Dom czy mieszkanie – dylemat czytelniczki

Pamiętacie, jak w jednym z wpisów porównywałem koszty związane z posiadaniem mieszkania w centrum i na obrzeżach?  Otóż pojawił się tam ostatnio komentarz z taką oto zagadką:

Oj, ja też mam że tak powiem problem na przyszłość…
Kupno mieszkania w mieście czy budowa domu.

Załóżmy że z mężem będziemy mieli prace w tym samym mieście i… albo kupujemy tam mieszkanie z rynku wtórnego 3 pokojowe za ok 150 tyś + remont.
Lub budujemy dom 18km od miejsca pracy na działce od rodziców.. koszt domu – cholera go wie ile 300-500tys, taki około 120 metrowy.

Od dziecka mieszkam na wsi i jest fajniee.. 🙂 przyszły mąż choć mieszka w małym mieście w bloku zawsze bardzo chciałby na wsi.

Tylko.. 18km do pracy – trzeba mieć 2 samochody, koszt paliwa przy małym aucie coś ok 300-400zl *2 plus ich utrzymanie itd., to za te pieniądze mogłabym już czynsz płacić w mieście.
W mieście pewnie poruszalibyśmy się rowerami lub komunikacją miejską więc wystarczyłoby jedno auto na wypady rodzinne.
Gdy będą dzieci to rozwój ich w mieście chyba lepszy, choć niekoniecznie 🙂 bliżje szkoła, dodatkowe zajęcia.. za to u mnie na wsi większość dzieci potrafi jeszcze żyć bez komputera itd., w mieście o to bardzo ciężko 🙂

no i tu pytanie, gdzie będzie taniej i wygodniej?
Coś mi się zdaję że w mieście wcale życie nie jest droższe.

Ale gdzie byłoby lepiej, przyjemniej.. pewnie na wsi 🙂

Co o tym myślicie?

Zamiast odpowiadać na komentarz, wysłałem do jego autorki maila z pytaniem, czy zechciałaby zostać „bohaterką” jednego z wpisów. Po twierdzącej odpowiedzi i zdobyciu przeze mnie dodatkowych informacji, pytanie „w pigułce” wygląda następująco: „co się bardziej opłaca: kupno mieszkania za 180.000 zł (160.000 + 20.000 remont) blisko miejsca pracy, czy budowa domu za 350.000 zł 18 km od miejsca pracy”. Po kilku mailach tak właśnie zmodyfikowaliśmy kwoty, bazując na ofertach sprzedaży mieszkań i szacunkowych kosztach budowy domu.

house_vs_apartment_2

Magda deklaruje, że mieszkanie kupiliby bez kredytu. Postawienie stanu surowego domu również nie wymagałoby wsparcia finansowego. Później rozciągnęliby wykończenie na kilka lat, finansując je z bieżących przychodów. Różnica w kosztach zapewnienia sobie dachu nad głową wynosi więc:

350.000 zł – 180.000 zł = 170.000 zł

Spora przewaga mieszkania, ale to i tak nic w porównaniu do sytuacji, kiedy musieliby się posługiwać kredytem. W takim wypadku różnica byłaby ponad 2-krotnie większa, a comiesięczne obciążenie naprawdę znaczące (~ 950 zł w przypadku mieszkania, ~ 2200 zł w przypadku domu). Nie będę w tym wpisie kontynuował wątku kredytu, bo nie jest to tematem rozważań czytelniczki, a poza tym skomplikowałoby obliczenia.

Druga różnica w kosztach wiąże się z transportem. Pracując 18 km od miejsca zamieszkania, nasza para byłaby skazana na kupno drugiego samochodu i codzienne pokonywanie 36 km (każdym z dwóch aut!). 72 kilometry dziennie razy 250 pracujących dni w roku to 18.000 km rocznie. Przy spalaniu 5,5 litrów ON na 100 km to koszt około 5400 zł rocznie, czyli ~ 450 zł miesięcznie za paliwo do obu samochodów. Mieszkając blisko pracy spokojnie mogliby „się zamknąć” w 100 zł na bilety komunikacji miejskiej (a być może nawet tego by nie potrzebowali). Wybór domu wiązałby się też z kupnem dodatkowego samochodu. Przyjmując kupno używanego auta za 20.000 zł co 7 lat (mniej więcej takie podejście deklarowała Magda), mamy kolejne 240 zł miesięcznie (i to nie uwzględniając tego, że co miesiąc moglibyśmy inwestować tą kwotę). Jego utrzymanie (koszty poza paliwem) również nie byłoby darmowe – policzmy 100 zł miesięcznie. Różnica pomiędzy miesięcznymi kosztami transportu przedstawia się tak:

450 zł (koszt paliwa na dwa samochody) – 100 zł (bilety komunikacji miejskiej przy wariancie z mieszkaniem) + 240 zł (koszt dodatkowego samochodu) + 100 zł (serwisowanie drugiego samochodu) = 690 zł (średnio, co miesiąc!)

Kwota jest naprawdę spora, chociaż można się pokusić o jej obniżenie chociaż o kilkadziesiąt złotych (potencjalnie więcej), wybierając wspólne dojazdy! Magda pisała też, że przyszły mąż planuje w sezonie pokonywać codziennie prawie 40 km rowerem (brawo za chęci!), co również pozytywnie wpłynie na koszty jego dojazdów. Można też założyć instalację gazową do obu aut, co prawdopodobnie zamortyzuje się po kilku latach i pozwoli obniżyć sumaryczne koszty.

Niestety – jest jeszcze coś, co dość mocno obciąży budżet naszych bohaterów: koszt dodatkowego czasu spędzonego za kółkiem. Zakładając umiarkowane korki na drodze dojazdowej, powinni oni mieć świadomość, że każde z nich odda dodatkową godzinę swojego czasu w każdy dzień pracujący na komunikację pomiędzy domem a pracą. To sporo – można to bardzo orientacyjnie wycenić na 1h dziennie * 2 osoby * 250 dni w roku * 10 zł/h / 12 miesięcy = 420 zł / miesiąc. To, czy ten koszt dodać do obliczeń zależy od podejścia i definicji „straconego czasu” (z 690 zł zrobi się aż 1110 zł/miesiąc!). Według mojego systemu wartości czas dojazdu do pracy autem ogranicza mój czas dla siebie, dzieci, rodziny itp. Ale każdy patrzy na to nieco inaczej – sam w zupełnie inny sposób pozycjonuję dojazd do pracy rowerem (sport, zdrowie, radość…).

house_vs_apartment_3

Trzecią istotną różnicą w kosztach obu rozwiązań jest samo utrzymanie nieruchomości. Nawet zakładając kupno leciwego mieszkania z drugiej ręki, opłaty spokojnie zamkną się w 600 zł miesięcznie (średnio w roku) – być może znacznie mniej, jeśli budynek byłby nowszy/lepiej docieplony. Utrzymanie domu na pewno będzie o kilkaset złotych wyższe. Nie mając doświadczenia w tej materii – strzelam: 900 zł miesięcznie (może ktoś bardziej doświadczony i mający porównanie się wypowie?). 120 metrów kwadratowych do ogrzania, więcej miejsc w których następuje utrata ciepła, oświetlenie całości, a nawet indywidualna umowa na wywóz śmieci – to wszystko ma znaczenie! Na pewno też koszt utrzymania poszczególnych elementów nieruchomości będzie wyższy – przykładowo, w domu awaria pieca centralnego ogrzewania nie zostanie rozłożona na wszystkich mieszkańców i naprawiona z funduszu remontowego, na który składa się wiele osób – całość jest niestety na głowie (raczej: w portfelu) jednego właściciela. Nie wiem jak to oszacować, ale zakładając dodatkowe (względem mieszkania) 100 zł miesięcznie ustalam chyba absolutnym minimum. I ostatnia sprawa – czas potrzebny na utrzymanie większej powierzchni. Tu znowu fakt jego wliczenia do kosztów zależy od podejścia, ale przyjmując 10 godzin miesięcznie więcej (duża powierzchnia do sprzątania, kilka łazienek, ogród itp – nie biorę nawet pod uwagę odśnieżania, bo to przecież przyjemność 🙂 ), można doliczyć dodatkowe 100 zł/miesiąc.

Razem: 300 zł (różnica w opłatach) + 100 zł (naprawy/wymiany z własnej kieszeni) + (opcjonalnie) 100 zł (czas na utrzymanie) = 400 (500) zł / miesiąc

SUMA: początkowe 170.000 zł + 690 zł/miesiąc (1110 zł uwzględniając czas) + 400 zł/miesiąc (500 zł uwzględniając czas) = 170.000 zł + 1090 zł (1610 zł) miesięcznie.

Mając takie pieniądze i inwestując je na 4% w skali roku, zebrałoby się dodatkowe 355.000 zł po 10 latach (490.000 zł uwzględniając czas), 630.000 zł po 20 latach (968.000 zł uwzględniając czas), wreszcie 1.042.000 zł po 30 latach (1.680.000 zł uwzględniając czas). *

Zauważcie, że kwoty są olbrzymie, i to mimo, że:
– nie uwzględniają kredytu.
– działka jest całkowicie darmowa.
– wsparcie rodziców to również możliwość mieszkania u nich do czasu wykończenia domu.
– wymagania co do posiadanych samochodów są bardzo niewygórowane (to wynikało z konwersacji mailowej).

Czy chcę przez to powiedzieć, że Magda i Jej narzeczony nie powinni się budować, a zamiast tego wybrać kupno mieszkania? Absolutnie nie – daleko mi do tak radykalnych rad. Na ich korzyść przemawia naprawdę dużo, a wielu aspektów – posiadania domu, szczególnie na wsi – nie sposób wprost przeliczyć na pieniądze. Zresztą autorka komentarza sama napisała, że zarówno dla niej, jak i narzeczonego, mieszkanie na wsi jest czymś, co zdecydowanie preferują. Sam jeszcze zbyt mocno cenię krótki (i rowerowo aktywny) dojazd do pracy, więc pewnie jeszcze na tym etapie bym się nie zdecydował na budowę domu, ale wynika to między innymi z tego, że nie zaznałem do tej pory uroków życia na wsi (w domu – owszem, ale widzę też minusy, więc tu nie jestem taki jednostronny). Trzeba też mieć świadomość, że budowa domu bez zatrudniania kierownika budowy, który wszystko „ogarnie” jest olbrzymim przedsięwzięciem, które na kilka lat totalnie pochłonie inwestorów; będzie też kosztowało bardzo, bardzo dużo stresu – powie to każdy, kto realizował tego typu projekt samodzielnie (w sensie organizacyjnym).

Należałoby zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt: wielokrotnie już przytaczaną inflację stylu życia. Budując się, człowiek szybko przyzwyczaja się do „dobrego”, podejmuje mnóstwo decyzji, które podwyższą początkowo planowany standard domu i wykończenia, a które w konsekwencji mogą sprawić, że „popłynie” się z kosztami. Nie znam też nikogo, kto przeprowadziłby się z 80-metrowego mieszkania do 80-metrowego domu. Już zwykle na etapie projektu następuje niemal automatyczny tok myślowy pod tytułem „dodatkowy pokój, łazienka dla gości, spiżarnia, garaż”… i tak dalej. Każdy z tych – racjonalnych przecież – pomysłów sprawia, że dom puchnie i początkowe plany „idą w łeb”.

house_vs_apartment_5

A może by tak „przytulny apartament” w Hong-Kongu? 🙂

Z drugiej strony, aż mnie ręce świerzbią, żeby napisać: „Kochani – podziękujcie rodzicom za unikalne warunki, które Wam stworzyli i budujcie się, jeśli tylko Was na to stać…”. No właśnie – dużo zależy od sytuacji materialnej naszych bohaterów. Nie poruszaliśmy tutaj kwestii ich zarobków i perspektyw na przyszłość. Sam musiałbym być absolutnie pewien, że będę w stanie udźwignąć ten finansowy ciężar samodzielnie (co więcej: nie będąc zmuszonym do emigracji – nieważne, czy do innego miasta, czy kraju), ale to może wynikać z mojego realistyczno-pesymistycznego spojrzenia w kwestii planowania przyszłych kosztów. Zwłaszcza w przypadku młodych osób na początku kariery zawodowej (wiem, że autorka komentarza planuje ślub i nie ma jeszcze dzieci), których „pożyczkodawcą” („darowiznodawcą”) są rodzice, zastanowiłbym się, czy już na początku swojej drogi warto zaciągnąć tak duży dług wdzięczności, i czy duże koszty budowy i późniejszego utrzymania nieruchomości nie będą wymagały dalszej, stałej pomocy ze strony rodziców. Nigdy nie wiadomo, czy taka pomoc nadal będzie możliwa i czy nie będzie obarczona innymi (pozafinansowymi) kosztami.

Ponieważ ja jestem jeden, a ten wpis przeczytają setki czytelników, mam prośbę o wypowiadanie się w temacie dzisiejszego wpisu w komentarzach. A Ty? Co byś zrobił na miejscu Magdy?

PS Coś ostatnio licznik chętnych na newsletter stoi w miejscu, więc po raz kolejny zapraszam do zapisania się na niego.

* obliczenia na podstawie tego kalkulatora.

153 komentarze do “Dom czy mieszkanie – dylemat czytelniczki

  1. Laures Odpowiedz

    Mieszkałam i w bloku ( 16 lat ) i teraz w domu 15 lat. I mając porównanie nigdy nie wróciłabym do bloku. Czuje się tam jak w więzieniu. Przy domu zawsze jest więcej pracy ale warto. Co do dojazdów rowerami w mieście ( zależy gdzie praca itd – przebieranie się po jeździe rowerem w upalny albo deszczowy dzień ) dwa zależy od pogody, stanu zdrowia. Gdy pojawią się dzieci trzeba zawieźć, odwieźć. Można na rowerze jak się człowiek uprze ale nie będzie to łatwe. Na wsi jedyne co gorsze to kwestie dojazdu i w zimie jak zasypie. Ja mieszkam 5 km od centrum a a zrazem na terenach zielonych pod lasem. Więc akurat łącze piękno mieszkania na „wsi – a tak naprawdę dzielnicy miasta” z bliskością miasta – ok 175 tys mieszkańców.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Gratuluję możliwości połączenia uroków wsi z bliskością niewielkiego miasta.
      Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie przyczepił się do kwestii rowerów 🙂 Twierdzę, że chcieć to móc i to, co piszesz („nie będzie to łatwe”) właśnie stanowi o pięknie tego sportu i jest wyzwaniem, które warto podjąć.
      pozdrawiam.

  2. Sekurinega Odpowiedz

    To jest miejsce tylko na komentarz Magdy? To się wetnę 😉
    Jestem za wybraniem wsi. Ja bym wybrała. Bo to jednak własna przestrzeń, ziemia do siania i sadzenia oraz cisza.
    Córkę wychowywałam w mieście i widzę, że pozbawiło ją to eleastycznego podejścia do warunków życiowych. I wspomnienia z dzieciństwa ma jakieś takie witrualne…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Oczywiście, że to nie tylko miejsce na komentarz Magdy – im więcej opinii, tym lepiej, i tym większą pomoc od was otrzyma Magda!
      Zgodzę się, że sam muszę ciągle uczyć się tego, co nazwałaś „elastycznym podejściem do warunków życiowych” – dodałbym, że nawet pogodowych! Wychowanie w mieście, gdzie wszystko jest na miejscu, to trochę takie przebywanie pod kloszem, prawda?

  3. Marek Odpowiedz

    Budowa domu to taka solidna 'kotwica’. Uwiązanie do miejsca. Ciężko będzie kiedyś przenieść się gdzieś indziej. W razie odpukać pogorszenia warunków finansowych można popaść w niezłe problemy….. trzeba pamiętać. że pracy trzeba będzie szukać tylko w okolicy…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Strzał w 10!!! Marku, nie mogę się z Tobą bardziej zgodzić! Osobiście jestem w sytuacji, którą pewnie niedługo opiszę, a która bardzo pasuje do tego, co poruszyłeś w komentarzu. Nie będę zapeszał, ale… Magdo (jeśli to przeczytasz) – weź to mocno pod uwagę. Budując dom, wydając na niego mnóstwo pieniędzy, a przede wszystkim wkładając w niego bardzo duże serca, emocji i zaangażowania, naprawdę będzie Ci NIEZWYKLE ciężko ruszyć gdzieś dalej, jeśli sytuacja będzie tego wymagała. Jeśli jesteście pewni solidnego i atrakcyjnego rynku pracy u siebie w miejscowości, możecie trochę mniej się tym „przejmować”, ale pamiętać o tym trzeba.

      • Misiowe Odpowiedz

        Tak, też o tym myślę.
        Na razie są to tylko nasze przemyślenia a i tak uważam, że mam ogromne szczęście że mam aż tyle opcji na start w dorosłe życie 🙂

        I… może się okaże, że za 2-3 lata postanowimy poszukać szczęścia w mieście oddalonym od nas o 90km.. bo i o tym czasem myślę, zalezne jest to też bardzo od warunków pracy.

        Pewnie skończy się na tym, że biorąc ślub trochę u rodziców pomieszkamy i wtedy podejmiemy konkretną decyzję.

      • Panna Dziewanna Odpowiedz

        1. budowanie dużego domu w dzisiejszych czasach, gdzie nie ma rodzin wielopokoleniowych, a dzieci to maks. 1 lub 2, nie ma najmniejszego sensu – czyli budować dom mały, dostosowany do niewielkiej liczby mieszkańców;
        2. mały dom w pobliżu większego miasta łatwiej sprzedać (np. komuś „miastowemu”, kto idzie na emeryturę) niż wielką hawirę
        3. coraz częściej można spotkać pracodawcę, któremu nie przeszkadza tele-praca, praca w domu, bywanie w firmie 1-2 razy w tyg. (mowa o w miarę 'wolnych’ zawodach)
        Luźne wnioski osoby, która ze wsi pochodzi, mieszkała kilka lat w mieście i na wieś wróciła 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Ad 1. Argument „nie ma sensu”, jakkolwiek racjonalny, bardzo słabo przemawia do inwestorów. Zwykle dają się oni ponieść wyobraźni i poniżej 120 m2 się nie kończy… najsmutniejsze jest jednak to, co widziałem już kilkakrotnie – dłuuugie i dokładne przygotowywanie się na powiększenie rodziny (kariera, sprzęty, nawet budowa domu o „odpowiednim” metrażu), a później… niestety olbrzymie kłopoty z realizacją tych długo odkładanych planów.

          • Panna Dziewanna

            Wróciliśmy z miasta na wieś – do rodziców. Mieszkamy w naprawdę dużym domu – my góra, oni dół. Dzięki czemu wielka chata nie stoi zmarnowana -> nie mamy kredytu hipotecznego -> jesteśmy wolni -> co nie wydane, to zaoszczędzone… itd 😉 A jeszcze nauka relacji międzyludzkich…
            Wiem, nie zawsze się da, ale spróbować warto 🙂
            Pozdrawiamy!

          • Kejt.

            Próbujemy mieszkać (od kilku lat) z moim mężem i moimi rodzicami na warunkach podobnych, które opisałaś – tak się po prostu nie da. Moja matka czepia się o wszystko… stała się teściową z najgorszych koszmarów… i obawiam się, że będziemy musieli uciekać. Jest mi bardzo ciężko i jednocześnie przykro, ale chyba tak będę musiała postąpić – za wszelką cenę kupić/zbudować coś własnego. Wolałabym swój mały domek, chociaż nie wiem kompletnie, jak się za to zabrać… Gdzie najlepiej, od czego zacząć, co zrobić… kompletna porażka… miało być tak pięknie, a chce mi się wyć. Dodam, że mieszkanie w bloku byłoby najłatwiejszym rozwiązaniem i prawdopodobnie najtańszym, nie wymagającym wielkiego wysiłku, ALE takie rozwiązanie na pewno odpada. Mieszkałam w domu i w bloku, i w kamienicy, ale do tych dwóch ostatnich nigdy nie chciałabym wrócić – czułam się jak dziki zwierzak w klatce… Nie wiem co robić.

          • wolny Autor wpisu

            Kilka lat to szmat czasu – nam stuknęło na razie 5 miesięcy (a więc większa część za nami), w czasie których było… różnie. Myślę, że byłoby znacznie gorzej, gdybyśmy nie mieli perspektyw na zmianę tej sytuacji i powrotu do jakiejś zdrowszej dla wszystkich konfiguracji 😉 Każdy przypadek jest inny i wierzę, że niektórzy nieźle funkcjonują w wielopokoleniowych rodzinach, ale sam chyba byłbym podobnie sfrustrowany do Ciebie, gdyby u nas trwało to tak długo. Pamiętaj, że nie ma tylko dwóch wyjść (mieszkanie z rodzicami vs żmudna i kosztowna budowa własnego domu) – jest cała masa pośrednich rozwiązań, których być może nie dostrzegasz. Kto wie – może chwila wyrwania z tej sytuacji (są wakacje, idealny czas na krótki wypad z rodziną :)) pomogłaby Wam spisać wady i zalety poszczególnych rozwiązań i podjąć jakąś decyzję na spokojnie i bez zbędnych emocji? Pozdrawiam i życzę powodzenia!

          • Niktwazny

            Wyprowadź się do mieszkanie i poczekaj aż teściowa umrze.

      • Katta Odpowiedz

        A co jak sie kupi mieszkanie to sie czlowiek nie przywiaze?gdzie bysmy nie mieszkali ciężko sie przeprowadzic nawet gdybtego chcemy bo łączą nas sentymenty z każdym miejscem zamieszkania.jak dla mnie trzeba zyc tak jak sue chce zeby niczego nie żałować.a nie ze nie wezme kredyty niexwybuduje domu bo kiedys….. Kiedys moze swiat przestać istnieć.

  4. Agaru Odpowiedz

    Do 3 roku mieszkałam na wsi (wiele nie pamiętam), później miasto, ale wszystkie wakacje po połowie były spędzane na wsi u babć. I te chwile najmilej wspominam, choć często wiązało się to z pracą przy zbieraniu truskawek, sadzeniu ziemniaków, żniwach (tak, kiedyś szło się za wujkiem lub dziadkiem z kosą i zbierało na równi z dorosłymi zboża), a jak sie znudziło do leciało się do lasu lub innych znanych zakamarków na poziomki, wodę prosto z strumyka…

    Tej wolności brakowało w mieście, ale tutaj za to sporo znajomych było z którymi do późna bawiło się w podchody, bawiło w piasku, godzinami huśtało, grało w gumę czy w klasy (widział ktoś to ostatnio?)…

    Sama zdecydowałam się na budowę domu, ale tylko 5 km od miasta. Więc zakupy mam zamiar robić na rowerze lub przy okazji większego wyjazdu, a pieczywo sama piec lub kupować w pobliskim sklepie (który na razie działa).
    Dojazdy do szkoły są organizowane (bus szkolny), a w razie czego zawsze można umówić się z sąsiadami, że wozimy dzieci na przemian tygodniowo (tak moja mama robił z namlodszą siostrą, tym samym jeżdziła co 4 tygodnie).

    Wszystkie koszty da się jakoś zoptymalizować 😉

    Wolny – jak blog będzie działał za rok, półtora, obiecuję Ci po solennie podsumowanie kosztów przeprowadzki z mieszkania do domu. Co prawda troszkę trudno porównać 32 metry do 140 :), ale podsumuję także wspomniany czas sprzątania czy innych czynności związanych z utrzymaniem domu. Na razie dom się kończy (własnymi rączkami) i liczymy na przeprowadzkę na wiosnę.

    Zatem (niestety, pomimo wyliczeń), jestem za budową domu. Pewnych rzeczy nie da się przeliczyć na pieniądze.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Trzymam Cię za słowo z tymi kosztami – byłoby super opisać takie zestawienie! I co to za wątpliwości, czy blog będzie „działał” – więcej wiary 🙂

  5. Konrad Odpowiedz

    Wszystko zależy od indywidualnych preferencji. Obserwuję kilka rodzin mieszkających w domach jednorodzinnych i widzę, że dom to skarbonka. Zawsze coś jest do zrobienia. Pochłania to mnóstwo czasu, pieniędzy a efekt ostatecznie nie powala. Komfort życia teoretycznie większy w domu. Mi osobiście, mieszkańcowi domu wielorodzinnego, najbardziej brakuje ogrodu i garażu. Bardziej jednak cenie czas dotarcia do pracy krótszy niż 30 min w obie strony). Nie wyobrażam sobie tracić 2h dziennie na dojazdy. Podsumowując jak patrzę na to ile niektórzy wydają na utrzymanie domu, to ja wolę za te pieniądze podróżować po świecie raz na kwartał. Na wsi jestem i tak często, bo takie hobby 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Bardzo racjonalne podejście – powiedziałbym „chłodne”. I szczerze przyznam, że bardzo bliskie mojemu!

  6. Ella Odpowiedz

    Wybrałabym opcję kupna mieszkania. Przemawiają do mnie nie tylko niższe koszty i zaoszczędzone pieniądze, ale przede wszystkim brak tracenia czasu na codzienne dojazdy. Te osoby, które mają za sobą doświadczenia codziennego dojazdu do pracy do miasta z miejscowości oddalonych kilkanaście/kilkadziesiąt kilometrów wiedzą, jak potrafi to doskwierać…. A mieszkanie w mieście nie musi oznaczać przecież odcięcia od wsi. Magda może uciekać na wieś w weekendy. Sama tak robię – tydzień pracujący spędzam w mieście – miejscu pracy, a weekendy bardzo często jeździmy do rodziców na wieś, napawamy się naturą, korzystamy z uroków, chodzimy na grzyby, maliny itp. Zbieramy warzywa, owoce -które może rosną bardziej po czujnym okiem rodziców, niż naszym, ale zebrane własnoręcznie sprawiają radość 😉

    • Misiowe Odpowiedz

      No właśnie też taka opcja jest i nieraz tak mówiłam.

      Tylko nie wiem co będzie jak kiedyś zabraknie rodziców, czy nadal będę miała otwarte drzwi do domu.
      Jak ja się wyprowadzę w domu zostanie brat i czy kiedyś będzie mi się z nim dobrze żyło, niestety nie wiem – bo różnie bywa.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      I kolejny racjonalny komentarz. Bardzo, bardzo podoba mi się takie podejście. W przypadku Magdy jest też po prostu idealne (z mojego punktu widzenia) – mieszkanie w mieście, a weekendy spędzane na wsi, u rodziców, dosłownie kilkanaście kilometrów dalej. Dzięki Ella – już wiem, jak sam mam zagłosować w swojej własnej ankiecie 🙂 Wybieram opcję mieszkania – mimo wszystko.

  7. Misiowe Odpowiedz

    Wielkie dzięki za ten artykuł, oczywiście nie przekonał mnie do żadnego wyboru 🙂
    Ogólnie jestem rozdarta – ostatnio wymyśliłam że ze względu na to że mam jak, może po ślubie pomieszkamy trochę na wsi i zobaczymy jak to z tymi dojazdami, trochę w mieście i porównamy co lepsze…

    Np. narzeczony mieszka w małym mieście (pracy tam brak) więc dojeżdża do pracy 20 km do większego miasta – w sezonie jeździł rowerem, teraz zaprzestał bo nie daje rady bo dużo siedzi w pracy, a codziennie 40km to jednak trochę jest i jeździ busem, pociągiem – masę czasu to pochłania :/, planuje kupić samochód więc będzie lepiej.

    Musze jeszcze dodać że nie została poruszona jedna sprawa, mieszkając na wsi moglibyśmy mieć dodatkowe dochody z pracy na niej.
    Tylko, czy pracując w mieście długo da się robić jeszcze dodatkowo na wsi?

    Może lepiej mniejsze mieszkanie w mieście, a kasa zaoszczędzona albo na inwestycję, albo w miarę na korzystanie z życia, podróże, wyjazdy, weekendy.

    Echh.. jak dla mnie na razie zbyt ciężki dylemat.

    Co do wyliczenia że mając 170 000+msc czas itd to nawet na lokacie będzie tego tyle i tyle to nie jestem przekonana, bo nawet jak kupię mieszkanie za gotówkę to 170 tys nigdy mieć nie będę 🙂 tzn., jak będę oszczędzać to może kiedyś, ale na pewno nie od razu.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Kwestia dodatkowych dochodów na wsi mogłaby w Waszym przypadku nieco zmienić zaprezentowane obliczenia. Zresztą – jak już pisałem, nie poruszaliśmy tutaj w ogóle kwestii Waszych przychodów.

      Piszesz, że nie przekonują Cię wyliczenia dotyczące inwestycji. To kwestia priorytetów i patrzenia długoterminowego. Piszesz, że te 170.000 zł będziesz miała „może kiedyś”, a przecież jednocześnie masz znacznie większą pewność co do zebrania tych pieniędzy (bez kredytu) na budowę i wyposażenie domu. Wszystko jest kwestią nastawienia i wiary w swoje możliwości – zarówno te dotyczące budowy domu, jak i oszczędzenia konkretnego majątku 🙂

      • Misiowe Odpowiedz

        No dlatego mówię, że jakbym postawiła na mieszkanie a może jeszcze lepiej mieszkanie z rodzicami to kiedyś na pewno w perspektywie paru lat nazbierałabym taką kwotę (mieszkając z rodzicami szybciej ze względu na dodatkowy przychód).

        Myślę, że nie podejmę tej decyzji (decyzji o budowie domu) nawet jak bardzo będę chciała, bez przekonania, że damy radę finansowo, jak będę miała jakiekolwiek wątpliwości to zapewne odpuszczę.

  8. Merci Odpowiedz

    Zagłosowałam za mieszkaniem, chociaż sama mieszkam na wsi w… mieszkaniu. Wcześniej mieszkałam w domu na wsi i różnicy w kosztach nie odczulam. Rata kredytu porównywalna z czynszem (głównie dzięki obniżce stop), pracuje zdalnie, więc odchodzą koszty i czas dojazdów do pracy. Mam 10 km do najbliższego miasteczka. Dla mnie wieś jest w miarę ok, ale patrząc na sytuację Magdy, wybrałbym miasto, a działkę wykorzystała do rekreacji na weekend.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Zazdroszczę Ci sytuacji! To także mój plan, ale na razie nie mieliśmy jeszcze takiej możliwości. Mimo, że branża jak najbardziej sprzyja takim rozwiązaniom. Może kiedyś…. NIE – NA PEWNO kiedyś!

      • Misiowe Odpowiedz

        To tutaj też podrzucę, że gdybym wybrała mieszkanie i potem byłoby mnie stać to zainwestowałabym w jakiś domek nad jeziorem lub w górach..

        O..to w ogóle byłoby idealnie 🙂

  9. Roman Odpowiedz

    Nigdy nie mieszkałem w bloku wiec jestem jakby troche skrzywiony…
    Kiedyś bez wahania wybrałbym: „buduj się”, dziś skłaniam sie ku trzeciemu rozwiazaniu (mieszkaj u rodziców)…
    Wybrałem jeszcze inaczej, ale o tym za chwilę…
    Dom wielopokoleniowy, jeśli tylko jest taka możliwość (no i jeśli mamy do czynienia z madrymi ludźmi) to rozwiazanie POZWALAJĄCE załatwić kilka spraw jednocześnie
    1. Umacnia więzi rodzinne
    2. Zapewnia jednoczesną opiekę i dziadkom i dzieciom
    3. Jest najmniej kosztowną inwestycją (w miejsce zamieszkania)

    Niestety, może być też, jeśli ludzie nie potrafią sie porozumieć, bardzo kosztowną „inwestycją emocjonalną” i tu trzeba rozumu i dobrego zastanowienia czy „warto”…

    Sam wybrałem rozwiazanie bedące połaczeniem pierwszego i trzeciego…
    Po prostu odkupiłem dom od swoich rodziców i brata…
    Rodzice są u nas na „dożywociu”, brat poszedł w swoją stronę…

    • Misiowe Odpowiedz

      Mamy na tyle duży dom że w sumie jak tylko będziemy zgodni to i możemy wszyscy w nim mieszkać 🙂
      Ale wtedy tato od razu mówi że jak będzie dosyć dobrze to budujemy dla jednego z nas dom, nie mówię że musze to być ja – może brat będzie chciał.. a jak będzie źle, spokojnie pomieścimy się w jednym domu nawet jak i brat założy rodzinę.

      W tym momencie sama (od 2 lat) mam do dyspozycji, świeżo po remoncie sypialnie i pokój, ok 37m kwadratowych – jak dla mnie dużo, na tyle dużo że mogę tu mieszkać z mężem czy nawet i z dzieckiem.
      W miastach całe mieszkania mają najczęściej te 45-55m kwadratowych.

      • Roman Odpowiedz

        Wiesz zapewne bardzo dobrze, że to wszystko tak naprawdę zależy od relacji w waszych rodzinach…
        Jeśli potraficie konflikty (a takie na pewno sie pojawią) rozwiązywać głową a nie pięścią to jest to rozwiazanie warte przynajmniej gruntownego przemyślenia…

        • Misiowe Odpowiedz

          Racja, ale myślę że z taką decyzją to musiałabym poczekać aż brat znajdzie żonę 🙂
          Bo kobieta może przewrócić mu w głowie i wtedy mógłby być problem..
          A gdyby udało się w drugą stronę, że żona byłaby w porządku to myślę że jakoś dało by się żyć – bo ja zawsze dążę do kompromisów.

          • Tomek

            Akurat o żonę brata bym się nie martwił 🙂 Z moich obserwacji wynika, że albo rodzina mieszka u męża teściów (czyli rodziców żony) albo w ogóle osobno. Nie jest mi znany przypadek wprowadzenia się synowej do rodziców męża, w drugą stronę znam kilka przypadków. Ok, znałem jeden, ale to był przejściowy moment skracany jak tylko się dało aby jak najszybciej pójść na swoje.

            Tak więc z 90% prawdopodobieństwa możesz założyć, że brat po znalezieniu żony się wyprowadzi 🙂

          • Iza

            Nigdy nie wiadomo. Życie potrafi zaskoczyć.

            U mnie w rodzinie jest jedno małżeństwo, które zamieszkało u rodziców męża.

            🙂

          • Misiowe

            No właśnie niestety ze względu na prowadzony interes na 90 a nawet na 99% mogę założyć że brat będzie mieszkał z rodzicami 🙂 i jak znajdzie żonę, będzie musiała to zaakceptować 🙂 myślę, że jak będzie w miarę rozsądna nie będzie miała aż tak dużego problemu z tym bo i interes zawsze da im jako tako żyć.
            1 % moge zostawić na nieprzewidziane sytuacje że jednak będzie inaczej.

    • iksińska Odpowiedz

      Hej Roman:) Ja dzieciństwo spędziłam w domu, potem na krótko w czasie studiów- mieszkanie, teraz mieszkam z mężem..w domu. Sytuacja podobna, mąż odkupił mieszkanie ( na spółkę z jego mamą), od rodziny (RODZEŃstwo jego mamy) – teraz mieszka z nami teściowa oraz jej mama (w końcu to jej dom rodzinnny). Brałam pod uwagę głównie wzgl. finansowe, oraz to że dom jest w mieście, a ja do pracy miałam stąd zaledwie 6km, – czyli górowały względy ekonomiczne. Generalnie chcieliśmy na pierwsze lata małżeństwa wynając jeszcze dla siebie jakieś małe mieszkanko..ale wzgl. ekomomiczne. I CO?? i tak już mineło prawie 5 lat. Ja od ok. roku szukam nowej pracy, u męża też nie jest w 100% stabilnie finansowo, tesciowa ma juz powoli swoje lata, jej matka ma alzhaimera i wymaga 24h opieki. A ja nie widze perspektyw aby przerwać ta sytuację. Wnioski: Zaluje ze nie wynajelismy wtedy mieszkania, moze na ten moment cała sytuacja wygladała by inaczej. NIE MOŻna patrzeć ciagle tylko ze względów finanowych i ekonomicznych, co się bardziej opłaca. Trzeba kierowac się również sercem i i poczuciem czego w życiu najbardziej nam potrzeba. Jedyne o czym teraz marze to swiety spokój ,swoje 4 kąty i cos jeszcze, ale tylko osoby ktore mają stycznośc z chorymi ludzmii w podeszlym wieku wiedza o czym mówie. PS: nie mamy jescze z mezem dzieci, ale jeszcze nastepne kilka lat i bedzie trzeba zajmowac sie nie dziecmi ale juz na powaznie rodzicami…smutna prawda..

      • Roman Odpowiedz

        Mi jest o tyle łatwiej, że pracuję w domu, a tato (mama już nie zyje) pomimo swoich 75 lat jest jeszcze – i oby jak najdłuzej był – samodzielny ( nawet mi troche w firmie pomaga). O teściów sie jak na razie nie martwię, bo z racji tego, że żona sporo młodsza ode mnie to i teściowie niewiele starsi ode mnie 🙂

        • Misiowe Odpowiedz

          Jeżeli chodzi o rodziców to też wiem, że kiedyś kiedyś z duzym prawdopodobieństwem w razie choroby czy tak po prostu wieku będę musiała się zając teściami.
          Narzeczony jest jedynakiem, więc pod względem finansowym w tym wypadku kiedyś pewnie dostaniemy mieszkanie od jego rodziców ale i zaraz może oni będą musieli zamieszkać z nami?
          A wtedy to i dom by się przydał bo byłoby więcej swobody, spokoju.

          Choć to już w ogóle odległe w przyszłości ale gdzies tam też mam to na uwadze.

          • Roman

            Dla mnie to nic dziwnego, że skoro kiedyś rodzice opiekowali się mną, to w ich jesieni życia mam „moralny obowiązek” opiekować się nimi…
            Dla Ciebie to raczej dłuższa przyszłość i na razie tym głowy sobie nie zamulaj… 😉
            Życie i tak przyniesie dużo więcej możliwych rozwiązań, wskaże dużo więcej dróg, którymi będziesz mogła pójsć, niż dzis jesteśmy w stanie wymyśleć (i to właśnie w życiu mnie tak zachwyca) 🙂

  10. Charlotte1108 Odpowiedz

    W ankiecie zaznaczylam mieszkanie. Dom jest dobra opcja dla ludzi stabilnych zawodowo, a domyslam sie,że bohaterka wpisu i jej mąż dopiero zaczynają rozwijac swoja kariere. Koszy budowy,wykonczenia sa duze, podczas robot nie raz moga wyjsc problemy. Niemal kazdy kto budowal dom mowi, ze koszt byl co najmniej o 30% wyzszy od zaplanowanego, bo duzo rzeczy nie da sie przewidziec. Poza tym na cieszenie sie domkiem potrzebny jest czas i sily, a sam dojazd wiele zabiera jakies zakupy, koszenie trawnika, naprawy, odsniezanie itd Napewno ktos kto pracuje na etacie,dojezdza do pracy bedzie jeszcze tyral na polu czy tam innych pracach o ktorych Magda wspomniala,juz to widze 😉 zwlaszcza jak pojawia sie dzieci 😉 Ktos wspominal jeszcze o sielskiej wsi, robotach na polu, dojeniu krow itd. Teraz wies jest inna, to nie to co kiedys, a mlodziez potrafi wiecej siedziec w sieci niz miastowi zwlaszcza w zimie, bo nie ma co robic. W lato jeszcze posiedza na przystanku i pija tanie wina lub probuja fajek. A zima sie nudza. Oczywiscie mozna dowozic dzieci na angielski tenis czy kto co tam woli ale to generuje jeszcze wieksze koszta i czas. Dziecko zachoruje tez trzeba pielgrzymka do miasta i to o swicie. Polecalabym kupic mieskanie a na dzialce mozna postawic domek letniskowy, rodzice napewno chetnie pomoga 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Też ciekawa opcja, mimo że kosztowo raczej super-oszczędnie nie wyjdzie.
      Rzeczywiście, bardzo często nie patrzy się na dodatkowe koszty, jak choćby te, o której wspomniałaś – dojazdy nie tyle do pracy, ale wszelkie zajęcia dodatkowe, lekarzy, sklepy itp itd. To sprawia, że człowiek za normalne stają się koszty paliwa rzędu 500-600 i więcej złotych miesięcznie; co więcej, nie patrzy się na to jako na koszt związany z mieszkaniem z dala od centrum.

    • Adam Odpowiedz

      Tak to rzeczywiście wygląda, kiedy opadnie zauroczenie. BARDZO lubię przyrodę, obserwowanie ptaków przez lornetkę, zdrową żywność itd. Ale to nie znaczy, że kocham opróżnianie szamba, palenie w kotłowni, błoto po kolana i psy wałęsające się po wsi.

      Tak naprawdę o wyborze miejsca zamieszkania decydują dwie grupy czynników: praca (dojazdy i uposażenie) i dzieci (szkoła, pediatra, basen itp.). W moim przypadku praca jest i będzie wyłącznie w dużych miastach, a przy trójce dzieci w domu przedszkole, podstawówka, gimnazjum i przychodnia lekarska po drugiej stronie ulicy to takie ułatwienie, że nie sposób tego wyrazić słowami.

      Czasem sobie myślę, że dom na wsi będę miał wtedy, kiedy dzieci pójdą z domu. Ale znajomi (z domami) mi mówią, że wtedy nie będę miał już siły na sprzątanie i mycie okien, a i lekarz będzie mi częściej potrzebny… Dlatego marzenia o domu rekompensuję sobie wypadami pod namiot.

  11. Darek M. Odpowiedz

    Wybór nie jest łatwy, sam jakiś czas temu się nad nim zastanawiałem. W zasadzie to co jakiś czas wracam do tych rozważań.

    Finansowo, zdecydowanie na plus wychodzi mieszkanie. Czasowo (dla mnie to jest jeden z najważniejszych argumentów) również przewaga mieszkania jest znacząca. Mniej pracy przy sprzątaniu i krótsze dojazdy do pracy to silne argumenty.

    Natomiast mieszkanie w domu, blisko rodziców ma wiele innych zalet (wady pewnie też się znajdą 😉 ). Szczególnie, jeśli ma się dzieci. Pozostałe atuty to: cisza i bliskość natury.

    Na tą chwilę osobiście wybrałem mieszkanie blisko pracy. W przyszłości moim marzeniem jest dom i praca zdalna. Kto wie, może kiedyś uda się zrealizować te plany.

  12. Grzegorz Odpowiedz

    Chyba najlepiej mieszkanie a na wsi mały domek maks. 80 metrów, najpierw jako letniskowy a jak będzie kasa to się przerobi na całoroczny i będziecie mieli na emeryturze spokój a mieszkanie będzie dla dziecka. albo jak bedzie dziecko dorosłe to wtedy sie przeprowadzicie. wydaje mi sie, że lepiej mieć 2 małe niż 1 duże.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ciekawa alternatywa, ale nie dla kogoś takiego, jak ja – zbyt duże koszty i zdecydowanie wydłużenie czasu osiągnięcia niezależności finansowej. Zresztą Polacy (i nie tylko my) mamy tendencję do posiadania swojego miejsca odpoczynku, które czasami odwiedzamy raz-dwa razy w roku, a które stale generuje spore koszty.

  13. Roman Odpowiedz

    Jeszcze jedna rzecz o której nie wspomniałem…
    Wśród polaków da sie neistety zauważyć megalomanię przy budowie domu…
    Doprawdy, konia z rzędem temu kto logicznie uzasadni potrzebę budowy choćby 120m2 domu dla 4 osób…
    Jak dla mnie to bez sensu, no ale…
    A przecież 80m2 w zupełności by wystarczyło i koszt budowy dużo niższy…
    Choć faktem jest, że biura projektowe podążając za tą megalomanią oferują mało dobrych projeków dla niewielkich domów…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Racja. Nie znam nikogo, kto budując dom, zamknąłby się w powierzchni poniżej 120 m2. To takie absolutne minimum, poniżej którego dom uchodzi za „malutki”. To jak – powierzchnia identyczna i dom malutki, a mieszkanie ogromne? 🙂

      • Roman Odpowiedz

        Gdzieś czytałem (i niestety przypomnieć sobie nie mogę gdzie), że do „komfortu psychicznego” wystarczyłoby w naszej strefie klimatycznej 17 m/osobę (licząc CAŁĄ powierzchnię mieszkalną)…
        Poluzujmy sobie i zróbmy 20 m/osobę…
        To co się teraz buduje to zdecydowanie, ale to zdecydowanie, więcej

        • Agaru Odpowiedz

          To, że trudno znaleźć projekt z małą powierzchnią, to fakt. A jak już się coś znajdzie, to w środku mały architektoniczny koszmarek 🙁 W domu, w zależności od projektu) sporo „powierzchni” zabierają miejsca typu kotłownia, przejścia z garażu, korytarze, schody (jeżeli jest jakieś poddasze użytkowe), komin itp, itd.

          Logicznie uzasadniam swój wybór 140 m dla 4 osób (3 na razie, 4 na pewno będzie 😉 ) – moja firma internetowa, która wymaga małego magazynu 😉 i zabierze minimum 20 m2 powierzchni – jak nie więcej.

          Zatem moja praca jest w moim przyszłym domu, mężowi dodatkowe pięć minut przy jego dojazdach nie robi żadnej różnicy.

          Ktoś wspomniał o ciężkiej i zajmującej pracy przy koszeniu, odśnieżaniu itp – na pewno to lepsze i zdrowsze niż siedzenie przed telewizorem 😉 Zresztą mój mąż to taki dłubacz złota rączka – już wiem, że stół będzie zrobiony przez niego 😉 W mieszkaniu się dusi, tam na pewno rozwinie skrzydła… A dzieciom dodatkowe obowiązki (np: skoszenie czy zebranie trawy) nigdy nie zaszkodzą…

          • KaYa

            Ja zaczyna lam od 37m kawalerki w miescie’ potem po6 latach przeszlam na 80m.Po kolejnych 12 latach na dom 180m na wsi i jestem przekonana ze to byly dobre rozwiązania na ówczesny czas.Obecnie dzieci juz prawie dorosle i powoli niezależne, a ja mam parę lat pracy by się ugruntować finansowo i w wieku 50 być kobieta zadbana finansowo.:). Tak wiec malymi krokami ale konsekwentnie do celu czego wszystkim życzę!!

          • wolny Autor wpisu

            Bardzo ciekawi mnie określenie „kobieta zadbana finansowo” – przede wszystkim, jak ma się ono do koncepcji niezależności finansowej 🙂
            A 180 m2… toż to się w chowanego można tam u Ciebie bawić!

          • KaYa

            Ujme to tak ,mieszkań się nie pozbylam( przychód pasywny),uprawiam wolny zawod, a jeśli chodzi o dom to jakieś 50 m to garaż + kotlownia ,dalsze 25m to pracownia, reszta to pow mieszkalna czyli jakieś 100m… 🙂 mam nadzieje ,ze zaspokoilam Twoja ciekawość;)

          • wolny Autor wpisu

            Jak najbardziej zaspokoiłaś 🙂 Fajne ruchy z mieszkaniami – w planach mamy coś podobnego.

    • Misiowe Odpowiedz

      Pewnie dlatego tak jest, że jak się już chce mieć dom to aby było więcej przestrzeni itd.

      Gdybym miała rozważać dom 80m2 a mieszkanie w mieście 60m2 to bez wahania wybrałabym mieszkanie 🙂

      Nie po to ludzie „uciekają” z miasta aby na wieś przeprowadzać się do tylko nieco większego domu.

      Choć jednak domy rzędu ok 150-200m2 to już dla mnie przesada.

      Ostatnio kuzynka budowała dom, wyszło jej ok 170m2 dla 4 osób, każdy ma pokój po 25-30m2, duży salon – ale czy to nie przesada? Jak dla mnie zdecydowanie.

    • Niktwazny Odpowiedz

      4 osoby = > 3 sypialnie + salon + kuchnia i jadalnia + 2 łazienki + garderoba+ pomieszczenie gospodarcze + ew. gabinet . Na 80 m^2 tego nie zmieścisz.

  14. Trevi Odpowiedz

    Witam ponownie i dokładam swoje 5 groszy:)

    Temat-problem jest BARDZO złożony i zależy od WIELU czynników – począwszy od lokalizacji, wielkości miasta, powierzchni domu, miejsca i typu pracy na (co ważne) osobistych preferencjach i systemie wartości kończąc. Jak we wszystkim są PLUSY i MINUSY.

    Na pewno rację ma Roman (powyżej) że nie trzeba budować 200m2 domu a porównanie 80m2 powierzchni ma sens – np. w moim mieście koszty takiego domu z działką(5km od centrum) a mieszkania wypadają podobnie. Utrzymanie paradoksalnie mniejsze w domu (z odpowiednimi instalacjami i ociepleniami)w porównaniu do stale rosnącego czynszu w bloku..

    Dodam ze:
    – w bloku zawsze jest tzw ryzyko sąsiadów: mam takich nad sobą którzy prowadza taki tryb życia że nie sposób wypocząć we własnym M.
    -we wspólnotach i spółdzielni prawie zawsze jest konflikt – nie sposób czasem przeprowadzić remontów czy napraw – nie dogodzisz wszystkim..
    -do tego niszczenie wspólnego mienia – niestety wspólne wg wielu to niczyje i te części są dewastowane w zastraszającym tempie..
    -i czynnik „zdrowotny” – poza miastem moim zdaniem mniejszy hałas, zdrowsze powietrze, możliwość relaksu na świeżym powietrzu przed domem..
    -i coś dla Was 😉 – dzieci na powietrzu pod większą kontrolą w domku (–>ogrodzenie) niż spoglądanie z okna z bloku na publiczną piaskownicę czy ulicę..
    To przykłady tak na szybko.. a konkludując – nie da się wszystkiego przełożyć na pieniądze. A czasem warto poświęcić coś materialnego by zyskać coś niematerialnego. Ale żeby nie było – ja też jestem z tych którzy popierają prostotę, minimalizm i wolność (najbardziej od pieniądza) 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Akurat dzisiaj rozmawiałem o budowie domu z kolegą, który zabiera się za ten temat. Skrótowo: wybrali projekt (przepraszam – nie wybrali z gotowych, ale zaakceptowali indywidualny projekt dla siebie, bo żadne gotowe „nie pasowały”), „udało im się zamknąć w 200 m2”, a na mój komentarz, że to przecież prawdziwa posiadłość stwierdził: „prawie 60 m2 odchodzi na garaż na 2 samochody i gabinet, a 140 m2 to wcale nie jest dużo – są przecież skosy, korytarze, klatka schodowa…”.
      Jak to mówi mój szwagier – „kto bogatemu zabroni” 🙂

  15. Kasia Odpowiedz

    Taki wniosek na szybko (bo dziecię kwili) – skoro mają dość dobrą sytuację finansową, to może lepiej zainwestować w porządne mieszkanie, w niewielkim bloku, z podwórkiem (dziedzińcem), o nieco większym metrażu? Warunki mogą być zbliżone do domowych, a wygody wszystkie wiążące się z mieszkaniem w bloku (ogrzewanie, ciepła woda, itp.). Na wieś można w weekendy jeździć, my tak robimy i szczerze mówiąc na co dzień chyba bym się na wsi nudziła:)

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Sam jestem ciekawy, jakbyśmy się czuli mieszkając na wsi. Na co dzień nie korzystamy z większości możliwości, które daje miasto (mam tu na myśli głównie rozrywki). To raczej optymalizacja czasu i kosztów skłania nas do takich, a nie innych wyborów.

  16. Tomasz Odpowiedz

    Ja mieszkam w bloku, ale dalekim marzeniem jest własny dom, kawałek działki itp. Dość dużo czasu spędziłem u dziewczyny kilka km od miasta, na prawdę idzie wypoczac… Jeżeli Magda ma taka możliwość, mimo tylu minusów finansowych nie odradzalbym 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To, czy wypoczywasz jest też bardzo mocno uzależnione od osób, którymi się otaczasz. Czy to przypadkiem nie bliskość dziewczyny sprawia, że potrafisz naprawdę odpocząć, a sielskie widoki i zwolnienie tempa poza miastem jedynie temu nie sprzyja?

  17. D. Odpowiedz

    Bardzo ciekawy i złożony temat. Jak dla mnie od porównania kosztów ważniejsze jest podejście do posiadania mieszkania/domu. Większość ludzi która przeprowadza się z mieszkania do domu, podejmuje decyzję dożywotnią i nieodwracalną 😉 „Tu planujemy spędzić resztę naszego życia.” A jeżeli coś ma nam służyć bardzo długo, wolimy włożyć w to więcej pieniędzy, wysiłku. To mocno podwyższa koszty. I jeżeli rzeczywiście spędzenie reszty życia w jednym miejscu wam odpowiada, to jest to jak najbardziej ok. Wtedy wybrałbym dom. Co innego w przypadku szukania „jakiegoś tam miejsca do mieszkania” – wtedy liczy się minimalny komfort + cena. I zwycięża mieszkanie.
    Osobiście znajdując się w takiej sytuacji stawiałbym na mobilność. Zamiast ponosić koszty budowy/zakupu stawiałbym na wynajem. Różnica cenowa niewielka, a możliwość łatwej zmiany miejsca zamieszkania bardzo sobie cenię. Do tego aspekt finansowy: Jak dużo można zyskać gdy zmiana pracy na lepszą, w innej lokalizacji jest możliwa bez wielogodzinnych dojazdów i/ lub sprzedaży domu?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Sam również (jeszcze) stawiam na mobilność, a widzę po kolegach, jak olbrzymią „kotwicą” jest budowa własnego domu. Dużo na pewno zależy od momentu w życiu, w jakim się znajdujemy – definicja „idealnego miejsca do życia” ewoluuje i na przestrzeni kilku lat może dość mocno się zmienić.

    • Misiowe Odpowiedz

      Wieś najprawdziwsza jaka może być 🙂

      choć i teraz trudno już spotkać takie prawdziwe jak kiedyś…

  18. Adam Odpowiedz

    <>

    Przyjdą jeszcze zapewne czasy, że lokaty będą oprocentowane po 10 czy po 15%. Ale nie ma to większego znaczenia.

    Z moich obserwacji wynika, że dla obliczeń, ile zyskamy, trzeba przyjąć jakieś 1-2% – tyle bowiem te lepsze lokaty przewyższają na ogół inflację po odjęciu podatku. Tzw. „moc procentu składanego” jest przeceniana: kumuluje się bowiem nie tylko nasz zysk, ale także inflacja. Tak więc nie ma co się czarować.

    • Konrad Odpowiedz

      Po prostu trzeba się pozbywać gotówki na rzecz innych, płynnych aktywów. Inflacja w USA oficjalnie wynosi 1-2%. Autor strony Shadowstats.com liczy inflację CPI według metod sprzed 1980 (potem stopniowo rząd „poprawiał” wskaźniki tak, żeby fałszować prawdziwą inflację). Inflacja wychodzi na poziomie 7-9% (sic!) Posiadaczowi 100 000 $ ktoś (ci którzy mają przywilej kreowania pieniądza) bez przerywania snu ukradł 9000 $ (28 450 PLN).
      Proszę wejść na stronę NBP i zobaczysz jaki jest przyrost pieniądza M3 rok do roku http://www.nbp.pl/home.aspx?f=/statystyka/pieniezna_i_bankowa/m3.html
      Podaż pieniądza M3 zwiększyła się VII 12 do VII 13 o 6,5%!

  19. Mariusz Odpowiedz

    Moim zdaniem porównywanie takiego mieszkania z takim domem jest absurdalne. By było to porównanie mające sens powinien zostać porównany zakup mieszkania 120m2 + zakup i utrzymanie działki rekreacyjnej, która pełniła by rolę działki, na której można by wypocząć, zrobić grila, napić się piwka, posadzić drzewko owocowe czy mały ogródek i gdzie dzieci mogły by się pobawić.

    Przy takim założeniu dom wychodzi już znacznie korzystniej niż mieszkanie a tym bardziej biorąc pod uwagę preferencje mieszkańców. Rozwój dzieci może i ciut lepszy w mieście ale zagrożenia związane z wychowaniem jak i bezpieczeństwem dzieci dużo wyższe.

    Ja w bloku w małym mieście mieszkałem przez 20 lat i wychowywałem się pół na pół blok / wieś (gdzie miałem 1km do babci na obżeżu miasta, które było wsią i gospodarstwem pełną parą). Jestem niesamowicie wdzięczny za dzieciństwo na wsi i sam teraz będąc w podobnym miejscu co czytelniczka (ale w gorszej sytuacji bo działkę planuję kupić z oszczędności a dom energooszczędny z prefabrykatów – dużo większe oszczędności w samym ogrzewaniu niż w mieszkaniu, nieporównywalny komfort – rekuperacja, świeżutkie powietrze latem i zimą) zamierzam z żoną kupić małą działeczkę 15-25km obok Katowic i zbudować na niej w 4 miesiące 100m2 domek energooszczędny z prefabrykatów (mimo wszystko budowa wychodzi taniej niż tradycyjna a dodatkowe korzyści dodatkowo motywują do tej decyzji).

    Pomijam też fakt, że nie zamierzam 40 lat pracować na czyjeś luksusowe życie i w przeciągu 10 lat zamierzam rozkręcić własną firmę (zrobiłem już pierwszy krok) i kwestia codziennych dojazdów 15-25km do pracy będzie wyglądała już całkiem inaczej.

    PS robiąc obliczenia na takie rzeczy jak utrata czasu w dojazdach i wycenianie tego, by takie porównanie miało sens, należało by również wycenić komfort i uroki posiadania własnej działeczki, na której można robić co się chcę i spędzać życie (śniadanko/kolacja na werandzie, sezon grilowy, zabawy z psiakami i dzieciakami, własna strzelnica – kusza, wiatrówka… co się tylko komu wymarzy – bez dojazdów na działkę rekreacyjną i myśli, że za chwilę trzeba wracać – nie wspominając o wypiciu jakiegoś własnego winka z wiśni rosnącej za domkiem) oraz wychowania dzieci na wsi (mając porównanie, wiem, że to bezcenna rzecz).

    Biorąc pod uwagę moje preferencje i powyższe rzeczy, klatka w mieście wychodzi duuuużo drożej.

    PS2 Po etapie dzieciństwa, mieszkam w dużych miastach 8 rok (studia + praca i zbieranie na dom) i widzę jak szybko przeżywam własne życie, którego już drugi raz mieć nie będę, więc stwierdzenia, że warto pomieszkać 20 lat w małym mieszkanku z dala od własnego spełnienia i pełni szczęścia zbierać pieniądze by zaoszczędzone i zainwestowane wydać na dom, też nie trafiają do mnie.

    Reasumując: Czytelniczko! Jeśli w głębi serca pragniesz przeżywać – tak szybko mijające – życie na wsi i masz obecnie taki super start ku realizacji tego, nie rób takich kalkulacji bo niektórych rzeczy się wycenić nie da, a lat życia nikt Ci nie zwróci. Niestety ale nie masz też gwarancji, że dożyjesz emerytury czy wieku, w którym mogła byś w końcu zrealizować marzenia o domku na wsi więc zamiast się zastanawiać, skoncentruj się z przyszłym mężem na tym co możecie zrobić, aby jeszcze poprawić swoją sytuację materialną, by pieniądze nie były przeszkodą do życia zgodnie z marzeniami (planami!), jedynie celem do ich realizacji.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ciekawy komentarz, chociaż według mnie mało obiektywny (ale przyznaję – moje wpisy też takie przecież nie są). Piszesz, że nie warto przeliczać, robić kalkulacji, że nie masz gwarancji dożycia do starości więc realizuj marzenia teraz… nie mogę się niestety z tym wszystkim bez „szemrania” zgodzić. Uważam, że jak najbardziej warto liczyć, planować i ewentualnie (jeśli to optymalne kosztowo) odsuwać marzenia na później. Bo to wszystko daje świadomość Twoich możliwości i sprawia, że podejmujesz świadomy wybór, chociażby pod tytułem „odsunięcie o X lat niezależności finansowej w imię wygód i aspektów pozamaterialnych teraz”. Jeśli rzeczywiście podejmiesz ten wybór wiedząc, czym go opłacasz to nie ma problemu, ale nie polecałbym zupełnego odcięcia się od tej drugiej strony, o której pisałem we wpisie.

      Zupełnie nie zgodzę się, że porównywanie takiego mieszkania z takim domem jest absurdalne. Absurdalne byłoby właśnie sztuczne dodanie działki czy domku letniskowego, skoro sytuacja czytelniczki jest taka, że może w każdej chwili korzystać z domu rodziców na wsi i w swoim pierwszym komentarzu i w czasie naszej korespondencji mailowej w grę wchodził właśnie wybór pomiędzy domem a mieszkaniem. Chodzi o faktyczne plany Magdy i wybory, które podejmie w najbliższych latach, a które będą miały olbrzymi wpływ na Jej przyszłą sytuację materialną.

    • Roman Odpowiedz

      Trochę refleksyjno-filozoficznie…
      Cóż warte są marzenia, które mozna kupić za pieniądze?
      Trochę życiowo-filozoficznie…
      NAleży dbać, by zawsze mieć marzenia z „różnych półek” tak, by ich realizacji nigdy nie uzależniać od posiadania pieniędzy 🙂
      Mam duze pieniądze – realizuję marzenie „B”
      Mam małe pieniądze – no to marzenie „A”
      Nie mam pieniędzy – marzenie „C”
      I zawsze jakieś realizuję, i zawsze mogę powiedzieć: „zrealizowałem swoje marzenia choć na szczęście nie wszystkie” 🙂

    • Trevi Odpowiedz

      Mógłbyś jakoś dać na siebie „namiar” – email?
      Może poprzez autora bloga (żeby nie ujawniać wszystkim jeśli nie chcesz)?
      mam podobne plany i chciałbym podpytać 🙂

  20. Nika Odpowiedz

    Gdybym byla na miejscu Magdy, to bez wahania wybralabym kupno mieszkania w miescie. Mlode malzenstwo potrzebuje nauczyc sie wspolnego zycia pod jednym dachem i „dotrzec sie ” na codzien. Budowa domu i dlug wdziecznosci wobec jednych z rodzicow to kiepski start. Niedzielne obiadki u rodzicow beda mile, ale ciagle rozmowy o tempie posuwajacej sie budowy ( w podtekscie rowniez o ich pomocy lub darmowej dzialce) to juz byloby dla mnie za duzo. Zbyt mocno cenie sobie niezaleznosc i moze dlatego nigdy nie mieszkalam ani z moimi rodzicami ani z tesciami.
    Wole byc u siebie z wybrankiem serca i sama decydowac z nim o wszystkim. Im szybciej malzenstwo przjdzie ten okres „docierania sie” w codziennosci, tym lepiej. Dopiero potem mozna rzucic sie na gleboka wode i budowe domu.
    Rozumiem taki ped do posiadania domu, choc sama nigdy domu nie chcialam miec z powodow mobilnosci. Mieszkanie zawsze latwiej sprzedac i przeniesc sie do innego miasta czy kraju gdy zajdzie taka potrzeba. Nigdy nie wiadomo co nasz czeka.
    Krotko mowiac : glosowalam za mieszkaniem i wolnoscia dla mlodych :))
    Pozdrawiam
    Nika

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Nika,
      Dobre argumenty – nie dotyczące finansów, a jednak przemawiające za mieszkaniem. Wyłamałaś się z trendu komentarzy i bardzo dobrze, bo niezależność i nauka wspólnego, samodzielnego życia jest niezwykle ważna na starcie.

  21. zaqwert Odpowiedz

    Mieszkam od urodzenia w domku jednorodzinnym oddalonym od obecnego miejsca pracy o 11 km (centrum miasta – 250 tyś mieszkańców kiedyś wojewódzkie), niby blisko a tak naprawdę wszędzie daleko. Decydując się na budowę domu zwracałbym przede wszystkim uwagę na infrastrukturę i zadałbym sobie następujące pytania:
    1 Czy działka ma jakiekolwiek uzbrojenie (prąd, woda, gaz, kanalizacja)?
    2 Czy działka ma dobre połączenie z miejscem docelowym (praca, szkoła)?
    3 Jakim opałem będę ogrzewał dom?
    4 W jaki sposobem uzyskam ciepłą wode?
    5 Jak daleko do szkoły, UG, przychodni?
    6 Jacy sąsiedzi?

    Jezeli dojazd samochodem w najlepsze dni zajmuje więcej niż 30 min. na działce nie ma kanalizacji ani gazu a droga do działki nie jest utwardzona to budujący zafunduje sobie prawdziwy koszmar jak autor tego postu.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Aż widać rozgoryczenie sytuacją, w jakiej się znalazłeś. Domyślam się, że część trudności (kanalizacja, gaz) jakoś przeskoczyłeś? Ciekawe, że nawet po czasie te trudności nie wyblakły i nadal żywo Cię „bolą”. Może jakieś szczegóły, które mogłyby być przestrogą dla nieobeznanego w temacie kupca działki „po niezwykle okazyjnej cenie” ? 🙂

      • zaqwert Odpowiedz

        Większość moich znajomych jest po prostu oczarowana okolicą (działka 2500 m cisza, las, mały sad, niedaleko zalew) i pewnie ze sprzedażą nie byłoby problemów ale niestety są gośćmi głownie wiosną i latem kiedy świergot ptaków i zapach kwitnących drzew przysłania cienie. Dlatego jeżeli mogę komuś udzielić rady odnośnie kupna działki lub domu na wsi – decyzję podejmujcie zimą, ale taką prawdziwą po obwitych opadach śniegu i mrozem -15 C (co ciekawe tęgi mróz zawsze wyskakuje po dużych opadach). Jeżeli w takich warunkach dojedziecie na miejsce bez 4×4 w przyzwoitym czasie a sprzedający będzie miał w domu +20 C i sprawną kanalizację to jest szansa, że uniknęcie rozczarowania.
        Wszystko inne to kwestia czasu, pieniążków i nieustannej pracy a jeszcze jedno nie warto budować domu jako pierwszy na ostatniej działce w uliczce przed innymi chyba, że jesteś miłośnikiem Off-roadu.

  22. Misiowe Odpowiedz

    Wróciłam z krótkich wakacji i… mieliśmy z narzeczonym trochę czasu na pogadanie, sprecyzowaniu swoich planów itd.

    W życiu zdarzają się różne sytuację więc zobaczymy jak to będzie.

    Ale chyba przy założeniu, że będziemy pracować w tym samym mieście zakupimy jednak mieszkanie w mieście…
    Ze względów po prostu finansowych, chyba jednak wolimy kupić mieszkanie za gotówkę a nadwyżki (które wydawalibyśmy w kółko na budowę domu) odkładać, inwestować a kto wie, może kiedyś jak nadal będziemy chcieli spokojnie budować dom… a do tego czasu zapewne często moglibyśmy być u rodziców na wsi.
    Choć na wariant mieszkania narzeczony zgodził się pod warunkiem, że w mieście działkę będziemy mieli 🙂

    Gdy nas na to nie do końca będzie stać, może trochę pomieszkamy z rodzicami aby odłożyć na mieszkanie lub weźmiemy jakiś kredyt.

    Jest jeszcze jedna opcja przy przypadkowym większym napływie gotówki lub dobrą pracą – zakup domu w mieście lub takiego mieszkania w budowie szeregowej (ale to pod duzym znakiem zapytania).

    A jak będzie.. okażę się za ok 1,5-2 lata 🙂 Wtedy pewnie się odezwę i dam znać co i jak

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Cieszę się, że podchodzicie do tematu ostrożnie i rozważacie wiele scenariuszy, zamiast – jak w wielu przypadkach – po prostu iść na żywioł.
      Koniecznie napisz, kiedy już na 100% podejmiecie decyzję.

  23. Mateusz Odpowiedz

    Witam,
    jeżeli to możliwe to również proszę o kontakt do Mariusza, bo chciałbym się poradzić.

    Co do tematu, to moim zdaniem bardzo dobrze wypowiedziała się osoba uwzględniająca temat sąsiadów, wspólnot itp. (uroki mieszkania w bloku).

    Jeżeli ktoś planuje kupić mieszkanie za ok. 170 tys, to na pewno będzie to mieszkanie z rynku wtórnego. Blok zapewne będzie z lat 80, możliwe że po termomodernizacji. Ale sąsiedzi. Sam przeżyłem masakrę, jak bezpośrednio nade mną wprowadziła się patologiczna rodzina. Dodatkowo obok w klatce koleś puszcza sobie muzykę na „full” i nic nie zrobisz, bo przecież do 22 może. U siostry prusaki, bo ktoś w bloku ma syf w mieszkaniu. I tak mógł bym wymieniać bez końca…

    Sąsiedzi to bardzo ważna sprawa, a tego nikt nie bierze pod uwagę. W takich przypadkach komfort spada na łeb na szyję i pewnie ktoś powie, to wtedy sprzedasz mieszkanie, ale co jak będzie tak samo w następnym? Będzie remontował i przeprowadzał się co 2-3 lata?

    Ja zagłosowałem za domem, bo komfort jest spory, pracy równie dużo, ale lepiej skosić trawę, odśnieżyć podjazd, niż gnić przed TV, a w większości przypadków na starość, tak się kończy.

    Dodam, że stoję przed tym samym dylematem, tylko nie mam działki. Na działkę zbieram, potem trzeba będzie uzbierać na wkład własny i wziąć kredyt na budowę domu. Ewentualność to budownictwo pierwotne, gdzie tzw. patologia szybko się nie wprowadzi.

    Pozdrawiam.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dla mnie właśnie sąsiedzi to największa niewiadoma. Wiem, jak bardzo mogą uprzykrzyć życie i dla mnie wpakowanie się w kredyt na 30 lat + włożenie masy kasy i serca w urządzenie mieszkania, żeby później męczyć się przez sąsiadów to wręcz urzeczywistnienie koszmarnego snu. Można się przed tym nieco „ubezpieczyć” (chociażby kupując w nowym budownictwie – ale to też nie gwarancja), albo wręcz zdecydować się na wynajem, który jest zdecydowanie mniej wiążący.

      PS Napisałem przed chwilą do Mariusza pytanie, czy mogę Wam przekazać jego adres email.

    • Adam Odpowiedz

      Mieszkam w bloku od zawsze. Zmieniamy mieszkanie co kilka lat (już 3 razy) na ciut większe i jak dotąd nigdy nie mieliśmy problemów z patologicznymi sąsiadami. Czy słyszę muzykę u sąsiadów w Sylwestra? Słyszę. Ale np. mój brat na wsi (zwolennik wsi) wdycha regularnie palone opony jakiegoś dalszego sąsiada, polną (prywatną) drogę rozjeżdżają mu małolaty na motocyklach, a bratową pogryzł pies też jakiegoś dalszego sąsiada, który nie zamknął bramy. Inny znajomy ma bogatych (czyli tzw. nie-patologicznych) sąsiadów, których syn sportowym samochodem z tuningowanym wydechem zawsze daje wszystkim znać, że właśnie jedzie. Dlatego bez przesady z tymi patologiami w blokach… i sielanką na wsi.

      • Łukasz Odpowiedz

        Może spóźniony wpis, ale co tam…
        Ja posmakowałem już i mieszkania w centrum, i w blokach ( dzieciństwo) i domu na wsi (lato), a teraz właśnie przeprowadziliśmy się do domku w mieście.
        Zalety domu na wsi są widoczne wyłącznie w lecie (długi dzień, ładna pogoda, jest co robić, grill, własne grządki). Inaczej wygląda dojazd na rowerze 35 km w lecie, kiedy łatwo się wstaje, a widno jest do 22, zupełnie inaczej przebijanie się przez zaspy zimą (to raczej 4×4 niż rower).
        My mieliśmy wybór: zostajemy w kamienicy w centrum, ucałoroczniamy dom 150m na wsi (kapitalny remont) za ok. 150-200 tys., albo kupujemy dom w dobrym punkcie dużego miasta (ok. 500 tys.).
        Podsumowanie wyszło na korzyść domu w mieście, także o dziwo, ze względów finansowych.
        Mieszkanie w kamienicy: blisko do pracy, ale i tak trzeba wozić dzieci do dobrej szkoły (w porywach od 1 do 2 h dziennie). W rezultacie byliśmy u siebie ok. 17.
        Dom na wsi. Pozornie najtańszy (mieszkanie w centrum do wynajęcia) i największy. Poza tym z duszą i dużą piękną działką. Tylko, że poza włożeniem 150 tys. w remont trzeba kupić dwa prawie nowe samochody ( roczne dojazdy 15 tys. Km każde) za ok. 80 tyś w sumie. Ponadto co 5-8 lat je zmieniać. Dodatkowo koszty dojazdu to 1000 zł miesięcznie ( samo paliwo bez przeglądu, ubezpieczenia, napraw). Już zatem paliwo to rata kredytu hipoteczngo ok 150 tys. Poza tym minimum 2 godziny codziennie w aucie. Wczesne wstawanie, odśnieżanie. Nasi znajomi (z dwójką dzieci i 2 niezłymi pensjami) kupili dom pod miastem ( nie 35 km od centrum ale 10) i teraz żałują.
        Dom w mieście miał głównie zalety. Blisko doskonałe szkoły, dziadkowie, do pracy 20 minut spacer lub 10 na rowerze. Znaleźliśmy taki, który nie wymagał wielkich remontów i mieszkamy. Per saldo wyszedł trochę drożej niż przeprowadzka na wieś, a sporo drożej niż mieszkanie w centrum. Może działka jest symboliczna, ale nie mamy już hałaśliwych sąsiadów.
        Czasami możliwa jeszcze opcja 4 budowawłasnego domu w mieście. Pewnie wyjdzie najtaniej, jeśli ktoś ma działkę i sam potrafi zrobić sporo.
        Podumowując w sytuacji naszej bohaterki, wybrałbym mieszkanie, a potem zastanawiał się co dalej. Na razie nie ma dzieci, kilkadziesiąt metrów wystarczy. Za kilka lat może większe mieszkanie lub mały domek.

  24. Złoto Odpowiedz

    Dom czy mieszkanie jest dużym dylematem, jedni wolą duże miasto inni wieś i spokój, ja bym obstawiał za domem, mieszkać w większej posiadłości to dużo większy komfort.

  25. Kalkulatory Budowlane Odpowiedz

    Ja bym zainwestował mimo wszystko w dom. Koszty nie są wiele wyższe, droższe jest wprawdzie utrzymanie (i bardziej czasochłonne) ale nie ma nic wspanialszego niż własny ogródek w ciepły, wiosenny dzień!

