Proste marzenia.

Jeden z etatowych czytelników/komentatorów tego bloga zapytał ostatnio:

„A nie sądzisz, że wolność finansowa nie tyle daje czas tylko co najwyżej MOŻE DAĆ WIĘCEJ czasu na realizację – no, dajmy na to – niektórych marzeń?
Nie wszystkich…
Bo niezależnie od tego jak będę wolny finansowo nie zrealizuję wielu z nich…”

Ponieważ jeszcze nie poruszałem tego tematu na blogu, dzisiaj nadrobię zaległości. Absolutnie nie dla „sportu” – tak się składa, że marzenia mówią o człowieku dużo, a ich nierozerwalność z tematyką niezależności finansowej oraz minimalizmu jest niepodważalna – przynajmniej w moim odczuciu. Już wyjaśniam…

Każdy o czymś marzy, jednak odsetek tych, którzy robią cokolwiek w celu spełnienia owych marzeń jest przerażająco niski! Czemu większość z nas tylko wyobraża sobie, „co by było gdyby”, zamiast planować i materializować te plany? Wreszcie: skąd ten ogromny rozdźwięk pomiędzy kalibrem marzeń,  a pracą nad ich osiągnięciem? Czy nie jest tak, że im więcej marzeń siedzi w Twojej głowie, tym mniejsze prawdopodobieństwo spełnienia chociaż części z nich? Między innymi z tego powodu moje marzenia są tak przyziemne, że prawdopodobnie większość z Was by się z nimi mogła identyfikować:

marzenia_16

– zdrowie (moje oraz rodziny), które będzie nam dopisywało jak najdłużej się da.
– bycie przy moich dzieciach, szczególnie w czasie ich dorastania. Zbudowanie z nimi dobrej więzi i przekazanie jak najwięcej pozytywnej energii na resztę życia.
– możliwość odejścia na własną emeryturę w wieku, który uznam za stosowny (i który na 100% nie będzie się pokrywał z tym, czego system będzie ode mnie wymagał).
– prowadzenie aktywnego i prostego życia z dala od większych skupisk ludności po przejściu na emeryturę.
– podróże, których dopiero zasmakowałem, a które oboje z żoną uwielbiamy!

Proste? Wręcz przyziemne. Dlaczego więc o tym piszę, skoro nie ma w tym nic nadzwyczajnego? Bo jednak jest, tylko trzeba nieco wytężyć wzrok, żeby dostrzec pewien ważny szczegół. Otóż… jestem obecnie na drodze do spełnienia ich wszystkich, a to dzięki wyborom życiowym, których dokonałem, i o których piszę na tym blogu. Niemal wszystko, co robię i czym się z Wami dzielę, jest podporządkowane spełnieniu tych kilku punktów. Niczym stereotypowy, nastawiony zadaniowo osobnik płci męskiej realizuję krok po kroku kolejne założenia.  Po pierwsze, zdrowie. Nigdy, przenigdy nie przewidzę wszystkich możliwości i w każdej chwili może przydarzyć się coś, co przekreśli ten punkt, na którym w zasadzie bazują wszystkie pozostałe. Ale po raz kolejny to napiszę: ewentualność porażki to nie powód do zarzucenia realizacji planów! Wracając… zdrowie. Rower, unikanie niezdrowego jedzenia, używek (a przynajmniej ich nadmiaru :)), regularny wysiłek fizyczny oraz rozmaite wyzwania intelektualne (jak chociażby prowadzenie bloga…) – na tym opieram wieloletnią akcję pod tytułem „żwawy staruszek”, a której celem jest cieszenie się zdrowiem i sprawnością (również umysłową!) w wieku, w którym rówieśnicy myślą głównie o ciepłych bamboszach 🙂

Po drugie: dzieci. Od momentu urodzenia Mai miałem okazję dobrze Ją poznać – z powodu zawirowań (głównie w pracy), przez pierwsze 3 miesiące Jej życia byłem w domu 1,5 miesiąca bez przerwy – trochę na zasadzie ojca-rentiera 🙂 Ostatnio nie jest już tak różowo, ale i tak staram się (z nie najgorszym skutkiem) nie być typowym ojcem, który po przyjściu z pracy ogranicza się do wykąpania dziecka przed snem. Nie mam wątpliwości, że w dłuższej perspektywie nie dam się „zajechać” i jeśli będzie taka potrzeba, poświęcę co trzeba dla tego, co naprawdę ważne. Tak tak – nawet ten blog, jeśli to okaże się konieczne! Jak to mówią: są rzeczy ważne i ważniejsze.

marzenia_2

Kolejne punkty to czysta niezależność finansowa w połączeniu z tak zwanym „prostym życiem”, minimalizmem. Może więc za jakiś czas okaże się, że wcale nie potrzebuję zbyt wielu zer na koncie i wystarczy mi zdecydowanie mniej, niż planowałem – na przykład 2 wynajęte mieszkania i jakaś mała „chatka-parchatka” na wygwizdowiu 🙂 Czas pokaże, a na razie trzymam się planu i zabezpieczam na życie standardowego mieszczucha, które obecnie prowadzę. Mimo, że nie korzystam z nadmiaru rozrywek i możliwości, które oferuje miasto.

Nie zapominaj jednak, że pieniądze to nie cel sam w sobie. One są tylko środkiem, za który mogę kupić swój czas. A dokładniej: nie sprzedawać swojego czasu mojemu pracodawcy. Załóżmy przez chwilę, że stanie się coś złego – mi, żonie, dziecku… (tfu tfu!). Czy powiedzenie wtedy pracodawcy „do widzenia” na dowolnie długi czas nie jest celem, do którego warto dążyć? Załóżmy, że wypalę się zawodowo, będę chciał robić coś dla innych; coś dającego więcej satysfakcji i poczucia samorealizacji. Czy nie byłoby miło móc rozpocząć nową ścieżkę kariery nie patrząc na to, że oferta jest wyjątkowo słabo płatna w porównaniu z aktualną? Wreszcie – czy nie byłoby wspaniale dać sobie rok czasu, spakować plecaki i wybrać w niezapomnianą przygodę po świecie? Marzenia na pewno godne pozazdroszczenia, ale czy na pewno będę w stanie je spełnić?

marzenia_10

Gwarancji nie mam – i tutaj przyznaję rację Romanowi, którego komentarzem rozpocząłem ten wpis. Istnieje prawdopodobieństwo, że polegnę w boju i nie zrealizuję choćby części z założeń. Ale jestem przekonany, że jeśli moich planów nie pokrzyżują czynniki zewnętrzne, mam OLBRZYMIĄ szansę zrealizować je wszystkie. I to jest potęga drogi, którą kroczę – moje marzenia są realne i już teraz niemal potrafię ich dotknąć! Można by rzecz, że to nie marzenia, ale plany… czy to znaczy, że wcale nie marzę? To wszystko kwestia nazewnictwa i determinacji – nie dam się zamknąć w sztywnych ramach i definicjach. Co jednak, jeśli rozmaite pomysły na szczęśliwe życie wręcz kłębią Ci się w głowie i sam nie wiesz, od czego zacząć i czy w ogóle będziesz w stanie któreś z nich zrealizować?

Czemu nie postąpić zgodnie z efektem kuli śniegowej, która jest częstym podejściem przy spłacie kredytów? Nie będę dublował wpisów Michała, więc wyjaśnię dosłownie w dwóch zdaniach: mając wiele kredytów, dobrze jest spłacać je w określonej kolejności: od najmniejszego do największego kwotowo. Dzięki temu szybko widać postępy, a motywacja do pozbycia się kolejnych obciążeń rośnie. Być może podobny schemat należałoby zastosować do posiadanych marzeń? Uszereguj je w kolejności, w jakiej najłatwiej byłoby Ci na chwilę dzisiejszą je spełnić i… zacznij je spełniać 🙂

A Ty? O czym marzysz? Lot na księżyc, czy może coś bardziej przyziemnego (dosłownie i w przenośni)? Czy Twoje marzenia są bardziej nastawione na być, czy jednak mieć? I wreszcie: czy masz odwagę je spełniać, czy już na zawsze pozostaną tylko mrzonkami?

75 komentarzy do “Proste marzenia.

  1. Adi Odpowiedz

    Wolny,
    Mamy te same marzenia, tylko ja trochę później się ocknąłem i wyleczyłem z konsumpcjonizmu. Długa droga przede mną.
    Podoba mi się Twoje podejście. Powodzenia.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Sam widzisz, że nieszczególnie ze mnie wyjątkowy gość 🙂 Tym bardziej czytelnicy nie powinni mieć trudności w podejmowaniu podobnych decyzji do moich, które mogą ich doprowadzić do tego samego celu, co mnie! Pozdrawiam.

      • Zulu Odpowiedz

        Każdy powinien mieć takie cele w życiu!
        Życie wielu ludzi było by łatwiejsze, a społeczeństwo szczęśliwsze.
        Ale skoro chcą brać udział w wyścigu szczurów który do niczego nie prowadzi to ich sprawa…

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Czy każdy… jak to napisał Roman kilka komentarzy wyżej, moja droga jest tylko jedną z możliwych, więc daleki byłbym od narzucania innym tego samego i mówienia, że to jedyne słuszne podejście. Chociaż już nie mam takich hamulców przed krytykowaniem powszechnego wyścigu szczurów 🙂

  2. Agaru Odpowiedz

    Z „przerażeniem” ostatnio stwierdziłam, że kończą się moje marzenia do spełnienia 😉 (pomijam kwestie zdrowia, to ono jest zawsze najważniejsze i to marzenie jest stale w realizacji).

    Miałam cudowną i wymarzoną pierwszą pracę i wspaniałego szefa. Teraz mam wymarzoną własną firmę. Mam wspaniałego i też wymarzonego wręcz męża i syna. Wkrótce przeprowadzę się do wyśnionego domu (nooo, oprócz kominka, którego nie ma, ale za to z jaaaakim widokiem za oknem 🙂 ) Pomijam szereg mniejszych lub większych marzeń, które jak tylko nadarzała się okazja, spełniałam. I nadal to robię.

    Ktoś ostatnio mi powiedział, że mi to łatwo wszystko przychodzi. Stwierdziłam, że ani trochę, że też muszę się postarać. Mam cel (marzenie), obmyślam plan, wprowadzam go w życie/działam. Czasem się udaje, czasem troszkę odstaje od efektu, który oczekiwałam, ale jestem i tak bardziej do przodu niż inne osoby, które siedzą w domu przed TV i czekają na wygraną w totka 🙂
    Życzę wszystkim spełnienia marzeń i tych dużych i maleńkich. Każde spełnienie jednego daje ogromnego kopa do spełnienia kolejnego.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Nie ma to jak powiew optymizmu i dowód na to, że pojęcie „kryzys” nie dotyczy tych, którzy walczą o to, o czym marzą! Pozdrawiam i życzę dalszej dobrej passy 🙂

  3. Aga Odpowiedz

    A ostatnio robiłam mojemu Mężowi ćwiczenie pt. „tort marzeń” – takie nawiązujące do Twojej notki 🙂 polecam każdemu!

    Trzeba marzyć i wierzyć, a do tego dorzucić dużo ciężkiej pracy 🙂

      • Aga Odpowiedz

        Wyszło, że marzenia są – na razie niestety zapomina je realizować – czy będzie jakieś przewartościowanie i zmiana w organizacji dnia – zobaczymy.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Zachęcam do zmian jak najszybciej! Pewnie doskonale zdajesz sobie sprawę, że największa motywacja do działania jest na świeżo. Z czasem temat nieco przycicha, rozpływa się i z ambitnych planów zostają jedynie mrzonki…

          • Aga

            Ja działam 🙂 Staram się namówić do działania Małżonka 🙂 Na razie pracy mnóstwo (ale jak się chciało więcej, niż mogło mieć, to trzeba teraz „odpracować”) – cytując: „na razie się wspinam,a le widoki są niezłe” 😉

          • Aga

            Ps. Męża mego trzeba trochę pouświadamiać, bo to prosty człowiek jest – podsuwam mu Wasze notki do czytania – Twoje i Konrada – powoli, bo powoli, ale coś się rusza 🙂 Więc, przy okazji, dzięki za ciężką pracę nad blogiem 😉

  4. Roman Odpowiedz

    Wyrwałeś moją wypowiedź z kontekstu, ale co tam 🙂
    Skomentuję to tak:
    Wydaje mi się (moze się mylę), ze za bardzo uzależniasz spełnienie swoich marzeń od stanu posiadania. A przecież sam dobrze wiesz (co wynika z Twoich wpisów), że „Wolnosć finansowa” może ci tylko pomóc w realizacji niektórych z nich, ale nie zrobi tego za Ciebie 🙂
    Troche zadziornie…
    Niezależnie od tego jak „wolny finansowo” będziesz nie nauczysz sie lepiej (co najwyżej odrobinę szybciej) np. łaciny 🙂

    • Roman Odpowiedz

      I już wiem gdzie zrobiłem błąd 😀
      Więc gwoli uściślenia 😀
      Twoja przyszłość w dużo mniejszym niż Ci sie wydaje stopniu zależy od „wolności finansowej”, a w dużo większym od Ciebie samego 🙂

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Teraz nie mam innego wyjścia tylko się zgodzić 🙂 Tylko jedna wątpliwość: skoro odczuwam zdecydowanie większy spokój wewnętrzny związany właśnie głównie ze swoim stanem posiadania, to… czy to złe i powinienem starać się to przewartościować, bo pewnego dnia mogę się obudzić bez niczego? Na razie mam brak stresu, inne podejście do pracy, pewność tego, że nie zgodzę się na podporządkowanie życia pracy… to dużo, nawet bardzo. Czy warto „orać łepetynę” i odrzucać przyjęty już, błogi spokój? Oczywiście nie bierze się on tylko z cyferek na koncie, ale to jedna z głównych składowych.

        • Roman Odpowiedz

          „Cyferki na koncie” nie zlikwidują twojego lęku, co najwyżej trochę go zmniejszą i to zapewne nietrwale…
          Dla mnie „być wolnym” to umieć odnaleźć sie w każdym otoczeniu i każdej sytuacji…
          I pieniądze czasami w tym pomagają…
          Ale bardziej i cześciej pomaga w tym to, co mam w sobie 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Czyli konkluzja powinna być taka: ważny jest całokształt. Tyle, że ja – nie będąc jeszcze na Twoim poziomie, nieco przeceniam wartość majątku, a Ty – który osiągnąłeś już dawno zamierzony przeze mnie cel – jeszcze bardziej doceniasz to, kim jesteś niż to, co masz.

          • Roman

            Tak, chyba masz rację… uważam, ze ważny jest całokształt…
            I przestań już z tymi „poziomami”…
            Był czas, że miałem podobnie do ciebie; przeceniałem zawartość konta i niedoceniałem samego siebie…
            I to – jak uważam – było złe 🙂
            Dziś zapewne jestem wolnym finansowo, a może i nie; to jakby mniej ważne…
            Ważne jest to, ze nawet gdybym jutro stracił cały majątek i gdyby jedyną alternatywą ekonomicznego przetrwania mojej rodziny było „kopanie rowów za najniższą krajową i bez umowy” to mnie to nie przeraża…
            Nieprzyjemne byłoby i owszem…
            Ale przecież żyłbym i tak ze świadomością, że skoro upadłem to znaczy, że kiedyś stałem…
            A skoro kiedyś stałem to i ponownie stanąć mogę 🙂
            I ta świadomość to jest – moim zdaniem – prawdziwa wolność

  5. D. Odpowiedz

    Dobry wpis.
    Odpowiadając na końcowe pytanie po prostu napiszę – parafrazując słowa Thoreau -iż chciałbym „zdobyć się na odwagę i żyć”. Wieść życie bardziej szlachetne, zdrowe, szczęśliwe, a także ciekawe, wolne od stresu, posiadania nadmiaru czy szkodliwych relacji. Może nie dokonam tu nowego odkrycia w dziedzinie filozofii, ale myślę że celem życia jest szczęście. W kierunku wymarzonego życia idę małymi krokami, ale przynajmniej przybliżam się do realizacji marzeń.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To prawda… celem życia jest szczęście – i to wyłącznie Twoje! Owszem – zależy ono od zdrowia najbliższych i relacji z nimi, ale nadal to właśnie ty sam chcesz być szczęśliwy, prawda? Z jednej strony niezwykle egoistyczne podejście, z drugiej strony jakże naturalne i prawdziwe.

      • Daniel Odpowiedz

        Oj, ktoś tutaj nieźle pojechał 😀 To prawda, szczęście nas samych jest niezwykle istotne, ale jak sam zauważasz nie jest ono zależne tylko od nas samych (choć w dużej mierze również od nas samych :D). Tak czy inaczej, co powiedzieć tutaj o osobach, które poświęcają swoje życie dobrowolnie dla innych? Chyba nie powiesz, że zawsze robią to wyłącznie z egoistycznych pobudek, aby czuć się dzięki temu lepiej? To wyłącznie egoistyczny masochizm? Trochę mi się właśnie nie podoba u Ciebie to zamykanie się na ja i moja rodzina. Rozumiem – rodzina jest niezwykle ważna – ale, czy czasem przez takie zamykanie się czegoś nie tracimy?

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Wiesz… ważniejsze są czyny, nie słowa. Staram się nie chwalić pomocą innym (chociaż przyznam, że nie jest ona regularna i najczęściej ogranicza się do przelewu, więc to najprostsze z możliwych podejść), ale czy chociażby to, co robię właśnie tutaj, na tym blogu, nie jest robieniem czegoś dla innych? Dzielę się swoją wiedzą, motywuję do działania i popycham czytelników do pozytywnych zmian w swoim życiu, jednocześnie poświęcając ogromną ilość czasu i uwagi ze swojej strony.
          Mimo to sam wolę patrzeć na to nieco inaczej: wystartowałem z blogiem, ponieważ sam potrzebowałem poczucia, że to co robię ma znaczenie i że robię coś dobrego dla innych. Ale najważniejszy dla mnie jest mój osobisty odbiór tej całej „zabawy” – dzięki temu, że czytacie i dajecie mi mnóstwo dowodów na pozytywne znaczenie tego, co robię, to ja czuję się dobrze. Moja potrzeba… czynienia dobra (?), dawania siebie innym zostaje spełniona. Egoistyczne? Pewnie tak, ale wolę unikać górnolotnych teorii, a zamiast tego wybieram bycie człowiekiem czynu – to zazwyczaj przynosi najlepsze efekty 🙂

          • Daniel

            Teoria bez praktyki jest tylko niepłodnym gadaniem, ale praktyka bez teorii jest bezmyślna 😀 Odczuwam, że od kilku wpisów zarzucasz mi przesadne teoretyzowanie, ale zapewniam, że ja również staram się, podobnie jak Ty, nie stać w miejscu. Może w trochę inny sposób się rozwijam, ale to chyba nie znaczy, że gorszy 😀 Trudno mi się nie zgodzić, że robisz sporo dla innych (w tym dla mnie!), dzięki pisaniu bloga. Nie sądzę też, żeby to, o czym piszesz było egoistyczne – byłoby takie, gdybyś myśląc o sobie, nie zauważał też potrzeb innych czy ignorował to, co inni mają do przekazania. Do niezdrowego egoizmu Ci moim zdaniem daleko 😀 Mam jednak obawy, że w dłuższej perspektywie taka postawa może się przerodzić w zamknięcie się na poza zawodowe i poza finansowe kontakty z żywymi ludźmi oprócz rodziny i Internetu. Tobie to raczej nie grozi, bo jednak sporo podróżujesz, poznajesz nowych ludzi – ale ten blog pełni raczej funkcję edukacyjną, dlatego nie oceniamy poszczególnych osób, tylko postawy i wynikające z nich niebezpieczeństwa 😀

          • Daniel

            Ale przekonałeś mnie do jednego, z czego nie do końca zdawałem sobie wcześniej sprawę. Faktycznie krytykuję to co piszesz, a nie to, co robisz. W tym drugim przypadku, trudno mi się do czegokolwiek przyczepić. Ale z drugiej strony, czy to pierwsze nie jest też istotne i czy powinniśmy przymykać na to oko? Tak się tylko zastanawiam…

          • wolny Autor wpisu

            Oczywiście, że nie powinniście przymykać na to oka – macie pełne prawo wytykać mi błędy w rozumowaniu, a ja mam pełne prawo próbować bronić moich racji 🙂 Zdaję sobie sprawę, że nadal szukam, uczę się od Was i nie zjadłem wszystkich rozumów (nie mówiąc o tym, że nie zawsze potrafię jednoznacznie przelać „na ekran” dokładnie to, co chcę przekazać), więc konstruktywna krytyka zawsze jest mile widziana.

        • Daniel Odpowiedz

          Chociaż na pewno zdecydowanie lepiej zamykać się na dążenie do własnego szczęścia i swojej rodziny, niż czynić sensem swojego życia ciągłe zdobywanie nowych gadżetów i wymienianie ich na jeszcze nowsze, kiedy się znudzą albo nie będzie się już można nimi pochwalić. Jeśli czujesz, że Twoje życie jest już teraz szczęśliwe, to niczego nie narzucam 😀 Osobiście uważam, że Twoje marzenia są świetne – oby więcej ludzi takie miała – co nie znaczy, że do niczego nie można się przyczepić 😀

          • wolny Autor wpisu

            Żeby uściślić: uważam, że podstawą jest właśnie bezpieczeństwo i szczęście tej podstawowej komórki społecznej, jaką jest Twoja rodzina. Dopiero po zapewnieniu tych podstaw popatrz szerzej i staraj się pomagać innym. A jeśli nie widać, że właśnie to robię poświęcając masę swojego czasu na tego bloga, to chyba tylko wizyta w Afryce w celu kopania studni dla potrzebujących będzie bardziej wymowna 🙂

          • Daniel

            Zgadzam się w 100%! Napisałem już wcześniej, że od rodziny wszystko się zaczyna i pod tym, co napisałeś mogę się podpisać 😀

  6. Marek Odpowiedz

    Trzeba marzyć bo to jest przecież motorem naszych codziennych działań – ja tak mam przynajmniej – w chwilach zwątpienia, nadmiaru rzeczy do zrobienia, trudności czy to prywatnych czy zawodowych, staram się przywołać obraz po co mi to wszystko 😉
    i o ile moje plany „emerytalne” nie są do końca jeszcze sprecyzowane to mam podobnie jak Wolny wizję siebie za jakiś czas gdzieś na wsi, w górach w małej chatce z małymi potrzebami i wielkim uśmiechem; mam też warianty alternatywne ale nie o tym chciałem – trzeba mieć marzenia ale wydaje mi się że nie można myśleć o nich tylko w kategoriach „kiedyś” – trzeba mieć i realizować te bliższe, może mało spektakularne ale równie ważne – inaczej grozi nam utknięcie w wyścigu podporządkowanemu „przyszłym planom”…
    a chodzi chyba też o to, żeby cieszyć się tu i teraz, żeby starać się prowadzić takie życie żeby się nam chciało każdego dnia wstawać i podejmować wyzwania z uśmiechem przy okazji korzystając i ciesząc się życiem. Chodzi mi o to żeby nie wpaść w schemat „teraz to jest ciężko ale musi tak być a kiedyś będzie lepiej” -kiedy? na emeryturze?
    Do mnie dotarło ostatnio – mimo tego że lubię to co robię i z przyjemnością poświęcam temu czas to jednocześnie zaniedbuję inne ważne rzeczy – przyjaciół, relacje z ludźmi, ciekawe rozmowy i spotkania…

    • Roman Odpowiedz

      ważne by ne przywiązywać sie do schematów…
      Do myślenia, że: „tak musi już być”…
      Nie musi…
      Czasami jest inaczej niż planujemy i chcemy, ale warto by pamiętać, że to tylko stan tymczasowy, nietrwały, że prędzej czy później nastąpi zmiana…

      I warto też pamiętać by sie nie przywiązywać do nieprzywiązywania 😉

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Kurcze… czasami myślę, że Twój tok rozumowania jest kilka poziomów wyżej, a jak wiadomo… wyżej d* nie podskoczysz.

        Ważne, żeby się nie przywiązywać, ale jednocześnie warto nie przywiązywać się do nieprzywiązywania… w sensie, że mimo że warto, to i tak się przywiążemy, tak? 🙂

        • Roman Odpowiedz

          Przycumowałeś do pewnej określonej wizji swojej przyszłości…

          Rób co uważasz za słuszne i konieczne, ale żyj ze świadomoscią, że życie oferuje dużo więcej możliwości niż ta, którą „wybrałeś” dla siebie…
          że twoja wizja jest tylko jedną z nieskończenie wielu…
          Odcumuj 🙂

          Nieprzywiązywanie do nieprzywiązywania?
          Wyjaśnie to tak…
          Tak jak złe jest przywiązanie sie na trwałe do pewnego rozwiążania, tak i złe jest nierpzywiązywanie sie do niczego…
          JEst czas by być do czegoś przywiązanym…
          Jest czas by do niczego się nie przywiązywać…
          Zawsze trzeba mieć otwarte oczy by wybrać

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Marku – masz rację, nie chodzi o odkładanie czegoś na później. Odejmowanie sobie od ust (lub od duszy?) dzisiaj z myślą, że kiedyś będzie inaczej nie ma większego sensu i może skutecznie obrzydzić aktualną drogę. Ale tutaj kluczowe jest podejście – zrozumienie swoich prawdziwych potrzeb i zdefiniowanie tego, co Tobie osobiście daje satysfakcję z życia – tu i teraz.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Cóż ja mogę powiedzieć… życzę jak największej motywacji do dalszego wkładania wysiłku w realizację tego, co nieuchronnie się zbliża 🙂

  7. kk Odpowiedz

    „A Ty? O czym marzysz? (…)”

    O tym żeby móc odpowiedzieć za jakiś czas na pytanie, które siedzi mi w głowie od paru lat. „Z czego będziesz dumny pod koniec życia?”.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Może mi się tylko wydaje, ale… jeśli już teraz masz dobrze poukładane w głowie (a zadając sobie tego rodzaju pytania istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak jest), to pod koniec życia powinieneś być dumny z tego, z czego byłbyś dumny również dzisiaj.

  8. Michał Odpowiedz

    Właśnie kupić swój czas. W takim głębszy rozumieniu czas to życie. Dlatego nie można myśleć o nim z takim zaangażowaniem jakie się ma smażąc omleta. Dobra motywacja – czas dla rodziny bo ona jest daleko ważniejsza niż etat, praca, wakacje na Bora Bora ….

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja zgadzam się co do kupowania swojego czasu. Dla tych, którym nie pasuje ten termin (rzeczywiście brzmi dość „brutalnie”) proponuję odwrócić sytuację i zdać sobie sprawę, że aktualnie prawie każdy z nas sprzedaje swój czas komuś, z kim nie łączą go żadne głębsze więzi. Więc zamiast kupowania swojego czasu możesz dążyć do tego, żeby przestać go sprzedawać – teraz chyba intencje są bardziej „ludzkie” 🙂

        • Adam Odpowiedz

          Chyba najciekawiej i najpełniej myśl tę (iż za wszystko płacimy własnym czasem) wyraził Thoreau w dziele „Walden. Życie w lesie”. Szczerze polecam. Jest to zresztą książka wielowymiarowana, która dla wielu ludzi stała się swoistą biblią.

  9. Pingback: 5 powodów dlaczego powinieneś realizować swoje marzenia : Kaizenek

  10. Sylwek Odpowiedz

    Kiedy wreszcie zostaniesz wolnym i zaczniesz profesjonalnie zajmować się blogowaniem?
    Marnujesz sięWolny. Masz takie zdolności, a cały czas siedzisz na tym swoim etacie.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Czy to prowokacja? Przecież ja zajmuję się profesjonalnie blogowaniem 🙂 A tak zupełnie poważnie… może gdybym potrafił w podobny sposób pisać po angielsku (mam tu na myśli nieporównywalnie większy zasięg bloga), może gdybym miał doświadczenie w marketingu i potrafił profesjonalnie rozmawiać z potencjalnymi klientami, to myślałbym o takim kroku. Na razie nie starczyłoby nawet na waciki i absolutnie nie mam przestrzeni (właściwie: czasu) żeby w jakiś sposób się promować, rozmawiać z firmami czy bardziej aktywnie zwiększać zasięg bloga. Pozostaję więc przy pierwotnym jego „celu”: uświadamiać tych, którzy chcą być uświadomieni i pokazywać, że konsumpcjonizm na maxa to nie jedyna możliwa droga.
      Pozdrawiam.

      • Sylwek Odpowiedz

        Nie gadaj Wolny głupot.
        Znajomość języka nie pomoże. Jeśli chcesz pisać w języku angielskim, musisz mieć mętalność angielską, a do tego jeszcze ci dużo brakuje co najmniej 50 lat.
        Nie porywaj się na wiatraki. Dobrze będzie jak zaproszą cię do telewizji,
        jak widzę, większość znanych blogerów zaczyna robić pieniądze po porogramie telewizyjnym. Z tego co widzę, dużo mniejszego pokroju blogerzy byli już w telewizji. Dlaczego ciebie jeszcze nie znają?

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Pisząc „gdybym potrafił w podobny sposób pisać po angielsku” nie miałem na myśli poziomu językowego, ale właśnie to, co sam napisałeś – mentalność (raczej nie „mętalność” 🙂 ), dlatego już na samym początku odrzuciłem ten pomysł.
          „Dobrze będzie jak zaproszą cię do telewizji” – nie wiem dla kogo dobrze – dla mnie, czy dla telewizji? Nie ma mnie tam i prawdopodobnie nie będzie. Dlaczego? Jestem anonimowy (z czasem coraz mniej, ale mimo wszystko) i taki na razie chcę pozostać. Telewizja (przynajmniej ta najwięcej znacząca) jest w stolicy, a nie za bardzo uśmiecha mi się tracenie całego dnia tylko po to, żeby ładnie mnie upudrowali i dali powiedzieć 3 zdania. Z doświadczeń wielu blogerów wynika, że takie wystąpienie nie daje wiele – co najwyżej umacnia wizerunek „eksperta”, który sam buduję na blogu, chociaż nie zależy mi na nim jakoś szczególnie. W ogólności można rzec, że znani są ci, którym na tym zależy i którzy utożsamiają się ze stwierdzeniem „zawód: bloger”. U mnie to raczej hobby, satysfakcja z dawania czegoś innym. Możliwe, że kiedyś pójdę z tym dalej – na razie nie mam takich planów.

