Zapraszam na kolejny wpis z serii „poradź sobie z własnymi problemami opisując je na blogu” – tym razem jeszcze bardziej osobiście i wylewnie niż poprzednio.
Moje ciśnienie od kilku godzin utrzymuje się zdecydowanie powyżej normy. A wszystko przez bardzo dobrą wiadomość dla inwestorów, którzy skorzystali z IPO PKP Cargo… czyli nie dla mnie. Dla niewtajemniczonych: spółka PKP Cargo „wchodziła na giełdę” i praktycznie bez ryzyka można było zarobić w ciągu jednego dnia dobry pieniądz. Ile dokładnie? Policzmy:
Na początku października miałem na nieoprocentowanych kontach około 25.000 zł. Z tego 20.000 zł przeznaczyłem na lokaty, które dadzą mi oszałamiające zyski w wysokości 3,2% w skali roku (oczywiście brutto, bo haracz dla państwa ktoś musi zapłacić). Akurat w tym samym okresie rozpoczęły się zapisy na akcje PKP Cargo. Gdybym w nie zainwestował te pieniądze, kupiłbym nawet 270 akcji po cenie finalnie ustalonej na 68 zł za akcję. Gdybym sprzedał je dzisiaj i trafił w minimalny kurs dnia, otrzymałbym 80,03 zł za akcję. Ponad 17% zysku, czyli więcej 3250 zł (2630 zł po zapłaceniu podatku). Minus prowizje i tym podobne – zaokrąglę do 2.500 zł. Wszystko bez nadmiernego ryzyka, zgodnie ze standardowym scenariuszem, który już kilkukrotnie zrealizowałem podczas debiutów giełdowych państwowych spółek, i to wszystko w jeden dzień! Powiecie „za dużo gdybania, do tego ryzyko – po fakcie łatwo mówić, że to takie proste”. To prawda – było kilka niewiadomych, ale do tej pory nigdy mi to nie przeszkadzało w podjęciu ryzyka i zawsze opłaciło się ono – dlatego ponownie bym je podjął. W tym wypadku jedynym problemem okazała się zbyt krótka doba, która zmusiła mnie do ograniczenia tematów, którymi się zajmowałem do absolutnego minimum. Przeprowadzka, nowe miasto, nowa praca, delegacje – to wszystko zajęło mnie w 110% i przez pewien czas nawet nie zaglądałem na portale informacyjne ani zaprzyjaźnione blogi, nie mówiąc nawet o analizie potencjalnych decyzji inwestycyjnych.
A pisali o tym niemal wszyscy. Przede wszystkim, pisał App Funds, którego bloga śledzę od dawna. I jestem przekonany, że gdybym tylko miał szansę w odpowiednim czasie trafić na jego artykuł i poświęcić dosłownie 15 minut na jego spokojne przeczytanie, dzisiaj byłbym bogatszy o 2.500 zł. Aż chciałoby się napisać „mówi się trudno i idzie się dalej”. Ale niestety nie należę do grona osób, które potrafią uspokoić swoje sumienie jednym z tego typu wyświechtanych frazesów. Dlatego dość długo analizowałem popełnione błędy, które doprowadziły do tej sytuacji…
Wierz lub nie, ale nie potrafiłem ich jednoznacznie wskazać. Wniosek, do jakiego doszedłem zawarłem w tytule tego wpisu. Nie możesz mieć wszystkiego – czy to nie oczywiste? Przecież nie sposób wykorzystać każdej szansy, którą los przed Tobą postawi. Grunt, żeby nie przeoczyć tych najważniejszych. Powodów odpuszczenia niektórych tematów może być wiele – to przecież tylko i wyłącznie kwestia priorytetów i świadomości ewentualnych zysków lub strat. Często połączona z chronicznym brakiem czasu. Aktualnie bardzo dobitnie to odczuwam. Mimo 8-godzinnego dnia pracy, zajmowanie się dzieckiem, podjęta nauka nowego języka, a przede wszystkim nieustanna praca nad blogiem kosztują mnie wiele. Czasami staję przed rozdrożem i muszę wybierać; czasami nie da się wszystkiego pogodzić i osiągnąć.
Wiesz, co przywróciło mi spokój ducha po początkowej, emocjonalnej reakcji związanej z utraconą okazją na łatwy i dobry zarobek? Świadomość tego, że ta strata nie jest pierwsza ani ostatnia. Że każdy z nas zaprzepaści w ciągu swojego życia wiele mniej lub bardziej ważnych szans – nieważne, czy związanych z finansami, czy nie. Jest to zupełnie normalne i absolutnie nie świadczy o mnie źle. Byłbym ignorantem, gdybym wierzył w możliwość zdobycia wszystkiego, co może być udziałem człowieka. Wreszcie, byłbym hipokrytą przejmując się tym, co się już wydarzyło i na co już nie mam najmniejszego wpływu – przecież z takim zdecydowaniem o tym pisałem!
Jestem zdania, że każdy jest kowalem swojego losu i mimo, że niektórzy mają więcej szczęścia i okazji do odniesienia sukcesu (cokolwiek by on dla nich nie znaczył), to absolutnie każdy dostaje w życiu wiele szans na to, by być szczęśliwym. Nawet, jeśli (tak jak ja) jesteś perfekcjonistą, któremu absolutnie nie udaje się wszystkiego kontrolować i dopiąć na ostatni guzik. Doba jest zbyt krótka, a do tego są rzeczy ważne i ważniejsze, więc czasami można z czystym sumieniem nieco odpuścić i nie zadręczać się tym, że ciągle są jakieś niedokończone sprawy.
Każdy popełnia błędy i zaprzepaszcza okazje. Czasami wręcz spektakularne – bo jak inaczej nazwać to, że namawiam do kilkuzłotowych oszczędności w skali miesiąca, a później nie podnoszę z ulicy kilku tysięcy złotych? Przecież nie o to chodzi w mądrym oszczędzaniu, do którego chciałbym Cię nakłonić, prawda? Z drugiej strony pół biedy, kiedy błędne decyzje dotyczą wyłącznie finansów – przecież to tylko pieniądze i nijak im się równać z wartościami takimi jak zdrowie czy miłość najbliższych. I właśnie to jest podstawą Twojego funkcjonowania na tym świecie; bazą, na której możesz dalej budować. Nie wypracowując sobie (również na co dzień!) tych fundamentów, wszelkie Twoje działania na rzecz poprawy finansów będą tylko niewiele znaczącymi podrygami. A nawet największe zyski na giełdzie będziesz mógł świętować z samym sobą lub tymi, którzy postrzegają Cię wyłącznie jako chodzącą skarbonkę.
Życzę Ci, żebyś – jak ja – miał świadomość swojej niedoskonałości i akceptował ją w pełni. Jeśli idziesz do przodu i pracujesz nad tym, żeby nie zbłądzić gdzieś w tym pędzącym z szaloną prędkością świecie, Twoje potknięcia są w pełni usprawiedliwione i nie ma co się nimi zadręczać. Przemyśl je, wyciągnij wnioski na przyszłość i idź dalej – życie jest zbyt krótkie na rozpamiętywanie straconych okazji!
Żeby nadać nieco rozpędu dyskusji pod tym wpisem pomyślałem, że APP Funds nie będzie miał nic przeciwko, jeśli zaczerpnę od niego pewien pomysł. Jeden z jego wpisów – w którym również chętnie się wypowiedziałem, traktował o najgorzej wydanych pieniądzach w życiu. Co prawda moja historia opisana powyżej absolutnie nie była największą straconą okazją w życiu (o co bardziej spektakularnych pisałem w komentarzu do dopiero co podlinkowanego posta), ale jeśli tylko jesteś na to gotowy i zdążyłeś przejść nad tym do porządku dziennego – napisz, co było Twoją największą straconą okazją – i to niekoniecznie dotyczącą finansów. Jak długo zabrało Ci zaakceptowanie tej straty i pogodzenie się z nią? Co pomogło Ci w powrocie do równowagi?
Nie ma co się załamywać…mówi się trudno i trzeba jakoś żyć dalej.
Bardzo wiele osób nie skorzystało z tej „okazji” stąd moja mała propozycja stworzenia jakiegoś sposobu informowania się o takich prawdziwych perełkach przykładowo poprzez wpisy na blogu?
Ten blog nie jest blogiem inwestycyjnym – uważam, że są znacznie lepsi w te klocki, więc dublowanie wpisów blogerów, którzy lepiej wiedzą, o czym piszą nie ma większego sensu. pozdrawiam
Niestety ale jak człowiek zajęty jest to zawsze coś go ominie.
No trudno, teraz to już można tylko żałować niewykorzystanej okazji.
