Wolnym Byc

Optymalizacja

Gdyby kilka przypadkowych osób przeczytało jeden z moich wpisów (np. ten, w którym przedstawiam siebie jako wroga publicznego numer 1), na pewno posypały by się komentarze typu „masa poświęceń, a gdzie korzystanie z życia? To nie dla mnie!”. Dzisiaj rozprawię się z dorabianiem ideologii „odejmowania sobie od ust”, praktykowanej przez przyzwyczajonych do luksusów sceptyków, którym ciężko rozpocząć dzień bez szampana i truskawek maczanych w czekoladzie 🙂

Pozwól więc, że sprostuję i ogłoszę z całą stanowczością: nasze życie to nie poświęcenia. Poświęcenie to wyrzeczenie, to rezygnacja, to smutek na twarzy – my natomiast jesteśmy codziennie uśmiechnięci 🙂 Jak to możliwe, żeby te pozorne sprzeczności się nie gryzły i nie powodowały poczucia utraty czegoś ważnego? Odpowiedź jest prosta, a brzmi ona: OPTYMALIZACJA.

To pozornie anty-minimalistyczne pojęcie, bo przecież z reguły optymalizujemy, żeby coś zrobić szybciej, sprawniej i być bardziej efektywnym – zazwyczaj w pracy. Ten, kto „zmieści” więcej czynności w każdej dobie, może liczyć na uznanie, awans i podkręcenie obrotów przez przełożonego – ot, taki standardowy sposób testowania, czy nadajesz się na chomika-przodownika pracy, kręcącego swoim kółeczkiem szybciej niż pozostali. Ale wystarczy nieco odejść od powiązania optymalizacji i obowiązków zawodowych, żeby dostrzec, że minimalizm i optymalizacja to dwa bardzo bliskie sobie pojęcia, których stosowanie pozwala na „kupno” czegoś bardzo ważnego: swojego czasu, który możesz spędzać na masę różnych, dobrych dla Ciebie (a nie Twojego pracodawcy!) sposobów – jeśli potrzebujesz przykładów, zajrzyj tutaj.

No dobrze – co w takim razie warto optymalizować? To, co zabiera nasze zasoby, wyrażone w postaci czasu lub pieniędzy poświęcanych na czynności, które w zamian nie czynią naszego życia pełniejszym lub bardziej wartościowym. Przykłady? Proszę:

transport: w zamierzchłych czasach środek transportu służył tylko do przemieszczania się. W ramach optymalizacji staram się wrócić do jego pierwotnego zastosowania, jednocześnie nie rezygnując z udogodnień, jakie daje posiadanie auta. Wybrałem rozwiązanie optymalne zarówno kosztowo, jak i czasowo, stawiając na względnie tanie auto i jak najbardziej intensywne korzystanie z roweru. Dzięki temu, mimo 100% spełnienia celu (jakim jest przemieszczanie się z miejsca na miejsce, przeważnie na trasie dom <-> praca), koszty przeze mnie ponoszone są minimalne: i to zarówno te wyrażone w złotówkach, jak i czasie – jazda na rowerze to przecież nie tylko unikanie korków, ale również wysiłek fizyczny, wykonywany niejako przy okazji.

telewizja. Pozbywając się abonamentu telewizyjnego, osiągnąłem cel, jakim było ograniczanie czasu spędzonego z pilotem w ręku. Skoro to samo mogę osiągnąć innymi sposobami mającymi dodatkowe zalety (niższy koszt, mniej reklam, umów i zobowiązań), zrezygnowałem z usług operatora. A ponieważ został TV i tony darmowych treści w Internecie, to nadal jestem w stanie łatwo (optymalnie) osiągnąć mój cel – od czasu do czasu obejrzeć coś interesującego 🙂 Zresztą – dieta informacyjna wciągnęła mnie na dobre i coraz mniejsza jest we mnie ochota na „rozerwanie” się przed telewizorem.

przestrzeń wokół Ciebie. Ile to przykładów na zgubny wpływ „chomikowania” do tej pory usłyszałem… pierwsze 40-parę metrów w kilka lat stało się za ciasne, kolejne 60-metrowe mieszkanie zaczęło puchnąć w szwach niedługo później, a jedynym rozwiązaniem stało się porządne M-5, albo 200-metrowy dom. Znasz to skądś? Stopniowe, zachłanne powiększanie swojej przestrzeni życiowej jest częściowo napędzane przez… żal. A dokładniej, przez stwierdzenie „żal mi tego wyrzucić”. Sam optymalizuję przestrzeń, którą zajmuję mając świadomość, że każdy metr kwadratowy, na którym wylądują później sterty rupieci jest znacznie więcej wart niż same rupiecie. Jeśli chcesz wiedzieć, jak rozsądnie pozbywać się niepotrzebnych rzeczy i dążyć do tego, żeby kolejnych nie gromadzić, zapraszam tutaj.

Chociaż… 100 USD miesięcznie i można gromadzić dalej…

geoarbitraż również sprowadza się do optymalizacji źródła przychodów i jak najbardziej przyjaznego kosztowo miejsca, gdzie będziesz wydawał swoje pieniądze. Nawet tak podstawowe kwestie jak zapewnienie sobie dachu nad głową zależą od słusznego dla Ciebie wyboru pomiędzy takimi czynnikami jak cena, lokalizacja, metraż, otoczenie i wiele innych. Niedawna przeprowadzka z Gdańska do Bydgoszczy to automatyczna obniżka ceny metra kwadratowego mieszkania, które zamierzamy kupić taniej o 1000-1500 zł/m2, co przy 60-metrowym mieszkaniu przekłada się przynajmniej na 60.000 zł oszczędności. A to wszystko bez obniżania pułapu wynagrodzenia. Można? Wystarczy chcieć i nieco bardziej otworzyć się na rynek pracy – zainteresowanych zapraszam do wpisu, w którym gdybałem o czymś, co później zrealizowałem z naprawdę dobrym skutkiem.

kupowanie używanych przedmiotów również nie pozbawia mnie tego, czego potrzebuję do prowadzenia przyjemnego i względnie lekkiego życia. Pomijając gadżeto-maniaków, mam to, co Ty – ale w wielu przypadkach przynajmniej o połowę taniej 🙂 A że jestem technologicznie „cofnięty” o kilka lat w porównaniu z nowinkami… no cóż – jakoś przeboleję 🙂

pożyczanie używanych przedmiotów 🙂 Sztandarowy przykład: biblioteka. Jeśli nie jesteś jeszcze przekonany do tego, że kupowanie książki po to, żeby została przeczytana przez jedną osobę jest samolubne, to może przy następnej przeprowadzce Twoje własne plecy przypomną Ci, że gromadzenie opasłych tomów nie ma większego sensu.

wolny czas. Jest tyle darmowych i ciekawych sposobów spędzania czasu, że standardowe, utarte schematy typu restauracja, kino i galeria handlowa są tak oklepane, że tylko kompletny brak wyobraźni może skłaniać do ograniczania się do tych „rozrywek”.

Przykłady można mnożyć w nieskończoność: eko-myjki dla dzieci, które robią to, co mają robić (czyli myją 🙂 ), ale bez ponoszenia zbędnych wydatków na nasączone „chemią” chusteczki nawilżane, pieluchy wielorazowe, czy realizacja koncepcji prowadzenia budżetu domowego, którego celem jest optymalizacja Twoich wydatków w ogólności.

Te wszystkie przykłady to dowód na to, że nie jestem współczesnym jaskiniowcem, a moja rodzina żyje bardzo podobnie do innych. Różnicę stanowi optymalizacja, która daje nam drobną przewagę w całej masie zagadnień, które w sumie przekuwają się w olbrzymią przewagę nad standardowym poziomem ponoszonych kosztów.

Przekaz dzisiejszego wpisu jest jasny: nie musisz rezygnować z wszystkiego, co ułatwia Twoje życie lub czyni je przyjemniejszym. Sam nie dążę do poświęceń, które zabierałyby mi radość życia w imię „lepszego jutra”. Posiadam mieszkanie, samochód, smartfona, zmywarkę czy telewizor – i nie próbuję Cie przekonać do rezygnacji z żadnej z tych rzeczy! Nie mówię też, żebyś po powrocie z pracy siedział w zimnym mieszkaniu ze świecą na stole i dumał o tym, jak kiedyś pięknie będzie, jeśli oszczędzisz każdą zarobioną złotówkę! Wystarczy, że zaczniesz optymalizować, nie będziesz się bał wyzwań czy alternatywnych rozwiązań. Nie musisz żyć jak mnich, żeby mieć znacznie niższy niż aktualny poziom wydatków, przy jednoczesnym zwiększeniu ilości wolnego czasu.

Realizując kolejne etapy optymalizacji powyższych aspektów życia, stopniowo zyskuję poczucie bezpieczeństwa, spokoju, a do tego pojawiła się pewna doza satysfakcji, której źródłem jest mniejsza ilość umów, obowiązków, opłat i świadomość coraz większej niezależności. Jestem pewien, że jeszcze niejedno uda mi się zoptymalizować z wyśmienitym skutkiem. I zapewniam, że zejście z utartej, znanej przez wszystkich ścieżki konsumpcjonizmu w bardziej dzikie i mało dostępne tereny puszczy minimalizmu daje o wiele więcej, niż krótkotrwała satysfakcja z nowego gadżetu, który często już w momencie kupna jest przestarzały.

Pamiętaj jednak, że wszystko ma swoje granice. Nie bez powodu na początku tego wpisu pojawiło się stwierdzenie, że warto optymalizować „czynności, które w zamian nie czynią naszego życia pełniejszym lub bardziej wartościowym”. Czasami bowiem nie warto zmieniać tego, co ma dla Ciebie głębszy sens i z czego czerpiesz siłę. Przykłady? Czas spędzony z rodziną i przyjaciółmi, majsterkowanie przy rowerze, praca nad blogiem, aktywność fizyczna, czy nawet tak błahe czynności jak pieczenie chleba – to najważniejsze elementy mojej listy. Daj sobie chwilę i ustal swój własny zestaw świętości, których – niezależnie od potencjalnego zysku – nie będziesz się ważył tknąć. I nie zdziwię się wcale, jeśli ta lista w bardzo wielu aspektach pokryje się z zestawem priorytetów, którymi starasz się kierować na co dzień.

Exit mobile version