Wielokrotnie przekonywałem Cię, że warto oszczędzać. Że małe kwoty sumują się do tych, obok których ciężko przejść obojętnie. A niewielkie zmiany, nie uderzające w jakość Twojego życia (czasem wręcz ją polepszające!), przekuwają się w potężny kapitał, który jest doskonałym materiałem budulcowym do wznoszenia konstrukcji pod roboczą nazwą „Opcjonalność absolutna” (inna, mniej tajemnicza nazwa to „niezależność finansowa”).
Przykładam sporą wagę do anonimowości i nie ujawniam moich danych osobowych, zarobków czy konkretnych (wyrażonych liczbowo) celów finansowych. Dzisiaj jednak postanowiłem nieco obniżyć gardę i odsłonić sporą część świata moich finansów osobistych. A zrobię to z jednego, prostego powodu: by pokazać Ci, co daje stosowanie wszystkich opisanych na tym blogu rozwiązań. Rozwiązań, które nie przeszkadzają nam prowadzić pełnego i szczęśliwego życia, które nie ograniczają nas w żaden sposób, i które stosujemy całkowicie dobrowolnie, mając świadomość możliwości, które wynikają z różnicy pomiędzy comiesięcznym poziomem zarobków, a wydatków. Jeśli poniższe zestawienie nie otworzy oczu sceptykom i nie pokaże niedowiarkom, że z absolutnie każdego poziomu zarobków można coś zaoszczędzić, to chyba nic innego tego nie zrobi.
Teraz masz chwilę na zaparzenie melisy i wstawienie popcornu do mikrofali, bo już za sekundę zacznie się seans pod tytułem „zestawienie wydatków naszej rodziny”. Zestawienie będzie obejmowało koszty poniesione przez naszą 3-osobową (od VI 2013, wcześniej 2-osobową) rodzinę przez cały rok 2013. Nie uwzględnię w nim jedynie kosztów najmu mieszkania, które w pełni amortyzują się nam przez inne posiadane mieszkanie, które z kolei my wynajmujemy. Miłej lektury 🙂
[table id=32 /]
Jeszcze ciekawiej wygląda zestawienie powyższej sumy z poprzednimi latami. Kolumna „Tylko niezbędne” oznacza koszty bez rozrywek i wydatków opcjonalnych. To poziom nadal pozwalający na prowadzenie satysfakcjonującego nas życia, do którego możemy dobić, chociaż na tą chwilę nie widzimy takiej potrzeby.
[table id=33 /]
Na początek króciutkie wyjaśnienie odnośnie przedstawionych kategorii i tego, dlaczego brakuje takich „oczywistych” szufladek jak „jedzenie”. Ponieważ jesteśmy absolutnie pewni, że nie trwonimy pieniędzy lub nie oczekujemy ograniczenia wydatków w takich kategoriach jak jedzenie czy nauka, to nie śledzimy ich tak dokładnie i kilka dobrze nam znanych kategorii wpada do jednego worka pod tytułem „zakupy”. Na obecnym etapie śledzimy kategorie, dla których średnie miesięczne wydatki nie są nam dokładnie znane – stąd na przykład kategoria „dziecko”, która jest dla nas czymś nowym.
Czas na wnioski.
1) Wszystko jest względne 🙂 Zapachniało Einsteinem, ale to prawda – nasze niecałe 30.000 tysięcy mogą być dla Ciebie kwotą, za którą przeżyjesz 2-3 lata, jak również rocznym poziomem wydatków na tak zwane „waciki”. Pełny roczny bilans wymaga uwzględnienia nie tylko wydatków, ale również przychodów. I dopiero w ich kontekście należałoby oceniać nasz „poziom oszczędności”. Nie na darmo jednak pisałem o niezwykle prostej regule pozwalającej określić przybliżony czas osiągnięcia niezależności finansowej na podstawie tego, jaki procent swoich zarobków oszczędzasz. Jaki procent przychodów oszczędza moja rodzina? Na podanie takiej informacji nie jestem na razie gotowy, bo co bardziej matematyczne umysły mogłyby użyć niezwykle skomplikowanych wzorów aby wyliczyć nasze zarobki 🙂
2) Różnica pomiędzy różnymi wariantami zapewniającymi dach nad głową: posiadaniem mieszkania na własność, mieszkaniem u kogoś (rodziców?), spłacaniem kredytu a wynajmowaniem jest olbrzymia i przekłada się na potężne kilkadziesiąt procent rocznych wydatków. Nasze 6038 zł to tylko rachunki. Jeśli dodalibyśmy do tego spłatę kredytu, kolejne kilkanaście tysięcy złotych poszłoby się „gwizdać”. Łącznie: grubo ponad 20.000 zł rocznie za mieszkanie „na swoim” względem ciepłego gniazdka u rodziców 🙂 Dlatego daleki jestem od krytykowania osób, które mimo osiągnięcia pełnoletności wiele lat temu nadal korzystają z gościnności rodziny. Takie podejście może czasami budzić zdziwienie, ale rodziny wielopokoleniowe mogą stanowić prawdziwą finansową skocznię dla tych, których sytuacja finansowa pozostawia trochę do życzenia.
3) Jeśli posiadasz na własność mieszkanie, które nie jest obciążone kredytem hipotecznym (wiem – znaczna część młodszego pokolenia może o tym pomarzyć), możesz bez większych problemów utrzymać się nawet z dwóch minimalnych pensji i prowadzić na tyle satysfakcjonujące życie, że nie będzie odczuwał większych pokus! I choć takie nastawienie w naszym przypadku jest łatwiejsze niż u rodziny, która rzeczywiście musi się utrzymać z takich przychodów, to bardzo wiele zależy od podejścia i przyjętych priorytetów.
4) Rozrzut pomiędzy naszym podstawowym poziomem wydatków a tym uwzględniającym „zachcianki” wynosi ok. 5.000 zł rocznie – ok. 420 zł miesięcznie, i o tyle mniej więcej możemy obniżyć wydatki w przypadku jakichkolwiek problemów finansowych (dla przykładu: po utracie pracy). Mowa o pieniądzach wydanych na rozrywkę, większość ubrań, bloga, książki, gadżety, dodatki mieszkaniowe czy część prezentów, które nie były związane z żadną okazją, ale raczej spontaniczne. Prawdopodobieństwo rezygnacji z tego wszystkiego jest nikłe, ale dobrze mieć świadomość takiej możliwości.
5) Jestem bardzo zdziwiony niezwykle niskimi wydatkami w kategorii „rozrywka”. Chociaż z drugiej strony – sporo wydatków z tym związanych ukrywa się w ogólnym worze „inne”. Organizując jakieś spotkanie ze znajomymi w domu, lub idąc do nich i biorąc ze sobą jakieś jedzenie/napoje, nie kwalifikujemy tych zakupów jako „rozrywka”. Kategoria ta oznacza raczej wyjścia typu restauracje, kino czy kawiarnia. A że mimo to jest ich mało (38 zł miesięcznie), to wynik naszego podejścia do spędzania wolnego czasu i wyboru tańszych, często bardziej satysfakcjonujących rozrywek. Może nazwiesz mnie dinozaurem, ale restauracyjne jedzenie jest dla mnie znacznie mniej wartościowe niż domowe, a płacenie 20-kilku złotych za obejrzenie nawet 30 minut reklam przed seansem kinowym w sali pełnej obcych ludzi też nie stanowi wyjątkowej atrakcji.
6) Poziom naszych wydatków w porównaniu z rokiem poprzednim obniżył się o potężne 37 %!!! To również cenny kawałek wiedzy, który pokazuje dobitnie, że powtarzane jak mantra „życie jest coraz droższe” można mocno zamortyzować dokonując racjonalnych wyborów. Przypominam, że to był rok, w którym urodziła się Maja i w którym zrealizowaliśmy ambitny projekt pod kryptonimem „przeprowadzka”, wzbogaciliśmy się o 2 własnoręcznie wykonane meble, a ja zostałem właścicielem zupełnie niepotrzebnego gadżetu (smartfon).
7) Po raz kolejny stwierdzam, że na posiadaniu dziecka można tylko i wyłącznie zarabiać 🙂 Pewnie zauważyłeś, że rok 2013 to spadek wydatków o ponad 15.000 zł względem lat ubiegłych. Prawie 10.000 zł z tej różnicy jest spowodowane tymczasowym wstrzymaniem planów urlopowych związanych z powiększeniem naszej rodziny. Przyznaję – czasami tęsknimy za jakimś dalszym wyjazdem, ale przyjdzie jeszcze na to czas, a codzienny uśmiech Mai przypomina nam, że chwilowa rezygnacja z podróżowania nie jest żadnym poświęceniem.
Kolejne 2.000-3.000 zł z powyższej różnicy to… efekt prowadzenia tego bloga. Zdradzę Ci mały sekret: nie jestem alfą i omegą. Być może części z Was dałem się poznać jako autorytet w sferze finansów osobistych i oszczędzania, ale wierz mi – wiele z pomysłów opisywanych na tym blogu to świeże (dla mnie oczywiście) koncepcje, które wypróbowałem chwilę przed lub już po założeniu bloga – dobrym przykładem jest rezygnacja z telewizji, na której w 2013 roku zaoszczędziłem co najmniej 588 zł względem poprzedniego roku. Dlatego chciałbym Ci serdecznie podziękować drogi czytelniku – bez Was wszystkich nie miałbym wystarczającej motywacji do dalszego prowadzenia bloga i zapewne nie miałbym szans na tak olbrzymi progres, jaki osiągnąłem w zeszłym roku. Cieszę się niezmiernie, że ten blog służy zarówno Wam, jak i mi – kolejny piękny przykład na symbiozę w przyrodzie 🙂
8) Wiem, że warto tworzyć ambitne plany, ale trzeba mieć świadomość, że są lata grubsze i chudsze. Do tej pory praktycznie każdy nasz roczny plan finansowy został wykonany na poziomie prawdziwego przodownika pracy, ale nie zawsze tak być musi. Rok 2013 był dla nas wyjątkowo łaskawy i nie przysporzył absolutnie żadnych większych nakładów na auto, sprzęty RTV/AGD, urlopy czy inne kosztowne sprawy. W skrócie: nic się nie popsuło, a większe wydatki szczęśliwie nas ominęły. A to wszystko przy ponownym wzroście wynagrodzenia!
Może Cię zaskoczę, ale nie planuję poziomu wydatków na dany rok. Nasza oszczędność i fakt, że mamy praktycznie wszystko, co jest nam potrzebne skutecznie ogranicza i tak niewielkie sumy, które zostawiamy w sklepach. To, co planuję z roku na rok to wzrost sumy posiadanych przez nas środków i wartości netto, której utrzymanie pozwoli uniknąć paniki po kupieniu przez nas mieszkania i wydaniu na to ogromnej sumy pieniędzy. Do tej pory w kolejnych latach znacznie wyprzedzaliśmy poprzednią prognozę, ale było to spowodowane raczej wzrostem przychodów i utrzymywaniem wydatków na sensownym poziomie niż odmawianiem sobie czegokolwiek. Dlatego naszym celem nie jest bicie kolejnych rekordów i nie sądzę, żeby kiedyś jeszcze powtórzył się tak łaskawy rok jeśli chodzi o poniesione wydatki. To zresztą nie nasz cel – osiągnęliśmy poziom, który jest więcej niż satysfakcjonujący i wiem, że lekkie „poluzowanie pasa” w żaden sposób nie zahamowałoby naszego pędzącego do niezależności finansowej pociągu. A takie poluzowanie na pewno nastąpi – co prawda to jeszcze nie czas na dalekie wojaże z małym dzieckiem, ale przeczuwam, że za jakiś czas porządnie zaszalejemy i znów pójdziemy przetartymi już śladami w nieznane.
Ciekawi mnie, czy Ty jesteś w stanie wykonać porównanie z powyższym zestawieniem. Nie chodzi mi o zwykłe zaspokojenie ciekawości, ale o to, czy posiadasz dane, z których możesz choćby w przybliżony sposób wyliczyć swoje łączne wydatki, a także rozbić je na poszczególne kategorie. Jeśli nie, czym prędzej nadrób zaległości w lekturze! A jeśli odpowiedź na pytanie „ile wydałeś w tym” roku brzmi w Twoim przypadku „wszystko, albo i więcej” to przed Tobą ogrom pracy! Proponuję zacząć od tego wpisu, a gdzie on Cię dalej zaprowadzi – to będzie zależało już wyłącznie od chęci zmian. Gdyby się okazało, że Twoje wydatki są kilkukrotnie wyższe niż moje, być może warto, żebyś przyjrzał się swojemu budżetowi i zweryfikował, czy rzeczywiście nie ma w nim miejsca na optymalizację. Budżetowanie, czyli w wielkim uproszczeniu różnica pomiędzy wiedzą a niewiedzą o średnim poziomie wydatków jest tak olbrzymia, że nawet nie potrafię wymienić wszelkich zalet prowadzenia budżetu domowego.
Po zdaniu sobie sprawy z wydanych przez nas pieniądzach, przypomniał mi się komentarz Romana z wpisu o płaceniu gotówką:
Jeśli chcesz wersje ambitniejszą, ale zaznaczam, że dla przyzwyczajonego do „luksusów” jest to trochę horrorystyczne, to ustal sobie, że w ten oszczędnościowy miesiąc wydasz nie wiecej niz „minimum socjalne” dla 3-osobowej rodziny…
Taka, jakkolwiek okrutnie to brzmi, „zabawa w biedaka”
Cytując za Zakładem Polityki Społecznej:
„Minimum socjalne jest kategorią wyznaczającą próg, poniżej którego istnieje obszar niedostatku czy ubóstwa: stanowi górną granicę tego obszaru.”
Brzmi co najmniej niepokojąco… sprawdźmy więc, ile wynosi ten próg według najnowszych dostępnych danych (aktualne na wrzesień 2013 roku):
Wydatki na poziomie 2629,43 zł miesięcznie stanowią więc granicę, pod którą nasza „reprodukcja sił życiowych” jest zagrożona, nie mówiąc nawet o warunkach sprzyjających wychowaniu dzieci. Długo myślałem nad tym, czemu nasze wydatki były niższe, a mimo to nawet na torturach nie przyznałbym, że żyję na poziomie jakiegokolwiek minimum – przecież mam wszystko, czego potrzebuję!
Znalazłem kilka przyczyn… nasza rodzina to raczej 2,5 osoby a nie 3, bo Maja jeszcze wiele nie potrzebuje i wiem, że z czasem wydatki na Nią będą znacznie większe – o czym mi zresztą co i rusz przypominacie. Ubezpieczenia z zakładu pracy niwelują nasze wydatki na zdrowie, a w braku jakichkolwiek awarii i 4-cyfrowych zakupów maczać palce musiało na pewno… szczęście! Ale to tylko półprawdy – wiem doskonale, że wiele par wydało więcej na przygotowanie do przyjścia potomstwa, niż my wydamy przez najbliższe lata. Odpowiedzi przyniosła dopiero analiza struktury wydatków na poziomie minimum socjalnego, przedstawionej na powyższym slajdzie.
388,84 zł na transport i łączność. W naszym przypadku: maksymalnie 40 zł na rachunki telefoniczne miesięcznie za 2 osoby (i to z nieograniczoną liczbą minut na jednym z numerów: oto nasz sekret). Skoro łączność, to dorzucę 49 zł za Internet. Do tego średnio 163 zł za użytkowanie auta (wszelkie koszty + benzyna). Dodajmy nawet 20 zł za użytkowanie roweru – w końcu od czasu do czasu i w nim trzeba coś wymienić czy kupić nowy, modny odblask 🙂 Łącznie: 272 zł miesięcznie. Różnica: 116,84 zł. Rocznie: 1392 zł. Wiem – powtarzam to do znudzenia, ale wydatki na transport to jedna z największych przeszkód w szybkim osiągnięciu niezależności finansowej. Różnica pomiędzy wydatkami naszej rodziny, która utrzymuje samochód i nawet robi nim co jakiś czas kilkuset kilometrowe wycieczki a tym, co określa „minimum socjalne” jest kolosalna. Nie będę rozwijał tematu po raz setny, a zamiast niego załączę zdjęcie, które więcej niż dobitnie świadczy o tym, że chcieć to móc, a ja nadal nie wożę swoich szacownych czterech liter w wygodnym fotelu, mimo tego, że zima się rozkręciła.
Kolejna rubryka: eksploatacja mieszkania. 684,62 zł miesięcznie. W naszym przypadku: 6038 zł – 588 zł na Internet. 5450 zł rocznie, czyli 454 zł miesięcznie. Różnica: 230,45 zł miesięcznie, 2765 zł rocznie. Kochani: o tym również było nie raz, więc tylko przypomnę: optymalna temperatura w mieszkaniu to podstawa, znacznie mniejsze niż średnia zużycie wody to kwestia przyzwyczajenia. Wydatki na prąd natomiast pomaga zmniejszyć chociażby wyłączenie telepudła 🙂
Pozostałych kategorii nie będę dokładniej analizował – kwoty wyliczone przez Zakład Polityki Społecznej nie budzą większych wątpliwości. Oczywiście – można argumentować, czy 188,82 zł miesięcznie na na „Kulturę i rekreację” to spora kwota i w zeszłym roku nawet się do niej nie zbliżyliśmy, ale jest to na tyle indywidualna sprawa, że nie zamierzam zabierać głosu. 735,08 zł miesięcznie na żywność również brzmi bardzo rozsądnie i już niedługo zamierzam się wypowiedzieć w tym temacie nieco szerzej.
Czytelniku – nieważne, czy młody, piękny i bogaty (kiedyś ktoś w komentarzu stwierdził, że to moja grupa docelowa 🙂 ) czy nie – mój dzisiejszy przekaz jest następujący. Nie przyjmuj ślepo „standardów”, które wszyscy naokoło próbują Ci narzucić. Nie działaj w dany sposób dlatego, że „tak wypada”. Prowadź budżet i analizuj kwoty, które on zawiera, a nawet – niech Ci będzie – porównuj się z innymi, dopóki przynosi Ci to korzyści. Nie wierz ślepo w to, że trzeba wydawać więcej, niż się zarabia czy w to, że musisz zarabiać co najmniej średnią krajową, żeby zacząć oszczędzać. Nie musisz, czego dowodem jest powyższe zestawienie i komentarze wielu czytelników w poprzednich postach, którzy jeszcze lepiej niż ja potrafią wygospodarować oszczędności z niewielkich przychodów, i to bez szkody dla własnego ciała czy duszy.
[Edytowany 31.01.2014] Jeśli chciałbyś zobaczyć, jak wyglądały zeszłoroczne wydatki autora bloga biednyojciec.pl, zapraszam do jego wpisu w tym temacie.
[Edytowany 19.02.2015] Raport wydatków za rok 2014 właśnie ujrzał światło dzienne! Serdecznie zapraszam!