Każdy wybór zwiazany jest automatycznie z rezygnacją z innego wyboru…
I już…
I bardzo dobrze, że nie potrafimy wykorzystywać wszystkich okazji; doskonałość jest cholernie męcząca 😉
Rób co masz robić i się nie przejmuj „straconymi okazjami”
Będzie dobrze…
A na swój pogrzeb tak czy siak zawsze zdąrzysz 🙂
Tak się właśnie zastanawiałem tworząc ten wpis. Doskonałości nie osiągniemy nigdy… a skoro tak, to czy jest sens do niej dążyć? Czy parcie do przodu i swój rozwój to już gnanie za czymś, czego nigdy nie osiągnę, czy jeszcze przynoszący dobre skutki marsz w słusznym kierunku?
Też zastanawiałam się nad zapisem na akcje, nie w takiej kwocie jak Ty byś to zrobił ale się zastanawiałam.., miałam już kupić a pomyślałam, że jeszcze pomyślę 🙂 i tak na myśleniu mi zeszło, że przegapiłam ostatni moment aby kupić i też jestem wkurzona, a raczej byłam bo juz teraz nic na to nie poradzimy, że zrobiliśmy jak zrobiliśmy..:)
Gdyby dało się to naprawić, gdy są to POWAŻNE problemy to trzeba coś z tym robić.., ale takie gdzie nie mamy już na to wpływu powinniśmy „olać” bo wkurzanie się nam nie pomoże a tylko może zaszkodzić..
App pisał o zapisach na akcje 10.10 – a wtedy byłem akurat na delegacji za granicą. Wpis ominąłem, później do niego nie wróciłem i najzwyczajniej na świecie zapomniałem o temacie tego IPO.
Nie wiem, może się mylę, ale…
myślę, że nie ma sensu dążyć do doskonałości, ale jak najbardziej sens ma chęć być coraz lepszym.
Do podobnych wniosków doszedłem – chociaż dostrzegam pewien paradoks w tym, że dążę do bycia coraz lepszym, ale nie doskonałym. Pojawiają się pytania o granicę – gdzie jest jeszcze dobrze, a gdzie zaczyna się przesada. No nic – chyba nie ma większego sensu rozpatrywać tego akademickiego „sporu”.
A co do tego że sporo osób nie skorzystało z tej okazji (PKP Cargo) bo wiele pewnie się zastanawiało.. i chyba nigdy nie będzie tak aby ktoś Ci napisał kup te i te akcje bo nigdy nie wiadomo czy to „perełka” czy nie. App Funds też o tym pisał…
Oczywiście App może tylko wyrażać swoje opinie i nie jest odpowiedzialny za jakiekolwiek zyski czy straty czytelników jego bloga. Ale pamiętając poprzednie wejścia na giełdę spółek państwowych i wiedząc (między innymi z wpisu App-a), że nie ma jakichś szczególnych zagrożeń dla powtórzenia sukcesu, dodałbym dwa do dwóch i na pewno kupiłbym akcje. No ale teraz nie ma już co rozpamiętywać.
Witam wszystkich,
Przede wszystkim dziękuję za podlinkowanie moich artykułów.
Na początek na pocieszenie podam, że zapisy na akcje PKP Cargo powyżej 244 sztuk były redukowane i maksymalnie jedna osoba otrzymała 245 akcji, czyli utracona okazja jest troszkę mniejsza.
Sam typowałem debiut w okolicach 75 zł i rano przed sesją w dniu debiutu wystawiłem zlecenie sprzedaży po 74,9 zł. Jak się okazało, byłem pesymistą i start nastąpił na 80,2 zł, a w ciągu dnia akcje PKP Cargo drożały nawet powyżej 83 zł, aby wczoraj zakończyć notowania na 81,16 zł.
W takim razie mógłbym też teraz żałować, że nie sprzedałem na przykład 1-2 zł drożej, czyli teoretycznie ominęło mnie jeszcze nawet kilkaset zł dodatkowego zysku. I taka myśl przemknęła mi przez chwilę przez głowę.. Jednak nie ma co się zamartwiać – po prostu tak wyszło. A co by było, gdyby zaraz po otwarciu zaczęły się spadki? Nigdy nie wiadomo.
Chciałem tylko skasować zysk, a nie trzymać te akcje długoterminowo i te ponad 2,3 tys zł (bez podatku) to w końcu miesięczne wynagrodzenie wielu Polaków.
I teraz pojawia się problem, kiedy porównamy te pieniądze z zyskami z lokat czy promocji bankowych. Jeśli wpłaciłbym 15 tys. zł do banku, aby otrzymać 2,3 tys. zł odsetek, musiałbym czekać kilka lat, a nie dwa tygodnie.
