Wolnym Byc

Czy żyjesz życiem innych?

Pierwsze miesiące roku to u nas zwyczajowo okres kolejnych urodzinowych uroczystości i związanych z nimi, częstych spotkań rodzinnych. Ostatnie obserwacje poczynione podczas takich właśnie okazji skłoniły mnie do kolejnych przemyśleń w temacie czasopożeracza, potocznie zwanego telewizją.

Otóż toczące się rozmowy, potwierdzone zmieniającymi się w zawrotnym tempie obrazkami na telepudle kazały mi się zastanowić, czy aby większość z nas nie żyje życiem innych. Skąd taka teza? Już tłumaczę::

sport. Okres mamy co prawda wyjątkowy (Zimowe Igrzyska Olimpijskie 2014), ale i bez tego sport jest jednym z dyżurnych tematów rozmów podczas większości spotkań. To, co mnie dziwi to fakt, że rozmowy toczą się o sporcie na światowym poziomie, uprawianym przez osoby, z którymi łączy nas co najwyżej ta sama narodowość (a i to nie zawsze). Nikt się natomiast nie chwali, że dzień wcześniej przebiegł półmaraton, zrobił kilkadziesiąt kilometrów na rowerze, czy chociażby 10 pompek. Czy ktoś mi potrafi racjonalnie wyjaśnić dlaczego tak jest? Czemu interesują nas bardziej cudze rekordy, niż osobiste, drobne osiągnięcia? Kompletnie nie rozumiem jednej rzeczy: skoro sport jest taki wspaniały, wyjątkowy i mający zbawienne działanie, to czemu akceptujemy, żeby tak działał jedynie na kogoś innego? Czemu kibicowanie innym (jednocześnie trzymając piwo i leżąc na kanapie) to jedyne, na co się zdobywamy? Czemu tak bardzo lubimy żyć życiem sportowców i z jakiego powodu wiemy więcej o nich, niż o członku rodziny, który zaczął ostatnio biegać po pracy? Wreszcie – czemu nie podniesiemy własnych czterech liter i nie przełamiemy się, skoro sami nie wahalibyśmy się ani chwili przed przytaknięciem stwierdzeniu „sport to zdrowie”?

– telenowele, seriale-tasiemce, reality show czy inne „seriale obyczajowe”, jak ładnie próbuje się nazwać wyreżyserowane od a do z podglądanie życia innych. Sam kiedyś nie widziałem nic zdrożnego w zabiciu czasu jednym czy drugim serialem, lecz teraz nawet do głowy by mi nie przyszła próba śledzenia którejś z tych telewizyjnych pomyłek. Może znowu czegoś nie rozumiem, ale jak można tracić życie na obserwację wybranych detali z życia fikcyjnych bohaterów, dzielić z nimi smutki, współodczuwać ich radości… jeśli masz za dużo czasu, wyjdź na zewnątrz – tam jest ponad 7 miliardów ludzi z krwi i kości – na pewno któryś z nich chętnie się z Tobą zaprzyjaźni i uchyli rąbka tajemnicy na temat własnego świata, w którym żyje. A może pójdziesz krok dalej i pogodzisz swoją ciekawość z czynieniem dobra i zaangażujesz się w wolontariat? Generalnie jednak moja rada brzmi: nie próbuj podglądać innych, bo to zazwyczaj doprowadza do frustracji i zazdrości. Zmień nieco sposób postrzegania siebie i świata naokoło. Nieco mniej rozglądania się na boki, a więcej spojrzeń wgłąb siebie nie może Ci zaszkodzić! Weź życie w swoje ręce i sam wykonaj pierwszy krok w kierunku tego, żeby ktoś kiedyś chciał nakręcić o Tobie film sensacyjny 🙂

gry komputerowe. Powtórzę to, o czym już pisałem szerzej: kiedyś byłem zapalonym graczem, który teraz odpala konsolę raz na miesiąc, i to bardziej w celu przewietrzenia zakurzonych układów scalonych. Wyjaśnię dla tych niezorientowanych: istnieje cała masa gier komputerowych, w których wcielasz się w bohatera, który na początku jest zwykłym „cieniasem”, ale dzięki Twojej pomocy (czyt.: dziesiątkom godzin ślęczenia przed ekranem) urasta do rangi superbohatera i wybawiciela niewiast i dzieci… co tu dużo mówić – swego czasu uwielbiałem takie produkcje. Czułem się panem losu tej wirtualnej postaci, mogłem zarządzać jej rozwojem, nadawałem kierunek jej działaniom i stopniowo rozwijałem poszczególne jej cechy. Aż zrozumiałem, że… sam jestem panem swego losu i zdecydowanie korzystniej spożytkować ten czas na dokładnie te same czynności, ale zmierzające do zrobienia kolejnego kroku przeze mnie samego. Wyjdźmy z tego wspaniałego, kolorowego, zaskakującego, ale jednak sztucznego świata i chodźmy w obranym przez siebie kierunku!

– plotki. Co prawda od dawna nie byłem na żadnym z plotkarskich serwisów, ale nie mam złudzeń co do tego, żeby cokolwiek się w nich zmieniło. Blichtr, skandale, zdrady, bankructwa, nieszczęście znanych i bogatych – to właśnie sprzedaje się najlepiej i to wypełnia sporą część zawartości serwisu. To strzępki informacji (chyba nie muszę przypominać, że w większości wyssane z palca) dotyczące obcych nam osób, które chłoniemy, którymi karmimy naszą psychikę i o których chętnie rozmawiamy ze znajomymi. A później robimy to, co najgorszego możemy zrobić: porównujemy się z celebrytami (o ile informacja jest pozytywna), względnie równamy do nich w dół (jeśli któremuś z nich powinęła się noga).

Sam nie wiem, czy bardziej sensacyjny jest sam news, czy ilość komentarzy (392!), którą wywołał…

Zastanówmy się, skąd to wszystko się bierze i do czego prowadzi? Mógłbym zwalić winę na producentów tego, co nadawane w telepudle… w końcu podają oni widzom papkę na tyle łatwostrawną, żeby każdy był w stanie ją połknąć bez zbędnego wysiłku. To jednak spłycanie problemu, bo widz w gruncie rzeczy dostaje to, co chce – a że chce mało, i przy tym nie ma nic przeciwko, żeby go zrobili na szaro, to już zupełnie inna sprawa. Uważam, że sami chcemy żyć życiem innych. To:

wygodne, bo mimo, że siedzisz na kanapie, naokoło dzieje się cała masa ekscytujących rzeczy, które nieco wzbogacają Twoje życie…

proste, bo nie wymaga to od Ciebie żadnego wysiłku – no, może oprócz otwarcia paczki chipsów i pozbycia się kapsla z butelki chmielowego napoju.

bezpieczne, bo sam nie ryzykujesz, nie podejmujesz trudnych decyzji, w zasadzie… w ogóle nie musisz ich podejmować, a co więcej – jesteś do nich zniechęcany! Skoro serialowi aktorzy co chwilę wpadają w tarapaty, skoro ciągle coś złego się naokoło nich dzieje; skoro sportowcy, którzy poświęcili całe swoje życie jednej dyscyplinie nie wygrywają, to może bezpieczniej siedzieć w domu i nie wytykać nosa za drzwi? Niech inni ryzykują i ponoszą konsekwencje tego ryzyka!

Życie w taki sposób to wręcz idealne dostosowanie się do oczekiwań innych! O ile łatwiej jest żyć według standardowego scenariusza, kopiowanego setki milionów razy? Bo skoro wszyscy tak robią, to chyba nie mogą się mylić, prawda? A może jednak? W pełni zgodzę się ze słowami Steva Jobsa, który powiedział: „twój czas jest ograniczony, więc nie trać go na życie życiem innych”. Jeśli więc tylko czujesz przemożną chęć zmiany swojego życia, lecz boisz się wyjść poza ramy wytyczone przez społeczeństwo i obawiasz się odbioru Twoich decyzji przez środowisko, w którym się obracasz, przypomnij sobie powyższy cytat. Miej świadomość, że drugiej szansy nie będzie i to, jak przeżyjesz swoje życie zależy tylko i wyłącznie od Ciebie! Co absolutnie nie znaczy, że sugeruję zgubne niekiedy podejście „żyj na maxa”, które swego czasu sam skomentowałem.
Wtedy też padł cytat, który dzisiaj chciałbym przypomnieć:

Żyje się tylko raz,
Ale jeżeli żyje się dobrze,
Ten raz wystarczy.

Czy zatem ja sam żyję w sposób, który w pełni mi odpowiada? Czy wybory, których w życiu dokonałem były właściwe, a przede wszystkim: czy były rzeczywiście moje? No cóż – chyba każdy z nas czuje jakąś presję z zewnątrz, jest w pewien sposób ukształtowany i w pewnym momencie dociera do granicy marzeń, którą czasami boi się przekroczyć. Sam jeszcze nie mogę powiedzieć, że jestem wolny od wszelkich zewnętrznych oczekiwań i że uszyłem sobie życie na miarę. Ale wiem, że z każdym kolejnym dniem zbliżam się do momentu, w którym będę mógł całkowicie wyrzucić ze słownika słowa „trzeba, wypada, należy” i jeszcze bardziej niż dotychczas poświęcę się temu, co naprawdę dla mnie ważne. Otrzymałem natomiast wystarczająco dużo dowodów na to, że życie według typowego scenariusza, zgodne z oczekiwaniami innych w większości przypadków nie przynosi szczęścia. I to najlepszy dowód na to, że warto szukać; warto słuchać swojego wewnętrznego głosu, który czasami może podpowiedzieć coś, co na pierwszy rzut oka wydaje się herezją. Jeśli jednak ta herezja wydaje Ci się dobra, słuszna i nie chce wypaść z Twojej głowy, może warto się poważnie zastanowić nad tym, czy to Ty zwariowałeś, a może to świat postradał zmysły? Nie zdziwię się, jeśli dojdziesz do tego drugiego wniosku! A co jest Twoją herezją? 🙂

Exit mobile version