Wolnym Byc

Podwyżka – instrukcja krok po kroku :)

Ufff – najwyższy czas choć na chwilę odejść od tematu oszczędzania i zająć się drugą stroną medalu, czyli zwiększaniem przychodów. O tym, że zarówno jedna, jak i druga składowa jest niezwykle ważna w dążeniu do niezależności finansowej – chyba nie muszę przekonywać. Zanim jednak wstaniesz zza biurka żeby oświadczyć szefowi, że zasługujesz co najmniej na kilka średnich krajowych (interesująca perspektywa, prawda?), muszę Cię nieco sprowadzić na ziemię. Być może poniższy poradnik nie jest dla Ciebie… jeśli jesteś jednym z tych, który chce „tak robić, żeby się nie narobić”, albo jeśli masz wygodną posadkę w jednej z państwowych spółek, w której podniesienie pensji jest trudniejsze niż znalezienie zadowolonego z obsługi petenta, może być ciężko. Prawdopodobniej będzie krócej, jeśli napiszę, kto może wynieść coś z poniższego wpisu. Przede wszystkim osoby w sytuacji podobnej do mojej: jeśli jesteś wykształcony, pracowity i wyspecjalizowany w dziedzinie, w której panuje względna równowaga pomiędzy zapotrzebowaniem na pracowników a potrzebami pracodawców. Wreszcie, jeśli jesteś jednym z setek tysięcy korpoludków w tym kraju, lub masz „ambicje” nim zostać, zapraszam Cię na poniższy tekst.

Tak się jakoś składa, że na przestrzeni ostatnich 9 lat mojej oszałamiająco-zawrotnej kariery zawodowej (ironia celowa), zdołałem polepszyć swoje warunki wynagrodzenia o… dobre kilkaset procent. A od najniższej krajowej absolutnie nie zaczynałem, co jeszcze nieco dodaje pikanterii całej sytuacji i zapewne podsyca Twoją ciekawość 🙂

Ale nie o jej zaspokojenie chodzi – i nie o mnie w ogóle. Tym razem wpis będzie skierowany tylko i wyłącznie do Ciebie, drogi czytelniku. Jako, że prowadzenie tego bloga siłą rzeczy stawia mnie w pozycji eksperta w tematach, które poruszam (tyle teoria – mam nadzieję, że w praktyce widać, że sam się uczę od Was co najmniej tak dużo, co Wy ode mnie), to dzisiaj zrealizujmy te założenia w całej rozciągłości. Rozpocznijmy zabawę w szefa i podwładnego 🙂

Szefem jestem oczywiście ja – grzech nie skorzystać z takiej możliwości, samemu wymyślając grę. Grę, w której Ty jesteś moim podwładnym, a ponieważ od dłuższego czasu nie otrzymałeś podwyżki (i to mimo, że ceny chleba w ciągu ostatnich lat rosły w astronomicznym tempie), postanawiasz spróbować szczęścia. Podczas najbliższej okazji zaczepiasz mnie więc na korytarzu ze słowami „szefie – możemy chwilę porozmawiać?”. I na tym etapie masz już przechlapane na całego. Możesz być absolutnie pewien, że podwyżkę dostanie Marian z pokoju obok, mimo że skubany i tak zarabia więcej od Ciebie, a nie robi nawet połowy tego, co Ty. Skoro Marian jest takim kozakiem, może warto prześledzić jego sposób działania? Zajrzyjmy potajemnie do królestwa tej bestii i podpatrzmy działania, które były na tyle skuteczne, że Marian może sobie pozwolić na dojeżdżanie do pracy lepszym rowerem niż Ty (to taka niewinna próba narzucenia zdroworozsądkowych standardów).

Po pierwsze, Marian odpowiednio wybrał dogodny moment na taką rozmowę. Nie jest to czas, kiedy w firmie mniej się dzieje, a wszyscy snują się leniwie po korytarzach. Nie jest to okres, w którym nawet szef lata jak kot z pęcherzem i nikt się nie wyrabia. Nie jest to czas jak każdy inny, gdzie po prostu wykonujesz swoją pracę. To musi być TEN moment. Musisz udowodnić swoją wartość dokonując iście bohaterskich czynów! Musisz uratować firmę od zagłady, albo chociaż wyrobić 150% normy. W skrócie: musisz zostać zauważony. Nie możesz być szaraczkiem, który przykica do niedźwiedzia i prosi o marchewkę, bo niedźwiedź Cię wypcha trocinami i powiesi na swojej ścianie osiągnięć z dopiskiem „zjedzeni na śniadanie”. Zrób coś wielkiego, wykaż się, pokaż na co Cie stać i wtedy UDERZ.

Nie – nie na korytarzu, przy okazji, z zaskoczenia. Napisz maila z prośbą o 30-minutowe spotkanie. Wyjaśnij, że chciałbyś porozmawiać o finansach. Nie pisz za dużo, nie wyskakuj jak filip z konopi. Przekaz ma być czytelny: „ponieważ chcę z tobą poważnie porozmawiać, to nieważne jak ci to przekażę – i tak będziesz wiedział, że chodzi o podwyżkę. Dlatego zarezerwuj nieco twojego cennego czasu i przygotuj się chociaż w minimalnym stopniu do tej rozmowy, bo ja będę przygotowany jak nigdy”.

No właśnie – przygotowanie. Powinno poprzedzać każdą tego typu rozmowę. Powinieneś dać sobie trochę czasu i na spokojnie przemyśleć swoje silne strony i osiągnięcia w ostatnim czasie. Dowiedz się co nieco o nadchodzących projektach i kierunku, w którym zmierza Twój pracodawca – pokaż, co wnosisz do firmy i jak niezbędny będziesz w najbliższym okresie. To ostatnie jest niewinnym, bardzo subtelnym szantażem, którym również masz zamiar wywrzeć wpływ na decyzję przełożonego. W końcu będziesz nieodzowny, więc szkoda byłoby Cię stracić… kto to powiedział? Ja? Nieeee…

Wszystko pięknie, ale co, jeśli nie masz żadnych wybitnych osiągnięć i rzeczywiście jesteś tym szaraczkiem, niczym nie wyróżniającym się spośród sali wypełnionej podobnymi do Ciebie? Cóż – wyjścia masz dwa. Albo zacznij piec swój chleb, bo musisz pogodzić się z obecnym poziomem wynagrodzenia i szukać sposobów na oszczędności (a na tym blogu wskazałem ich już całe dzikie mnóstwo), albo… zacznij się starać. Niestety – staropolskie przysłowie „się gra, się ma” niesie niezwykle ważny przekaz i tłumaczy co bardziej pojętnym że ten, który niczym się nie wyróżnia i którego można łatwo zastąpić nie jest kandydatem godnym rozmowy o pieniądzach 🙂 Masz jeszcze jedną opcję – obiecuj. Nie rozmawiacie przecież o jednostronnej ofercie – Ty również możesz coś z siebie dać, bardziej zaangażować, lepiej wykwalifikować i przejąć bardziej ambitne obowiązki. Jedno ale – nie obiecuj złotych gór – to śmierdzi na kilometr!

Wróćmy do przygotowań do rozmowy. Weź kartkę i długopis. Przepraszam – jesteśmy w 21. wieku – przygotuj komputer do pracy i zacznij pisać. Pisz to, co najlepszego możesz o sobie powiedzieć. Unikaj ogólników i punktów, które są więcej niż oczywiste, żeby otrzymać chociaż minimalne wynagrodzenie („nie spóźniam się do pracy” raczej nie wywrze większego wrażenia na szefie). Przygotuj się tak, jakbyś szedł na rozmowę kwalifikacyjną. Spisz projekty, w których w ostatnim czasie uczestniczyłeś, przygotuj listę swoich osiągnięć i zdobytych kompetencji. Udowodnij, że idziesz do przodu i jesteś niezastąpionym zasobem dla swojej firmy (i nie ma tu żadnego znaczenia, że cmentarze są pełne ludzi niezastąpionych!). Jeśli masz takie informacje – pokaż, że będziesz niezwykle potrzebny w najbliższej przyszłości. Mów o konkretach, podawaj przykłady, unikaj patosu. Bądź pierwszorzędnym aktorem, który ma przed sobą zadanie o niecodziennej skali trudności – coś na kształt konieczności przekonania całej widowni, że Twoja miłość do największej brzyduli w mieście jest szczera i przetrwa największe trudności!

O czym natomiast nie mówić? Jakich argumentów nie używać? Przede wszystkim takich, które stawiają Cię na pozycji słabeusza, który przychodzi po drobne, bo ma problem z dobiciem do pierwszego. Przepraszam za dosadność, ale musisz być pewny siebie i aspirować wysoko. „Życie podrożało” możesz śmiało zastąpić „nie radzę sobie”, a zamiast „ktoś inny dostał” równie dobrze sprawdzi się „jestem na szarym końcu – czemu wszyscy zarabiają więcej”. Jeśli chcesz zagrać w ten sposób, zrób sobie przysługę i od razu zrezygnuj z rozmowy…

Jeśli jednak jesteś zdeterminowany do działania, przygotuj się na nadchodzące rozmowy kwalifikacyjne. Przecież przed chwilą przygotowałeś się do takiej rozmowy – czemu nie skorzystać i przy okazji nie wysłać kilku CV? Czemu nie odwiedzić kilku firm, jeśli będzie odzew? Dobrze mnie zrozum – nie chodzi o szantaż „podwyżka albo odchodzę”. Ale sukces w sporej części zależy od Twojej postawy. Od tego, czy negocjując podwyżkę będziesz króliczkiem, który nieopatrznie wszedł do jaskini lwa, czy też może silnym, pewnym siebie konkurentem do przejęcia dowodzenia nad stadem. Twoja mowa ciała, nastawienie, postawa, nawet ton głosu – to wszystko mówi o Tobie niezwykle wiele. Twój szef najprawdopodobniej przeprowadził wcześniej dziesiątki takich rozmów i niczym wytrawny król puszczy, potrafi wyczuć strach na kilometr. Nie możesz się bać, nie możesz wątpić w to, że ta podwyżka Ci się należy! A czy jest lepszy sposób na pokonanie strachu i wzmocnienie pewności siebie niż inna oferta pracy? Niekoniecznie znacznie lepsza, niekonieczne wymarzona. Ale taka, która może być ewentualną drogą ucieczki. Sama świadomość możliwości skorzystania z tej opcji da Ci właśnie to, o czym pisałem powyżej. Będziesz występował z innej pozycji i to będzie widać! Tylko dobra rada: na pierwszej rozmowie absolutnie nie korzystaj z tego argumentu, jeśli nie chcesz zyskać opinii kogoś, kto dla kilkuset złotych potrafi zostawić firmę na lodzie. Jest jeszcze jeden mocny argument: skąd wiesz, że otrzymana propozycja nie będzie na tyle atrakcyjna (i to nie tylko pod względem finansowym), że mimo traktowania jej co najwyżej jako zabezpieczenie, nie przyjmiesz oferty? Przecież ja również z jakiegoś powodu przeprowadziłem się z Gdańska do Bydgoszczy – gdyby otrzymana propozycja nie była z grona tych „nie do odrzucenia”, szukałbym dalej.

Wywarłeś efekt „wow” na pracodawcy i dobrze o tym wiesz, a mimo to widzisz przed sobą chłodne spojrzenie zamiast spodziewanego zbierania szczęki z podłogi? Teraz nie daj się zbić z tropu – po to prosiłeś o spotkanie z wyprzedzeniem, i po to określałeś poruszany temat, żeby rozmówca miał szansę się przygotować. Nie zrobił tego? No cóż – nie mów mu wprost, że to mało profesjonalne – zamiast tego ustalcie od razu kolejne spotkanie za tydzień, gdzie porozmawiacie o szczegółach. Dobrze to zapamiętaj – o szczegółach, o konkretach, a nie o królującym wszędzie „to nie moja decyzja” lub „tegoroczny budżet na podwyżki został wyczerpany”. Jeśli osoba, z którą rozmawiasz nie ma mocy sprawczej, to jak najbardziej może lobbować wyżej i ma duży wpływ na efekt końcowy. A budżet… zawsze jest. Skoro przed chwilą udowodniłeś, że bez Ciebie firma sobie nie poradzi, to jest to absolutnie wyjątkowa sytuacja – a takie wymagają wyjątkowych działań. Pamiętasz, jak wielokrotnie przytaczałem zasadę, którą wyznaję: „chcieć to móc”? Tak jest z wszystkim – osoba po drugiej stronie stołu również to wie. Nie daj się wciągnąć w grę na czas („wrócimy do rozmowy za kilka miesięcy”), w czasie której szef ma nadzieję, że popełnisz jakiś błąd będący dobrym powodem do odmowy, lub że zapomnisz o całej sytuacji 🙂

Jeśli jednak widzisz jak na dłoni, że tym razem niewiele wskórasz, a przedstawione powody nie są tylko gładkim, korporacyjnym „spuszczeniem na drzewo”, ustalcie wspólnie plan działania. Spiszcie sobie warunki, które musisz spełnić, aby otrzymać podwyżkę i dokładną datę na kolejne spotkanie – nawet, jeśli wypadnie ona dopiero za pół roku!

Na koniec jeden naprawdę niezawodny sposób na podwyżkę – i to zazwyczaj sporą. A jest to… zmiana pracodawcy. No cóż – niechętnie to piszę, bo sam nie uważam żeby to było fair, ale takie są polskie, korporacyjne realia: łatwiej dać pieniądze nowej osobie, niż przeznaczyć choćby niewielkie środki na podwyżki dla aktualnych pracowników. Dlatego – dopóki ten chory stan rzeczy się utrzymuje – dobrym pomysłem jest zmiana pracodawcy w rozsądnych okresach. W dzisiejszych czasach zmiana pracy po 2-3 latach nie jest postrzegana jako wstyd i powód do tłumaczenia się podczas rozmów kwalifikacyjnych. To raczej naturalna kolej rzeczy, a argumenty o potrzebie rozwoju i szukaniu nowych wyzwań przekonają pytającego o powody zmian rekrutera. Nie musisz się wstydzić, że nie „wytrzymałeś” w jednej firmie od studiów do emerytury. Bo i wstydzić się nie ma czego!

Nawet, jeśli powyższe rady wydały Ci się banalne i oczywiste, mam jeszcze jedną – równie podstawową. Kiedy już zastanowisz się, jaka podwyżka by Cię satysfakcjonowała i dostosujesz ją do prawdopodobnych możliwości Twojego pracodawcy… pomnóż wynik przez 2. Nie bój się prosić; nie bój się, że Twój przełożony zrobi wielkie oczy. Przecież idziesz negocjować – a to określenie zobowiązuje, prawda? A nóż się okaże, że zaproponowana przez Ciebie „zaporowa” stawka zostanie zaakceptowana? Szanse niewielkie, ale… raz tak miałem 🙂 A skoro mi się udało – możesz i Ty! Jeśli masz niedługo zamiar pójść po podwyżkę, albo niedawno taki ruch wykonałeś, bardzo serdecznie zachęcam do komentowania – czym bowiem są moje mizerne doświadczenia z wiedzą i obserwacjami Wasz wszystkich?

Exit mobile version