Jednak są to zupełnie dwie różne klasy ryzyka. Na giełdzie pojawiają się też straty i wtedy nikt za bardzo nie chce się nimi chwalić, tylko cierpi w milczeniu.
Natomiast faktycznie w dużych IPO Skarbu Państwa opisywanych u mnie na blogu (a było ich kilka) za każdym razem zanotowałem jakiś zysk, tak jak zdecydowana większość Czytelników. Najsłabiej było w przypadku JSW (ledwo jakiś plus), które teraz jest mniej więcej połowę tańsze niż w momencie debiutu.
A co do pytania o straty – te finansowe traktujmy z takimi samymi emocjami, jak rachunek za energię elektryczną czy telefon. Są nieprzyjemne, lecz nieuniknione.
Trudniej bywa ze stratą kogoś bliskiego i jej akceptacją, o czym przypomina nam dzisiejszy dzień.
Pozdrawiam
Wielkie dzięki za tak obszerny komentarz. Tego, że będą redukcje można było się spodziewać (znowu na podstawie wcześniejszych debiutów giełdowych) i zrobiłbym tak jak poprzednio – całość rozbita na pół i skorzystanie z rachunku giełdowego mojej żony i mojego. Ale to tylko w ramach wyjaśnienia.
Gratuluję Tobie i innym, którzy skorzystali – zarówno procentowe, jak i kwotowe zyski są spore, zwłaszcza po porównaniu do zarobków tak wielu Polaków – co też raczyłeś zauważyć 🙂
pozdrawiam.
2500 zł to nie jest żadna stracona okazja. Trudno, zarobi się – inni szybciej, drudzy wolniej. Najwyżej trzeba będzie kupić tańszy samochód, wakacje, nie pójść do kina tylko oglądnąć film w domu.
Stracone okazje to natomiast chwile, w których nie podjęliśmy pewnych decyzji osobistych i teraz jesteśmy, bądź nie, nie z tymi osobami, z którymi byśmy chcieli. Jedyne co mamy to wspomnienia. I to są faktycznie stracone okazje, których nie da się przywrócić…
Ładnie napisane 🙂 Fajnie, że również spojrzałeś na sprawę trochę szerzej niż tylko przez pryzmat kasy.
To żadna strata. Trzeba wyciągnąć wnioski i iść dalej. Prawdziwa strata to coś czego już nigdy nie odzyskasz np. czas, okazja do zagadania do dziewczyny, którą widzisz pierwszy i ostatni raz w życiu, zdrowie, które zmarnowałeś własnym postępowaniem etc.
Po fakcie każdy mądry, ale ten debiut wcale nie musiał tak wyglądać.
I znowu zeszliśmy z tematu finansów – i dobrze! Widać, że macie odpowiednio poustawiane priorytety 🙂
Wolny, nie jesteś jedyny który nie zarobił i pluł sobie w brodę 🙂 Żal kalkulować niedoszłe zyski 🙁 moją największą stratą było pożyczenie pieniędzy „przyjacielowi”, który skończył za kratami – nie byłem jedyny, a pieniędzy nie zwrócono nikomu. Drugą zaś spowodowanie wypadku bardzo dobrym pojazdem, który nie miał AC 🙁 Kilkadziesiąt tysięcy do tyłu łącznie, ale ból przechodzi, po około roku u mnie.
Dobry (drogi) pojazd i brak AC to nie najlepsze połączenie. Sam jednak zamiast kupować ubezpieczenie wolę posiadać relatywnie tani pojazd 🙂
Przy okazji dobry temat na wpis. „Ile wydać na samochód.”
Nie wiem, czy to masz na myśli, ale wpis o samochodach nowych vs używanych popełniłem na początku istnienia bloga: klik. Z perspektywy czasu myślę, że może nieco zaniżyłem kwotę dotyczącą kupna samochodu używanego (zwłaszcza biorąc pod uwagę proponowany wiek), ale mimo to wpis jest jak najbardziej aktualny i nawet po wzięciu małej poprawki na kwoty, nadal podtrzymuję tezy postawione we wpisie.
Straty stratami, ale czasami lepiej chyba zadbać o swój święty spokój 😀 Jakoś zawsze mnie zniechęcała do wchodzenia na Giełdę konieczność analizowania tych wszystkich słupków, prognoz, wskaźników etc 😀 Poza tym wiem, ile nerwów można stracić na tego typu grach hazardowych 🙂 Tyle nerwów co sam straciłem na zakładach bukmacherskich to już nikt mi nie zwróci 🙂
Oj – jeśli piszesz o giełdzie jako o grze hazardowej, to co dopiero powiesz o zakładach bukmacherskich 🙂
Jestem inwestorem od początku istnienia naszej giełdy, więc ponad 20 lat. Takich niewykorzystanych okazji miałem mnóstwo. I podobnie jak Ty, też nie wchodziłem w PKP. W ogóle nie martwię się tym, ile mogłem zarobić. Mam jedną zasadę – brak pozycji to też pozycja. Na giełdzie ważniejsze od zysku jest zachowanie kapitału. Nie byłem przekonany co do fundamentów PKP, więc nie wchodziłem w ten interes. Jutro też jest dzień. Giełdy prawdopodobnie nie zamkną na kilka lat, więc okazji do zarobienia będzie jeszcze bardzo, bardzo dużo.
Moim zdaniem wchodzenie w tę inwestycję nie było działaniem racjonalnym. W ogóle obecna sytuacja na GPW nie jest ani trochę racjonalna – kursy poszybowały w górę, indeksy biją rekordy. Odpuściłem sobie kupowanie czegokolwiek na giełdzie w tym momencie (zbyt duże ryzyko), zastanawiam się raczej czy to już nie jest najwyższy czas na sprzedawanie.
Hej Wolny,
Myślę, że poważniejszym problemem związanym z „nie posiadaniem wszystkiego” jest czas. Po prostu, gdy poświęcamy czas na wykonanie jakiejś pracy/czynności to nie możemy wykonać czegoś innego. Wszystko jest kwestią wyboru. Dla przykładu, ja dużo uwagi poświęcam studiom oraz pracy, wolny czas staramy się spędzać razem z narzeczoną (czasami nawet sprzątanie mieszkania może być relaksujące 🙂 ), a więc cierpią inne aspekty życia, na które po prostu nie ma czasu i energii.
Fakt, dla kogoś, kto zawodowo gra na giełdzie może i jest to „niewykorzystana szansa” i może pluć sobie w brodę. Ale większość, która wybrała (tak jak ja) nie grać na giełdzie poświęca się innym czynnościom i oczekuje korzyści 😉 kwestia priorytetów
Zgadzam się – sam bardzo mocno odpuściłem giełdę właśnie z powodu czasu, którego nie chciałem poświęcać dla niepewnych zysków. Ale IPO państwowej spółki w czasie hossy to IPO państwowej spółki w czasie hossy 🙂
No cóż: ja nie potrafię przebaczać sobie straconych okazji. Mniej lub bardziej wyraziście pamiętam o nich. Zazdroszczę tym, którzy to potrafią. Z drugiej jednak strony jest to jakaś forma zakłamywania i zaczarowywania rzeczywistości; coś na wzór idei kwaśnych winogron.
Cóż, wszystko zależy od nastawienia. Nie powinno się przesadzać ani w jedną ani w drugą stronę;)
Ale… nie przebaczasz sobie i nie zapominasz nawet po dłuższym czasie? Dla mnie to nie kwestia czarowania rzeczywistości, ale racjonalnego myślenia. Brak akceptacji dla tego błędu nic mi nie da. Jedynie wyciągnięcie wniosków i starania, żeby nie popełnić tej samej pomyłki w przyszłości ma jakąś wartość dodaną.
Ja natomiast zainwestowałem w nowy biznes, a nie w PKP Cargo. Z jednej strony też sobie pluję sobie w brodę, ale liczę że zyski w dłuższej perspektywie będą znacznie większe niż głowie 17% jednorazowo.
Jakieś szczegóły? Widzę, że nie pisałeś na razie o tym na blogu.
Myślę że nie wiele osób pisze o swoich firmach i źródłach dochodu na blogach finansowych. Blog jeszcze młody ale tematów do opisania przygotowanych jest już na kolejny rok.
Rozumiem – nie chcesz zapeszać. Chociaż jest też przeciwstawne podejście – niektórzy wolą publicznie ogłosić swój cel, łącznie z nieprzekraczalnym terminem jego osiągnięcia. Wtedy czują się pilnowani przez tych, którym ogłosili wiadomość i czerpią z tego dodatkową motywację. Ale nie namawiam – zresztą sam nie działam w ten sposób.
Straty finansowe mnie tak bardzo nie bolą, już dawno się pogodziłam z tym, że nie mogę być wszędzie i kontrolować wszystkiego i chyba nawet bym nie chciała, bo koszt mógłby okazać się zbyt wysoki.
Straciłam w okresie niemowlęctwa mojego syna okazję do tego, żeby być z nim razem tak naprawdę, myślę, że nie byłam wystarczająco dojrzała wtedy i to jest rzeczywista strata, która boli do dzisiaj. Nie zadręczam się tym teraz, ale poczucie straty jest, mam świadomość, że wtedy nie dałam mu czegoś ważnego i to się już nie wróci.
Zrozumiałam to dopiero przy drugim dziecku, to było już zupełnie inne macierzyństwo.
I to jest dopiero konkretne wyznanie! Maga – dziękuję za podzielenie się takimi wnioskami. Przemawia przez Ciebie doświadczenie, na którym wielu mogłoby skorzystać! Sami od narodzin Mai staramy się stawiać na rodzinę, ale chyba wynika to z rozpoczęcia przygody z macierzyństwem/ojcostwem w bardziej „zaawansowanym” wieku. pozdrawiam.
Może wiek ma tu znaczenie, może. Ale myślę, że w moim przypadku decydujące było przede wszystkim to, że miałam już wtedy pewną perspektywę, wiedziałam i widziałam gołym okiem, że dziecko rośnie tak niesamowicie szybko, że trzeba łapać te chwile z nim, póki jest jeszcze czas.
dokładnie na giełdzie nie można mieć wszystkiego ale z drugiej strony przy dzisiejszych nastrojach i niepewności prawdopodobieństwo udanego IPO jest takie jak wybranie spółki na wtórnym i lizenie że wzrośnie
jak ktoś szuka statystyk udanych IPO to polecam http://investorsi.pl/IPO.php?subaction=showfull&id=1233327608&archive=&start_from=&ucat=8&
Całe życie coś tracimy i coś zyskujemy. Chyba to na tym polega.
Zmarnowana szansa na dobrą inwestycję finansową? Nie ma się co martwić:) Będzie kolejna, może lepsza i ją wykorzystamy.Dodam jeszcze, iż każdy ma swoje priorytetowe wartości w życiu. Dla jednych są to pieniądze a dla innych rodzina. W obu tych kwestiach ZAWSZE musimy się liczyć na wzloty i upadki i trzeba się z tym pogodzić ale nie zamartwiać:)
Trudno się nie zgodzić. Warto takie zaprzepaszczone szanse traktować jako lekcje na przyszłość, jednocześnie mając świadomość, że pojawią się po pewnym czasie kolejne. Gdybyśmy mieli długo rozpaczać nad każdą taką okazją, moglibyśmy wtedy przegapić inne potencjalnie wartościowe szanse, niekoniecznie finansowe. Zatrzymując się nad stratami czy porażkami, jakże często marnujemy niestety czas i energię, które moglibyśmy przeznaczyć na zrobienie pozytywnego kroku w innym kierunku. Najczęściej jest tak, że nie trzeba się zbyt daleko rozglądać, prawdziwe życiowe szanse znajdują się nierzadko bardzo blisko nas, z tym, że my nie chcemy (albo boimy się) ich dostrzegać…
A mimo to jesteśmy tak zbudowani, że nawet mając świadomość tego o czym piszesz nie możemy się powstrzymać przed spoglądaniem za siebie i roztrząsaniem tych sytuacji, prawda?
Co sądzisz o inwestowaniu w pożyczki społecznościowe? Choć jest to obarczone większym ryzykiem niż lokata, to jednak zysk też bywa większy niż z lokat. A w większym stopniu masz kontrolę na co i komu pożyczasz.
Przy okazji pożyczki społecznościowe nie są oparte na systemie rezerwy cząstkowej, tak jak banki współpracujące z bankiem centralnym, więc nie powodują kreacji pieniądza, tak jak tradycyjne kredyty bankowe. A jak wiadomo kreacja pieniądza jest przyczyną inflacji, więc odkładając pieniądze na lokacie jesteśmy pośrednimi twórcami inflacji.
Bardzo fajnie pytanie – myślę, że muszę coś na ten temat napisać, bo mam około 2 lat doświadczenia w tej kwestii i przeszedłem wszystkie etapy od zachwytu po rezygnację 😉
Pingback: MalDevBlog » Czas na GPW? IPO i dywidendy…