Optymalizacja

Gdyby kilka przypadkowych osób przeczytało jeden z moich wpisów (np. ten, w którym przedstawiam siebie jako wroga publicznego numer 1), na pewno posypały by się komentarze typu „masa poświęceń, a gdzie korzystanie z życia? To nie dla mnie!”. Dzisiaj rozprawię się z dorabianiem ideologii „odejmowania sobie od ust”, praktykowanej przez przyzwyczajonych do luksusów sceptyków, którym ciężko rozpocząć dzień bez szampana i truskawek maczanych w czekoladzie 🙂

Pozwól więc, że sprostuję i ogłoszę z całą stanowczością: nasze życie to nie poświęcenia. Poświęcenie to wyrzeczenie, to rezygnacja, to smutek na twarzy – my natomiast jesteśmy codziennie uśmiechnięci 🙂 Jak to możliwe, żeby te pozorne sprzeczności się nie gryzły i nie powodowały poczucia utraty czegoś ważnego? Odpowiedź jest prosta, a brzmi ona: OPTYMALIZACJA.

To pozornie anty-minimalistyczne pojęcie, bo przecież z reguły optymalizujemy, żeby coś zrobić szybciej, sprawniej i być bardziej efektywnym – zazwyczaj w pracy. Ten, kto „zmieści” więcej czynności w każdej dobie, może liczyć na uznanie, awans i podkręcenie obrotów przez przełożonego – ot, taki standardowy sposób testowania, czy nadajesz się na chomika-przodownika pracy, kręcącego swoim kółeczkiem szybciej niż pozostali. Ale wystarczy nieco odejść od powiązania optymalizacji i obowiązków zawodowych, żeby dostrzec, że minimalizm i optymalizacja to dwa bardzo bliskie sobie pojęcia, których stosowanie pozwala na „kupno” czegoś bardzo ważnego: swojego czasu, który możesz spędzać na masę różnych, dobrych dla Ciebie (a nie Twojego pracodawcy!) sposobów – jeśli potrzebujesz przykładów, zajrzyj tutaj.

optymalizacja1

No dobrze – co w takim razie warto optymalizować? To, co zabiera nasze zasoby, wyrażone w postaci czasu lub pieniędzy poświęcanych na czynności, które w zamian nie czynią naszego życia pełniejszym lub bardziej wartościowym. Przykłady? Proszę:

transport: w zamierzchłych czasach środek transportu służył tylko do przemieszczania się. W ramach optymalizacji staram się wrócić do jego pierwotnego zastosowania, jednocześnie nie rezygnując z udogodnień, jakie daje posiadanie auta. Wybrałem rozwiązanie optymalne zarówno kosztowo, jak i czasowo, stawiając na względnie tanie auto i jak najbardziej intensywne korzystanie z roweru. Dzięki temu, mimo 100% spełnienia celu (jakim jest przemieszczanie się z miejsca na miejsce, przeważnie na trasie dom <-> praca), koszty przeze mnie ponoszone są minimalne: i to zarówno te wyrażone w złotówkach, jak i czasie – jazda na rowerze to przecież nie tylko unikanie korków, ale również wysiłek fizyczny, wykonywany niejako przy okazji.

telewizja. Pozbywając się abonamentu telewizyjnego, osiągnąłem cel, jakim było ograniczanie czasu spędzonego z pilotem w ręku. Skoro to samo mogę osiągnąć innymi sposobami mającymi dodatkowe zalety (niższy koszt, mniej reklam, umów i zobowiązań), zrezygnowałem z usług operatora. A ponieważ został TV i tony darmowych treści w Internecie, to nadal jestem w stanie łatwo (optymalnie) osiągnąć mój cel – od czasu do czasu obejrzeć coś interesującego 🙂 Zresztą – dieta informacyjna wciągnęła mnie na dobre i coraz mniejsza jest we mnie ochota na „rozerwanie” się przed telewizorem.

przestrzeń wokół Ciebie. Ile to przykładów na zgubny wpływ „chomikowania” do tej pory usłyszałem… pierwsze 40-parę metrów w kilka lat stało się za ciasne, kolejne 60-metrowe mieszkanie zaczęło puchnąć w szwach niedługo później, a jedynym rozwiązaniem stało się porządne M-5, albo 200-metrowy dom. Znasz to skądś? Stopniowe, zachłanne powiększanie swojej przestrzeni życiowej jest częściowo napędzane przez… żal. A dokładniej, przez stwierdzenie „żal mi tego wyrzucić”. Sam optymalizuję przestrzeń, którą zajmuję mając świadomość, że każdy metr kwadratowy, na którym wylądują później sterty rupieci jest znacznie więcej wart niż same rupiecie. Jeśli chcesz wiedzieć, jak rozsądnie pozbywać się niepotrzebnych rzeczy i dążyć do tego, żeby kolejnych nie gromadzić, zapraszam tutaj.

optymalizacja2Chociaż… 100 USD miesięcznie i można gromadzić dalej…

geoarbitraż również sprowadza się do optymalizacji źródła przychodów i jak najbardziej przyjaznego kosztowo miejsca, gdzie będziesz wydawał swoje pieniądze. Nawet tak podstawowe kwestie jak zapewnienie sobie dachu nad głową zależą od słusznego dla Ciebie wyboru pomiędzy takimi czynnikami jak cena, lokalizacja, metraż, otoczenie i wiele innych. Niedawna przeprowadzka z Gdańska do Bydgoszczy to automatyczna obniżka ceny metra kwadratowego mieszkania, które zamierzamy kupić taniej o 1000-1500 zł/m2, co przy 60-metrowym mieszkaniu przekłada się przynajmniej na 60.000 zł oszczędności. A to wszystko bez obniżania pułapu wynagrodzenia. Można? Wystarczy chcieć i nieco bardziej otworzyć się na rynek pracy – zainteresowanych zapraszam do wpisu, w którym gdybałem o czymś, co później zrealizowałem z naprawdę dobrym skutkiem.

kupowanie używanych przedmiotów również nie pozbawia mnie tego, czego potrzebuję do prowadzenia przyjemnego i względnie lekkiego życia. Pomijając gadżeto-maniaków, mam to, co Ty – ale w wielu przypadkach przynajmniej o połowę taniej 🙂 A że jestem technologicznie „cofnięty” o kilka lat w porównaniu z nowinkami… no cóż – jakoś przeboleję 🙂

pożyczanie używanych przedmiotów 🙂 Sztandarowy przykład: biblioteka. Jeśli nie jesteś jeszcze przekonany do tego, że kupowanie książki po to, żeby została przeczytana przez jedną osobę jest samolubne, to może przy następnej przeprowadzce Twoje własne plecy przypomną Ci, że gromadzenie opasłych tomów nie ma większego sensu.

wolny czas. Jest tyle darmowych i ciekawych sposobów spędzania czasu, że standardowe, utarte schematy typu restauracja, kino i galeria handlowa są tak oklepane, że tylko kompletny brak wyobraźni może skłaniać do ograniczania się do tych „rozrywek”.

Przykłady można mnożyć w nieskończoność: eko-myjki dla dzieci, które robią to, co mają robić (czyli myją 🙂 ), ale bez ponoszenia zbędnych wydatków na nasączone „chemią” chusteczki nawilżane, pieluchy wielorazowe, czy realizacja koncepcji prowadzenia budżetu domowego, którego celem jest optymalizacja Twoich wydatków w ogólności.

Te wszystkie przykłady to dowód na to, że nie jestem współczesnym jaskiniowcem, a moja rodzina żyje bardzo podobnie do innych. Różnicę stanowi optymalizacja, która daje nam drobną przewagę w całej masie zagadnień, które w sumie przekuwają się w olbrzymią przewagę nad standardowym poziomem ponoszonych kosztów.

optymalizacja3

Przekaz dzisiejszego wpisu jest jasny: nie musisz rezygnować z wszystkiego, co ułatwia Twoje życie lub czyni je przyjemniejszym. Sam nie dążę do poświęceń, które zabierałyby mi radość życia w imię „lepszego jutra”. Posiadam mieszkanie, samochód, smartfona, zmywarkę czy telewizor – i nie próbuję Cie przekonać do rezygnacji z żadnej z tych rzeczy! Nie mówię też, żebyś po powrocie z pracy siedział w zimnym mieszkaniu ze świecą na stole i dumał o tym, jak kiedyś pięknie będzie, jeśli oszczędzisz każdą zarobioną złotówkę! Wystarczy, że zaczniesz optymalizować, nie będziesz się bał wyzwań czy alternatywnych rozwiązań. Nie musisz żyć jak mnich, żeby mieć znacznie niższy niż aktualny poziom wydatków, przy jednoczesnym zwiększeniu ilości wolnego czasu.

Realizując kolejne etapy optymalizacji powyższych aspektów życia, stopniowo zyskuję poczucie bezpieczeństwa, spokoju, a do tego pojawiła się pewna doza satysfakcji, której źródłem jest mniejsza ilość umów, obowiązków, opłat i świadomość coraz większej niezależności. Jestem pewien, że jeszcze niejedno uda mi się zoptymalizować z wyśmienitym skutkiem. I zapewniam, że zejście z utartej, znanej przez wszystkich ścieżki konsumpcjonizmu w bardziej dzikie i mało dostępne tereny puszczy minimalizmu daje o wiele więcej, niż krótkotrwała satysfakcja z nowego gadżetu, który często już w momencie kupna jest przestarzały.

Pamiętaj jednak, że wszystko ma swoje granice. Nie bez powodu na początku tego wpisu pojawiło się stwierdzenie, że warto optymalizować „czynności, które w zamian nie czynią naszego życia pełniejszym lub bardziej wartościowym”. Czasami bowiem nie warto zmieniać tego, co ma dla Ciebie głębszy sens i z czego czerpiesz siłę. Przykłady? Czas spędzony z rodziną i przyjaciółmi, majsterkowanie przy rowerze, praca nad blogiem, aktywność fizyczna, czy nawet tak błahe czynności jak pieczenie chleba – to najważniejsze elementy mojej listy. Daj sobie chwilę i ustal swój własny zestaw świętości, których – niezależnie od potencjalnego zysku – nie będziesz się ważył tknąć. I nie zdziwię się wcale, jeśli ta lista w bardzo wielu aspektach pokryje się z zestawem priorytetów, którymi starasz się kierować na co dzień.

53 komentarze do “Optymalizacja

  1. Sylwek Odpowiedz

    Wolny, widzę że ignorujesz komentarze.
    Zapytałem, w jaki sposób działają tabletki od brudnej szyby?
    Jeszcze o takich tabletkach nie słaszałem, dlatego pytam.
    Czy to coś złego?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Jestem na szkoleniu, dopiero dorwałem się do kompa, a musiałem jeszcze opublikować wpis – ale kilka minut temu odpowiedziałem Ci na ten komentarz. Przepraszam, jeśli poczułeś się ignorowany, ale mój kalendarz jest coraz bardziej napięty i nie zawsze mogę poświęcić Wam czas na szybkie odpisanie.

      • Zulu Odpowiedz

        kurcze ja na komentarze odpisuje nieraz po kilku dniach (a mam ich ze 100razy mniej niż ty) ależ ja ignoruje swoich czytelników 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Co ja mogę powiedzieć… jeśli przyzwyczaiłbyś swoich kochanych czytelników do szybkich odpowiedzi to po jakimś czasie po prostu tego oczekują – prawda stara jak świat i odnosząca się do bardzo wielu aspektów życia (w tym: przyzwyczajenia do luksusów :)).
          Jeśli mogę coś podpowiedzieć, to być może odpowiadanie po kilku dniach jest jednym z powodów, dla których masz 100 razy mniej komentarzy 🙂

    • Konrad Odpowiedz

      Trąci to trochę ignorancją…

      Tabletki do mycia szyb mają ścisły związek z optymalizacją i stosuje je już od jakiegoś czasu. Zamiast wydawać kilkadziesiąt złotych na płyn do spryskiwaczy, kupuje się tabletki, która zalewa się zwykłą wodą. Oszczędność miejsca, pieniędzy i komfort użytkowania.

      • Sylwek Odpowiedz

        To BMW ma spryskiwacz? Tak jak mój Ford Cortina z 1980 roku?
        Po BMW spodziewałem się że problem mycia szyby rozwiązali inaczej. Kiedy płacisz tyle szmalu, spodziewasz się że szyba będzie myła się samodzielnie, bez naszej wiedzy, kiedy samochód uzna że czuje się brudny.
        To marna optymalizacja.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Noooo – i pewnie nawet ten samochód ma karoserię, silnik, czy nawet fotele i kierownicę. Za co przepłacać? Sam tego nie rozumiem – dlatego nie przepłacam 🙂

          • Roman

            W 1998 roku (w salonie Renault w Bydgoszczy) widziałem rozpiskę z której wynikało, ze w cenie każdej „meganki” jest ujęte jest 1400 zł na „koszty reklamy”…
            Kilka lub kilkanaście takich różnych „ujęć” (były tam również koszty udzielonej gwarancji wszelako kwoty nie pamiętam) i już wiesz za co płacisz kupując „nówkę” 🙂

          • wolny Autor wpisu

            To chyba nie był zbyt dobry ruch ze strony dealera. I wcale się nie dziwię, że takie informacje nie są już publikowane. Niewiedza klienta w tym przypadku jest znacznie lepsza z punktu widzenia sprzedawcy, prawda?

          • Roman

            Diler nic nie wiedział, że ja wiem (dobrze mieć kolegów hehehe).
            A na głupotę klienta nic nie poradzisz…
            Wszelako nieświadomość faktu (a może wypieranie ze świadomości), że za wszystko się płaci i że „gratisy” tak czy inaczej są wliczone w cenę, jest powszechna.

          • wolny Autor wpisu

            Czasami na szczęście gratisy są rzeczywiście darmowe – przynajmniej dla Ciebie, bo płaci kto inny. Chociaż… czy równie często nie płacimy za gratisy innych?

          • TX

            Odpowiem tak – dla radosci z procesu przemieszczania. Sa auta prestizowe, ktore laskocza ego wlasciciela. Ale sa tez auta swietnie prowadzace sie, rewelacyjnie wywazone, ktorych kazdy szybciej przejechany zakret daje poczucie dobrze wykonanego zadania. Kto ma choc troche benzyny w zylach, ten zrozumie i taki ktos nie wroci do pierwotnej roli samochodu 🙂

    • Konrad Odpowiedz

      Żeby zobrazować na czym m. in. w tym wypadku polega optymalizacja.

      Wyobraź sobie ciężarówkę z naczepą zapakowaną po sufit 5-litrowymi bańkami z płynem do spryskiwaczy.
      Następnie wyobraź sobie ciężarówkę z naczepą zapakowaną po sufit opakowaniami z tabletkami do rozpuszczania w wodzie kranowej.

      Co jest bardziej efektywne i optymalne?

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Nie wiem skąd wziąłeś cenę kilkudziesięciu złotych za bańkę z płynem – sam zawsze kupuję zapachowy płyn (5 lub 4 litry, wcale nie najtańszy) za ok. 15 zł w markecie, który wystarcza mi na… rok/dwa (oczywiście jestem mało miarodajnym przykładem, bo mało jeżdżę). Oczywiście, jeśli pojedziesz na stację to zapłacisz 2-3 razy drożej. Ale na tej samej zasadzie tabletki do szyb możesz kupić od dealera danej marki i też pewnie przepłacisz.
        Dzięki za wyjaśnienie tematu – mocno zmyliła mnie dostępność czegoś takiego u dealera i dlatego nie drążyłem, zakładając że to jakiś kompletny bajer. Generalnie – rzeczywiście ciekawy pomysł, o ile są tak praktyczne jak płyn (w sensie: dobrze się rozpuszczają, mają podobne właściwości itp).

        • Konrad Odpowiedz

          Dopóki kupowałem gotowy płyn, płaciłem nie więcej niż 10 PLN za bańkę 5 l (np. Tesco), a kilkadziesiąt PLN to mój były, roczny koszt za 3-4 opakowania. Tabletki wychodzą mnie taniej i to lubię 🙂

  2. Mateusz Odpowiedz

    Dokładnie, ciężko napisać jakiś komentarz, bo to co napisałeś odzwierciedla w 100% moje zdanie, musimy być gdzieś pomiędzy kompsumpcjonizmem a dziadowaniem.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Aż tak idealnie wstrzeliłem się w Twoją wizję? 🙂 Mimo to, na pewno masz nieco inną listę nietykalnych świętości, prawda?

  3. Paweł Odpowiedz

    Optymalizacja to jedno, ale zrozumienie faktu, że wielu rzeczy tak naprawdę do szczęścia nie potrzebujemy, a wiele z nich dodatkowo nie jest wartych żądanej za nie ceny, jest moim zdaniem kluczowe:)

  4. eMCi Odpowiedz

    Optymalizacja może iść w parze z minimalizmem i niezależnością finansową, nawet nie musi oznaczać cięcia kosztów, czasem wręcz odwrotnie :).
    Przykład 1. Czasem kupno „drogiego” laptopa jest wyborem optymalnym. Lepiej wydać 2.500 zamiast 1.500, aby nie tracić 10 minut dziennie na niepotrzebne przestoje w pracy, które potrafią wyprowadzić z równowagi, zwłaszcza gdy jest wszystko na wczoraj, a komputer myśli. Po drugie 10 minut * 240 dni roboczych = 40 godzin pracy. Ile warte jest te 40 godzin? Dla kogoś 300, dla kogoś innego 3.000. Dla kogoś lepszy sprzęt to krótsza praca, czyli „kupiony czas”, dla kogoś innego to, większy zysk.
    Przykład 2. Mam trzy drogi dojazdu do kontrahenta. Krótką 41 km (ok 65 minut), szybką 52km (ok 55-60 minut), autostradową 54km (40-45minut). Wybieram autostradę, obecnie odcinek bezpłatny i stałą prędkość 100-110 kmh. Oszczędzam 30 minut, a według kalkulacji dokładam tylko ok 4 złote w porównaniu z trasą krótką (mniejsze zużycie auta, niskie spalanie przy płynnej jeździe).

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dzięki za komentarz – wpis o tym, że lepiej kupować jakość niż „jakoś” też będzie – wszystko w swoim czasie 🙂

    • Adam Odpowiedz

      A tu bym nieco polemizował.
      Otóż tego rodzaju optymalizacje niekoniecznie muszą wychodzić na dobre.
      1) Nie do końca płynnie pracujący komputer może pomóc nam zadbać o… zdrowie. Otóż okuliści zalecają, żeby przy dłuższym gapieniu się w szczegóły przenieść wzrok na lasze obiekty (dajmy na drzewa za oknem). A jak sobie narządzie pracy ustawimy w opcji „galop” – to nie wiem, czy to takie dobre. Myślę, że te 10 minut należałoby raczej skubnąć z wyjść „na kawkę” lub „papieroska”.
      2) Dojazd autem. Tak jak pisałem kiedyś, najlepiej byłoby auta w ogóle nie mieć. Ale skoro już trzeba zeń korzystać, należy wybierać trasę i sposób jazdy najbardziej bezpieczne, minimalizując zagrożenie… śmierci. Czynniki czasowe czy paliwowe powinny tu być (moim zdaniem) na zdecydowanie dalszym planie.

  5. Adam Odpowiedz

    Ukryta optymalizacja w samym wpisie:
    1) bezpośrednia: wpis zawiera rekordowo dużo odnośników do poprzednich artykułów, no tak – po co powtarzać, a i może jakieś pomiary skuteczności ruchliwości czytelników się odbywają?… Kto wie?…
    2) pośrednia: porządne rozbudowywanie bloga, który choć dziś jest hobby, kiedyś ma się stać zapewne hobby-wyciskarką do pieniędzy.

    Na temat samej optymalizacji działań w ramach nauki zwanej prakseologią pisał sporo wybitny polski filozof, Kotarbiński. Polecam.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Adamie – nie doszukuję się żadnych złych intencji w komentarzu nr 2, ale czuję potrzebę odpowiedzi na niego. Również dla samego siebie – może w trakcie komentowania również coś mi się wyklaruje 🙂
      Ten blog absolutnie nie MA stać się ani wyciskarką do pieniędzy, ani czymkolwiek innym. Być może będziesz zaskoczony, ale ja – mimo swojej dalekowzroczności w bardzo wielu aspektach życia nie miałem i nadal nie mam żadnych konkretnych planów dotyczących bloga. Zawsze pisałem i piszę zarówno dla Was, jak i dla siebie. Ostatnio jednak zauważyłem, że – przynajmniej w teorii – to również jest biznes, na którym można zarobić. I próbuję w nich swoich sił – z jednej strony nienachalnie, z drugiej strony taki stały czytelnik jak Ty zauważył pewne zmiany. Czemu to robię? 1. Bo jeśli można zarobić, nie wyciągając pieniędzy od Was, ale nadal prowadząc wartościowy blog i pisząc o rozwiązaniach, z których sam korzystam – to czemu nie? Dopóki robię to z czystym sumieniem i nikt mnie do niczego nie namawia – czuję, że jest to dobre. A wielu czytelnikom nawet reklamy wartościowych produktów mogą wskazać słuszne rozwiązania. 2. Bo właśnie nie wiem, w jakim kierunku zmierza blog. W najbliższym czasie najprawdopodobniej zdarzy się kilka „rzeczy”, które potencjalnie będą miały duży wpływ na bloga. Po pierwsze, będę miał mnóstwo pracy (w sensie zawodowej). Po drugie, prawdopodobnie kupimy mieszkanie, i to do remontu – a wiem, ile czasu taki remont pochłania. Po trzecie, najprawdopodobniej przyjdzie wiosna 🙂 i mając do wyboru wycieczkę rowerową z żoną i córką (która już w tym roku będzie się „nadawała” do wielu rzeczy, na które jeszcze była za mała do tej pory) lub pisanie bloga, wybiorę to pierwsze.

      A być może będę mógł podjąć decyzję o tym, żeby wynająć kogoś do zerwania starych kafelek i innych brudnych robót i skupić się na blogu, który w dłuższej perspektywie być może choć częściowo zamortyzuje poniesione straty finansowe? Na razie to tylko gdybanie, bo zarobki blogowe nadal nie pozwalają mi na rezygnację z jakiejkolwiek odpłatnej czynności, którą wykonuję 🙂 Ale bez spróbowania „czy można” nie będę w stanie podjąć biznesowych decyzji i jedyną możliwą będzie „skolejkowanie” bloga na dalsze miejsce. Każdemu, kto patrzy na zarabianie na blogu mniej przychylnie, proponuję stworzyć coś podobnego i podliczyć spędzone setki (niedługo wejdę w tysiące) godzin pracy. Niestety, coraz częściej widzę niewykorzystane okazje finansowe związane z brakiem czasu na analizę sytuacji, na dokonanie pewnych decyzji inwestycyjnych. Po prostu brakuje mi dobrych kilku godzin w każdej dobie 🙂

      Uważam, że już do tej pory zrobiłem coś wartościowego, co dało mi (mam nadzieję, że również Wam) niesamowicie dużo. Jeśli jednak nadejdą niesprzyjające okoliczności (a dużo wskazuje na to, że tak się stanie), będę musiał ograniczać te czynności, które w najmniejszym stopniu przyczyniają się do osiągania wyznaczonych sobie celów – również finansowych. A wolałbym tego nie robić – zbyt „dobrze” mi tu, zbyt fajna społeczność mnie otacza. Ja po prostu czuję się tu jak w domu 🙂

      • Adam Odpowiedz

        „Jeśli jednak nadejdą niesprzyjające okoliczności (a dużo wskazuje na to, że tak się stanie), będę musiał ograniczać te czynności, które w najmniejszym stopniu przyczyniają się do osiągania wyznaczonych sobie celów – również finansowych.”

        OBY TAK SIĘ STAĆ NIE MUSIAŁO! – czego Ci życzę.

        Dzięki za wyrozumiałość dla mnie. Złych intencji nie było. Czasami zdarza mi się być złośliwym, to fakt. Pocieszam się jednak tym, co napisał F. Nietzsche w działku pt. „Ludzkie, arcyludzkie”: „Złośliwość jest rzadka. – Większość ludzi za bardzo zajęta jest sobą, żeby być złośliwa”.

    • Zulu Odpowiedz

      Adam musisz wziąć pod uwagę że bloga nie czytają tylko stali czytelnicy ale i cały czas zjawiają się nowi (albo chociaż przypadkowi czytelnicy) i im takie odnośniki często pomagają a autor nie musi się powtarzać i streszczać jakiegoś zagadnienia które już na blogu opisał..

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Dokładnie – zwłaszcza, że w statystykach widać, że część czytelników rzeczywiście klika w te starsze linki. A blog rośnie dość mocno, więc wpisy sprzed kilku miesięcy są dla większości zupełnie nieznane.

        • Gosia Odpowiedz

          Oj, mylisz się Wolny! Dla przykładu jak trafiłam na Twój blog, to przeczytałam od deski do deski wszystkie wpisy (oczywiście nie jednego dnia), a mimo wszystko od czasu do czasu lubię wrócić do najlepszych 🙂

          Co do robienia z bloga maszynki do wyciskania pieniędzy to sprawa Wolnego co planuje zrobić ze swoim „dzieckiem”, a jeśli w pewnym momencie uznasz Adamie, że Ci to nie odpowiada to już Twoja decyzja co dalej.

          • wolny Autor wpisu

            Gosiu – Ty jesteś wyjątkiem. Jak patrzę na Ciebie, widzę swoje początki i „nakręcenie” przez mrmoneymustache.com. I bardzo mi miło, że – przynajmniej w jakimś stopniu – teraz ja mogę Cię nieco motywować do działania. To jeden z tych benefitów, o których nigdy nawet mi się nie śniło, a które – dzięki ciężkiej pracy i konsekwencji – stały się faktem 🙂

    • Halina Odpowiedz

      A nawet jeśli miałby się ten blog stać „wyciskarką do pieniędzy” – to co w tym złego? Czy fakt, że Wolny, który znajduje jakoś siłę, czas i chęci na pisanie, zarobi na swoim hobby to jakaś ujma? Chyba akurat wręcz przeciwnie, biorąc pod uwagę to, jak wielu ludzi zarabia na czymś czego szczerze nienawidzi (która to postawa nie jest wzorem do naśladowania).

      Każdy ma swój rozum (z założenia), jeśli nie podoba mi się sugestia, podpowiedzi lub cały wpis na blogu (albo wręcz czasem cały czyjś blog), to nie korzystam albo nie kontynuuję czytania – i tyle. Czy ktoś na mojej obecności zarabia czy nie, ma dla mnie mniejsze znaczenie niż to, czy skorzystam z treści jego wpisów, ale czemu nie wesprzeć wartościowych tekstów?

      A co do linków – odnośniki są przydatne dla nowych czytelników, łatwiej się wówczas orientować w tematach niż przeszukiwać całego bloga. Nawet z jednego z nich sama skorzystałam, bo nie czytuję zawsze regularnie (a szkoda) i coś mi umknęło.

      PS: Jakoś wyczuwam w Adama komentarzu poczucie wyższości. Mam nadzieję, że to tylko moje odczucie 😉

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Adam to stały czytelnik i „komentator”, który czasami – nie bez powodu – potrafi leciutko mną potrząsnąć i sprowadzić na ziemię (nie mówię, że w tym przypadku tak było – nie zakładałbym złych intencji). A to również jest potrzebne – przecież jestem tylko człowiekiem i niekiedy sam błądzę. Adam ma akurat tą „przewagę”, że jest mocny w części tematów, które ja dopiero poznaję i staram się zgłębić, czasami nie do końca udanie prezentując je na blogu.

  6. Wirtualny Wojownik Odpowiedz

    Co w takim razie warto optymalizować?

    Warto zastanowić się również nad ilością czasu, który poświecamy na sen. Kiedyś spałem stosounkowo dużo 8-10 godzin optymalnie z wyjątkowymi dniami typu leniwa niedziela – 12h. Totalny obłęd ile czasu traciłem, teraz poświęcam regularnie 5-6h na sen i czasu w ciągu dnia jest znacznie więcej.

    Bardzo przyjemnie mi się czyta tego bloga z pewnością wrócę, ponieważ wyznaję podobne idee jakie autor przedstawia w tym artykule 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Michale (tak tak – zajrzałem do Ciebie i poznałem Twoje imię 🙂 ) – we wpisie wymieniłem przykłady tego, co warto optymalizować. Kompletna lista nie istnieje – to Ty sam powinieneś ją stworzyć i w miarę dokonywanych zmian modyfikować.

      Co do snu – również planuję o tym napisać, bo marnowanie cennych godzin każdego dnia jest zbrodnią 🙂 Zwłaszcza, jeśli później taki delikwent popatrzy na tego, kto ciężką pracą zapracował na efekty i stwierdzi „ten to ma szczęście”.

  7. Justyna Maserak Odpowiedz

    Brawo za ten wpis! Trafiłeś w sedno!

    Także jestem zwolennikiem nieposiadania telewizji – nie oglądam od 2 lat i czuję się zdrowa i nieprzytłoczona złymi informacjami czy durnowatymi programami. Jak chcę obejrzeć film, to mogę go wypożyczyć z biblioteki lub obejrzeć w internecie. Z książką podobnie.

    Co do minimalizmu i optymalizacji w mieszkaniu, może się zdziwisz, ale w naszym mamy tylko aneks kuchenny, stół, trzy krzesła, futon (zamiast łóżka), jedną półkę, jedną zabudowaną szafę i małą garderobę (jakieś 3m2). W takim mieszkaniu od razu widać, kiedy gratów jest za dużo, więc udaje nam się z powodzeniem nie chomikować 😉

    Pozdrawiam!

  8. Ryszard Odpowiedz

    Witam.Ciesze się ze znalazłem ten blog bo dzięki temu nie czuje ze jestem sam w tym wszystkim(trędowaty).Cieszy mnie to ze nie wszystko jest przliczane tylko na kase np.DIETA INFORMACYJNA PRZYNOSI KORZYSCI pokazuje korzyści inne niż pieniądze. Ja mam problem z telefonem kom. bo zauwazylem ze po powrocie z pracy nie mamy z zona o czym rozmawiać bo wszystko jest załatwiane przez tel.a nie ukrywam ze mam jakiś lęk by go odstawić i nie zabrać ze sobą do pracy pomimo ze w pracy jest tel. sluzbowy i w razie tragedii mogla by do mnie zadzwonić.Jezeli ktoś ma jakies doświadczenie w tym temacie to chętnie poczytam:)Pozdrawiam

    • Adam Odpowiedz

      Moja rada jest taka: rozgraniczyć sprawy techniczne, alarmowe oraz życiowe.

      1. Techniczne (np. nagła zmiana grafiku na popołudnie, znacząca konsultacja zakupowa – typu czy warto coś kupić) – o ile charakter pracy umożliwia taką rozmowę – chyba warto, być może jest to nawet jakaś optymalizacja.
      2. Alarmowe (np. dziecko nogę złamało, upadła Ameryka) – jak najbardziej dzwonimy
      3. Życiowe (np. rozmowa o filmie, o teściowej, o niedzielnym obiedzie, religii, sexie, filozofii, naszym związku itp.) lepiej przenieść na czas faktycznego bycia razem.

  9. Roman Odpowiedz

    Wbrew temu co piszesz, Twoje życie to również niegdysiejsze poświęcenia. Tyle tylko, że przeszyły one po pewnym czasie w nawyk, którego nie traktujesz już jako poświecenia 🙂
    Przykład pierwszy z brzegu (może nie z Twojego życia, tylko z mojego)…
    Między innymi po to żeby żyć prościej, postanowiłem myć się wyłącznie w zimnej wodzie. NA początku była to często wielkia rezygnacja z dotychczasowego kompfortu na rzecz… no właśnie czego? Powiedzmy że zdrowia i idei 🙂
    Teraz wszelako poświęcenie to już nie jest, a „tylko” nawyk nie mający już wpływu na mój komfort lub jego brak…

  10. Andrzej Leszno Wielkopolska Odpowiedz

    Bardzo dobry wpis niby to takie proste i oczywiste ale nie dla 90% społeczeństwa.Ludze naprawdę nierozumieją że często mniej znaczy więcej ,Dieta informacyjna naprawdę przynosi korzyśći testuję na sobie. Nadmiar książek faktycznie jest bezsensu zwłaszcza dzisiaj w dobie internetu,optymalizacja dojazdu do pracy lub firmy jest bardzo istotna ,nadmiar przedmiotów zwłaszcza niepotrzebnych też niewydaje się być uzasadniony.Też ostatnio zastanawiałem się czemu niedzele ludze wolą iść do galeri handlowej a puźniej na jakieś tandetne fast foody a nieżeli do lasu,na rower ,narty cokolwiek innego .Podoba mi się również że optymalizacja nie oznacza życia jak mnich

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To, że mniej znaczy więcej wiedzą tylko wybrani 😛 Ale nie ustaję w wysiłkach, żeby ich grono było coraz większe! pozdrawiam.

  11. Sylwek Odpowiedz

    Dziękuję ci Wolny, że dajesz nam tyle wiedzy, jak żyć.
    Jest to jedyny w Polsce blog o oszczędzaniu. Nie zrozum mnie źle, blogów jest miliony, ale ich poziom jest bardzo słaby, dlatego nie liczą się.
    Jest jeszcze Michał, ale on przeszedł na wyższy poziom, czyli inwestowanie.
    Zanim jednak zaczniemy inwestować, musimy mieć jakąś małą gotówkę, dlatego musimy oszczędzać.
    Pobiłeś nawet profesorów ekonomii.
    Nie pamiętam już nazwiska, ale z agregatora blogów można wejść na bloga pewnego profesora w okularach.
    Ten to dopiero wypisuje herezję.
    Przeczytałem jego 3 czy 4 ostatnie posty.
    W jednym twierdzi że młodzi zamiast kupować mieszkanie powinni wynajmować bo jest głupotą zaciąganie pożyczek na mieszkanie. Za 20 czy 30 lat ceny mieszkań spadną z powodu niżu demograficznego.
    Zamiast kupić mieszkanie, lepiej brać kredyt z banku na swój własny biznes.
    To nic jak zbankrutujesz, nauczysz się czegoś i po kilku razach będziesz wiedział jak prowadzić biznes. Nie przejmuj się tylko że z ciebie śmieją się znajomi.
    Profesorek zapomniał że tu nie chodzi o znajomych, tylko jak spłacić ten kredyt na biznes? Przecież 90% biznesów bankrutuje w pierwszych 2 latach.
    Pisał też o pewnej polskiej firmie która przeszła do „raju podatkowego”.
    Teraz domaga się zaostrzenia przepisów żeby to było niemożliwe.
    Mnie się wydaje że konieczne jest rozluźnienie przepisów, wtedy będzie przybywać w Polsce firm.

    Kiedy poczytasz takie herezje profesorów ekonomii, dopiero zauważasz że blog Wolnego jest prawdziwą perełką.
    No bo nie wiem, czy mój poziom umysłowy jest za niski żeby zrozumieć tego profesorka? Może tak, dlatego wolę czytać Wolnego.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dzięki za tak pozytywną opinię, ale uważam że są lepsi (ew. wkładający w to jeszcze więcej pary) – również w polskiej blogosferze. Ale oczywiście wcale się tym nie przejmuję i po prostu robię swoje 🙂 Michał dalej zajmuje się oszczędzaniem – ale stara się połączyć oszczędności z inwestycjami, co jest bardzo sensowne. Ja nie za bardzo ruszam ten temat, bo nie uważam się za żaden autorytet – dotychczasowe przygody raczej chwały mi nie przyniosły i dlatego nie zamierzam się nimi „chwalić” wcale 🙂

  12. Sylwek Odpowiedz

    Ważne jest żebyś nie był członkiem partii politycznych.
    Pisz nam jak oszczędzać ze swojego punktu widzenia. Uważam że ten profesorek nie jest taki głupi jakiego udaje. Prawdopodobnie tak nakazuje mu pisać jakaś siła polityczna.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja i polityka? Dopóki jakiś pomysłowy rząd nie pozbawi mnie z dnia na dzień wszystkich oszczędności, staramy się nie wchodzić sobie w drogę 🙂

  13. Nie Te Chiny Odpowiedz

    Też optymalizuję i stawiam na posiadanie wokół siebie tylko niezbędnej ilości przedmiotów, dzięki którym czuję się szczęśliwy znajdując czas na to co w życiu najważniejsze: rodzina, przeżywanie emocji, inspirowanie się osiągnięciami ludzi.

      • pomagam.zzl.org Odpowiedz

        Niezamaco 😉 Chyba mam ostatnio wyczulone oczy na tego typu błędy, pewnie przez jeden z portali o2, gdzie gorsze kwiatki są normą, a może to na starość tak się robi. Niestety, gdyby nie podkreślanie na czerwono przez edytor/przeglądarkę, sam bym ortami strzelał. Niektórych drażni takie wytykanie błędów. Spokojnie możesz kasować moje tego typu komentarze (nie wnoszą nic do tematu dyskusji), nie poczuję się urażony czy coś. Pod warunkiem, że błąd poprawisz 😛

        Użyłeś tu również zwrotu „rezygnować z wszystkiego”, dla mnie bardziej naturalnym wydaje się „rezygnować ze wszystkiego”, ale wyczytałem, że obie formy są poprawne.
        Pozdrawiam.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Nie żebym się w jakiś sposób wywyższał, ale popularne portale prezentują od jakiegoś czasu żenujący poziom, dlatego praktycznie przestałem czytać zamieszczane tam artykuły. Nie drażni mnie wskazywanie (niczego przecież nie „wytykasz”) błędów – mam świadomość, że nie wszystko wyłapie edytor i recenzent (w tej roli: żona :)), więc jeśli coś należy poprawić – oczywiście to zrobię.

  14. Damian Malorny Odpowiedz

    Optymalizacja wydatków to naprawdę bardzo szeroki temat i można na bardzo wielu płaszczyznach uzyskać dobry wynik dzięki czemu nawet 1 złotówka zaoszczędzona ma wielkie znaczenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *