Najprawdopodobniej doskonale wiesz o tym, że nie mam zamiaru pracować do końca życia, prawda? Ba – zamierzam być „bezrobotny z wyboru” przez większość moich dni na tym świecie. Plany na nadchodzące lata są ambitne i zdaję sobie sprawę, że podobne osiągnięcia mogą być dla znaczącej części czytelników trudniejsze niż dla mnie. Zastanawiałem się, czy – w przypadku, kiedy nie dostrzegasz światełka w tunelu i nawet nie śmiesz marzyć o zupełnej opcjonalności pracy – powinieneś w ogóle wyruszać w drogę w tym kierunku? Może lepiej byłoby nie wybierać zbyt daleko w przyszłość, skupić się na tym, co tu i teraz, a także zbytnio nie fantazjować o złotych górach za kilkadziesiąt las. Bazując na własnych doświadczeniach, chciałbym Ci udowodnić, że ważny jest nie tylko efekt końcowy, ale również (a może – przede wszystkim!) cała pokonana droga i rozmaite benefity, których doświadczysz na jej poszczególnych etapach.
Etapach? No tak – przecież zdajesz sobie sprawę, że kupon na loterię jest tylko mrzonką i z prawdopodobieństwem niebezpiecznie bliskim jedności nie staniesz się bogaty i finansowo niezależny z dnia na dzień. Zamiast tego osiągniesz kolejne etapy w drabince do celu, którego osiągnięcie zajmie prawdopodobnie kilkanaście-kilkadziesiąt lat! Mam jednak dla Ciebie dobrą wiadomość: już na wcześniejszych etapach, które możesz osiągnąć znacznie szybciej, otrzymujesz potężny oręż w walce z absurdami tego świata. Czas na konkrety – bez zbędnego owijania w bawełnę. Zapraszam do podróży po wolność!
Etap 1. W kredytach po uszy, czyli wesołe życie oseska.
To prawdziwe mroki średniowiecza, lub – używając bardziej przystępnego porównania: wczesny okres niemowlęcy. Cechy?
– Absolutny brak wiedzy finansowej połączony z wiecznie niezaspokojonym „ja chcęęęęęę!!!”.
– Nader częste przekonanie o pieniądzach spadających jak manna z nieba – tyleż naiwne, co błędne.
– Totalny brak wiedzy o stanie własnych finansów oraz przeczucie, że jest tak dramatycznie, że lepiej nawet tego nie sprawdzać.
Potrafię wskazać tylko jeden plus całej sytuacji, i z pewnością nie są to sterty walających się naokoło gadżetów, o których już dawno zapomniano (jedynie ciągłe monity o spłatę kolejnej raty wciąż nie pozwalają zapomnieć o wydanych na nie pieniądzach). Tym plusem jest błoga niewiedza; nieświadomość tego, że jest się po uszy w… bagnie 🙂 Nader często ten stan odbierany jest jako błotne spa, z którego nasz osesek jest zadowolony i nijak nie pojmuje dramatyzmu całej sytuacji.
Ów dramatyzm dostrzegamy najczęściej dopiero w sytuacji podbramkowej – brak możliwości spłaty kolejnej pożyczki, absolutne pustki na koncie na długo przed kolejną wypłatą lub utrata posady. To jak kubeł zimnej wody, który – oprócz całego szeregu katastrofalnych efektów finansowych – jest w stanie zdopingować nas do działania i doprowadzić do…
Etap 2. Wynurzenie, czyli zaczynamy raczkować.
Powoli otwieramy oczy, ale nie można jeszcze mówić o oddechu pełną piersią. Zaczynamy zdawać sobie sprawę z wielu praw rządzących brutalnym światem finansów: że trzeba oddawać więcej, niż się pożycza, a maksyma „jakoś to będzie” nie jest wieczna i bezwarunkowa. Twierdzę, że ten etap jest najtrudniejszy, bo wiąże się z bolesną świadomością dotychczasowych błędów i ich mozolną naprawą. Jednocześnie zdobywasz wiedzę o finansach i budżetowaniu, oraz działasz – na początku dość nieporadnie – w celu poprawy swojej sytuacji. Być może zaczynasz prowadzić budżet osobisty, najprawdopodobniej próbujesz spłacać najbardziej kosztowne kredyty. Stopniowo przychodzi uczucie ulgi, którą wywołują widoczne efekty tych działań. Po każdej wypłacie czujesz się coraz lepiej i powoli zaczynasz myśleć o budowie funduszu awaryjnego. Mimo, że to pierwszy świadomy etap na drodze do wolności finansowej, już zaczynasz dostrzegać zalety Twojego podejścia:
– stopniowo zyskujesz coraz większą świadomość obranej drogi, chcesz uporządkować swoje finanse osobiste i pogłębić wiedzę finansową. To wszystko daje Ci olbrzymiego kopa i motywuje do działania.
– rozpoczynasz piękny rozdział w Twoim życiu, którego nazwa to „szczęśliwe życie bez kredytów” (ewentualnie z wyłączeniem kredytów hipotecznych). Uwierz mi – to wciąga!
– zaczynasz nieśmiało myśleć o kolejnym etapie, mimo że nie potrafisz go jeszcze nazwać. Snujesz niewyraźne jeszcze wizje przyszłości bez niedogodności, które wcześniej Cię tłamsiły.
2 etap to prawdziwe wynurzenie nad powierzchnię!
Zapewniam Cię, że po doświadczeniu uroków życia bez kredytów, z wiedzą o swojej stale rosnącej wartości netto, nawet przez myśl Ci nie przejdzie cofnięcie się do poprzedniego etapu. Zwłaszcza, jeśli masz porównanie; jeśli kiedykolwiek musiałeś szukać w kurtce drobnych na zupkę chińską. Będziesz parł naprzód, aż osiągniesz…
Etap 3. Spokój ducha, czyli „Mamooooo – ja chodzę”!
Jestem przekonany, że ten poziom jest dla Ciebie osiągalny, jeśli tylko w to uwierzysz, a swoją wiarę poprzesz wytężoną, regularną pracą. To obecnie mój poziom na drabinie ku wolności, a ponieważ jestem absolutnie oszołomiony zaletami, które ze sobą niesie, chciałbym się na nim zatrzymać na dłużej. Ale najpierw charakterystyka:
– dodatnia wartość netto.
– absolutny brak kredytów (ewentualne kredyty hipoteczne, które mógłbyś spłacić nawet jutro, ale z różnych powodów zdecydowałeś, żeby na razie tego nie robić).
– zgromadzona pokaźna poduszka finansowa – pozwalająca na przynajmniej 6-12 miesięcy życia na obecnym poziomie wydatków.
– zgromadzone dodatkowe fundusze awaryjne, które są Twoim prywatnym ubezpieczeniem życiowym i majątkowym, a które pozwalają uniknąć wielu niepotrzebnych kosztów.
– comiesięczny poziom wydatków wyraźnie mniejszy niż generowane przychody. Im wyższa dysproporcja pomiędzy tymi kwotami, tym lepiej – myślę, że można mówić o dynamicznym „parciu do przodu”, jeśli co miesiąc oszczędzasz co najmniej 30 procent swoich przychodów.
Nie martw się, jeśli nie spełniasz wszystkich punktów z powyższej listy. Ważne, że je zdefiniowałeś i dążysz do ich spełnienia. Twoja lista nie musi się idealnie pokrywać z moją. Wystarczy, że potraktujesz moją propozycję jako bazę, którą po modyfikacji zgodnie ze swoją sytuacją życiową spiszesz, zapamiętasz lub wydrukujesz i będziesz regularnie sprawdzał stan jej realizacji. Może Ci to „trochę” zająć, ale żyjąc w sposób podobny do mojego, kolejne punkty będziesz 'odhaczał” szybciej niż myślisz! Jeśli jeszcze nie wiesz po co, to pozwól, że nakreślę przed Tobą pewną wizję. Nie będzie to bajkowa opowieść, która ma niewielkie szanse na spełnienie, ale coś, czym ja żyję na co dzień mimo młodego wieku. Coś, co może być również Twoją rzeczywistością już niedługo!
– praca to przyjemność! Tytułowa różnica pomiędzy „chcieć” a „musieć” jest niezwykle potężna. Z biegiem czasu wszelkie stresy związane z pracą Cię opuszczają, a Twoje myślenie zmienia się diametralnie. O czym myślisz, kiedy szef zaprasza Cię do siebie? Chce Cię zwolnić? Zjechać za raport, z którego dostarczeniem ostatnio się spóźniłeś? A może wrzucić w kolejne bagno, w którym ugrzęźniesz na niezliczoną liczbę nadgodzin? Ja myślę zdecydowanie bardziej pozytywnie, bo wiem, że się nie dam; nie zrobię nic przeciwko sobie tylko dlatego, że spłata kolejnej raty nadchodzi. Dlatego czym prędzej idę do gabinetu szefa myśląc o podwyżce, którą sam chce mi zaproponować – bo cóż innego chciałby ode mnie? 🙂 Tak już bardziej poważnie: w pewnym momencie zaczynasz patrzeć na pracę jako coś, co ma dawać Ci satysfakcję i poczucie spełnienia. Ma Cię stymulować psychicznie, ma mieć jakieś znaczenie. A jeśli nie ma? No cóż – przecież nic Cię tu nie trzyma, nikt nie zmusi do marnowania życia w imię czyjegoś interesu. Pamiętaj jedno…
– przyczyną większości chorób cywilizacyjnych jest stres, który zjada połowę cywilizowanego świata. Eliminując ten czynnik, podświadomie przedłużasz długość swojego życia i nadajesz mu zupełnie inną jakość. Skupiasz się na najbliższych, zamiast na martwieniu się, co przyniesie jutro i próbowaniu przynajmniej chwilowo znieczulić ten lęk nadużywając pokus, których wszędzie pełno.
– brak presji z zewnątrz. Kiedy czujesz – co ja gadam – kiedy wiesz (!), że jesteś na dobrej drodze, po prostu robisz swoje i nie oglądasz się na boki. Inni mają więcej? Podejmują inne decyzje? Próbują Cię przekonać do słuszności ich wyborów? Dziwią się temu, że nie „nadążasz” za nimi? A Ty – wbrew wszystkiemu, jesteś spokojny, wyluzowany i pewny siebie. Co więcej – pewny tego, że Ci „modni” znajomi będą za jakiś czas zbierali szczęki z podłogi, kiedy dowiedzą się, że nie pracujesz, i absolutnie nie jest to związane z redukcjami w firmie…
– łatwość odmawiania. Powtarzam się, ale magiczna wręcz łatwość wypowiadania słów „dziękuję, nie jestem zainteresowany” czy „dziękuję – nie potrzebuję tego” wciąż mnie urzeka. Nowy smartfon? A po co? Czemu wciąż jeżdżę tym gruchotem? Bo nie potrzebuję nic lepszego! Banalne, wręcz piękne w swojej prostocie. Polecam 🙂
– niezwykłe wprost poczucie bezpieczeństwa, które zapewniłeś swojej rodzinie. Czy wiesz, jak spokojny jest ktoś, kto ma absolutną pewność, że nawet jeśli zdarzy się najgorsze, Twoja rodzina będzie bezpieczna i bez problemu sobie poradzi? Nie oszukuję się i wiem, że pieniądze wszystkiego nie załatwią, nie są rozwiązaniem każdej sytuacji, którą los przyniesie. Ale świadomość możliwości pomocy najbliższym (nie tylko pieniędzmi, ale również czasem, który możesz zyskać rezygnując z pracy bez konsekwencji finansowych) daje naprawdę wiele.
– usunięcie ze słownika słowa „zazdrość”. Widząc nowe auto sąsiada, które kupił za 150.000 zł nie myślę w kategoriach „skubany! Skąd on wziął na to kasę? Niech poczeka – za rok kupię nowszy model!”. Jestem raczej zaskoczony tym, że ktoś woli tygodniowy strzał adrenaliny, miesiąc szpanu i pół roku sąsiedzkich plotek na swój temat, a do tego 5 lat płacenia rat zamiast czegoś, co jest znacznie cenniejsze: środków na kilkuletnie utrzymanie swojej rodziny, lub jeszcze lepiej: inwestycji, która będzie przez lata pęczniała i będzie bardzo ważnym budulcem tego, o czym piszę w kolejnym punkcie…
Etap 4. 100% wolny, czyli… etap jeszcze nieznany, bardzo pożądany 🙂
Kilkakrotnie już zaznaczałem, że nie lubię wypowiadać się w tematach, o których nie mam bladego pojęcia. I mimo, że nie jestem ekspertem w każdym temacie i czasami nieco „popłynę” (wtedy najczęściej sprowadzacie mnie na ziemię, za co serdecznie dziękuję!), to tym razem zostawię sobie otwartą furtkę. Etap 4 jest przede mną, i chociaż mam pewne wyobrażenie tego, co wtedy będzie się działo, to na razie jest to w sferze planów (nie marzeń! Konkretnych, zdefiniowanych planów!), więc przybliżenie Ci ostatniego etapu na drodze do wolności też sobie zaplanuję na przyszłość…
A może Ty mnie zaskoczysz? Może już osiągnąłeś ten etap i z rozbawieniem czytasz moje zapiski z drogi, którą sam już pokonałeś? Jeśli przypominam Ci samego siebie sprzed lat, szukającego optymalnych rozwiązań i planującego przyszłość, to zechciej się podzielić z czytelnikami swoją wersją brakującego, 4-ego etapu na drodze do niezależności finansowej. Drodze, która jet o tyle wyjątkowa, że zwykle pokonywana samodzielnie, bez mentora wskazującego właściwy kierunek. A fakt, że fizycznie i mentalnie rozwijamy się znacznie szybciej, niż nabywamy tak potrzebną w życiu wiedzę finansową sprawy nie ułatwia…
[poll id=”8″]
Na koniec jedna, drobna refleksja. Uważam, że niezmiernie ważne jest przejście przez poszczególne etapy (przynajmniej od 2 wzwyż). Pomijając fakt, że szybki skok z samego dołu na szczyt jest niezwykle rzadkim scenariuszem (wygrana w loterii? Spadek?), to najczęściej nie trwa zbyt długo. Nie wspomniałem o tym, ale przecież upadek o stopień czy dwa również jest możliwy i nader częsty u osób, które wzbogaciły się z dnia na dzień. Dopiero wkładając ogrom pracy w pokonanie kolejnych schodków sprawia, że docenisz to, co masz. A dzięki temu masz olbrzymią szansę utrzymać zdobytą pozycję. Czego serdecznie Ci życzę!
PS Jeśli przez przypadek zapomniałeś do tej pory „polubić” mnie na facebooku, zapraszam do nadrobienia zaległości 🙂
Hej Wolny!
Ja jestem na 2 etapie ; zacząłem w maju tego roku. Jest ciężko, ale bojowo! 🙂
Pozdrawiam
Cześć, no i jak wrażenia po pierwszym półroczu? Widać efekty? Czujesz, że idziesz do przodu? Odczuwasz któreś z zalet, które opisałem?
U mnie efekty o których piszesz pojawiły się już po pierwszym miesiącu. Teraz, po prawie trzech jest już świetnie, a myśląc o kolejnych trzech miesiącach w tym stylu – buzia sama się cieszy.
Miło patrzeć jak stan naszego konta oszczędnościowego rośnie. Po prostu miło 🙂
Brawo Gosiu. Sama widzisz, że „wystarczy” nieco motywacji połączonej z nieustanną, ciężką pracą i efekty murowane!
Hej, ja też już pół roku na etapie drugim. Na szczęście jestem młody i pracuję dopiero półtora roku, więc dużo czasu nie zmarnowałem, ani kredytu żadnego łatać nie musiałem. Czytając Twojego bloga utwierdzam się w przekonaniu, że postępuję dobrze ze swoimi finansami. Pozdrawiam i powodzenia!
Gratuluję, że już na początku swojej drogi masz tak dobrze „poukładane” 🙂 Oby tak dalej!
Cześć
Ja jestem na etapie 3. Zacząłem 5 lat temu, obok pracy na etacie założyłem działalność gospodarczą, pospłacałem kredyty, zbudowałem solidny fundusz awaryjny(aktualnie mam sumę pięciocyfrową),, odkryłem minimalizm- najważniejszy jest mój wolny czas, a nie gadżety, jak dobrze pójdzie za 5-8 lat będę mógł zostać rentierem. Nie boję się zwolnienia z pracy, żyję na finansowym luzie- serdecznie polecam:)
Pozdrawiam
Hej Grzegorz !
Ja też odkryłem minimalizm…
Dzięki minimalizmowi i dzięki obranej drodze do finansowej niezależności z pogodą patrzę w przyszłość, chociaż na razie jest bardzo ciężko, nie wiadomo którą dziurę łatać 🙂
Ale przekonanie, że to stan przejściowy – bezcenne 🙂
Hej Krzysztofie!
Najważniejsze, że nastąpiło u Ciebie przebudzenie- cieszę się bardzo, u mnie na początku też było ciężko, pozbyć się balastów- kredytów, zbędnych rzeczy, toksycznych znajomości- ludzi nastawionych tylko na rzeczy, bezmyślną zabawę i szpan. Najważniejsze by zrozumieć, że rodzina, wolny czas spędzony z przyjaciółmi, z książką, czy w lesie, bez strachu o zwolnienie z pracy, niemożność spłacenia kolejnej raty kredytu to się liczy, a nie kolejne gadżety, które kupione bardzo szybko tracą swój. Powodzenie na Twojej drodze.
Pozdrawiam
Zaraz zaraz… czy przypadkiem to nie deklaracja jednego z czytelników, że można osiągnąć niezależność finansową w 10-13 lat pracy, i to od etapu typowego „zakredytowanego” konsumenta? Oczywiście, że tak! Bardzo się cieszę, że napisał to kto inny, a nie ja! Potwierdzam – plan jak najbardziej realny, wymagający odpowiedniego podejścia i ciężkiej pracy, która zapewne nie jest Ci – Grzegorzu – obca. Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś na drodze do naszego wspólnego celu 🙂
Masz rację Wolny, nie ma dróg na skróty, żaden spadek, żadna wygrana w totolotka tylko praca w moim przypadku to etat plus własna działalność gospodarcza-czasami jest ciężko- ale mogę odłożyć miesięcznie 2-3 tysiące. Ale zarabianie pieniędzy to nie wszystko trzeba tylko dobrze zdefiniować swoje potrzeby.- Moje to takie, że nie potrzebuję nowych, drogich i modnych rzeczy, nie chcę harować, żeby kupić sobie dom(wystarczy mi 80 metrowe mieszkanie- już spłacone), nie chcę nowego samochodu- wystarczy mi używany, nie potrzebuję smartfona wystarczy zwykłą nokia itd,. Za to chcę mieć czas, coraz więcej czasu na rodzinę, czytanie książek, chodzenie po lesie. Nie chcę stresu, lęku o utratę pracy, nie potrzebuję nikomu nic udowadniać i takie tam:)
Pozdrawiam i wierzę że nam się uda- na pewno mamy więcej szans niż większość.
Trafiłeś w sedno – w końcu nie chodzi o powstrzymywanie się od zakupów! Chodzi o to, żeby kupować to, co naprawdę wartościowe – swój czas. Na takie zakupy chodzę regularnie i wiem, że to się opłaci. A że pod koniec miesiąca na głównym koncie pustki… no cóż – całe miesiące (co ja mówię – lata!) czasu leżą na rozmaitych trudno dostępnych kontach 🙂
hej 🙂
Niedawno trafiłem na tego bloga ale coś czuje że zostanę tu na dłużej.
Miło jest poczytać komentarze ludzi którzy myślą podobnie jak ja. Daje to potwierdzenie że moja droga jest słuszna i doprowadzi mnie do upragnionego celu.
Zawsze uważałem że od lepszego telefonu* / samochodu* (*można wstawić dowolną materialną rzecz która przez niektórych jest uważana za wyznacznik statusu ) lepsza będzie „poduszka finansowa”, zapasowy kapitał który pozwoli nie martwić mi się nieprzewidzianymi wypadkami.
Myślę że spokój psychiczny i częściowa chociaż niezależność jest więcej warta niż wszystkie gadżety…
Zawsze dobrze jest znaleźć potwierdzenie swoich poglądów u innych 🙂
Cieszę się, że mnie znalazłeś – Twój blog pamiętam jeszcze z czasów, kiedy nawet nie przypuszczałem, że kiedyś sam zacznę pisać!
Pozdrawiam – chyba nie muszę pisać, że w pełni zgadzam się z tym, co napisałeś 🙂
Grzegorzu!
Niestety, muszę zaoponować/rozczarować. Dysponując kwotą pięciocyfrowa (przyjmijmy optymistycznie 99 tys.) i odkładając miesięcznie 2-3 tys. (przyjmijmy nawet i 3) – nie da się stać się rentierem w okresie 5-8 lat.
No, powiedzmy mikrorentierem – miesięcznie nienaruszając kapitału i należnych mu inflacyjnych odsetek dostaniemy po 8-miu latach ok. 670zł. Dla jednej osoby przy zastosowaniu metody „zęby w ścianię” tudzież nić żyje minimalizm w wersji hard core – wystarczy, dla większej ilości osób – już nie.
Niemniej – kierunek słuszny.
Ok – wszystko się zgadza i ja również uważam, że plan jest bardzo ambitny. Ale nie uwzględniłeś jednego: wzrostu zarobków, nieprzejedzonych premii i dodatkowych dochodów, a także udanych decyzji inwestycyjnych (nieudanych oczywiście też nie 🙂 ). Grzegorz pisze o stanie na dzisiaj – skoro już teraz jest w tak dobrej sytuacji, że bez problemu może sobie pozwolić na odkładanie 2-3 tysięcy miesięcznie, może za rok-dwa będzie to kwota dwukrotnie wyższa? Zapewniam, że to możliwe!
I jeszcze jeden punkt – dla niektórych ambitne plany to dodatkowa motywacja do działania, która daje „paliwo” do jeszcze cięższej pracy. Oczywiście dobrze jest co jakiś czas (co roku?) aktualizować te plany w oparciu o aktualne dane finansowe, żeby nieco „urealnić” sytuację.
Zapewne masz sporo racji. Jednak z drugiej strony mogą wystąpić nieco czarniejsze scenariusze. (Te bardzo czarne pomijam)
Np.: „chwilowa” przerwa w pracy, czyli bezrobocie; kryzys we własnym interesie i niższe dochody; kłopoty zdrowotne (praca na dwa etaty na dłuższą metę to sprawa mocno dyskusyjna, rzecz jasna dużo zależy od charakteru tych prac).
W każdym razie ja tam zawsze „księguje: to, co jest na chwilę obecną, a nie zyski spodziewane. (Fakt, że w ostatnich latach niedoszacowywałem wpływów do mego domowego budżetu.)
Sumy dwu lub trzykrotnie wyższych zarobków czy poziomu odkładanych pieniędzy brzmią dla mnie jak mżonki. Chciałbym w te mżonki uwierzyć, a jeszcze bardziej pożądam ich spełnienia. :-).
Te negatywne scenariusze również mogą się spełnić, ale jednak dla człowieka nastawionego pozytywnie, mającego jasno określoną wizję przyszłości i dążącego do niej chyba bardziej prawdopodobne są pozytywne wersje wydarzeń.
Nie chcę się chwalić (chociaż może po raz kolejny to zrobię), ale na przestrzeni kilku ostatnich lat moje zarobki (oraz regularnie odkładane kwoty) uległy kilkukrotnemu wzrostowi – jest to możliwe. W Polsce. Bez znajomości. Na stanowiskach specjalistycznych – nie kierowniczych czy managerskich. Bez pracowania na kilka etatów. Można i już 🙂
Ten etap drugi nie pracuje. Nigdy nie miałem długów, bo nie mam tyle pieniędzy i kupuję zawsze za gotówkę. Ale znam ludzi, kupujących tylko na kredyt i wiedzie im się lepiej niż mnie. Dlatego mogę śmiało powiedzieć, że pozbycie się kredytów to zła droga.
Potem masz problemy. Niedawno chciałem otworzyć konto w pewnym znanym sklepie i nie uwierzysz, zostało mi odmówione.
A wiesz dlaczego? Bo nigdy nie zaciągałem kredytów i nie są w stanie sprawdzić mojej wiarygodności.
Dlatego dobrze jest mieć kartę kredytową, spłacaną na czas (!). Wyrobisz sobie wiarygodność w banku.
W ogóle hasło: życie bez kredytów jest szczęśliwsze jest nieporozumieniem. Kredyt [tak jak alkohol] jest dla ludzi tylko trzeba wiedzieć jak z niego korzystać. Idiotów gotówka nie uratuje – mądremu kredyt nie zaszkodzi.
Ja na szczęście nie potrzebuję wiarygodności w bankach jako pożyczkobiorca, więc argument do mnie osobiście nie przemawia. Czy naprawdę bank odmówi kredytu hipotecznego przez brak historii kredytowej? Nie wydaje mi się – raczej chodzi o karty kredytowe, kredyty konsumenckie i tego typu produkty.
Piszesz, że wszystko jest dla ludzi – również kredyt. Odpowiem tak: w skali jednostki ważniejsze od samego faktu wzięcia kredytu jest to, na co jest on przeznaczony. Zwykle służy do (zbyt łatwego) zaspakajania zachcianek i tu tkwi problem. Ale w skali globu jest jeszcze gorzej. Bo czy to nie kredyt był głównym motorem napędowym wykreowania wirtualnego pieniądza i sztucznego drukowania kolejnych zer bez pokrycia?
Odmówić to nie, ale mając pozytywną historię kredytową łatwiej dostaniemy kredyt na lepszych warunkach.
Lepiej mieć coś takiego niż nie mieć – szczególnie, że nic to nie kosztuje.
Poza tym nigdy nie mów nigdy – może się zdarzyć, że kredyt będzie potrzebny [np. kwestie zdrowotne].
Kredyt to umowa – a dobrowolna umowa między 2 osobami jest zawsze korzystna gospodarczo.
Masz rację: kredyt jest jak alkohol; cały czas wydaje ci się, że wszystko masz pod kontrolą, aż tu nagle, nie wiadomo jak i dlaczego, siedzisz w kółeczku i się przedstawiasz: „na imię mam Jasio i jestem alkoholikiem….” 🙂
dobre 🙂 Chociaż muszę stanąć w obronie Jasia – czasami mu się obrywa, a wynika to głównie z jego „wyjątkowości” względem większości czytelników tego bloga. Jasio – nie odbieraj takich przytyków osobiście. Zresztą na pewno wiesz, że jesteś wyjątkowym czytelnikiem. Swoją drogą – zechciałbyś się podzielić, czemu czytasz mojego bloga, mimo że w niemal każdej kwestii nasze poglądy są odmienne? Czy wynosisz coś pozytywnego z wpisów, czy może lubisz merytoryczne dyskusje, a może sam prowadzisz krucjatę pod tytułem „minimalizm to zło wcielone”?
Dlaczego miałby brać do siebie tego, że komuś alkohol kojarzy się wyłącznie z alkoholizmem ? To chyba nie ja mam tu problem.
A czytam, bowiem lubię szukać luk w rozumowaniach. Ot, takie małe hobby.
Ależ się uśmiechnęłam szeroko to czytając-zgadzam się w pełni z tą ciętą ripostą;-)pozdrawiam
Zaraz zaraz Sylwek – skąd wiesz, że tym ludziom wiedzie się lepiej niż Tobie? Masz wgląd do stanu ich finansów, do ich wartości netto, czy może tylko widzisz to, co materialne, czym się otaczają i czym chwalą?
Druga sprawa – co to za znany sklep i od kiedy w sklepach otwiera się konta? Czy to przypadkiem nie była jakaś karta kredytowa czy podobny produkt, który dają klientom niemal „na twarz”, o ile tylko są już kredytobiorcami i spłacają raty bez opóźnień?
Hej,
Udało mi się, drugi miesiąc z rzędu, oszczędzić zawrotne 66% przychodu! Gdyby nie to że skala jest bardzo niewielka (przychód = kieszonkowe i drobne prace) to pewnie mógłbym znaleźć się na etapie trzecim, a niedługo później – czwartym. Puki co musze zadowolić się dwójką, bo gdybym musiał zamieszkać na swoim to przeżyłbym może z miesiąc. Ale zawsze jest nadzieja że po „magicznej osiemnastce” znajdę jakieś sensowne zajecie. Bo student coś jeść musi, a vifony i parówki z czajnika darmowe nie są. Pozdrawiam,
D.
To dobrze że nie naginasz rzeczywistości i nie wykorzystujesz swojej wyjątkowej sytuacji do wmówienia sobie, ze jesteś o krok wyżej 🙂 Trzymam kciuki za zebranie kwoty wystarczającej nie tylko na vifony i parówki, ale też na spełnienie rowerowo-podróżniczych marzeń, które – o ile dobrze pamiętam – masz bardzo ciekawe.
D. – jesteś pewnie najmłodszym, stałym czytelnikiem tego bloga, który na dodatek już w tym wieku ma „łeb na karku”. Pewnie się powtarzam, ale co tam – jesteś skazany na sukces! Zaczynając w tak młodym wieku, wyrabiając sobie od razu takie nawyki, musisz zwyciężyć! Jak tylko będziesz miał taką możliwość, popracuj jeszcze nad drugą stroną medalu (maksymalizacją przychodów) – chociaż znając Ciebie wiem, że nie muszę Ci tłumaczyć tak oczywistych rzeczy.
Jestem bardzo, ale to bardzo ciekawy jak dalej potoczy się Twoje życie… mam nadzieję, że będziesz się z nami dzielił kolejnymi etapami. W każdym razie – ja trzymam kciuki!
Wolny ma rację, ja zacząłem swoją drogę grubo po dwudziestce, zazdroszczę Ci, że tak wcześnie zacząłeś myśleć o niezależności finansowej- masz o wiele większe szanse na sukces. Ja do pewnych rzeczy musiałem dojrzeć- chociaż nie żałuję tych lat spędzonych na bezmyślnym trwonieniu zarobionych pieniędzy- każde doświadczenie w życiu jest cenne. Pozdrawiam
Dziękuję Wam za ciepłe słowa. Bardzo chciałbym osiągnąć sukces, ale od dnia w którym zacząłem zwracać uwagę na politykę/ ekonomię stale słyszę tylko jedno słowo – kryzys. Do tego te pesymistyczne nastroje wśród rówieśników – przecież wszyscy skończymy „na zmywaku” w Anglii! 😉
Obyście się z tym sukcesem nie mylili 🙂
Pozdrawiam
Jeśli zwracasz uwagę na to, co twarze kłębiące się przy korycie krzyczą do mikrofonów – nic dziwnego… zresztą ten mityczny „kryzys” dla wielu jest wręcz idealną wymówką dla ich nieudolności.
Nie patrz na innych, nie równaj w dół, znaj swoją wartość. Pracuj nad sobą i nie zachłyśnij się „dobrobytem”, kiedy go dotkniesz. Proste 🙂
No właśnie Jasiu. Masz rację.
Planuję kupić sobie domek, ale nie za gotówkę, tylko na kredyt.
Obliczyłem że cena domów idzie szybciej w górę niż ja mogę odłożyć.
A gdzie tak szybują ceny domów? Jesteś pewien, że to nie marketing deweloperów lub sztuczne zawyżanie cen ofertowych?
Pomijając to – kredyt kredytowi nierówny – taki hipoteczny ma najmniejszą „szkodliwość”, a patrząc przez pryzmat jednostki – często jest optymalnym (hmmm – a może tylko jedynym możliwym?) rozwiązaniem.
Tak, kredyt hipoteczny to chyba jedyny kredyt, jaki opłaca się zaciągnąć.
Wtedy można żyć jak nasz kolega Jeff.
Hmmm…
Gdybym sobie wmówił, że „chcę” to byłbym na etapie 4
Wszelako zupełnie świadomie jestem i chcę pozostać na etepie 3
Jakkolwiek mógłbym – z finansowego punktu widzenia – żyć bez pracy to mimo wszystko nie chcę…
Dlaczego?
Chyba skrzywdziłbym siebie i co dużo ważniejsze, swoim przykładem skrzywdziłbym dzieci. Obawiam sie, że patrząc na „tatę-próżniaka” żyłyby w przekonaniu, ze „złoto da sie wypłukać z powietrza”.
Hej Roman
Skrzywdziłbyś dzieci gdybyś spełniałbyś wszystkie ich zachcianki bo byłoby Ciebie na to stać. A co do próżniactwa-można nie pracować a się realizować- np. jako wolontariusz- najważniejsze jest to że nie musisz tylko chcesz
Pozdrawiam
Grzegorzu,
Mimo wszystko wolę, żeby moje dzieci widziały, ze pieniadze biorą sie z mojej – no, może nie codziennnej – pracy, niż żeby wyrobiły w sobie przekonanie, że pieniądze biorą się z konta w banku 🙂
Jakkolwiek miałem przyjemność poznać sporo osób wolnych finansowo to jednak niewiele spośród nich OSOBIŚCIE angażowało się społecznie. Większość wolała do tego celu angażować swoje pieniądze…
Sam jeszcze nie wiem jak to rozwiążę, ale już teraz jak najbardziej rozumiem Twoją potrzebę dawania dzieciom dobrego przykładu i przekazywania im zasad rządzących tym światem. W końcu – z tego, co pamiętam – chcesz im dać wędkę, a nie rybę, prawda? Myślę więc, że praca, którą wykonujesz idealnie się do tego nadaje.
Dobrze pamietasz 🙂
Hmmm – chyba nigdzie nie napisałem, że etap 4 to życie bez pracy? W nim chodzi właśnie o całkowitą opcjonalność pracy i możliwość wykonywania takiej, która jest niekoniecznie najbardziej dochodowa; która daje satysfakcję, a nie tylko pieniądze; która jest wykonywana w racjonalnym czasie (8h dziennie + dojazdy nie łapią się na moją definicję „racjonalności”).
Także mimo wszystko – jako kapitan na tym okręcie – muszę Cię zakwalifikować do 4 etapu – a dodatkowo otrzymujesz medal z ziemniaka za to, że nadal stąpasz twardo po ziemi. Pozdrawiam.
Nigdzie. Niestety – chcemy czy nie – tak właśnie powszechnie odbiera sie ten etap „wolności finansowej” 🙁
Swoją drogą, ciekawe byłoby inne podejście…
Założyć z góry, że jest się wolnym finansowo i ,ze wszystkie nasze działania służą utrzymaniu tej owlności, a nie dązeniu do niej 😀
Drogi (nie sensie, że „nie-tani”) Wolny,
Dwa artykuły temu napisałem, że jest to jeden z najlepszych Twoich wpisów. Ten – jest najlepszy. Mówię to szczerze i zdecydowanie.
Wolny- inspirujesz do działania! Jesteś w tym bardzo dobry, nie przestawaj.
Twój fan i czytelnik,
Piotrek
PS- jestem szczęśliwym 3-etapowcem 🙂
Piotrze, dziękuję za tak przychylną „recenzję” 🙂 Mi samemu na tym etapie ciężko obiektywnie ocenić swój wpis – czasami wydaje mi się, że to jest strzał w dziesiątkę, a ilość odwiedzin i komentarzy nie powala. Innym razem świetnie radzi sobie przeciętny (w moim mniemaniu) wpis. Nawet mój nadworny recenzent, bez którego opinii światła dziennego nie ma prawa ujrzeć żaden nowy tekst (tak – mam na myśli moją żonę :)) od dłuższego czasu ma każdorazowo tylko kilka uwag, a zdania „to się nie nadaje – musisz to mocno przerzeźbić” nie usłyszałem już od dawna! Także to wy – czytelnicy – jesteście teraz jedynymi obiektywnymi recenzentami!
Jeśli chodzi o „nie przestawaj”, to… nie mam zamiaru, chociaż coraz częściej dochodzę do wniosku, że BARDZO ciężko pogodzić pracę zawodową na cały etat i tworzenie profesjonalnego bloga (może trochę go przeceniam, ale znowu nie tak bardzo 🙂 ). To naprawdę 1,5 etatu, który ciągnę od dłuższego czasu. Widzę, że zabiera to sporo czasu, który mógłbym przeznaczyć rodzinie i jedynie Wasze pozytywne reakcje, zwierzenia i dowody użyteczności moich wpisów motywują mnie do dalszego pisania.
Ja jestem na 2 etapie.Szukałam inspiracji i jestem wierną czytelniczką Twojegi bloga i bloga Michała z jakoszczedzacpieniadze.pl.Zarabiam od początku mojej drogi zawodowej sporo,ale im więcej zarabiałam tym większe-o zgrozo!-były moje długi….teraz rozpisany plan spłaty-zabrałam się za to miesiąc temu i juz spłacona jedna karta kredytowa;-)mała rzecz a cieszy;-)Dziękuję-zamierzam radykalnie zmienić swoje życie,Niepokój jaki towarzyszy każdej zbliżającej się racie doprowadzał mnie do szału….
Nie zazdroszczę sytuacji, ale najważniejsza jest świadomość, którą zyskujesz i praca, która na pewno zaprocentuje.
Szczerze powiem, że nigdy nie odczuwałem lęków, o których piszesz, a których temat sam często poruszam na blogu. Znam je jedynie ze zwierzeń i opowiadań znajomych, a także domyślam się ich powagi na podstawie zwykłych kalkulacji. Mi samemu ręce zaczynają się pocić na samą myśl o znalezieniu się w sytuacji, kiedy balansuję na krawędzi i żyję od 1ego do 1ego… a wtedy chyba wystarczyłby jeden list z banku w sprawie naliczenia odsetek od spóźnionej spłaty karty i zawał murowany…
Wiem, że się powtórzę, ale znalezienie się na poziomie 3 daje NIESAMOWITY spokój i ucina wszelkie stresy związane z finansami. Mi osobiście ciężko byłoby te zalety przecenić – wiem, że dzięki nim powinienem znacznie dłużej cieszyć się zdrowym ciałem i umysłem.
Cześć Wolny
Nie wiem w jakim wieku jesteś,ale jako osoba bardzo doświadczona, musze Ci przyznać,że bardzo trafnie poszczególne etapy życia opisałeś.Ja mogę powiedzieć,że modelowo je zgodnie z Twoim opisem w blogu wszystkie przeszedłem.Teraz jestem już na etapie czwarym,z jedynym wyjątkiem,że nic nie odkładam,a często z oszczędności muszę dobierać.Ale niebawem,moje dochody wzrosną o połowę,więc z jednym punktem twojego blogu , do poziomu trzeciego wrócę.Chyba nie będę tak jak teraz miał łatwości odmawiania,bo będę wiedział na co mnie stać.A teraz nie pracuję,ale robię to co lubię,.Siadam o 9 rano przed kompem i tracę albo zarabiam pieniądze na giełdzie.Pozdrawiam
I mamy kolejną „czwóreczkę”! Chociaż – jeśli codziennie rano siadasz o 9 rano do komputera i przez czas trwania sesji zarabiasz/tracisz, to jest niebezpiecznie bliskie do prowadzenia dość zajmującej działalności gospodarczej 🙂
Zasada nr 1. Nigdy nie bierz kredytów konsumpcyjnych. Jeżeli nie masz wystarczającej ilości środków to znaczy, że na dany towar lub usługę cię nie stać.
Podpisane: generalny komitet samopomocy przy centrali http://www.wolnymbyc.pl
Całkiem zgrabnie napisane, choć myślę, że wielu nie odnajdzie się w żadnym z etapów. Ja na ten przykład jestem gdzieś pomiędzy etapem 2 i 3, ale nie spełniam definicji żadnego z nich. Nigdy nie miałem kredytów konsumpcyjnych, ale oszczędzam bardzo dużą część dochodów. Mimo to, moja wartość netto wg własnej metody liczenia jest ujemna (zaciągnięty kredyt hipoteczny zaliczam do pasywów, ale wartości mieszkania nie dopisuję do aktywów) i taka pozostanie jeszcze jakiś czas. Mimo wszystko, ceteris paribus, już za około 10-13 lat planuję dojście do etapu 4.
Zdaję sobie sprawę, że warunki które opisałem nie są żadną wyrocznią i nie każdy będzie w stanie się jednoznacznie „zaszeregować”. Ale z drugiej strony – to kolejny głos mówiący, że wystarczy kilkanaście lat do osiągnięcia niezależności finansowej 🙂
Witam serdecznie,
To mój pierwszy komentarz tutaj – chciałbym się podzielić kilkoma doświadczeniami z własnego podwórka.
Przed trzema laty postawiłem wszystko na jedną kartę powodowany chęcią zmiany, zainspirowany lekturami (min.Tima Ferrisa) i zostawiłem dobrze płatną pracę w średniej wielkości przedsiębiorstwie na rzecz własnej działalności.
Po tym czasie stwierdzam że była to najlepsza decyzja w moim życiu (choć oczywiście wszyscy dookoła – poza żoną z którą tę decyzję podjęliśmy i najbliższym przyjacielem, który mnie wspierał, pukali się w czoło).
Pierwsze kilkanaście miesięcy to był permanentny stres – czy utrzymam rodzinę, czy mi się uda – spłacaliśmy już wówczas kredyt za mieszkanie – nachodziły mnie wątpliwości rozwiewane na szczęście przez przyjaciół i żonę. Pojawiły mi się pierwsze siwe włosy nawet (mam 34 lata).
Później się ustabilizowało na jakiś czas ale:
Własna działalność początkowo dała mi dużą swobodę i wolność w planowaniu czasu, byłem zachwycony tym, że jestem panem swojego losu a dodatkowo zarabiam znacznie więcej niż „na etacie”. Mogłem sobie pojechać w góry w środku tygodnia, dziecko zachorowało – nie ma problemu przecież mogę z nim posiedzieć w domu itd.
Niestety po czasie odkryłem też drugą stronę – w mojej pracy nie da się utrzymać „status quo” – muszę ciągle pracować i rozwijać siebie i firmę żeby pozostać na rynku. A to oznacza więcej pracy, wyjazdów, obowiązków i stresów… Oczywiście nie zamieniłbym się i nie chciałbym wracać do poprzedniego stanu, niemniej jednak pracując dla kogoś było „spokojniej”.
Trudno mi zdefiniować na jakim etapie jestem – bo np. mogę powiedzieć że mam odłożone pieniądze jako poduszkę finansową – ale są to środki płynne których w razie potrzeby używam do przeprowadzenia różnych transakcji w firmie więc tak na prawdę to nie jest żelazny zapas (a i dodatkowo podlega ryzyku), zainwestowałem na rynku kapitałowym – na razie z powodzeniem ale tu ryzyko jest zawsze. Zainwestowałem też trochę w nieruchomości – tu trudno przewidzieć zysk bo to inwestycja bardzo długoterminowa ale jestem dobrej myśli.
Z tych nietrafionych rzeczy to kredyt we frankach – wzięty w 2007 roku gdy CHF kosztował 2,4. Z mieszkania jesteśmy bardzo zadowoleni, z kredytu mniej – no ale liczyliśmy się z ryzykiem i wiedzieliśmy że tak może być – nikt nas nie naciągał – choć faktycznie w banku naciskano na franki bo przecież najtaniej.
Co do kredytów to zgadzam się z przedmówcami – unikam zdecydowanie – jedyne na co się decydujemy w przypadku konieczności większych zakupów to szukamy rat 0% żeby nie angażować gotówki, która może w tym czasie zarobić na siebie. To często ogranicza możliwość zakupów ale z kolei nic nie kosztuje.
i taka ciekawostka – jak człowiek miał mniej pieniędzy to nikt z banku nie dzwonił – teraz mam średnio 3-4 telefony tygodniowo z ofertami kredytów, lokat, itp i nie mogę sobie odmówić przyjemności rozmowy ze sprzedawcą tylko po to aby mu na końcu podziękować i odmówić.
Generalnie nie myślimy o tym żeby zostać szybko rentierami bo nasze prace nam się bardzo podobają i nie chcielibyśmy niczego zmieniać ale myślimy aktywnie o zabezpieczeniu na przyszłość – nie licząc na za bardzo na OFE czy ZUS, stąd nasze inwestycje. Pewnie że będę chciał mniej czasu kiedyś przeznaczać na pracę a więcej dla siebie i rodziny ale do tego etapu jeszcze nie dojrzałem chyba bo póki co moja praca „mnie kręci” i poświęcam jej aktualnie naprawdę sporo czasu tłumacząc to sobie oczywiście koniecznością trzymania ręki na pulsie.
Jeszcze krótko o minimalizmie – oboje z żoną zgadzamy się z założeniami tejże filozofii – niektóre jej aspekty wdrożyliśmy nawet u siebie (posiadanie mniejszej ilości rzeczy, rozsądne zakupy – droższe rzeczy ale dobrej jakości i trwalsze, itd.) to jednak trudno mi się uwolnić od pewnych „zachcianek” – np smartfon, fakt że wykorzystuję go do pracy i to intensywnie, podobnie jak tablet itd – ale to raczej takie tłumaczenie siebie – bo pewnie spokojnie mógłbym się bez nich obejść – ale nie chcę 😉 bo lubię.
Przepraszam za zbyt długi komentarz, w przyszłości będzie krócej 😉
Wow – nie ma co przepraszać, to ja bardzo dziękuję, że chciałeś poświecić swój czas i podzielić się z czytelnikami swoimi doświadczeniami. Jakiś czas temu sam przekonałem się, że nic nie jest czarne lub białe – również takie decyzje jak Twoja niosą rozmaite konsekwencje. Ja też nie wiem, czy za kilka lat będę pracował na etacie – na razie jest to dla mnie wyjątkowo wygodne i wiem, że niezwykle ciężko byłoby mi generować podobne dochody – nie mówiąc nawet o czasie, który musiałbym na to poświęcić. Ale kto wie… zawód:bloger to coraz częstszy wybór, również w naszym kraju 🙂
Gratuluję opuszczenia ciepłej strefy komfortu i dziękuję za potwierdzenie, że warto to robić. Ja ostatnio również się o tym przekonałem 🙂 http://www.wolnymbyc.pl/wyjscie-ze-strefy-komfortu-spowiedz/
Nie mogłem się powstrzymać, ciekaw jestem Waszych opinii.
Czy dążąc do wolności finansowej nie jesteśmy zbyt egocentryczni? Może lepszą drogą było by budowanie silnych podstaw pod wolność finansową rodziny w kontekście kolejnego (kilku pokoleń) przekazując swoją wiedzę, zasoby i doświadczenie potomkom?
Załóżmy, że uda mi się i za 10~15 lat będę mógł robić to co chcę, kiedy chcę, z kim chcę, ale im dłużej się nad tym zastanawiam, nie jestem pewien czy właśnie tego chcę. Moim zdaniem, okres w którym żyjemy, historia oceni jako czas wielkiej redystrybucji dóbr, a mówiąc metaforycznie, właśnie teraz odjeżdża pociąg i kto nie wsiądzie może już go nie dogonić. Klasa średnia ma coraz bardziej pod górkę, eroduje i ma do wyboru albo pójść w górę, albo w dół, jeśli zniszczę zasoby przyszłych pokoleń, będą one musiały pokonywać moją drogę od początku, tylko czy będzie jeszcze jakiś pociąg?
Gdzieś kiedyś czytałem, ze ludzie biedni myślą o jak przeżyć do pierwszego, ludzie średnio zamożni myślą w perspektywie miesiącu/lat, a ludzie naprawdę bogaci planują na kilka pokoleń naprzód.
PS. Mam kolegę, którego rodzice osiągnęli wolność w okolicy 40-tki i udało im się wychować synów tak, że obaj mają taki sam plan i bardzo dobrze go realizują.
Też uważam że jest to okres redystrybucji dóbr.
Całe to zadłużenie rządów jest śmiechu warte. Przecież to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Każdy kraj jest zadłużony, ale u kogo?
Jedno jest pewne, ten cały system walut wcześniej czy później upadnie.
Właśnie czytam „the Economist”, wydany wczoraj.
Napisali tam że największą firmą inwestycyjną na świecie jest BlackRock.
Ma udziały we wszystkich największych korporacjach, takich jak Apple, Shell, Bank of America, Mc Donalds, Nestle i tak można wyliczać i wyliczać.
Ich majątek oceniany jest na 4,1 tryliona dolarów.
No i wiecie co, nigdy wcześniej nie słaszałem o BlackRock. Ktoś chce nami manipulować, i robi to bardzo dobrze.
Co o tym sądzisz Wolny? Ty jesteś autorytetem od oszczędzania.
Nie jestem pewien, co chcesz powiedzieć, ale nie słyszałeś o BlackRock pewnie dlatego, że ich obecność w Polsce jest minimalna. Ludzie ze świata finansów dokładnie wiedzą, co to za firma.
Ale ja nie jestem od finansów, dlatego nie słaszałem.
Ja potrzebuję finansów, a co dopiery być od finansów.
Dlatego odkryłem parę dni temu Wolnego żeby stać się człowiekiem od finansów.
Sylwek – ale ja też nie jestem „człowiekiem od finansów” i też nie słyszałem wcześniej o tej firmie. Wolę skupić się na lokalnych sprawach, na tym, co dotyczy mnie i mojej rodziny – tu jest klucz do niezależności finansowej dla pojedynczej rodziny. To również proponuje czytelnikom – skup się na tym, co naprawdę ważne DLA CIEBIE, nie dla całego świata. Najlepsze zmiany, które możesz wprowadzić w życie to te dotyczące Twojego najbliższego otoczenia.
Zawsze bedzie jakis pociąg w jakąś stronę…
To, że dzis marzeniem wielu jest „wolność finansowa” nie oznacza, że za 50 lub 100 lat sie to nie zmieni i, że coś innego – dziś być może abstrakcyjnego lub nawet nie do wyobrażenia sobie – nie stanie sie marzeniem wielu…
Piszesz o egocentryźmie i masz niestety rację…
Tak jak demokratyczni politycy nie potrafią myśleć z perspektywą dłuższą niz najbliższe wybory (które mogą ich zmieść z kart historii), tak i my nie potrafimy myśleć z pozycji naszych dzieci i wnuków…
A to źle, bo czubek własnego nosa był zawsze złym punktem nawigacyjnym 🙂
Hmmm…
Zauważam, ze coraz bliżej mi do „pracy organicznej”…
Do podejścia jakiem ieli Maksymilian Jackowski, Hipolit Cegielski, Dezydery Chłapowski…
Do patrzenia na siebie i Polskę (zabrzmiało nieco patetycznie…) z perspektywy nie najbliższych 5-10 lat tylko 50-100…
I nie wiem co będzie; skupiam sie na pracy nad dziećmi…
przecież Janb Zamoyski proroczo powiedział: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”
Czy rzeczywiście marzeniem wielu jest niezależność finansowa? Większość nie ma świadomości, że to w ogóle możliwe (albo naiwnie wierzy, że tylko Lotto to zapewni). A nawet, jeśli takie marzenia rodzą się w głowach gawiedzi, to żadne działania nie są podejmowane, żeby spełnić te mrzonki.
Co do egocentryzmu… czy on jest rzeczywiście taki zły? Jeśli popatrzymy tylko nieco szerzej – na najmniejszą komórkę społeczną – naszą rodzinę, to czy działania mające zapewnić dobrobyt właśnie jej nie są najlepszym, o co możemy walczyć? Oczywiście kwestia odpowiedniego nakierowania na właściwe tory dzieci czy wnuków jest szalenie ważna – ale to również może wchodzić w nieco szersze pojęcie egocentryzmu 🙂
Mieszasz egoizm z egocentryzmem. Egoizm – dbanie o własne interesy – zły oczywiście nie jest. Egocentryzm – pogląd, że” świat winien sie kręcić wokół nas” jest co najmniej śmieszny jeśli nie zły 🙂
Co do tego czy wielu masrzy o „Wolności finansowej”…
Tak wielu marzy i ogromna część z tych „wielu” na marzeniach poprzestaje (co nie zmienia faktu, że marzy)…
Masz rację 🙂 Częściowo winna telekonferencja, podczas której pisałem komentarz, próbując jednocześnie słuchać konwersacji 🙂
Masz bardzo podobną filozofię życiową do mojej. Chcę podkreślić, że minimalizm prędzej czy później zawsze prowadzi do niezależności finansowej, dlatego ma aż tylu zwolenników.
Zapraszam czytelników do mnie na http://www.nietechiny.weebly.com, gdzie z Chin piszę o minimaliźmie, szczęściu, emocjach i inspiracjach.
Ciekawe życie prowadzisz… dobrze jest mieć potwierdzenie, że to tylko kwestia wyborów i niezależnie od miejsca, w którym się znajdujemy, osiągnięcie tych samych celów jest jak najbardziej możliwe!
Masz rację, że miejsce nie ma znaczenia. Wydaje mi się, że dużo zależy od naszego charakteru.
Owszem. Wychowanie i wzorce, które otrzymaliśmy w młodości również odgrywają dużą rolę. I dlatego sam postawię na edukację finansową swoich dzieci!
Etap 3. Do czwórki raczej nie dotrę, bo… kocham moją pracę (własna działalność gospodarcza). Podobnie jak Marek nie wyobrażam sobie nic nie robić. Fakt, że sama decyduję jak ciężko i kiedy pracować jest dla mnie ważniejsze, niż „spokojny” etat u kogoś.
Własna działalność to odpowiedzialność, stresy, ale i też ogromna przyjemność. Między innymi możliwość odłożenia większych pieniędzy (raz większy, raz mniejszych-wiadomo) czy pomocy w spełnianiu marzeń/pragnień innych ludzi.
Poza tym zanudziłabym się, jakbym nie miała nic do robienia :))
Może i nadejdzie ten czas, że powiem sobie dość, czas na etap 4, ale w planach na kolejnych 10 lat nie planuję zakończenia działalności – co najwyżej zmianę branży.
Kolejny podobny komentarz… być może ja tego nie widzę, ale przecież nie napisałem, że etap 4 wiąże się z nic-nierobieniem. Wręcz przeciwnie – pisałem o tym tutaj: http://www.wolnymbyc.pl/o-co-mu-chodzi-z-ta-emerytura/
W etapie 4. chodzi o opcjonalność, o możliwość pójścia w swoim kierunku, o pracę mającą większe znaczenie dla Ciebie samej i dla Twoich bliskich. O taką, która niekoniecznie jest najlepiej płatna, ale która Cię kręci i którą możesz w każdej chwili „przehandlować” na swój czas, jeśli będziesz miała taką potrzebę lub choćby zachciankę.
Chyba każdy z nas ma swoje prawdziwe lub też nie wyobrażenie tej „wolności finansowej”. I faktycznie, nie napisałeś, że to nic nie robienie… Jednak większość tych, którzy marzą o dużej kasie wyobrażają sobie, że będą dzięki niej mogli nic nie robić/nie pracować, leżeć na plaży, popijać drinki :)) I moje pierwsze skojarzenie też było takie, choć jak widać nie tylko moje.
Jak widać pomyślałam tutaj dość stereotypowo lub jak w piosence pewnego pana:
„Nic nie robić, nie mieć zmartwień
Chłodne piwko w cieniu pić
Leżeć w trawie, liczyć chmury
Gołym i wesołym być”. 😉
Czyli wychodzi, że jestem na końcu etapu 3, początkiem 4…
dla mnie nic nie robienie byłoby destrukcyjne – ja potrzebuję różnych bodźców, które obecnie zapewnia mi własna firma.
Jedyną sytuacją jak na razie, w której jestem sobie w stanie wyobrazić siebie niepracującego (zakładając że osiągnąłem już status finansowy na to pozwalający) to moment w którym odkryję w sobie pasję do czegoś – ale taką prawdziwą, nie hobby czy zainteresowanie tylko pasję której poświęciłbym naprawdę dużo.
Znam ludzi, którzy mają taką prawdziwą pasję (niewielu ale jednak) i im praca ewidentnie przeszkadza w jej realizowaniu 😉
Wówczas byłbym chyba naprawdę szczęśliwym człowiekiem (choć za takiego uważam się obecnie będąc tym kim jestem na obecnym etapie życia w otoczeniu które sobie współtworzyłem). Oczywiście nie wszystko jest idealne ale nie narzekam.
Marek – dziwne było, gdybyś nie potrzebował bodźców i aktywności. To jedna z oznak zdrowia i normalności 🙂 ja nawet leżenia pod palmą sobie absolutnie nie wyobrażam!
Niestety, sam na początku swojej drogi miałem taką stereotypową wizję siebie na leżaku pod palmą z drinkiem w ręku 🙂 często właśnie takie jest pierwsze skojarzenie, prawda? Ale wiem, że nie zniósłbym chyba dłużej niż tydzień takiego słodkiego nic-nierobienia. I chyba nikt ambitny i potrzebujący stymulacji i poczucia sensu tego, co robi by nie wytrzymał.
Mi ciężko określić na jakim etapie się teraz znajduje, bo kredyt hipoteczny dopiero przed nami. Oszczędzamy jak możemy około 40% miesięcznie, ale wiem, że nasze oszczędności niebawem się zmaterializuja i zaczniemy od początku.
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Czy zakładając możliwość uzyskania niezależności finansowej w kilkanaście lat, to nie jest trochę tak, że czas w którym jesteś najbardziej potrzebny rodzinie spędzasz na pracy na 1,5 etatu? Za kilkanaście lat Twoja córka będzie nastolatka i spacery po lesie mogą ją średnio interesować. Czy na pewno będziesz miał w przyszłości jakieś pasję, które będą wypełniać Twój dzien i sprawiać Ci radość?
Pytam z perspektywy matki, która ciągle musi wybierać między byciem dobrym pracownikiem a byciem dobra mama. Tu zawsze któraś strona cierpi.
Zastanawia mnie to także z innego powodu. Mój tata w tym roku przeszedł na emeryturę. Ma obecnie 56 lat i po pól roku cieszenia się wyczekana emerytura szula sobie jakiejś pracy. I zupełnie nie z powodów finansowych. Po Prostu to o czym marzył, że będzie robił jak doczeka emerytury juz nie jest dla niego, już go nie cieszy, brakuje mu zdrowia i sił. Czy nie obawiasz się tego?
Rozumiem, że odnosisz się do mojej deklaracji o spędzaniu 0,5 etatu na blogowanie? No cóż – jest to zupełnie opcjonalne i nie przyniesie mi niezależności finansowej. Jeszcze niedawno sporo mogłem zrobić w godzinach pracy, bo miałem tyle faktycznej pracy, co kot napłakał. Po zmianie pracodawcy nie mogę sobie na to pozwolić i między innymi stąd zmniejszenie częstotliwości wpisów. Staram się też zrobić ile mogę, kiedy moje dziewczyny już śpią. Ale nie mam zamiaru poświęcać wspólnej wycieczki czy ogólnie – spędzonego czasu z rodziną – w imię jakichś „wyższych celów”. Dlatego nie jestem w stanie powiedzieć, jak w przyszłości będzie wyglądał ten blog. Bardzo chciałbym to kontynuować, bo mój zasięg stopniowo wzrasta i zaczynam dostrzegać coraz większą siłę tego, co robię. Mobilizuję wielu z Was do działania i zrobienia czegoś pozytywnego dla siebie. To daje mi bardzo duże poczucie spełnienia i wartości wykonywanej pracy. Ale chyba trochę zszedłem z tematu…
Otóż niezależność finansowa nie musi wymagać wielkich poświęceń i pracy na 1,5-2 etatu. Owszem – niektórzy będą potrzebowali dłuższego czasu, żeby ją osiągnąć, ale zawsze podstawą będzie odrzucenie życia typowego konsumenta. Praca też jest ważna, ale bardziej nad sobą i swoją psychiką.
Emerytura nie może być słodkim nic-nie-robieniem. Jeśli nie się na siebie pomysłu, jeśli po prostu wydłuży się codzienny czas już dzisiaj spędzany na „relaksie” (przede wszystkim TV…), to nic dziwnego, że człowiek gnuśnieje i stwierdza, że to nie dla niego. Ja będę pracował jeszcze ciężej po osiągnięciu celu! http://www.wolnymbyc.pl/o-co-mu-chodzi-z-ta-emerytura/
Już teraz staram się jak najlepiej dbać o formę i zdrowie, żeby móc się nim cieszyć też na emeryturze. Wszystko ma swoje konsekwencje i bez myślenia o tym już teraz, za młodu, nie mamy co liczyć na poczucie satysfakcji po zakończeniu pracy zawodowej.
Dobijam do poziomu trzeciego. Już blisko, ale jeszcze wiele pracy. Niemniej poziom trzeci już naprawdę pozwala na spokojne życie.
No i super – gratulacje! Zwłaszcza, że najczęściej osiągnięcie tego poziomu wymaga ogromnej ilości pracy!
Ja uważam że kredyt hipoteczny jest potrzebny patrząc na naszą gospodarkę, i można nazwać go „musowym” kredytem(ale lepiej by było nie mieć mieszkania na kredyt).
A co do zwykłych kredytów, uważam zależy na co, jeżeli to ma być kredyt na zachcianki to nie, ale jeżeli to jest kredyt na kurs, na rozwój, na komputer na którym będziesz wykonywać zarobek, to to są dobre kredyty:)
Więc kredyty dzielą się na dobre i złe, tak uważam:)
Hmmm – może nie tyle sam kredyt na rozwój jest dobry, ile sama chęć i praca nad tym, żeby iść do przodu. A jeśli nie ma innych możliwości, to rzeczywiście w pewnych przypadkach można nieco przymknąć oko na sposób finansowania tych planów.
Hmm wychodzi na to, że w wieku 20 lat jestem na 3. etapie (przy czym nie jest to poziom kieszonkowego – drugi rok sam się utrzymuje, sam mieszkam itd.). Chyba nieźle mi idzie :D.
Domyślam się, że to drugi etap przy stosunkowo niskich dochodach i wartości netto 🙂 Nie chcę Ci podcinać skrzydeł, bo taki wynik w wieku 20 lat to spore osiągnięcie, którego Ci gratuluję! Po prostu czasami droga od etapu 3 do 4 może zająć krócej, czasem dłużej – i chyba zdajesz sobie sprawę, że budowanie wartości netto trochę Ci jeszcze zajmie 🙂
Dochody netto w wysokości średniej krajowej. Poduszka finansowa na jakieś 1,5 roku wylegiwania się na leżaku ;), ale wciąż rośnie. Do tego jeszcze dzienne studia. Jak się chce to można, i to oczywiście w legalny sposób. A znam wśród moich rówieśników jeszcze „lepsze” przypadki. Nie chcę żeby moje słowa brzmiały jak jakieś chwalenie się. Po prostu ludzie w moim wieku są w przeważającej większości zdania, że własne finanse nie powinny ich jeszcze obchodzić, że mają jeszcze na to mnóstwo czasu, a jak zostanie 100 złotych na koniec to „trzeba to przepić”. Na wartość netto jeszcze mam czas… 😉
To dowód Twojej przedsiębiorczości i odpowiedzialności w młodym wieku, a nie przechwalanie. Jestem pod wrażeniem, że niektórzy już w takim wieku są tak… dorośli? 🙂 Ja dopiero 2-3 lata później zacząłem zyskiwać jakąś szczątkową świadomość finansową.
Myślę, że to wina braku edukacji finansowej w Polsce. Chociaż… Kto ma tego uczyć? Państwo które nieustannie doprowadza się do skraju bankructwa?
Dzięki za miłe słowa. Skoro mówisz, że 2-3 lata temu jeszcze nie myślałeś takimi kategoriami to taka przemiana musiała wyglądać imponująco. Ja to zawsze miałem jakieś przedsiębiorcze drygi, pamiętam jak w wieku 5 czy 6 lat kupowałem w sklepie gumy po 1 zł i sprzedawałem kolegom na podwórku po 1,05 :D.
Nie zrozumieliśmy się – odniosłem się co Twojego wieku (20 lat) – ja dopiero 2-3 lata później zacząłem żyć bardziej świadomie.
Za interes z gumami zasługujesz na słowa uznania – tak się właśnie rodzą rentierzy 🙂
Co do edukacji finansowej, zapraszam na moje spojrzenie na ten temat: http://www.wolnymbyc.pl/edukacja-finansowa/
Czytam Cie od niedawna wiec moglo mi gdzies umknac ;p postawiles sobie jakis cel kiedy zostaniesz rentierem ? np przed 40 albo w przeciagu np 5 lat ?
Postawiłem, ale sytuacja w ostatnich latach zmienia się bardzo dynamicznie (na szczęście zmiany są pozytywne) więc nie publikowałem do tej pory swoich założeń. Zresztą – nawet nie podałem, w jakim wieku jestem ani ile środków planuję zgromadzić, żeby oficjalnie odtrąbić osiągnięcie celu 🙂 Myślę, że jeszcze nie jestem na to gotowy – na wszystko przyjdzie odpowiedni czas.
Jako że zawsze lubiałem zabawowy, iście niewinny hazard, pozwolę sobie obstawić:
W. ma 28 lat i 7 miesięcy
W. zgromadził 365 tys. PLN + domostwo wraz z dodatkami itp.
W. planuje zgromadzić 2,2 mln PLN
Taka zabawa. 🙂
Co do meritum: może dla finansowych szaraczków, a wśród nich i ja się widzę, lepiej byłoby wskazywać na osiągnięcie częściowej wolności finansowej. Zważywszy na ograniczoną ilość ludzkich lat i niezbyt imponującą średnią pensję w Polsce i jeszcze mniej imponującą medianę pensji – dla wielu czytelników osiągnięcie 4-go etapu będzie niemożliwe, nawet jeśli zaczną wcześniej i nawet jeśli będą stosować metodę „zęby w ścianę”.
Gdyby – dajmy na to – osiągnąć w wieku lat 50 półwolność finansową – konieczność pracy jedynie na pół etatu, a po przejściu na emeryturę solidną dokładkę do państwowej emerytury – to już byłoby coś. Można sięgać wyżej: należy jednak mierzyć zamiary na siły, a nie – jak postulowali romantycy – siły na zamiary.
Adamie – z pełną determinacją nie odniosę się do Twojego strzału – nie napiszę nawet, czy jesteś blisko 🙂 Ponieważ czytasz regularnie, z czasem ułożysz sobie kolejne elementy układanki i dopasujesz do całości.
Niezależność finansowa będzie na pewno trudna do osiągnięcia przez tych, którzy z różnych powodów nie zarabiają kokosów, lub/i obudzili się zbyt późno. I masz rację, że w takich przypadkach warto dążyć do choćby namiastki tego celu, bo nawet ona niesie ze sobą całą masę zalet.
Jeszcze jedna refleksja po przeczytaniu tego tekstu…
Podtytuł filmu o ks. Pipiełuszce brzmi: „wolność jest w nas”…
Pieniądze to tylko narzędzia. Miło jest je mieć, wiele spraw ulatwiają, ale na pewno nie dają poczucia bezpieczeństwa…
Owszem, złudzenie bezpieczeństwa – tak, ale nie poczucie…
Dysponujesz majątkiem i oszczędnościami większymi niż statystyczny „Polak-Szarak” i co?
Jak zauważyłeś celnie w jednym ze swoich komentarzy do komentarza (nie pomnę już kiedy i jakiej notki to dotyczyło), na samą myśl o tym, ze mogłoby Ci nie wystarczyć na rachunki schodzisz prawie na zawał 😉
Masz „suty portfel” i jednocześnie umierasz „na samą myśl”, że mógłoby CI nie wystarczyc „do pierwszego”…
Zrób coś z tym, przeoraj sobie łepetynę, bo inaczej staniesz sie niewolnikiem swojego stanu posiadania…
Wolność jest w nas; nie w zerach na koncie 🙂
Może muszę przeorać łepetynę, może po prostu nieco doprecyzować: to, co mnie przeraża to nie tyle puste konto i brak tych wszystkich cyferek w różnych bankach, ale konsekwencje takiej ewentualności: kompletny brak kontrolowania sytuacji i brak poczucia zapewniania bezpieczeństwa rodzinie. Możliwe, że te odczucia również wymagają przeorania bani… zdaję sobie sprawę, że jeszcze długa droga przede mną – również związana z poukładaniem sobie wszystkiego w głowie. A w tym pomaga mi m.in. ten blog i Wasze komentarze, które często mocno mnie mobilizują. Ot – taka anonimowa grupa wsparcia 🙂
W życiu najpiękniejsze jest to, że żaden stan nie trwa wiecznie…
W życiu najbardziej przerażające jest to, że żaden stan nie trwa wiecznie…
Ty musisz zdecydować, który punkt widzenia wybierzesz…
Czy stoik nie powinien jednak wybrać czegoś pomiędzy?
„Poczucie” a „złudzenie” bezpieczeństwa to tylko zabawa słowami. W gruncie rzeczy chodzi o to samo przecież.
Pieniądze czasem nie dadzą poczucia bezpieczeństwa – arystokraci rosyjscy podczas Rewolucji Październikowej zdecydowanie mogą to potwierdzić ;-). Z drugiej strony w obecnych czasach zapewniają je o tyle, o ile człowiek w ogóle może czuć się bezpieczny. Bo pewne rzeczy zawsze będą od niego niezależne.
Taki ze mnie stoik jak nie przymierzając „z koziej dupy trąba” 😉
Chodziło mi o to, że rzeczy (pieniądze w tym przypadku), są tylko tym czym są, a nie tym czym chcielibyśmy by były…
Moga dużo, ale wolności nie dają 🙂
No to żeście mnie wszyscy nieźle wystraszyli przed snem.
A mało to stresów miałem w ciągu dnia, co? 😉
Coś mi właśnie w tym wpisie od samego początku nie pasowało, a Ty Roman wspaniale to ująłeś! Nic dodać, nic ująć – żadna suma pieniędzy na koncie czy w portfelu nie zapewni nam wolności! Wolność jest w nas i wokół nas (nie każde społeczeństwo daje na nią szansę). Mam właśnie podobne wrażenie jak Ty, że wolny ostatnio jakby o tym zapomina, albo nieprecyzyjnie się wyraża w tym, co pisze.
A ja – który bywam uszczypliwy w stosunku do Autora Bloga – staję zdecydowanie w obronie Jego koncepcji. Wolny pisze o tym, że zdobycie zabezpieczenia materialnego daje człowiekowi CZAS na realizację swych zamierzeń/marzeń, nie pisze zaś o tym, by dawało to wolność w sensie duchowym, choć być może sugeruje czasem, że łatwiej i duchowo wolnym być, mając zapewniony byt.
Rzecz jasna, że będąc przymusowo w pracy, możemy w jakiejś mierze być wolni i niezależni (np. rozważać sobie w pamięci dzieła Arystotelesa lub, jeśli ktoś preferuje, modlić się), ale wolni w sensie możliwości pójścia sobie, gdzie nam się podoba, już nie jesteśmy.
Może łagodząco i godząco:
„Kto ma swego chleba,
Ile człeku trzeba,
Może nic nie dbać o wielkie dochody,
O wsi, o miasta i wysokie grody.
To pan, zdaniem moim,
Kto przestał na swoim;
Kto więcej szuka, jawnie to znać daje
Sam na się, że mu jeszcze nie dostaje.
Siła posiadł włości,
Kto ujął chciwości;”
(…)
J. Kochanowski, Pieśń V, Ks. wtóre
A nie sądzisz, że wolność finansowa nie tyle daje czas tylko co najwyżej MOŻE DAĆ WIĘCEJ czasu na realizację – no, dajmy na to – niektórych marzeń?
Nie wszystkich…
Bo niezależnie od tego jak będę wolny finansowo nie zrealizuję wielu z nich…
Skoro może dać czas, to tylko od nas zależy, czy rzeczywiście da, czy może w nieskończoność będziemy gromadzili kapitał i nigdy nie zdecydujemy się na TEN ruch. To pierwsza przewaga nad tymi, którzy takiego wyboru nie mają.
Co do marzeń… już częściowe ich spełnienie jest warte tego, żeby do tego dążyć. Poza tym… sam jestem twardo stąpającym po ziemi realistą i w związku z tym raczej nie marzę o tym, co jest poza moim zasięgiem. Ale wiesz co? Zainspirowałeś mnie do wpisu – zabieram się za niego i być może podyskutujemy o tym w ciągu najbliższego tygodnia?
Tak, Romanie – to wszystko też miałem na myśli. Dzięki za uściślenie. 🙂
Piszesz o dwóch różnych rzeczach – wolność, którą nosisz w sercu daje swobodę myśli, wypowiedzi czy promowane przeze mnie podejście „ja nie muszę”, „to mi niepotrzebne”, „nieważne, co ktoś pomyśli”. Ale dopóki po drugiej stronie szali nie postawisz solidnych fundamentów, które naprawdę pozwolą urzeczywistnić to podejście „wolnego ptaka” i zmaterializować je w świecie, który Cię otacza, będziesz tylko teoretykiem. I to takim, który nie wykarmi swoimi teoriami rodziny i nie może tak naprawdę kupić swojego czasu – czyli najcenniejszego z zasobów, które istnieją.
Niezwykle ciężko te dwie sprawy zrównoważyć i rzeczywiście czasami mogę przegiąć w którąś ze stron. Ale musisz pamiętać, że każdy wpis na blogu to podjęcie pewnego tematu, który akurat zrodził się w mojej głowie. Nie jestem w stanie za każdym razem poruszyć wszystkich aspektów, napisać o podejściach pokrewnych, nawet jeśli są one warunkiem koniecznym dla tego opisywanego. To subiektywny blog, którego wszystkie wpisy składają się na całość i nie można traktować ich wyrywkowo, oddzielnie od innych. Chociaż w sumie można – ale wtedy widzisz tylko fragment całości.
To akurat prawda, mam w pamięci wiele poprzednich wpisów, w których wolność była przez Ciebie znacznie szerzej definiowana, niż „tylko” niezależność finansowa. Zwłaszcza pierwsze wpisy na blogu były moim zdaniem rewelacyjne! Teraz skupiasz się bardziej na finansach i piszesz o tych sprawach subiektywnie. Skoro masz świadomość tej subiektywności i tego, że nie można każdym wpisem wyczerpać tematu, biorąc pod uwagę jego wszystkie strony to nie widzę problemu 🙂 Ja jestem stałym czytelnikiem, więc zdaję sobie z tego sprawę, z nowymi odwiedzającymi może być różnie. Ale widać, że do każdego co innego przemawia. Czasu wolałbym jednak nie kupować (cóż na okropne słowo :P), ale po prostu miło i pożytecznie go pożytkować 🙂 To oczywiste, że pieniądze są niezbędne, chociażby do tego, żeby wykarmić rodzinę. Mnie chodziło raczej o to, aby nie stawały się one celem samym w sobie, a jedynie środkiem do zaspokojenia niektórych, podstawowych celów. Mając na uwadze początkowe wpisy na blogów, jestem pewien, że o to Ci właśnie chodzi, a obecny ton wpisów ma na celu raczej przebudzenie nieświadomych. Tak czy inaczej będę wyczekiwał z niecierpliwością kolejnych wpisów na ulubionym blogu 😀
Przyszła mi do głowy taka myśl, że byłoby ciekawie przeczytać tutaj kiedyś wpis, na temat ciekawych sposobów spędzania wolnego czasu, na przykład lista kilkunastu, kilkudziesięciu czynności 😀 Wprawdzie gdyby przejrzeć bloga od początku, to można by coś znaleźć, ale marzyłbym o takim jednym wpisie wyczerpującym ten temat. Skoro walczymy o wolny czas, to wydaje mi się, że to istotne zagadnienie 😀
Mniej więcej tydzień temu napisałem pierwsze 2 akapity właśnie w tym temacie 🙂 Jest plan, gorzej z realizacją… planów mnóstwo, czasu mniej, a takiego, kiedy wiem, że właśnie teraz muszę pisać (wena? zwał jak zwał :)) jeszcze mniej.
A można liczyć, że te akapity zostaną w najbliższym czasie opublikowane? 😀
Nie obiecuję – okres jest dość szalony (na tapecie temat mieszkania), tamten wpis trochę rozgrzebany, więc muszę znaleźć chwilę czasu i inspiracji, żeby go dokończyć. Ale będę o tym pamiętał!
PS Właśnie zauważyłem – to pierwszy wpis, który doczekał się ponad 100 komentarzy 🙂
Tak sobie oglądałem portale finansowe na Agregatorze blogów.
Prawdę mówiąc nie ma tam wiele. W większości podają notowania z giełdy, albo reklamy bankowe.
Na polskim internecie jest dwóch dobrych graczy zajmujących się oszczędzaniem, czyli Wolny i taki Michał.
Moim zdaniem ważne, żebyś Wolny pisał o sprawach, o których banki nie chcą nam mówić. Na przykład,napisz nam, jak naprawdę oszczędzać? Tego nikt nie poruszył. Mam na myśli, czy lepiej trzymać pieniądze w skarpecie, czy możezamienić na dolary, a może kupić złoto w sztabkach.
Cały czas mówisię że banki są niepewne.
Sylwek – mylisz oszczędzanie z inwestowaniem. Tutaj wyjaśniłem różnicę – zachęcam Cię do sprawdzenia tego wpisu. Pisząc o wymianie na walutę czy kupnie złota poruszasz zagadnienia typowo inwestycyjne, które wiążą się z ryzykiem i możliwością utraty środków. Sam wolę trzymać się tematów oszczędnościowych, bo to mi wychodzi znacznie lepiej. Co do praktyki… myślę, że niedługo przyjdzie czas na wpis dotyczący tego, czy ważniejsze jest oszczędzanie, czy inwestowanie. Jeśli jesteś na początkowych etapach niezależności finansowej (1 i 2), osiągniesz znacznie więcej starając się ograniczyć wydatki i zwiększyć przychody z pracy zawodowej niż inwestując.
Niedługo Michał ze Zbyszkiem z appfunds startują z roczną akcją mającą przybliżyć tajniki inwestowania w wariancie bezpiecznym (Michał) / agresywnym (Zbyszek). Nie wiem, jak to będzie wyglądało w praktyce, ale znając oba blogi mogę szczerze polecić już teraz!
Etap 3. od urodzenia. Skłonność do oszczędzania wyniosłem z domu. Resztę wypracowałem sam. Chcę podkreślić kilka rzeczy, o których napisałeś. Sama droga już jest celem. Za wszelkie drogi na skróty najprawdopodobniej przyjdzie nam drogo zapłacić – ja płaciłem słono za każdym razem (czytaj giełda). I jeszcze jedno dodam od siebie. Budowanie wolności finansowej trwa niestety znacznie dłużej, niż nam się na początku wydaje. Niestety, nie stoimy w miejscu i nasze wydatki jednak rosną. Polska też staje się coraz droższym krajem. Ale zupełnie nie zmienia to faktu, że warto, że trzeba i należy tak żyć. Choćby dlatego, że czysty konsumpcjonizm przynosi tyko krótkotrwałe, wiecznie niezaspokojone przyjemności – do tego płytkie. Nie rozwija, nie wzbogaca. Oszczędzanie, inwestowanie, uczy nas jak być zaradnym i odpowiedzialnym. Czego wszystkim Wam życzę.
PAndy
Święta racja – nie ma dróg na skróty, i to dotyczy prawie każdej działalności – nie tylko oszczędzania i dążenia do niezależności finansowej. A doświadczenie i umiejętności „miejskiego survivalu” wyniesione z kroczenia tą drogą na pewno zaprocentuje – potencjalnie w sytuacji, kiedy będziemy tego najbardziej potrzebowali.
Bardzo dobry wpis Wolny, siebie umieściłbym na 3 etapie. O wolności finansowej marzyłem od kilkunastu lat. Kiedy zacząłem inwestować nieśmiało rodziców jeszcze pieniądze w funduszach od 2005r. to rozbudziło moją wyobraźnię, ale w 2007-2008 zapłaciłem „frycowe”. Nie odpuściłem i odrobiłem straty, dwa lata temu dostałem można powiedzieć spadek od rodziców i zacząłem intensywną edukację finansową, bo kasa może się bardzo szybko rozejść, a dobrze zainwestowana może mi i mojej rodzinie służyć przez pokolenia. Zagoniłem więc kasę do ciężkiej pracy. Marzenia o wolności finansowej aktualnie zaczynają się materializować, portfel inwestycyjny cały czas rośnie ze względu na hossę na giełdzie i systematyczne dokładanie drobnych z wypłaty. Mam cel określony kwotowo i czasowo, możliwy do osiągnięcia, to nawet dla mnie jeszcze dwa lata temu była kwota astronomiczna i jeżeli powiedziałbym o moim celu jakiemuś znajomemu to wyśmiałby mnie chyba. Pozdrawiam i życzę powodzenia na drodze do wolności finansowej i nie tylko.
To dobrze, że dostałeś podobną lekcję do mnie w latach 2007/8 – takie doświadczenia są również potrzebne. A swoją drogą – niesamowite, jak zmienia się definicja „dużych pieniędzy” wraz z czasem, kiedy kolejne zera na rachunkach się przekręcają 🙂
Cześć Wolny. 🙂
Z tej strony Rafał – ten hardkor (jeśli mogę tak o sobie mówić 🙂 ), który jeździ całą zimę na rowerze. Nie wiem czy pamiętasz, ale skomentowałem Twój artykuł „Rowerowa jesień”.
To, na którym obecnie jestem etapie jest kwestią sporną. Powiem o tym na końcu komentarza, bo tak będzie łatwiej. A teraz chciałbym napisać o tym, co osiągnąłem w ciągu trochę ponad 3 lat (praca w zawodzie, branża IT, zacząłem w wieku 25 lat i też w tym wieku zacząłem się uświadamiać finansowo).
Zaczęło się… ponuro. 🙂 Zostałem wkopany w długi przez własnego ojca. Najpierw prowadzenie działalności gospodarczej przez niego, ale otwartej na moje nazwisko. Później podpisałem różne dziwne papierki na jego prośbę. Nie wspominając o tym, że trochę kasy też pożyczyłem. Skutek: długi do spłaty w ZUS-ie, egzekucja u komornika, spłata pożyczki. Poszło się paść ok. 20 tyś zł. Co mam na swoje usprawiedliwienie? Rodzicom się ufa, rodzicom się pomaga. Nie tym razem. 🙂
Na tę chwilę właściwie wszystko spłaciłem (została drobna ratka 100 zł/miesiąc przez ok. pół roku), zbudowałem poduszkę finansową na najbliższy rok (konto BGŻ Optima) + dodatkowo mam odłożone środki w funduszach gotówkowych (głównie), akcjach (10%) i srebrze fizycznym (10%). W sumie gdyby zsumować poduszkę i powyższe środki mógłbym nic nie robić przez ok. 3 lata.
A teraz odnośnie etapu, na którym jestem… Na chwilę obecną jest to wg mnie etap nr 3. Ale za ok. 1,5 roku, kiedy to mam nadzieję dostać umowę na czas nieokreślony, mam zamiar wziąć kredyt hipoteczny na mieszkanie i większość zgromadzonych oszczędności (oprócz poduszki finansowej) przeznaczyć na wkład własny. Wtedy zapewne spadnę o szczebel niżej – do etapu nr 2.
Podsumowując: przez pierwsze 2 lata wychodziłem z bagna i starałem się żyć na rozsądnym poziomie. Spłata tych zobowiązań zapewne zakończyłaby się szybciej, gdybym był bardziej uświadomiony finansowo. Niestety, nie byłem. 🙂 Przez cały trzeci rok z hakiem, gromadziłem oszczędności (to był ogromny kop, bo wtedy zainteresowałem się tematyką oszczędzania – wiadomo, które blogi czytałem i wciąż czytam. ;D). Do końca wspomnianej umowy zostało mi 1,5 roku i zamierzam ten czas przeznaczyć na pomnażanie oszczędności, co by wkład własny był jeszcze pokaźniejszy.
Możliwe też, że będę zaciągał różne drobne kredyty konsumpcyjne, ale tylko po to, żeby budować wiarygodność kredytową.
Kończę już swój wywód i pozdrawiam. 🙂
Rafał
Rafale – pewnie zdajesz sobie sprawę, że dobry start to prawdziwa katapulta do niezależności finansowej. Cieszę się, że mimo ciężkich początków wyszedłeś z tego i jesteś na właściwych torach.
To, co bym Ci doradzał na ten moment to telefon do kilku banków i sprawdzenie, czy rzeczywiście brak historii kredytowej będzie jakimkolwiek problemem. Prawdopodobnie i tak będziesz zmuszony do jakiegoś cross-sellu (karty kredytowe, produkty długofalowego oszczędzania) w związku z kredytem konsumpcyjnym. Poza tym – czy owe spłaty, które „sprowadził” na Ciebie ojciec nie są wystarczającą „podkładką” dla banku? Możliwe, że w ciągu ostatnich lat nastąpiły jakieś zmiany, ale kiedy brałem kredyt mniej więcej 6 lat temu dla nikogo brak historii kredytowej nie był absolutnie żadnym problemem.
Rafale, ogromny szacunek! Ciekaw jestem, na jakim etapie jesteś teraz i co się przez (prawie) rok zmieniło 🙂
Cześć Wolny!
Kolejny raz zaglądam do Ciebie.. staram się regularnie co nie zawsze się udaje ale od jakiegoś czasu trzymam rękę na pulsie 😉 Kawał dobrej roboty..
Jednak nurtuje mnie jedno pytanie, które chciałem Tobie zadać przy okazji tego Twojego wpisu.. gdyż kroczymy „ku wolności finansowej”.. no właśnie..
ale w którym momencie będzie ten cel osiągnięty? Masz jakieś założenie? (abstrakcyjnie) Np. 2 mln zł w banku i odsetki? 3 nieruchomości i życie z wynajmu? inne? Jaki dochód na rodzinę chcesz osiągnąć? 3, 5, 8 tys zl/m-c?
Może gdzieś jak zwykle przeoczyłem te informacje, więc przypomnij swoim czytelnikom 🙂 Z góry dziękuję!
Trevi – zgodnie z moją polityką „low profile” nie ujawniam swoich danych (w tym finansowych) – a opisując plany i założenia na niezależność finansową zdradziłbym przy okazji bardzo dużą część swojej aktualnej sytuacji finansowej.
Poza tym… to jest bardzo zmienne i z każdym rokiem okazuje się, że rzeczywistość znowu przerosła (dość ostrożne) założenia. Jeszcze nie wiem, czy „skończę” z mnóstwem pieniędzy na lokatach, czy może z kilkoma wynajętymi mieszkaniami. Jeszcze szukam, jeszcze analizuję…
To raczej każdy indywidualnie powinien sobie wyznaczać pułap do jakiego dąży i co robi ze zgromadzonym kapitałem. 2mln to minimum jeżeli chcemy trzymać je na lokatach, z wynajmu nieruchomości można wyciągnąć troche więcej, ale też zajęcia jest z nimi, inwestycje na giełdzie to z kolei nieregularne dochody, w zależności od koniunktury i poziomu wtajemniczenia. Także według mnie to kwota między 1mln a 3mln na dzień dzisiejszy daje wolność finansową.
Pełna zgoda – zwłaszcza, że widełki które podałeś są dość szerokie 🙂
My-czytelnicy domyślamy się jednak raczej, że jest Ona niezwykle atrakcyjna i powabna, a w dodatku pełna śmiałych obietnic. Ona, tzn. ta Twoja. Twoja Sytuacja Finansowa. 😉
Nie zazdrościmy. Domyślamy się, że sumiennie o nią zabiegałeś i masz Ją w zamian za to, że w Tobie jest to Coś, czego inni na rynku nie mają. 🙂
PS. No, może kapkę zazdrościmy (Zapewne z wyjątkiem Romana, który już się zrentierował i z wyższością Bywalca w Świecie Wolnośc powiada, że Ona „może dużo, ale wolności nie daje”.
Uwaga – teraz nastąpi chwila szczerości 🙂 Czasami się zastanawiam nad kwestią, którą poruszyłeś. Że niby mam coś, czego inni na rynku nie mają. Rzeczywiście są momenty, kiedy uważam, że mam jakąś przewagę nad innymi. Po chwili jednak przychodzi chwila refleksji na zasadzie „jak to – w czym ty niby jesteś od nich lepszy. Jesteś zwykłym człowiekiem z krwi i kości, mającym swoje wady i potrafiącym nie lepiej niż inni (czasami przekonuję się, że wręcz gorzej) pojąć to, z czym przyszło mi się zmierzyć”. Co więc mnie wyróżnia? Wydaje mi się, że to jakże oklepana i od dawna niemodna ciężka praca i jasno zdefiniowany cel, który mnie do niej motywuje. Ja nie stałem się niezwykle dobrze opłacanym ekspertem z dnia na dzień. Ani nawet z roku na rok. Ostatnie… niech pomyślę… mniej więcej 18 lat życia to mniej lub bardziej (częściej bardziej) intensywna praca nad sobą i żmudne zdobywanie kolejnych kamieni milowych. Co więcej – widzę jeszcze długą drogę przede mną, która siłą rzeczy również będzie się wiązała z kolejnymi wyrazami wdzięczności ze strony potencjalnych pracodawców 🙂 To taki… procent składany w rozwoju osobistym, tyle że niezwykle potężny, bo pozbawiony efektu inflacji 🙂
Ależ mi nie chodziło o zdradzanie szczegółów..
Pytałem z jakiego typu instrumentów zamierzasz żyć zostając renteirem.. i czy faktycznie zdążysz przed emeryturą – czytaj 67-70 rok zycia? 🙂
Kwestia konkretnych instrumentów jest jeszcze otwarta. Czy zdążę… pomijając prawdopodobieństwo wystąpienia ogólnoświatowych kataklizmów, powinienem się wyrobić znacznie, znacznie wcześniej. Zresztą – wspomniane 67-70 lat to praktycznie stan na dzisiaj. Za kilkadziesiąt lat definicja „wieku emerytalnego” pewnie zniknie ze słowników, bo po co dublować zwrot „długość życia”…
Trochę racji w tym jest, bo Wolny ma więcej od nas czytelników przede wszystkim determinacji w dążeniu do postawionego celu. Jego marzenia to nie mrzonki tylko cele określone myślę całkiem wyraźnie. Michał Wawrzyniak trener odnośnie niezależności finansowej w swojej prezentacji stwierdził, że najważniejsze jest to co dzieje się w twojej głowie. Wielu innych bogatych i niezależnych finansowo może potwierdzić, że sukces finansowy nie zależy od jakiś nadprzyrodzonych zdolności, które tylko oni mają (bogaci). Myślę, że do osiągnięcia sukcesu finansowego podstawą podstaw jest nasza mentalność, która za czasów PRL była kształtowana w kierunku takim, że „wszystkim po równo”, ten kto miał więcej to jakiś oszust, wyzyskiwacz i kombinator. Takie twierdzenia że ktoś musi stracić żeby ktoś inny mógł zarobić, jest nie do końca prawdziwe, bo wymiana handlowa zazwyczaj przynosiła korzyści obu stronom, trzeba tylko zmienić nastawienie do takich transakcji.
Istotna jest umiejętność wydawania pieniędzy, której w szkołach nie uczą. Tak jak pisał chociażby Kiyosaki ludzie często nie znają różnicy między aktywami a pasywami, a wystarczy przyglądać się ludziom bogatym i brać z nich przykład kupując aktywa zamiast otaczać się mnóstwem niepotrzebnych rzeczy. Czyli trzeba być w pewnym sensie minimalistą, zamiast większego domu nadwyżkę finansową przeznaczmy na mieszkanie pod wynajem lub pakiet akcji w zależności na czym się bardziej znamy i co bardziej lubimy. Dla mnie super motywacją była książka Kyosakiego „Bogaty ojciec, biedny ojciej”, dzięki której przeczytałem kolejnych kilkanaście książek, efekty tego są jak najbardziej wymierne i opłacił się czas poświęcony lekturze i edukacji. Ktoś powie, że najpierw trzeba mieć tą nadwyżkę finansową i słusznie, od czegoś trzeba zacząć, jeżeli nie masz tej nadwyżki to zacznij oszczędzać i nie mów że nie masz z czego bo zawsze jest z czego.
Trochę przydługi ten mój wywód ale pisałem wszystko o czym myślałem czytając komentarze i Twój artykół Wolny.
Pozdrawiam i życzę wytrwałości w dążeniu do wolności
Hej,
Determinacja i jasno zdefiniowane cele to kwestia pracy nad sobą i czasu – każdy z Was może to wypracować. Jak sam zauważyłeś – wraz z lekturą kolejnych książek i drążeniem tematu oszczędzania/inwestowania automatycznie zyskujesz odpowiednie podejście i praktykując je, niemal od razu widzisz, że to pozytywnie wpływa na stan finansów.
🙂
Mam dziś na sobie T- shirta z napisem „NIC NIE MUSZĘ” 🙂 prezent od zony na 39 urodziny w zeszłym roku:)
Nie ma to jak bonus do asertywności 🙂
Pytasz sie jak jest na poziomie czwartym. Fajnie, samotnie, czesto smutno. Jest takie powiedzenie: „Tam na gorze jest bardzo samotnie, ale przynajmniej jadasz lepiej”. Jestes wolny, ale mozesz sie ta wolnoscia cieszyc tylko sam, lub z osoba, ktora ci w tej drodze towarzyszyla. Wszyscy inni, beda krzyczec: „No przeciez to jest po prostu niemozliwe, zeby oszczednym zyciem dojsc do wolnosci, na pewno jest cos, gdzies, ktos, jakies kanty, jakie fuchy…”.
No i co z tego, ze w kazdej chwili mozesz odwiedzic Przyladek Horn, czy Tybet. Ale jezeli wyslesz znajomym kartke pocztowa z podrozy, to niestety wroci to: „Ten to sie pyszni, przechwala”. Objechalismy juz pol swiata, ostatnio nie przyznajemy sie ze wyjezdzalismy i gdzie bylismy.
Mowisz o wolnosci. Osiagniesz ja za powiedzmy 20 lat i tyle sobie dolicz do swojego wieku. Jak bedzie wtedy wygladalo Twoje otoczenie, Twoi znajomi? Ty niewiele sie zmienisz, rower, zabawy na swiezym powietrzu, zdrowe odzywianie sprawi, ze bedziesz wygladal i czul sie tak samo jak teraz, no moze bedziesz mial troche siwych wlosow. A dookola Ciebie? Twoi znajomi beda juz „starszymi” ludzmi z tysiacem klopotow. Zbywajacy nadmiar pieniedzy rozszedl sie na drobiazgi i blyskotki. I stali sie bardzo zgryzliwymi. Ktos powiedzial mi kiedys: „w tym momencie musisz sie postarac o calkowicie nowych znajomych”.
Dlaczego tu jestem? Nieraz dobrze jest popatrzec, ze nie jest sie jedynym dziwakiem na tym swiecie, ze sa tez inni, ktorzy pieka chleb, jezdza rowerem, susza na sloncu, gotuja ze skladnikow pierwszych, ciesza sie przyroda i nie potrzeba im super drogich zabawek, zeby po prostu zyc. A jednoczesnie daza do celu dokladnie w taki sam sposob, jak mysmy to kiedys robili. Ja wiem, ze ta droga doprowadzi Cie do wolnosci, bo sama ja przeszlam. Bardzo Ci kibicuje, bo odnajduje w Tobie siebie i mam nadzieje, ze Twoje wrazenia z poziomu 4, beda bardziej optymistyczne.
..alez to doskonale sito, test.. kto jest wartosciowym znajomym, prawdziwym przyjacielem.. Naprawde chcialabyc/barkuje Ci zgryzliwych i zazdrosnych osob w Twoim otoczeniu? Chyba musisz na to spojrzec z dystansu..
Mnie z kolei ten komentarz dość mocno uderzył. Mimo, że jeszcze spory kawałek drogi przede mną, już widzę, że jest on prawdziwy. Należąc do 1… promila (?) ludności, dla której praca jest opcjonalna, a jednocześnie korzysta z ze zgromadzonych środków w minimalnym stopniu, będę postrzegany jako… dziwak. Na pewno wiąże się to z brakiem zrozumienia, wreszcie z zazdrością i zawiścią, na których ciężko budować jakiekolwiek relacje. Na szczęście kilka rzeczy ratuje sytuację: po pierwsze, z natury nie jesteśmy zbyt wylewni i towarzyscy. Po drugie, bazując na niewielkim jak na razie doświadczeniu w dalszych podróżach na własną rękę wiem, że świat jest pełen interesujących ludzi, którzy niekoniecznie oceniają Twój portfel czy styl życia. Oczywiście, takie „podróżne” znajomości zwykle nie trwają zbyt długo, ale za to skutkują wieloma ciekawymi konwersacjami i poszerzaniem horyzontów. Wreszcie: po trzecie, od kiedy zacząłem blogować, poznałem całkiem sporą grupkę ludzi, którzy myślą podobnie. Nie wiem dokładnie, jak ten blog będzie wyglądał za kilka lat i czy pewne wirtualne znajomości się „zmaterializują”, ale wierzę, że nie jesteśmy jedyni i będziemy w stanie zaspokoić nasze potrzeby kontaktu z ludźmi 🙂 Zdaję sobie jednak sprawę, że obecni znajomi czy rodzina niekoniecznie musi zrozumieć i pochwalać nasze plany na przyszłość.
Cieszę się, że przeczytałaś ten wpis i zechciałaś się podzielić swoimi spostrzeżeniami. Zwłaszcza, że – jak sama napisałaś – kroczysz tą samą drogą, tylko jesteś „nieco” przede mną 🙂 Zapraszam do zostania regularnym czytelnikiem i komentowania – jestem pewien, że byłabyś w stanie udzielić mi wielu cennych wskazówek.
Ela nie jest tak zle… dużo podobnych jest osób.
W tej chwili jestem z żoną i dwójką dzieci w podróży dookoła swiata i z pełną premedytacją olałem roleksy hiltony sóvy i inne badziewie, które dawała mi korpo. mam gdzies doradców speców , banki kredyty, Z poełną pemedytacją rozstałem się z etatem i pensją powyżej 20 000 , niektórzy stukali się w głowę ale większość jednak myśli podobnie i podziwia ze przez ostatnie 12 lat zamiast wydawac oszczędzałem i inwestowałem.W tej chwili jedyne co muszę – a właściwie nie musze tylko pragnę – to poswiecac czas rodzinie, którego nie miałem.
Nie odbierz zle – nie pluję na pracę – bo to ona dała mi możliwości zarobienia ale większość moich kumpli to nic nie ma poza długami , rozwodami czy depresjami..smutne..a zarabiali nawet więcej
W razie co to wpadaj na swięta na filipiny albo w lutym do Kambodży:)
A WOLNY – cholernie mądry facet , imponuje mi i wierzę ze osiągnie emeryturę za 10 lat i też dostanie od żonki koszulke z napisem „nic nie muszę”:)
Czy ja dobrze kojarzę, że jakiś czas temu dzieliłeś się już komentarzem w temacie planowanej podróży, w której właśnie jesteś? Cieszę się, że nie przecieram szlaków i im dłużej piszę, tym więcej pojawia się tu osób, które osiągnęły to, co sam zamierzam i są z tego powodu cholernie zadowolone 🙂
Też, również dążę do wolności finansowej i zdaję sobie sprawę i tego najbardziej się obawiam, że mając tą wolność i pracując zdecydowanie mniej niż reszta będziemy odbierani jako dziwacy. Nie będą podziwiać naszej determinacji, zaangażowania w jakim tą wolność budowaliśmy, wiedzy jaką trzeba było posiąść, żeby mnożyć pieniądze, ryzyka jakiego trzeba było podjąć, tylko będą zazdrościć szalenie że po osiągnięciu tego bez trudu zmieniam samochód, że w każdej chwili mogę pojechać w dowolne miejsce na świecie, że dzieciom mogę zapewnić powiedzmy kawalerkę własną na studiach itp. Nikt nie będzie patrzył ile mnie to kosztowało na początku drogi, że musiałem oszczędzać żeby zbudować portfel inwestycyjny, że nie kupowałem wielu niepotrzebnych pierdół i ogólnie tzw. rzeczy, którymi większość ludzi się otacza i wymienia co kilka lat.
Ale nie zrażam się tym, tylko z determinacją uczę się jak inwestować i inwestuję, staram się powiększać portfel inwestycyjny i oby tak dalej.
To mój pierwszy wpis na tym blogu, więc po pierwsze dzień dobry wszystkim.
Twój tekst Wolny rozpoczął ciekawą dyskusję, mnie jednak najbardziej poruszył wpis Elżbiety. Może dlatego, że sam jestem pomiędzy poziomem trzecim i czwartym, mam prawie 40 i niewiele muszę.
Niestety, słowa Elżbiety są prawdziwe. Machiavelli napisał „ludzie prędzej wybaczą śmierć ojca niż stratę ojcowizny” ja dopowiedziałbym „większość ludzi najprędzej ucieszy strata ojcowizny przez kogoś innego”.
Im dłużej żyjesz, im zdrowszy tryb życia prowadzisz (także finansowo) tym różnice są większe. W okolicach 40 będą już widoczne gołym okiem, około 50 bardzo duże, a po 60 gigantyczne. Zarówno jeśli chodzi o pieniądze, jak zdrowie, wiedzę, radość życia.
Większość moich kolegów pracowała przez te kilkanaście lat, tylko tyle ile musiała, dodatkowo niewiele się ucząc. W konsekwencji i zarobki (a wraz z nimi zdolność oszczędzania) pozostały w miejscu (lub zjadła je inflacja).
Inni zarabiali nieźle, ale wszystko wydawali, w efekcie mają samochody kupione „aby innym oko zbielało”, teraz nadal pracują ciężko, aby utrzymać pewien standard, do którego się przyzwyczaili.
Niewielka grupa ( w tym ja) postawiła na pracę nazwaną przez Briana Trace’ego – obwiązki plus, czyli albo 1,5 etatu, albo etat i DG.
Teraz mamy już dużo więcej w sensie wartości netto, a dodatkowo sporo czasu i umiejętność jego wykorzystywania i planowania (wystarczy i na czytanie i na sport, i na rodzinę). Mamy także, niestety, bezinteresowną zazdrość większości obu pierwszych grup.
Dodatkowo, nigdy nie zarabialiśmy wiele (w sumie z żoną ok. 2 średnich krajowych), co nie przeszkodziło nam być zamożnymi dobrze przed 40, pomimo posiadania trójki dzieci.
I na koniec, droga podana przez Elżbietę doprowadzi do wolności finansowej, co więcej, dla 95% innej drogi nie ma ( te 5% zarabia wystarczająco dużo aby i oszczędzać i wydawać jednocześnie) . Trzeba tylko zacisnąć zęby przez kilka- kilkanaście lat, a potem jest już z góry.
Mnie też komentarz Elżbiety mocno poruszył – w ogóle bardzo sobie cenię wypowiedzi tych, którzy są znacznie dalej na drodze, którą kroczę. Może to naiwne, ale mam nadzieję, że dzisiejsi 20-40 latkowie są bardziej świadomi niż kiedyś jeśli chodzi o istnienie i przyczyny chorób cywilizacyjnych i konsekwencje siedzącego trybu życia. Chociaż… w sferze finansowej jest dramat, więc czemu miałoby być inaczej w kwestiach zdrowotnych…
Wierzę jednak, że nie czeka nas aż tak samotna starość jak ta „przepowiedziana” przez Elżbietę – ten blog potencjalnie może się mocno przyczynić do uniknięcia tego scenariusza 🙂
Najpewniej niedługo wszyscy wpadniemy na siebie gdzieś w Kambodży – wolni na 4 etapie i nie będzie tak samotnie 🙂
O – jaka piękna wizja 🙂
Dawno mnie tu niebyło ale nadrabiam zaległośći uważam że mimo młodego wieku 24 lata zauważam więcej niż moi rówieśnicy a nawet rodzice .Co jest tak naprawdę ważne jak dla mnie po pierwsze zdrowię odpukac jest ok ale od tego wszystko się zaczyna niema zdrowia niema siły i chęci do dzałania.Po drugie czas wolę zarabiac mniej pracująć 8 godzin niż więcej robiąc po 12 h czas ma dla mnie większą wartość niż pieniądz,Po trzecie zadowolenie z pracy lub własnej dzałalnośći o ile lepiej się wstaje rano wiedząc że będę robił coś co daje mi poczucie spełnienia i frajdy zamiast z nastawienien k….. znowu do tej roboty.po czwarte świadomość tego że jakby co mogę w każdej chwili przestać pracować bo niemamkredytów ani zobowiązań to jest wspaniałe robie coś bo chcę a nie bo muszę .Napisałes coś o stresie to prawda że stres szkodzi zdrowiu fizycznemu i psychicznemu moi rodzice są ciągle zestresowani nawet normalnie rozmawiać nieidze a to sie odbija na zdrowiu nadwaga ,nadciśnienie ,cholesterol choroby cywilizacyjne Ja tak niechcę niepotrzebuję nowego auta ,wakacji za granica co rok tylko po to żeby pracowac coraz to cięzej i ciężej kosztem zdrowia i czasu ,chwaląć się ludzą których sie nielubi lub nieutrzymuje bliższych kontaktów.Do kredytów w szczegulnośći konsumęckich to wiesz jakie mam podejśće nigdy się niezaporzyczyłem i nigdy tego niezrobię może kiedyś hipoteczny ale po głebokiej analizie To o czym piszesz niby jest proste i ludze to wiedzą ale śmieszne jest to że wiedzą ale nic nierobią w kierunku zmian ja wprowadzam zmiany tak delikatnie stopniowo rzuciłem pracę której nienawidziłem ,staram się rozwijać i robić to co mnie interesuję a nie to gdze mi więcej zapłacą to tylko początek zmian ale nieukrywam ze twój blog mnie inspiruje jak rzuciłem prace lepiej się czuję mam prawidłowa wagę lepsze ciśnienie idealne 120/80 wcześniej 140 nawet 150 więcej się ruszam lepiej się odżywiam ogulnie zmienić można dużo ale podstawa to zdać sobię sprawę z tego że naprawdę można pozdrowienia z Leszna
Cieszę się, że wracasz na bloga. Tego typu przemyślenia i zmiany u młodego człowieka to rzadkość – tym bardziej Ci kibicuję!
To jest mój ulubiony wpis:)
Wolny, nie przestawaj pisać, takich „niekomentujących, ale czytających” jest mnóstwo, więc nie trać motywacji!
Chciałam się podzielić moimi obserwacjami. Jestem w przedziale wiekowym 25-30 lat. Mam grupę znajomych z pracy, jesteśmy w zbliżonym wieku, mamy partnerów życiowych, nie mamy dzieci. Zarabiamy podobnie.
Tak się złożyło, że duża część z nas w 2013 roku kupiła mieszkanie. Oni 60-100 metrów, ja 35 m. Oni całe na kredyt. Ja 50% na kredyt, z czego po nadpłacie zostało obecnie 30% do spłaty.
Jeździmy na wakacje, ja do Budapesztu, oni na Safari. Moja torebka jest z sieciówki, koleżanki noszą Pradę. Podobnie jak nie mam drogich ubrań, nie mam też drogiego telefonu, kosmetyków ani nawet samochodu. Po prostu nie mogę znaleźć powodu, dla którego miałabym za to wszystko tyle zapłacić.
Kompletnie nie rozumiem, co sprawia, że tak się różnię od znajomych…
Muszę zapytać moich rodziców, co oni mi zrobili w tym całym procesie wychowania, bo jestem z mojego braku potrzeby drogich przedmiotów bardzo zadowolona:)
Dziękuję za tak piękny komentarz! Podejrzliwym gwarantuję, że nie został on opłacony, a ja wcześniej nie znałem jego autorki 🙂
Witaj Wolny, witajcie czytelnicy, od dłuższego czasu interesuję się rozwojem osobisty (około 8 lat) od jakiegoś czasu przeszedłem na wyższy poziom rozwoju zacząłem szukać głębiej trafiłem na minimalizm który wyznaje zasadą „Kupuje drogie bo nie stać mnie na tanie” (raz a porządnie), oraz ograniczeniem posiadanych rzeczy do minimum, uwierzcie utopiłem mnóstwo pieniędzy w gadżety modne ubrania oraz dodatki zegarki, telefon komputer itp. Nie zwróciłem uwagi a stopniowo zacząłem oddalać się od mojej filozofii, oddalać im bardziej inspirowałem się „blogami typu: Kasia Tusk” oraz koleżankami oraz kolegami (którym po chyba chciałem zaimponować) którzy byli modni bogaci piękne zdjęcia najdroższe marki przechwalanie, próżność. Zorientowałem się że jest ze mną źle gdy spojrzałem że zarabiam około 3000-4000 a brakuje mi pieniędzy, kredyt konsumencki w wysokości 20000 (modne życie kosztuje) później rata za komputer wydatki na wyjścia do restauracji, zostawianie napiwków w wysokości 50% do 200% wartości rachunku, zrobiło totalną dziurę w moim budżecie. Nie wiem co było powodem nagłego zejścia w bok (wystarczył 1 ROK!!!) 12 miesięcy i brakło moich oszczędności w kwocie 20000 brakło kredytu oraz mojej wypłaty. Niestety, nie miałem jak prawie każdy z kogo brać przykładu Ojciec jest na emeryturze dorabia, mama pracowała z przerwami, niby czułem biloskość domu ciepło rodziców (zwłaszcza mamy którą bardzo Kocham), ale gdzieś brakło tej mądrości życiowej i nadania tego kierunku, w którym powinienem iść. Obecnie mam 24 lata i powoli zacząłem się zbierać z dna, spłaciłem cześć kredytu, zostało mi jeszcze 14000 oraz rata za komputer, mam jakieś 3000 oszczędność. Powoli wprowadzam zmiany, zapisuje wydatki ograniczyłem moje próżne znajomości do zera, staram się planować budżet. Nie ukrywam że większość rzeczy oddałem, cześć wyrzuciłem, chce wrócić z powrotem na dobre tory, wstawać o 4 rano iść biegać czuć się znowu wolny, zmobilizować się czytać 2-4 książek miesięcznie jak było to do tej pory. czytając Ciebie i wasze komentarze, czuje się lepiej, dziękuje za tak piękną motywacje!!! Tak naprawdę nie wiem na którym jestem poziomie czuje się wielkim przegranym. Pozdrawiam wszystkich czytelników i uważajcie na to z kim się spotykacie, wydaje mi się że to ja byłem inspiracją dla wielu oraz ideałem, jednak gdzieś się zagubiłem i wszystko straciłem.
Witaj Greg. Bardzo ciekawa historia. Nieco przygnębiająca, chociaż wydaje mi się, że zupełnie niepotrzebnie patrzysz na to w taki sposób. Jesteś nadal bardzo młody, całe życie przed Tobą, a Twoje długi są naprawdę mikroskopijne – przy postawie, na którą się „nawracasz” sam tak stwierdzisz za kilka lat. Nadal masz ogromną szansę skończyć wyścig szczurów na długo przed tym, jak Cię on wykończy 🙂 pozdrawiam i głowa do góry!
Wyścig już zakończony od jakiegoś czasu teraz, powoli chce odrabiać straty liczę że pod koniec tego roku spłacę zobowiązania i będę miał około 20000 oszczędności, gratuluje talentu do pisania świetny blog.
Poziom 3 1/4. Czwarty jeszcze nie teraz, choć się powoli zaczyna.
Do skompletowania trzeciego brakuje mi tego, by praca to byłą przyjemność, ma swoje stresujące uciążliwości tłumiące to co w niej atrakcyjne.
Choć nie mam prawa moralnego napisać, by mnie tam spotykały jakieś nieprzyjemności, np. na najbliższe 1/2 roku zadania i cele ustawiam sobie sam, najbliższy termin rozliczenia mnie to grudzień 2014. Trochę marnie płatna, ale pracodawca naprawdę nic nie zdziała…
Nie mogę spać.
Komentarz Elżbiety totalnie mnie zmroził.
Zdałem sobie sprawę, że życie moje już od kilku lat spełnia 1/3 symptomów z poziomu czwartego, o których Elżbieta napisała.
Przykro być samotnym ze swoją niezależnością, przykro widzieć, jak życie niszczy rówieśników bardziej niż ciebie i przykro być bezradnym w tym, że nie da się z tym nic zrobić. W końcu każdy kowalem swego losu jest …
Etap 2-3. Podstawa to brak kredytów, bo te rujnują.
Miałem kiedyś działalność, wziąłem kredyt na towary. Po 3 latach dałem sobie spokój, nie traciłem ale zysk był minimalny, na całym biznesie zarabiał bank pobierając odsetki od linii kredytowej. I takich ludzi od groma, pracują dla banku.
Jak pracowałem w innej firmie to widziałem jakie miała obrotu, miesięcznie kilkadziesiąt milionów, z tego i tak wychodziła na minus albo minimalny plus. Oczywiście płacąc miesięcznie około 150tyś. odsetek od kredytów, gdyby nie ona byliby ładnie do przodu. Ponownie wygrywały banki.
Witam wszystkich, a szczególnie Ciebie Wolny.
Wiem, że trochę odgrzewam…
Bardzo się cieszę, że trafiłem na Twojego bloga, codziennie czytam i nadrabiam zaległości 🙂
Sam jestem na drodze do wolności finansowej (etap 3) i wśród znajomych niestety brakuje mi osób z podobnym celem. Nie mam z kim o tym porozmawiać, poszukać odpowiedzi na pytania mnie dręczące, opowiedzieć o rzeczach które dostrzegam…
Po trafieniu na bloga, znalazłem wiele wpisów z tematami, które przewijały mi się w głowie. Teraz widzę, że jest więcej osób myślących podobnie jak ja.
Bardzo wartościowe są komentarze, szczególnie dla mnie w tym wpisie. Proszę osoby, które są już wolne finansowo o komentowanie, to dla nas bardzo przydatne 🙂
Dzięki Wolny !
Odgrzewasz czy nie – ważniejsze, że potwierdzasz wartość tego, co robię – i za to wielkie dzięki 🙂 Życzę powodzenia w dążeniu do etapu 4!
No to ja tez odgrzeje kotleta… 🙂
Na poczatku witam! Kilka razy zupelnie przez przypadek trafilem na Twojego bloga, przeczytalem jakis wpis czy dwa i znow to samo po kilku tygodniach. Ten wpis mnie jednak zainteresowal i dopiero teraz zauwazylem, ze mamy podobny cel. Widocznie poprzedni wpis, ktory kiedys przeczytalem byl o czyms zupelnie mnie nie interesujacym… nie wazne…
Od 2 lat mysle o tym, aby zostac rentierem i wiesc spokojne zycie z rodzina, cieszac sie kazdym dniem, budzic sie i klasc spac kazdego dnia razem (wyjasnie pozniej dlaczego o tym wspominam).
Jednak zawsze trafi sie jakas „okazja” i caly czas jak uzbieram jakas juz konkretna kwote, to np. zmienie auto 😉
3 lata temu kupilem dom na kredyt oczywiscie. Stwierdzilem wspolnie z partnerka, ze nie jest nam on potrzebny, jest za duzy i nie wykorzystujemy go w pelni. Miesiac temu kupilismy mieszkanie, tym razem za gotowke – znowu uzbierana kwota sie uszczyplila. Postanowilismy wystawic dom na sprzedaz. Jesli uda mi sie sprzedac za wystawiona kwote to splace kredyt i prawie w calosci reszta pokryje zakup mieszkania, wiec podreperuje swoj budzet w drodze do „wolnosci” (czytaj rentier 😉 ).
Jasno okreslilem sobie cel. Jest nim 1 mln zl. Taka kwota obecnie rozsiana po bankach na lokatach zalozmy 4% da mi miesiecznie po opodatkowaniu okolo 3500zl – jest to dwa razy wiecej niz mozna zarobic obecnie w moim miasteczku, wiec jak dla mnie bardzo dobra miesieczna „wyplata” i to za bycie „wolnym” bez pracy od rana do wieczora 5/6 dni w tygodniu.
Jesli w niedalekiej przyszlosci, kolejne 10 lat, nie bede mial wiekszych wydatkow, nie bede musial znowu zmieniac miejsca zamieszkania, zmieniac samochodu, to powiniene wyrobic sie do 40stki, aby ten zalozony cel osiagnac. Co dalej, nie wiem, moze nie rzuce od razu pracy, jesli zdrowie pozwoli, moze dalej bede pracowal, ale wtedy podchodzil bym do tego o wiele „luzniej” bez strachu czy za miesiac tez bede mial prace, bo moja zalozona „banka” bedzie juz pracowala dla mnie w bankach.
Obecna praca wiaze sie z wieloma wyrzeczeniami… dlatego wczesniej wspomnialem o tym byciu z rodzina kazdego dnia w roku. Dzisiaj jest to niemozliwe, pracuje w takim ukladzie, ze niestety pol roku czasu sie nie widzimy, za to kolejne pol roku nadrabiamy zaleglosci, aby znowu pozniej pol roku byc daleko od siebie. I chociaz to jest dobrze platna praca, to mysle, ze nie bede sie dlugo wahal, aby podziekowac i odejsc z pracy, gdy tylko bede pewny, ze srodki, ktore zaoszczedzilem pozwola mi przetrwac reszte zycia.
Nie mysle tez, zeby w czasie wolnosci/rentierstwa nie robic zupelnie nic i lezec do gory brzuchem przed tv czy komputerem. Chcialbym znalezc sobie tez takie zajecie, dzieki ktoremu moglbym wypelnic kilka godzin w ciagu dnia lub tygodnia (bo nie mialbym powodu, aby sie spieszyc) i dodatkowo jeszcze zarobic kilka zl np. na rachunek za prad czy wode. Bylo by to zupelnie niewymuszone, nie musial bym tego robic, ale chcialbym znalezc cos, odkryc jakas pasje, zeby zajac sie czyms ciekawym, a czemu przy okazji tego jeszcze nie zarobic? 🙂 Moze troche gryzie sie to z pojeciem rentierstwa, ale nawet jesli to jest sprzeczne, to niech to bedzie moja „wolnosc”, moja wizja przyszlosci, do ktorej bede sie staral dazyc.
A co do tematu wpisu, to dalbym sobie mocna „trojke” z jednym wyjatkiem… obecna praca nie jest dla mnie przyjemnoscia, ale tez nie jest czyms bardzo strasznym. Po prostu jest to praca, do ktorej musze wyjechac, ciezko pracowac, aby pozniej czerpac z tego korzysci. Ot tyle.
Zainspirowales mnie swoim blogiem jeszcze bardziej. Kiedys stawialem jakies male kroki i probowalem pisac bloga, jednak byl to temat raczej niszowy, specjalistyczny, wiec nie mialem za duzo czytelnikow 🙂 Teraz chyba zaczne od nowa… chcialbym pisac o mojej wizji „wolnosci”, o tym jak ja to widze, swoje spostrzezenia na temat oszczedzania oraz opisywac swoja droge, ktora podazam, w tym konkretnym kierunku.
Wielkie dzieki za to co robisz! 🙂
Hej P. – bardzo dziękuję za ten komentarz. I za to, że dałeś kolejną szansę mojemu blogowi 🙂 Cele masz bardzo sensowne – pamiętaj tylko, że mając ten 1 mln zł i przejadając całość odsetek będziesz co roku miał nieco mniej (w sensie siły nabywczej, którą nieco pomniejszy inflacja). Ale nawet niewielkie, dodatkowe przychody wystarczą, żebyś nie musiał się o to martwić. Ta kwota brzmi sensownie – i cieszę się, że nie tylko ja twierdzę, że już za tak relatywnie niewielkie pieniądze (w stosunku do wielu milionów, o których piszą analitycy) można pozwolić sobie na opcjonalność niemal wszystkiego 🙂
Pozdrawiam i kibicuję jeśli chodzi o Twoje cele i założenie bloga!
Mam nadzieje, ze uda sie cos z tych wypracowanych odsetek odladac i dorzucac jakies male kwoty, aby z miesiaca na miesiac pracowala coraz wieksza sumka. Do tego jeszcze mysle, ze partnerka, przyszla zona, bedzie nadal spelniala sie w swojej pracy i co miesiac dorzucala pare groszy na oplate rachunkow, czy potrzebne wydatki, np. jedzenie.
A nawet gdybym przejadal calosc odsetek, a inflacja co roku podjadala ten mln zl, to nie wiem czy starczy mi zycia, aby zjadla cala banke 🙂 Nawet jak inflacja pojdzie do gory, to rowniez przeciez wtedy oprocentowanie lokat powinno podskoczyc, moze nie az tyle, nie w takim tempie, ale zawsze to cos.
O swoim blogu pomysle, poki co zostaje u Ciebie! 🙂
Pomiędzy trzecim a czwartym etapem widzę jeszcze etap MARSZU. Nie możesz jeszcze rzucić pracy i zostać rentierem, ale twoje dochody “pozapracowe” przekraczają 30%, co finansuje ci:
– Automatyczne powiększanie oszczędności przez odsetki od odsetek, które nie są już pojedynczymi złotówkami, lecz dziesiątkami złotych miesięcznie.
– Wakacje,
– Wymiana sprzętu RTV-AGD.
Cechą tego etapu jest też to, że “pełna wolnośc” przestaje być marzeniem, a zaczyna być konkretnym planem kilkuletnim.
Pozdrawiam.