Zapraszam na kolejny wpis z serii „poradź sobie z własnymi problemami opisując je na blogu” – tym razem jeszcze bardziej osobiście i wylewnie niż poprzednio.
Moje ciśnienie od kilku godzin utrzymuje się zdecydowanie powyżej normy. A wszystko przez bardzo dobrą wiadomość dla inwestorów, którzy skorzystali z IPO PKP Cargo… czyli nie dla mnie. Dla niewtajemniczonych: spółka PKP Cargo „wchodziła na giełdę” i praktycznie bez ryzyka można było zarobić w ciągu jednego dnia dobry pieniądz. Ile dokładnie? Policzmy:
Na początku października miałem na nieoprocentowanych kontach około 25.000 zł. Z tego 20.000 zł przeznaczyłem na lokaty, które dadzą mi oszałamiające zyski w wysokości 3,2% w skali roku (oczywiście brutto, bo haracz dla państwa ktoś musi zapłacić). Akurat w tym samym okresie rozpoczęły się zapisy na akcje PKP Cargo. Gdybym w nie zainwestował te pieniądze, kupiłbym nawet 270 akcji po cenie finalnie ustalonej na 68 zł za akcję. Gdybym sprzedał je dzisiaj i trafił w minimalny kurs dnia, otrzymałbym 80,03 zł za akcję. Ponad 17% zysku, czyli więcej 3250 zł (2630 zł po zapłaceniu podatku). Minus prowizje i tym podobne – zaokrąglę do 2.500 zł. Wszystko bez nadmiernego ryzyka, zgodnie ze standardowym scenariuszem, który już kilkukrotnie zrealizowałem podczas debiutów giełdowych państwowych spółek, i to wszystko w jeden dzień! Powiecie „za dużo gdybania, do tego ryzyko – po fakcie łatwo mówić, że to takie proste”. To prawda – było kilka niewiadomych, ale do tej pory nigdy mi to nie przeszkadzało w podjęciu ryzyka i zawsze opłaciło się ono – dlatego ponownie bym je podjął. W tym wypadku jedynym problemem okazała się zbyt krótka doba, która zmusiła mnie do ograniczenia tematów, którymi się zajmowałem do absolutnego minimum. Przeprowadzka, nowe miasto, nowa praca, delegacje – to wszystko zajęło mnie w 110% i przez pewien czas nawet nie zaglądałem na portale informacyjne ani zaprzyjaźnione blogi, nie mówiąc nawet o analizie potencjalnych decyzji inwestycyjnych.
A pisali o tym niemal wszyscy. Przede wszystkim, pisał App Funds, którego bloga śledzę od dawna. I jestem przekonany, że gdybym tylko miał szansę w odpowiednim czasie trafić na jego artykuł i poświęcić dosłownie 15 minut na jego spokojne przeczytanie, dzisiaj byłbym bogatszy o 2.500 zł. Aż chciałoby się napisać „mówi się trudno i idzie się dalej”. Ale niestety nie należę do grona osób, które potrafią uspokoić swoje sumienie jednym z tego typu wyświechtanych frazesów. Dlatego dość długo analizowałem popełnione błędy, które doprowadziły do tej sytuacji…
Wierz lub nie, ale nie potrafiłem ich jednoznacznie wskazać. Wniosek, do jakiego doszedłem zawarłem w tytule tego wpisu. Nie możesz mieć wszystkiego – czy to nie oczywiste? Przecież nie sposób wykorzystać każdej szansy, którą los przed Tobą postawi. Grunt, żeby nie przeoczyć tych najważniejszych. Powodów odpuszczenia niektórych tematów może być wiele – to przecież tylko i wyłącznie kwestia priorytetów i świadomości ewentualnych zysków lub strat. Często połączona z chronicznym brakiem czasu. Aktualnie bardzo dobitnie to odczuwam. Mimo 8-godzinnego dnia pracy, zajmowanie się dzieckiem, podjęta nauka nowego języka, a przede wszystkim nieustanna praca nad blogiem kosztują mnie wiele. Czasami staję przed rozdrożem i muszę wybierać; czasami nie da się wszystkiego pogodzić i osiągnąć.
Wiesz, co przywróciło mi spokój ducha po początkowej, emocjonalnej reakcji związanej z utraconą okazją na łatwy i dobry zarobek? Świadomość tego, że ta strata nie jest pierwsza ani ostatnia. Że każdy z nas zaprzepaści w ciągu swojego życia wiele mniej lub bardziej ważnych szans – nieważne, czy związanych z finansami, czy nie. Jest to zupełnie normalne i absolutnie nie świadczy o mnie źle. Byłbym ignorantem, gdybym wierzył w możliwość zdobycia wszystkiego, co może być udziałem człowieka. Wreszcie, byłbym hipokrytą przejmując się tym, co się już wydarzyło i na co już nie mam najmniejszego wpływu – przecież z takim zdecydowaniem o tym pisałem!
Jestem zdania, że każdy jest kowalem swojego losu i mimo, że niektórzy mają więcej szczęścia i okazji do odniesienia sukcesu (cokolwiek by on dla nich nie znaczył), to absolutnie każdy dostaje w życiu wiele szans na to, by być szczęśliwym. Nawet, jeśli (tak jak ja) jesteś perfekcjonistą, któremu absolutnie nie udaje się wszystkiego kontrolować i dopiąć na ostatni guzik. Doba jest zbyt krótka, a do tego są rzeczy ważne i ważniejsze, więc czasami można z czystym sumieniem nieco odpuścić i nie zadręczać się tym, że ciągle są jakieś niedokończone sprawy.
Każdy popełnia błędy i zaprzepaszcza okazje. Czasami wręcz spektakularne – bo jak inaczej nazwać to, że namawiam do kilkuzłotowych oszczędności w skali miesiąca, a później nie podnoszę z ulicy kilku tysięcy złotych? Przecież nie o to chodzi w mądrym oszczędzaniu, do którego chciałbym Cię nakłonić, prawda? Z drugiej strony pół biedy, kiedy błędne decyzje dotyczą wyłącznie finansów – przecież to tylko pieniądze i nijak im się równać z wartościami takimi jak zdrowie czy miłość najbliższych. I właśnie to jest podstawą Twojego funkcjonowania na tym świecie; bazą, na której możesz dalej budować. Nie wypracowując sobie (również na co dzień!) tych fundamentów, wszelkie Twoje działania na rzecz poprawy finansów będą tylko niewiele znaczącymi podrygami. A nawet największe zyski na giełdzie będziesz mógł świętować z samym sobą lub tymi, którzy postrzegają Cię wyłącznie jako chodzącą skarbonkę.
Życzę Ci, żebyś – jak ja – miał świadomość swojej niedoskonałości i akceptował ją w pełni. Jeśli idziesz do przodu i pracujesz nad tym, żeby nie zbłądzić gdzieś w tym pędzącym z szaloną prędkością świecie, Twoje potknięcia są w pełni usprawiedliwione i nie ma co się nimi zadręczać. Przemyśl je, wyciągnij wnioski na przyszłość i idź dalej – życie jest zbyt krótkie na rozpamiętywanie straconych okazji!
Żeby nadać nieco rozpędu dyskusji pod tym wpisem pomyślałem, że APP Funds nie będzie miał nic przeciwko, jeśli zaczerpnę od niego pewien pomysł. Jeden z jego wpisów – w którym również chętnie się wypowiedziałem, traktował o najgorzej wydanych pieniądzach w życiu. Co prawda moja historia opisana powyżej absolutnie nie była największą straconą okazją w życiu (o co bardziej spektakularnych pisałem w komentarzu do dopiero co podlinkowanego posta), ale jeśli tylko jesteś na to gotowy i zdążyłeś przejść nad tym do porządku dziennego – napisz, co było Twoją największą straconą okazją – i to niekoniecznie dotyczącą finansów. Jak długo zabrało Ci zaakceptowanie tej straty i pogodzenie się z nią? Co pomogło Ci w powrocie do równowagi?