Podróż w czasie.

Dzisiaj będzie magicznie. Nie mówię o kuglarskich sztuczkach ani ustawionych przedstawieniach, ale o prawdziwej, autentycznej magii rodem z Zaczarowanego Ołówka (ekhm… wersja dla nieco młodszych czytelników: Harrego Pottera :)) A jednak… magii dostępnej dla każdego, kto odważy się spróbować. Jeśli więc nie masz w sobie lęku, a na Twojej liście marzeń znajduje się „podróż w czasie”, trafiłeś idealnie 🙂

Wielu z Was było mocno zaskoczonych naszym poziomem wydatków w ubiegłym roku. Jedni gratulowali, inni powątpiewali, a znaczna część z Was pomyślała, że żyjemy w zimnej jaskini bez dostępu do zdobyczy cywilizacji z ostatnich dziesięcioleci 🙂 Dzisiaj pójdę za ciosem i pokażę Ci, jak to możliwe, że wydajemy tak mało, a jednak jesteśmy otoczeni prawdziwym luksusem: mamy smartfony, płaski telewizor, cyfrowy aparat fotograficzny, a większość książek czytamy w formie elektronicznej, korzystając z technologii rodem z kosmosu. Ostatnio nawet sprezentowałem sobie ważący 400 gram przenośny komputer zwany tabletem, dzięki któremu mogę śledzić bloga praktycznie z każdego miejsca na świecie. Aby odpowiedzieć na pytanie „jak żyć oszczędnie, jednocześnie nie będąc dinozaurem z innej epoki”, musimy się nieco przenieść w czasie…

Rok 2007 – dla próbujących nadążyć za pędzącym w zawrotnym tempie światem to prawie starożytność, a dla nas… praktycznie dzień dzisiejszy. Przypomnij sobie, jakie nowości technologiczne zalały rynek konsumencki 7 lat temu. Nie pamiętasz? Nie martw się – sam miałem z tym problemy, chociaż przeczuwałem, że – wbrew pozorom – bliżej im było do statku kosmicznego niż pierwszego telefonu.

W roku 2007 pojawiły się między innymi:

– smartfon apple iphoneprzeszlosc_2

– honda civic, zwana też – poniekąd słusznie – „ufo” przeszlosc_3

– telewizory, których specyfikacja do dnia dzisiejszego jest więcej niż zadowalająca. Ot – chociażby taki świecący na boki gadżet jak ten poniżej: przeszlosc_4

Tym cudom techniki towarzyszyła cała masa materiałów prasowych, reklam i testów. Wśród nich można z łatwością wyłowić takie opinie jak „absolutnie niesamowity”, „doskonałość”, „rewolucja” i „to więcej, niż potrzebujesz”. Wracając myślami do lat ubiegłych, naszła mnie pewna refleksja. Skoro już wtedy wszystko było najlepsze, najdoskonalsze i spełniało nawet najbardziej wyuzdane wymagania, to… jak jest teraz? Czy dzisiaj wszystko jest znowu lepsze, jeszcze doskonalsze? I czy można stworzyć coś, co jest doskonalsze od dopiero co ogłoszonej doskonałości? Czy cokolwiek może być lepsze niż… najlepsze? Takie oto dylematy nękają domorosłego, samozwańczego filozofa – autora tego bloga 🙂

Wnioski nasuwają się same: być może to wszystko marketing, a produkty namaszczone tymi superlatywami wcale nie są tak wspaniałe? Ale skoro tak jest, to jakim cudem spełniają one wszystkie nasze zachcianki? I czy inaczej jest ze współczesnym sprzętem? Czy wypuszczony dzisiaj smartfon, istny cud techniki, na który trzeba przeznaczyć całą pensję, również jest niedoskonały i za kilka lat nikt nie będzie o nim pamiętał? A może chodzi o coś jeszcze innego?  O rosnące wymagania konsumentów (tak – to Ty 🙂 ), znane również jako inflacja stylu życia. Kolejne zachcianki, o których istnieniu przed chwilą nie wiedzieliśmy, a bez których dzisiaj nie wyobrażamy sobie życia. O nowiki, których nagle – ni stąd ni zowąd – zapragnęliśmy; których potrzeba posiadania została sztucznie wykreowana przez handlowców.

Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem – należy przemyśleć temat i przyjąć jedną z możliwych postaw:

– zasłoń oczy i uszy, przyjmij pozycję kwiatu lotosu i osiągnij absolutną obojętność na kolejne nowości. Postawa godna podziwu, ale jeszcze daleko mi do jej dobrowolnego przyjęcia. przeszlosc5

dołącz do tłumu milionów innych owieczek beczących tak, jak reklama każe. Będziesz modny, lubiany i podziwiany przez inne owieczki, chociaż Twój pusty portfel prawdopodobnie będzie zbyt głodny, żebyś zrobił na nim wrażenie. Hmmm – tutaj również się nie odnajduję. Co zatem pozostało? Postawa, którą jakiś czas temu przyjąłem:

złoty środek, który de facto jest cofnięciem się w czasie o kilka lat. Wstecz oczywiście 🙂 Nie jestem dinozaurem, mam jako-taką wiedzę (w tym praktyczną) o nowych technologiach, niektórych produktach. Mam wszystko, co było najlepsze, najdoskonalsze i absolutnie fenomenalne… kilka lat temu.

Zachęcam Cię do sprawdzenia, jak w praktyce wygląda przejście od pozycji owieczki (no – mimo wszystko, relatywnie oszczędnej owieczki) do kwestionującego niemal wszystko minimalisty. Czyli… nasze zakupy z kategorii „zupełnie opcjonalne, absolutnie niepotrzebne gadżety elektroniczne” – poczynając od roku 2007 do dzisiaj:

[table id=34 /]

Czy Ty również widzisz różnicę po obu stronach grubej kreski, oddzielających nasz „okres ciemności” od objawienia, którego początek – nieprzypadkowo – przypada mniej więcej na czas, w którym wystartował blog? Wniosek jest prosty: jest coraz lepiej. Dzięki temu już teraz mieścimy się w polskiej średniej rocznych wydatków na elektronikę (która wynosi 187 euro rocznie na „głowę”), a z biegiem czasu nasz wynik na pewno będzie szedł w dół, bo większość kupionego sprzętu posłuży jeszcze dobre kilka lat. A nowe będą kupowane w sposób, który opiszę kilka akapitów niżej. I to mimo, że znakomita większość osób w podobnej do naszej sytuacji (młodzi ludzie z dużych miast, zarabiający przyzwoite pieniądze) skutecznie nadrabia normę za innych. Zauważ, że nawet jeśli powyższe wydatki wydają Ci się duże, to ich konsekwentne zmniejszanie w sytuacji, kiedy możemy sobie pozwolić na znacznie więcej niż kilka lat temu, świadczy o marszu w dobrym kierunku. Dobrym zarówno dla naszego portfela, jak i dla nas – bo nie tylko o pieniądze chodzi – jest znacznie więcej pozytywnych aspektów przyjętej przez nas postawy:

– efekt „spokojnej głowy„, ważniejszy od jakiegokolwiek gadżetu. Mój pęd do nowości od dłuższego czasu jest w stanie embrionalnym. To nie tylko zasługa zachwytu minimalizmem, ale również – a może przede wszystkim – diety informacyjnej, dzięki której po prostu nie wiem o wielu nowościach, a obszar mojego mózgu odpowiedzialny za postawę „należy mi się to!” nie jest bombardowany kolorowymi obrazkami i specyfikacjami technicznymi kolejnych produktów. Efekty widać jak na dłoni w powyższej tabelce

– początek roku 2013 to prawdziwy przełom w naszym podejściu do konsumpcji. – moja wiedza o aktualnościach producentów jest… wystarczająca do tego, żeby nie czuć się jak neandertalczyk, a jednocześnie nie być przeładowanym informacjami (czemu to takie ważne, pisałem już nie raz). Można powiedzieć, że jestem dość luźno powiązany z dzisiejszym światem 🙂 To trochę tak, jakbym z roku 2007 robił sobie wycieczki o kilka lat w przód i sprawdzał, co za jakiś czas będzie w moim zasięgu.

– coraz większy udział używanych (lub nowych, ale sprzedawanych przez osoby prywatne taniej niż w sklepie) sprzętów w naszym życiu. Chętnie kupuję przedmioty używane, przeważnie ze względu na cenę, chociaż argumentacja dawania im drugiego życia również do mnie przemawia. Cóż – jakoś trzeba sobie radzić mimo skandalicznej w mojej ocenie postawie producentów, którzy sukcesywnie wymieniają ofertę i wygaszają produkcję dotychczasowych modeli (właściwie wszystko jedno czego). Rozumiem, że technologia idzie do przodu, a ten, który zostanie w tyle za konkurencją pierwszy będzie gryzł glebę, ale pozostawienie jednego czy dwóch produktów, które – lekko nadgryzione przez ząb czasu, ale produkowane w masowych ilościach przez kilka lat – kosztowałyby znacznie mniej niż krótkie serie technologicznych „świeżych bułeczek” byłyby bardzo miłym ukłonem w stronę kogoś takiego jak ja. Kogoś wrażliwego na cenę, ale potrafiącego docenić porządny i trwały produkt. Niestety – żądza zysku skutecznie torpeduje wszelkie tego typu pomysły, i o ile nie mieszkasz w kraju trzeciego świata, gdzie siłą rzeczy wszelka technologia trafia z kilkuletnim opóźnieniem, jesteś skazany na drożyznę. Coraz doskonalszą (niż wcześniejsze doskonałości…), ale drożyznę. Ktoś przecież musi sfinansować badania, testy, dostosowanie maszyn w fabrykach i cały ten marketing, prawda?

przeszlosc6Tańczące głośniki, które wyszły na światło dzienne w zamierzchłych czasach (rok 2007)…

brak obaw o zniszczenie sprzętu czy ich kradzież. Nasze podejście do ubezpieczeń jest więcej niż sceptyczne, a absurdalność historii takich jak ta tylko upewnia nas w tym przekonaniu. Włamanie do mieszkania? Wolne żarty – wybierając którekolwiek z sąsiednich mieszkań, na pewno obłowisz się znacznie bardziej 🙂 Mając niewielką ilość sprzętów, które już swoje przeżyły, żadna z tych obaw nie zaprząta Ci głowy i nie sprawia, że po wyjściu z mieszkania wracasz się, żeby ponownie sprawdzić, czy aby na pewno zamknąłeś wszystkie zamki.

Skoro zacząłem temat podróży w czasie, należy Ci się kilka podpowiedzi, jak się za to zabrać w praktyce. Przedstawię swoje podejście: absolutnie nie jedynie słuszne, prawdopodobnie nie idealne. Przede wszystkim, wyłącz emocje – to one każą Ci sięgać po to, co nowe, świeże i odpowiednio wyeksponowane na sklepowych półkach. Po drugie, wyłącz telewizor i inne bombardujące Cię reklamami środki przekazu. Teraz się skup, bo będziesz polegać wyłącznie na swoim rozumie 🙂 Ustal na chłodno cel zakupów – ten prawdziwy, nie wykreowany przez marketing – i prześpij się z tym dzień, tydzień, lub nawet miesiąc! Jeśli w tym czasie nie zmienisz zdania, sprawdź, jakie są aktualne ceny nowego produktu, który spełnia Twoje wymagania. Sam zawsze omijam najwyższą i najniższą półkę, skupiam się na średniej, na której pozycjonowane są porządne modele we względnie sensownych cenach. A teraz podziel tą cenę: przez 2, oraz przez 4. Przykładowe 2.000 zł za nową, tegoroczną nowinkę dzielę na: 1.000 zł oraz 500 zł. To są ceny, za które szukam odpowiednio: produktu nowego, ale takiego, który zadebiutował nawet kilka sezonów wcześniej (1.000 zł), oraz używanego, w dobrym stanie, który również spełnia wszystkie moje wymagania (500 zł). Następnie włącz przeglądarkę internetową i zacznij polowanie na portalach typu allegro.pl i tablica.pl. Prawdopodobnie będziesz zaskoczony tym, co można na nich znaleźć i odszukanie przedmiotu spełniającego Twoje wymagania za ułamek ceny sklepowej nie będzie większym wyzwaniem. Pamiętaj, żeby nie tracić cennych godzin na szukanie „okazji” (to mój problem, z którym staram się walczyć) i nie analizować zbyt dokładnie parametrów technicznych urządzeń (oj – kolejny problem się kłania…). To zabiera Twój czas i powoduje przyswajanie śmieciowych informacji, których później trudno się będzie pozbyć. Analiza aktualnie sprzedawanych produktów stanowi nie lada wyzwanie – a co dopiero to samo, ale dotyczące stanu sprzed kilku lat! Dlatego nawet nie próbuj tego robić i upraszczaj co się da! Jeśli masz jakieś sprawdzone sposoby, jak kupować sprzęt elektroniczny, którego próżno szukać już na sklepowych półkach, proszę Cię – wyjaw mi ten sekret – sam prawdopodobnie skorzystam 🙂

Na koniec być może nieco przewrotnie, ale za to z troską o stan Twojego portfela. Muszę się przyznać, że nie zawsze warto ślepo podążać za powyższymi radami. Owszem – kupno używanego auta to zwykle strzał w dziesiątkę, ale na przykład taki używany aparat fotograficzny czy tablet może być nietrafionym pomysłem. A wszystko przez… ludzką naturę, która sprawia, że przywiązujemy się emocjonalnie do posiadanych przedmiotów i przez to je przeceniamy. No bo jak tu oddać ten cud techniki za 20% ceny, którą za niego kiedyś zapłaciliśmy? Przecież sprawdzał się przez wiele lat i nie ma żadnego powodu, żeby równie dobrze nie służył kolejnych kilku. A może jednak jest? Świadomość prędkości, z jaką porusza się (właściwie to gna) postęp techniki skutecznie pozwala wyleczyć się z chęci odzyskania dawnego wydatku. Dlatego jest całkiem sporo sytuacji, kiedy kupno nowego modelu (a przynajmniej: nowszego) jest korzystniejsze niż dokonanie transakcji na portalu aukcyjnym w kategorii „używane”. Ale zazwyczaj Twój portfel będzie szczęśliwy, jeśli od czasu do czasu skorzystasz z możliwości przerzucenia największej straty wartości każdego nowego nabytku na kogoś innego.

171 komentarzy do “Podróż w czasie.

  1. Dana Odpowiedz

    Gdy poszłam na studia i nie było mnie stać na wypasiony laptop, sięgnęłam do jednego serwisu internetowego i kupiłam sobie w 100% sprawny i spełniający moje wymagania (pakiet biurowy, GIMP, muza, filmy i internet na nim się nie przycinały 😉 ) laptop poleasingowy za jedyne 1200zł 🙂 aż się łezka w oku kręci. Tego typu serwisów oferujących sprzęt poleasingowy jest w sieci całkiem sporo, więc też można się solidnie i tanio dzięki nim „obłowić” 🙂 pozdrawiam.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hmmm – ostatnio wybierałem komputer dla teścia. Kosztował bodajże 1300 zł, i do tego z Windowsem. Nówka sztuka, gwarancja 2 lata, specyfikacja więcej niż wystarczająca. Czasami wystarczy się rozejrzeć i szybko znajdziemy dowód, jak niektóre technologie idą do przodu i tanieją. Wiele słabszych, używanych komputerów w wyższej cenie widać na portalach aukcyjnych. Cóż – to chyba potwierdzenie opisanej przeze mnie „wartości sentymentalnej” 🙂

      • Daniel Odpowiedz

        Ja kupiłem ostatnio nowego laptopa HP z Allegro za niecałe 1000 zł – sprzedający zapewniał, że miał sprzęt od 6 miesięcy, ale tylko raz go odpalił. Po zakupie okazało się, że faktycznie brak jakichkolwiek śladów używania, od roku laptop działa bez najmniejszego zarzutu. Do tego zainstalowany był od początku Windows 8 i Norton Antiwirus 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Ja też opierałem te stosunkowo tanie zakupy elektroniki w 2013 roku na takim podejściu – „nowe-używane” przedmioty od osób prywatnych.

  2. Adam Odpowiedz

    Podobne zasady da się z powodzeniem zastosować do sposobu przyswajania literatury bądź filmów. Ostatnio z zapartym tchem oglądam polskie kino okresu międzywojennego, ma ono swoją specyfikę. A z rzeczy nowszych (he,he) obejrzałem nie tak dawno po raz pierwszy „Dwunastu gniewnych ludzi” (Wspaniały film z pierwszej 10. klasyfikacji na filmweb, polecam).

    Co do techniki z lat jeszcze dawniejszych: moje dzieci zachwycone są projektorem „Ania”, z którego wyświetlam im niekiedy wieczorami bajki kliszowe. Co ciekawie, na Allegro ceny takich projektorów, jak i bajek kliszowych „trzymają pion” i jak ktoś nie ma takiego urządzenia, a chciałby nabyć – to wcale nie za takie grosze może sobie kupić taką rozrywkę. Ale moim zdaniem warto! Bajki z kompa czy nawet książki, to zupełnie co innego. Ot, taka urokliwa magia rodem z PRLu.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Sam pamiętam, jak za dzieciaka oglądałem takie bajki! Hmmm – ciekawe, czy rodzice jeszcze mają stary projektor…

      • Zulu Odpowiedz

        Ja nadal posiadam sprawny projektor i bardzo duży zestaw bajek.
        Co mnie zaskoczyło, syn chce oglądać takie bajki. Co prawda wymaga to trochę czasu (trzeba obsługiwać i czytać) ale czas spędzony z dziećmi na pewno nie jest czasem straconym.
        Dodatkowo te projektory i taśmy na allegro mają status „kolekcjonerski” i całkiem sporo kosztują.

    • Edyta Odpowiedz

      Ja również wychowałam się na takiej „Ani”, a teraz moje 2 letnie dziecko wieczorami prosi o włączenie „kolorów”-jak nazywa klisze z bajkami, ze względu na kolorowe pudełeczka, w których przechowywane są klisze.
      Naprawdę super sprawa i jeśli tylko ktoś ma dostęp do strychu rodziców, ciotek itp. to warto zajrzeć czy przypadkiem nie znajduje się tam stare, zakurzone, małe pudełko dające dziecku wiele radości.

  3. Gosia Odpowiedz

    Zgadzam się w stu procentach – najważniejsze to wyeliminować z takich zakupów emocje! Kalkulacja na chłodno idzie już całkiem z górki 🙂

    Inna rada co do sprzętu – sięgać po produkty mniej reklamowanych firm, ale oferujących wcale nie gorszy jakościowo sprzęt. Po co płacić za reklamę?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ciężko mi się odnieść do Twojej rady. Miałem kilka przygód ze sprzętem AGD, które jasno pokazały, że niektóre marki są po prostu słabe i oszczędzenie kilkuset złotych nie jest warte późniejszych problemów. Szczególnie widać to teraz, kiedy wynajmuję mieszkanie zrobione właśnie typowo pod wynajem, czyli po kosztach. Niemal nowe sprzęty, a prawie każdemu coś dolega.
      Płacenie za produkty najdroższych firm można określić jako rozrzutność, ale i tu reguły nie ma.

      • Gosia Odpowiedz

        Według moich doświadczeń: tablet mało znanej firmy – 2 lata bez zarzutów, laptop firmy wchodzącej dopiero do pierwszej dziesiątki – 4 lata bez zarzutów (połowa ceny takich samych parametrów w innej firmie), czajnik elektryczny marki tesco – kupiony na 2 roku studiów działa do dziś. Aż szkoda go wymieniać 🙂

        Zależy chyba jak trafisz. Nawet kupując droższy sprzęt możesz trafić felerny produkt.

    • Piotr Odpowiedz

      Hej Gosiu, oprócz tego co wolny Ci napisał odnośnie dobrych marek, chcę dodać coś jeszcze.
      Pracuję korzystając z komputera, korzystałem przez wiele lat z linuksa, trochę windowsa.. W nowej pracy (kilka lat temu) przez miesiąc-dwa kilka razy zmieniłem system, bo a to linuks się psuł, a to windows nie spełniał do końca moich wymagań..
      Kolega wtedy był świezo po zakupie macbooka i zachwalał. Dałem się namówić i kupiłem używanego (2letniego!) za 2100 czy 2200zł.
      Mija 3 rok jak używam tych komputerów (proszę, mam nadzieję, że nie wywołam żadnej wojny!), myślę, że rocznie oszczędzam kilkadziesiąt godzin porównując do tego co traciłem na innych systemach na aktualizacje, naprawy i inne.
      Po 1.5 roku sprzedałem go – 3.5 letni komputer! – za 1700zł.
      Spadek cen jest znacznie wolniejszy niż w przypadku budżetowych marek komputerowych – to też spory plus.
      Wiem wiem, w moim wypadku używam go do pracy, więc to trochę inna sytuacja.
      Ale też – kupiłem blender zelmera kielichowy, zepsuł się po okresie gwarancji + 2 miesiące. Kolejnym razem chyba kupię coś lepszego.
      W takich chwilach przypominam sobie słowa matki – „nie stać mnie by oszczędzać”.

      Pewnie dla każdego (a nawet: dla każdej relacji rodzaj produktu osoba – bo dla mnie np komputer ważniejszy może być niż dla Ciebie) można znaleźć złoty środek, czasem warto dopłacić za markę. A czasem oczywiście jak piszesz – nie ma sensu 🙂

  4. Bea Odpowiedz

    Na szczęście jestem wyjątkowo odporna na reklamę i zaszczepiam to również moim dzieciom. Nie posiadam tableta, smartfona, czytnika e-booków, kina domowego i gwiżdżę na to. Jeśli jednak kupuję jakiś sprzęt to taki który posłuży mi na wiele lat. Wyjątkiem jest komórka którą mam zawsze z drugiej ręki – korzystam kiedy ktoś w rodzinie wymienia „na nowy model” 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Cieszę się, że są wśród Was czytelnicy, którzy udowadniają, że w zasadzie jestem „cienki bolek”, który ma przed sobą jeszcze długą drogę 🙂 To naprawdę wspaniały kontrargument dla tych, którzy czytając moje wpisy myślą „nie da się”. Da się – i to jeszcze bardziej 🙂

    • Piotr Odpowiedz

      Brawo! Ja jestem dumny, że (mimo iż jestem trochę gadżeciarzem) nie kupiłem tabletu od 3 lat, a gdy była największa moda pytałem tylko znajomych do czego uzywają (bzdurne odpowiedzi, typu sterowanie muzyką albo odbieranie maili na sofie :D)..
      ale też widzę, że z czego w porównaniu do Ciebie to jestem „cienki bolek” jak to wolny ładnie ujął. 😀

  5. Krzys Odpowiedz

    Smartfon? ten model sprzed dwóch lat, do tego niezbyt lubiany, kupiony we wrześniu 2013. Co to dokładnie za model? Pytam bo sam chcę kupić jakiś smartfon…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Samsung Wave 3 – jakość wykonania bije na głowę wszystkie plastiki, ale niestety porzucony już system operacyjny sprawia, że wiele dodatkowych funkcjonalności mocno kuleje. Całe szczęście, mi to zbytnio nie przeszkadza.

    • to_pestka Odpowiedz

      hej,

      Wolny – gratuluję i dziękuję za bloga, śledzę 🙂

      polecam obserwację modelu HTC Radar. windows 7, mocny procesor, bardzo stabilny typ – na prawdę udany model. przez swą niepopularność bajecznie tani! kupiłam używane: pierwszy za ok. 280PLN, po jego kradzieży drugi – za ok.200 PLN

      EOT

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Nie ma problemu 🙂

        Co do telefonu, ten zaproponowany przez Ciebie ma podobną specyfikację co mój. Możliwe, że bym go rozważał gdyby nie to, że chciałem kupić coś już mi znanego, a do tego nie miałem zbyt dużo czasu na decyzję.

      • Piotr Odpowiedz

        A ja polecę zerknięcie na telefony Lenovo.
        Nie korzystałem, ale kolega używa, zakochany jest w nim i jego sporym atucie – bateria trzyma 3-5 dni (podczas, gdy mój smartfon – doba to maks. :D).
        I ceny wiem, że bardzo rozsądne jak na rynek gdzie są telefony i po 4 tys 😉

  6. Marek Odpowiedz

    wiem dokladnie o czym piszesz, sam wiele razy ulegalem emocjom, np:
    chcialem wziac sobie smartfon, uleglem opisom kolegow i kupilem (oczywiscie w miedzyczasie zdazylem sam siebie przekonac, ze jest mi on niezbednie potrzebny) samsung Galaxy Note2 (tak, tak, rysik byl na prawde niezbedny). No coz, przez ostatnie 1.5roku rysik wyjalem moze 5 razy 🙂
    Drugim zakupem (beznadziejnym, ale nie ma co plakac nad rozlanym mlekiem) byl ostatnio TV – mialem duzy 42″ LCD Philipsa z Ambilightem (super technologia, strasznie mi sie podobalo ogladanie tv z takim bajerem), ale postanowilismy kupic nowy TV (cienszy, lzejszy zeby mozna go bylo na scianie powiesic). Wstepny wybor padl na Philipsa z ambilightem serii 8000, super technologia i w miare ok cena. Z kolega ruszylismy do MediaMarktu, zeby go kupic. Oczywiscie w natloku setek roznych TV dostalem oczopląsu a na dodatek sprzedawcy nie mogli zaprezentowac demo 3D na tym TV (tak wiem, bardzo sensowne wymaganie, bo raptem przez rok czasu ogladnalem moze 2 filmy w 3D :P) no ale mieli swietne stoisko z Samsungiem seri ES8000 (bezramkowy design) – nie powiem, powalil mnie wygladem (glupota) no i sie skusilem mimo iz kosztowal 2x tyle.
    Oczywiscie jak zawsze to bywa, po paru tygodniach wiszenia na scianie pierwotny efekt minal bezpowrotnie i obecnie nie ma znaczenia czy to ten, czy inny, czy jeszcze inny, natomiast brakuje mi ambilightu i kuzwa pluje sobie w brode ze dalem sie tak podejsc.
    Masz racje piszac, ze nalezy przed kupnem przespac sie pare dni, a najlepiej zadac sobie pytanie: „czy jesli w tym momencie mialbym wystarczajaco pieniedzy zeby kupic co tylko mi sie zamarzy, czy kupilbym wlasnie TEN produkt?” W wiekszosci przypadkow odpowiedz brzmi NIE (kupilbym drozszy, „lepszy”, bardziej „trendy/sexy”), zatem nie nalezy sie przekonywac do takich zakupow, aczkolwiek jest to niesamowicie trudne 🙂
    Patrzac wstecz obecnie kupowalbym smartfon ktory ma podstawowe funkcje + supportowany OS (moze ty nie uzywasz, ale wiele aplikacji – bankowe np sa uzaleznione od wersji OS i jak z nich korzystam czesto, to musza dzialac) np samsung galaxy plus, ktory mial wysmienita baterie i generalnie spelnia wszystkie moje oczekiwania co do telefonu.
    Tak samo TV, zwykly Ambilight 55″ wystarczylby w zupelnosci – nie jestem zwolennikiem extrasow typu SMART, czy jakies pluginy w TV (to akurat ogarniam z zewnetrznego XBMC).
    Są natomiast zakupy ktore uwazam za „must-have” (przynajmniej u mnie w domu), ktorych zakupow (mimo wysokiej ceny) nigdy nie zalowalem:
    – Kindle – mialem rozne czytniki ksiazek i ZADEN nie rowna sie kindlowi – szacunek dla Amazona
    – iPad3 – niesamowite urzadzenie – umilacz czasu dzieciom w dlugich podrozach (niezastapiony), masa edukacyjnych aplikacji dla dzieci/doroslych, po prostu cudo. Testowalem 3 inne tablety z androidem i zaden nie rownal sie do produktu Apple (co do funkcjonalnosci, ergonomicznosci)
    – serwer NAS – ogromny magazyn na lokalnie przechowywane zdjecia, filmy, dokumenty itp. niezastapione narzedzie ktore warto posiadac mimo dostepnosci ogolnopojetego „clouda” 🙂
    – zewnetrzny TV player – ja uzywam miniPC z XBMC i dziala rewelacyjnie – nie przekonuje mnie wykorzystywanie laptopa do tego celu – targac w ta i spowrotem, podlaczac do TV, babrac sie z kablami itp – tak wszystko jest podlaczone i gotowe do akcji.

    Najgorsze jest to, ze spora czesc ludzi podąża za tymi rzeczami gdy ich na to nie stać, więc zadłużają się po uszy i potem dochodzi do rodzinnych tragedii – wszystko po to, zeby zaimponowac innym. Smutne to jest.

    • Kasia Rz Odpowiedz

      Przeczytałam i co drugiego słowa nie rozumiem:)

      Telewizor 55” to chyba do pałacu (wymagana odległość TV od oczu: 5 metrów?)

      Mój telewizor ma 25 lat (21”) i przy obecnym poziomie ogłupiania i chamstwa serwowanego przez różne stacje telewizyjne nie zamierzam go wymieniać. Do oglądania pogody wystarczy:)

      • Maga Odpowiedz

        Ja tak samo 🙂
        I przez dłuższą chwilę się zastanawiałam, co autor postu chciał nim osiągnąć: pochwalić się swoim stanem posiadania, pożalić się na swoją głupotę (kilkakrotnie przywoływaną w poście) czy jeszcze coś innego?

        Ja sama nie mam telewizora w ogóle, nie jest mi do szczęścia potrzebny, nie miałabym go gdzie postawić, a poza tym uważam. że brak telewizora dobrze wpływa na moje dzieci 😛

        A z drugiej strony obsesyjne liczenie każdej złotówki jest nie dla mnie. To przykręcanie kaloryferów, uszczelnianie wszelkich możliwych szpar, szukanie oszczędności na każdym kroku, itd. Bo jednak trochę takie odnoszę wrażenie, czytając: obsesja na punkcie osiągnięcia niezależności finansowej i udowadnianie wszystkim w około, że taki styl życia jest nadzwyczaj satysfakcjonujący. Mnie trochę szkoda na to zwyczajnie czasu i energii.

        Zdaję sobie oczywiście sprawę, że Wolny może sprawiać tylko takie wrażenie, w końcu to blog o określonej tematyce i autor prezentuje na nim tylko skrawek swojego życia i część swoich poglądów.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Nie wiem, czego nie rozumiesz – myślę, że dość jasno widać drogę, którą przeszedłem i stopniową zmianę priorytetów, podejścia do konsumpcji. Mój stan posiadania to – biorąc pod uwagę wiek większości sprzętów – zaledwie ułamek tego, co młodzi ludzie z dużych miast mają u siebie w domach, więc chwalić się nie ma czym. Żalić się też nie zamierzam i nie żałuję wcześniejszych wydatków – miałem wtedy nieco inne spojrzenie, inne priorytety.
          Rozumiem, że opisywane przeze mnie podejście może wydawać Ci się przegięciem (określiłaś to jako „obsesyjne liczenie każdej złotówki”). Popatrz jednak w komentarze, z których jasno wynika, że wielu czytelników żyje znacznie oszczędniej. No i dochodzi to, co sama zauważyłaś – taki jest profil tego bloga, o tym piszę, lecz to nie jedyne tematy zajmujące mój czas i uwagę, i to jest całe moje życie 🙂

          • Kasia Rz

            Moja odpowiedź:

            „Przeczytałam i co drugiego słowa nie rozumiem:)
            Telewizor 55” to chyba do pałacu (wymagana odległość TV od oczu: 5 metrów?)
            Mój telewizor ma 25 lat (21”) i przy obecnym poziomie ogłupiania i chamstwa serwowanego przez różne stacje telewizyjne nie zamierzam go wymieniać. Do oglądania pogody wystarczy:)”

            odnosiła się do odpowiedzi Marka, szczegółowo opisującej niezrozumiałe dla mnie funkcje nowoczesnych telewizorów i innych gadżetów.

          • Maga

            Pierwsza część mojego komentarza odnosiła się do wypowiedzi Marka.
            Druga do Twojego, Wolny, postu. No i zdaję sobie sprawę, że nie żyjesz na co dzień tylko i wyłącznie oszczędzaniem. No, w każdym razie, dopuszczam taką możliwość 😛
            Mam świadomość tego, że w sieci nie zobaczę całej prawdy o człowieku.

        • Marek Odpowiedz

          ty uwazasz ze brak TV wplywa lepiej na twoje dzieci – i super. Ja uwazam wrecz przeciwnie – tyle ze twoje dzieci chodza do polskiej szkoly, a moje nie, zatem jestem bardzo wdzieczny losowi za to ze moge im serwowac polski jezyk poza domowymi rozmowami i czytaniem ksiazek na dobranoc 😉
          co do przesadnego „oszczedzania” to sie zgadzam, aczkolwiek we wszystkich postach widac jedynie dazenie do optymalizacji kosztow, a to duza roznica.

          • wolny Autor wpisu

            Ja również wcale nie uważam, że przesadnie oszczędzam. Optymalizacja (i to nie tylko kosztów) przede wszystkim – i to nie na siłę, nie wbrew sobie, nie za wszelką cenę.

      • Marek Odpowiedz

        widzisz, jak ja czytam zagadnienia z astrofizyki, mikrobiologii czy medycyny zaawansowanej to tez wielu rzeczy nie rozumiem. Jesli twoje kanaly TV serwuja chamstwo i oglupianie, to zalecam zamiast ogladac telewizje publiczna przerzucic sie na kanaly dokumentalne (discovery, science, history, animal). A pogode mozesz sama sprawdzic na zewnatrz, nie potrzebujesz do tego telewizora.

        • Kasia Rz Odpowiedz

          Głównie miałam na myśli prywatną stację z niebiesko-żółtym logo, która wg mnie bije wszelkie rekordy ogłupiania, demoralizacji i promowania chamskiego zachowania.

          Z kanałów tematycznych najbardziej lubię kuchnię+ i domo+.
          Z kuchnią+ pociągnęłam się w gotowaniu, z domo+ korzystam w celach zawodowych, w Eurosporcie najbardziej lubię oglądać tenis (Radwańską jak wygrywa i piękną Szarapową, jak się złości, gdy przegrywa 🙂 ).

          • Marek

            tylko widzisz, nie kazdy oglada tvn 🙂 tak jak i nie kazdy oglada TV Trwam 😉 telewizja (jesli poprawnie uzytkowana) dostarcza wielu wartosciowych informacji gdy ominie sie wszelkiego rodzaju talkshow, bigbrother i tematy zwiazane z faktem noszenia (lub nie) majtek przez Dode

          • wolny Autor wpisu

            Dzięki Twojemu komentarzowi odkryłem, że moja „pozytywna niewiedza” związana z odstawieniem telewizji postępuje! Musiałem dłuższą chwilę pomyśleć, o jaką stację chodzi – i nie było to wcale takie łatwe. Super 🙂

          • Kasia Rz

            Ja się dzisiaj też pośmiałam czytając różne wypowiedzi 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja wiem o czym piszesz, ale nawet Twoje „budżetowe” alternatywy wydają mi się high-endowymi gadżetami. Po raz kolejny powtórzę: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia 🙂

      • Marek Odpowiedz

        widzisz, niestety pozalowalem tego posta juz po pierwszym komentarzu 🙂 nie mam sie czym chwalic, a glupoty kazdy robi. Wiesz, dla mnie osoby moga sobie w domu nawet czarnobiala Unitre miec i radio kasprzak na kasety jesli taka ich wola. Nie rozumiem dlaczego ten post zostal odebrany jako chwalenie sie (nie ma czym). Domu z basenem nie mam (i nie zamierzam miec), auto mam srednio-niskiej polki i to tyle.

        Prosze o usuniecie obu moich postow.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Marku – nie mówię, że się przechwalasz. Nie mówię też, że ja mam rację, a Ty nie. Po prostu stwierdziłem, że każdy nieco inaczej patrzy na to, co jest optymalne i racjonalne, w zależności od masy czynników, środowiska w jakim żyje itp.
          Nie wiem, czemu odebrałeś moją odpowiedź jako atak. Każdy ma prawo postrzegać nieco inaczej tego typu dylematy – zarówno ja, jak i Ty.

          • Marek

            heh akurat moj komentarz nie dotyczyl Twojej wypowiedzi 🙂
            jak slusznie informowales wielokrotnie tak samo u ciebie sie dzialo, wczesniej wydawaliscie na „pierdoly” ktore wydawaly sie potrzebne, a teraz nie sa 🙂 po prostu uwazam, ze jesli cie na cos stac, to nie widze potrzeby zeby zarabiajac wiecej przenosic sie na 18m2 albo z 10 innymi osobami jedzac zupki chinskie, zeby tylko taniej. Po prostu zlota regula – nie stac cie na kupowanie za gotowke, nie kupuj (jedyny wyjatek to mieszkanie).

          • wolny Autor wpisu

            Nie kojarzę, żebym pisał cokolwiek o byle jakim jedzeniu czy gnieżdżeniu się w wiele osób w jak najmniejszych mieszkaniach. O jedzeniu niedługo coś będzie, więc może wtedy będziesz chciał się przyłączyć do dyskusji.
            Skoro wyznajesz regułę „kupuj, jeśli tylko Cię stać”, to rzeczywiście mamy nieco inne spojrzenie na to. Ja raczej praktykuję podejście „kupuj, co jest Ci potrzebne; zachcianki dozwolone od czasu do czasu, jeśli Cię stać”.

          • Marek

            znowu sie nie zrozumielismy. w odpowiedzi na twojego posta odnioslem sie do poprzednich komentarzy, gdzie padaja stwierdzenia, ze ktos posiada rzeczy co maja po 25 lat (nie moja sprawa, wazne ze dana osoba jest zadowolona), rownie dobrze mozna kupic stary tv Rubin czy tablet z biedronki za 100zl. Nie wyznaje tez zasady: jak masz kase to kupuj, bo cie stac. Raczej chodzilo mi o to, ze jesli zarabiam i chcialbym cos kupic/unowoczesnic, to moge to zrobic kierujac sie dobrym stosunkiem jakosc/cena zamiast wybierac to co najtansze (zeby tylko przyoszczedzic). Jesli jestes w stanie pogodzic oszczedzanie/inwestowanie ze sporatycznymi zakupami (nie oszukujmy sie, TV/pralke/zmywarke itp kupujesz na minimum 5 lat, wiec nie ma znaczenia czy kupisz za 1000zl czy za 2x tyle w dalszej perspektywie) ale powinienem to robic TYLKO wtedy kiedy moge to kupic za gotowke, bo jak musze kupic na kredyt, to znaczy ze mnie po prostu na to nie stac.

          • wolny Autor wpisu

            „kierujac sie dobrym stosunkiem jakosc/cena zamiast wybierac to co najtansze (zeby tylko przyoszczedzic)” – i teraz się rozumiemy. Wpis o tym, że kupowanie taniochy to najczęściej proszenie się o problemy i dodatkowe wydatki też jest w planach 🙂

          • Kasia Rz

            Marku,
            mój 25-letni telewizor Sony został wyprodukowany w Japonii i nijak ma się do telewizora Rubin lub współczesnego badziewia produkowanego w Chinach.

            Telewizor naprawiany był tylko raz.
            Natomiast te wszystkie nowe telewizory psują się po roku albo dwóch, ale jak kogoś stać na wydatek 6 – 8 (?) tys. złotych, a potem na naprawę, to niech kupuje. Tyle, że to nie ma nic wspólnego z oszczędzaniem, minimalizmem, czyli tematem tego blogu.

          • Marek

            No i super. Sam przez dlugi czas mialem wielka ciezka kolubryne ktorej nie szlo przestawic do drugiego pokoju bez asysty 2 osob. Ale teraz cenie sobie wygode dlatego jesli moge,wole np. oszczednosc miejsca kosztem ceny. Nie zgodze sie ze sprzet wytrzymuje 1-2lata, przewaznie wytrzymuja ponad 5 lat wiec nie jest zle 😉
            Nie negowalbym rzeczy „made in china” bo po pierwsze to jak to nazwalas „badziewie” trafia do Europy na zyczenie klientow ktorzy chca tanio. Przejedz sie do Chin i przekonasz sie ze na rynku lokalnym nie sprzedaja badziewia tylko wysokiej klasy sprzet, a badziewie eksportuja 😉
            Poza tym tak dziala system ze obecnie ma byc szybciej,taniej,wiecej wobec czego jakosc spad zatem mozna psioczyc ale nie da rady tego trendu zmienic 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Poza tym jest jeszcze jedna sprawa – Marek żyje na zachodzie Europy i jego zarobki są prawdopodobnie nieporównywalnie lepsze, niż większości z nas. Dlatego to, co postrzegamy jako jego „szaleństwa” może być w praktyce względnie oszczędnym życiem i odkładane co miesiąc pieniądze mogą być zarówno kwotowo, jak i procentowo (w stosunku do zarobków) znacznie poważniejsze niż kogoś, kto żyje w naszym pięknym kraju i eksploatuje sprzęty tak długo, aż same nie padną.

          • Kasia Rz

            U mnie akurat miejsca jest aż za dużo, więc gabaryty kineskopowego tv mi nie przeszkadzają:)

            Przeważnie po okresie gwarancyjnym nowe sprzęty AGD/RTV psują się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Przerabiałam to z pralką, niestety. Po dwóch latach, jak skończyła się gwarancja, pralka przestała działać, naprawa kosztowałaby sporo więcej niż nowa, więc skończyło się na zakupie nowej. Po takich doświadczeniach, póki jakieś urządzenie działa nie będę go wymieniać. Szkoda pieniędzy, czasu, a potem jeszcze kłopotów i nerwów, jak się coś popsuje. A ewentualnie w przyszłości jeszcze sprzedam z zyskiem jako antyk:)

          • wolny Autor wpisu

            Zbyt duże mieszkanie też nie idzie w parze z minimalizmem i oszczędnością, prawda? A tak już nieco poważniej – podejrzewam (podkreślam: tylko podejrzewam), że kupiona przez Ciebie pralka właśnie należała do segmentu tańszych urządzeń, które po kilku latach okazują się bardziej kosztowne – właśnie ze względu na częste awarie.

          • wolny Autor wpisu

            Gdyby nowe sprzęty psuły się co roku, to nic – tylko się cieszyć, bo przeważnie gwarancja wynosi 2 lata 🙂 Kupione przeze mnie 5-6 lat temu sprzęty RTV/AGD nadal „dają radę” i mam nadzieję, że jeszcze trochę posłużą – zwłaszcza, że część z nich na siebie aktualnie zarabia (została w mieszkaniu, które wynajmuję). No cóż – pożyjemy, zobaczymy.

          • marek

            To nawet nie tyle co napisales w poprzednim poscie, bo znam mase osob w PL ktore maja wiecej pieniedzy niz „na zachodzie” bo liczy sie to ile ci zostaje na koniec miesiaca a wiadomo ze koszty zycia w PL sa duzo nizsze niz na zachodzie 🙂
            Ale nie o tym, jak napisales punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, bo te rzeczy ktore ja uzywam nie nazywam szalenstwem (dla bardzo biednej rodziny szalenstwem czesto jest sam internet a co niektorzy biora to za cos bardzo oczywistego ;))
            To o czym nalezy pamietac to zeby racjonalnie myslec I nie ulegac presjom otoczenia oraz starac sie powstrzymac emocje 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Aaaa – to właśnie dlatego. Ten „Whirpool” to pewnie chińska podróbka „Whirlpool”-a 🙂 A pomijając tą literówkę – sam nie wiem, co napisać – o tej marce akurat nie mam żadnego zdania.

          • Paweł

            Pierwsze slysze zeby nowe telewizory psuly sie po roku czy dwoch. Sam mam LCD juz 6 lat i jak dotad dziala bez problemu. Zupelnie tez nie rozumiem po co ta cala nogonka na ludzi ktorzy kupuja duze telewizory? Kazdy zyje jak chce i robi to co chce…

            Ja np lubie obejrzec sobie dobre filmy, ale jak pomysle ze mialbym to robic na 21 calowym starym TV to bym chyba odpuscil. Ja napewno nie bede oszczedzal wbrew sobie. Jestem swiadomy tego co robie, panuje nad wydawaniem pieniedzy, jednoczesnie staram sie zwiekszac dochody. Moja wartosc netto caly czas rosnie, ale napewno nie przeliczam kazdego wydawanego grosza. Szkoda mi na to czasu, czasem od tego mozna naprawde wpasc w jakis absurd i stac sie zwyklym sknera. Niektorzy chyba zapominaja ze zycie jest tylko jedno, kazdego dnia ze tak powiem moze zdarzyc sie jakis wypadek i odejdziemy z tego swiata.

            Powiem tak, we wszystkich nalezy zachowac umiar. Czy to w oszczedzaniu, czy wydawaniu czy nawet w jedzeniu 😉 Jesli ktos za bardzo przesadzi w ktoras strone to pomimo ze byc moze osiagnie swoj cel, ale cos moze rownoczesnie stracic i to bezpowrotnie.

          • Kasia Rz

            Jeśli zdarzyłby Ci się jakiś wypadek i nie miałbyś odłożonych pieniędzy na prywatne leczenie, to szybko pożałowałbyś pieniędzy wydanych np. na piękny, duży płaski telewizor lub inne niepotrzebne rzeczy.

            Z podawanych statystyk wynika, że 80% Polaków nie ma żadnych oszczędności.

          • Paweł

            A kto powiedzial ze nie mam odlozonych zadnych pieniedzy? Mam duzy fundusz bezpieczenstwa, oszczedzam, zarabiam, inwestuje. Poza tym jesli potrzebowlabym wiecej pieniedzy moge sprzedac ktores swoje aktywo, wiec dlaczego nie mialbym sobie pozwolic na uprzyjemnianie sobie zycia? Nowy TV oddala mnie od osiagniecia wolnosci finansowej o doslownie ulamek czasu wiec czy jest sens poswiecac polowe swojego zycia na ogladanie TV w 21 calowym telewizorze? Dlaczego mam sobie odmowic skoro tego chce i w zaden sposob nie zachwieje swoja stabilnoscia finansowa?

            Oczywiscie najglupsza rzecza jaka moze zrobic czlowiek ktory lewo wiaze koniec z koncem, jest zadluzony, nie ma zadnych oszczednosci jest kupno nowego TV. Ale chce Wam po prostu uswiadomic ze kazdy czlowiek znajduje sie w roznym punkcie swojego zycia. To co dla jednego jest dobre dla innego moze byc zabojstwem. Nie wrzucajcie wszystkich i wszystkiego do jednego worka. Najwazniejszy jest umiar i dokladne rozpoznanie swoich potrzeb, mozliwosci a nie bezmyslne malpowanie innych.

          • Kasia Rz

            Pawle,
            bardzo rozsądne podejście, tylko pogratulować:)
            Pozdrawiam

  7. Mateusz Odpowiedz

    No właśnie, nie powinno się kupować rzeczy na które nas nie stać. Np. nie kupować samochodu za 60 tys. i brać na niego kredyt. Nie mam kasy to kupuję za 10 tys. albo za 5 tys. i też będzie jeździł. Moim zdaniem wyjątkiem jest mieszkanie, bo gdzieś trzeba mieszkać, a nie każdy chce wynajmować.
    Tak więc kupujcie rzeczy, na które NA PRAWDĘ Was stać!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ale wtedy działasz na szkodę państwa, nie stymulując handlu i przychodów banków, żyjących z odsetek 🙂

    • Piotr Odpowiedz

      Jeden mały wyjątek: CHYBA, że kupujesz ten samochód w leasingu na firmę zwiększając koszty. 😉
      Ostatnio mam przesyt naszym kochanym krajem i denerwują mnie opłacane składki i podatki. 😉

  8. Roman Odpowiedz

    A ja nie mam i nie zamierzam mieć w najbliższym czasie smartfona, tabletu, czytnika ibóków, płaskiego telewizora itp.
    Nie muszę – pomimo iż czuję na plecach presję otoczenia – mieć „w środku lasu” możliwości zapłacenia rachunku bankowego. Z resztą to i tak by nic nie dało w moim ulubionym „środku lasu”, żadna sieć nie ma zasiegu 😀

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Kolejny dowód na moją „słabość” i bardzo mało radykalne poglądy, które niektórzy mi zarzucają 🙂

      • Roman Odpowiedz

        Zawsze powtarzam za Lanzą del Vasto: „używaj rzeczy jeśli jest ci potrzebna…” dodając ostatnio od siebie: „jeśli NAPRAWDĘ jest potrzebna”…
        Bo nie chodzi o to by nie mieć i sie przez to meczyć, tylko o to by mieć i sie przez to nie męczyć 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          „Bo nie chodzi o to by nie mieć i sie przez to meczyć, tylko o to by mieć i sie przez to nie męczyć” – super powiedziane. A najlepsze, że tego również można się stopniowo nauczyć!

  9. Agaru Odpowiedz

    Już o tym pisałam i w pełni się zgadzam z – jak masz coś „droższego” kupić, pomyśl przez 1 miesiąc (dłuższą chwilę). Jeżeli potrzeba będzie po miesiącu równie mocna, to kupuj. Ostatnio tak myślałam nad zmywarką (droższą) do domu. Myślałam ponad miesiąc, rozważyłam wszystkie za i przeciw i… kupiłam.
    Inna zasada? Do sklepów RTV i AGD zawsze wchodzę bez portfela (jak coś poszukuję, chcę pogadać z sprzedawcami itp), który zostawiam w domu. I choćby nie wiem, jakby mnie kusiło, nie mam szans na kupno. Do powstającego domu kupowałam sprzęt AGD i oprócz wspomnianej zmywarki zmieściłam się w kwotach do 1600 zł. Średnia półka, bez wodotrysków, tylko to co mi potrzebne.

    Z „gadżetów” w ciągu ostatnich 5 lat kupiłam tylko laptop za 1500 zł (moje narzędzie pracy) i tablet za 300 zł. O wieku pozostałych sprzętów (telefon, TV, aparat foto) parę razy już wspomniałam, więc tym razem przemilczę 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dokładnie – zasada „wstrzymaj się chociaż kilka dni z zakupem” pozwala uniknąć baaaardzo wielu wydatków.

  10. D. Odpowiedz

    Genialny wpis!
    Mi najbliższa jest obojętność na wszystkie nowinki. Do momentu w którym uznam iż coś jest mi absolutnie potrzebne nie mam powodu by się tym interesować.
    Sporo urządzeń elektronicznych z powodzeniem może zastąpić wiele innych : mając komputer mogę oglądać filmy nie posiadając telewizora; Pomijając fakt że w ogóle nie oglądam telewizji tą samą zasadę można zastosować do innych urządzeń. Myślałem nad tym by nie korzystać z komputera(!) (większość czasu marnuję bo zawsze znajdzie się coś ciekawego do „przeglądania” byle tylko odsunąć w czasie wszystkie obowiązki). Wszystkie jego praktyczne funkcje może przejąć smartfon – do czytania blogów, sprawdzania maili i oglądania youtuba w zupełności wystarczy. Co prawda żadnej pracy na nim nie napiszę ale ten komentarz cudem „wyklikałem”, więc nie jest źle. Podsumowując :Mniej urządzeń – mniej zakupów – mniej problemów z kuszącymi mowinkami.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Tak długi komentarz na smartfonie? Godne podziwu – pewnie z 5 minut go klepałeś 🙂
      Co do zastępowania jednych urządzeń innymi: zgoda, a moje nabytki typu tablet czy czytnik e-booków to jedynie krok w stronę wygody i zdaję sobie z tego sprawę. Kiedyś może całkowicie wyzbędę się podobnych pokus…

  11. Kosmatek Odpowiedz

    Wolny, który to już raz czytasz mi w myślach i opisujesz moje działania:)? W temacie laptopów : nie chcę reklamować więe nie napiszę jaki model kupuję od 5 lat. Jest to górna pólka ultrabooków z lat 2005- 7, teraz jak coś mi sie psuje to wymieniam gołą skrzynkę przekładając pamięć i napędy i dyski i nawet nie muszę nic konfigurować. Za raptem 300- 4OO zł.
    Miłego dnia!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      🙂 Człowieka jakoś tak zawsze cieszy, jeśli inni postępują podobnie – i to zupełnie niezależnie, sami dochodząc do podobnych wniosków 🙂

  12. Kasia Rz Odpowiedz

    Coś się dzieje ze stroną. Po pewnej ilości komentarzy nie wyświetla się „Odpowiedz”, więc odpowiadam tutaj: pralka „Whirlpool” wyprodukowana we Wrocławiu.

    • Marek Odpowiedz

      bardzo dobra firma. Nie wiem czy wiesz, ale wczesniej to firma Philips produkowala AGD i potem sprzedala wiekszosc udzialow firmie Whirlpool 🙂

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Ciekawe. W takim razie to mógł być po prostu przypadek. Chociaż – mam nieco doświadczenia z laptopami Della (bodajże również produkowanymi w Polsce) i niestety ich jakość pozostawia sporo do życzenia.

        • Marek Odpowiedz

          Tak, Dell ma fabryke w Lodzi. Wszystko zalezy od modelu – masz laptopy za 1500zl (slaba jakosc) i te co kosztuja 3000 (lepsze materialy, wykonanie itp), widac roznice golym okiem porownujac modele np Vostro vs Lattitude. Jest tez opcja, ze slabo trafiles (tak tez sie zdarza). Bylbym bardzo daleki od stwierdzania ze cos co jest produkowane w PL jest slabej jakosci (wiem, nie to miales na mysli) – sam pracowalem w fabryce TV Philips i generalnie fabryka produkowala ponad 60% swiatowej produkcji TV tej firmy 😉
          Nie ma sie co oszukiwac – im firmy bardziej tna koszty, tym bardziej to widac w ich produktach 🙂

          • wolny Autor wpisu

            No właśnie w tym problem, że przy lapku za 1.500, czy nawet te 3.000 zł bym dużo wybaczył, przymknął oko. Sęk w tym, że to były mocne, biznesowe laptopy służbowe, kosztujące coś ok. 5-6 tysięcy. I nie tylko mój egzemplarz źle spasowany i nieco „trzeszczący”. W nim przynajmniej nie było problemów technicznych, nic nie pękało i się nie wyłamywało – czego nie można powiedzieć o wielu innych egzemplarzach w firmie.
            Może to również przypadek, może jakieś wadliwe serie… nie wiem i nadal staram się stawiać na to, co polskie. Chociaż ostatnio nieco bardziej ufam polskim płodom rolnym niż elektronice 🙂

      • Kasia Rz Odpowiedz

        Po tej przygodzie z pralką już nic więcej „Whirlpoola” nie kupię. Na razie pralka Boscha lepiej się sprawuje:) Ale w jakim kraju została wyprodukowana, to nawet nie wiem:)

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Moja – tej samej firmy – sprawdza się od ponad 5 lat. Została wyprodukowana w Niemczech. Natomiast w aktualnym mieszkaniu użytkujemy markę o pięknej nazwie „cukierek” (w tłumaczeniu oczywiście) i już raz była naprawiana, a jej głośność i jakość wykonania pozostawia bardzo dużo do życzenia.

          • Kasia Rz

            „Candy” to pierwsza pralka automatyczna moich rodziców, kupiona w 1975 roku. Służyła ponad 20 lat. Potem była następna „Candy” – też starczyła na prawie 20 lat. Następna wspomniana „Whirlpool” – dwa lata. Teraz „Bosch” – zobaczymy na ile starczy.

          • wolny Autor wpisu

            Burzysz całe moje wyobrażenie (stereotypy?) na temat producentów AGD 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Nic się nie dzieje – czasami niestety zdarza się tak, że osiągany jest maksymalny poziom zagnieżdżenia komentarzy. Po co jest ten limit – nie wiem. Wiem natomiast, że oznacza on żywiołową dyskusję i dziękuję Wam za to, że od czasu do czasu do niego dobijacie 🙂

  13. Edyta Odpowiedz

    Nie czytam Twojego bloga regularnie, jednak zaglądam od czasu do czasu, wybierając ciekawsze( dla mnie) wpisy. Rozgorzała niezła dyskusja pod tym wpisem. Sądzę, że to jak oceniany jesteś zależy od poziomu świadomości finansowej czytelnika.
    Można przecież być sknerą i z wody po pierogach robić herbatę, można być oszczędnym bez większych wyrzeczeń lub człowiekiem, który napędza gospodarkę poprzez zakupy na kredyt, kupowanie przedmiotów, których w ogóle nie potrzebuje i często też nie używa(ale są trendy). Warto jednak mieć jakąś poduszkę finansową na nagłe sytuacje, a do tego konieczne jest oszczędzanie, choćby minimalnych kwot.

    • Roman Odpowiedz

      Edyto, robienie herbaty z wody po pierogach to nie oszczędność, a czyste (nomen omen) marnotrawstwo 😉
      Przecież wcześniej można w niej jeszcze ugotowac jajka i parówki, a część odlać do płukania zębów 😀

      (mam nadzieję, że nikt tego nie wziąła na serio)

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Oj nie – zapewniam, że to właśnie woda z parówek nadaje się najlepiej nie tylko do płukania zębów, ale również na herbatę! Do tego te niezliczone choroby, na które najlepsze są okłady z tej mikstury… ehhhh – długo by opowiadać 🙂

        • Roman Odpowiedz

          Hmmm… zważywszy na skład chemiczny parówek, nie dziwi, że wywar z nich może być panaceum na wszelkie dolegliwości 😉

          • Marek

            parówka parówce nie równa 😉 oczywiście jeśli masz na myśli te najtańsze, to i owszem 🙂

          • Roman

            Te najtańsze, zważywszy na zawartość „mięsa” nie większą niz 20% można wręcz nazwać „prawie wegetariańskimi” 😀

            zmieniając temat…
            Mógłbyś zdradzić ile ta twoja „ściana z ruchomymi obrazkami” zużywa energii?
            Ot, taka ciekawość poniekąd zawodowa, poniekąd hobbystyczna…

          • Marek

            Szczerze ci powiem, ze nie wiem – nie licze tego, bo nijak to sie ma do zuzycia pradu przez np zestaw pralka+suszarka 🙂
            sprawdzilem: standby: 0.7W, sd+hd: 83W, 3D: 143W
            nie jestem tez typem goscia, co za kazdym razem biegnie truchtem do listwy wylaczac wszystko zeby tylko pare zlotych w roku oszczedzic 😉

          • wolny Autor wpisu

            A ja powiem, że na co dzień operuję listwą. A raczej raz na kilka dni, kiedy włączamy telewizor na godzinę czy dwie. Zresztą nasz 6-letni LCD chyba pobiera znacznie więcej niż Twoje 0.7W w trybie standby.

          • Marek

            mam znajomego ktory wylacza wszystko co sie da codziennie liczac ile to przynosi korzysci. Nie przekonuje mnie to – jesli bede kiedys musial, to sie bede pozbywal sprzetow 🙂
            zreszta jak mowilem, zuzycie pradu przez TV czy komputer ma sie nijak do regularnego uzywania urzadzen innych, typu kuchenka, zmywarka, pralka, suszarka 😉 to one zuzywaja wraz ze swiatlem zapewne ponad 80% energii 🙂

          • Kasia Rz

            Marku,
            kuchenkę mam gazową, czajnik na gaz, zmywarki nie mam, suszarki takiej przy pralce też nie. Zmywarka i suszarka w pralce, no to sorry, ale straszna rozrzutność.

          • Roman

            A nawet nie o to mi chodziło…
            Owszem, wyłączam to co nie chodzi, ale ten nawyk miałem zawsze i nie widzę w tym nic „nowatorskiego, ani dziwnego”.

            Powiem, że zużycie energii „łba nie urywa”, a wręcz…

            Pytałem, bo rzecz w tym, ze dostałem ostatnio za „friko” 29 calowy „kineskop panoramiczny” Grundiga (kuzyn wymieniał na płaski i chciał wyrzucić więc wziąłem). Zużycie energii 120 W (mierzone przeze mnie).
            Co prawda używany nie bedzie, ale elektroniki się na nim trochę nauczę 🙂

            A swoją drogą to zastanawiam się nad „marketingowym picowaniem” o nowym sprzęcie energooszczędnym…
            Wywalić np 2 tys na sprzęt bardziej energożerny niż sie miało?

          • Marek

            w wiekszosci przypadkow nie oplaca sie kupowac energooszczednych produktow, zanim sie nie zrobi odpowiedniej weryfikacji. na przyklad nie oplaca sie kupowac pralki klasy AAA ktora kosztuje 2x tyle co zwykla, bo oszczednosc w pradzie zwroci sie po 7 latach 😉

            nawiazujac do odpowiedzi KasiRZ – heh to ciekawe, po pierwsze nie kupuje jednego urzadzenia co zrobi wszystko, wiec mam zarowno pralke jak i suszarke. Po drugie ten sprzet kosztowal lacznie zapewne mniej niz twoja pralka Whirlpool, po trzecie nie kazdy mieszka w kraju gdzie klimat pozwala na suszenie prania w domu/na dworze 😉

          • Kasia Rz

            Pralka nie pamiętam dokładnie, ile kosztowała max 1100 PLN.

            To w jakim kraju mieszkasz? Blog jest po polsku i jak sądzę większość wypowiadających się osób mieszka i wypowiada się do realiów panujących w Polsce.

            Jak ktoś mieszka za granicą, to najwyraźniej szybko zapomina dlaczego wyjechał.

          • Marek

            no widzisz, oba sprzety kosztowaly razem 250eur, czyli 1000zl kupione 3 lata temu 😉
            mieszkam w Holandii i uwierz mi na slowo – nie da rady wysuszyc prania w domu/na dworze, ale nie ma to zadnego znaczenia, bo realia sa inne i nie mozna porownywac zarobkow tu i tam, bo koszty zycia tu i tam sa zupelnie nieporownywalne 😉
            A wedlug ciebie dlaczego wyjechalem z rodzina za granice?

          • Marek

            nie, akurat moje zycie w PL bylo dobre, oboje z zona pracowalismy i niczego nam nie brakowalo 😉 po przeprowadzce za granice wyszlo na to ze zarabiam mniej niz mialem, ale w dziedzinie w ktorej pracuje akurat rynek w NL jest bardzo rozwiniety zatem widzialem mega potencjal wzrostu i wykorzystalem ta okazje i nie zaluje tego kroku, aczkolwiek jak pisalem – finansowo stracilem w porownaniu do zarobkow w PL.

          • Kasia Rz

            Czyli wybrałeś lepsze życie – w Twoim przypadku własny rozwój.

          • Marek

            w pewnym sensie tak, aczkolwiek zapewne jakbym sie dobrze rozejrzal w Polsce to cosbym tam pewnie znalazl. Raczek chodzi mi o to ze znaczna czesc ludzi nie emigruje z powodu pensji, a raczej z powodu lepszej atmosfery w pracy, braku wyscigu szczurow, mozliwosci rozwoju. Ale oczywiscie wiekszosc patrzy przez pryzmat 4:1 (waluta) porownujac zarobki w stosunku 1:1 a to juz jest oznaka braku orientacji w realiach 🙂

          • Marek

            realia sa takie, ze srednia pensja wynosi ok 1700-2000 eur netto w „biurze” ale wynajecie mieszkania 2 pokojowego kosztuje min. 900eur w mniejszych miastach do 1200 w wiekszych, obowiazkowe ubezpieczenie zdrowotne (poza tym placonym przez pracodawce) kosztuje min 130eur/osobe + podatki (oprocz oplat g/w/e) wynosza ok 400e rocznie, podatek za auto w dieslu (zwykle kombi) wynosi ok 130eur/m-c, jedzenie wyniesie ok 300-400eur dla jednej osoby. zatem ze sredniej za duzo nie zostaje 😉

          • wolny Autor wpisu

            Zapomniałeś dodać, że jeśli ktoś jest we względnie dobrej sytuacji w Polsce, to raczej oczekuje „trochę” więcej niż średnia. I to mimo lepszych warunków pozapłacowych, które przy odrobinie chęci można znaleźć również w naszym kraju, czego dowodzą ostatnie miesiące w mojej nowej pracy w zachodniej korporacji z siedzibą w Polsce.

          • Kasia Rz

            Moje realia w Warszawie były takie, że umowa śmieciowa – netto 2300, czyli sama z mojej pensji netto musiałam płacić ubezpieczenie zdrowotne (350 PLN), zero płatnego urlopu, zero jakiegokolwiek innego ubezpieczenia, odkładania na emeryturę itp, itd. A stosunki w pracy takie, że umowę dostawałam na miesiąc i to „z dołu”, po przepracowaniu danego miesiąca. Ale to tak jest jak ktoś chce rozwoju i np. chce zrobić uprawnienia budowlane, żeby móc podpisać to, co sam zaprojektował.

            Jak zachorowałam, to za ubezpieczenie zdrowotne musiałam dalej sama płacić, a i tak za większość wizyt lekarskich, badań i leków musiałam zapłacić ( na NFZ nie ma żadnego leczenia). Zero jakiekolwiek zasiłku, a jeść coś trzeba, gdzieś trzeba mieszkać itp, itd.

          • wolny Autor wpisu

            Piszesz „były”. A teraz? Wyprowadziłaś się, zmieniłaś pracę, a może całkiem zmieniłaś sposób życia przez wydarzenia, o których tutaj już pisałaś?

          • Marek

            Wolny, tak oczywiscie, ale na technicznych wyzszych stanowiskach zarabia sie calkiem niezle w PL, czego przykladem jest wielu moich znajomych, co w mniejszych miastach zarabiaja po 4-5k netto przy kosztach zycia makabrycznie nizszych niz w takiej Warszawie. I z takiej kasy mozna zyc i odkladac gdy wynajecie mieszkania kosztuje 20% zarobkow 🙂

            KasiaRZ, a myslisz ze za granica to wszyscy maja srednia (lub wyzej)? tez sa osoby co pracuja na „smieciowych” umowach na 0 godzin. Zreszta jesli mialas taka sytuacje to na prawde nie rozumiem, czemu tam siedzialas, a nie szukalas czegos w mniejszych miastach 🙂 Ludzie na prawde blednie rozumuja, ze lepiej zyc w duzych miastac za troche wiecej kasy 😉 pensja powiedzmy 2500 netto w malym miescie (do ogarniecia bez wiekszych problemow) rowna sie pensji min 5000 netto w warszawie (co juz takie bezproblematyczne nie jest), zatem rozwaz moze przeprowadzke do innego miasta 🙂

          • Kasia Rz

            Jestem Warszawianką z urodzenia, całe życie tutaj mieszkam, mam tu rodzinę i nie zamierzam nigdzie się wyprowadzać:)

          • wolny Autor wpisu

            Też nie wierzę w te całe AAAAAA+++++ (niedługo i takie sprzęty pewnie powstaną :)). Według mnie to pseudo-ekologiczny marketing, którego skutkiem są zdecydowanie nieracjonalne wydatki.

          • Marek

            co do energetycznosci, to zawsze trzeba sprawdzic ile faktycznie uzywasz i jaka jest roznica w cenie zakupu 🙂
            ja mam suszarke klasy C, ktora chyba bierze 3.6kW na cykl, gdy A+ bierze ok 2kW na cykl. Liczac obecne ceny pradu wyszlo mi ze przy tym co my uzywamy zwrot roznicy w cenie wyszedlby po ok 5-7 latach, a w miedzyczasie jest szansa, ze sprzet sie zepsuje i bede musial kupic cos nowego 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Wtrącę swoje 3 grosze – mój 6-letni, 40-calowy LCD pobiera (wg danych producenta) 223W. Natomiast po jego kupnie zmieniłem sporo ustawień (optymalne nastawienia opisane w Internecie przez pasjonatów), które powinny obciąć zużycie prądu przynajmniej o połowę. Nie sprawdzałem tego, nie ma to dla mnie większego znaczenia ze względu na rzadkie stosowanie telepudła. Ale kalibracja telewizora z ustawień standardowych, przeważnie zdecydowanie zbyt jaskrawych, jasnych i przez to – prądożernych.

  14. Maga Odpowiedz

    Marku, odniosę się jeszcze do Twojego komentarza na temat wpływu TV na dzieci.
    Nawet gdyby moje dzieci oglądały w TV wyłącznie mądre programy edukacyjne, uważam, że byłoby to ze szkodą dla naszej relacji. Wracamy do domu zwykle około godziny 16 (a ja nie pracuję najdłużej, mam skrócony etat), trzeba odrobić lekcje, coś zjeść, robi się 17.30. Zostaje 2,5 godziny na inne aktywności, bo około 20 trzeba się zbierać do spania (rano trzeba wstać do szkoły). To mało, bardzo mało. Gdybym miała wtedy posadzić dzieci przed telewizorem nawet na oglądanie discovery, to uważam, że byłby to czas stracony. Stracony dla nas. Może i miałyby większą wiedzę, pytanie tylko czy to naprawdę jest im potrzebne. Bo może bardziej jest im potrzebny czas spędzony z mamą czy tatą na układaniu puzzli, graniu w grę planszową czy w karty albo po prostu na wspólnej zabawie brata i siostry?

    To nie jest tak, że w ogóle nic nie oglądamy i dzieci są jak ci troglodyci. Oglądamy bajki (wczoraj oglądaliśmy Akademię Pana Kleksa ;), normalnie cofnęłam się w czasie), filmy edukacyjne (są na płytach, nie trzeba mieć koniecznie discovery). Poza tym dzieci czerpią wiedzę z książek (syn bardzo lubi wszelkie serie popularnonaukowe dla dzieci, córka jest jeszcze trochę mała), TV nie jest niezbędna do tego, żeby mieć szerokie horyzonty i rozległą wiedzę.

    • Marek Odpowiedz

      Magda, w Twoim przypadku faktycznie byloby ze szkodą, natomiast w naszym przypadku dzieci są z mamą przez prawie 100% czasu, wobec czego z TV „chłoną” język polski + informacje naukowe. Ja rowniez uwazam ze spedzanie wspolne czasu jest wazne, dlatego stalym elementem tygodnia sa rzeczy ktore wymienilas 😉 natomiast najmlodsza corka jest za mala, zeby czytac sama, wiec przynajmniej poznaje roznorodne slownictwo (i nie tylko) z bajek.
      I ja nie napisalem, ze TV jest niezbedna do zdobycia rozleglej wiedzy – ksiazki sa wazne. Natomiast w naszym przypadku polska TV (szczegolnie bajki dla dzieci) sa jednym z waznych komponentow w nauce jezyka polskiego 🙂

      • Maga Odpowiedz

        Akurat słownictwo to się lepiej poznaje z książek, to że sama nie umie czytać, to żaden argument, od czego ma rodziców?
        Czytać powinno się nawet starszym dzieciom, nie tylko tym, które same nie umieją. Same korzyści z tego płyną.
        Bardzo dobry artykuł na ten temat jest w najnowszych Wysokich Obcasach (niestety tylko dla posiadaczy abonamentu piano, ale pewnie za jakiś czas będzie za darmo). Jak nie lubię tej gazety, to ten tekst jest akurat świetny.

        • Marek Odpowiedz

          jeszcze raz powtorze – Ty dajesz swoje dziecko do polskiej szkoly/przedszkola wiec zapominasz o tym, ze tam sie dziecko wszystkiego uczy. Oczywiscie ze z książek też- i czytamy co wieczór 😉 ale godzina czytania to nie wystarcza, a codzienny język nie jest zróżnicowany na tyle, żeby dziecko poznawalo język w stopniu wystarczającym, dlatego uważam że w naszym przypadku polska telewizja dla dzieci (nie cartoon network ;-)) jest bardzo dobrym rozwiązaniem wspomagającym.

          • Maga

            Eee, zaraz tam wszystkiego. Wcale nie ma aż takiego dobrego zdania o polskiej szkole.
            Nie jestem też pewna czy język, jakim posługują się w szkole jest bardziej zróżnicowany od tego, którego używamy na co dzień. Ale faktem jest, że szkoła daje wiele okazji do komunikowania się.

            Nie wiem w jakim wieku masz dzieci i czy uczęszczają do jakichś placówek edukacyjnych tam, gdzie mieszkacie (jeśli, to nie spędzają 100% czasu z mamą, jak pisałeś).
            Jeśli tak, to faktycznie codzienne rozmowy i czytanie w języku polskim to za mało, żeby się tego polskiego języka naprawdę dobrze nauczyć i nie robić błędów, nie stosować kalek z innego języka. Obawiam się tylko, że telewizja sprawy nie załatwi (mam znajomych w Anglii i mają właśnie dokładnie taki problem). Ja bym chyba postawiła na jakiś kurs i codzienną naukę języka polskiego w domu, tak jak to jest w przypadku obcego języka – ćwiczenia, konwersacje itp. Jeśli naprawdę na tym Ci zależy oczywiście.
            TV może być dodatkiem, oczywiście, jednak wydaje mi się, że stosunkowo mało wnoszącym.

          • Marek

            ja nie mówię o sposobie nauczania, ale o tym, ze dziecko w przedszkolu/szkole jest non-stop w kontakcie z rówieśnikami i bezpośrednio uczy się języka ktory potem może wykorzystać – nie dostarczysz tego w domu. moja córka ma 3 lata, syn ma 9 i uczęszczają na zajęcia, ale nie po polsku 🙂
            jak na razie to co robymy przynosi świetne efekty i tylko to się dla mnie liczy 🙂

  15. PaprikaCorps Odpowiedz

    Jest taki dowcip w Rosji, dotyczący dwóch „nowobogackich” gdy spotykają się na ulicy:
    – masz ładny krawat, za ile go kupiłeś?
    – za 500$
    – ty idioto! Tam w butiku za rogiem są po 800$

    Można się jedynie zastanowić, na czyje kompleksy balsamem, są takie dowcipy.

    Niektórzy komentujący odebrali wypowiedź Marka jako przechwałki (jak to drogo wg. nich coś kupuje i wielce tym tu szpanuje), Dziwne, że nie wywołuje w nich refleksji dot. własnych przechwałek „jak to niczego nie potrzebuję i tanio kupuję”. Przecież to tylko dwie różne strony tej samej monety a jest nią nadmierne skupianie i wyniszczanie się w walce o obronę słuszności własnej postawy życiowej. Trochę jak zabawa w piaskownicy dla dorosłych: „bo moje zabawki są lepsze! Nieprawda, moje są lepsze! A ja nie mam zabawek i tak jest najlepiej!”. Różnica pomiędzy „dobrym” a „złym” życiem nie sprowadza się do rodzaju prowadzonych ze światem transakcji handlowych, niezależnie czy są „śmieciowe” czy „vip’owe”. Ech, jakaż to nędzna próba wywierania nacisku (skutecznego, bo Marek zaczął się niemal kajać, że przecież nie ma willi z basenem – a szkoda) na tych, którzy żyją i funkcjonują inaczej. Ktoś chce mieszkać w ziemiance? Voila! Ktoś inny potrzebuje pałacu? Nie ma sprawy! Mało mnie obchodzi co mają, robią, na co wydają i dokąd jeżdżą inni (pod pewnymi warunkami oczywiście). Korzyść z tego dla mnie przecież żadna 🙂 Stanowi jedynie ciekawą rozrywkę intelektualną w odnajdywaniu prymitywnych motywatorów u osób mających się zwykle za wyrafinowane.

    • Marek Odpowiedz

      hehe 🙂 jestem daleki od chwalenia sie czymkolwiek czy tez kajania sie ze nie mam willi z basenem 🙂 nie mam takiej potrzeby, zatem jest ok jak jest teraz. Tak samo jak mnie nie ciagnie do jezdzenia najszybszym modelem samochodu. w moim poscie raczej chcialem pokazac, jak ja osobiscie ulegalem emocjom zeby kupic cos, co po chwili powszednialo i tracilo „to cos” 🙂
      I nie ulegam presji otoczenia, bo uwazam ze kazdy powinien spojrzec na wlasne podworko.

    • Maga Odpowiedz

      Ja tam bym chciała mieć willę z basenem 😉
      Chociaż nie, po głębszym zastanowieniu jednak nie. Ale dom na wsi, z dużą działką, o tak, to bardzo chętnie 🙂
      Nie chodzi mi o to co Marek ma i ile za to płaci, bardziej o sposób w jaki o tym pisze. Ale to może być tylko i wyłącznie moje subiektywne odczucie.

      • Marek Odpowiedz

        a w jaki inny sposob powinienem pisac? nie widzisz nic niepoprawnego w tym ze wolny robi tabelke i podaje ze np czytnik kosztowal go 0 (bo umial sensownie zarządzać kontem bankowym w promocjach). Ja bym 80% tego co posiadam wpisal w kolumne koszt: 0, bo nie wydalem ani zlotowki/centa z wlasnej pensji na to tylko wykorzystujac roznego rodzaje „okazje/promocje”. Zatem jak widzisz roznicy zbytniej nie ma 😉

        co do domu na wsi, to moze kiedys, a ja to raczej nie na wsi ale gdzies w bieszczadach 🙂 natomiast lepiej zaopatrz sie w jakis porzadny samochod 4×4 zeby dojechac po bułki 😉

        • Roman Odpowiedz

          noooo…
          w wielu osobach tkwi z lekka wyidalizowany obraz życia na wsi…
          a potem d..a boli 😉
          Piszę to jako mieszkaniec „prawie” wsi 🙂

          • Maga

            Zgadza się, dlatego zrezygnowaliśmy ostatnio z planu, jakim było budowanie domu na wsi. Uznaliśmy, że dojazdy do pracy oraz szkoły by nas wykończyły.
            Nie rezygnujemy z tego planu całkowicie, ale na razie odkładamy jego realizację na bliżej nieokreślona przyszłość.

          • wolny Autor wpisu

            U nas to również plany na bliżej nieokreśloną przyszłość, do tego pisane patykiem po wodzie 🙂 Ale wiem, że Roman ma sporo racji – dom na wsi to takie marzenie, którego realizacja odbiera część uroku i sprawia, że rzeczywistość wygląda nieco inaczej niż nam się wcześniej wydawało.

          • Maga

            Patrząc po znajomych, którzy się budują, już sama budowa może odebrać sporo tego uroku 😉
            Dlatego my zaczekamy z tym jeszcze trochę, na razie mamy ważniejsze rzeczy na głowie i nieco inne priorytety.

          • Kasia Rz

            Tylko jak buduje się samemu tzn. samemu wszystko się organizuje od architekta, po wszystkie pozwolenia i ekipę wykonawczą, to spokojnie dom wychodzi co najmniej połowę tańszy niż kupiony od developera.

        • Maga Odpowiedz

          Bułki to ja sama piekę 🙂
          A Bieszczady to tez wieś (tylko lepsza, bo dziksza), tam aglomeracji nie uświadczysz 😉

          Co do sposobu pisania – Twój pierwszy komentarz spowodował taki mój odbiór, późniejsze już coraz mniej. Nie potrafię wyjaśnić co w nim takiego było, ale było coś, co spowodowało, że pomyślałam, że się chwalisz. Cóż, odczucia mają to do siebie, że trudno je czasem wyjaśnić.

    • Kasia Rz Odpowiedz

      PaprikaCorps,
      to może lepiej nie czytać naszych prymitywnych wypowiedzi, tylko zająć się czymś bardziej wyrafinowanym? A tracić czas na komentowanie naszych prymitywnych wypowiedzi?

      • PaprikaCorps Odpowiedz

        @Kasia Rz
        wybacz, ale „gdzie z tymi buciorami”? Nie zlecałem Ci konsultacji dot. zarządzania czasem.

  16. tomaszzz Odpowiedz

    Hej 🙂

    To i ja dodam coś od siebie.
    Jeszcze przed uświadomieniem, z pół roku temu kupiłem smartfona za 800zł i strasznie się z tym gryzę, bo spokojnie mogłem kupić za 400-500 maks.
    Ale z drugiej strony może długo posłuży, kupiłem folię na ekran, i taka czarna gumowa wkładke. Planuje go używać, aż się zupełnie popsuje.
    Ma też przyzwoity aparat więc to tez in plus.
    Przynajmniej nie mam abonamentu i tak lepsze to niż oferta za 1zł.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja się uczę odzwyczajania od zbyt intensywnego myślenia o trafności zakupu po jego dokonaniu. Ani myślę analizować miesiącami opłacalność zakupu, zmiany ceny tego towaru i porównywanie z innymi. Dzięki temu jestem zdecydowanie spokojniejszy i Tobie też to polecam!

  17. Jasio Odpowiedz

    Jak widać po wpisie i komentarzach snobizm ma różną postać: jedni chwalą się, że mają najnowszy sprzęt, inni że mają nieco starszy. Tak naprawdę obie grupy się specjalnie od siebie nie różnią – każda uważa się za lepszą od drugiej i reprezentuje odpowiednie poczucie wyższości.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Marku – pozwól, że jako gospodarz przedstawię Ci Jasia. Oto naczelny hejter tego bloga, który od czasu do czasu się uaktywnia i dorzuci swoje trzy grosze – czasami bardziej, czasami mniej merytorycznie. A ja za każdym razem się z tego cieszę, bo przynajmniej jeden hejter to najlepszy dowód na „prawdziwość” tego bloga 🙂

        • Adam Odpowiedz

          A z kolei Pan Jasio zdaje się być ponad tym wszystkim i niejako chwalić się tym, że się niczym nie chwali.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Znowu odebrałeś wpis na swój sposób 🙂 Jeśli chwaleniem się nazywasz powyższy wpis, to nie zrozumiałeś jego przekazu. Ja naprawdę nie mam się czym chwalić, a przed publikacją jakichś danych finansowych zastanawiam się, czy nie zostanę posądzony o sknerstwo, względnie rozrzutność wziąwszy pod uwagę minimalizm, o którym piszę. Uważam jednak, że czynię postępy, a ich pokazanie i przybliżenie mojej drogi wielu osobom się przyda i pokaże alternatywę, którą mogą – aczkolwiek nie muszą przyjąć.

      • Jasio Odpowiedz

        Ale Ty nie jesteś minimalistą, tylko osobą oszczędną. 2 laptopy, 2 smartfony, tv, konsola – można to zwać różnie ale nie minimalizmem. To co podkreślasz we wpisie to cena, a nie ilość posiadanych rzeczy.

        Co do snobizmu – no przecież aż on bije szczególnie z komentarzy: ja kupiłem za 1,5k, za to ja za 1k, a ja mam stary kineskop i nienawidzę tv [swoją drogą to chyba już jakiś schorzenie]. Taka licytacja jest praktycznie pod każdym Twoim artykułem.
        Chwalenie się tanimi rzeczami wcale nie odbiega w założeniach od chwalenia się drogimi rzeczami. Obie strony chwalą się tym samym: przedmiotami, które posiadają.

        Oczywiście możesz sobie nazywać mnie hejterem – mnie to ani ziębi ani grzeje.

        • Adam Odpowiedz

          Wydaje mi się, że 80% Komentujących oraz sam Wolny są za optymalizacją i nigdy specjalnie nie podkreślają swego minimalizmu. Za minimalistkę uznałbym Kasię Rz. i może jeszcze 1-2 osoby.
          Chwalimy się? Tak, trochę się chwalimy i trochę adorujemy. Czy musimy być ciągle tylko tak Polscy i się „gryźć”?… (Zresztą jak jest zbyt miło, to ja zaraz rzucę kamyczek do ogórka, nie zamieram jednak posuwać się do kamieniowania boga [pardon: bloga], bo jest on naprawdę dobry!) 🙂

          • Kasia Rz

            Dziękuje bardzo:) Miło zostać docenioną:) Pozdrawiam:)

          • wolny Autor wpisu

            Tak się zastanawiam… Kasia otwarcie pisze o swojej nie najlepszej sytuacji finansowej, tymczasem ja jawnie piszę (Jasio powie, że się chwalę), że nasza sytuacja finansowa jest bardzo dobra. I teraz: skoro Kasia, którą również określiłbym jako minimalistkę, żyje na poziomie, na który może sobie pozwolić, a ja – o kilka poziomów poniżej możliwości, a mimo to posiadam całkiem sporo gadżetów, to… jak to nazwać? Relatywny minimalizm?

          • wolny Autor wpisu

            No dobrze – może za bardzo drążę, może niepotrzebnie chcę wszystko nazywać. Po angielsku to się bardzo ładnie nazywa „live below your means” – w wolnym tłumaczeniu na nasze „żyj poniżej swoich możliwości”.

          • Adam

            Mi się wydaje, ze taki rasowy minimalista, taki w stylu Thoreau, to gdyby miał możliwość pracowania na pół etatu i utrzymania się z tego – skorzystałby z tej możliwości, a nawet więcej: gdyby tylko mógł pracować 1 dzień w tygodniu i żyć z tego – też by skorzystał. Zresztą sam Thoreau postulował odwrócenie dotychczasowego porządku rzeczy: pracować zarobkowo 1 dzień w tygodniu, a 6 odpoczywać (odpoczynek oznaczał u niego głównie lektury i obserwację przyrody).

          • D.

            Thoreau wypowiadał się na temat kilku konkretnych zawodów, które były mu znane. Nie opuszczał swojej rodzinnej miejscowości i na podstawie swoich obserwacji krytykował to co dzisiaj nazywamy wyścigiem szczurów. Gdyby znalazł satysfakcjonującą, dającą radość i dodajmy do tego, szlachetną(chyba ulubione słowo Thoreau)pracę, może sądziłby inaczej. Napisał kilka książek, choć nie uczynił z tego zajęcia źródła dochodu.Może nie miałby nic przeciwko zawodowi pisarza? Minimalizm to nie rezygnowanie ze wszystkiego, ale z tego co zbędne. I nie rezygnowanie dla samego rezygnowania, ale po to by móc skupić się na tym co szlachetne i wartościowe. Więc praca dzień w tygodniu – czemu nie, o ile ta praca nie ma nic wspólnego z naszą pasją. Jeszcze inaczej ma się sytuacja gdy ktoś ciężko pracuje, a pracy nienawidzi, wszystko po to by osiągnąć wolność finansową. I móc pracować dzień w tygodniu, albo wcale. Uwielbiam Thoreau, ale przekładanie jego słów na dzisiejsze realia nie zawsze się sprawdza, poza tym „Życie w lesie” trwało w jego przypadku ponad 2lata, nie całe życie 😉

          • Kasia Rz

            Dla mnie ważniejsza jest rodzina i czyste sumienie od kwestii finansowych. Może dlatego, że jestem kobietą i nie kipi we mnie testosteron? 🙂 Na pewno dla pieniędzy nie zrobiłabym niczego, co byłoby niezgodne z moim systemem wartości: myślę, ze nie wytrzymałabym psychicznie, co pewnie skończyłoby się jakimś nałogiem: typu alkohol albo jeszcze gorzej.

          • wolny Autor wpisu

            Absolutnie nie robię „wszystkiego” pieniędzy, a codziennie wracam z pracy o 16ej, stawiając rodzinę zdecydowanie nad aktywnością zawodową. Czyste sumienie też nie jest dla mnie obcym pojęciem 🙂

          • Daniel

            Polacy gryzą się aby sobie wzajemnie pomóc, nie ma co małpować zagranicznych barbarzyńców i chwalić jak to oni się ze sobą zgadzają mając gdzieś drugiego człowieka.

            Poza tym, nie podoba mi się określenie „hejter” (to taka osobna myśl).

            A jeszcze inną kwestią jest to że lubię czytać ten blog, przypomina mi że dążę do wolności poprzez brak potrzeby posiadania niektórych przedmiotów.
            To jest kilka rzeczy które chciałem koniecznie tu zostawić, czytając komentarze. Dziękuję za uwagę.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Większość z tych sprzętów kupiliśmy jeszcze przed odkryciem tego, że mniej znaczy więcej. Rzeczywiście ciężko obiektywnie stwierdzić, że jestem zagorzałym minimalistą, skoro mam tyle sprzętów (tylko dla porządku tylko zaznaczę, że jeden laptop sprzedany :)). Ja ciągle szukam, idę w obranym kierunku, ale przede mną jeszcze szmat drogi do pokonania. Uczę się potrzebować coraz mniej, chociaż ten świat na każdym kroku wmawia mi inaczej.

    • Agaru Odpowiedz

      Jakoś nie wyczuwam w wypowiedziach poczucia wyższości jednej czy drugiej grupy. Sama nie czuję, że wywyższam się chwaląc 10 letnim telewizorem i że jestem „lepsza” od tych co mają płaski. A niech mają! Cieszę się, że mają! Mi on do szczęścia po prostu nie jest potrzebny.
      Mnie podoba się właśnie tutaj to, że każdy „dzieli” się tym, na jakim etapie znajduje się w tej chwili w życiu. W tym wpisie było o tym, co wolny posiada, więc większość „chwali się” tutaj tym co ma lub nie ma. To znaczy, że czyta ze zrozumieniem 🙂

  18. Maga Odpowiedz

    Dla mnie też najważniejsza jest rodzina. Dlatego nie pracuję na pełny etat. I dlatego też inwestuję w sprzęt, który ułatwi mi życie i oszczędzi czas. Bo właśnie czas, to jest to, co chciałabym mieć dla rodziny w większej ilości.
    I część moich wyborów można by nazwać minimalistycznymi, a inną część nie, np: jeżdżę do pracy samochodem (rowerem mimo wszystko bym tak szybko nie dojechała, nie mówiąc już o odebraniu z placówek i dostarczeniu do domu dzieci), kupiłam bardzo drogiego robota kuchennego – dużo piekę, myślę, że znacznie więcej niż przeciętna kobieta, a z drugiej strony nie chcę godzinami stać w kuchni, mam porządny ekspres do kawy (to już raczej moja zachcianka, ale ja kawę uwielbiam).
    Nie mam zmywarki, ale jak się przeprowadzimy do większego lokum, to ta na pewno będzie – to jest jednak oszczędność czasu.
    A z minimalistycznych: nie mam TV (to już nawet nie chodzi o żadną ideologię, po prostu nie czuję potrzeby), mam bardzo mało ubrań i kosmetyków, bardzo rzadko chodzę na zakupy, a ostatnio nawet odkryłam, że potwornie mnie to męczy, nie pijam kawy po starbucksach i innych tego typu przybytkach (przede wszystkim dlatego, że kawa w tych jednorazowych kubkach jest strasznie nieekologiczna), gotuję i jem zazwyczaj w domu. Pewnie coś jeszcze by się znalazło.

          • Maga

            Jestem bardzo zadowolona. Nic już nie robię ręcznie, zagniata również kruche ciasto.
            Czy był wart swojej ceny – nie wiem, jak pisałam, są tańsze odpowiedniki. Jeśli masz tyle kasy – to tak, warto kupić (bo poza tym, że praktyczny, to jest również piękny), jeśli nie masz – myślę, że warto zainwestować właśnie w jakiś tańszy mikser planetarny (np. Kenwood).
            Kupiłam go, kiedy uznałam, że mieszanie ciasta jedną ręką, a podcieranie dziecku tyłka drugą to dla mnie za dużo 😉
            Doceniam go bardzo na co dzień, ale szczególnie w okresach świątecznych, kiedy upieczenie kilku ciast nie równa się stanie w kuchni do późnych godzin nocnych.

          • Maga

            Jeszcze dopiszę: jego zaletą, jak również wadą, jest to, że jest bardzo ciężki. Jeśli trzeba go gdzieś przenieść, to jest to wada, natomiast w trakcie pracy, jest to niewątpliwie zaleta – nie jeździ po całym blacie, nawet przy wyrabianiu dużej ilości ciasta. Najlepiej postawić go gdzieś i nie ruszać więcej. Jest mocarny – radzi sobie z cistami bardzo gęstymi, drożdżowymi, z dużą ilością ciasta również.
            I wszystko robi bardzo szybko, znacznie szybciej niż takie zwykłe miksery ręczne.

  19. młody125 Odpowiedz

    Mamy bardzo podobny tok rozumowania. Bardzo lubię Twoje wpisy Wolny, gdyż dzięki nim łatwiej wytłumaczyć znajomych niektóre tematy oszczędzania.
    Jeśli chodzi o posiadane dobra to mam komputer warty 500 zł (kupiony w 2008 za 1600 zł), laptopa wartego 200 zł (kupiony w 2009 za 450 zł), telefon warty 100 zł (kupiony w 2011 za 250 zł), aparat warty 250 zł (kupiony w 2013 za 300 zł). Nie posiadam telewizora, samochodu, bo ich nie potrzebuję. Ostatnio nauczyłem się nie wyrzucać jedzenia.
    Jedyna rzecz która pochłania dużo pieniędzy to podróże, ale dają mi one dużo radości więc nie zamierzam ich ograniczać.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      No i super – nic wbrew sobie, zresztą przecież większość z nas ma cel w oszczędzaniu, a jeśli dla Ciebie jest nim (lub jednym z nich) podróżowanie, to nie widzę w tym absolutnie nic złego.

  20. Nie Te Chiny Odpowiedz

    iPhone znaleziony na przystanku w Pekinie.
    iPod wygrany w konkursie na studiach.
    iPad jako nagroda kwartalna w pracy.

    Najchętniej pozbyłbym się ich wszystkich, ale mi troche szkoda wyrzucać bo się ładnie błyszczą.:)

      • Adam Odpowiedz

        Choleeercia, a ja naiwny myślałem, że tylko iPhone i smartfon istnieją jako swoiste megatelefony-minikomputerki, a tu czytam, że jeszcze jakiś iPod i i Pad jest.
        O, błogosławiona niewiedzy ma!
        I krzyknę jak Syfon w „Ferdydurke”: „nie uświadamiajcie mnie!”

  21. ewa Odpowiedz

    Celne spostrzeżenia. Ja też lubię kupować coś „po latach:, zresztą mam subiektywne odczucie (podejrzewam, że przez wielu innych ludzi podzielane), że obecnie często produkuje się dobra materialne „krótkiego użytku”. Mam tu na myśli np. sprzęt elektroniczny, AGD, ubrania. Jakość wykończenia wielu z nich jest słaba, szybko się psują – producent liczy na to, ze klient nie będzie np. naprawiał żelazka czy łapał oczka w prującym się na szwach swetrze (po jednym praniu…) tylko kupi nowe. Telefon też – po naprawiać, tyle jest promocji, itd. Naprawdę trzeba wysiłku by wyzwolić się z narzuconych nam schematów postępowania i na przekór „systemowi” np. polubić pobliskiego (o ile jeszcze istniejącego) szewca-kaletnika i naprawić but czy oberwaną torebkę zamiast biec co rusz „po nowe”.
    Pozdrawiam!

    • Maga Odpowiedz

      Co do dóbr krótkiego użytku – jest to zamierzone działanie:
      http://www.youtube.com/watch?v=waXLd93bYvk

      A dobrego szewca ciężko dziś znaleźć, takie profesje, niestety, dziś wymierają, bo większość ludzi jednak wcale nie chce rzeczy naprawiać, wolą owczym pędem kupować nowe.
      I myślę, że to podejście się obecnie przenosi również na relacje międzyludzkie, niestety.

      • Piotr Odpowiedz

        Niestety, przedmioty dziś starczają na krócej niż 20 lat temu..
        Ale odnośnie szewca – buty kupowane za 100zł wytrzymywały sezon. Buty kupione za 350zł skórzane – po ~4.5 roku w końcu zmienie chyba bo podeszwa pękła. 😉
        Jedna z rzeczy na których nauczyłem się nie oszczędzać. 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Trafna uwaga z tym szewcem – ze świecą szukać w pokoleniu wyżu demograficznego osób wiedzących, gdzie znajduje się taki zakład. A szkoda, bo zwykle takie wnętrza są bardzo ciekawe – tam świat naprawdę się zatrzymał!

  22. Ixo Odpowiedz

    Bliskie mi jest Twoje podejście do sprawy.

    Z tym, że jestem chyba jeszcze bardziej hardcore’owy, bo NIE POSIADAM:

    – tableta – jest dla mnie niewygodny, zdecydowanie wolę netbooki

    – smartfona – jak dla mnie nie ma żadnych zalet, a wadą w stosunku do dumbphone’ów jest bateria trzymająca 2 dni; ja spędzam przed komputerem kilkanaście godzin dziennie – gdybym jeszcze miał poza domem używać smartfona, to bym chyba zwariował

    – telewizora (a tym bardziej płaskiego!) – nie zgadzam się z poglądem, że oglądanie TV to zawsze marnowanie czasu, ale ja po prostu mam ciekawsze zajęcia w życiu

    – cyfrowego aparatu fotograficznego – nie jest mi potrzebny, robię średnio 5 zdjęć w roku i wykorzystuję żonę

    – samochodu – mina ludzi, gdy im mówię, że mam firmę i nie mam samochodu (ani nawet prawa jazdy) – bezcenna!

    Nie wyobrażam sobie życia jedynie bez laptopa. Niejako przymusowo muszę też mieć komórkę. Cała reszta mogłaby dla mnie nie istnieć.

    I nie piszę tu tego po to, aby się chwalić jaki to ja jestem niezależny. Po prostu chcę unaocznić niektórym, że naprawdę nie wszyscy łapią się na marketingowe sztuczki i mają bardzo dobrze uzasadnione preferencje.

  23. Kosmatek Odpowiedz

    W ten weekend pojechałem po bandzie. Nie tylko własny chleb (wolny, jeszcze raz dzięki za inspirację).
    Tym razem, własne masło.
    Ubiło się samo w typowym, zelmerowskim robocie w trakcie rozpakowywania zakupów cotygodniowych.
    Smak bez porównania lepszy i jeszcze mnóstwo pysznej, świeżej maślanki :). Cena – w sumie podobnie jak sklepowa, może nawet odrobinę drożej, ale to nieważne.

    Miłego tygodnia i nowego miesiąca wszystkim :)!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Super! Bardzo się cieszę, że zainspirowałem Cię do czegoś takiego i życzę wytrwałości w dalszych eksperymentach.

  24. Grzesiek Odpowiedz

    Wiesz Wolny.. wszyscy chcą być fajni, modni, podobać się innym… i wyglądać na takich superindywidualistów 🙂 śmieje się z ostatniej mody na tzw „hipstera” 🙂

    Niby tacy indywidualiści a wszyscy na ulicach wyglądają prawie tak samo 🙂 A taki styl zobowiązuje

    1) Okulary z grubą oprawą oczywiście Ray Ban za pare stówek
    2) Iphone w kieszeni musi być.. bo Android jest dla wieśniaków 😀
    3) Ciuchy wyglądające jak wyjęte z kontenera PCK z tą różnicą że kosztowały po pare stów za sztukę

    Chyba długo można wymieniać..

    Problemem jest oglądanie telewizji, siedzenie na fejsie itd… Nikt już prawie nie jest sobą… ciągła chęć bycia lepszym od innych albo przynajmniej dorównania innym,ktorzy to chcą być lepsi od nas i tak to się zapętla..

    Czytam właśnie książkę „Sekrety amerykańskich milionerów” i idzie mi bardzo szybko. bardzo polecam i Tobie Wolny i czytelnikom Twojego bloga bo jest to książka która na suchych danych zebranych przez dwóch naukowców pokazuje że ludzie myślący podobnie jak Ty, Ja i i inni czytelnicy tego bloga dochodzą z czasem do bardzo dużych pieniędzy.

    Nie dlatego że są super zdolni i itp tylko dlatego że żyją poniżej swoich możliwosci finansowych inwestując regularnie nadwyżki.

    A ludzie którzy żyją jak większość społeczeństwa najczęściej nie dorabia sie niczego a w wielu przypadkach kończy jako nędzarze na starość.

    Świetna książka bo poparta badaniami prowadzonymi przez około 15 lat na ogromnej próbce badanych..

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To ci sami autorzy, którzy wydali „The millionaire next door” – a może to ta sama pozycja, tylko polskie tłumaczenie jest dość dowolne? Jeśli tak, to czytałem to kilkukrotnie w oryginale i przyznam, że ta książka miała olbrzymi wpływ na „rodzenie się” moich planów i uwierzenie, że mogę odważnie planować kolejne cele finansowe.

      • Grzesiek Odpowiedz

        Dokładnie o tej samej książce mówimy. Daje sporo do myślenia. Mi uzmysławia że każdy, absolutnie każdy jeśli wypracuje dobre nawyki może dojść do dużych pieniędzy. Może nie w efektowny sposób jak to w telewizji lubią pokazywać ale krok po kroku realizując obraną strategię.

        Najbardziej chyba zaskakuje, że statystycznie większe szanse na dorobienie się miliona mają ludzie przeciętnie zarabiający ale gospodarni niż Ci najlepiej zarabiający.

        Ja obecnie jestem dość blisko tego aby żyć za 50 góra 60% swoich zarobków (pracuje nad obniżeniem kosztów jak i nad zwiększaniem dochodów jednocześnie) i sądzę że trzymając się obecnych nawyków opcjonalność absolutna (używam sformułowania którego użyłeś w jednym z wpisów bo wydaje mi się najbardziej adekwatne) jest w moim zasięgu w przeciągu najbliższych 8-10 lat.i chyba w zasięgu wielu osób a ta książka o której piszemy pokazuje to na suchych faktach.

        • Marek Odpowiedz

          tak swietna ksiazka – rowniez ja przeczytalem rok temu. troche bolal fakt, ze byla z 1995r wiec realia zupelnie inne, ale i tak sedno sprawy bylo pokazane doskonale „big hat, no cattle” 🙂

    • Kasia Rz Odpowiedz

      Książkę można przeczytać i zasady wcielić w życie. Wzięłabym tylko jedną poprawkę: USA od niemal trzech stron otoczone są oceanami, od północy za sąsiadów mają niegroźnych Kanadyjczyków. W takiej sytuacji można sobie oszczędzać i dorabiać się z pokolenia na pokolenia.

      Jakie położenie geograficzne ma Polska i jakich sąsiadów, jaką historię, to mam nadzieję każdy czytający te słowa ma świadomość. W Europie dawno wojny już nie było, więc nie wiadomo, czy i kiedy znów wszyscy nie skończymy jako nędzarze.

  25. zofia Odpowiedz

    Bardzo ciekawy artykuł
    od kilku lat razem z mężem staramy się racjonalnie wydawać…
    oszczędzać…
    średnio odkładamy co miesiąc około 50% tego co zarabiamy, a nie jest tego dużo…
    skoro dodaje ten komentarz świadczy to o tym ze nie żyjemy w epoce kamienia łupanego…
    2 komputery, 2 laptopy, 42′ 3D na ścianie… ogólnie podstawowy standard…
    ale ten standard nie jest new…
    owe 42′ to koszt 800 – poprzedni właściciel miał 1,5 roku – sprzedawał bo cień komornika padł na jego majątek koszt poprzedniego właściciela 5600 zł (dołączył fakturę)
    zmywarka 5 lat kupiona używana (miała 4 lata) ale solidnej niemieckiej marki
    koszt 550 zł razem z wysyłką…
    a najlepszą inwestycją było kupienie kominka jako alternatywnego ogrzewania… kominek miał 3m-ce nowiuteńki poprzedni właściciel sprzedawał bo kominek miał za dużą moc grzewczą -cena kominka w sklepie 8 tys +/- 500 zł – koszt który ponieśliśmy :-1200 zł
    tak więc na drugim życiu różnych sprzętów można dużo zyskać…
    przyznam że te sprzęty nie były kupione z marszu…
    długo rozważaliśmy czy potrzebujemy takiego tv czy kominek się sprawdzi
    czy zmywarka jest naprawdę potrzebna…
    gdyby nie te okazje cenowe zapewne nie były by potrzebne…

    • Piotr Odpowiedz

      Świetne okazje, brawo 🙂
      Ja się uczę częściej zerknać na portale ogłoszeniowe, koleżanka nauczyła mnie – ostatnio chociażby znalazła prawie nowe łóżko za 1/3 ceny które ktoś kupił i po tygodniu stwierdził, że za duże do sypialni.
      Jestem w trakcie remontu mieszkania – czasem podsyła mi jak jej się rzuci w oczy ogłoszenie że ktoś sprzeda „resztkę” paneli w ilości wystarczającej na moje mieszkanie, albo inne materiały. Rzeczywiście można trafić niezłe oferty:)

  26. Rafał Odpowiedz

    Świetny post, uważam bardzo podobnie. W pewnym momencie swojego życia zmieniłem swoje poglądy i teraz skupiam się na rzeczach prostych, ponadczasowych lub takich, które rzeczywiście są mi niezbędne, np. jako aktywo dzięki któremu będę miał zyski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *