowych. Zobacz – nawet w poprzednim zdaniu jest ton rozkazujący (zastosuj!). O – i w tym też (zobacz!). Nie dajmy się zwariować – jesteśmy dorosłymi ludźmi, dzielimy się opiniami w Internecie i dzięki temu nie musimy sobie „panować”, a możemy w nieco inny sposób (czasem nawet dobitny, jeśli ma to uzasadnienie) wyrazić swoje opinie.
Co do słów Twojej mamy, to ciekawi mnie, czy to również Twoja opinia. Bo widzę, że często czytasz moje wpisy, komentujesz, a podejście, które opisałeś neguje przynajmniej połowę wpisów na tym blogu. To, o czym piszesz, to tzw. podejście „think big”, w które też kiedyś wierzyłem (w skrócie: nie przejmuj się „pierdołami”, analizuj tylko ważne rzeczy i przyj do przodu, żeby zwiększyć przychody). Od kiedy zobaczyłem, że właśnie te drobne oszczędności (woda, prąd, transport, jedzenie, rozrywki… długo by wymieniać) mogą sprawić, że osiągnę niezależność finansową ZNACZNIE szybciej, mocno zmieniłem swoje nastawienie. I owszem – dobrze jest widzieć w prostocie wartość poza finansową, ale naokoło widzę tyle przykładów trwonienia (pieniędzy, zasobów, czasu), że większość moich pomysłów to raczej powrót do względnej normalności a nie jakaś wielka prostota i minimalizm.
Może i racja, nie ugrzeczniajmy na siłę tego co tutaj piszemy. W końcu Internet to miejsce, gdzie bądź co bądź – nie obrażając innych – powinniśmy mieć prawo do wyrażania jasno własnych opinii i dzielenia się swoimi poglądami, tym bardziej jeśli to propozycje, przekonałeś mnie 🙂 Chyba zbyt empatycznie próbowałem podejść do tego, co napisał Jasio, ale fakt – nie dajmy się zwariować.
Oczywiście to co powiedziała moja mama to zupełnie przeciwieństwo mojego podejścia do tej kwestii oszczędzania. Mnie by jednak ABSOLUTNIE sama perspektywa osiągnięcia niezależności finansowej nie wystarczyła. Co innego to o czym piszesz dalej – „naokoło widzę tyle przykładów trwonienia (pieniędzy, zasobów, czasu)” To już dla mnie wiąże się z wartościami, które uznaję i w znacznym stopniu zachęca do życia w prostocie. Również uważam, że to, do czego namawiasz to raczej powrót do normalności, a nie coś dziwnego i nadzwyczajnego. Prostota jest czymś normalnym, ślepy i szybki konsumpcjonizm wręcz przeciwnie. Ja tylko sugeruję, że w moim przypadku sam aspekt finansowy (moich finansów) by nie wystarczył – szybko bym się poddał i żył tak jak większość ludzi.
Stare przysłowie ludowe mówi: srajac w pracy oszczędzasz czas, wodę i papier. Może to niezbyt elegancki temat ale skoro w artykule było o prysznicu-pisuarze…
Zgadzam się w pełnej rozciągłości 🙂 Wielokrotnie zastanawiałem się zresztą nad tym fenomenem – może nie tyle w kontekście oszczędności, ile w temacie płacenia mi za czas, w którym… wiadomo, co robię. Mój organizm i tak jest tak wyregulowany, że we wczesnych godzinach przedpołudniowych jest „czas na dwójkę”, więc jakby nie było, dzieje się to zazwyczaj w pracy 🙂
Niestety – poziom rozumienia abstrakcyjnej ironii w społeczeństwie się obniża.
Woda jest po to żeby jej używać. Oczywiście, że należy ją oszczędzać. Ale nie żyjemy samym oszczędzaniem i wszystko ma swoje granice – przykład z sikaniem do umywalki miał to co poniektórym uzmysłowić.
Pisanie o dobroczynnym wpływie niemycia włosów na ich stan można potraktować co najwyżej w kategoriach kiepskiego żartu. Nie umycie czegoś spowoduje że to coś będzie brudniejsze i z czasem będzie cuchnęło. Niezmiernie mi przykro, ale fizyki i biologii nie przeskoczysz.
Zimne prysznice – owszem są zdrowe ale nie dla wszystkich, istnieją lekarskie przeciwwskazania dla ich stosowania. Czasami dobre rady są złe.
Nie rozumiem co to znaczy, że mam docenić ciepłą wodę. Znaczy się konkretnie co niby mam z nią zrobić – mówić do niej jaka jest wspaniała ? I dlaczego tego nie robiąc jestem samolubny i egocentryczny ?
Oczywiście, że są na świecie ludzie którzy mają gorzej, są też tacy którzy mają lepiej. Tylko co z tego wynika ?
Tak przy okazji: ogródek należy podlewać rankiem albo późnym popołudniem, a w niepodlewaniu w południe wcale nie chodzi o oszczędność wody.
Jasio, Jasio…
A co jest złego w sikaniu do własnej umywalki jeśli tylko wszyscy użytkownicy to tolerują? Co prawda tego nie praktykuję (choć kilka razy w krytycznej sytuacji sie zdarzyło), ale nic mi do tego co kto robi z umywalką we własnym domu 🙂
Nie obniża tylko ludzie traktują „ironistów abstrakcyjnych” tak jak na to zasługują 😉
Niemycie (zbyt częste) włosów ma dobroczynny wpływ na niew w porównaniu np. z myciem 3 razy dziennie. Wszystko zależy od punktu odniesienia…
Zasadniczo mało mnie obchodzi czy i dla kogo zdrowe sa zimne prysznice. Dla mnie są więc je stosuję.
Cieplą wodę i tak doceniasz (a może i przecaniasz) płacąc wiecej za jej „meterek” 🙂 klękać przed nia (i przed niczym innym) nie musisz, ale zawsze możesz…
Z niepodlewaniem ogródka w południe sie całkowicie zgodzę. Szkodzi roślinom.
Romuś, piszesz nie na temat.
eot
Oszczędzanie oszczędzaniem, ale dla mnie osobiście nie spuszczanie wody po skorzystaniu z toalety jest czymś okropnym. Powiesz, że to tylko u Ciebie w domu – ale nawyk to nawyk, pewnego dnia nawet nie zauważysz, że te same zasady stosujesz w innych miejscach. U mnie w pracy jest taki przypadek – nie wiem kim jest ta osoba, ale korzystanie po niej z toalety… brrr! No i cieszę się, że nie nocuję u Ciebie w domu, bo nie byłabym w stanie skorzystać z prysznica.
Kiedyś „przetrzymałam” włosy ponad tydzień bez mycia – miało to pomóc na ich przetłuszczanie. Nie pomogło. Ale faktem jest, że od któregoś dnia moja fryzura przestała się pogarszać – nie mogła się już bardziej pogorszyć.
A poza tym oszczędzanie wody jak najbardziej popieram i ciągle pracuję nad uszczelnianiem kolejnych odkrytych „wycieków”:)
Rozumiem Twoje odczucia. Każdy ma nieco inny poziom tolerancji na tego typu osobiste sprawy.
My potraktowaliśmy to jako element eko-eksperymentu, który – musisz przyznać – pozwala oszczędzać duże ilości wody. Po pewnym czasie sami zaczęliśmy dostrzegać pewne wady tego rozwiązania, a po ostatnich komentarzach Adama (pod koniec dyskusji tutaj) zaczynamy od tego odchodzić.
Absolutnie nie stosowałem z tych nawyków w innych miejscach i nie zamierzałem tego robić – szanuję zwyczaje innych i nie zamierzam innym narzucać niczego na siłę.
Jeśli masz tak negatywne odczucia co do załatwiania jakichkolwiek potrzeb fizjologicznych w innych miejscach niż ubikacja (nawet incydentalnie), to jestem ciekawy jednej rzeczy: czy masz dzieci? Wydaje mi się, że w momencie zostania rodzicem i zetknięcie się z mnóstwem naturalnych, fizjologicznych czynności, po których to Ty – jako rodzic – musisz posprzątać, potrafi mocno zmienić nastawienie.
Poranna i wieczorna higiena – to wówczas się zużywa większość wody. Kiedy wstaję rano, szare komórki nie działają jeszcze w pełni i ciało działa częściowo na autopilocie – siłą codziennych nawyków. Podobnie wieczorem, kiedy ciało jest już senne. Dlatego trudno zmienić te nawyki. To wymaga kreatywności a kreatywności sprzyja wypoczęty umysł.
Dlatego myślę że dobrze może się sprawdzić wcześniejsza wizualizacja (kiedy jesteśmy kreatywni) jak dzisiaj będę używał wody – wyobrażenie sobie jak używam prysznica, jak myję ręce, zęby, itp. w bardziej oszczędny sposób w mojej łazience, z moją szczoteczką. To może przyspieszyć kształtowanie nowych – bardziej oszczędnych nawyków.
Ciekawe wnioski – ale chyba mocno zależą od człowieka. Ja jestem jednym z tych, którzy wstają 3 sekundy po dzwonku budzika (ba – czasami budzę się kilka minut przed nim 🙂 ) i jestem już w pełni świadomy. Oczywiście, jeśli miałem co najmniej 6 godzin snu – w przeciwnym wypadku również lunatykuję. Ale dla całej masy ludzi, którzy potrzebują więcej czasu na dobudzenie to mogą być przydatne rady.
A przy okazji – cudowna, naturalna i naprawdę skuteczna pobudka z rana to dojazd do pracy rowerem 🙂 Tak tak – codziennie wchodzę do biura rozbudzony i nigdy nie kieruję pierwszych kroków po kawę. Jak patrzę na kolegów, którzy w godzinę po przyjechaniu autem do pracy próbują się obudzić przy drugiej kawie, to jeszcze bardziej doceniam moje dwa kółka!
A ma ktoś może pomysł jak zmienić nawyki marudnego człowieka po 50tce? Czymś co mrozi mi krew w żyłach i niemiłosiernie (w sensie finansowym) wkurza moją matkę, jest fakt, iż ojciec dwa razy dziennie funduje sobie kąpiel w wannie pełnej po brzegi (a dokładnie do takiego poziomu, na jaki pozwala otwór przelewowy. Czy jak tam się zwie to coś co zapobiega przelaniu wanny). Wanna najmniejsza nie jest… a skąd taki nawyk? Otóż kiedyś, 10 lat temu, jeszcze za czasów blokowych, nie było w mieszkaniu licznika zużycia wody. Płaciło się ryczałtem, od ilości osób, a na koniec roku wszyscy mieszkańcy dostawali wyrównania na podstawie blokowego licznika. Czyli własne zużycie jednostki nie zmieniało tak wprost jej opłat. Więc nikt nie widział sensu oszczędzania. w tamtych czasach to i ja co wieczór leżałam po szyję w wodzie (nie przeczę, było mi miło). Po przeprowadzce w domu pojawiły się dwie kabiny prysznicowe i jedna spora wanna… Efekt tego taki, że przed moim postanowieniem dotyczącym zmian przez 10 lat kabin nikt do umycia się nie użył… Z tym, że ja i inni domownicy maksymalnie zapełnialiśmy do 1/3 wysokości. Ale jednego niczym nie dało się przekonać… A przydałoby się! Będę wdzięczna za każdy pomysł 😉
Dzień dobry,
Czy kraj, w którym żyjemy oraz gminy, w których mieszkamy dobrze robią, że
pobierają od swoich obywateli podatek od wody?
Do widzenia Państwu: Tomasz
Szczerze, to nie wiem o czym piszesz – możesz rozwinąć? Może – jako telewizyjni ignoranci – czegoś ważnego nie wiemy?
Fajny artykuł. Od dawna bezskutecznie namawiam narzeczoną na chociaż poczytanie o sposobach oszczędzania wody. Ja staram się to robić, ale co „wypracuję”, to ona przerobi;) – mycie naczyń pod bieżącą wodą, lanie wody przy każdej czynności higienicznej, czasem nawet coś tam skubie we włosach, a woda leci i leci;) Skończyło się na tym, że sam myję naczynia 😀 (może to jakaś jej przemyślana taktyka?;)).
Ja za to zauważyłem, że z jakimś natręctwem puszczam wodę jak szczotkuję zęby. Ta woda sobie leci te 2-3 minuty;) Czasem się skapnę, ale jakoś mniej mi się przyjemnie myje, jak nie „sumi”;) Niemniej walczę z tą pokusą:)
U mnie bardzo dużo wody się marnuje przez tzw. junkers, który często ma za niskie ciśnienie wody, żeby się odpalić (a jest dostosowany specjalnie do takich ciśnień) i kilkanaście razy muszę próbować lać wodę, aż zaskoczy. Co drugi miesiąc płacimy od 150 do nawet 300 zł (za wodę i ścieki – nie mam rozbicia na ciepłą, bo sam ogrzewam wspomnianym junkersem).
Kończąc – na pewno przestanę marnować wodę z czajnika, z mycia owoców czy warzyw oraz z tej po gotowaniu jajek. Z korzyścią dla cieszących oko roślin:) Przy okazji polecam założenie rozległych (nawet wielopoziomowych) domowych upraw ziół. To też jakaś oszczędność, a jaki smak! I bez glutaminianu sodu.
Wody butelkowanej generalnie nie kupuję. Mam blisko studnię z wodą oligoceńską i co drugi dzień przywożę rowerem 10 litrów smacznej wody do picia i gotowania.
Ogólnie rower fajna rzecz: zwłaszcza w tym sezonie jesienno-zimowym:) Wytrzymuję jazdę rowerem do temperatury około zera stopni C. Załatwiam rowerem większość sprawunków typu: Biedronka, Rossmann, wspomniana woda oligoceńska, apteka, pralnia itp.
Też z sentymentem wspominam czasy kiedy nie było u mnie w domu licznika na wodę, tylko płaciło się ryczałt od osoby. Ach, te codzienne, ciepłe, długie kąpiele. Było miło, ale się skończyło.
Pozdrawiam Warszawiaków: pijcie wodę ze studni oligoceńskich:)
Kasia
Ciepła woda pod prysznicem, to chyba luksus, z którego nie jestem w stanie zrezygnować. Jeśli chodzi o baterie jednouchwytowe: http://grypsuj.pl/images/demotywatory/2013/2/1248476886_by_pla22_600.jpg
'bateria termostatyczna’ – chcę to!
Mam pytanie w związku z twoją przeprowadzką: jak Ci smakuje woda w nowym mieście? Też jestem z Bydgoszczy i przyznam, że dla mnie smak i zapach jest nie do przejścia. Jest to o tyle irytujące, że MWiK chwalą się modernizacją, jakimiś kosmicznymi filtrami i zapewniają, że jakość wody oraz SMAK i ZAPACH są najwyższej jakości (żeby nie być gołosłowny: http://www.tvp.pl/bydgoszcz/edukacja/woda-bydgoska ) Próbowałem filtru Brita jednak różnica na korzyść jest niewielka. Nie jest to moja fanaberia, bo w rodzinnej wsi woda z kanalizacji jest bardzo smaczna (jak to kiedyś ująłeś – smakuje jak… woda). Dlatego jestem ciekaw Twojej opinii.
No dobrze – poruszyłeś ten mało wygodny temat, niech będzie – będę szczery. Woda w Bydgoszczy jest… słaba. Zapach ujdzie, smak od biedy, a po nalaniu w szklance pływa mnóstwo… białych fusów 🙂 Dlatego – chcąc nie chcąc – zainwestowaliśmy we wspomniany przez Ciebie filtr i jest znacznie lepiej – przynajmniej nic w herbacie nie pływa. Mam podobne zdanie do Ciebie – jest jakaś niewytłumaczalnie optymistyczna kampania mówiąca, ile to kasy poszło na modernizacje i jak teraz jest wspaniale, a z kranu niestety leci to, co leci… Być może winne są rury, przez które przepływa całymi kilometrami ta krystalicznie czysta woda, a które niestety dodają sporo od siebie. W każdym razie za każdym razem, kiedy jesteśmy w Gdańsku, delektujemy się smaczną wodą prosto z kranu 🙂
osobiscie nie odwazylabym sie podlewac roslin woda po myciu owoców. a to dlatego, ze wiekszosc owocow, nawet tych z targu (wiekszosc sprzedawcow zaopatruje sie na gieldach w ktorych zaopatruja sie tez sklepy) jest pokryta srodkami przeciwgrzybiczymi, przeciwgnilnymi, pestycydami, chemikaliami roznej masci. szkoda roslin.
Szczerze mówiąc specjalne kombinowanie, żeby oszczędzić kilka groszy pod prysznicem, czy zostawianie zaszczanego kibla, żeby mniej wody 'zmarnować’ na spłukiwanie mnie nie przekonuje zupełnie 😉 I to nie dlatego, że bym nie potrafił. Co jakiś czas pływam jachtami po morzu, więc serio wiem co to oszczędzanie wody i potrafię się umyć , czy pozmywać naczynia w przysłowiowej szklance 😉 W domu nie mam na to ochoty. Są to kwoty takiego rzędu, że specjalne oszczędzanie na tym imo podpada pod paranoję 😉 Zresztą mamy zużycie na poziomie 5 m3/ osobę (ciepła+zimna), więc tragedii nie ma.. Mieszkamy w 3kę, nikt wody specjalnie nie zakręca przy myciu zębów, czy zmywaniu. Wodę każdy spłukuje tyle razy ile trzeba ;P Ba nawet jak ktoś przyjdzie w gości to może korzystać z wody bez ograniczeń 😉 Dodatkowo współlokatorka bierze czasami na prawdę nieprzyzwoicie długie prysznice, mnie by ch. strzelił jakbym miał sie tyle moczyć, ale niech jej będzie, pewnie nogi same się nie ogolą 😛 Myślę, że gdyby nie to nasze wodolubne dziewczę to mielibyśmy spokojnie po 4m3 na osobę bez żadnego oszczędzania i pilnowania się 😉
Zresztą oszczędzanie prądu też wygląda u nas tak, ze kupiliśmy wszędzie ledowe żarówki, energooszczędną lodówkę, oszczędną pralkę i… nie przejmujemy się resztą. Nawet jak się gdzieś światła nie zgasi to trudno, led dużo nie naciągnie. Na czym mamy oszczędzać? Na komputerze? Radiu? Wyciągać ładowarki z gniazdka? Bez przesady 😛 Mój laptop potrafi chodzić tygodniami bez przerwy.
Jak już oszczędzanie wymaga więcej zachodu to skala powinna być tego warta. Jak właśnie magazynowanie deszczówki do podlewania ogrodu u mnie w rodzinnym domu.
Aha, jeszcze co do picia wody z kranu. Sam piję i żadnych oporów nie mam. Butelkowaną kupuję tylko gazowaną, bo zabawa w jakieś saturatory to chyba spore koszty ( jak kiedyś liczyłem to 2,5zł/1,5l wody, kiedy w markecie butelka kosztuje <1 zł. I do tego ~200 zł za urządzenie. Żaden biznes). W każdym razie woda w kranie jest badana, ale wiadomo, że nie na wszystko. Tylko te częściej występujące paskudztwa i wcale taka sterylna nie jest 😉 Jeszcze sporo tu zależy od ujęcia i od stanu instalacji. Na mnie to wrażenia nie robi, bo potrafię pijać wodę w podróży z na prawdę dziwnych miejsc, ale o ile fabrycznie zapakowana woda butelkowa może stać miesiącami to w takiej kranówie nie raz mi się rozwinęła nowa cywilizacja 😉 Miałem tez okazję się uczyć o wielu stworkach, które w takiej wodzie mogą sobie mieszkać. Zresztą sam za dzieciaka często szukałem ciekawostek oglądając wodę z kranu pod mikroskopem 😉 Jak ktoś chce pić i jest wrażliwy to niech nie próbuje 😀
Bardzo duzo idzie u was wody. My mamy 6 m3 na miesiac ale na 3 osoby i to bez oszczedzania. Choc ja podczas szczotkowania zamykam kran z tego wzgledu ze burzuj ze mnie nie jest. Tez uwazam ze autor artykulu przesadza z tym oszczedzaniem. Np. Zlewanie do miski wode do momentu jak podprysznicem zacznie leciec ciepla woda to juz przesada. Ja poprostu puszczam wode i czekam a woda leci do kanalizy. Nie popadajmy w paranoje bo niedlugo dojdzie do tego ze woda po kompieli bedziemy splukiwali kibel. To juz by byl idiotyzm.
W przypadku wody, bardzo ważne jest systematyczne oszczędzanie. Dzięki temu jesteśmy w stanie obniżyć swoje wydatki i z pewnością procentuje to w przyszłości.
Pozdrawiam, Bartłomiej z Confrontera, http://confronter.pl
Filtr prysznicowo-kąpielowy z systemem kdf jest super oszczędnym rozwiązaniem. Oszczędza się wodę, zmniejszają się wydatki na kosmetyki i środki do czyszczenia wanny lub kabiny prysznicowej.
A ja zdecydowanie wolę materie z jednym kurkiem, bo wtedy ustawiam ciepłotę wody i możemy myć łapki, a zanim ustawimy dwa korki w odpowiedniej ciepłocie, to mija tyle czasu, że można umyć 3 razy ręce jak nie 5.