Jeśli jeszcze tego nie wiesz, zapraszam na początek do wpisu o tym, czemu telewizja to czasopożeracz drenujący Twoją kieszeń. My wyzbyliśmy się naszego czasopożerazca z początkiem tego roku. O tej niezrozumiałej dla większości rodziny i znajomych decyzji przypomina mi od czasu do czasu nie zdjęta jeszcze antena satelitarna. I wiadomości na portalach plotkarskich. Przepraszam – chciałem napisać 'informacyjnych’, ale ich poziom jest coraz bliższy serwisom plotkarskim – stąd pomyłka.
Dzięki codziennej diecie informacyjnej, ograniczam się do informacji ważnych dla moich najbliższych: o wydłużeniu urlopu macierzyńskiego, o różnego rodzaju projektach i inicjatywach w moim mieście, o ustawie śmieciowej, oprocentowaniu lokat i o tym, że nasza giełda – naśladując amerykańską – zanurkowała w ostatnich dniach. Ale nie wiem, co myślą o tym rzesze ekspertów, tak samo jak nie wiem o nowych skandalach politycznych ani o postępach w wyjaśnianiu „zamachu smoleńskiego…”. Po co mam poświęcać czas na oglądanie cierpienia innych i wchłanianie negatywnych emocji? Nie uważam, żebym potrzebował „terapii uwrażliwiającej na problemy świata” – a jeszcze rok-dwa codziennej dawki telewizji i zacząłbym odczuwać weltschmerz :). Wreszcie – skoro nie masz wpływu na to, co się dzieje w odległych rejonach świata (a tym bardziej – co się tam już stało!), to po co się tym przejmować i martwić – przecież ostatnio pisałem, że można inaczej, i to z pozytywnymi efektami.
Co zmieniło się w nas w związku z takim selektywnym przyswajaniem informacji? Oboje czujemy się 'lżej’ – nie mamy wrażenia przeładowania informacją, mamy więcej miejsca na kwestie naprawdę dla nas istotne. Oprócz tego, nie czujemy się przytłoczeni złem dziejącym się na świecie – bo domyślam się, że nadal w głównych wydania dzienników przodują informacje o zamachach, wybuchach i pożarach – w końcu nic tak nie przyciąga widzów jak nieszczęście drugiego człowieka. I zawsze jest o czym porozmawiać ze znajomymi… no właśnie. Tutaj też nastąpiła spora zmiana – aż nazbyt często nie mamy pojęcia o tematach, które są poruszane na różnego rodzaju spotkaniach. W zależności od podejmowanej kwestii dopytujemy się o szczegóły, a czasami uśmiechamy się do siebie i po cichu współczujemy rozmówcom. Bo czy są ważniejsze tematy niż te, które bezpośrednio dotyczą nas, naszego życia, marzeń i planów? Czy dyskusje o wielu światowych wydarzeniach nie są często jałowe? Mam wrażenie, że my – Polacy (a może ludzie w ogóle) – lubimy się czuć ekspertami. Kto usłyszał więcej faktów (i plotek) na omawiany temat, ten bryluje w towarzystwie i może czuć się poważany; czuje się ważny i doceniony. Jeśli jeszcze potrafi wysnuć jakąś swoją (lub „swoją„, tzn. zasłyszaną gdzieś) wersję wydarzeń lub ich skutków, wzbudza powszechny podziw…
Czy planujemy jeszcze w jakiś inny sposób odchudzić przyjmowane informacje? W zasadzie już to zrobiliśmy, nawet bez planowania i jakichś szczególnych przygotowań. Przychodząc na świat, nasza córeczka mocno ograniczyła czas, który mogliśmy wcześniej poświęcić na tak zwane „surfowanie” w Internecie (często równie jałowe, jak przełączanie kolejnych kanałów…). I dobrze! Dzięki temu jesteśmy jeszcze lżejsi o plotko-informacje, a zaoszczędzony czas możemy poświęcić naszemu dziecku – czy to nie ewidentny krok do przodu?
Czasami myślę jeszcze o radiu. Tak już mamy, że przez większą część dnia słuchamy radia – a dokładnie programu czwartego polskiego radia (czasami chilli zet, chociaż jakiś czas temu przerzuciliśmy się na 'czwórkę’ z racji ciekawych audycji i poruszanych tematów). Szkoda byłoby mi zrezygnować z niektórych audycji i muzyki, ale mnogość reklam mnie poraża i coraz bardziej denerwuje. Czy naprawdę strumień pieniędzy z naszych portfeli, idący do publicznego radia jest tak wąski, żeby posiłkować się dawką reklam śmiało dorównującą prywatnym stacjom? A może nową „misją” radia publicznego jest informowanie obywateli o nowych promocjach i niebywałych okazjach w salonach dealerów samochodowych?
Osobiście marzy mi się jeszcze jeden krok, który dodatkowo zaostrzyłby moją prywatną dietę informacyjną. Nie jest to nic konkretnego, namacalnego – po prostu chciałbym zapomnieć o wielu kompletnie nieważnych sprawach czy postaciach. Wyprzeć z pamięci to, co kompletnie niepotrzebne, a co uporczywie siedzi w głowie. Marzy mi się, że widząc gdzieś reklamę, program telewizyjny, doskonale znane postaci prowadzące teleturnieje (teraz to się chyba nazywa „show”) czy sensacyjną wiadomość o nowym samochodzie gwiazdy, nie będę wiedział, o kim mowa 🙂 A na razie pamiętam * i niestety mój mózg skleja te wszystkie strzępki informacji, jeszcze bardziej rozbudowując tą niepotrzebną do niczego wiedzę. Może ktoś z Was ma skuteczny patent na taką wybiórczą amnezję? 🙂
* Ten wpis powstał już jakiś czas temu i z radością stwierdzam, że jest coraz lepiej. Z tygodnia na tydzień ilość niepotrzebnych informacji jest coraz mniejsza, a znajomi opowiadający mi od czasu do czasu o nowych wydarzeniach muszą się coraz bardziej wysilać, żebym wiedział, o czym mowa. Spotkałem się już nawet z sytuacją, w której ktoś zrezygnował z przekazywania mi jakichś „niezwykle nieistotnych” wiadomości z komentarzem „ty nie oglądasz telewizji – chyba nawet nie będę zaczynał, bo zbyt dużo by było wyjaśnień”. 🙂 To naprawdę działa!