  11. Elzbieta Odpowiedz

    Dopiero dzisiaj natknelam sie na ciekawy filmik. Ma juz prawie 4 miliony wyswietlen. Nazywa sie „The Time You Have (In JellyBeans)”. Nie pamietam czy Wolny dopuszcza linki do YouTube, czy nie. Bedac w YouTube wpiszcie wiec ten tytul i obejrzyjcie. Jest w jakims stopniu zwiazany z ta dyskusja, a wiec moze warto?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Nie mam nic przeciwko takim linkom, o ile są związane z tematem, więc ponieważ Ty tego nie zrobiłaś, ja go podam: klik. Nie wiem jak odebrałaś ten materiał – dla mnie był to kolejny, inspirujący dowód na to, że nie warto iść utartą, standardową drogą przez życie. Całe dzikie mnóstwo czynności przedstawionych w tym filmie można zoptymalizować lub całkowicie z nich zrezygnować: czas spędzony w samochodzie, oglądanie TV, czas spędzony w pracy (wczesna niezależność finansowa)… i dzięki temu mieć mnóstwo dodatkowych ziarenek. A co z nimi każdy z nas zrobi? No cóż – pewnie przeważnie zmarnuje 🙂

  12. Sylwek Odpowiedz

    Tak jak Elżbieta sugeruje, wyobraź sobie Wolny że jutro nadchodzi Twój ostatni dzień. Co wtedy zrobisz? Myślę że zdejmiesz maskę i powiesz że nazywam się Jan Kowalski i to ja pisałem dla was tego bloga. Przydało by się pokazać publicznie i powiedzieć ludziom, co robisz i jakie są zamierzenia na przyszłość.
    Jako celebryta można więcej zdziałać.Może będziesz mógł w przyszłości kandydować do senatu? Nasz kraj potrzebuje posłów z wykształceniem, wtedy można zmienić tory naszej polityki .My, jako prości ludzie chcemy żyć w normalnym kraju.

    • Daniel Odpowiedz

      Ja akurat cenię wolnego za to, że ceni sobie coś, co dla wielu nie ma już dziś większego znaczenia i jest szybko i bezmyślnie sprzedawane, czyli własną prywatność. Nie chcę odpowiadać za autora, ale wydaje mi się, że mając przed sobą ostatni dzień nie zależałoby mu na tym, aby się w końcu publicznie pokazać 😀 Nie mówiąc już o zostaniu celebrytą, czy tym bardziej politykiem 😀

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Masz rację Daniel – udowodnienie „światu”, że to właśnie ja pisałem dla Was byłoby chyba ostatnią rzeczą, o której bym w takiej chwili pomyślał. Sam nie patrzę jednak krytycznym okiem na tych, którzy pokazali twarz. Wręcz przeciwnie – podziwiam ich za odwagę. Oni wiedzą, że twarz ma się tylko jedną i w związku z tym dwa razy się zastanowią, zanim zrobią coś głupiego.

        • Daniel Odpowiedz

          Też nie patrzę w każdym przypadku krytycznie, musielibyśmy wtedy powiedzieć, że wszyscy wielcy ludzie, przez sam fakt, że stali się znani zasługują na krytykę. Jest tak jak piszesz, takie poświęcenie swojej prywatności musi nieść ze sobą jaką konkretną wartość, a nie tak jak powyżej napisał Sylwek na przykład zostanie wyłącznie celebrytą 😀 Wtedy jest to wyłącznie tanie sprzedawanie swojej prywatności dla kasy i popularności.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Daniel poznał mnie już na tyle, że dość trafnie przewidział moją reakcję. Nie szukam poklasku i sławy. Stronię od polityki, której nie rozumiem i która już od dawna nie służy temu, żeby działać na rzecz społeczności. Myślę, że znacznie więcej można zrobić niszowymi, oddolnymi działaniami, niż wchodząc na kolejne szczebelki rozchwianej drabiny, z której łatwo można spaść.
      Sam jestem prostym człowiekiem i pozwól, że sam uznam za stosowne, kiedy (lub nawet: czy) pokazać się publicznie. Dociekliwi i zdeterminowani do zmian dotrą tutaj. Reszta i tak nie podejmie wyzwania, więc po co kogokolwiek przekonywać na siłę?

  13. Wiola Odpowiedz

    Przypadkowo znalazłam się na tym blogu.
    Zapoznałam się z kilkoma postami. Nie mogę przestać czytać. Blog jest bardzo dobrze pisany. Wielka liczba komentarzy świadczy o popularności, co mnie nie dziwi.
    Zastanawia mnie tylko, dlaczego Wolny stroni od polityki?
    To nie żart, też nienawidzę polityki, ale wiem że prowadzenie tej rangi bloga nie da się bez polityki.
    Może źle zaczęłam.
    Moim zdaniem, dopóki Wolny namawia do oszczędzania pieniędzy, jest to politycznie poprawne, bo zaoszczędzone pieniądze idą do banku i są używane na płacenie emerytur. Gorzej, kiedy Wolny podsunie nam pomysł, jak zmniejszyć zużycie gazu i elektryczności. Kiedy powie że nie możemy pić alkoholu i nie palić, może to już nie podobać się naszemu reżimowi.
    Jest to politycznie niepoprawne, bo zmniejsza dochód państwa.
    Wtedy Wolny będzie ścigany i ktoś tam znajdzie jakiś haczyk na Wolnego, żeby takiego bloga zamknąć.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Wiolu, bardzo się cieszę, że blog przypadł Ci do gustu – mam nadzieję, ze zostaniesz stałą czytelniczką 🙂
      Myślę, że przeceniasz rangę tego bloga. Nawet, gdyby jego zasięg był wielokrotnie większy, to wciąż nikłe liczby w porównaniu z mediami mainstream’owymi (chyba jest takie słowo, prawda? 🙂 ) – zbyt małe, żeby wzbudzić większe zainteresowanie. Poza tym, żyję w przeświadczeniu (być może trochę zbyt optymistycznym), że żyjemy w wolnym kraju i cenzura poglądów sprzecznych z interesami władzy to przeszłość. A z drugiej strony – nawet dzięki takim oddolnym, niewielkim inicjatywom możemy zdziałać naprawdę wiele 🙂

      • Sylwek Odpowiedz

        Hej Wolny, wydaje mi się że jesteś w błędzie.
        Mnie wydaje się że cenzura nasila się. Wszędzie gdzie się nie obrócisz, Wielki Brat obserwuje cię.
        Nawet kiedy sprzedajesz lody na plaży, musisz wydawać paragon, musisz rozliczyć się ze wszystkich wpływów na swoje konto, co jest głupie bo czasami ktoś oddał ci kasę, może sklep zrobił pomyłkę i pobrał dwa razy, potem ci oddał, ale jesteś już podejrzanym.
        Mają dostęp do konta każdego obywatela, czytają nasze komentarze, mają informacje z Facebooka i z Google. Mogą nawet wejść do mieszkania i sprawdzić, czy nie masz za dużo?
        Nigdy wcześniej nie śledzono tak ludzi, mających poglądy sprzeczne z interesem władzy.
        Technologia w tym pomaga. .Mogą nawet dać mandat rowerzyście za jazdę chodnikiem, tylko dlatego że policja ma plan do wykonania. nawet mandaty drogowe są planowane w budżecie państwa.
        Mają prawo zabrać ci twoje oszczędności i zabierają emerytury, tylko dlatego że mamy ponad 2 mln. urzędników państwowych, którym państwo płaci z naszych pieniędzy. Jeśli z Polski wyjechało 5 milionów ludzi, można zmniejszyć biurokrację o połowę, czy nie?
        Chyba mi przyznasz, że nigdy w historii Polski nie było tak źle?

        • Roman Odpowiedz

          Było już…
          I to nawet gorzej…
          Po pokoju w San Stefano…
          Jakoś tak dziwnie tamte czasy pasują mi do dzisiejszych…
          Warto skupić sie na pracy organicznej to moze nasze wnuki doczekają czegoś ciekawego 🙂

          • Sylwek

            Praca organiczna to przestarzałe pojęcie.
            Potrzebujemy naukowej metody oszczędzania. Dlatego odwiedzam takie strony jak ta z nadzieją że ktoś z wiedzą szalonego naukowca wynajdzie coś nowego.
            Praca organiczna jest może dobra, ale dla naszego rządu, bo musimy odprowadzać od tego podatki. Będziemy w ten sposób ukarani za ciężką pracę. Mam nadzieję że Wolny jest w stanie opracować lepsze metody.

          • Roman

            Mam wrażenie, że patrzysz przez pryzmat: „ja i moje”…
            OK, nie ma w tym nic złego…
            Moja bajka jest jednak inna 🙂

          • D.

            Dyskusja o polityce na blogu o minimalizmie i oszczędzaniu…
            Zaczyna się ciekawie.
            Sęk w tym że próby zmiany rzeczywistości z perspektywy normalnych ludzi (których jest stosunkowo niewielu) to rzucanie się z motyką na słońce. Nie żeby nigdy nie dało to pozytywnych skutków – przypomnijcie sobie chociażby proces o Mc zniesławienie.

            Możemy dyskutować o tym że ludzie są zniewoleni, choć nawet o tym nie wiedzą. Że tzw. system funkcjonuje w taki a taki sposób, że ekonomia i polityka sprzyja pewnym grupom interesów, oraz że życie ludzkie też ma być im podporządkowane. Bzdura. Największe zniewolenie mieszka w nas samych. Najlepiej widać to na płaszczyźnie na której my – podobno minimaliści, wolni od materialistycznego konsumpcjonizmu – dyskutujemy o chorobach naszego społeczeństwa. Czym ma być marnotrawienie naszych pieniędzy przez państwo, wobec upadku moralnego społeczeństwa, wojen i rozlewu krwi, współczesnego niewolnictwa i pracy dzieci?!

            Mówimy że pieniądze są ważne – pozwalają dążyć do wolności i dobrobytu. Ludzie, którzy dopuszczają się okrucieństw i zbrodni, kreują chore społeczeństwo i ograniczają naszą wolność twierdzą tak samo – z drobną różnicą – dla nich pieniądze są najważniejsze. Dlatego czasem zamiast martwić się ważnymi problemami, pomyślmy o tym co jest dla nas najważniejsze.

          • wolny Autor wpisu

            „z perspektywy normalnych ludzi (których jest stosunkowo niewielu)” – możesz trochę jaśniej? 🙂

            Też uważam, że należy zacząć od siebie i stopniowo zwiększać zasięg działania – ale tylko wtedy, kiedy będziemy czuli, że to jest ten moment, że zrobimy coś dobrego, że tego chcemy. Nie na siłę, nie z grubej rury, bo można bardziej zaszkodzić niż pomóc.

          • D.

            Mam na myśli tych którzy nie spędzają całego życia przed telewizorem (bo to nie jest normalne) czy w galerii handlowej (to też nie). Tych którzy nie są obojętni na ludzkie nieszczęście (zobojętnienie NIE jest normalne) i którym zależy na relacjach z bliskimi bardziej niż na wygranej w lotto. Innymi słowy normalność = zdrowe podejście do życia. A takich ludzi w swoim otoczeniu mógłbym policzyć na palcach jednej ręki…
            Ponieważ takich osób jest mało, ciężko zdziałać coś dzięki inicjatywie zbiorowej. W pojedynkę za zmienianie świata mogą zabierać się celebryci i politycy – ale nie kojarzę zbyt wielu którzy pasowali by do powyższej definicji normalności.
            Mam nadzieję że wyjaśniłem 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Sylwek – jeśli szukasz magicznych recept i dróg na skróty, to szukaj dalej – tu ich nie znajdziesz. Tu jest coś, o czym pisze Roman: praca organiczna, rozpoczęcie od siebie samego, proste sposoby, świadomość rzeczy teoretycznie oczywistych, które dziś są przesłonięte przez życie w pośpiechu bez myślenia o tym, co naprawdę ważne. Nie ma drogi na skróty, żaden polityk nie zapewni Ci dobrobytu, nie da wolności – może jedynie sprzedać ci obietnicę, której i tak nie spełni. Wszystko leży w Twoich rękach i tylko Ty możesz zapracować na realizację swoich marzeń.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Możliwości techniczne są, inwigilacja to fakt – ciężko być anonimowym w tym świecie, i to nawet jeśli nie prowadzisz bloga 🙂
          Ale czy to powód do schowania się do jaskini albo obawy przed jutrem? Owszem – w skrajnym przypadku mogę się jutro obudzić bez pieniędzy na koncie, a jak już kilkukrotnie napisałem – na tym w dużej mierze opieram swoją przyszłość. Ale nie daję się zwariować, nie ulegam panice, staram się robić swoje i nie bać się, że ktoś zastosuje względem mnie metody rodem z poprzedniego ustroju. Jaki byłby tego sens? Staram się patrzeć przed siebie z podniesioną głową i dopóki nie działam wbrew prawu, obawa przed rewizją mojego mieszkania nie zaprząta moich myśli. Zresztą – chyba nie byliby pod wielkim wrażeniem tego, co by znaleźli 🙂

  14. Dorota Odpowiedz

    Bardzo to motywujące co napisałeś. Chyba muszę zrobić przegląd marzeń i zabrać się za ponowną realizację. Dzięki wielkie za tego posta:)

  15. Luki339 Odpowiedz

    Kolejny dobry wpis Wolny. O czym ja marzę? Podobnie jak Ty, żeby nie sprzedawać swojego czasu pracodawcy z którym mało co mnie łączy. Poza tym chciałbym mieć wybór, począwszy od tego czy pracować czy nie, czy pracować tu czy tam, czy kupić sobie samochód 15-letni czy 2 latka, czy pojechać w bieszczady czy na seszele, czy przejść na emeryturę już czy za 15 lat jak rząd nic nie zmieni w międzyczasie. Chciałbym mieć taki wybór i traktować pracę zawodową jako opcję, dzięki której się rozwijam, mam kontakt z ludźmi, a nie robię na czynsz, jedzenie, paliwo i wczasy raz w roku.
    Dopóki nie zmieniłem sposobu myślenia, to wszysko co wyżej napisałem to były marzenia, na dzień dzisiejszy to są realne plany.
    Nie jestem zatwardziałym minimalistą i nie koniecznie przemawia za mną życie bez konsumpcji, ale racjonalna konsumpcja. Samo podróżowanie po kraju, po świecie to konsumpcja. Chciałbym być niezależny finansowo, ale chciałbym również mieć wygodny dom, dobry samochód i czas dla rodziny, możliwości, żeby podróżować, zwiedzać, pokazywać ciekawe miejsca dzieciom. Jestem na początku drogi, ale wiem że cele postawione sobie są racjonalne i wykonalne w perspektywie kilkunastu lat.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Fajnie, że dostrzegłeś światełko w tunelu i że przyciąga Cię ono coraz bardziej 🙂 Proponuję podejść teraz do sprawy konkretnie i trochę policzyć, bo o ile nie zarabiasz kwot rzędu kilkudziesięciu tysięcy miesięcznie, to spełnienie wszystkich postulatów może być dość ciężkie. Emerytura za 15 lat, a jednocześnie w zasadzie standardowe życie, w którym chcesz „wygodny dom” i „dobry samochód”; do tego wszystkiego jeszcze czas dla rodziny… życzę powodzenia, chociaż może być ciężko. Oczywiście wiele zależy od tego, w jakim punkcie się aktualnie znajdujesz i jaka jest Twoja definicja chociażby „dobrego samochodu” 🙂

      • Program Odpowiedz

        Wczoraj Prezydent Komorowski podpisał ustawę pozwalającą rządowi Tuska zawłaszczyć kasę zgromadzoną na imiennych kontach obywateli prowadzonych przez OFE. Tak więc resztka wizji emerytury jako czasu „wolności finansowej” rozpadła się.

        Ale, „Nic to, Basieńko! Nic to” bo prawdziwa wolność nie jest z tego świata, i nie warto do tego padołu swoich marzeń ograniczać…

  16. Adam Odpowiedz

    Według mnie myśląc o naszych marzeniach i planach na przyszłość cały czas powinniśmy pamiętać, że my tu, w Europie w roku 2013 żyjemy sobie (generalnie) jak u Pana Boga za piecem. Mamy dobrobyt. Całe rzesze ludzi pędzą miły żywot. W innych miejscach na świecie oraz w innym czasie historycznym nie było tak słodkawo. Przodkowie wielu z nas musieli na polach harować od świtu do nocy. Jedynie nieliczni żyli z kapitału lub mieli szansę odłożyć co nieco na starość.
    Ergo: byle tylko kataklizmu nie było, to niech tak będzie, jak jest. Jasne, że zawsze można myśleć o polepszeniu sytuacji swojej czy innych. W kontekście swoich marzeń i dobrobytu pewien dyskomfort sprawia mi to, że to wszystko z czego my tu w Europie korzystamy, ma swe źródło w ekonomicznym wykorzystywaniu części Azji i Afryki. Zresztą: to trwa nie od dzisiaj. Na podbojach kolonialnych wybiły się państwa Zachodnie (nade wszystkie Anglia). Inna sprawa, że i Polacy zostali nieźle wystrychnięci na dudka. Zabory, dwie wojny światowe, komunizm i związane z tymi wydarzeniami zniszczenia, a przede wszystkim rabunki podkopały podstawę dobrobytu (materialnego, umysłowego, duchowego). Kiedy sobie pomyślę, ile ja miałem szansę otrzymać od swojego dziadka czy pradziadka, a ile mógł otrzymać taki John Smith czy Hans Stadke – cholera mnie bierze. Nie jestem rewizjonistą, ale… mam nieodparte wrażenie, że nas (więc mnie też) nieźle i bezczelnie wykiwano i okradziono.

    • D. Odpowiedz

      Masz absolutną rację, powinniśmy się cieszyć z tego co mamy.
      Co do wrażenia wykiwania i oszukania – ciekawe co czują ludzie w Azji czy Afryce, zdający sobie sprawę z przyczyn swojej sytuacji ekonomicznej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *