Hobby – czynność wykonywana dla relaksu w czasie wolnym od obowiązków. Tyle teoria; w praktyce, coraz częściej studnia bez dna, którą chętnie chwalimy się współpracownikom po weekendowym szaleństwie. Ale nie uprzedzajmy faktów. Iskrą do tego wpisu był komentarz Dominika:
Witaj Wolny. Jak w Twoim założeniu świata mają się pasje które to wymagają posiadania rzeczy ? Np ktoś zbiera przez całe życie znaczki i wydaje na to 10% dochodów. Jeśli sprawia mu to radość i jest to jedną z niewielu rzeczy do której przywiązuje wagę czy według Ciebie jest minimalistą? Pozdrawiam
Ponieważ każdy ma swój minimalizm, a ja sam nie należę do żadnej komisji uznaniowej, która może przyjąć lub odrzucić Twój styl życia, pozwolę sobie nieco sparafrazować pytanie Dominika:
„Czy drogie hobby jest wrogiem niezależności finansowej?”
Odpowiedź „oczywiście, że tak!” aż ciśnie się na usta – jest przecież mnóstwo hobby, przeważnie wpadających również do kategorii „sport”, na które można wydać majątek. Najbardziej widać to w sportach, które umożliwiają przekraczanie naturalnych predyspozycji ludzkiego ciała. Wielkie prędkości, przebywanie we wrogich warunkach zewnętrznych… sztandarowym przykładem jest nurkowanie, które potrafi uszczuplić budżet o dziesiątki tysięcy złotych, i to jeszcze przed wylotem do egzotycznych krajów (jakoś tak się składa, że nurkowie preferują rafy koralowe od dna Bałtyku…).
Próbując odpowiedź na pytanie „czy to źle, że moje hobby dużo kosztuje”, należy się nieco cofnąć i przypomnieć, po co tak naprawdę chcesz osiągnąć niezależność finansową? Jeśli Tobie również nie chodzi o upajanie się widokiem 7-cyfrowego stanu posiadania, a o zwykłe, proste i skuteczne kupowanie własnego czasu, to wysnuty wniosek będzie co najmniej dziwny. Z jednej strony chcesz bowiem oszczędzać po to, żeby mieć czas na realizację swojego hobby, a z drugiej – ponieważ jesteś minimalistą i masz przed sobą ambitne cele finansowe, odczuwasz psychiczny opór przed realizacją swoich zachcianek. Bo chyba zdajesz sobie sprawę, że hobby to zachcianka, prawda? Absolutnie nie konieczna do życia, ale dająca tak wiele, że nawet pomimo dodatkowych kosztów nie mam zamiaru Cię do niej zniechęcać! Miej jednak świadomość, że hobby może mieć negatywny wpływ na stan Twoich finansów i przed zainwestowaniem w rower za 10.000 zł pomyśl, czy taki za ułamek tej kwoty nie dostarczy Ci porównywalnej radości – mi taki absolutnie wystarcza! Jeśli chciałbyś spędzić ciekawie czas, a jednocześnie troszczysz się o stan Twoich finansów, być może zainteresuje Cię któryś z punktów z poniższej, zdecydowanie niekompletnej listy czynności, które mogą stać się Twoim ulubionym zajęciem „po godzinach”:
1. Spacerowanie/bieganie, czyli „oczywista oczywistość”. Dla wielu prawdziwa pasja i sposób na zagospodarowanie każdej wolnej chwili. Jeśli chcesz zrobić coś dla swojego zdrowia, złapać kondycję i jednocześnie poznać nieznane dotąd miejsca w okolicy, a to wszystko przy potencjalnie zerowym nakładzie kosztów, ciężko będzie znaleźć lepszy wybór. Czemu zatem zamiast zatłoczonych szlaków dla pieszych widać z każdym rokiem większe korki na drogach? No cóż – ten sposób na spędzanie wolnego czasu ma jedną poważną „wadę”. Zwykle wymaga sporej dozy motywacji, i to w czasie, kiedy najchętniej moglibyśmy jeszcze godzinkę pospać, lub zasiąść na kanapie po ciężkim dniu pracy. Na szczęście na początek możesz wykorzystać dni wolne od pracy, a po rozkręceniu się żadna pogoda czy pora dnia nie będzie stanowiła przeszkody. Jeśli więc czujesz się znudzony, nie zważaj na pogodę na zewnątrz, tylko nałóż różowe okulary i wyjdź na zewnątrz!
Koszt: 0 – kilkaset złotych rocznie.
2. Czytanie. Ehhh – sam czasami chciałbym wrócić do czasów, kiedy – zamiast pisać – mogłem wziąć do ręki książkę z biblioteki lub kindle’a i spędzić z nią kilka godzin. Jeśli dla Ciebie czytanie kojarzy się z drogim hobby uprawianym przez nikły odsetek rodaków, zapraszam do mojego wpisu z początków bloga, w którym pisałem o bogaceniu się dzięki lokalnej bibliotece. Czynność wręcz idealna na długie, zimowe wieczory – oczywiście po przebiegnięciu tych kilku kilometrów 🙂
Koszt: od 0 zł (pamiętaj: lokalna biblioteka to świętość!) do kwot 3-cyfrowych. Chyba nie muszę udowadniać, że można być stale blisko tego dolnego pułapu 🙂
3. Gotowanie. I znowu coś, co kiedyś było niemal codziennością – niestety widok mojej osoby przy garach to obecnie rzadkość. Brak czasu robi swoje i nie pozwala się realizować we wszystkich aspektach. Ale chyba każdy, kto ma okazję od czasu do czasu być panem i władcą kuchni, a jednocześnie nie musi tam przebywać każdego dnia w ramach codziennych obowiązków wie, ile frajdy daje nakarmienie rodziny czymś wyjątkowym. Sam fakt tworzenia potraw z rozmaitych składników to również powód do dumy – zwłaszcza, jeśli wynik kucharzenia będzie… pyszny 🙂 Nie bez powodu w blogosferze królują blogi kulinarne, a ramówka telewizyjna jest zdominowana przez tego typu programy (zakładam, że wiele się nie zmieniło przez ostatni rok, przez który na własną prośbę odciąłem się od pożeracza czasu).
Koszt: od zera (w końcu jeść coś trzeba), nawet do kilkudziesięciu złotych za wymyślne składniki. Ale już niedługo udowodnię, że gotowanie wcale nie musi być drogie…
4. Rower! W końcu coś, co tygryski lubią najbardziej! Czy istnieje lepszy symbol łączący prostotę, niezależność finansową i wolność? Czy możesz zrobić dla siebie samego coś lepszego, niż pokochać rower? 🙂 Można by długo pisać o zaletach tego cuda ludzkiego zamysłu inżynieryjnego, ale nie o tym jest wpis, więc pozwolę sobie tylko podlinkować do kilku wcześniejszych wpisów: klik, klik.
Koszt: od kilkuset zł do kilku tysięcy złotych, które to kwoty mają olbrzymią szansę zwrócić się bardzo szybko, a później już tylko zarabiasz!
5. Ćwiczenia. To coś, do czego niesamowicie ciężko się zabrać i wytrwać w podjętych założeniach. Mi się udało… chyba za 10 razem. Sam miałem regularne przypływy energii i zacięcia do rozpoczynania regularnych ćwiczeń, które trwały… co najwyżej miesiąc. Na szczęście ostatni trwał dobrze ponad rok i został przerwany przez nieszczęśliwy wypadek, podczas którego… złamałem palec. Mimo posiadania kilku ustrojstw do ćwiczenia (wolne ciężary), najwięcej radości sprawiają mi ćwiczenia, w których to ja jestem swoim własnym obciążeniem. Pompki, przysiady czy podciąganie na drążku to odpowiednia rozrywka dla kogoś, kto nie cierpi na nadmiar tłuszczu do spalenia. Jeśli sam masz nieco zbyt dużo kochanego ciałka, czemu nie zacząć biegać czy wprowadzić nieco bardziej wysiłkowe ćwiczenia? Pamiętaj tylko, że kluczowy jest nie tyle profesjonalny program ćwiczeń czy optymalnie dobrane obciążenia lub trasa biegu, ale wytrwałość i regularność. Tylko zaciskając zęby i przykładając się w początkowym okresie masz szansę znaleźć się w momencie, kiedy za nic w świecie nie będziesz chciał pominąć treningu, a kolejne stopnie wtajemniczenia (liczone chociażby jako widoczny z czasem postęp) dadzą Ci jeszcze więcej zapału do kontynuowania tej przygody. Czyli absolutnie klasyczny scenariusz, w którym liczy się ciężka praca i nie ma dróg na skróty. Dla porządku przypomnę, że kupiony karnet na siłownię nie zastąpi rzeczywistych wizyt w tym miejscu, a profesjonalny strój i buty do biegania nie dadzą Ci absolutnie nic, jeśli spędzą swoje życie w szufladzie.
Koszt: 0 – kilkaset złotych rocznie.
6. Couchsurfing, czyli coś dla empatycznych miłośników podróżowania. Jeśli lubisz poznawać nowych ludzi z całego świata, a przy okazji chcesz zacząć tworzyć bazę pod tanie podróżowanie, to chyba najlepsze połączenie obu założeń. Znam prawdziwych miłośników couch surfingu, dla których miesiąc bez obcokrajowca na kanapie to miesiąc stracony! Ja niestety nie jestem osobą tak otwartą na zawieranie nowych znajomości, więc zgodnie z przyjętą polityką „nie rozpisuj się na tematy, na których się nie znasz”, w tym momencie gładko przejdę do kolejnego punktu na liście 🙂
Koszt: wielkie zero, wynikające z samej definicji couchsurfingu.
7. Skoro couchsurfing, to również nauka języków. Czy muszę wyjaśniać zalety możliwości porozumienia się z milionami ludzi na całym świecie? Od dzieciństwa uczyłem się języka angielskiego i to niesamowicie procentuje (w życiu zawodowym i nie tylko). Nadal jednak czuję się pozbawiony ważnego oręża w wielu sytuacjach, kiedy mam styczność z osobami nieangielskojęzycznymi – zarówno podczas niektórych wyjazdów, jak i w czasie wykonywania codziennych obowiązków w pracy. Język to potęga, a postęp, którego dokonujesz – szczególnie na początku nauki – daje olbrzymią frajdę. I to mimo, że czasami będziesz myślał, że „nic nie umiesz”. Aktualnie uczę się języka francuskiego razem z żoną, chociaż tylko ja mam normalne lekcje. Po powrocie do domu robimy je wspólnie z żoną i zapewniam Was, że mimo braku tych lekcji, moja lepsza połówka już mnie wyprzedziła. Można, i to bez kosztownych zajęć? Jasne, że tak – wystarczy nieco motywacji i wsparcia, które najlepiej widać, kiedy uczysz się razem ze współmałżonkiem i wzajemnie motywujecie się do działania i robienia postępów.
Koszt: nawet 0 zł, jeśli dobrze poszperasz w Internecie. Sami przetestowaliśmy portal BBC Languages (żona zdecydowanie poleca kurs hiszpańskiego, oparty na materiałach wideo przedstawiających całkiem wciągającą historię :)), a ja polecam kurs francuskiego stąd. Ciekawie też wyglądają inicjatywny wykorzystujące twoją naukę do celów tłumaczeń. Dzięki takim pomysłom można zyskać wartościową wiedzę nie płacąc ani złotówki!
8. Oszczędzaj! To jest dopiero piękne hobby! Ciężko o bardziej satysfakcjonujące zajęcie niż działania, których skutkiem są stale przekręcające się w przód cyferki na koncie bankowym 🙂 Nie zaliczyłbyś oszczędzania do kategorii „hobby”? Osobiście nie widzę żadnych przeciwwskazań: jest cel, jest olbrzymie pole do popisu, mnóstwo dróg, sposobów i sztuczek; są także kolejne, mierzalne etapy. Jeśli zatem nie chcesz spędzić ostatnich dni na tym świecie na zadawaniu pytań „czy do tego frytki?” (w zaawansowanym wieku raczej nie będziesz w stanie wykonywać bardziej wymagających prac fizycznych lub umysłowych), bardzo mocno zachęcam do podjęcia wyzwania i zaprzyjaźnienia się z tym, co niektórzy zwą oszczędzaniem, inni racjonalnym gospodarowaniem pieniędzmi, a jeszcze inni: odbieraniem sobie przyjemności w imię niepewnej przyszłości.
Koszt: chyba raczej zysk 🙂
9. Ogrodnictwo. Nie musisz mieć swojej działki; niepotrzebny jest nawet ogród! Wystarczy balkon, a nawet przyokienny parapet! Hodowla własnych pomidorów to był mój tegoroczny debiut. Satysfakcja z owoców tej pracy, a przede wszystkim ten niepowtarzalny smak! Być może kiedyś powstanie osoby wpis na ten temat, bo dokumentacja fotograficzna jest niezwykle bogata 🙂 Moja lepsza połówka również miała swoją hodowlę – parapety pełne były doniczek z ziołami! Bazylia, będąca wspaniałym dodatkiem do wielu potraw i mięta, którą ususzyliśmy i którą aktualnie cieszymy się, przygotowując pyszne, miętowe herbaty.
Koszt: można zacząć prawie od zera (plastikowe pojemniki po owocach jako doniczki, tania ziemia i nasiona np. wyciągnięte z pomidora na kanapce 🙂 ). Ale nawet kupno donic i nasion nie powinno kosztować więcej niż kilkadziesiąt złotych, które mają dużą szansę się zwrócić już podczas pierwszego zbioru plonów!
10. Graj w… planszówki! Ten sposób na spędzanie wolnego czasu również ostatnio poszedł w odstawkę, ale wiem, że za jakiś czas odkurzymy pudła cierpliwie czekające pod łóżkiem. Gry planszowe uczą logicznego i strategicznego myślenia, planowania, a poza tym wszystkim strasznie wciągają! W zależności od temperamentu i oczekiwań wybierz takie, które polegają na zaciętej rywalizacji albo współpracy w celu osiągnięcia tego samego celu. Nie na darmo na sporej części planszówek widnieje napisz w stylu „od lat 10 do 110” 🙂 Jeśli chcesz nie tylko przyjemnie spędzić czas, ale zaangażować się zdecydowanie bardziej niż w pasywny odbiór kolejnego kinowego hitu, a jednocześnie nieco wzmocnić więzy rodzinne, planszówka to może być coś dla Ciebie. Mam przeczucie, że niedługo po tym wpisie wrócimy chociaż na chwilę do tego zapomnianego, jakże interesującego świata.
Koszt: kilkadziesiąt – kilkaset złotych rocznie, w zależności od przyjętego podejścia i liczby znajomych, którzy mają swoje gry.
11. DIY – chyba nie wątpiłeś, że to będzie jeden z punktów? I to niezwykle szeroki, pod który można śmiało podciągnąć całą grupę czynności typu szycie, decoupage, wykonywanie ozdób czy prezentów dla innych, czy nawet wykonawstwo swoich własnych mebli. Wszystkie te czynności mają 2 wspólne cechy: przeważnie absolutnie w niczym nie przypominają Ci o wykonywanej na co dzień pracy zawodowej, a także – co ważniejsze – dają Ci mnóstwo satysfakcji. Wynika ona z tego, że tworzysz, powołujesz do życia coś, co przed chwilą było jeszcze zwykłą kupką nieprzydatnych do niczego przedmiotów.
Koszt: w zależności od wykonywanej czynności i jej przeznaczenia.
12. Wreszcie… wystartuj z blogiem 🙂 To nic trudnego! Na początek nie potrzebujesz własnej domeny – możesz bez absolutnie żadnych kosztów (poza własnym czasem oczywiście) przelewać słowa na… ekran 🙂 Kto wie – może okażesz się drugim Wolnym, który bez żadnego przygotowania, doświadczenia w blogowaniu czy w ogóle pisaniu jakichkolwiek tekstów będzie umiał zainteresować całkiem sporą grupę czytelników? Jestem zdania, że w Polsce bardzo brakuje profesjonalnie prowadzonych blogów tematycznych, które zainteresują dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy potencjalnych czytelników!
Koszt: 0 zł. Jeśli chcesz aktywnie pozyskiwać czytelników, zamawiać dodatkowe usługi i działać „na grubo”, oczywiście poniesiesz koszty. To jednak działania w pełni opcjonalne – sam przez 10 miesięcy prowadzenia bloga wydałem na niego około 70 zł, a zarobiłem… więcej. Chociaż to i tak grosze w porównaniu z tym, co można zarobić, i to absolutnie nie u szczytu kariery, a nadal w okresie niemowlęcym! Zachęciłem Cię? To dobrze, chociaż muszę Cię ostrzec, że możesz nieco stracić zapał kiedy przekonasz się, że profesjonalne blogowanie jest pracą jak każda inna… no, może dającą więcej satysfakcji 🙂
Powyższe propozycje należą do tych, których sam spróbowałem i mogę szczerze polecić. Jednak cała masa innych pomysłów przychodzi mi na myśl (origami, sklejanie modeli, malowanie, medytacja), a tylko brak lub małe doświadczenie powstrzymuje mnie przed ich szerszym opisem. Jestem jednak pewien, że wspaniała społeczność, którą udało mi się zgromadzić na tym blogu dopisze swoje propozycje. Ciekawy jestem, czy Ty również patrzysz na hobby przez pryzmat ceny i nawet mając świadomość, że niektóre z nich byłyby jeszcze bardziej satysfakcjonujące, trzymasz się tanich i sprawdzonych sposobów na relaks po dniu pracy. A może znajdą się tacy, których hobby stało się pracą? Jestem ciekawy, czy to dobre rozwiązanie, czy jednak jest sporo prawdy w stwierdzeniu, że połączenie hobby i pracy sprawia, że całość traci swój urok i staje się codziennym obowiązkiem nie przynoszącym już tyle frajdy, co kiedyś?
Dlaczego Wolny piszesz tylko o blogach? Ja nie prowadzę blogów tylko portale internetowe. Czy coś w tym złego? Czy uważasz że prowadzenie portalu nie jest dobre?
Nie pisałem również o śpiewaniu – czy to automatycznie prowadzi do wniosku, że musiałem uznać to za gorsze hobby niż te, które wymieniłem? Pisałem o czynnościach, których sam posmakowałem i o których mogę się wypowiedzieć – chyba przyznasz, że ciężko w jednym wpisie ująć wszystkie możliwości.
I juz chciałem napisać o śpiewaniu ,ale sie poprawiłeś 🙂
Z pasją robimy to całą rodziną 🙂
A jak artystycznie mozna przy tym fałszować 🙂
Ja też odkryłem niedawno powołanie do śpiewu – a raczej moja córeczka to we mnie odkryła 🙂 I to nic, że fałszuję okropnie – widownia (i to taka najważniejsza na świecie!) zachwycona, a przecież o to właśnie chodzi, prawda? 🙂
O to i o własną satysfakcję 🙂 Spróbuj kiedyś – w niedzielne popołudnie – pośpiewać z żoną 🙂
Czas dobry na takie eksperymenty, mozecie za 7 dni zacząć od kolęd 🙂 Kiedyś było to powszechne 🙂
Słyszałeś kiedyś o badaniach naukowycvh dot. słuchu muzycznego? Okazuje się, że rodzi się z nim jakieś 90% społeczeństwa. Jednak jeśli dziecku śpiewa ktoś nieumiejętnie szanse na zachowanie słuchu maleją 😉
Z wyjątkiem 6, 7 i 12 wymieniłeś wszystkie moje sposoby spędzania wolnego czasu. Planszówki kocham, gram co weekend, osobiście preferuję takie, które dają się łatwo wytłumaczyć, ale wcale nie są proste. Polecam Carcassonne, Wilki i Owce, Monopoly Deal (karcianka), Sabotażystę, Tabu… To te, które przyszły mi do głowy tak na szybko:) Jest ich cała masa. Nawet zupełnie darmowa gra w kalambury w fajnym towarzystwie jest czadowa:)
Couchsurfing brzmi jak siedzenie przed TV i surfowanie po kanałach;)
Do relatywnie tanich hobby dodałbym kajakarstwo (jeśli mieszka się na pojezierzu) i akwarystykę słodkowodną. Popularna jest też fotografia, która – jeśli wejść w jej świat rozsądnie, jest relatywnie tania, bo może to być jednorazowa inwestycja w sprzęt. Zależy co kogo kręci:)
Co do bloga, to myślałem o nim, zrobiłem nawet szablon (kiedyś z nudów nauczyłem się html`a, css`a, wykorzystania baz danych i implementacji skryptów php, a później jeszcze używania tych bardziej znanych cms`ów), ale stwierdziłem, że chyba nie mam nic wystarczająco ciekawego do powiedzenia światu:)
Z nauką języków jest moim zdaniem ten problem, że gdy nie ma potrzeby (np. nie spotykamy się z obcokrajowcami, nie jeździmy często za granicę, nie wykorzystujemy zdobytego słownictwa i umiejętności), to ciężko się czegokolwiek nauczyć. Kiedyś wyjechałem na dwa tygodnie na Ukrainę i chociaż nigdy nie miałem styczności – nauczyłem się porozumiewać po rosyjsku i po ukraińsku wystarczająco, żeby coś kupić, spytać o drogę, autobus czy nocleg. Podobnie jest z programowaniem (łatwo się go nauczyć, gdy trzeba napisać jakiś konkretny program). Obu rzeczy możemy się wówczas nauczyć za darmo:) Przy okazji wpis na temat tego, czego możemy się nauczyć za darmo, byłby bardzo ciekawy:)
Pozdrawiam!:)
Ciekawe, że nasze listy tak się pokrywają. Carcassonne to nasz rodzinny faworyt, a kajaki wspominam niesamowicie pozytywnie i jestem niemal pewien, że za jakiś czas z rodzinką przypomnę sobie klimat spływu i nocowania pod namiotem 🙂
Dzięki za super pomysł na wpis – wrzucam do kolejki!
A propos nauki języka, wierzę, że Wolny nie będzie miał nic przeciwko, ty,m bardziej, że w odnośnikach na niżej wymienionej stronie jest również jego blog, który uwielbiam 🙂
http://drogaminimalisty.blogspot.com/2011/10/skuteczna-nauka-angielskiego-bez-szkoy.html
Jasne, że nie mam nic przeciwko. Merytoryczne, związane z tematem linkowanie jest jak najbardziej ok.
Moja pasją są dzieciaki.
I tak do mojej pracy zawodowej dorzucam sobie bloga na temat wychowania, piszę i ilustruję bajki dla dzieciaków – kredki (ostatnio Mikołaj przyniósł świetne kredki za 78 zł), kawałek papieru, laptop, szczypta inspiracji – zabawa przednia i niezbyt droga 🙂
A przy tym jaka rozwijająca dla dzieciaków! Zazdroszczę talentu (bo ten jest nieodzowny) i gratuluję ciekawego hobby.
To taka trochę „misja”, bo zajmuję się maluszkami do 3 roku życia – a żeby im stworzyć warunki, trzeba naprawdę sporo walki (polski system jest okrutny dla takich bączków…)
Kredki za 78zł ?? To chyba jakieś specjalne muszą być 🙂
Chociaż za taki ołówek jaki miał pomysłowy Dobromir to bym zapłacił dożo więcej :p
Kredki po prostu mają intensywne kolory i są w 72 odcieniach :D:D „Gratis” były temperówki i pędzelki (bo to kredki akwarelowe są), więc za jedną rzecz wyszła niecała złotówka.
A taki ołówek…marzenie 😀
Polecam! Mamy takie kredki które w całości są z materiału „rysowalnego” coś jak świecowe tyle że rysują jak standardowe kredki. Nie łamia się. No i wystarczają na długie lata.
U mnie z medytacją niestety póki co kończy się na nieregularnych próbach, ale w okresie letnio-jesiennym, moją pasją stała się joga, praktykowana w pobliskim, lesie, całkowicie na łonie natury 😀 Czymś wspaniałych jest móc ćwiczyć każdego poranka relaksujące pozycje (tych trudnych na razie unikam), kiedy w tle widzisz tylko niebo, drzewa, malownicze łąki, kwiaty i słyszysz przepiękny śpiew ptaków 😀 Po prostu idealny sposób na wyciszenie się, zwolnienie na chwilę i odcięcie się od codziennego hałasu. Dodam jeszcze, że dotarcie do tego lasu zajmuje mi 30 minut powolnego biegu lub 15 minut jazdy na rowerze 😀
Brzmi naprawdę zachęcająco – niemal widzę te latające motylki i łąkę skąpaną w słońcu 🙂
A, bym zapomniał! Absolutnie nic nie zastąpi chwili, kiedy przejeżdżam na rowerze przez te łąki – wtedy się oddycha zupełnie innym powietrzem, powiedziałbym, że odnoszę wtedy wrażenie oddychania czymś słodkim 😀
Jeśli chodzi o planszówki , to na takim blogu w przykładach nie powinno zabraknąć Cash Flow;-)
Moją pasją są psy-mam dwa stwory w tym jednego ze schroniska-koszt zero;-),utrzymanie trochę oczywiście kosztuje-ale radość z posiadania zwierza -bezcenna. Kiedyś pewnie nigdy nie poszłabym do lasu w zimie,przy minusowej temperaturze -a teraz to norma.Uwielbiam też trenowanie z nimi różnych sztuczek-super satysfakcja jak nauczysz psa np.zamykania szuflady;-)
Pasję tą połączyłam również z wolontariatem i pomagam w schronisku psom, które miały trochę mniej szczęścia niż moje własne. Wychodzę z nimi na spacery, uczę podstawowych komend i zachowań , by miały większą szansę na adopcję. Jeśli ktoś lubi zwierzęta to polecam.
A wiesz, że nie miałem okazji wypróbować Cash Flow? Oczywiście wiem co nieco o tej grze, ale praktyki mi brakuje. Może kiedyś?
Masz wspaniałą pasję, a mi pozostaje żałować, że sam od zawsze wychowywałem się bez zwierząt.
Nic straconego;-)ja też jestem psiarą od 4 lat dopiero;-)
A dom bez zwierzaków, jest…pusty 🙂 My mamy pół-labradorkę i kocisko 😀 Rzeczywiście – hobby niezłe i niezbyt drogie, tym bardziej jak się pracuje w miejscu, z którego można przynieść resztki jedzenia 😀
Z naszą Mają mieszkania nijak nie można by nazwać pustym 🙂
Fakt – my żadnej Mai póki co nie posiadamy ;):D
Dodam od siebie kilka słów na temat Couchsurfingu… to była fajna rzecz, ale kilka lat temu. Np. w 2004/2005 roku było w Polsce kilkudziesięciu couchsurferów – zapaleńców, można było do kogoś napisać, poprosić o nocleg i dostać odpowiedź; wówczas była to jeszcze instytucja non-profit, angażowaliśmy się w zbiórki funduszy na funkcjonowanie portalu, tłumaczyliśmy portal na język polski, organizowaliśmy spotkania i imprezy itp. wszystko społecznie.
Nadmierne rozreklamowanie idei couchsurfingu spowodowało napłynięcie na portal setek tysięcy nowych osób, w przeważającej ilości osób przypadkowych których w ogóle nie powinno tu być. Teraz jest bardzo trudno znaleźć nocleg przez ten portal, mało kto w ogóle odpisuje i w ogóle – bardzo się popsuło nie polecam. 🙁
Na szczęście są inne sposoby na tanie lub darmowe noclegi 🙂
Dzięki za komentarz wytrawnego couchsurfera! Nie zdawałem sobie sprawy, że zaszły takie zmiany. A przy okazji – jakie masz inne sposoby na tanie/darmowe noclegi?
Wiele osób przerzuciło się z Couchsurfingu na BeWelcome – to jest podobny portal ale znacznie mniej znany (i w tym tkwi jego zaleta).
Najlepszą jednak opcją na darmowy nocleg jest Servas, ale nie jest łatwo się tam zapisać (potrzebna będzie rekomendacja i rozmowa kwalifikacyjna), ale za to nocujemy u sprawdzonych i zaufanych gospodarzy.
Są też portale typu Wimdu i Airbnb – mieszka się w czyimś prywatnym mieszkaniu (czasami razem z właścicielem – podobnie jak w couchsurfingu), ale za nocleg się płaci – ale dużo mniej niż za hotel. Również wielu couchsurferów mieszkających w popularnych turystycznie miejscach oferuje tego typu noclegi.
To byłoby tak po krótce – na temat tanich noclegów można by cały blog napisać 😉
Witaj ponownie Wolny. Bardzo się cieszę iż moje pytanie nakłoniło Cię do powyższego wpisu. Osobiście od dziecka (3-4 rok życia) moją największą pasją są gry video. Oczywiście nie jest to hobby minimalistyczne (wiadomo można ściągnąć gry z internetu) jednak wychowano mnie w przekonaniu iż należy być uczciwym i płacić ludziom za ich pracę. Od małego odkładałem pieniądze by kupować nowe produkcje. Wiadomo jest to studnia bez dna, bo gier jest multum a do tego nieustannie wychodzą nowe podzespoły komputerowe. Moja zajawka na to osłabła z biegiem lat, głównie z powodu ilości produkcji w które już grałem, są tygodnie że nie włączam konsoli, nie mam już pędu by ciągle zagrać w coś nowego. W czasie roku kupię i ogram może 5-6 gier i to też nie najnowszych. Co dało mi to hobby ? Znajomość języka angielskiego o jakiej można marzyć w szkole, w latach 90-tych wiele tytułów nie było po polsku i 7 letni Ja siedziałem ze słownikiem by cokolwiek pojąć, lepszy refleks, poznanie komputera i jego działania przed rówieśnikami, niekonwencjonalne podejście do różnych problemów oraz wiedzę w tej dziedzinie. Jak to się mówi każdy ma jakiegoś bzika, ważne jest jednak to by nie zatracić się w nim całkowicie pieniężne odbierając sobie od ust, ale co najważniejsze życiowo. Wiadomo, świat gier jest bardziej interesujący niż szara rzeczywistość, jednak to w niej właśnie żyjemy. Pozdrawiam Wolnego i wszystkich czytających blog 🙂
Też lubię grać, ale w ciągu ostatniego roku dość mocno przerzuciłem się na pisanie bloga i gry zeszły na drugi (a nawet trzeci) plan. Też kiedyś miałem bzika na ich punkcie i również uważam, że sporo mi to dało, chociaż mam nieco inne spostrzeżenia niż Ty. Ja uwielbiałem strategię, a tam w doskonały sposób zobaczyłem, że wysiłek włożony na początku gry bardzo procentuje w późniejszych etapach – dokładnie jak w życiu 🙂
Czasami czytam Wolny Twoje blogi,z niektótymi się zgadzam z niektórymi nie,ale muszę Ci przyznać,że bardzo często o moim życiu piszesz.Bo ja już „prawie” co można w życu przeżyć przeżyłem i teraz naprawdę wolnym człowiekiem się czuję.Jedyn a rzeczą kóra mi WOLNOŚĆ zabiera ,to jest giełda.Już od pewnego czasu a taki nawyk mam,że muszę o godz.9 usiąść pzred kompem,żeby zobaczc ,co na parkiecie się dzieje i wtedy podejmuję nie zawsze trafne decyzje.Ale po tych decyzjach znowu wolnuym człowiekiem się staję.Przynajmniej tak mi się wydaje.
A teraz chcę Ci odpowiedzieć na każdy punkt,Twoich blogowych przemyśleń
Ad.1
SPACEROWANIE/BIEGANIE
Dla mnie to nie jest „oczywista oczywistość” choć ,coś mi szefa PIS przypomna.
Ja preferuję spacerowanie,ale tylko efekywne/bo biegać już mi sie nie chce/
Dużo spaceruję,ale tylko przy okazji,np.wielokilometrowe sacery z wnukami,żeby im czas zadgospodarować,a najwięcej spacerów mam,od sierpnia do lisopada,kiedy po lesie za grzybami dziesiaki kilometrów nabijam
Ad.2
CZYTANIE
W młodości wiele nocy zarwałwem,bo jak się do książki przyssałem,to nie potrafiłem się oderwać.Bardzo dużo książek przeczyałem.Niestety,choć piękne to było,o już parę lat temu sie skończyło.Ostatnią książkę przeczytałem,chyba 2 lata temu.A dlaczego?Po prostu nie mam czasu,choć na etacie nie pracuję,
Ad.3 GOTOWANIE
To jest moja domena,ale tylko okazjonalnie
Uwielbiam grilować,uwielbiam okazjonalnie w kuchni czas spędzać/święta,inmieniny,urodzin i inne domowe imprezy/Może się chwalę,ale zawsze od uczestników uroczystości za rzyrządzone posiłki pochwały zbieram
Ad.4
ROWER\
Rower mam,ale go tylko do jazdy w konkretnym celu używam.Jazda tylko po to żeby jeżdzić ,jest dla mnie bez sensu
Ad.5 Ćwiczenia
W moim wieku,może niesłusznie już olewam
Ad.6
Couchsurfing
Trochę świata w życiu zwiedziłem,już mi się w tej chwili z domu ruszać nie
chce.
Choć często za namową żony gdzieś w swiat wyjeżdzam,to w większości przypadków jest to dla mnie udręka,szczęśliwy jestem jak do domu wrócę.
AD.7 Nauka Języków
Tego mi brakuje,często w zagranicznych podróżach w brodę sobie pluję,dlaczego nauczyłem się tylko języka rosyjskiego i czeskiego zamiast angielskiego.Próbowałem niemieckiego,nie wyszło.
Ad.8 OSZCZĘdzaj
Oszcędzałem,przez wiele lat swojego życia,teraz nie oszczędzam,żyję z tego co mam,a jak mi brakuje ,to z oszczaędnośći młodości dobierm
Ad.9 OGRODNICTWO
A to jest moje życie.Na działkę,4km rowerem jeżdzę,Czasami całe dnie tam spędzam,często do utraty tchu pracuję,ale ttam zawsze cudownie się czuję.To jest w tej chwili moje życie.
Ad.10
GRAJ W PLANSZÓWKI
W planszówki nie gram,ale jak się nudze to sobie pogrywam w proste gierki na kompie.cztłem syna grac w te gierki na ATARI,/to namiastka obecnych komputerów,/a teraz wnuczka 6 letniego ,na komputerze,prostych gierek uczę.Muszę przyznać że pojętny jest. W szachy ,też już postępy robi
Ad.!!. DIY
Było ,mineło nic z tego nie pozostało.tylko wspomnienia.
Ad.12Wreszcie… wystartuj z blogiem
Myślałem,nawet się zarejestrowałem,tylko pisać,ale jakoś czsu brak,i nie wiem czy moje wypociny ktoś będzie miał ochotę czytać.
P.S
Przepraszam,jeśli jakieś błędy w moim komentarzu się zdarzyły,ale ale juz nie chce mi się tego czytać co napisałem.
Z tym podróżowaniem to sobie rękę podać możemy. Dla mnie też najpiękniejszym elementem podróży jest usiąść w końcu we własnym fotelu 🙂
Co do jezyków obcych to angielskiego nigdy sie nie nauczyłem i nawet zamiaru nie mam. Tam gdzie zdarza mi sie bywać mało kto nim sie posługuje to i po co? (a czeski jest u mnie właśnie na tapecie).
Zawód, który wykonuję, a tym bardziej aktualna praca wymaga bardzo dobrej znajomości języka angielskiego. Na podstawie dotychczasowych doświadczeń nie przesadzę jeśli powiem, że bez angielskiego na wysokim poziomie czułbym się jak bez ręki. Dało mi to bardzo wiele i wiem, że w przyszłości również będzie procentowało.
To tak jak i u mnie…
Uczysz sie tego co uważasz za przydatne lub co jak sądzisz, przyda Ci sie w przyszości…
Jurku – dziękuję za obszerny komentarz. Miło widzieć, że sporo z wymienionych przeze mnie czynności jest również praktykowanych przez nieco starsze pokolenie 🙂 Pamiętaj, że nadal masz czas i jeśli tylko będziesz miał chęci, możesz zrealizować to, czego „nie zdążyłeś” wcześniej – chociażby naukę języka angielskiego.
Skoro czytasz niektóre posty i masz na pewno spore doświadczenie, zachęcam do komentowania również w przyszłości. pozdrawiam!
Chciałam tylko dodać, że gry planszowe można wypożyczać. Są punkty, które robią to odpłatnie, ale np. w Gliwicach, Lęborku czy Opolu biblioteki publiczne wypożyczają gry za darmo 🙂 Warto skorzystać z ich usług.
I jeszcze jeden pomysł na hobby: geocaching. Super jako uatrakcyjnienie rowerowych wycieczek, ale i dla zmotoryzowanych lub tych zupełnie nie. Zainteresowanych zachęcam do wyszukiwania w google i drążenia dalej 🙂
Nie słyszałem wcześniej o tym pojęciu. Sprawdzę na pewno – skoro związane z rowerem 🙂
Z większością punktów się zgadzam, jednak z DIY bym uważała, podobnie jak z „malowaniem”, o którym wspomniałeś. Jeśli coś jest naszym hobby, to zwykle staramy się być w tym choć trochę dobrzy, choć trochę profesjonalni, prawda? Dlatego wypowiem się w tej kwestii, bo jest mi bliska – manualne hobby potrafi być bardzo, bardzo kosztowne – to trochę jak ze sportem, można biegać za darmo w starych trampkach i wyciągniętej koszulce, ale często kuszą porządne buty do biegania, „oddychający” strój itp. Chodzi mi o to, że amator-malarz na krótko zadowoli się szkolnymi plakatówkami za 6 zł. Zauważy ich mizerną jakość, stosunkowo małe możliwości. Stwierdzi, że skoro kocha to robić, to musi się rozwijać, a nie malować jak przedszkolak. Dlatego kupi porządne farby – drogie, bo jakość jest istotna), pędzle (drogie-dłużej wytrzymają), rozpuszczalniki (drogie), płótna (drogie!!!), grunty… Płasko na podłodze malować nie będzie, chyba że chce uprawiać action painting z gatunku Pollocka. Więc przyda się sztaluga (spory wydatek, choć długoterminowy). Można powiedzieć – no tak, ale przecież stworzy obrazy! Będzie mógł sprzedawać! Figa. Na pewno nie od razu i na pewno nie za cenę, której by się spodziewał jako wynagrodzenie za swoją pracę i, być może, wielki talent.
Za to rysunek, ilustracja – hulaj dusza. Wystarczy papier, kawałek węgla czy ołówek, nawet tablet graficzny nie jest tak dużym wydatkiem, ale już programy graficzne potrafią kosztować baaardzo dużo.
Co do innych DIY – zależy, co kto lubi, ale zwykle koszt materiału jest obciążający (chyba że wykorzystujemy coś powtórnie). W przypadku materiałów jest tak, że często tańsze oznacza mniej wydajne, gorsze – kleje, lakiery, farby, nawet głupi papier, dlatego nie zawsze opłaca się na nich oszczędzać.
Pozdrawiam,
Kasia
Piszesz o profesjonalizmie. Myślę, że podobnie jest z fotografią i wieloma innymi czynnościami, których spróbowanie jest często darmowe, ale z biegiem czasu i osiąganiem kolejnych poziomów wtajemniczenia chcemy więcej i więcej. Ja staram się nie „szaleć” i trzymać w ryzach wydatki, mając świadomość, że być może przez to nie rozwinę w pełni skrzydeł. Wydaje mi się, że – jak w bardzo wielu przypadkach – tutaj również działa reguła Pareto. 20% wysiłku przynosi 80% rezultatów – w przypadku hobby 80%… satysfakcji? Mi wystarczy, Tobie być może nie (jestem daleki od osądzania). Zresztą – być może teraz właśnie pracujesz na coś, co ziści się za kilka lat? Może budujesz bazę i drobnymi kroczkami stajesz się coraz lepiej rozpoznawalna i doceniana, a prawdziwe owoce tej pracy zobaczysz za jakiś czas?
W tym temacie mogę się wypowiedzieć, bo mam dużo przemyśleń. W mojej rodzinie każdy coś grzebał. Wszystkie przybory były wspólne. Dziadek majsterkował, babcia szyła, mama malowała, a ja miałam swoje przybory do kreślenia, ale jak ktoś potrzebował, to się dzieliliśmy z całkowitym uszanowaniem dla tego, kto będzie używał tego później. W ten sposób małymi środkami przez kilkadziesiąt lat stworzyła się baza, która można dowolnie rozszerzyć w miarę potrzeby, ale nie koniecznie budować każde hobby od początku. Tanie DIY wymaga trochę zbieractwa. Chociażby do szycia można użyć elementy starszych ubrań, np. guziki, lamówki, podszewkę. Tak samo jest z modnymi hobby diy. Decoupage to nic innego jak oklejanie starymi magazynami brzydkich przedmiotów wykorzystując do tego klej stolarski i lakier do drewna. Niedawno do Polski przyszła moda na to i jak grzyby po deszczu pojawiły się kolorowe sklepiki z rzeczami niezbędnymi w zawrotnych cenach. Trochę zdrowego rozsądku i większość tych niezbędnych rzeczy można zastąpić tańszymi lub całkowicie darmowymi zachowując estetykę i koncepcję dzieła. Oczywiście jakieś drobne półprodukty są potrzebne, ale kupując dobre jakościowo przy odpowiednim obchodzeniu się starczają na bardzo długo.
Podobnie jest z makijażem. Z mojego punktu widzenia to dość tanie hobby dla kobiet. Wystarczy kupić kilka produktów zadowalających jakościowo, które się lubi używać na co dzień, a do tego dokupić coś ekstra (np. rzęsy, eyeliner, kolorowe cienie za 2zł z allegro) i bawić się ładnych parę lat. Oczywiście nowości kosmetyczne wychodzą często i blogerki wizażowe nakręcają popyt. Mając pełną świadomość tego nadal uważam, że nie trzeba mieć wszystkiego, żeby ładnie malować. U mnie to hobby pochłania ok 50zł rocznie wliczając wszystkie nowe zakupy produktów używanych codziennie.
Kolejnym fajnym hobby jest ziołolecznictwo. Dzięki znajomości właściwości roślin można zamiast leków i kosmetyków poradzić sobie przy pomocy aptecznych ziół w paczkach. Dla przykładu na kaszel równie dobry jak nie lepszy od tabletek do ssania jest napar z mieszanki lipy, korzenia prawoślazu i babki lancetowatej, a suplementy na zdrowe włosy i paznokcie zastępuje napar ze skrzypu lub pokrzywy. Pijąc zioła oszczędzamy na innych napojach.
Hobby związane z diy i gotowaniem można mnożyć do woli, jednak należy pamiętać, że większość z nich ma tę droższą i tańszą wersję.
Dodaje 100 darmowych sposobów do twojej listy:
http://nietechiny.weebly.com/90/post/2013/12/100-bezplatnych-lub-tanich-sposobow-na-spedzenie-szczesliwych-chwil.html
🙂
Hm… Lista ciekawa, ale do jednego wora ktoś powrzucał bez większego pomyślunku i to, i tamto. To bardziej lista pt. „Masz deprechę? Zobacz, ile różnych działań możesz podjąć?”, aniżeli pt. „Darmowe lub prawie darmowe formy spędzania wolnego czasu”.
Może i dla niektórych tanie te rozrywki. Jak dla mnie jednak spędzanie czasu w parku wodnym, to dość droga rozrywka i kilkanaście innych także.
Kolejny świetny post.
W ramach hobby można też pomagać innym (ludzie, zwierzęta) lub nauczyć się grać na jakimś instrumencie. Pracochłonne, ale satysfakcja gwarantowana 😀
Chciałem również dodać wolontariat, ale z obawy przed zbytnim teoretyzowaniem powstrzymałem się. Gra na instrumentach – jak najbardziej, chociaż to również sfera dość daleka od moich preferencji i zdolności 🙂
Dobra, zaryzykuję i zapytam: Czy czyimś najtańszym ( a raczej zyskownym) hobby może być jego praca? 😉
.
Ja tam lubię podróżować, spacerować, jeździć na rowerze, czytać, pisać i… oszczędzać. W przypadku ogrodnictwa mam mieszane uczucia – nieraz miałem słomiany zapał w tworzeniu jakiejś uroczej grządki – ale zawsze kończyło się uschnięciem wszystkich roślin. Właściwie ciężko znaleźć roślinę, której moja opieka by nie wykończyła. Na sumieniu mam chociażby kilka kaktusów – a są one z definicji trudne do ususzenia, czy uszkodzenia w inny sposób. Ta ich „idiotoodporność” jednak w moim przypadku nie wystarczyła 😉
W moim pokoju stoi jeden kwiatek ( nie mam pojęcia co to takiego) ale omijam go szerokim łukiem – radzi sobie całkiem nieźle.
Za najlepszy sposób spędzania czasu uważam udać wycieczkę w jakieś odludne miejsce, z którego rozpościera się piękny widok i po prostu być… Takie proste, a takie piękne. A dobra książka i herbata z termosu też nie zaszkodzą. 🙂
Niestety – pytanie o pracę jako hobby to nie do mnie. Ja wybrałem swój zawód z czystego wyrachowania, nie czując do niego jakiejś wielkiej miłości. Co prawda praca jako hobby gryzie się z definicją tego drugiego, bo zamiast pracował – ciągle relaksowałbyś się i odpoczywał od obowiązków, jednocześnie je wykonując 🙂 Ale pomijając stronę techniczną… kto wie? Może ktoś z czytelników się wypowie?
To nie za dobrze, Wolny. Owszem kasa, kasą, ale tak z wyrachowania?…
Moja praca jest blisko powiązana z tym, co robię dla przyjemności. Dość często w pracy odpoczywam. W każdym razie obowiązki domowe, a w szczewgólności opieke nad dziećmi uważam za większą harówkę, niż pracę zawodową. Oczywiście nie mówię tu o opiece nad dziećmi „z doskoku”, między 17 a 20, lecz o pełnowymiarowej opiece, od obudzenie aż do zaśnięcia + prowadzenie domu. To dopiero wyzwanie i praca.
He, he: zabrzmiało trochę tak, jakbym dom prowadził. 🙂
To były dwie oddzielne myśli:
1) Praca powinna mieć w sobie coś z hobby.
2) Jedną z najcięższych prac (tyle że bezpośrednio niepłatnych) jest opieka nad dziećmi i prowadzenie domu.
Niedobrze mówisz… częściowo pewnie tak, ale uważasz, że jestem wyjątkiem? Czy w wieku lat jeszcze nastu młodzi ludzie wiedzą, co chcą robić? Może bardzo niewielki odsetek tak. Reszta błądzi. Ja i tak byłem w o tyle dobrej sytuacji, że wiedziałem, że będzie to kierunek bardzo techniczny, że politechnika, że „czemu nie komputery” i że to może być coś dla mnie. A że nie miałem wewnętrznego przeczucia, że to moje powołanie? Cóż – trudno się mówi i szuka się szczęścia w innych aspektach życia. A później można o tym pisać bloga 🙂
Każde hobby możemy spieniężyć, choć mija się to trochę z definicją samego hobby, ale dzięki temu możemy pozyskać fundusze na to właśnie hobby jeśli jest ono dość drogie. Dzięki temu stanie się darmowe a może nawet przekształcić się w dodatkową formę zarobku, bo w życiu powinniśmy robić to co lubimy.
Do biegania dla samego biegania i rowerowania dla samego rowerowania mam dokładnie takie samo podejście jak Jurek.
Co do nauki francuskiego próbowałeś może poklikać w wolnej chwili http://fr.freerice.com/#/vocabulaire-français ?
Hmmm – ale czy robienie czegoś pozytywnego dla swojego ciała nie jest wystarczająco przekonujące? Trochę Was rozumiem, bo 95% moich przejazdów rowerowych polega na przemieszczeniu się z punktu A do B. Ale dla przykładu wielu biegaczy łączy uprawianie sportu ze słuchaniem audiobooków czy chociażby… kontemplowaniem 🙂
Co do francuskiego: mam 1.5-godzinne lekcje 2 razy w tygodniu, więc całkiem sporo i raczej ograniczam się do próby nadążenia z materiałem tam zaprezentowanym 🙂 Nie znałem podanej przez Ciebie strony, ale sprawdzę ją. Ja ze swojej strony mogę polecić naprawdę kapitalny kurs na różnych poziomach, który niestety z braku czasu mocno zaniedbuję: http://apprendre.tv5monde.com/
hej Wolny!
moim hobby przez wiele lat było tworzenie muzyki, a z czasem mi się poszczęściło i przerodziło się to również w granie na imprezach w klubach jako DJ.
Początki były „bardzo nie darmowe”, bo sprzęt DJ jest bardzo drogi, ale z czasem grałem coraz więcej i zaczeło mi to przynosić ciekawe dochody. Problem w tym, że potem z hobby przerodziło się to w pracę i po 2-3 latach straciło to kompletnie urok i stało się męczące.
Obecnie trochę jeszcze bloguję w tej tematyce pod adresem: http://ciemnastronawinyla.blogspot.com , ale idzie mi to coraz ciężej.
Pomimo wszystko wszystkim polecam „pogoń za marzeniami” i realizację hobby. Oczywiście z głową, bo może się to skończyć jak u mnie, ale przynajmniej warto spróbować.
Dzięki za inspirujący wpis i poświęcony czas,
Pozdrawiam
Rafał
http://ciemnastronawinyla.blogspot.com/
Pingback: Mój letni manifest, a ty już masz swój? | marilabo.pl - blog edukacyjno-życiowy
Cześć,
muszę przyznać, że część pomysłów z pozoru wydaje się banalna, jak na przykład bieganie, a przecież to też może być hobby. Po co od razu rzucać się na zainteresowania wymagające bajecznych nakładów, czasem tylko po to by po wydaniu odpowiednich sum stwierdzić, że właściwie to nie jest to co byśmy chcieli robić…
Osobiście polecam wszystkim blogowanie, o którym też wspomniałeś 😉 Pasjonujące w tym może być przede wszystkim dzielenie się swoją wiedzą, pomysłami, poglądami, a potem satysfakcja bo kogoś zainteresował temat, ktoś zostawił komentarz albo napisał, że bardzo mu pomogłeś. Radość jest wtedy potężna.
Pozdrawiam, Bartek
Pingback: Czego nie warto robić w wakacje? : Finanse bardzo osobiste
jeżeli dysponujemy w zasadzie odrobiną kasy, można zacząć się wspinać – potrzebna jest kasa właściwie na ścianki, żeby ćwiczyć i ewentualnie na przejazdy, jeśli będziemy ćwiczyć w terenie 🙂 jeśli chodzi o podstawy, to tu jest fajnie opisane, od czego zacząć http://cenabiznesu.pl/-wspinaczka-jak-zaczac-i-o-czym-warto-pamietac polecam, ja się wkręciłam tak, że myślę o Tatrach na wiosnę 🙂
może nie do konca darmowe ale ja osobiście uwielbiam łowić. i to na morzu. wypływam na kutrze cpt morgan, zazwyczaj z kumplem i naprawdę dużo się dzieje. moja żona marudzi że zawsze jej dużo ryb nawiozę a ona musi to obrabiać ale jak potem robimy rybkę to i ona się zajada. 😀
Pingback: jak znaleźć sobie hobby • Emocje: życie warte przeżycia
Hej, a ja mam też pomysł na dorzucenie swoich 5 groszy do listy mianowicie: trainspotting
https://pl.wikipedia.org/wiki/Trainspotting_(hobby) – czyli robienie zdjęć pociągom czy to w trasie czy na stacjach 🙂 można do tego także podciągnąć całe zamiłowanie do kolejnictwa 🙂 hobby dość znane i z wieloma społecznościami…
tutaj np. mój blog ze zdjęciami https://kolejnyamatorkolei.blogspot.com/