„Zaczynamy oszczędzać!” – to były moje pierwsze słowa opublikowane na tym blogu dokładnie rok temu. Czytając rozwinięcie tamtego wpisu mam nieodparte wrażenie, że był strasznie słaby… niemniej jednak doczekał się kilku komentarzy, a przede wszystkim: rozpoczął nową erę w moim życiu.
20.02.2013 zostałem blogerem. Trochę z nudów, trochę z ciekawości, ale przede wszystkim, przez brak poczucia, że robię coś dobrego, ważnego, znaczącego. Od tego czasu zmieniło się niesamowicie dużo i aż ciężko mi uwierzyć, że te wszystkie zmiany zmieściły się w tak krótkim okresie czasu. Przede wszystkim, zostałem ojcem (uczucie nieporównywalne z niczym innym!). W związku z coraz gorszą sytuacją w dotychczasowej firmie, zmieniłem pracę, co wiązało się z totalną rewolucją: przeprowadzką naszej rodziny (w tym 3-miesięcznej Mai!) do innego miasta. Nagle musiałem się odnaleźć w roli najemcy, jak i wynajmującego, co w przyszłości może być bardzo przydatnym doświadczeniem (jedna lekcja pt. „czynny żal w praktyce” już za mną :)). Wisienką na torcie niech będzie podjęcie przeze mnie nauki języka francuskiego – sam nie wiem, kiedy znajduję na to czas, ale efekty przekonują, że znajduję go zbyt mało 🙂
Czuję, że jestem w zupełnie innym miejscu, niż na początku zeszłego roku. Wiem, że to nie wynik szczęścia czy przypadku. Dzięki dobremu planowaniu i odważnym decyzjom, kolejne zdarzenia zdają się wskakiwać na swoje miejsce z idealną wręcz precyzją, a rozpędzona blogowa lokomotywa potwierdza dobrą passę.
350.000 odsłon bloga od początku istnienia robi wrażenie. Niemal każdy miesiąc to kilkunasto-kilkudziesięcio procentowy wzrost statystyk, a kilkanaście tysięcy unikalnych czytelników miesięcznie to więcej, niż kiedykolwiek mi się śniło! To także namacalny dowód na wysoką jakość tego, co Ci „serwuję”. Jak tak dalej pójdzie, mojemu dostawcy hostingu skończą się pakiety (jak to się mówi? Marzenia ściętej głowy? :)). Ważniejsze jest jednak co innego. Ten blog jest przykładem na wspaniałą symbiozę pomiędzy nami; mną – autorem, a Tobą – czytelnikiem (a być może nawet: aktywnym komentatorem :)). Sam czuję się niesamowicie spełniony (nie tylko dzięki temu, co tu robię) i mam poczucie, że jestem we właściwym dla siebie miejscu. Z kolei rozmaite sygnały zdają się potwierdzać to, co moja próżność stara mi się od czasu do czasu przekazać: że robię coś słusznego, potrafię zmobilizować Cię do działania, wskazuję alternatywy i pokazuję możliwości.
Do tej pory pamiętam ekscytację, która na początku towarzyszyła pojawieniu się każdego nowego komentarza. Pamiętam odpisywanie na niektóre z nich o 3ej w nocy, kiedy żona karmiła Maję, a ja skończyłem przygotowywać nam coś do jedzenia (świeżo upieczeni rodzice wiedzą, o czym mówię :)). Pamiętam pierwszą setkę fanów na FB i ciągłe obserwowanie statystyk. Ile osób aktualnie czyta; co czytają; ciekawe, czy wpis się spodoba… Teraz czuję się nieco pewniej w nie takiej już nowej roli, a rok, który dałem sobie na rozkręcenie tego projektu pokazał, że można stworzyć coś z niczego. „Wystarczy” pasja, ciężka praca i wiara w słuszność tego, co się robi.
Najśmieszniejsze jest to, że smykałkę do pisania odkryłem w sobie zupełnie przypadkowo, ślęcząc nad pierwszymi wpisami, których czytelnikiem miała być moja lepsza połówka. Miałem pomysł i zapał, brakowało mi warsztatu i wiedzy, jak to wszystko działa. Jak to mówią – praktyka czyni mistrza i mimo, że jeszcze dużo mi brakuje, to kto wie – być może za kilka lat będę w 100% zadowolony z efektów mojej pracy. Pracy… i to ciężkiej – wbrew pozorom, wbrew temu, co myśli statystyczny czytelnik podczas lektury kolejnego wpisu. Do tej pory opublikowałem 136 wpisów, a kolejne kilkadziesiąt czeka na różnym etapie gotowości na swoją kolej. Nadal boję się zmierzyć z zegarkiem w ręku czas, jaki poświęcam na bloga, ale obawiam się, że tysięczna godzina pękła jakiś czas temu. Co to oznacza? Dodatkowe pół etatu przez ostatni rok. Niektórzy zapewne zauważyli, że częstotliwość wpisów zdecydowanie się zmniejszyła i z łezką w oku wspominam początki, kiedy strzelałem kolejnymi tematami jak z karabinu maszynowego. Ale moje priorytety nie pozwalają mi na tak duże zaangażowanie i prawdopodobnie zostanę przy jednym, dobrej jakości wpisie na tydzień. Zawód: bloger to jeszcze nie moja bajka, brakuje mi jeszcze tak dużo – umiejętności, doświadczeń, kontaktów, odwagi… ale kto wie, co przyniesie przyszłość? Ponieważ wierzę, że robię coś dobrego; coś, co jest moją pasją i w co wkładam mnóstwo pracy, to prędzej czy później zobaczę owoce. Wierzę w to tym bardziej, im mniejsze mam ciśnienie na zarabianie na tym blogu 🙂
A ten blog to… Wy! Dlatego reszta wpisu będzie poświęcona czytelnikom. Szczególne podziękowania należą się kilku z Was:
– Roman: traktuję Cię jako swojego rodzaju mentora. Wiem, że przeszedłeś drogę, którą ja staram się kroczyć. Upadałeś, podnosiłeś się, wyciągałeś wnioski. Starasz się nimi dzielić i naprowadzać mnie na właściwy trop. Dziękuję Ci za skuteczność: dzięki Tobie widzę, że związek pomiędzy prawdziwą wolnością a niezależnością finansową nie jest tak nierozerwalny, jak wcześniej myślałem.
– Adam: jesteś od dawna, nie boisz się wytknąć nieścisłości i luk w moim rozumowaniu. To taka… konstruktywna krytyka, którą bardzo sobie cenię. A której coraz mniej w ostatnich wpisach – czyżbyś stawał się bardziej pobłażliwy? 🙂 Zdecydowałeś się również na opowiedzenie o sobie poza komentarzami – co również bardzo doceniam.
– Michał z jakoszczedzacpieniadze.pl: i to mimo, że raczej nie jesteś regularnym czytelnikiem i prawdopodobnie wiele (większość?) sprzedawanych przeze mnie koncepcji postrzegasz nieco inaczej. Jednak dzięki wspólnej pasji mieliśmy okazję się spotkać i za każdym razem potrafiłeś przekazać mi ładunek pozytywnej energii i sprawić, że chciałem dawać z siebie jeszcze więcej! Dziękuję za dowody na to, że można osiągnąć tak wiele i że warto poświęcać się swojej pasji!
– D.: nasz dzielny 18-latek, który pierwszym i jedynym do tej pory wpisem gościnnym na tym blogu udowodnił, że młode pokolenie nie jest stracone! Dziękuję Ci również za to, że czasami potrafisz napisać w komentarzu coś tak dojrzałego, przemyślanego i będącego wynikiem znajomości tematu, że aż czuję się zawstydzony 🙂
Moja „znajomość” z powyższymi osobami trwa już co najmniej pół roku i ciężko mi sobie wyobrazić to miejsce bez nich! Jest jeszcze cała masa czytelników, którzy dołączyli w ciągu ostatnich miesięcy i również dołożyli wiele cegiełek do budowy bloga (a nawet wystartowali ze swoim: Gosia – pisz dalej!). Bardzo dziękuję Wam wszystkim za udział w dyskusjach; za sprawienie, że ten blog żyje i za kulturę, którą się wykazujecie. Sto-kilkadziesiąt komentarzy, które pojawiły się w kilku wpisach to dowód na to, że udało mi się zebrać tu wspaniałych ludzi i zbudować społeczność, która żywiołowo reaguje na to, co staram się przekazać. Może nazwiesz mnie ignorantem, ale nie znam drugiego polskiego bloga, który z podobną regularnością generowałby taką liczbę komentarzy. Razem napisaliśmy już ponad 4.500 opinii do opublikowanych wpisów! TO WY JESTEŚCIE SIŁĄ TEGO BLOGA i zebranie Was wszystkich tutaj uważam za swój największy blogowy sukces!
Szczególne podziękowania należą się również tym, którzy odważyli się skorzystać z formularza kontaktowego, lub napisać maila bezpośrednio na wolny@wolnymbyc.pl. Wasze – niezwykle osobiste i „łechcące” moją próżność wiadomości za każdym razem sprawiają, że czuję przypływ energii i zapału, żeby robić dalej to, co robię. Staram się odpisać na wszystkie tego typu maile, ale jeśli któreś pominąłem, serdecznie Cię przepraszam.
Wiem, że jest niesamowicie wiele czytelników, którzy z różnych powodów nie decydują się na pozostawienie swojej opinii. Wam również należą się podziękowania za to, że jesteście. Jeśli kiedykolwiek poczujecie potrzebę pozostawienia komentarza – śmiało! Będzie mi bardzo miło i na pewno postaram się Wam odpisać.
Bardzo się cieszę, że rok temu rozpocząłem ten projekt. Jestem wdzięczny zwłaszcza mojej rodzinie, która jest niezwykle wyrozumiała dla mojego blogowania, jak i rozmaitych pomysłów, które wprowadzamy w życie. A ponieważ nadal zdarzają się sytuacje, kiedy palce aż mnie świerzbią, tak chcę pisać (i pisać, i pisać!), to jest nadzieja na kolejny dobry rok tego bloga, czego życzę zarówno sobie, jak i Wam!
Staram się pokazywać siebie w takim stopniu, na jaki pozwala mi na to wytyczona granica pomiędzy blogowaniem, a życiem prywatnym. Nie ma się co oszukiwać – granicę tą przesuwam coraz bardziej, czego chyba najbardziej dowodzi opublikowany raport wydatków mojej rodziny za cały 2013 rok. Jakie informacje ujawnię w kolejnym roku istnienia bloga – tego sam nie wiem! Wiem natomiast, że nadal będę pokazywał, że mniej znaczy więcej, a szczęście nie zależy od stanu posiadania. To stały punkt na tym blogu – reszta ulega ewolucji w wyniku kolejnych przemyśleń, doświadczeń, jak również dzięki komunikacji z Wami!
W związku z tym, że ostatnio to, co robię, jest coraz mniej dla mnie, a coraz bardziej dla czytelnika, mam do Ciebie pytanie: czy są jakieś tematy, które pasują do tematyki bloga, których jeszcze nie poruszyłem, a o których chciałbyś przeczytać? Czegoś jest za dużo, za mało, a może odczuwasz chroniczny brak jakiegoś arcyważnego tematu? Księga skarg i zażaleń jest dostępna poniżej – aktywuje się po naciśnięciu przycisku „dodaj komentarz” 🙂
Blogowe plany na kolejny rok? Proste: kontynuować dobrą pracę i dalej rozwijać to, co zacząłem. I mimo, że nie zyskuję popularności tak szybko czy skutecznie jak Michał, to wierzę, że rezultat tych działań będzie zbliżony! Nawet, jeśli tematyka poruszana u mnie jest nieco bardziej niszowa, to z łatwością potrafię sobie wyobrazić nie kilkanaście tysięcy, ale wielokrotnie więcej osób, które wyniosą coś wartościowego chociaż z jednego z moich wpisów. Dlatego nie zwlekaj, i jeśli znasz kogoś, do kogo głoszone przeze mnie idee mogłyby przemówić, podeślij mu linka, zaproś do polubienia na facebooku i zapisania się na absolutnie bezspamowy newsletter!