Po kilkunastu latach bez TV nie będziesz pamiętał już nic. No ok, ja pamiętam Teleranek i Sondę. 😉 A jeśli chodzi o radio, to też przez jakiś czas byliśmy wierni czwórce, jednak ostatnio przerzuciliśmy się na dwójkę – tam reklam niema w ogóle, no i muzyka jeszcze nam bliższa.
Jeszcze trochę czasu upłynie, zanim osiągniemy ten stan 🙂 Ale większość znajomych już się przyzwyczaiła do naszej „niewiedzy”, a nowi, którym o tym mówię, wcale jakoś mocno zaskoczeni nie są – widocznie też zauważyli, jaką sieczkę standardowo serwują stacje telewizyjne.
Wcale nie potrzeba kilkunastu lat. Po paru latach już człowiek nie wie co się dzieje.
Emigracja sprawiła to, że najpierw przestałem oglądać wiadomości i wszystkie inne show’y z polskiej tv (po prostu nie miało się polskiej TV). Za angielskie człowiek się nie brał, bo na początku język kulał.
Zostały wiadomości w internecie, ale od tego też już przeżyłem detox i mogę powiedzieć, że jestem wolny. Żyje i mam się coraz lepiej.
Jeżeli chodzi o radio to podobnie. Nie było na początku na obczyźnie (teraz już są przez internet), więc zastąpił to wszystko podcastami. Włącza sobie co chce, kiedy chce i nie musi się martwić o żadne przerywniki reklamowe.
Czyli Twój detox był poniekąd wymuszony. Ważne, że przyniósł efekty – mimo, że na początku pewnie nie postrzegałeś braku telewizji jako coś pozytywnego, prawda?
Poruszyłeś też sprawę języków obcych. Tutaj nie mam jednoznacznego stanowiska, ale podobno nauka języka bazująca na oglądaniu obcojęzycznych programów też całkiem dobrze zdaje egzamin (przynajmniej, jeśli chodzi o możliwość dogadania się – gramatyka i pisanie już niekoniecznie).
Też słucham dwójki… 🙂 Rzeczywiście niewiele reklam, wiadomości w większości ze świata kultury.
Jeśli chodzi o sam artykuł to nie odrzucałbym w całości wiadomości spoza lokalnego podwórka. Niektóre rzeczy są bardzo ważne. Przykładowo myślę sobie, że skoro autor zmierza do osiągnięcia niezależności finansowej ważne dla niego będa informacje dotyczące obecnej blokady finansowania państwa w USA, problemy poszczególnych krajów w UE itp. Są to sprawy, które mają *rzeczywisty* wpływ na Pana Kowalskiego w Polsce.
W pełni się zgadzam, że większość portali nie ma nic wspólnego z tzw. portalami informacyjnymi. Z przykrością stwierdzam, że do obowiązkowych elementów takich portali należą: zdjęcia mniej lub bardziej „gołych bab”, doniesienia o tragediach (najlepiej rodzinnych) no i obowiązkowo kto z kim a kto już nie z kim i w czym ją/ go ostatnio widziano i czy to pasowało czy nie itd.
Na szczęście są jeszcze miejsca w których podaje się tylko wiadomości ale ich napór jest tak wielki, że trzeba w sobie wyrobić umiejętność ich filtrowania. Ale tego dzisiaj już chyba nie przeskoczymy…
Na koniec napiszę jeszcze, że najbardziej ogłupiającym medium jest telewizja. Ot przykład z wczoraj: TVN Fakty – wypytują posłów o znajomość wskaźników z projektu budżetu. Pani poseł z opozycji myli się o 0,1% -> na ekranie wielki stempel z napisem ŹLE, potem wypowiada się poseł z partii rządzącej i co? I nie dowiadujemy się o ile się pomylił tylko pojawia się stempel z napisem PRAWIE DOBRZE.
No cóż być może taka widownia jest po drugiej stronie… 🙂
Z pewnością zbyteczne są plotko-informacje. Co do samych informacji – zalecałbym ostrożność, aby czegoś istotnego nie przegapić. Ja co 2 dni oglądam „Teleexpress”. Myślę, że niegłupie byłoby też czytanie doniesień PAP.
Zresztą: co kto lubi i uważa.
Teleexpress to jeszcze chyba ostatni bastion normalności. Chociaż – popraw mnie, jeśli się mylę – nie można zakładać 100-procentowej obiektywności od programu w publicznej telewizji.
Hm… Szczerzę mówiąc, lepszy był ten Teleexpress” sprzed lat. Dziś jest w nim trochę za dużo żartów i robienia na siłę gierek słownych. Tak czy inaczej, nie znajdując lepszej alternatywy, oglądam go. W bardzo różnych zresztą porach oglądam – za pośrednictwem sieci.
Chyba nigdy nie można zakładać całkowitej pewności przekazywanych informacji. Być może nawet teraz śnię i tylko wydaje mi się, że komentuję blog niejakiego Wolnego. Choć to bardzo mało prawdopodobne. (Poszczypałem się solidnie!) Ale nie mogę wykluczyć, że sen tan ma głębszą naturę i trwa już od dawna. Taa… być może przedawkowałem filmy s-f oraz dzieła filozofów-sceptyków…
Wierz lub nie, ale czasami również mam podobne wątpliwości. Tyle, że w mojej wersji cała Ziemia (a może i układ słoneczny) jest mini-projektem, który musi zaliczyć każde dziecko w podstawówce na zajęciach „do ewolucji do zagłady” – całość dzieje się oczywiście w którymś z realnych (w przeciwieństwie do naszego) światów.
Dalej nie brnę, bo jeszcze stracę czytelników 🙂
Koncepcja jakby neoplatońska.
Ja zaś jestem wyzbyty wszelkich wiar. Opieram się na prawdopodobieństwach. Bywa więc, że przy b. małej ilości danych lub b. dużej ilości danych jest niezmiernie trudno podjąć decyzję.
Jak nie masz siły przerzucić sie z „czwórki” na „dwójkę” to przerzuć się choć na „trójkę”. tam reklam zdecydowanie mniej niż w „czwórce”…
Telewizor w domu mamy 🙂
Służy przede wszystkim do… odkurzania go 😀
Szczerze mówiąc to nie pamiętam kiedy ostatni raz był włączony…
O FB, Twitterku i innych teog typu wynalazkach wiem jedynie, że istnieją… I na tym mój „kontakt” z tego typu mediami sie kończy…
JEśli natomiast chodzi o interneto to skupiam się na mniej niż 20 adresach odwiedzanych regularnie. Sporadycznie bywam „gdzie indziej” i to tylko wóczas gdy potrzebuję wyszukać konkretne informacje.
Swoja drogą…
Wiesz jak „oczyszczające” jest stwierdzenie co jakis czas: „nie wiem, nie znam się, nie słyszałem, nie widziałem, nie byłem”?
„Nagle” odkrywasz, że naprawdę nie musisz sie znać, nie misisz być, nie musisz widzieć…
I świat sie z tego powodu nie zawalił!!! 🙂
Po pierwsze: cieszę się, że jestem w pierwszej dwudziestce u Ciebie 🙂
Po drugie: też mamy telewizor i nawet co kilka tygodni coś z komputera na niego puścimy
Po trzecie: dopiero ostatnio zacząłem odczuwać spokój odpowiadając „nie wiem, nie słyszałem”? Wcześniej gdzieś tam z tyłu głowy była myśl, że może powinienem wiedzieć, że to może źle świadczy o mnie. Jeśli ktoś również ma podobne przemyślenia to zapewniam, że to mija i nie ma absolutnie żadnego powodu, żeby czuć się źle z brakiem (najczęściej) śmieciowej wiedzy.
Swoją drogą – chyba odkryłeś nową funkcję telewizora, o której do tej pory nie słyszałem (a już na pewno nie słyszałem, żeby to była jego główna funkcja!). Może jakiś marketingowiec przeczyta ten komentarz i w reklamach najnowszych telewizorów ten aspekt zostanie zaznaczony? Już widzę te anglojęzyczne reklamy „New Smart TV with hoovering-on-demand functionality”!
A wiesz, że to niezła myśl? 😉
Napisać do któregoś z producentów z zapytaniem, który z ich modeli jest nałatwiejszy w odkurzaniu 😀
Chyba mi nowszy, tym trudniejszy – teraz wszystko musi się świecić i błyszczeć, więc szybciej widać kurz. Chyba w złą stronę idą z tymi nowinkami. Ale czego się nie robi dla piękna… nawet telewizorów!
A za TV można płacić nawet 200zł/mies. w pewnej platformie. To jest dopiero „prestiż” hah. A ja z czasem też pewnie zrezygnuję całkowicie z TV.
Żartujesz… aż Ciężko mi uwierzyć, że są takie okazje… Chociaż z drugiej strony – ludzie często płacą znacznie, znacznie więcej za ten sam efekt, prawda?
A no był pakiet All inclusive chyba tak się nazywał w tej nowej platformie – za jedynie 199 zł. Teraz znikł, najwyższy jest za 129 zł, ale dobierając dodatkowe opcje można dojechać do tych 200 zł, także to tylko kosmetyka.
Sam nie wiem co gorsze, oni z takimi ofertami, czy ludzie, którzy je kupują. Stać ich, ok, ale nikt mnie nie przekona, że to nie marnotrawstwo.
Na diecie jestem od kwietnia. Nader łatwo zrezygnowałem z telewizji. Płaciłem kupę kasy za coś ponad setkę kanałów, na których i tak nic wartościowego nie było (może tęsknię trochę za „Planete”, ale wiele ciekawych dokumentów da się znaleźć na „iplexie”).
Bez telewizji jestem: spokojniejszy, bogatszy, mądrzejszy i zdrowszy. Mam też więcej czasu.
Pamiętam, jak się potrafiłem zagotować, gdy słyszałem wypowiedź tego, czy innego polityka… I po co? Przecież nie mam na to wpływu i tak naprawdę mam to przecież w nosie.
Wiadomości/Fakty też już dawno sięgnęły bruku. Najsmutniejsze, że i w sieci coraz trudniej o rzetelne informacje. Zamiast codziennego przeglądania głównych portali przerzuciłem się na czytnik RSS i wyszukiwanie polskich i angielskich blogów na tematy, które mnie interesują. Facebooka też używam tylko do subskrybowania interesujących mnie treści.
W pracy słucham o czym rozmawiają moje koleżanki i zdumiewa mnie, jak bardzo media zantagonizowały społeczeństwo. Straszne, ale dla mnie to dodatkowy argument przeciwko TV – mówię stanowcze NIE manipulacji.
W tygodniu słucham jeszcze „Trójki”. W weekendy się nie da, dzień zaczyna się siorbaniem polityków, a później jest tylko gorzej;)
W weekendy źle w „trójce”?!
Co gust to gust (choć co do „śniadań politycznych” to sie zgodzę).
nic dodać, nic ująć. Szkoda tylko, że tak ciężko znaleźć coś wartościowego w sieci. Nie mówię, że nie ma takich rzeczy, ale czasami trzeba się przekopać przez gąszcz bredni, co zabiera mnóstwo czasu.
Z podobnych powodów przestałem oglądać telewizję jakieś 5 lat temu. Przez pewien czas posiłkowałem się portalami informacyjnymi w stylu Onet, ale w ostatnim roku zauważyłem, że jakość informacji prezentowanych przez te portale stała się żenująco niska. Mimo tej świadomości, kusiło mnie, żeby zajrzeć i rzucić okiem na wiadomości. Czasem był to po prostu odruch. Teraz zablokowałem sobie w systemie odwiedzanie tych stron i udało się całkowicie odciąć od tego syfu. Od czasu do czasu zaglądam jedynie na serwis pap.pl – ostatni moim zdaniem portal z sensownymi informacjami w akceptowalnej jakości (czasami się zdarzy „błąd w druku” – mała literówka). Prezentowane są tam tylko najważniejsze wiadomości. Nie ma tajemniczych nagłówków typu „Polska drużyna wygrała Ligę Mistrzów”, gdzie po wejściu w artykuł okazuje się, że chodzi o ligę rzucania kasztanami do celu. Polecam jeżeli ktoś ma dość „onetów”, nie ma telewizora, nie słucha radia, ale mimo wszystko chciałby mniej więcej wiedzieć co się dzieje na świecie.
Z tą Ligą mistrzów w rzucaniu kasztanami poprawiłeś mi humor. Niestety tego typu newsy to codzienność. Autorom chodzi tylko o to by kliknąć ich tytuł. Mnie jeszcze drażni wszechobecna golizna, reklamy.
P.S Właśnie pokasowałem zakładki do tych „super” portali.
Hehe – swoją drogą ciekawe, kto sponsoruje ligę rzucania kasztanami do celu i skąd fundusze na uczestnictwo w międzynarodowych turniejach 🙂
Nie mamy telewizora, nie oglądam telewizji :-).
Kiedyś jak byliśmy gdzieś gdzie był tv to mimochodem się zerkało, teraz już nie. Przykładem niech będzie pobyt w hotelu na wyjeździe służbowym – kiedyś leciała w tle teraz już nie mam takiej potrzeby.
Jest trochę takie przeświadczenie, że mnie coś ominie ale jak będzie to ważne to dowiem się w odpowiednim czasie :-).
Z radiem dochodzę do wniosku, że chciałbym słuchać świadomie. Nadal mamy taki nawyk, że radio gra cały czas i jak na to patrzę to jest to szum w tle bo nie wszystko świadomie przyjmuję.
Nastawić się na to co chcę wysłuchać.
Trójka jako główna stacja, a dwójka na uspokojenie jeśli jest konieczność 😉
właśnie wróciłem z podróży służbowej i przyznam, że w hotelu czasami telewizor włączyłem żeby posłuchać czegoś poza ciszą. Następnym razem muszę się lepiej zorganizować i przygotować jakąś muzykę na takie wyjazdy.
Zwierzeniowo:
był taki czas w moim życiu, że namiętnie grałem na giełdzie i wtedy wszelkie wieści z gospodarki i polityki chłonąłem i analizowałem. Byłem niczym malcik z piosenki yugotonu. Jako ilustracja muzyczna: http://www.youtube.com/watch?v=f2TnJyoR6bY (piosnka przednia)
Ale to przeszłość. Za duże nerwy. Latające w górę i w dół kursa stały się przekleństwem, decydowały o samopoczuciu itd… Rzuciłem to w cholerę.
Sam – grając na giełdzie – nigdy nie słuchałem żadnych „analityków” ani innych wróżbitów. Nawet wiadomości gospodarcze dość mocno zaniedbywałem. Być może to również przyczyniło się do słabych wyników, które spowodowały, że coraz mniej angażuję się w ten typ inwestycji.
Nie oglądam tv od 5 lat i mam podobne odczucia jak Tofalaria, potrzebny czas i zapomina się o losach bohaterów, a o nowych nic się już nie wiem. Dobrze mi w tym stanie:). Zyskałam więcej czasu na inne sprawy i mam wolny umysł od tragedii i nienawiści tak reklamowanej w tv. Natomiast i tak część informacji do mnie dochodzi a to w autobusie, to z radia, to od ludzi w pracy, albo ze stron w necie.Jednak czasem chciałabym coś przeczytać, dowiedzieć się i brakuje mi stron z rzetelną, prostą informacją pozbawioną plotek i emocjonalnej otoczki, a przedstawiającą sprawę z różnych punktów widzenia.Może ktoś zna takie strony ?
Natomiast moim ostatnim odkryciem, którym chciałabym się podzielić jest blog pana Profesora Stanisława Czachorowskiego „Profesorskie gadanie”, który oprócz różnych ciekawych tematów, czasem pisze o dobrowolnej prostocie, temacie mi również bliskim 🙂
A najczęściej słucham Radia RAM ( lokalna stacja i z małą ilością reklam )
Przyznam, że po opublikowaniu tego artykułu sam zacząłem się zastanawiać nad wpisem, który byłby stworzony przy dużej współpracy czytelników tego bloga i zawierałby listę wartych odnotowania i sprawdzenia portali, czasopism czy innego rodzaju źródeł informacji.
Sama jestem ciekawa co z tego by wyszło 🙂
Aniya, dzięki za podzielenie się adresem bloga tego Profesora! 🙂 Bardzo ważne tematy są w tamtym miejscu publikowane, coś czuję, że będzie to mój drugi z ulubionych blogów, obok wolnymbyc 🙂 Minimalizm, przemyślenia na temat społeczeństwa, zmiany we współczesnej nauce, czeka mnie wspaniała lektura na jesienne wieczory 🙂 Dzięki!
Ja nie mam i nie używam telewizora od początku studiów, czyli… to już 9 lat! Cisza, czas, muzyka, „trójka”, tylko ważne i poszukiwane informacje, jedynie ulubiony serial i program rozrywkowy – i to w wybranym przeze mnie czasie: oto rzeczy, które zyskałam. Początkowo z braku możliwości, obecnie z wyboru czuję się… hmm? spokojniejsza i wolna. To, co najbardziej rzuca mi się w oczy, gdy jadę do rodziców, to fakt, że im ten „gadacz” jakimś cudem nie przeszkadza. Mnie przeszkadza. Włączony przez większość czasu nie pozwala się skupić, wprowadza szum informacyjny, krzyczy reklamami i kolorami. A mój mózg chce w domu wypocząć, otrzymać to, czego potrzebuje a nie to, co ktoś próbuje mu nachalnie narzucić.
Zgadzam się tym samym z autorem i zapewniam, że z czasem będzie tylko lepiej :). I owszem, omija mnie większość „topowych newsów”, lecz absolutnie nie czuję się z tym źle ;).
Mam te same odczucia, kiedy gdzieś u rodziny czy znajomych telewizor jest ciągle włączony i nadaje w tle. Tam, gdzie mogę sobie na to pozwolić – wyłączam 🙂 Tam, gdzie nie – zagryzam zęby i staram się jak mogę. Ale to niestety psuje atmosferę i jakoś tak „odczłowiecza” spotkania – zwłaszcza rodzinne.
Ja od pół roku zrezygnowałam z mężem z dodatkowego abonamentu cyfrowego i bardzo się z tego cieszę. W sumie mieliśmy je dla tego, że mąż lubi oglądać dokumenty na discovery, a ja ubóstwiam serial „Różowe lata siedemdziesiąte” i „wszyscy kochają raymonda” na comedy central. Ale właściwie bez tego też można się obejść. Na chwile obecną, ja już prawie wogóle nie włączam tv, mąż ogląda tylko fakty na TVN (od których ja stronie i w tym czasie idę pobiegać). Zawsze mnie drażniła polityka i dramaty tego świata. Na interie i wp..właściwie nie wchodze, więc ze zminimalizowanym naciskiem negatywnych wiadomości czuję się zdecydowanie lepiej. Ostatnio nie mogłam wyjśc z podziwu , jak bylismy na imieninach u dalszej rodziny i tam telewizor to był chyba król imprezy..na bieżąco byłam z ramówką konkretnych programów. A jaki dramat był, jak nagle coś się stało z dekoderem?! Pan domu całe 0,5 h sprawdzał przestawiając menu, co się mogło stać. Na szczęście to chyba pogoda się zbuntowała, bo sygnał odbioru był słaby..ufff:) Jeszcze inne podejście ma moja babcia. Codziennie w kolejności: teleexpress, panorama, wiadomości informacje musza byc podane. Mimo , że na każdym programie to samo…ale musi być! I jeszcze moją biedną mamę absorbuje, „bo w wiadomościach powiedzieli coś, czego nie było w panoramie !” A najgorsze jest to, że to co powiedzą w telewizji to święta prawda…ech…jak to pisze to aż mi chaos panujący w głowie z tamtych chwil wraca:) Mózg przeciązony durnymi , nieistotnymi dla egzystencji informacjami jest nie efektywny. Sami go sobie zamulamy, jak komputer, w którym naotwieramy mnóstwo okienek, a potem dziwimy się , że się zawiesza:) A jak jeszcze przymusowo każą za to płacić abonament, to mi się nóż w kieszeni normalnie otwiera. Jak już się rozpisałam, to jeszcze dodam, że moja mama 2 mies. temu dostała wezwanie do zapłaty na 1300zł!! bo przestała ponad 2 lata temu płacić abonamet, po tym jak Donald T. publicznie poiedział, że jest to archaiczny podatek i że powinien zostać zniesiony. No i mama..musiała zapłacić.. Ech, w jakim państwie mi przyszło żyć, żeby za ogłupienie jeszcze dopłacac
Sporo programów z Discovery można zobaczyć w necie (w różnych miejscach). Bez reklam, o dowolnej porze. Polecam jednak umiarkowanie. Jest w nich bowiem przerost formy nad treścią.
No ładnie… a jakąś dodatkową karę walnęli do tego podatku telewizyjnego?
Niestety, ja również obserwuję praktycznie na każdym kroku nieomylność telewizji. Jeśli coś tam powiedzieli, to po prostu MUSI to być prawda… nie wiem, skąd taki autorytet tego medium, ale czasami sobie myślę, że to niebezpieczne…
No, jeśli dobrze pamiętam to ok. 200 zł to były dodatkowe odsetki, a reszta to zaległy abonament do zapłaty za 2 lata wstecz. Ponoć ściągalność mają bardzo dobrą, zwłaszcza w stosunku do tych, którzy się zbyt długo opierają. Przykre to jest, tym bardziej, że rodzice kokosów uczciwą pracą nie zarabiają, a są już na rok przed przejściem na właściwą emeryturę, więc taka kwota to jest wydatek. Nawet mama ukrywała to przed tatą , bo by pewnie nieźle się wkurzył.. 🙂
a ja jestem na diecie niskoinformacyjnej i dobrze mi z tym
|Adam,
Ale o jakich opcjach mówisz? youtube, torrenty czy cos jeszcze?
Wczoraj miałem ciekawą przygodę telewizyjną. Czekałem na mecz Ukraina-Polska i zaczął się blok reklamowy, więc przełączyłem na inny kanał, a tam też reklamy i uwaga – dopiero na szóstym wybranym przeze mnie kanale nie było akurat emitowanej reklamy. Tak wygląda telewizja, zwłaszcza wieczorem.
TV nastawiona jest głównie na sprzedaż produktów i usług, które wciska się nachalnie prawie w każdym programie, filmie czy serialu. Dlatego ciężko to oglądać bez zastanawiania się – Co oni tym razem próbują mi wcisnąć?
A ze swojej działki dodam, że jeden z legendarnych traderów – Ed Seykota w podstawach skutecznego inwestowania wymienia „File the News.” Nie bez przyczyny…
A najlepsze jest to, że za ten wspaniały, zainstalowany u każdego w domu billboard reklamowy trzeba jeszcze płacić 🙂
Nie oglądam już sporooo czasu, już nie pamięta od kiedy. TV służy jedynie do puszczania bajek mojemu synowi, wtedy kiedy ja chce i co ja chce (Bolki Lolki, Reksie, a nie jakieś durnowate bajki z CN, które czasami widzę jak pojadę do mojej mamy).
Sama mam w ciągu dnia pół godziny lub godzinę na pooglądanie czegoś w necie lub jakiegoś odcinka ulubionego serialu. I znów ja decyduję, co i kiedy oglądam i czy mam na to czas w danym dniu, czy też nie. Nauczyłam się skanować nagłówki newsów i czasem wiem więcej niż niejedna osoba w rodzinie, która ogląda wszystkie „dzienniki”. Czasem coś z moim biznesem poczytam (choć częściej zaglądam na moje branżowe strony, niż ogólne, w których często bzdury piszą). Duuuża selekcja.
Podobnie jak Roman, mam swoje ulubione strony, na które zaglądam codziennie. Niewiele jednak ich jest. Jak już wpadnę na coś dłuższego do poczytania, a nie mam w danym momencie czasu, wrzucam do folderu „do przeczytania” i czytam najczęściej w piątek lub sobotę.
Całkowicie wyeliminować się nie da, chyba, że zamieszkamy tam, gdzie żaden sygnał nie dociera 🙂
I kolejny komentarz, który skłania mnie do stworzenia jakiegoś mini-kompendium wartościowych źródeł informacji/rozrywki w poszczególnych kategoriach.
Telewizji linearnej nie oglądam, nie licząc transmisji z kilku wydarzeń sportowych (np. Tour de France), które to oglądam na komputerze. Radia słucham od czasu do czasu, ale to tylko kilku wybranych stacji, gdzie jest jak najmniej socjalistycznej propagandy. Nie posiadam telewizora i radia, nie licząc tego w samochodzie.
Różnica między telewizją i radiem tradycyjnym oraz prasą, a Internetem jest taka, że Internet to póki co jeszcze medium WOLNE, podczas gdy pozostałe w zasadzie nie. Szczególnie te reżimowe.
Czy Internet to medium wolne… w bardzo dużej części jest sterowane kasą, a więc jego wolność jest jedynie iluzoryczna.
Ale fakt: jeśli się dobrze postarasz, znajdziesz darmowe, wartościowe materiały i ludzi, którzy chcą się bezinteresownie dzielić swoją wiedzą, bez żadnej presji ze strony koncernów i sponsorów. To według mnie przewaga Internetu. A jak odsiać ziarno od plew… to chyba temat na cały wpis.
Póki co nie musisz mieć reżimowego pozwolenia na prowadzenie bloga. Wiecznie to nie potrwa. Od dłuższego czasu ośrodki władzy przymierzają się jak ograniczyć wolność słowa.
Witam. Wow to mój pierwszy komentarz na Twoim zacnym blogu…
Idea, którą proponujesz wydaje się jak najbardziej wzniosła i godna uznania. Też z żoną nie mamy telewizora a z radia to raczej internetowe i ewentualnie ulubione audycje z „komercji” – życie przy wiecznie włączonej plazmowej 'lampie grzewcze’ na ścianie i comiesięczne sponsorowanie koncernów telewizji kablowych to jakaś totalna pomyłka.
Jednakże zaintrygowałeś mnie słowami „ograniczam się do informacji ważnych dla moich najbliższych” (i tu wymieniłeś kilka które uznałeś za właściwe) jako kontrę dla jak mniemam szeroko pojętej politycznej wrzawy, która nas otacza. Czy dobrze rozumiem, że sugerujesz odrzucenie informacji politycznej i globalnej jako takiej ze swojego stanu umysłu? Tak trochę to zrozumiałem – i myślę, że takie trochę jest drugie dno tego wpisu. Tylko czy na dłuższą metę to jest właściwe? I czy w ten sposób rzeczywiście dbamy o swoich najbliższych?
Zakładając zbyt mocny filtr na swoją świadomość możemy za jakiś czas obudzić się w rzeczywistości nijak przystającej do pojęcia szczęścia jakie dzisiaj mamy. Przykład: polityka rodzinna krajów skandynawskich – no nie podoba mi się. Ale widzę że pewne elementy tej polityki wchodzą na moje podwórko. OK mogę to olać, zamknąć się z rodziną w górach i spokojnie czekać aż mi pomoc społeczna przyjdzie odebrać dziecko – bo jest smutne w szkole. Albo mogę powiedzieć NIE i działać zawczasu – ale po to muszę być świadomy że taki proces zachodzi..
Zaproponowałbym raczej świadome i oparte na wiadomościach źródłowych pozyskiwanie informacji niż odcinanie się od nich całkowicie w imię tzw. spokoju. My o polityce możemy zapomnieć ale uwierz.. ona o Nas nie zapomni.
Przede wszystkim, dziękuję za pierwszy komentarz z Twojej strony.
Ambitnie podszedłeś do sprawy – mam tu na myśli działanie, „zanim będzie za późno”. Dobrze odczytałeś to, że na co dzień jesteśmy absolutnymi ignorantami politycznymi. Uważam, że jeśli już coś robić – to dobrze. Uwierz, że prowadzenie takiego bloga jak ten (który jest pewnym rodzajem walki o finanse osobiste czytelników poprzez prowadzenie kampanii informacyjnej :)) zajmuje tyle czasu, że angażowanie się w politykę (w jakikolwiek sposób) byłoby zbyt ciężkie do udźwignięcia dla mnie. O sprawach ważnych i kontrowersyjnych i tak się dowiem od znajomych (każda dyskusyjna decyzja polityczna odbija się szerokim echem i dociera do mnie rykoszetem w jakiś sposób), a brak negatywnych emocji związanych z tym, co się dzieje w polityce na co dzień jest bezcenny.
Jeśli mówimy już o decydowaniu o wyborze danej opcji politycznej i spełnianiu obywatelskiego obowiązku oddania głosu w wyborach, to uważam, że znacznie lepiej przejrzeć programy wyborcze poszczególnych partii i decydować na podstawie obietnic (i tak najczęściej niespełnianych niezależnie od wybranej opcji), zamiast słuchać o podchodach, wzajemnych oskarżeniach i pr-owej strategii danej partii.
Czy to tylko ja czy inni tez widza zastanawiajace podobienstwo do http://www.mrmoneymustache.com? Nawet w tytułach i treści artykułów. Wstydź sie autorze!
Blog o którym wspominasz był iskierką do powstania wolnymbyc.pl – nigdy tego nie ukrywałem i kilkukrotnie jawnie o tym pisałem. Część pomysłów na wpisy zaczerpnąłem stamtąd, ale – wierz lub nie – akurat ten wpis powstał wcześniej niż pojawił się wpis o diecie informacyjnej na mrmoneymustache. Przechowywałem go – jak kilkanaście innych – na tzw. czarną godzinę, która nadeszła kilka dni temu. Nie miałem zupełnie czasu i gdybym nie miał czegoś przygotowanego wcześniej nie dałbym rady wystawić żadnego wpisu.
Nie rozumiem, czego mam się wstydzić. Tego, że wzorowałem się na najlepszych? Że sam się mocno zmieniłem pod ich wpływem i chciałbym w tym samym pomóc na polskim gruncie? A może tego, że nie jestem wielkim wynalazcą nowych idei i opisuję to, na co wielu już dawno wpadło? Oczywiście, że to robię! Bo czemu by nie? Zobacz, ile jest komentarzy ludzi, którzy idą podobną drogą, również nie mają lub ograniczają telewizję i wynoszą z tego podobne korzyści? Według Ciebie nie powinni komentować, bo powtarzają to, co ja napisałem?
Beren, weź się najpierw zastanów, zanim coś napiszesz co? Insynuujesz, że wolny przywłaszczył sobie czyjąś pracę i jawnie skopiował bloga Mr money coś z wąsami? Szata graficzna, czyli tzw. szablon strony jest ogólnie dostępny za małe pieniądze, a może nawet darmowy do pobrania. To,że ten gościu z wąsami preferuje transport na dwóch kółkach, nie oznacza, że nikt inny na świecie nie ma prawa mieć podobnego zdania, a zwłaszcza w kwestii rozsądnego podejścia do życia i finansów. Niektóre artykuły przeczytałam (może w przeciwieństwie do ciebie) i absolutnie nie widzę podobieństwa ,a zwłaszcza takiego typu kopiuj-wklej.To,że ktoś stworzył bloga o tematyce X, nie oznacza ,że nikt inny nie będzie mógł założyć wkrótce bloga o zbliżonej tematyce.,Więc niech twoja krytyka będzie chociaż w minimalnym stopniu konstruktywna, bo jak narazie twój komentarz jest na poziomie pudelka typu „to nie jest oryginalny Louis Vuitton, czy jakoś tak – to podróbka, wstydź się doda! ” Jeżeli chcesz uwolnić trochę swojego jadu to z czymś takim, zapraszamy na inne komercyjne fora. Wolny pisze świetne, życiowe artykuły na które poświęca mnóstwo swojego cennego , prywatnego czasu, który mógłby poświęcić rodzinie albo wogóle drapać się tu i ówdzie:) Każdy ma jakąś swoją inspirację, która porwała go przy tworzeniu w tym lub innym kierunku. Jeżeli ktoś ma się wstydzić w tym momencie, to Ty jesteś własciwą osobą. Nie oskarża się ludzi prawie o plagiat, nie mając co do tego kompletnie podstaw, baaa..sugerując się prawie wyłącznie szatą graficzną. Panu Berenowi na tym blogu już dziękujemy !
Spokojnie – każdy ma prawo do swojego zdania. Sam miałem wątpliwości, czy wystawić ten wpis akurat teraz. Był przygotowany dawno temu, ale 1.10 coś podobnego (ta sama tematyka, ale dość znacznie różniąca się treść) pojawiła się na mrmoneymustache.com. Stwierdziłem, że zaryzykuję i w konsekwencji się doigrałem 🙂
Ja na to patrzę jeszcze trochę inaczej: sam mr moneymustache pisał, że wraz ze wzrostem popularności zdecydowanie wzrosła liczba negatywnych komentarzy. I mam nadzieję, że właśnie coś takiego zaczyna się u mnie. To znaczy, że jestem wyraźny i nie serwuję papki, którą przełknie każdy i wróci do klikania na onecie. Trochę krytyki jest nieodzowne – a mam nadzieję, że z biegiem czasu będę miał coraz więcej tego typu komentarzy – być może sklecę z nich jakiś motywujący wpis? 🙂 Zwłaszcza, jeśli zarzuty będą tak mało merytoryczne jak ten Berena.
Ech…ale mnie drażnią tego typu pierdoły Berena,który wczesniej nie udzielał się na tym forum. Gdyby był lojalnym blogowiczem, w starciu z czymś wizualnie podobnym mógłby mieć jakieś wątpliwości czy obiekcje, a tak gościu znikąd pluje jadem, którego nikt tu nie potrzebuje 🙂 No nic Wolny…taka kolej popularności, trzeba znosić obelgi z pełnym uszanowaniem poglądów innej osoby 😀
Hmm, jak autor sam skomentował podobieństwo jest nie przypadkowe więc moje podejrzenia są jak najbardziej słuszne. Jest odpowiednikiem mrmoneymustache w Polsce, a i dobrze niech się i u nas coś nauczą. Tamten blog przeczytałem cały to i może z Twojego coś przyda. Gratuluje autorze sukcesu, masz już nawet fanatycznych wyznawców gotowych bronić Cię za wszelką cenę :).
Z tym fanatyzmem bym nie przesadzał – zwłaszcza, że jeśli są tacy, to i przeciwstawne opinie również zaczną się pojawiać. Sam ostatnio miałem trochę przemyśleń w związku z mrmoneymustache – ja również przeczytałem go jakiś rok temu od deski do deski i wtedy był to mój wzór do naśladowania i powód do wystartowania z http://www.wolnymbyc.pl. Ale minęło już sporo czasu i o ile przyznaję, że część pomysłów również jest inspirowana tym blogiem, to staram się pisać o swoim życiu, przemyśleniach, podejściu i pomysłach. Z braku czasu czytam coraz mniej blogów i wydaje mi się, że wyewoluowałem nieco w swoim – unikalnym – kierunku. Mam nadzieję, że to coraz bardziej widać, chociaż korzeni się nie będę wypierał – zresztą uważam, że warto brać przykład z najlepszych i nie ma w tym nic złego.
Pozdrawiam
Wyznawcą wolnego nie jestem..i jeszcze daleko mi do tego aby nim być :), ale wkurza mnie krytyka wobec osób, które starają się robić coś co ma jakiś sens, poświecają na to kawałek swojego czasu i do tego robia to non – profit…a to że kilka artykułów ma odrobinę zbliżoną tematykę, to naprawde o niczym nie świadczy.
tez nie mamy tv; od lat i dla nas to normalka. obecnie chcemy sprzedać mieszkanie i co kto przychodzi oglądać mieszkanie, to musi paść pytanie o najwyższym stopniu zdziwienia: telewizora tu nie ma?!
co tam wysokość czynszu albo bezpieczeństwo na osiedlu 😉
Telewizor stał się w naszej kulturze przedmiotem czcci. To zadziwiające, że 99% procent społeczeństwa nadal go posiada. Nietykalny.
Nie mogę się nie zgodzić – tylko jedna osoba którą znamy nie posiada telewizora w ogóle (chociaż w środowisku akademicko/studenckim wyglądałoby to zupełnie inaczej). Sam do tych 99% należę, chociaż z łatwością wyobrażam sobie życie bez telewizora – ale moja druga połówka (jeszcze?) nie jest na to gotowa. I nie winię Jej za to – dla mnie pewnym substytutem telewizji jest komputer, przed którym przesiaduję stanowczo zbyt długo, a który jeszcze jakiś czas temu służył mi do podobnego marnowania czasu jak przy telepudle. Ale to było przed tym, jak 90% czasu wolnego spędzonego przed ekranem zacząłem wkładać w ten blog 🙂
Ja to rozegrałem psychologicznie. Wszyscy pytający o mieszkanie, które chcieliśmy wynająć zadawali pytanie o abonament telewizyjny. „Nie – już zerwaliśmy umowę, więc będą Państwo mogli podpisać umowę z kimkolwiek – pełna dowolność!”. I zamiast reakcji „szkoda” było „fajnie – bo do tej pory byliśmy przyzwyczajeni do tego i tamtego” 🙂
Witam!
Miło przeczytać że nie tylko ja świadomie zrezygnowałem z oglądania telewizji. W dzisiejszych czasach telewizja to zbytni pożeracz czasu, lepiej faktycznie poczytać książkę, ewentualnie „poserfować” w internecie.
Pozdrawiam
Uważam, że oglądanie telewizji to strata czasu. Większość programów jest do kitu, filmy można bez problemu obejrzeć online, tak samo z serialami – wszystko jest dostępne na VOD (wiadomości również). Bo jeśli 'marnować’ swój czas, to na coś, co sprawia nam przyjemność — a czy wtedy to jeszcze jego marnowanie?… 🙂
Rozmawiajmy Polacy, bądźmy sobie mili.
Zanika umiejętność zwyczajnej rozmowy,
wystarczą w telewizji „gadające głowy”,
tu ktoś mówi, co mówi?
Kto by słuchał drania!
A od czego jest pilot?
A od przełączania!
Zdania z różnych kanałów,
na inne tematy,
ktoś wspomniał wydarzenie,
w Beskidach, przed laty,
pstryk!
Ktoś przepis podaje
na kurczaka w miodzie,
pstryk!
Gej opowiada
o najnowszej modzie,
znowu pstryk!
Tu eksperci są od atomówki,
pstryk!
…jedna z przyczyn wzmocnienia złotówki,
nuda!
pstryk!
…i dlatego wczorajsza debata…
Szlag by trafił!
Wciąż człowiek po kanałach lata,
i nie po to kupował najnowszy, plazmowy,
żeby patrzeć na łyse gadające głowy!
Syn podchodzi,
wiesz tato? A Pani mówiła…
A w ojcu od pstrykania taka złości siła,
że przerywa w pół zdania,
ja spokoju żądam!
Nie widzisz, że ja teraz programy oglądam?
Syn odchodzi,
posmutniał,
z zamarłymi słowy,
chciał powymieniać myśli,
choć chwili rozmowy.
Za lat kilka jak obcy będą się mijali,
bo ojciec nie rozmawia,
on w pilota wali!
Smutne to,
w wielu domach rozmowa zanika,
polecenia, pretensje,
brak czasu dla smyka,
nie rozmawia się z żoną,
dzieci ignoruje,
a jaka jest wymówka?
Że czasu brakuje!
Dla teleogłupiacza wciąż jest miejsce w domu,
nie widzimy, że bliscy płaczą po kryjomu,
że brak wspólnej zabawy,
choćby gry planszowe,
a zupełnie brak czasu na zwykłą rozmowę!
Rozmawiać trzeba uczyć
i innych i siebie,
to nie jest jak monolog
księdza na pogrzebie,
trzeba potrafić słuchać,
to główna zasada,
nie przerywać rozmówcy,
bo tak nie wypada,
niczyich zapatrywań nie próbować zmieniać,
mówić jasno i krótko,
rozsądek doceniać,
każdy sam musi myśleć
i wyciągać wnioski,
przyjdzie czas, sam zrozumie,
bez twej zbędnej troski,
nie wyśmiewać religii,
omijać przywary,
nie wytykać młodości,
wyśmiewać, że stary,
słuchać małego brzdąca z należną uwagą,
lekceważyć rozmówcę jest wielką zniewagą.
Uśmiechaj się w rozmowie,
patrz rozmówcy w oczy,
nawet niby wróg, czasem mądrością zaskoczy,
nie odkładaj do jutra,
zacznij od tej chwili,
rozmawiajmy Polacy,
bądźmy sobie mili.
Bardzo prawdziwe, przejmujące, wręcz smutne. Dziękuję serdecznie za ten komentarz!