Prezenty przechodnie i nie tylko.

Miesiąc przed świętami poruszyłem temat prezentów twierdząc wtedy, że wybieranie się na zakupy w grudniu to proszenie się o ból głowy. Proponowałem również przeprowadzanie akcji znacznie wcześniejszego „zbrojenia” się na święta i wszelkie inne okazje – wtedy, kiedy trafimy na prawdziwą promocję, a nie dzień przed urodzinami ukochanej babci…

Czemu zatem wracam do tematu teraz, kiedy każdy z nas otrzymał 12 miesięcy do kolejnego prezentowego szału? To dlatego, żeby przekazać Ci radosną wiadomość: być może już teraz jesteś częściowo przygotowany na to, co ma nadejść z końcem roku 2014? Zacznijmy więc dyskusję na temat prezentów przechodnich 🙂

Definicja? Prosta sprawa: dostajemy prezent, który niekoniecznie nam odpowiada. W którego wybór Mikołaj nie włożył zbyt dużo pracy, albo po prostu nie zna nas na tyle dobrze, żeby wiedział, co nas ucieszy, czego potrzebujemy, a co będzie się kurzyło w szafie. No właśnie – czy pozwalacie, żeby nietrafione prezenty trafiły do szuflady oznaczonej podpisem „biuro rzeczy niechcianych” i czekały tam na akcję „wiosenne sprzątanie”, podczas której trafią na śmietnik?

regift_4

Mam nadzieję, że nie postępujesz tak lekkomyślnie i nie pozwalasz, żeby nowe, potencjalnie poszukiwane przez kogoś skarby zostały zapomniane. Mamy na to prostą metodę:

– stawiamy na stole prezenty, które się nam nie przydadzą.

– otwieramy listę prezentową na nadchodzące miesiące (nie mów, że czegoś takiego nie masz! :)) i patrzymy, gdzie są braki.

– organizujemy burzę mózgów, próbując przypisać prezenty do osób, dla których mamy braki. I tu absolutnie najważniejsza uwaga: nic na siłę! To, że ktoś nie przyłożył się dostatecznie do znalezienia prezentu dla Ciebie nie oznacza, że Ty powinieneś zrobić to samo w stosunku do kogoś innego! Ale istnieje cała masa prezentów, które przydadzą się innym; rzeczy, które mogą sprawić dużo radości, jeśli tylko zostaną ofiarowane „właściwej osobie”. To, co zostanie – bez skrupułów trafia na portale aukcyjne.

Dzięki temu unikamy gromadzenia przedmiotów (po ostatniej przeprowadzce stwierdziliśmy, że nawet dość restrykcyjne podejście do chomikowania w kilka lat wypełnia najbardziej pojemne szafy), oszczędzamy pieniądze i czas na zakupy, a także dajemy życie przedmiotom, które w przeciwnym wypadku nie zostałyby użyte nawet raz.

Co jednak z kwestią, którą martwi się większość z obdarowanych, szumnie zwaną „nie wypada”? „To przecież prezent od mamy”, „ciocia na pewno zauważy brak wazonu od niej w centralnym punkcie mieszkania”… i tak dalej. Postaw się jednak w sytuacji osoby, która ofiarowała taki – niezbyt trafiony – prezent. Czy będziesz czuł żal do osoby obdarowanej tylko dlatego, że nie pokochała od pierwszego wejrzenia Twojego podarku? Ja absolutnie nie – a to z tego powodu, że mam świadomość, że niektóre z prezentów które sam ofiarowałem były nietrafione. Wystarczy moment samokrytyki żeby absolutnie każdy z nas przyznał, że nie zawsze podarowany przez niego prezent był trafiony i naprawdę ucieszył obdarowanego. Ale ponieważ ważniejsze są intencje i pamięć, nie jest to powód do smutku. Czy to naprawdę wstyd odpowiedzieć na pytanie „jak się sprawuje termometr?” zdaniem „nie wiem – mieliśmy już jeden, więc ten od Was podarowaliśmy znajomym”. Ja bym się nie obraził – a Ty? Wiem, że kiedy w grę wchodzą więzy rodzinne sytuacja nie jest tak czysta jak bez tego „obciążenia”, ale naprawdę nie warto zbytnio przejmować się opinią innych – zwłaszcza, jeśli nie robisz niczego zdrożnego.

regift1

Jest jeszcze jeden powód, dla którego wracam do tematu prezentów – skłoniło mnie do tego pewne „wydarzenie”, a w zasadzie stworzony przeze mnie samego wpis podsumowujący wydatki naszej rodziny za cały rok 2013. Wpis cieszy się dużym powodzeniem i nie ma w tym nic dziwnego, bo przecież uchyliłem w nim spory fragment moich finansów osobistych, w dodatku w rozbiciu na poszczególne kategorie. Kategorie, które śledzimy z uwagą, aby je lepiej poznać, a kto wie – być może przy okazji znajdziemy jakieś nieszczelności w naszym budżecie i postanowimy je załatać?

Jedną z kategorii, która wzbudziła nasze zainteresowanie, była ta powodująca szybsze bicie serca każdego dziecka, czyli właśnie prezenty. 2.801 zł wydanych w zeszłym roku na podarki dla innych (lub siebie nawzajem) skłaniają nieco do przemyśleń, ponieważ:

1) co by nie mówić, nie jesteśmy zbyt spontaniczni i prezenty bez okazji i wcześniejszego planowania można policzyć na palcach jednej ręki, a więc powyższa kwota wydaje się być nieco rozdmuchana.

2) 2.801 zł to prawie 10% naszego rocznego budżetu. To więcej, niż wydaliśmy na kosmetyki, ubrania i telefonię komórkową (włączając w to kupno smartfona!) razem wzięte!

Czy coś musi być na rzeczy? Niekoniecznie. Święta to czas, kiedy daliśmy około 20 prezentów, i to mimo dobrze sprawdzającego się losowania kto komu sprawia prezent w danym roku. Niestety, działa to tylko w części rodziny, więc nadal obdarowujemy mnóstwo osób.

regift3

Ufff – dobrze, że Maję zainteresowała książki, a nie stojące niedaleko butelki 🙂

Oprócz świąt, są urodziny, imieniny, rocznice i inne okazje (lub ich brak :)), kiedy to jesteśmy gdzieś zapraszani. W praktyce naliczyliśmy aż 45 obdarowanych przez nas w zeszłym roku, co sprowadza się do nieco ponad 62 zł na każdy prezent. Odrzucając skrajności (pojedyncze, znacznie droższe prezenty i te najmniejsze, symboliczne – dawane bez okazji), zazwyczaj staramy się zmieścić w 50 zł, chociaż opisane dokładniej w poprzednim wpisie prezentowym sposoby pozwalają nam skorzystać z rozmaitych promocji i wyprzedaży, dzięki czemu kupiony prezent jest zazwyczaj wart więcej, niż za niego zapłaciliśmy.

Ponieważ sam również chciałbym czasami porównać się z innymi, zaproponuję Ci ankietę. Chciałbym Cię zapytać, jaką kwotę wydajesz średnio na prezent. Nie taki na rocznicę ślubu ani komunię chrześniaka, ale na przykład na urodziny… teściowej :), dobrego znajomego czy szwagra.

Kolejna kwestia dotyczy praktyczności prezentów. Tak sobie myślę… wydaliśmy te 2.801 zł, ale przecież my również otrzymaliśmy nieco prezentów. Większość z nich została jakimś dziwnym trafem skierowana do najmłodszej członkini naszej rodziny :), ale fakt pozostaje faktem: dając, otrzymujesz. Dzięki praktyczności wielu podarków na pewno uniknęliśmy części wydatków, które byśmy ponieśli. Dlatego przestrzegam przed klasyfikowaniem kategorii „prezenty” jednostronnie, jako pieniądze wydane tylko w celu uczczenia okazji, nagrodzenia drugiej osoby czy sprawienia jej radości. Dawaj z potrzeby serca i nie oczekuj nic w zamian, ale jednocześnie miej świadomość, że prawdopodobnie zostanie Ci to w ten lub inny sposób wynagrodzone 🙂 I pamiętaj: praktyczne prezenty są… najlepsze, bo praktyczne! 🙂

Ciekawi mnie, jak Ty godzisz budżetowanie z obdarowywaniem innych, jak (i czy) klasyfikujesz te wydatki, a także: czy również praktykujesz ideę „prezentów przechodnich”. A może uważasz, że to już dziadowanie i nie wypada tego robić, nawet jeśli prezent miałby trafić do kosza?

Na koniec sprzedam Ci jedną regułę, której znajomość bardzo pomaga w odnalezieniu się w gąszczu pułapek zastawionych przez sprzedawców w gorących okresach w roku: wyprzedaże są po to, żebyś uwierzył, że kupujesz tanio, a niekoniecznie rzeczywiście to robił! Dlatego dobrze wiedzieć, jakie są standardowe ceny poszczególnych artykułów w sklepach, aby nie nabrać się na „promocję”, która jest tak naprawdę powrotem do ceny sprzed ostatniej, chwilowej podwyżki. Tylko uważaj, żeby nie zgubić się w mnogości ofert i nie zwariować, stale monitorując zmieniające się ceny setek artykułów. To niepotrzebne – wystarczy mieć ustalone przez samego siebie progi, przy których kupno danego towaru staje się opłacalne. A że opłacalne nie zawsze (a nawet: bardzo rzadko) oznacza „tanie”, a „tanie” – jeszcze rzadziej „dobre”, to już temat na zupełnie inną historię 🙂


42 komentarze do “Prezenty przechodnie i nie tylko.

  1. Kasia Rz Odpowiedz

    Można zawsze ograniczyć kontakty rodzinno-towarzyskie, wtedy od razu „robią się” oszczędności. Ostatnio byłam zapraszana na matkę chrzestną i wesele w rodzinie, ale zrezygnowałam z powodów finansowych: chrześniak, to są wydatki teraz i w przyszłości, a wesele: to musiałabym przynajmniej podarować 500 złotych plus sukienka, buty, fryzjer, więc zrezygnowałam.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Rozumiem Cię Kasiu – w naszej „kulturze” rzeczywiście takie fuchy są drogie. Ja jednak patrzę na to przez perspektywę pozostałych obowiązków, które są związane z daną funkcją. Ogólnie temat nie jest łatwy, zwłaszcza kiedy chodzi o bliskie nam osoby. Kiedy w grę wchodzi rodzina, odrzucenie tego typu propozycji, a do tego wszystkiego pieniądze, zaczyna się robić dość ślisko, prawda?

      • Kasia Rz Odpowiedz

        Zależy, jakie stosunki panują w danej rodzinie. Ja specjalnie „skrupułów” nie miałam. Zaproszenia pochodziły od dalszej rodziny, wobec której nie mam żadnych zobowiązań: ani oni mi nic nie pomagają, ani ja im. Na prawdę szkoda było mi wydać pieniądze. Dla mnie takie pójście na wesele, to byłby duży wydatek: na ubranie, prezent, kwiaty, dojazd. A znów iść i „robić za ubogą krewną”, to nie miałam ochoty.
        Ale rozumiem, że w najbliższej rodzinie jest inaczej, zwłaszcza, jeśli ma się jakieś zobowiązania.

    • Marta Odpowiedz

      to wszytko zależy od układów. Ja nie uważam, że rodzice chrzestni są zobowiązani do kupowania droższych prezentów. W tym roku czeka mnie komunia córki i nie zamierzam żerować na chrzestnych, żeby kupowali jej quada, wille z basenem czy inne tego typu luksusy 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Kasiu – z całym szacunkiem, ale relacje rodzinne mogą wyglądać bardzo różnie i skoro piszesz o „wyrzucaniu” pieniędzy na „cudze dziecko”, to chyba w Twoim przypadku nie układają się one najlepiej. Nieco więcej otwartości – mierzenie wszystkich swoją miarą w niektórych przypadkach prowadzi do niezbyt ciekawych sytuacji.

          • Kasia Rz

            Oczywiście, masz całkowitą rację. Kiedy miałam bardzo ciężką sytuację rodzinną (umierająca na raka matka w szpitalu, później do końca w domu, ojciec ze złamaną nogą), to nikt z ciotecznego rodzeństwa ani kuzynostwa nie był uprzejmy mi pomóc, pomimo wcześniejszego wielokrotnego korzystania z pomocy moich rodziców (w tym właśnie finansowego, prezenty pieniężne i inne). „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” i to przysłowie dotyczy niestety także rodziny.

        • Weronika Odpowiedz

          Patrz, a ja właśnie nie mogę być chrzestną (bo nie jestem chrześcijanką) a bardzo bym chciała 🙂 Pozostaje mi oczywiście być po prostu dobrą ciocią. Takie chrześniak (czy w moim przypadku – po prostu siostrzeniec) nie potrzebuje od chrzestnego pieniędzy i dużych prezentów… Wydaje mi się, że bardziej potrzebuje kogoś dorosłego, z kim może otwarcie porozmawiać – takiego zapasowego, oprócz rodziców. Ja bardzo chętnie się na to piszę!

          A że dzieciaka zwyczajnie lubię – to i czasem mu jakiś drobiazg kupię 🙂 Takiemu 10latkowi przecież bardzo prosto jest zrobić mega prezent za niewielkie pieniądze… Albo i całkiem za darmo – ostatnio oddałam mu po prostu stare części komputerowe (mi niepotrzebne, dla niego – zwiększające moc komputera dwukrotnie). Nie żałuję 🙂

          • Kasia Rz

            Oddanie czegoś, co nie jest Ci potrzebne, nie jest żadnym wyrzeczeniem finansowym.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Podane przez Ciebie przykłady to ekstremum, które nawet ciężko mi sobie wyobrazić. Ale czy na komunię chrzestni nie będą kupowali czegoś wartego kilkaset złotych?

    • N. Odpowiedz

      Nie chcę być niegrzeczny, ale z Twoich komentarzy pod artykułami Wolnego bije jakaś hm… frustracja? Głowa do góry, bo trochę aż niezdrowo to wygląda.

      • Kasia Rz Odpowiedz

        Trafiłeś w samo sedno. Nie będę wymieniać kwot, jakie byłam zmuszona wydać w ostatnich dwóch latach na leczenie. Najważniejsze, że lekarzy i ich rodziny stać na wszystko: zagraniczne wakacje, prezenty, wesela, chrzciny itp, itd.

    • Natalia Odpowiedz

      Co roku chodzę na 2-3 wesela, sukienkę mam jedna, czesze się sama, sama się maluję. Jako, że na znamienitej większości jestem albo druhna albo światkiem do koperty wkładam 700-800 zł. I nie żałuje, bo moja rodzina jest ze sobą bardzo blisko. Koleżanki lubię, do nikogo nie mam żalu, że nie będzie się mógł „zrewanżować”- sama nie planuje ślubu ani wesela. Ot, zupełnie inna sytuacja.

      Nie popadajmy w skrajność, przecież największą radością to nie być obdarowanym ale obdarowywać.

      • Kasia Rz Odpowiedz

        Jak dla mnie, to 800 złotych do koperty od jednej osoby (a nie np. od pracującego małżeństwa), to jest dużo, nawet jak na ceny warszawskie. Taka kwota w najbliższej rodzinie, no to może jeszcze, ale na pewno tyle bym nie podarowała koleżance (max. 200-300 złotych).

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Zgadzam się – trzeba też uwzględniać ilość pracujących osób i jak najbardziej sam uwzględniam kwoty prezentów „kopertowych” na okazje typu ślub itp od liczby gości, którymi „obciążam” organizatorów.

          • Adam

            I tak, i nie. Jedna osoba jest prawdopodobnie bezdzietna, a dwie osoby mogą mieć już kogoś na utrzymaniu…

    • Zulu Odpowiedz

      Na pewno wiąże się to z wydatkami i często relatywnie dużymi.
      Ale posiadanie chrześniaka to również spora przyjemność i radość.
      Ja posiadam córkę chrzęsną i wydawanie pieniędzy na prezenty nie sprawia mi przykrości tylko radość.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Dokładnie – jeśli patrzysz na to jako na poświęcenie i przykry obowiązek, to chyba nie ma po co się wysilać i robić nic na siłę.

  2. Gosia Odpowiedz

    Oj Wolny! Zazwyczaj się z Tobą zgadzam, a dziś zupełnie przeciwnie. W bardzo niewielu przypadkach zdarzy się tak, że prezent nietrafiony dla Ciebie spodoba się komuś kogo Ty obdarujesz. Poza tym jeśli już decydujesz się dać prezent to musisz liczyć się z tym, że będziesz musiał się postarać wybrać coś szczególnego dla tej konkretnej osoby. Pójście na „łatwiznę” to może i pomysł oszczędny, ale na pewno zmienia całą ideę obdarowywania. Lepiej kupić coś tańszego albo sprzedać nietrafiony prezent i kupić nowy – bardziej dopasowany do naszego jubilata czy solenizanta 🙂 No powiedz z ręką na sercu ile takich przejściowych prezentów się u Ciebie sprawdziło??
    A z wyprzedażami i niby okazjami jestem właśnie w miarę na bieżąco 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ale jakie pójście na łatwiznę? Przecież napisałem, że nic na siłę – jeśli nie jesteśmy pewni, że dany prezent komuś się przyda, sprzedajemy. Przyznaję, że to raczej niewielki odsetek tych nieudanych prezentów, ale spokojnie mógłbym wymienić kilka, które odczekały swoje i były odpowiednim prezentem dla kogoś innego. Markowe pióro, zestaw do wina, perfum, rękawiczki, alkohol, a nawet coś z ubrania by się znalazło. To często uniwersalne prezenty, ale wręczone przy odpowiedniej okazji lub jako coś dodatkowego (lub z czymś dodatkowym) mogą być zdecydowanie bardziej trafione niż to z pozoru wygląda. Przy ponad 40 wręczanych prezentach rocznie naprawdę można kilka okazji dopasować i wręczyć coś, co nam nie jest potrzebne.

      A niezgodzenie się ze mną to Twoje niezbywalne prawo Gosiu 🙂

      • Kasia Rz Odpowiedz

        Perfumy – na pewno nie są uniwersalnym prezentem (każdy lubi inne zapachy), tak samo rękawiczki (rozmiar). Pióro i alkohol już prędzej.
        Dla mnie jednak prezenty dla 50 osób rocznie (2800 PLN), to jest niezwykła rozrzutność. Wolę ani nie dawać prezentów, ani ich nie dostawać. Jeśli gdzieś idę, to skromne kwiaty dla pani domu albo jakiś drobiazg np. czekoladka za 3 PLN dla dziecka i na tym koniec.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Ok – ale nawet, jeśli część z przekazanych dalej prezentów nie była uniwersalna, to przy takiej ilości obdarowanych i dobrej znajomości przynajmniej części z nich (co lubią, jaki mają styl itp), można je dobrze dopasować.
          Co do prezentów dla 45 osób (nie wiem, skąd Twoje zaokrąglenie w górę), to bardzo ciężko mi ocenić, czy to dużo czy nie – nie mamy porównania z innymi i nie wiemy, ile prezentów oni dają. Zresztą podejrzewam, że prawie nikt nie tego liczy, tylko kupuje prezenty kiedy jest okazja, niewiele o tym myśląc. Między innymi stąd ten wpis. A rzetelnie podliczając prezenty w całym roku możemy być nieźle zaskoczeni ich liczbą i wartością. My byliśmy 🙂

          • Kasia Rz

            W zeszłym roku ani nie dałam nikomu żadnego prezentu, ani nic od nikogo nie dostałam. To tak dla porównania.
            Pozdrawiam

          • Adam

            Z kolei ja pracuje nad tym, by dawać prezenty i nie dziadować. W każdym razie odnoszę pierwsze drobne sukcesy. Wydobyłem się ze stanu nic niedawania, choć nadal szoruję po dnie. Zarówno liczba prezentów, jak ich jakość, a szczególnie wartość są niezadowalające. 🙁
            Z drugiej strony faktycznie: dla ultraoszczędzającej osoby największym prezentem jest właśnie to, że nie otrzyma prezentu i nie będzie przymuszona się rewanżować. Znam to i z tym podjąłem jakiś czas temu walkę.

  3. Maga Odpowiedz

    My mamy sprawdzony już i działający bardzo dobrze patent na prezenty. Otóż pytamy się nawzajem co kto z jakiej okazji chciałby dostać. Dzięki temu raczej nie mamy problemu z prezentami nietrafionymi.
    Aczkolwiek nie obdarowuję co roku około 40 osób tylko zdecydowanie mniej, myślę, że około 10 (co prawda niektórych kilkukrotnie).

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      My również się za bardzo nie kryjemy z tym, co chcielibyśmy otrzymać, i taką informację też często uzyskujemy od innych.
      A obdarowanie kogoś kilkukrotnie ja liczyłem również kilkukrotnie 🙂
      10 prezentów rocznie? A biorąc pod uwagę święta i te podwójne, potrójne (a może i poczwórne) prezenty dla jednej osoby, o ile zwiększy się ta liczba?

  4. N. Odpowiedz

    No właśnie z comiesięcznego budżetu prowadzonego przeze mnie wynika, że dużą częścią są właśnie prezenty dla innych (i było to dla mnie niemałym zdziwieniem). Tu urodziny jedne drugie i trzecie, tam rocznica, tam święta, bukiet kwiatów… Zbiera się!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Oj zbiera. Czasami dochodzi nieco sztuczności, szczypta „przymusu”, ale częściej to prezent dawany szczerze i z potrzeby serca (dość szumnie to brzmi, ale co tam). Dopóki nie stanowi to dla budżetu jakiegoś wyjątkowego obciążenia, dopóki nie szalejemy z wydawanymi kwotami na kolejne prezenty, to raczej nic z tym nie będziemy robić. Dawanie to również przyjemność!

  5. Natalia Odpowiedz

    Ja recykling prezentów robię dość regularnie. To samo z gromadzeniem prezentów. Teraz kiedy moje przyjaciółki są matkami nie wypada zawsze przychodzić z pustymi rekami, dlatego przy okazji przecen kupuje tanie ubranka „na wyrost”. Ale faktycznie zastanawia mnie to, że rzadko te osoby się rewanżują. Nie wymagam tego, ale dokładnie w tym momencie zdałam sobie z tego sprawę po przeczytaniu dyskusji pod postem.

    • Maga Odpowiedz

      Ja rozumiem, że kiedy się dziecko narodzi to wypada coś przynieść za pierwszym razem. Ale tak ciągle?
      Sama jestem matką dwójki dzieci i wcale tego nie oczekuję. Więcej – byłoby to dla mnie dziwne i chyba krępujące, gdyby znajomi za każdym razem przynosili coś moim dzieciom (no, czekolada czy jajko niespodzianka jeszcze ujdzie).

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Zgadzam się. Chociaż my często dajemy jakieś ubrania czy zabawki kupione w niedrogich sklepach – koszt takiego podarku to często poniżej 10 zł, a więc również pomijalny.

  6. Bea Odpowiedz

    Witam
    czytam od jakiegoś czasu więc wtrącę w końcu swoje trzy grosze 😉
    kupuję prezenty głównie przez internet – co jakiś czas są promocje i wtedy przeglądam wszystko pod kątem zapotrzebowania na przyszłość – nawet jeśli okazja jest dopiero za kilka miesięcy – prezent leży i spokojnie czeka 🙂 Z nietrafionymi prezentami poradziłam sobie parę lat temu – po prostu wprowadziliśmy w rodzinie zasadę pytania się o to co chcemy dostać – czasem nawet po prostu sami je sobie kupujemy i odbieramy gotówkę – nie ma niespodzianki to fakt ale po paru wazonikach i pudełeczkach po prostu nie mam więcej ochoty na niespodzianki.
    pozdrawiam 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Super podejście, w zasadzie bardzo podobne do naszego. Kupowanie prezentów przez cały rok, a nie w przeddzień okazji to klucz do tego, żeby nie zbankrutować przy 45 okazjach rocznie.
      Mówienie innym o swoich potrzebach też praktykujemy i wcale nie uważam, żeby brak niespodzianki był jakąś wadą.

  7. Greg Odpowiedz

    hmmm bardzo ciekawy a zarazem kontrowersyjny wpis. Ja powiem jak u mnie to wygląda jestem trochę jak „Hitler” w dawaniu prezentów ale cóż jeżeli ktoś oczekuje że chrześniakowi będę dawał bóg wie co i za ile to się myli,
    każdorazowa wizyta nie musi się wiązać z prezentem. Ktoś wybierając mnie lub zapraszając nie może z góry zakładać że coś dostanie, i myśleć w sposób materialny, tak myślisz? Odpowiedź krótka nie zapraszaj. Jeżeli już zdecyduje się na prezent stawiam na praktyczność i możliwość wykorzystanie przez obdarowanego. Przede wszystkim nigdy prze nigdy nie daje prezentów w formie gotówki, dzieciom i dorosłym również (w przypadku dzieci to nie prezent dla dziecka a przeważnie dla rodzica oczywiście mam na myśli gotówkę). Nigdy nie przeginam za wyjątkiem (mojej najwspanialszej partnerce życiowej, narzeczonej) kupuje konkretnie i praktycznie. Nie nawiedzę gdy ktoś kupuje jakąś pierdołę przeważnie bez zastanowienia na drugi dzień po prostu ląduje w koszu, uwielbiam rzeczy praktyczne, mówiąc że nie wiesz co komu kupić po prostu brak ci kreatywnego myślenia, lub znajomości danej osoby. Uważam że wystarczy się dobrze zastanowić i kupić coś przemyślanego i przydanego, jak masz kupić kolejny zestaw świeczek lub wazon po prostu nie kupuj wcale. Ludzi z mojego bliższego otoczenia doskonale zdają sobie z tego sprawę co jest dla mnie akceptowalne co nie, za każdym razem słyszę co mamy Ci kupić wszystko masz, zawsze odpowiadam że mam wiele braków i zachęcam do użycia/uruchomienia kreatywnego myślenia. Uwierzcie że zawsze dostaję trafione prezenty i od jakiś kilku lat ani jeden nie graci, nie zbiera kurzu, wszystko jest aktywnie wykorzystywane, czytane, słuchane, używane.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      My też staramy się za bardzo nie przejmować tym, co wypada – zwłaszcza jeśli chodzi o kwoty wydawane na prezenty na różne okazje. Moje chrześniaki mogą być pewne, że quada ode mnie nie zobaczą 🙂

  8. felicita Odpowiedz

    W kwestii prezentów dla dzieci sądzę, że najcenniejszym prezentem jest spędzeniem z nim czasu. Obdarowywaniem kolejną rzeczą hmm…taki prezent to trochę pójście na łatwiznę i wychowywanie małego materialisty. Siostrzenicy, bratankowi itp możemy zaproponować wspólne wyjście do kina, na łyżwy, do muzeum czy po prostu wspólną zabawę. Jeśli chodzi o dorosłych to rzadko daję prezenty kupione, zazwyczaj są to 'rzeczy’ zrobione przez nas np. jakieś ciasto, tarta, konfitura itp, często też dorosłych zapraszam właśnie do kina czy restauracji. Kompletnie nie rozumiem natomiast prezentów z okazji komunii i tego typu uroczystości religijnych, których celem jest coś zupełnie innego niż otrzymanie prezentu, no ale to my dorośli 'wykreowaliśmy’ ten zwyczaj. Jeśli chodzi o prezenty dla nas to zawsze prosimy zamiast niego (jeśli ktoś się upiera) o wpłacenie dowolnej sumy np. na schronisko dla zwierząt lub na rzecz innej tego typu instytucji. Problemem na pewno są duże imprezy typu wesele, ale wtedy także staramy się o coś oryginalnego niekoniecznie materialnego, jeżeli ktoś zaprasza mnie na taką uroczystość, bo liczy na pieniądze to zazwyczaj po prostu w niej nie uczestniczę.

    • Kasia Rz Odpowiedz

      Wyjście do restauracji w moim mieście wcale nie jest takie tanie, niestety: minimum 100 złotych od osoby za skromny obiad bez jakiegokolwiek alkoholu.

      Jeśli mogłabyś wyjaśnić, co to znaczy: „coś oryginalnego, niekoniecznie materialnego” jako prezent weselny?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ciekawe propozycje. Chciałbym też tak potrafić – nieco przekornie, ale przeważnie z myślą o relacji z drugą osobą, a nie o „odbębnieniu powinności”. To jest zdecydowanie kierunek, do którego będę dążył!

  9. Adam Odpowiedz

    Ponieważ my mamy wszystko, czego potrzeba do życia (albo i więcej), to zdecydowanie preferujemy dostawać prezenty znikające. Np. jakąś droższą herbatę, kawę, alkohol, słodycze, przyprawy, ciasto czy pasztet własnego wypieku, długopis, notes, kwiaty cięte, kwiaty doniczkowe itp. Nie cierpimy kubków, bibelotów, filiżanek, naczyń, akcesoriów kuchennych itp., z którymi nie wiadomo co zrobić, a nie wypada wyrzucić, bo a nuż dający zauważy brak tego czegoś.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Super podejście – bardzo się cieszę, że nie tylko ja uważam, że mam wszystko, czego potrzeba do życia! To podejście, które praktycznie nie „występuje w przyrodzie”, bo kojarzy się z opływaniem w luksusy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *