W dniach 7-8.09.2013 w podbydgoskich Strzelcach Dolnych odbyło się już XII Święto Śliwki. Niestety, mimo niesamowitej bliskości od mojego kolejnego miejsca zamieszkania (Bydgoszcz!), nie mieliśmy okazji na nim się pojawić. Ale to nic straconego – za rok najprawdopodobniej uda mi się nadrobić zaległości i sprawdzić, jak smakują powidła śliwkowe z prawdziwych, miedzianych kotłów, a tymczasem urządziliśmy sobie własne święto śliwki (w naszym przypadku drugie z kolei) – i stąd właśnie pomysł na poniższy wpis.
Nasze święto było zdecydowanie bardziej lokalne – zamiast kilkuset tysięcy odwiedzających w ten weekend Strzelce Dolne, u nas gościła tylko zaprzyjaźniona para sąsiadów 🙂 Mimo to, było pysznie i klimatycznie – i właśnie dlatego chciałbym Was również zachęcić do zorganizowania czegoś podobnego u siebie – a macie na to jeszcze dobre 2-3 tygodnie, póki sezon śliwkowy w pełni!
Ponieważ wysoko cenię pracę, której beneficjentem jest moja rodzina, wszystko zaczęło się od wizyty na lokalnym rynku, który zachwalałem już we wpisie o chlebie. Po spróbowaniu śliwek na kilku stoiskach, wybrałem te najsłodsze i wróciłem z 3-kilogramową siatką do domu. Szybkie mycie owoców i zabrałem się za przygotowania. Powidła śliwkowe są chyba jednymi z prostszych do wykonania – owoce są dość duże i wystarczy je jednym sprawnym ruchem przeciąć, wyciągnąć pestkę i hop – do gara. Tak jak poniżej:
Wskazówka: wybierając dojrzałe owoce i przecinając je wzdłuż „smuklejszej” strony, bardzo łatwo wyciągniesz pestkę.
Do największego gara, jaki mamy, nalałem nieco wody (max 1 szklanka, żeby przed rozpadnięciem się śliwek nie uszkodzić dna garnka), a już po niecałej godzinie pracy był on pełny „wypatroszonych” owoców. Na zdjęciu widać, czemu kupiłem akurat 3 kg owoców – nasz garnek po prostu akurat tyle pomieści.
Teraz wystarczy zagotować całość i – delektując się cudownym zapachem roznoszącym się coraz intensywniej po całym mieszkaniu – przemieszać co jakiś czas. Całe gotowanie powinno trwać dość długo – aż śliwki nie nabiorą typowej, konfiturowej konsystencji. W praktyce oznacza to mniej więcej 7-8h gotowania (na małym ogniu, bez przykrywki, żeby woda mogła z łatwością odparować), które spokojnie możemy sobie rozłożyć na 2-3 dni. Kiedy powidła będą już dość gęste, należy je posmakować i ewentualnie dodać cukru. Rok temu w szczycie sezonu śliwkowego nie dodawaliśmy ani grama cukru – w tym roku w pierwszych 2 partiach powideł znalazło się ok 1,5 szklanki cukru na 3 kg owoców – oczywiście wszystko zależy od cukru zawartego w owocach i własnych preferencji. Ale to w końcu powidła, a więc kwaśne być nie mogą!
Efekt końcowy? Pyszne, aromatyczne, naturalnie słodkie powidła, do których oczywiście najlepiej pasuje upieczony przez siebie chleb 🙂 Do tego kieliszek własnej pigwówki, dobre towarzystwo i naprawdę można poczuć się wyjątkowo – i to bez wychodzenia z domu! Oczywiście musielibyście zaprosić znacznie więcej osób, żeby zjeść wszystko, co przygotowaliście – dlatego nie ma to jak zostawienie czegoś na później. W tym celu przydatne będą puste słoiki i równie mało skomplikowana jak robienie powideł – ich pasteryzacja, której szczegóły można znaleźć chociażby tu.
Dla ceniących walory smakowe i zdrowotne wyżej niż satysfakcjonującą pracę, warto porównać koszty naszego wyrobu z tym, kupionym w sklepie. Niewielki słoik (250-330 gram) powideł śliwkowych kosztuje w sklepie około 10 zł. Jasne – można kupić „powidła” za niecałe 5 zł, tyle że nie będą się one zbytnio różniły od żelowatego dżemu, w którym będzie królował nie tylko cukier, ale również konserwanty i sztuczne barwniki. Zresztą w powidłach za kilkanaście złotych również należy spodziewać się sporej zawartości cukru – w składzie jest go ponad 50% – niestety nie umiem stwierdzić, czy to w całości zwykły cukier dodany do powideł, czy tabela ze składem powideł uwzględnia również naturalną słodycz pochodzącą z owoców.
A ile kosztują nasze eko-super smaczne powidła? Z 3 kg owoców, które w całości wypełniły duży garnek zostało około 1,5 litra gęstego rarytasu. Wystarczyło to na wypełnienie 7 standardowych słoików po dżemach i powidłach plus jeden konkretny słoik, który został zjedzony w czasie naszego święta. Koszt całości to:
– 3 kilogramy śliwek po 3,5 zł/kg: 10,5 zł
– 1,5 szklanki cukru po ~4 zł/kg: ~ 1,5 zł
– zużyty prąd (aż 7-8h, ale na bardzo małej mocy!): przyjmę bez dokładnych obliczeń ~ 3 zł (posiadacze kuchenek gazowych będą mieli znacznie taniej!)
– słoików nie liczę – każdy na pewno znajdzie kilka wolnych słoików, jeśli nie wyrzuca wszystkich szkieł po przetworach, które kupuje.
Całość: 15 zł. Za 8 słoików! 1,88 zł za słoik gęstych, aromatycznych powideł śliwkowych… mistrzostwo świata 🙂
Pamiętajcie, że nawet do końca września macie czas, żeby przygotować się na chłodne, zimowe wieczory i już teraz zapewnić sobie nieco słodkiego luksusu! Gorąco do tego zachęcam i zapewniam, że nie ma nic prostszego niż własnoręcznie wykonane powidła śliwkowe! A niewiele jest smaków, które mogą pobić ten, który powstanie w zaciszu Waszej kuchni! Powiem więcej – Wasze powidła mogą być jeszcze lepsze niż moje, bo najbardziej dojrzałe (i najsłodsze!) owoce jeszcze przed nami – ja nieco wyprzedziłem sezon ze względu na urlop, którym chwilowo się cieszę.
Bardzo chętnie przeczytam o Twoich corocznych zwyczajach związanych z przygotowywaniem zapasów na zimę! A może ktoś z Was gościł w Strzelcach Dolnych podczas ostatniego weekendu i zechce podzielić się wrażeniami?