    • Adam Odpowiedz

      Pewnie, że tak! O ile tylko w ten ciepły wiosenny dzień nie trzeba zasuwać do roboty w mieście przez godzinę w jedną stronę samochodem, albo do lekarza z chorym dzieckiem, albo do specjalisty na kontrolne badanie, albo na zakupy… Moja rodzina cieszy się własnym ogródkiem i śniadaniem na werandzie tylko w czasie swojego letniego urlopu, czyli dokładnie tyle samo, ile ja mieszkając w mieście i wyjeżdżając do gospodarstwa agroturystycznego. 🙂

  26. Malina Odpowiedz

    Idealnym rozwiązaniem byłby dom w miescie z duzą działka. Alternatywą jest duze mieszkanie, z garazem w dobrej lkalizacji i działka rekreacyjna poza miastem lub mozliwość regularnych wyjazdów na wies np. do rodziców. Zarówno małe mieszkanie w miescie jak i dom na wsi posiadaja sporo wad i znacznie utrudniaja codzienne zycie. Pisze na własnym przykładzie – 19 lat w domu na wsi, 13 lat w miescie. Obecnie mieszkam w mieszkaniu blisko centrum, w którym jest wiecej pomieszczen niz domownikow, a regularnie dojezdzam na wies i urlopy poza miasto. Dla naszej rodziny idealne rozwiązanie na obecnym (od 8 lat) etapie zycia. Dziecko w wieku szkolnym i my w mlodym wieku kiedy chcemy sie rozwijac i korzystac ze wszelkich atrakcji miasta, mamy to pod ręką. Natomiast kazdy wolny dzien spedzamy aktywnie poza miastem, bez pozbawianie siebie ani dziecka kontaktu z natura. W razie zmiany planów lub sytuacji zyciowej bez problemow mozna sprzedac mieszkanie i albo przeprowadzic sie w inne miejsce, albo wybudowac dom. Chociaz mysli o budowie domu najczesciej nachodza mnie wtedy tylko, gdy ktos ze znajomych o takich planach mowi (swoich, realnych lub ewentualnych, przyszłościowych). Na pewno wybudowanie domu w mlodym wieku skutkuje uwiązaniem sie z jednym miejscem na wiele lat, co może być, ale niekoniecznie jest plusem.

  27. Bartek Odpowiedz

    Wolnym być! Nazwa strony sugeruje, że nie liczymy każdego grosza i kilometrów do pracy. Ale widzę, że się pomyliłem. A może autor bloga celowo wprowadził mnie w błąd chcąc przekonać swoimi wyliczeniami?
    Wolnym być to dużo przestrzeni, oddech, czas dla siebie, intymność, spacer z dzieckiem po lesie, samodzielne radzenie sobie z problemami… Każdy inaczej rozumie bycie wolnym.
    Sugeruję zmienić nazwę bloga na „blisko do pracy” albo „tanio jeszcze taniej najtaniej w …”.
    Mieszkamy z żoną i dwójką małych dzieci w Trójmieście. Sytuacja zawodowa i materialna co najmniej dobra. Niczego nam w mieście nie brakuje. Wybudowaliśmy dom 30 km za miastem. Po co? Po to by Wolnym być!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dziękuję za udzieloną lekcję – proponuję się wypowiadać po nadrobieniu większej liczby artykułów. A jeśli sam lepiej wiesz, co ma oznaczać użyty zwrot, proponuję samemu zacząć podobne przedsięwzięcie. Tylko chyba domen Ci nie starczy, jeśli każdy nowy wpis będziesz chciał 100% dopasować do nazwy bloga…
      Przykro mi, że Cię zawiodłem, ale sam jesteś sobie winny: nie zajrzałeś na stronę „o mnie„. Ale skoro straciłeś trochę czasu na lekturę któregoś z wpisów, to może przynajmniej wyniesiesz z tego jakąś naukę i w przyszłości będziesz bardziej uważnie dobierał lekturę.

  28. katarzyna 33 l Odpowiedz

    Pokrótce: Mieszkam na wsi (17 km od Sochaczewa, około 50 km od Warszawy)w domku jednorodzinnym, mam jedna córeczkę 4lata, męża -jest kierowcą ciężarówki. Pracuję w W-wie, codziennie dojeżdżam autem do Sochaczewa, a z Sochaczewa do Warszawy pociągiem.Mąż wraca w weekendy, dodatkowo moja córkę zawozi do przedszkola w Sochaczewie moja mama. Pracę kończę o 15.00 w Sochaczewie jestem 16.40-nie mam szans odebrać dziecka z przedszkola;-(Na mojej wsi jest 1 sklep 7km ode mnie, gdzie nie zawsze wszystko jest.Mogę robić zakupy w Sochaczewie, co kosztuje mnie dodatkowym czasem;-(Wracam do domu, bawię się z dzieckiem do 20.00, potem mam czas dla siebie. Gdyby nie mama , nie wiem czy starczyłoby mi sił na gotowanie;-(Wstaję o 4.30 nad ranem, bo pracę zaczynam na 7.00.Mieszkam na skraju Kampinowskiego Parku Narodowego, blisko do Żelazowej Woli, lasy, cisza, spokój, własna działka. Jak tworzyliśmy rodzinę 1+1, wszystko było okey, nie przeszkadzało mi, ze mogę wrócić później. Jak pojawiło się dziecko, to chcę mieć najwięcej czasu dla dziecka. Tym bardziej, że mąż jest w weekendy. Z perspektywy rodzica, mieszkanie w mieście jest łatwiejsze, dodatkowe zajęcia, wszystko pod nosem, nie trzeba myśleć logistycznie, czy zdążę wrócić z pracy, czy nie spóźni mi się pociąg, Dodatkowo dochodzą opłaty: mamy ogrzewanie kominkowe(rozprowadzone na cały dom)+ ogrzewanie olejowe-grzejemy jak jest bardzo duży mróz, te ogrzewanie nie należy do tanich;-(drzewo jest okey. Brak czasu na zajęcie się działką, mam piękny ogród latami go tworzyłam, wracam z pracy wiosną, czy latem, zaczynają się porządki, przycinanie, podlewanie, koszenie, w domu jest cały czas coś do zrobienia, i nie zawsze wszystko działa;-(W każdej chwili coś może się popsuć, i mieszkając na wsi jestem zdana na siebie;-(Obecnie myślę o dziecku, by miało jak najlepszy dojazd do szkoły, do zajęć rekreacyjnych. Przyznam się, że domy na wsi są okey, ale dla osób będących na emeryturze, nie mających zobowiązań.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Kasiu, bardzo dziękuję za ten komentarz. Jak na dłoni widać, że różni ludzie mają różne potrzeby, a do tego są one zmienne w czasie. Sami mamy małe dziecko i już teraz ciężko mi sobie wyobrazić żeby spędzać jeszcze więcej czasu w pracy/na dojazdy i z tego powodu spędzać z córką mniej czasu. Według mnie nie warto – za żadne pieniądze. Ale za kilkanaście/kilkadziesiąt lat… kto wie – może poczujemy nieodpartą ciągotę do mieszkania w domu 🙂

    • Maria Odpowiedz

      Nie jestem pewna czy domy na wsi są okey dla emerytów, przecież sił ubywa… w mieście wygodniej, mniej do ogarnięcia i do sklepów bliżej, do lekarza też. Sama mam ten dylemat, myślałam że na emeryturze przeprowadzę się do domku za miastem i już byłam bliska tej decyzji ale mąż przekonał mnie, że lepiej pozostać w mieszkaniu w bloku i przy działce za miastem…

  29. Jarek Odpowiedz

    Żeby się budować trzeba mieć na początek działkę a ona już kosztuje do tego dobrą firmę bo mało kto ma fach w ręce. A łączne koszty mogą sporo wynieść. Marzę o domu ale realnie na początek kupuję mieszkanie. Teraz zabieram się za przegląd kredytów bo w tym widzę większy problem.

    • Hania Odpowiedz

      Dom czy mieszkanie, to dylemat niejednego zapewne każde rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. Ja jestem zwolennikiem domu, nawet na prowincji. Co do kredytu, to rzeczywiście bardzo trudna decyzja, my szukając kredytu na remont ostatecznie zdecydowaliśmy się na Skok Chmielewskiego, zaoferowali dobre warunki i raty dla nas odpowiednie.

  30. Monia Odpowiedz

    Ludzie, a gdzie są mieszkania za 180 tys?! Chyba jakieś rudery. Kupno mieszkania to koszt ok. 300 tys. Nie wiem skad oni wzięli takie niskie ceny.

      • wlade Odpowiedz

        To i ja coś dodam: W sierpniu ur po 35 latach mieszkania w bloku wyprowadzilem się wraz z rodziną żona + dzieci 8 i 2 lata do domku 100m2 pod miasto ( ok 6 km od bloku w którym wcześniej mieszkałem)
        Plusy i minusy:
        + brak sąsiadów, żadnych problemów z parkowaniem samochodem nie musze dreptać kilkadziesiąt/set metrów od parkingu z dziećmi i zakupami. (przy jakimkolwiek dłuższym wyjedzie odpada problem z załadowaniem/rozladiowaniem auta
        + szkolę + boiska + sklep mam w takiej samej odległości jak nie bliżej – niż jak mieszkałem w mieście
        +jak tylko jest pogoda można bez problemow pojeździć na rowerku, pograć w coś z dziećmi na otwartej przestrzeni,
        + koszt wybudowania domu i zagospodarowania juz posiadanej działki 350 tys = cenie sprzedaży mieszkania + niezbędne remonty
        + dojazd zajmuje ok 40 minut dłużej licząc w ciagu dnia łącznie w obie strony
        + koszt samego utrzymania domu nieco niższy niz mieszkania
        – wiecej pracy w domu i wokoło domu niż w mieszkaniu
        – mimo wszystko nieco cierpi życie towarzyskie.

        Reasumując – ja sobie chwalę, ale każda decyzja musi byś 100 razy przemyslana i na pewno dom jest bardziej dla tych, którzy kochają zycie rodzinne bardziej niż towarzyskie

    • Misiowe Odpowiedz

      U nas za 180 tys można znaleźć już nawet ładne mieszkania.
      Przykład kuzynki : 3-pokojowe za 160 tys do odświeżenia.
      Jakieś gładzie na ścianie, malowanie i mieszkają w naprawdę dość ładnym mieszkaniu.
      No zawsze można tam poprawić łazienkę, kuchnię ale jest jak najbardziej wystarczająco 🙂
      P.S 80 km dalej za takie mieszkanie trzeba dać te 300 tys 🙂

  31. R Odpowiedz

    Skorygowałbym koszty utrzymania pojazdów, ponieważ sam pokonuję dziennie 19 km – moja żona jakiś czas temu również tą samą odległość pokonywała.
    Na podstawie 3 lat doświadczeń – proszę założyć koszty utrzymania jednego pojazdu na poziomie 700 zł (nie licząc kosztu zakupu – utraty wartości).
    Nigdy nie zdażyło się tak, że samochody były używane tylko do dojazdu do pracy. Ile byśmy nie oszczędzali i odkładali różnego rodzaju wyjazdy, to na koniec roku i tak licznik średnio wskazywał 15000 km. Nie ma sensu zakładać spalania w wysokości 5,5 litra, bo zimą żadko który tyle pali.
    Ja mieszkam na wsi z rodzicami (piętro nasze), ale myślę o przeprowadzce do miasta – choć na 10 lat – po to żeby zaoszczędzić w tym czasie na spokojną starość lub inwestycję.

    • Misiowe Odpowiedz

      Na szczęście moje auto nie pali więcej niż 5-5,5 litra 🙂
      No może zimą 6…

      Dojeżdżam teraz do pracy codziennie i szczerzę czasami mi się już nie chce 🙂

      W sumie konkretnie dojazd to nie taki problem jak parking. Aby dość na spokojnie znaleźć miejsce do parkowania i nie urwać zderzaka muszę być 30-40 minut przed pracą na miejscu :/

      Pocieszające, że wielu znajomych mieszkających w mieście na dojazd do pracy też potrzebuję od 10-25 minut + czas oczekiwania na autobus.
      Wielu z nich dziwię się dlaczego nie dojeżdżają rowerem 🙂

      Sama mam zamiar czasami to robić tylko mam obawy czy zostawiając rower na cały dzień w miejscu publicznym będę miała po pracy czym wracać… i czy zamknięcie u-lock wystarczy.

  32. Robert Odpowiedz

    Osobiście stawiam na niewielki dom (pewnie jest w tym troszkę prawdy że ludzie z miasta chcą na wieś i odwrotnie). Oczywiście najważniejszą sprawą są finanse , legendarna cierpliwość , odporność na stres i masę czasu. Co do kosztów utrzymania domu poruszanych w wątku to z relacji moich znajomych którzy posiadają domy (140-180 m2) to twierdzą iż koszt utrzymania takiego domu jest równy mieszkaniu w blokach 70-80 metrowemu(ktoś z rodziny zajmuje mieszkanko 69 metrowe – stąd mam porównanie). Poza tym sam koszt ogrzewania domu może być bardzo różny – dom słabo ocieplony powiedzmy 5-7 k rocznie, dom dobrze ocieplony (energooszczędny ale nie pasywny)- 1.5k .
    Oczywiście pozostaje kwestia dojazdów : czas i pieniądze. Zgodzę się iż na pewno mieszkanie na wsi wiąże się nierozerwalnie ze zwiększeniem wydatków, jednak co do czasu podróży , cóż. Pozwólcie że podam Wam własny przykład. Jestem mieszkańcem Łodzi – podróżuję przeważnie komunikacją miejską. Czas dojazdu do mojej pracy, w samym centrum miasta wynosi (od wyjścia z domu do wejście do budynku pracy) minimum 50 minut rano i około godziny do godziny 20 minut po południu. W przypadku podróży autem średni czas skraca się o 20 minut (przy dobrym układzie jak nie trafię na korki). Oczywiście w przypadku podróży autem aby uniknąć porannego szczytu muszę być te 30-40 minut przed 8 w pracy.

  33. Marcin Odpowiedz

    Zdania jak zwykle podzielone, dodam i ja swoja opinię…mieszkałem w domu 3 lata ale pozbyłem się go bez żalu i kupiłem mieszkanie w mieście. Dom miałem 120 metrów, ogród i różnych sąsiadów. Spokój na wsi to już legenda bo kiedy chciałem odpocząć to z każdej strony dochodził ryk kosiarki, dym z grilla, ujadanie psów i swąd palonych liści. Roboty co nie miara, skarbonka bez dna mimo, że dom nowy ale…
    Teraz mieszkam ponownie w mieście. Kupiłem mieszkanie 92 metrowe w nowym bliku i parkingiem podziemnym. Dojazdami do pracy nie muszę się martwić, odśnieżaniem też nie i w ogóle niczym. Żona może wyjść na balkon bez obaw, że zbok sąsiad będzie czatował każdego dnia z lornetką. Mieszkam w takim miejscu, że na balkonie mam prywatność i piękny widok na panoramę miasta. Mieszkam na ostatnim piętrze – trzecim, windy nie ma ale 3 piętra to nie tragedia. Na moim poziomie jest tylko jeden sąsiad więc w sumie czuję się jak w domu z tym, że luzu więcej bo nic poza sprzątaniem nie muszę robić. Cieszę się, że udało sprzedać mi się dom o którym kiedyś marzyłem ale wolę mieszkanie mimo wszystko. Być może za 5 lat będę chciał się wynieść do innego miasta – to piękne 92 metrowe mieszkanie sprzedam bez problemu, w przypadku domu trzeba mieć farta lub czekać miesiącami a nawet latami zanim sprzeda się tę kulę u nogi…

  34. Romek Odpowiedz

    Chętnie włączę się do dyskusji:) . Mieszkam w mieście 500tys w bloku, mieszkanie 3 pokojowe w blokowisku z wielkiej płyty, pierwsze piętro z przyzwoitym balkonem od strony wewnętrznej osiedla. Od lat rozważam wyprowadzenie się do domu za miasto…Generalnie chciałbym mieszkać w domu w szczególności min. 10 -15km do miasta(lepsze powietrze i więcej spokoju). Ale za każdym razem po dokonaniu chłodnej kalkulacji stwierdzam, że nie ma to obecnie sensu. Po pierwsze dojazdy – jak w artykule min. 2 auta, wożenie dzieciaków (mam dwoje). Koszty utrzymania domu są zdecydowanie większe. Mieszkanie w bloku na pewno jest wygodniejsze, na osiedlu mam wszystko tj. przychodnia, 3 szkoły, 2 przedszkola, sklepy, apteki wszędzie pieszo w kilka minut. Jestem użytkownikiem samochodu, ale mam blisko na tramwaj który do scisłego centrum dojeżdża w 12 minut. Pracy w mieszkaniu też jest mniej niż w domu a że duzo pracuje to tym bardziej miałbym problem. Podsumowując, gdy będę miał dorosłe i samodzielne dzieci i będzie mi się jeszcze chciało to może się wyprowadzę za miasto a póki co mi wygodniej mieszka się w bloku. Wiem, że miło jest usiąść sobie na leżakach przy grillu i piwie we własnym ogrodzie, ale szczerze wolę wyjechać gdzieś na porządne wakacje:) Pozdrawiam i jeszcze dodam, że wybór dom czy mieszkanie zależeć powinien przede wszystkim od własnym oczekiwań, potrzeb i możliwości…

  35. chwilówki Odpowiedz

    Ja uważam, że dom to fajna sprawa, ale wiadomo że droższa. Kwestia finansów. Kiedyś widziałem jak dziadek z bloku idąc z żoną powiedział patrząc na domy sąsiadów: złodzieje! bez komentarza.

  36. Marcin Odpowiedz

    Piwko w ogrodzie na leżaku to fajna sprawa pod warunkiem, że jest spokój…jak wspomniałem – marzyłem o domu, pomieszkałem ale wyleczyłem się a trzeba powiedzieć, że mieszkałem zaledwie 7 km od miasta…stwierdziliśmy, że mimo wszystko mieszkanie to ciekawsza opcja tym bardziej, że na weekendy lubimy wyjeżdżać…kiedy mieszkaliśmy w domu – też wyjeżdżaliśmy ale martwiliśmy się o dom. Jak napisał przedmówca – wszystko zależy od indywidualnych preferencji ale dla mnie osobiście, 37 letniego faceta, żonatego z małym dzieckiem i przede wszystkim mającego już porównanie – mieszkanie jest lepszą opcją…

  37. Paweł Odpowiedz

    Witam,
    jestem w podobnej sytuacji ale zdecydowaliśmy się na dom 10 km od miasta. Wiemy że będzie to o wiele droższe niż mieszkanie w centrum ale taki dom daje dużo swobody i można zrobić sobie grilla kiedy się chce 🙂 W naszym mieście koszt mieszkania to ok 150 tys. plus remont to będzie jakieś 200 tys. zł. Postanowiliśmy, że spróbujemy za taką samą kwotę wybudować niezbyt duży dom wykonując większość prac we własnym zakresie. W internecie jest wiele blogów pokazujących jak ludzie wybudowali się za tą kwotę i wierzymy, że nam się to także uda. Jeśli chodzi o koszty utrzymania mieszkania i domu to uważam, że w domu wcale nie są one wyższe niż na mieszkaniu, z uwagi na to że nie płaci się czynszu, tylko podatek który jest niższy.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hehe – lubię takie komentarze. Aż chce się odpisać: „nie – wolny możesz być jedynie w szałasie w środku lasu, gdzie obowiązuje jedynie prawo dżungli, zjesz tylko to, co upolujesz, a Urząd Skarbowy będziesz mógł mieć w poważaniu”. Ale odpowiem szczerze: jeśli tylko nie masz umysłu zamkniętego w czterech betonowych ścianach, to wolność stoi przed Tobą otworem 🙂

  38. ja Odpowiedz

    nawet nie chce mi się pisać takie nierzetelne bzdury są tu wypisane tak to jest jak ktoś się wypowiada na temat o którym nie ma pojęcia

  39. Jose Odpowiedz

    Siemka!
    Ja wybudowałem dom na wsi, nie jakiejś pipidówce, ale wsi mającej około 3 tysiące mieszkańców, obok następna wieś (2 km) 4 tysiące mieszkańców, 15 km miasto 50 tysięcy mieszkańców. Wsie dobrze skomunikowane – PKP, PKS, kościoły, przychodnie, sklepy, orliki i stadiony. Blisko dużo jezior.
    I co? Dramat.
    To całe gadanie o urokach wsi to pic na wodę fotomontaż! Mnie skusiły tanie działki i wylot na kilka potencjalnych miejsc pracy. I teraz jeżdżę (całe życie jeżdziłem), ale powoli zaczyna to być frustrujące. Do roboty mam 80 km w jedną stronę, dwa auta stale w użyciu, dzieciaki żona dowozi do przedszkola – na razie tylko tam. I jak tylko któreś się rozchoruje, to albo jest przestój, albo ktoś z rodziny/znajomych musi na chwilę podskoczyć, żeby zająć się tym chorym, a reszta mogła jechać do przedszkola.
    A robotę mam taką, że rano nie zdążę ich odwieźć, a po południu nie zawsze je odbiorę. Wszystko na głowie żony. Aż strach pomyśleć o jakichś zajęciach kulturalnych, językowych – jak ona sama sobie z tym poradzi (póki co wszystko jest w przedszkolu). Coś się dzieje, trzeba z dzieckiem do lekarza – albo jadą wszyscy, albo ktoś musi podjechać i zająć się zdrowymi)
    Jesteśmy nowi, do sąsiadów najbliższych mam 300 metrów, chociaż jedna połówka każdego z nich pochodzi z tej wsi i ma tu rodzinę. My czujemy się tutaj obco. Nie jestem jakimś super towarzyskim osobnikiem, ale od czasu do czasu lubię z kimś pogadać.
    Wieczorem nie ma gdzie wyjść, zwłaszcza zimą, bo na naszym osiedlu nie ma jeszcze lamp, a i samej wsi nie ma gdzie za bardzo się przejść, zwłaszcza z wózkiem i dziećmi (wąskie chodniki i ich brak).
    Ogródek? Nie ma na to czasu, bo wolę z dziećmi się pobawić, iść na rower, jechać nad jezioro, a nie ciągle dłubać w ziemi, kosić trawę i przycinać drzewka i krzewy.
    Nie żeby ktoś mnie wziął za leniucha, ale człowiek w tych czasach jest trochę zaganiany i mimo, że ogólnie jestem pracowity i mógłbym to wszystko ogarnąć, to doba ma jednak 24 h, dojazd do pracy zajmuje mi 2h dziennie, dzieciaki trzeba ogarnąć, dom posprzątać, zakupy też zrobić, poczytać jakąś prasę zawodową, wyspać się itd. Czasem człowiek chciałby jeszcze się choć ze 3x w tygodniu poruszać – np bieg. Nie da rady tego wszystkiego ogarnąć.
    I wtedy człowiek staje się niewolnikiem, domu. Narasta frustracja.
    Na chwilę obecną chcę wrócić w rodzinne strony (to tylko jakieś 30 km, małe miasteczko 10 tysięcy ludzi), świetnie skomunikowane (PKP,PKS, autostrada), gdzie wszystko jest znajome, znane, do roboty autostradą można lecieć (30 min), do dzieci zawsze ktoś podejdzie nawet na tą chwilkę,a do przedszkola można iść piechotą.
    Wg mnie rola rodziny jest nie do przecenienia, i na wsi jako takiej najwięcej buduje się lokalesów, którzy mają tam jej wsparcie. Osób bez rodziny jest mało, chyba, że wieś to jakaś sypialnia większego miasta.
    Sam nie wiem co mi do łba strzeliło, żeby się tam budować. To naprawdę jest fajne, ale tylko w pewnych przypadkach (patrz niżej). Na dzień dzisiejszy w życiu bym już drugi raz tego nie zrobił. Teraz patrzę tylko jak wrócić z powrotem. Utopiłem kupę kasy, z której tak na dzień dobry nie odzyskam już z 20-30 %. Dom chcę sprzedać, co zapewne nie będzie łatwe, a czy go sprzedam czy nie, to chcę po prostu stąd spadać. Nie do dużego miasta – do moich rodzinnych stron. I nie w centrum, ale na obrzeża (i tak do centrum 20 minut piechotą).
    Podsumowując, nie trzeba kupować browaru, żeby napić się piwa. Nie trzeba żyć na wsi, żeby cieszyć się jej urokami.
    Dom na wsi jest okey, naprawdę, ale
    1) jak nie masz dzieci
    2) jesteś z tej wsi i masz tam rodzinę,
    3) jesteś czerstwym dziadkiem na emeryturze
    4) masz ogromne gospodarstwo, skład opału albo coś z czego tam dobrze żyjesz
    Podsumowanie:
    Wiadomo, że są wsie i wsie, miasta i miasteczka, ale
    wady
    – koszt utrzymania dwóch samochodów – w moim przypadku około 2000 zł miesięcznie, do w miarę bezpiecznej jazdy potrzebuje 4×4 (droga niby wojewódzka, ale różnie bywa odśnieżona), zawsze w aucie coś się potrafi spsuć, dobrze, jak auto nie idzie na parę dni do mechanika
    – człowiek uzależniony od samochodów dopóki dzieci są małe
    – trzeba więcej samozaparcia, żeby wozić gdzieś dzieci i samemu pojechać
    – trudniej znaleźć np opiekunkę do dzieci
    – trzeba dużo robić samemu – to jest ok, ale nie przy małych dzieciach
    – trudniej o kontakt z innymi dziećmi/ludźmi
    zalety
    – z reguły łatwiej się dogadać w urzędach
    – czyste powietrze, ładne widoki
    – sąsiedzi nie zaglądają mi w okna – to też zależy
    – blisko jeziora, lasy
    Wolność to stan umysłu. Jak ktoś twierdzi, że w mieszkaniu nie jest wolny, to nie jest wolny wewnętrznie.
    Mieszkaliśmy kiedyś w sześć osób na 37 m2. Dało się. Wtedy byłem szczęśliwym człowiekiem. Teraz jest nas 5 osób na 150 m2 i daleko mi do bycia tak szczęśliwym jak wtedy. Wniosek – chałupa do sprzedania i trzeba wracać, niekoniecznie na te 37 m2:-), ale po prostu musimy stąd odejść.

  40. Jose Odpowiedz

    Aha, dom czy mieszkanie – wsio ryba. To naprawdę nie ma większego znaczenia. Jeżeli ci dobrze w mieszkaniu, a chcesz się budować bo reszta się buduje, to nie rób tego. Jeżeli coś działa, to nie grzeb przy tym.
    Ja się budowałem, bo musiałem (już w 7mkę byśmy się raczej nie pomieścili), ale teraz to albo kupiłbym duże mieszkanie, albo gotowy dom w rodzinnym mieście (ewentualnie się wybudował).
    A i jeszcze co do miast dużych – bo tak pisałem o tym małym miasteczku. W dużym mieście też mógłbym mieszkać, ale przy jakichś zielonych terenach. Jest parę miejscówek w dużych miastach, które znam, tam się dobrze czuję, mam jakiś sentyment. Tam mógłbym też mieszkać.
    Po prostu trzeba się dobrze czuć.
    Jak się źle będzie ktoś czuł w danej lokalizacji, to mu nawet dom z marmurów, złota i kości słoniowej nie pomoże. Najważniejsze jest samopoczucie.

  41. Berenika Odpowiedz

    bardzo fajny post, dający do myślenia. Ja i mąż mamy swoje mieszkanie, ale mamy też działkę. Teoretycznie można by sprzedać mieszkanie i budować dom. Problemy? Gdzie mieszkać w czasie budowy? Z teściami to ja dziękuję 😉 zresztą daleko do przedszkola (2 dzieci). No i problem zasadniczy: biurokracja. Dokumentacja, papiery… Kto budował/buduje – ten wie (a kto nie, niech poczyta np. tu http://www.eporady24.pl/budowa_domu_krok_po_kroku_niezbedna_dokumentacja,pytania,8,112,3240.html) zastanawiając się nad innymi też aspektami (dalej od miasta, pracy, przedszkola, kultury), czekamy na zmianę przepisów, bo na razie to chyba trzeba wziąć miesiąc urlopu, by pozałatwiać wszystkie pozwolenia :/

  42. Łukasz Odpowiedz

    HAHAHA Rozwaliły mnie te końcowe obliczenia xD czytając cały artykuł miałem nadzieję, że czytam obliczenia kogoś znającego się na rzeczy, ale te procenty mnie rozbroiły. Licząc procenty mnoży się przez 0,04 a nie przez 0,4, z resztą nawet mnożąc przez 0,4 nie wyszedłby Ci taki wynik. Ale żeby nie być gołosłownym przybliżę Ci jak to wygląda naprawdę:

    Załóżmy, że masz 200tys. (będą łatwiejsze obliczenia i bardziej optymistyczne) wkładasz na lokatę 4% (nie ma takich obecnie, max 3,5, ale niech będzie)
    zakładajmy że kapitalizacja odsetek jest roczna to daje 200.000 x 0,04 = 8.000zł po roku. Po roku jest ta kapitalizacja więc drugi rok to 208tys. x 0,04 = 8320 (i tak dalej co roku kwota będzie się zwiększać o ~350zł. Po 10 latach da Ci to ~84 tys. zł CZYŻBY ? NIE! Bo wtedy wkracza jeszcze podatek belki, który zabiera Ci 19% całej kwoty i zostaje Ci 68tys. zł po 10 latach!! Pozdrawiam

  43. nn Odpowiedz

    A ja jednak jestem za domem. Z różnych względów (o których poniżej). Przez 17 lat mieszkałem w domu, potem przez ponad 7 lat w różnych mieszkaniach wynajmowanych, potem kolejne 7 na własnym i teraz od 2 w swoim własnoręcznie wybudowanym domu. Więc jakieś doświadczenie mam.

    Ale zanim zaczęliśmy w ogóle wybór działki – to zostało to poprzedzone dogłębną analizą:
    > czy lokalizacja jest dobrze skomunikowana – odległość od istotnych arterii komunikacyjnych, infrastruktura (WKD/SKM/pociąg, autobus itd.)
    > czy w danej lokalizacji praca zawsze będzie (niedaleko stolica – więc chyba najlepiej jak to tylko możliwe pod tym względem)
    > czy w razie braku samochodu jesteśmy w stanie łatwo przejechać tam gdzie potrzeba (akurat WKD zapewnia dojazd w czasie 30 min pod Pałac Kultury….)
    > no i czy jest infrastruktura bytowa (kanaliza, prąd, gaz, oświetlenie sklepy niedaleko itd.).
    > maksymalny czas dojazdu do pracy – 30 min…

    Teraz praca z mapą w ręku i do dzieła.

    Te czynniki spowodowały zawężenie potencjalnych lokalizacji do naprawdę niewielu lokalizacji. Odbiło się to niestety na cenie działki ale było warto…

    Potem oczywiście szukanie po okolicy wybranej, wypatrywanie pustych miejsc, analiza otoczenia. To również odrzuciło kolejne lokalizacje.

    Na końcu wybór i zakup działki odpowiedniej.
    Potem budowa (dla kogoś kto nie ma wielu fachów w ręku – jedynie sensowny deweloper zostaje – myśmy się zbudowali…) Teraz przynajmniej ja jestem zadowolony. Oczywiście cena działki odpowiednio wyższa, ale to procentuje po latach, w domach z reguły mieszka się dłużej….

    Dlaczego dom a nie mieszkanie?
    > brak miejsca do parkowania (coraz więcej płatnych miejsc postojowych)
    > brak miejsca bytowego dla dzieci (koszt większego mieszkania w stolicy jest niebotyczny- niewyobrażalny dla ludzi, którzy mieszkają gdzieś na obrzeżach kraju…)
    > sąsiedzi wszędzie…. wrrrr… opieprzanie, że wózek dziecięcy zawadza, że samochód stoi nie tak, że dzieci hałasują… Masakra!
    > problemy z remontami (nigdy nic się nie da zrobić!)
    > jak ktoś przyjedzie to nawet nie ma go gdzie przenocować (metraż…)
    > zwierzaki w bloku?… eh…

    Pewnie, że tak – plusy – wszędzie było blisko (centrum to centrum), i nie trzeba się o nic martwić (zamykając mieszkanie i tyle go widzieli)

    Teraz człowiek odżył, dzieciaki po prostu wypuszcza się na podwórko i tyle. Ulicy nie trzeba odśnieżać – robi to za nas gmina (oczywiście jak ktoś wybrał złą lokalizację to ma problem…). Cicho. Spokojnie. Można parkować gdzie się chce. Sądziedzi się znają – są przyjaźni dla siebie – na pomoc zawsze można liczyć a i samemu się jej nie odmawia.

    Co z tego, że trzeba wszystko robić samemu – to nie rozleniwia, a czas spędzony na świeżym powietrzu to nie jest czas stracony (ta… lepiej oglądać kolejne pierdoły w TV jak niektórzy…)

    Jeśli się zamarzy kultura, to można wsiąść do pociągu albo samochodu i w ciągu 15-20 minut oglądamy seans. Sklepy? Od cholery w pobliżu.

    Koszty utrzymania pewnie wyższe niż w bloku – ale patrząc na m2 to wychodzi duuużo mniej. Gaz to podstawa – ustawia się temperaturę raz i przez zimę nie trzeba się martwić (współczuję tym co bawią się w węgiel…)

    Ci co narzekają po prostu nie sprawdzili co jest istotne – w komentarzach przewija się narzekanie, że dom za daleko (dużo czasu w rozjazdach), że za duże koszty inwestycji (tanio nie jest fakt, ale przecież nie każdy musi budować od razu 200m2?), że odśnieżanie (jak się nie patrzyło gdzie działka leży to sorry), że trzeba palić (gaz, gaz…. trzeba to sprawdzać wcześniej).

    Potem nie ma rozczarowań. Ja uważam, że warto postawić na dom, ale tylko po gruntownej analizie. No i trzeba przeanalizować czy na to kogoś stać. Pełno jest nieskończonych inwestycji, które straszą latami…

    Mi osobiście się udało zbudować dom bez kredytu – ale kosztem paru lat z życiorysu. Za to nie muszę spłacać swoich marzeń do emerytury.

    Ci co się obawiają, że domu nie da się sprzedać – podpowiadam: jak to mówią pośrednicy – najważniejsze kwestie przy sprzedaży to: 1. lokalizacja, 2. lokalizacja i 3…. lokalizacja. Jeśli ktoś podejmuje decyzję o mieszkaniu na odludziu to powinien wiedzieć co to oznacza.

  44. Jose Odpowiedz

    Co do komentarza powyżej,
    1) Mam wszystkie media – prąd, kanalizę, wodę, ma być również za jakiś czas gazyfikacja
    2) Pracę mam tylko i wyłącznie w miastach od powiatu i wyżej (taki zawód), i teraz gdybym chciał, miałbym do roboty 15 km (ale z pewnych względów nie chcę) i na razie będę jeździł te 80 km. Co nie zmienia faktu, że nawet, gdyby to było 15 km i tak potrzebowałbym 2 samochodów
    3) Mam PKS, PKP, 15 km do miasta powiatowego (prawie 50 tys ludzi), 50 km do trójmiasta, nie jest to jakieś wygwizdowo
    4) Wolę jednak zasuwać z dziećmi na rowerach, na basen, na spacery, niż coś tam dłubać i upiększać w ogrodzie
    5) Blok – zależy jaki blok, jak porządne osiedle to wolę chyba jednak duże mieszkanie w bloku (ale naprawdę duże – minimum 120 metrów)
    6) Dom można wybudować za mniejszą kasę niż mieszkanie – ale to zależy jakie materiały na budowie i w wykończeniówce. Utrzymanie domu jest wg mnie tańsze niż mieszkania – za prąd płacę na rok jakieś 2000 zł, za wodę z podlewaniem 2000 zł, za węgiel na zimę i wodę cały rok – jakieś 2500 zł. Podatek – 200 zł rocznie.
    Ogrzewam łącznie jakieś 250 m2
    7) Człowiek odżył…. Jasne, jak ktoś mieszkał w centrum wielkiej aglomeracji, to może i owszem.
    Ile dziecko może siedzieć na podwórku? To się szybko nudzi, a na wsi z reguły nie ma gdzie wyjść. Ile można spacerować po polnych drogach czy wiejskich uliczkach? A w takim małym nawet moim rodzinnym miasteczku jest już pod tym kątem zupełnie inaczej.
    8) Wszystko trzeba robić samemu – zależy jak na to patrzeć. Ja mam roboty po uszy – przy większej ilości małych dzieci trudno cokolwiek zrobić – taka prawda. Też lubię grzebać, ale nawet proste opędzlowanie prostego ogrodu zajmuje czas. Przy normalnej pracy i dzieciach – to wszystko robota na pół gwizdka. I dzieci i dom/ogród. Chyba, że ktoś wypuszcza dzieci na podwórko i one same biegają. Ale z reguły wymagają i tak uwagi – przynajmniej ja mam w takim wieku. Dzieci z okolicy są starsze i się nie nadają na razie do zabawy z moimi, przynajmniej bez nadzoru.
    Nie chce mi się być niewolnikiem domu czy ogrodu.
    9) Sąsiedzi są zawsze przyjaźni – zależy jak się trafi. W mieście też mogą być przyjaźni.
    Moim zdaniem dom nad naprawdę dużym i dobrym mieszkaniem nie ma super przewagi. No, podwórko. Ale i jedno i drugie musi być w dobrej lokalizacji.

  45. Waleria Odpowiedz

    Ta dyskusja nie ma sensu. Jedni wolą wannę, inni prysznic.
    Polacy mają taką przypadłość, że zazdroszczą wszystkim wszystkiego. I leczymy te kompleksy. Jak mieszkam w bloku, a znajomy ma dom to postawię sobie większy. Jak mieszkam w domu, a znajomy ma mieszkanie to kupię sobie apartament.
    Kto wychował się w domu to marzy o mieszkaniu i odwrotnie.
    Mam wanne, chcę prysznic. Mam prysznic, chcę wannę. Najlepiej mieć jedno i drugie.
    Czyli najlepiej mieć mieszkanie w mieście i domek letniskowy. Masz oba – dom przyjemny latem, a zimą do wygodnego bloku.

  46. hurlom Odpowiedz

    Ja wybrałem dom pod Warszawą (osiedle Rajska Osada). Gdy urodzą się dzieci będą miały własny pokój i spore podwórko do zabawy. No i wychodzi taniej niż mieszkanie w Warszawie 😉

  47. Ola Odpowiedz

    Na wstępie – gratuluję wspaniałego bloga. Będę tu częstym gościem 🙂 W przedmiocie tematu – mieszkanie czy dom, muszę podkreślić, że budowa domu, nie musi kosztować „300 czy 500 tys. zł”, jest wiele wspaniałych portali i forów, dla inwestorów, których użytkownicy udowadniają, że można wybudować ładny dom w znacznie niższych kwotach. Wystarczy wybrać projekt o prostej bryle – najlepiej z poddaszem użytkowym i dwuspadowym dachem. Mając alternatywę mieszkania w stanie deweloperskim w wersji 2 małe pokoje za ok. 200 000 zł. + cena za wykończenie lub 3 niewielkie pokoje w cenie ok. 260 000 zł. + cena za wykończenie, nie wyobrażam sobie mieszkać w mieście. Piszę o rynku szczecińskim. Jeszcze jedna kwestia, która dotyczy akurat mieszkań z rynku wtórnego – bardzo wysokie czynsze. Mieszkanie o metrażu 50 mkw. ma ponad 400 zł. czynszu miesięcznie + trzeba dodatkowo opłacić prąd. Liczmy 450 zł./mies. * 12 miesięcy = 5 400,00 zł. rocznie! Mieszkając w domu, nawet 100 mkw. można łatwo kwoty te zminimalizować – korzystając chociażby z wody z własnej studni, własnej ekologicznej przydomowej oczyszczalni. Dodatkowo, jeżeli dom ma dobre parametry energetyczne, sensowne źródło ogrzewania (nie piszę tu o kolektorach) i jest dobrze zaprojektowany pod względem układu pomieszczeń w stosunku do stron świata, to i koszty ogrzewania będą znacznie niższe. Co do ogrodu – bardzo często osoby mieszkające w bloku po paru latach kupują działki rekreacyjne, których utrzymanie również kosztuje.

  48. pola Odpowiedz

    My z mężem zastanawiamy się poważnie nad kupnem małego domu z rynku wtórego okolo 100m w jednej z dzielnic peryferyjnych (koszt takiego domku to okolo 300 tys do tego ogród około 400-800 m), za swoje mieszkanko w centrum 36 m2 płacimy 470 zł czynszu za dwie osoby.Gdybyśmy chcieli mieszkanie 70-80m2, jak pojawią się dzieci, to byśmy musieli wydać z 1000zł na sam czynsz. Utrzymanie domu wyjdzie znacznie taniej i komfort mieszkania też znacznie większy. Teściowie mieszkają w takim domku i wydają rocznie na ogrzewanie i remonty tyle co my płacimy czynszu przez pół roku.Moja babcia za kawalerkę płaci 570 zł czynszu mieszkając sama też w centrum. Ceny czynszów zupełnie z kosmosu. Miasto powyżej 500tys.

  49. Marcin Odpowiedz

    Masz rację, kupują działki rekreacyjne ale nie ma to nic wspólnego z Twoim postrzeganiem sprawy. Mogłem mieć dom ale nie chciałem, wybrałem duże mieszkanie w nowo wybudowanym bloku w dobrej lokalizacji i tez kupiłem działkę rekreacyjną. Kupiłem ja jednak w odległości prawie 200 km od swojego miasta nad jeziorem aby móc sobie pojechać czasami na weekend i spędzić tam część urlopu jeśli coś jeszcze zostanie poza wyjazdem zagranicznym. Własny, przydomowy ogródek nie ma do tego porównania bo nie wyobrażam sobie spędzania pięknego weekendu w domu tylko dlatego, że mam ogród.

  50. właściciel 250m2 twierdzy Odpowiedz

    Mieszkam we własnym domu 3 lata i zauważam u siebie narastające poczucie alienacji. Jeszcze niedawno drzwi od mojego mieszkania się nie zamykały. Dzwonek ciągle dzwonił, w sklepie pod blokiem luźne pogadanki, zapraszanie tu czy tam. I nie męczyło to, ale cieszyło, pozwalało na fajny dystans do siebie i świata.
    W domu jest inaczej, nawet jeśli dom jest w centrum miasta. Owszem, są sąsiedzi, ale każdy ledwo wychodzi z domu, wsiada w samochód i tyle widzisz sąsiada. Często domy wielopokoleniowe, a wierzcie lub nie gości odwiedzających na tzw. „imieniny” widać może 2 razy w roku. I to góra 2 pary. I nie powie mi nikt, że to dlatego, że ludzie spotykają się w knajpach. Sąsiad wie, ile kto wyrzuca rano butelek po piwie i winie do kosza ze szkłem po wieczornym party na lezakach. A tłuczenie słychać na pół dzielnicy. Więc imprezują, ale sami, z mężem/żoną/matką/ojcem w tych luksusowych „niezależnych” 4 kątach. Zamknięte w swoich twierdzach klany. I to bez względu na pokolenie, bo i 30latków nikt nie odwiedza. Sąsiad sąsiada zna pod tym względem i nie trzeba do tego siedzieć cały dzień w oknie. Takie rzeczy widać, bo widać styl życia i spędzania wolnego czasu.
    To fajnie wygląda na filmach amerykańskich, jak to sąsiedzi wspólnie grillują i och i ach, a znajomi wpadają na weeekendy. W rzeczywistości każdy okopany za żywopłotami, płotami kosi swój trawnik, odśnieża swój podjazd, a dom zamienia się w twierdzę, ludzie dziczeją, stają się zgryźliwi, oschli i krytyczni wobec innych.
    Trudno -mając swój dom -o (bliskie) kontakty społeczne, nawet dawni znajomi z czasem unikają odwiedzin, bo chociaż człowiek ten sam, to – mam wrażenie – poczucie wchodzenia na czyiś teren powoduje jakieś skrępowanie u innych. I możesz zapraszać, ale coraz częsciej słyszysz „to wpadnijcie do nas, to umówmy się na mieście…” Im większy dom, tym mniej przytulny i nie o wystrój tu chodzi.
    A dzieci to już zupełna masakra. Ja nie mam, ale wokół sami jedynacy, rówieśników wpadających do tych fajnych mini placów zabaw brak. I pozornie mają wszystko, piaskownice, zjeżdżalnie na własnych ogródkach, no lux.
    Rosną dzikusy samotnie kopiące piłki. Obraz nędzy i rozpaczy. Ja radzę się poważnie zastanowić, czy się chce wychować aspołecznego odludka w domu z ogrodem bez przyjaciela, nawet kolegi na bramkę.
    W blokach ludzie odwiedzają się częściej, nie ma takiego przywiązania do miejsca, terenu, poczucia własności absolutnej, a to chyba emanuje z człowieka mającego własny dom, podświadomie wysyła sygnał: wchodzisz na mój i tylko mój obszar; takie moje zdanie, bo było mi dane mieszkać i tu i tu.
    Dlatego mimo tych wszystkich atutów własnego domu, ogrodu, garażu itp itd, w przyszłym roku chcę wrócić do bloków. I nie chodzi mi o więcej pracy w związku z domem, bo to akurat lubię, wszystkie te zajęcia wokół domu, ale brak kontaktów doskwiera, moi rodzice też tego doświadczyli, po 30 latach w domu nie mają żadnych znajomych, ŻADNYCH są na emeryturach. Moi chrzestni także, ten sam schemat: wyprowadzka do domu=>alienacja. Radzę zastanowić się, czy bycie tylko dla siebie, tworzenie rodziny zakładników domu jest warte zachodu.
    Ps. jeśli ktoś wierzy, że mając swój dom ma się ciszę, to jest w błędzie. Uwierzcie, w domu też doświadczasz upierdliwości sąsiadów. Dziś mieszkasz na pustkowiu, ale za parę lat to może się zmienić – moje doświadczenia.
    Ujadanie psów niosące się echem po całej ulicy, warkot samochodów terenowych uruchamianych o 5 rano na 20 minut przed wyjazdem zwłaszcza zimą żeby odmrozić szyby, kosiarki pierdzące pół roku, odkurzacze do liści, piły elektryczne przygotowujące opał na zimę do kominków i hit ostatnich czasów – gokarty/samochodziki elektro dla dzieciaków, żeby mogly jezdzic tym po ogrodzie i ulicy w te i nazad. Jeśli ktoś ma nadzieję, że usiądzie w lecie na swoim ogródku i będzie miał ciszę, to hmm naiwny jest 😉 Potem przychodzi rozczarowanie, a potem frustracja, a potem wrogie nastawienie do sąsiadów, które nie prowadzi do niczego miłego 😉

  51. Malina Odpowiedz

    Przeczytałam swój komentarz ze stycznia 2014… wtedy jeszcze nie wiedziałam, ze w lutym sprzedam mieszkanie i w marcu kupie dom…. w stanie surowym… duzy i do tego w budowie… Od czerwca 2014 mieszkam w domu w miescie. 3 km od scislego centrum. Dokonczenie budowy wykonczyl nas fizycznie, psychicznie. A wykonczenie domu niemal wykonczylo finansowo. Jednak po sfinalizowaniu inwestycji okazalo sie, ze koszt utrzymania i ogrzania nowego energooszczednego (łącznie ze wszystkimi rachunkami typu prąd, woda, gaz, kanalizacja, internet) domu jest taki sam jak mieszkania 3 razy mniejszego. Do tego mamy rzut beretem do Rynku, kontakt ze znajomymi jak dawniej, swobode w domu i na podworku, brak problemu z dojazdami. Decyzja o przeprowadzce z mieszkania do domu okazała sie udana. Warunek konieczny jak komus dobrze w miescie, nie powinien go opuszczac, łudząc się, ze obcowanie z „dziką naturą” na co dzien stanie sie jego hobby.

  52. Grzegorz Odpowiedz

    heh, stoje przed tym samym wyborem. dom czy mieszkanie. ogladalem wszystkie chyba inwestycje, developerow, wtorne rynki, posredniki nieruchomosci, no po prostu wszystko i wszedzie cos mi nie pasowalo jesli chodzi o mieszkania. Jesli super lokalizacja to ceny z byka, to czynsz wysoki bo okolo 1000zl a do tego rata… a mieszkanie wcale nie jakies duze bo 60-65m2. W miastach, akurat u mnie mowa o katowicach to generalnie wiekszy brud, wiecej menelstwa. Na wiosce niby cisza i spokoj ale dojazdy. Ja raz w tygodniu musze byc tylko w firmie – tak to z domu .Zona musialaby 30min dojezdzac (auto jedno na gaz wiec spoko). Szkoly na wiosce podstawowa i gimnazjum do 1,5km oraz szkolny bus, ktory funkcjonuje. Wiadomo ze bez auta ani rusz ale z drugiej strony w miescie te blokowiska, molochy, ludzie nie dbajacy o okolice. heh nie wiem. A to czy jest sie wyalienowanym to chyba w duzej mierze zalezy od nas samych. Mysle, caly czas mysle. Wiem ze dom to dom. W mieszkaniu dzisiaj fajny sasiad ale jak umrze/wyprowadzi sie i wprowadzi sie cham to co? Wiem co mowie bo wiem co tescie przechodzili (policje, sady itp). Mieszkanie wiadomo zamykam bude i wychodze , mam wszystko gdzies. Z drugiej strony mam wspolnote/spoldzielnie, nie kazdy placi czynsz, nie kazdy dba, nie kazdy sprzata, wiele osob ma pieska, niektorzy cwicza gre na instrumentach. sporo tego. Generalnie gdybym mial dzialke w granicach miasta to nie zastanawialbym sie nawet nad domem. Tutaj troche odleglosc mnie martwi ze wzgledu na zone(ja z domu pracuje). A dziecko? Wolalbym by sie wychowalo na wsi gdzie slychac jeszcze krowy, kury a nie tylko samochody. Co do roboty przy domu to sie zgodze, jest jej wiecej ale to twoj kawalek ziemi, zawsze mozna sprzedac. Dam znac co wymyslilem bo musze sie powoli decydowac 🙂

  53. Mirabelka Odpowiedz

    Ja odziedziczyłam dom po swoim mężu. Przedtem mieszkaliśmy tutaj ok. 20 lat wspólnie z teściami. Dom ma 120 m, działka 800. Mieszkam w mieście powiatowym, jednak razem z mężem pracowaliśmy 35 km od miejsca zamieszkania i codziennie dojeżdżałam samochodem (70 km dziennie). Teraz kiedy zostałam sama poważnie zastanawiam się nad sprzedażą domu i kupnem mieszkania w mieście tam gdzie pracuję. Jednak niezwykle trudno jest mi podjąć taką decyzję. Dom jest wybudowany w latach 70-tych, zadbany w środku, niestety potrzebuje ocieplenia + dach papa termo. + nowy piec co., bo stary piec nie zdaje egzaminu kiedy wracam z pracy ok. 17.00 i muszę dopiero go rozpalać. Poza tym kostka przed domem, nowy płot. Obliczyłam, że musiałabym włożyć w remont ok. 50 tys. zł. Zastanawiam się, czy warto? Mam 50 lat, jedną pensję, tu gdzie mieszkam, po śmierci męża, nikogo nie mam. Jednak jest ogródek i pies ma full wypas. Ja pogrywam sobie na pianinie, nikomu nie przeszkadzam. Ale… będę coraz starsza, coraz trudniej mi będzie samej o wszystko dbać, a tam gdzie pracuję mam rodzeństwo: siostrę i dwóch braci. No i jeszcze przepis, że 5 lat od chwili odziedziczenia nieruchomości od sprzedaży płaci się podatek 19%…

  54. Tomek Odpowiedz

    Wszystko zależy jakimi finansami się dysponuje, od lokalizacji i od tego czy ktoś naprawdę chce zamieszkać w domu zamiast w mieszkaniu. Jeśli ktoś bierze kredyt na 100% lub 90% nieruchomości – to lepiej kupić mniejsze mieszkanie (będzie tańsze niż dom w dobrej lokalizacji) – więc mniejsze zadłużenie. Natomiast jeśli ktoś ma już środki – np na połowę domu, to chyba lepiej wziąć kredyt i zbudować dom. Taki kredyt można wziąć np na 10-15 lat – wtedy odsetki stanowią około 20-30 procent
    początkowej raty, więc suma odsetek nie będzie wielka. Taki kredyt hipoteczny też pewnego rodzaju forma „oszczędzania” – ratę trzeba oddać do banku – więc tych pieniędzy się nie wyda na głupoty 😉
    Wydaje mi się, że jeśli ktoś ma działkę w dobrej lokalizacji i jeszcze środki (przynajmniej na budowę stanu surowego) to lepiej zbudować dom. Taki dom przecież zawsze będzie można sprzedać (nawet z zyskiem). Ludziom nie chce się szukać działek, budować – chętniej kupują gotowe – kwestia dobrej lokalizacji.
    Przecież nie można na wszystko patrzeć pod względem oszczędzania. Idąc tym tropem najlepiej całe życie siedzieć w kawalerce, jeździć tramwajem i odkładać pieniądze. Jednak może się później okazać, że oszczędności zjadła inflacja, my mamy na karku 60 lat, ciągle mieszkamy w tej kawalerce i już nic nam się nie chce (a inni już dawno spłacili swoje kredyty hipoteczne)

    Całe życie mieszkałem w mieszkaniu. Jak szedłem do kolegi – który mieszkał w domu szeregowym (też w mieście) – to baaaardzo mi się podobało. Każdy miał swój pokój, był spory pokój dzienny z kominkiem, strych, garaż (gdzie trzymali również rowery), kawałek ogródka – wszystko miało swoje miejsce i nikt sobie nie wchodził na głowę.

    Generalnie nie ma się co rzucać z motyką na słonce, ale jeśli finansowo nie jest źle to nie ma się co bać takich inwestycji.

    Życie w bloku może i jest wygodne, ale raczej dla osób samotnych albo rencistów. Jeśli mamy do czynienia z aktywną rodziną 2+2, to nie wiem gdzie chociażby zmieszczę 4 rowery, jakieś narty buty, opony do auta itd. W piwnicy? Na balkonie? Niby można, ale jak sobie pomyślę o znoszeniu tych rowerów to odechce mi się tego wyjścia na rower. A w domu – otwierasz pilotem bramę garażową i w drogę 🙂 To samo dotyczy pakowania/rozpakowywania auta – bezpośrednio z części mieszkalnej wchodzisz do garażu,
    a nie jak w mieszkaniu dymasz z siatkami windą albo po schodach do auta (nawet jeśli w najlepszym przypadku stoi w parkingu podziemnym to też trzeba się nanosić).

    Autorze bloga – lubisz rower, lubisz majsterkować (fajnie wykończyłeś mieszkanie) – wydaje mi się, że w domu (możliwe, że w mieście) czułbyś się jak ryba w wodzie 😉
    Pozdrawiam

  55. Misiowe -Magda Odpowiedz

    Jak te czas leci.. już 3 lata minęło od moich rozterek mieszkanie vs dom 🙂
    W między czasie ślub, chwilowe mieszkanie z rodzicami i… kupno mieszkania w mieście 🙂
    W końcu stanęło na mieszkaniu, niestety nie w tak optymistycznym wariancie jak myśleliśmy bo i jest kredyt na połowę mieszkania na 10 lat.

    I chociaż w kółko są jakieś wątpliwości to decyzja jak najbardziej była dobra jeżeli chodzi o relację małżeńskie (przy budowie domu przynajmniej 3 lata musielibyśmy z rodzicami mieszkać).

    Jednak coraz częściej myślimy i budowie domu za „parę lat” mamy porównanie jak mieszka się w mieście i na wsi i pomimo wielu udogodnień w mieście, lepiej czujemy się na wsi.. choć zdajemy sobie sprawę z pracy jaką tam trzeba dodatkowo ogarniać koło domu 🙂

    Jakoś tak w bloku czuję się ograniczona 🙂 pomimo sąsiadów nieuciążliwych ale nie wiem co robiłabym w weekend gdyby nie rodzice na wsi.

    Jednakże i mieszkanie w bloku i w domu ma swoje plusy i minusy 🙂 teraz pytanie kto gdzie lepiej się czuję i kogo na co stać.. bo zaciagać kredyt na 300 tys (+odłożona kasa) tylko po to by mieszkać w domu to sobie nie wyobrażam.. wtedy wolę blok 🙂

  56. G.Nowak Odpowiedz

    Według mnie to lepszym jest mieszkania chociażby ż tego powodu że jak narazie mieszkam sam, i utrzymywać dom nie opłaca się. Kupowanie domu ma sens tylko wtedy jak jest duża rodzina.

  57. Karbo Odpowiedz

    Po 1 Twoje wyliczenia są całkowicie wzięte z … no właśnie nie wiem skąd.

    Kupno kawalerki w Warszawie, w dobrym miejscu (mówimy tu o mieszkaniu 30m) – to koszt około 350 000 (umeblowanej i gotowej do wejścia). Kupno mieszkania 50m to wydatek 500 000 tys zl. Procz tego dochodzą koszty takie jak: rachunki, media, czynsz, dojazdy – wychodzi ok 1000 zł miesięcznie. Do tego dolicz sobie koszty wyżywienia – tu nie zasadzisz pomidorów, nie zbierzesz jajek. Za wszystko płacisz.
    Budowa domu w stanie surowym to koszt ok. 150 000 – 200 000 tyś złotych. A potem możesz sobie do bólu wykańczać go ile chcesz i jak długo chcesz. Do tego jedna inwestycja oszczędza Ci wszystko – ogrzewanie, profit za produkcję energii itp. Do tego możesz zasadzić dużo dobrych rzeczy 🙂

    Twoje wyliczenia wprowadzają w kosmiczny błąd. Chętnie wdam się w polemikę. Po 10 latach życia w mieszkaniu, gdzie ogranicza się klaustrofobia, krzyki sąsiadów, płacze dziecka zza ściany, wszechobecne trąbienie, jazgot rozmów. 😉

  58. Pink Odpowiedz

    Mieszkałem w domu pół życia (praktycznie w mieście), kolejne pół po blokach.

    Gdzieś tam czasami nachodzi mnie, a może jednak dom (Oczywiście nie rozważam tutaj opcji domu na działce 1000m2 w mieście :)) kupiliśmy nawet jakiś czas temu działkę, ale nie mogę się zdecydować na przeprowadzkę mieszkając obecnie w z 2ka dzieci w mieszkaniu 4pok w miescie w miejscu z zielenią i bliskością szkół, basenu sklepów etc. Nie mowię o bliskości centrów handlowych, mitycznego teatru i kina bo akurat tutaj to uważam że nie ma różnicy czy się mieszka w mieście czy poza.

    Dom na pewno daje więcej niezależności , ale jeżeli chodzi o inne aspekty to nie zawsze jest różowo. Uważam, że koszty utrzymania będą podobne (nowe mieszkanie 4 pokojowe vs dom ok 150m2) na niekorzyść domu w dłuższej perspektywie. Nie biorę tutaj pod uwagę samochodu.

    Jakiś czas temu zrobiłem sobie taką analizę dom vs mieszkanie i koszty utrzymania wyszły plus/minus podobnie jednak w przypadku domu dochodzi koszt auta , a raczej dwóch aut. Różnica w posiadaniu auta w mieście vs posiadania 2 aut i dojeżdzanie wyszła mi pomiędzy 1000 a 2000 zależenie od odległości do pracy/szkół etc.

    Same dojazdy to mógłbym pewnie czasowo przeżyć gdyby nie dzieci. Teraz mogą same chodzić i wracać ze szkoły, boisko i koledzy na osiedlu, na zajęcia dodatkowe nie musimy jeździć samochodem, basen jest 10 min pieszo, las i tereny rekreacyjne to samo, to wszystko daje ogromną oszczędność czasu i jest po prostu wygonde Zgadzam się że w domu można to jakoś zorganizować ale mimo to nie będzie takiej swobody i koniec końców zawsze będzie wyzwanie żeby się wyrobić ze wszystkim czasowo.

    Mam kilkoro znajomych którzy pobudowali się i to nie jakoś daleko od miasta i było ok, do teraz kiedy dzieci są trochę starsze i okazuje się że logistyka stała się wyzwaniem, trochę ratuje sytuację jeżeli jedno z rodziców może pracować zdalnie albo jeszcze lepiej jeżeli jedno z rodziców pracuje a drugie tylko zajmuje się dziećmi albo babcia jest na miejscu i co ciekawe nie ma tu znaczenia za bardzo czy ktoś mieszka 5 km czy 20km za miastem.
    Często też zauważam że dzieci nie chodzą do lokalnych szkół bo albo rodzice twierdzą ze nie odpowiada im poziom (trochę wydziwianie moim zdaniem) albo wożą do miasta żeby móc szybciej je odebrać po szkole (świetlice są otwarte do 16 max 17…..)

    Sąsiedzi wyprowadzili się do domu pod miastem ,10 km i po kilku miesiącach wrócili do mieszkania ponieważ stwierdzili że właśnie logistyka zajmowała im za dużo czasu i nie mieli po prostu czasu cieszyć się tym domem.

    Co do bloków to zawsze obawiałem się tych hałasów ale mieszkam już tak dość długo i jest cicho, oczywiście od czasu do czasu ktoś zrobi jakąś parapetówkę ale to nie jest jakoś uciążliwe, dla porównania jeżdżę czasami na działkę. w lecie w weekend to jakaś porażka, cały dzień odgłosy kosiarek. a jest póki co tylko kilku sąsiadów Nie jest to coś co mnie zaskakuje ale nie spodziewałem się że jest to tak denerwujące po całym dniu spędzonym na działce.
    Fakt, że powietrze jakieś takie świeższe ale to też tylko okresowo, mimo że wokół działki są w większości nowe domy i gmina niby ekologiczna to wraz z sezonem grzewczym zaczyna się palenie w piecach nie wiem czego ale czuć po prostu smród , którego w mieście nie czuję.

    Uważam, że dom jest ok pod warunkiem, że naprawdę nas na to stać i finansowo i czasowo albo naprawdę ten kawałek mitycznego ogródka jest czymś bez czego nie możemy żyć.

    Skusiłbym się na dom, ale tak żeby komunikacja miejska była blisko i nie trzeba było spędzać 40-60 min żeby dojechać do miasta i w sensownej okolicy ale takich lokalizacji jest mało i jeżeli chodzi o kupno domu to robiłem rozeznanie i budżet musiałby być ok 1.5 mln żeby coś znaleźć atrakcyjnego z fajną działką i nie musieć iść na kompromisy (uważam 1 mln to minimum).

    Póki co od czasu do czasu jadę na działkę żeby pobawić się w ogrodnika z czasem może postawię jakiś mały domek i wydaję mi się to wygodnym rozwiązaniem.

    Dużo jest czynników indywidualnych, ale zalecam naprawdę rozwagę przy przeprowadzce ale z perspektywy lat powiedziałbym że jeżeli ktoś chce bardzo dom to najlepiej nie czekać za długo i się przeprowadzić zanim pojawią się dzieci ponieważ łatwiej się zorganizować jak już te dzieci się pojawią w domu niż wtedy kiedy już z dziećmi się przeniesiemy np. z mieszkania okazuje się że dostarczenie do szkoły wizyta u lekarza etc, nie jest takie proste jak było w mieście i może to rodzić frustrację i niezadowolenie mimo innych zalet.
    Inną opcją może być też posiadanie w domu w jakiś mniejszym mieście gdzie wszystko jest w miarę blisko jednak tutaj dochodzi kwestia pracy i poźniej studiów (dzieci będzie trzeba utrzymywać w mieście ….) albo poszukanie domu z lat 70/80 kostki , takie można znaleźć w miastach z tym że trzeba pogodzić się z tym że to już nie najnowsza technologia i prawdopodobnie będzie konieczny remont.
    Nie biorę pod uwagę szeregowców bo jak dla mnie w znacznej większości łączą one wady mieszkania (sąsiedzi, brak albo małe ogródki) i domu (dojazdy,większe koszty utrzymania) bez większych zalet.

  59. ania Odpowiedz

    Teraz mieszkanie dla rodziny to chyba z 300 0000 kosztuje. Więc już się dom opłaca wybudować. Dobre projekty robi firma lk-projekt, już od 1 000.

  60. Marcin Odpowiedz

    Swoje mieszkanie kupiłem właśnie za 300 tys. i gdybym miał znowu wybór to ponownie kupiłby,m mieszkanie 91 m kosztem domu.

  61. Kriss Odpowiedz

    To I ja się dołączę do tematu bo własnie stałem przed decyzją budowy domu czy kupno mieszkania nowego od developera. Wychowalem sie na mazurach wiec uwielbiam przyrode i przestrzen ale tez nie lubię chodzić czegoś naprawiac w kółko, dłubać w czymś , uprawiać ziemii itd. Ja z żoną wybrłem miekszkanie a w przyszloścu kupno dziłaki rekreacyjnej aby kiedy mi sie zechce przyrody pojechac i sie nią delektować a i czasem coś przy tym domku porobic tak dla przyjemnosci, natomiast gdy stanie sie nieprzyjemnie po prostu sie spakowac i wrocic do bezproblemowego mieszkanka.

  62. Ewelina Odpowiedz

    Ja Wam powiem, że mieszkanie jest fajne dla singla, lub dla pary.
    Jeśli mamy rodzinę warto wybrać dom.
    My kupiliśmy okazyjnie dom na pobrzeżach Wrocławia dzięki Biuro Abrys Wrocław.
    Nie żałujemy.
    Dom duży, mamy ogródek i przestrzeń.

  63. zdziwiony Odpowiedz

    Dziwi mnie, że ludzie młodzi układają sobie tak poważną decyzję jak zakup nieruchomości pod miejsce pracy.
    Czasy, kiedy całe życie pracowało się w jednym miejscu odeszły bezpowrotnie i pewnie jeszcze do emerytury z 10 razy zmienią pracę.
    Zapewne wcale nie zarabiają dużo, skoro tak bardzo się liczą dla nich koszty rzędu kilkuset złotych miesięcznie, ani nie mają służbowych samochodów. Przywiązywanie się do kiepskiej pracy i układanie sobie pod nią życia- porażka.
    Znam wiele osób, których znudziły dojazdy do kiepskiej pracy i rozkręciły sobie fajny biznes na miejscu (choćby sklep wysyłkowy czy nawet stacjonarny spożywczak). Ale to wymagało zweryfikowania definicji „bycia kimś” w życiu. Dla dużej grupy 30-latków „sukces” to bycie po studiach i zarabianie średniej krajowej przez całe życie. Oszukane pokolenie.

  64. via Odpowiedz

    Bzdur w wyliczeniach z tego artykułu nawet nie chce mi się punktować. Zwrócę tylko uwagę Panie Wolny że nie rozumiem po co zadajesz pytanie skoro tak alergicznie reagujesz na komentarze przychylne wobec mieszkania w domu. Mega Pan jest nieobiektywny.
    A teraz do rzeczy:
    Można kupić działkę gdzieś w leśnej głuszy a można na przedmieściach i w tym zasadnicza różnica. Kupując działkę na przedmieściach logistyka przestaje być już takim obciążeniem. Ktoś zwraca uwagę na koszty samych mieszkań. W mniejszym mieście kupisz mieszkanie taniej niż za 300 000 ale i działka również będzie tańsza i nie musisz szukać jej 30 km od miasta.
    Budując rozsądnie możesz wybudować dom który w użytkowaniu będzie tańszy niż mieszkanie ( tak, mam taki dom i to wcale nie mały, ok 170 m2)
    Są oczywiście minusy: a to trzeba odśnieżyć ( dwa razy w ubiegłą zime podjazd- straszne 🙂 )
    Trzeba zadzwonić do kolesia od szamba ( jeśli mieszkasz niedaleko miasta zapewne masz juz kanalizację- XXI w 🙂 )
    Liscie trzeba zgrabić ( tu akurat faktycznie jest sporo pracy bo mam dom pod lasem liściastym więc te kilka razy muszę z odkurzaczem się przespacerować)
    Pan Wolny nie słyszał zapewne o nowych rozwiązaniach w budownictwie: ja do kotłowni chodzę RAZ w tygodniu…wybrać tackę z popiołem który rozsypuje na działce i wrzucić 5 worków do zasobnika…masakra.. chyba zapalenie fajka na balkonie dłużej trwa
    Na koniec:
    Jeśli ktoś osiedla się bezmyślnie to nie ma znaczenia czy w domu czy w mieszkaniu. Jeśli ktoś robi to z głową będzie zadowolony z wyboru.
    Ostatnia rzecz która rzuca się w oczy:
    Argumenty ” bo ciągle jest cos do zrobienia” to chyba albo zasłychneliście od kogoś kto mieszka w ruderze krytej słomą albo od totalnego lenia dla którego skoszenie trawy to wyzwanie nie do pokonania, ale dla kogoś takiego to nawet odkurzenie samochodu czy choćby dywanu w pokoju jest rzeczą niepojętą.
    PS. apropo zimy… kiedy mieszkałem w bloku codziennie rano musiałem biegac zonie samochód odśnieżać… teraz mam spokój… ma pilota do bramy garażowej…w środku niezaśnieżony samochód… odlicz od czasu dojazdu
    pozdrawiam

  65. Mike Odpowiedz

    Szczególnie podoba mi się zwrot: „sprzątanie kilku łazienek”. Muszę pogadać o tym z moim królem.

  66. Pawel Odpowiedz

    Przez ciekawość do tematu a także ostatnie decyzję moje i znajomych znalazłem tego bloga więc wypowiem się i ja. Sam byłem przed takim wyborem. Mały domek na wsi parę km z miastem – ziemia za darmo od dziadka. Czy mieszkanie w bloku. Wszystko zależy od nas samych więc mówię z mojej perspektywy: Kiedyś mieszkałem na wsi w domku wspomnienia wspaniałe ale ojciec miał dość domku i wyprowadziliśmy się… Owszem dom był dość stary więc wieczny remont. Ale i w koło domu zawsze coś… – więc bez porównania do nowoczesnych domow.
    Aktualnie mam tok myślenia jak ojciec. Cenie sobie „wolność i niezależność” w bloku – o ile taka w bloku jest ale głównie chodzi o czas bo to jest nieprzeliczone na żadne wartości. – mimo WIELU wad mieszkania. Żona do ślubu mieszkała na wsi więc wie co znaczą dojazdy. Prowadze dość intensywny tryb życia zawodowo – branża reklamowa taka jest ale mimo wszystko nie jest to ponad wszystkim bo prywatnie rodzina i przyjaciele mimo wszystko sa najwazniejsi. Mamy Dużo znajomych a z nimi spotkania, wyjazdy, podróże, rowery, kajaki itp. Cenimy to że wracamy do mieszkania i… I po prostu nic… Żyjemy dalej bez tych obowiązków jak w domu. Owszem są ludzie co to lubią prace ziemne akurat nie my więc to nasz punkt widzenia. Ja wolny czas spędzam na majsterkowaniu w garażu co lubię – więc widzę w myślach jak wyglądał by mój trawnik lub ogród bo tego nie lubię. Nie mamy jeszcze dzieci ale dzięki temu osczedzonemu czasowi będzie jak najwięcej go dla nich. Dużo znajomych wybrało budowę co ich pochłonęło czasowo i finansowo jeszcze inny tańsze starsze domy do remontu – ten wybór pozostawię bez komentarza… Więc ci co się budują często są na emigracji w domu tylko gościem. A jak są to trawniki żywopłoty, odśnieżanie i tak w kolo… Mija dosłownie rok dwa i każdy jak jeden mąż ma dość – więc pytanie za co po co czy warto za wszelką cenę? Czy to czasem nie są tylko i wyłącznie nasze ambicje? Bo ten ma a ja nie?… chwali sobie tylko ten kto naprawdę jest bogaty i albo ma nadmiar czasu albo stać go płacić żeby ktos zajmował się domem. Takie moje doświadczenia i ja chętnie zrezygnował bym z tego globalnego wyścigu szczurów zamieszkał na plaży i codziennie jadł świeże banany bo to się nazywa wolność i korzystanie z przyrody a nie budowa na wsi czy gdziekolwiek a potem zarzynanie się żeby to utrzymać. Ale Pamiętajmy każdy ma swoje zdanie.

    • Pawel Odpowiedz

      Ps. Z własnego doświadczenia: Mieszkanie w stanie deweloperskim. ojciec i teść budowlaniec ich słowa: dwa tygodnie i się wprowadzacie… Wyszło prawie 3miesiace… Dla mnie dużo i jak sobie pomyślę budować się 2-3lata stresować … O nie zdecydowanie nie dla mnie. Więc cieszę się z wyboru mieszkania mimo głośnych sąsiadów… Ale sam nie jestem im dłużny bo garaż mam pod blokiem a moja pasja to motocykle 😉

  67. Agata881 Odpowiedz

    Dom czy mieszkanie – odwieczny dylemat 😛 A ja mówię: budownictwo modułowe 🙂 Widzieliście już konstrukcje domów z kontenerów? To też ciekawa opcja.

  68. MagdaMMK (Misiowe) Odpowiedz

    Oj, kiedy to było 😀
    5 lat minęło a u nas po drodze ślub, mała 1,5 roczna dziewczynka i na wiosnę budowa domu 🙂 Czy decyzja trafna, wciąż z tyłu głowy wątpliwości..a było tak..
    2015 maj ślub, 2015 wrzesień kupno mieszkania na kredyt w 50%, 2016 ciąża i powolne przemyślenia a może by tak zamieszkać u rodziców, będzie wygodniej i odłożymy na domek i 2017 kwiecień przeprowadzka do rodziców.
    Szczerze, mieszkająć w mieście w bloku 80% czasu wolnego spędzałam u rodziców na wsi, ciągle do nich jeździłam więć rodząć dziecko cały czas też bym u nich „przesiadywała”.
    Teraz z perspektywy czasu, nie możemy się doczekać aż będziemy mieli swój domek, mieszkanie z rodzicami (zapewne zależy jakimi) jest uciążliwe ale nie jest jakoś najgorzej.
    Ogromny plus, kochana babacia na miejscu i bliżej teściowe więć nie było probelmu z powrotem do pracy i na studia bo jest komu opiekować się małą póki nie pójdzie do przedszkola.
    Mieszkanie w mieście wynajmujemy, spłaca się kredyt (jak jest dobry wynajmujący :D) sprzedać go nie chcemy.
    Na budowę domu w tej chwili 20-30% odłożone + własna działka i ogarnięta papierologia, na resztę kredyt z pewnością nie mały ale z rozsądkiem, tzn.nie chcemy zamieszkać w domku z ogródkiem i kostką, bramą itd. Na razie po prostu chcemy zamieszkać tak aby spokojnie mieszkać i nie brać zbyt dużo kredytu. Bać kredytu się nie boimy, pracujemy, zarabiamy więcej jak te 5 lat temu w zanadrzu mamy mieszkanie, które przy dobrych wynajmujących za 7 lat się spłaci a później można dochód z wynajmu przeznaczać na ratę kredytu za obency dom.
    Czy decyzja słuszna o budowie domu – kto wie 😀 ale w mieście męczyliśmy się 🙂 ale za to np. teraz oboje dojeżdżamy do pracy 20 km –> 2 auta i sporo kasy na paliwo.
    Wszędzie są dobre i złe strony.
    Cóż, dobrze jest 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *