Czas wolny – szansa czy przekleństwo?

Dzisiejszy świat coraz bardziej próbuje wpasować Cię w konkretny, powtarzany miliony razy schemat. Kariera, gadżety, szybkie i intensywne życie – to wszystko, z pozoru wyglądające jak pięknie opakowany prezent specjalnie dla Ciebie – czeka na młodych ludzi, wkraczających na rynek pracy. Większość ulega pokusie sprawdzenia, co jest w środku, a ponieważ to, co widoczne na powierzchni urzeka, dają nura głębiej. Ale przecież blog jest skierowany raczej do tych, którzy nie ulegli wołaniu z głębi, lub którzy próbują zaczerpnąć tchu bo brutalnym wyrzuceniu na powierzchnię przez morze. Dzisiaj zastanowię się, czy rzeczywiście potrafimy cieszyć się z tego, że czujemy stały grunt pod nogami.

Jeden z celów, do których dążę to niezależność finansowa. Cel ambitny, ale tylko takie staram się przed sobą stawiać. Niezależnie od tego, czy sam chcesz sięgnąć tam gdzie ja (o częściową niezależność też warto zabiegać!), Twoje cele – jako człowieka mającego jasno zdefiniowane priorytety i świadomie decydującego o swoim życiu – są prawdopodobnie bardzo zbliżone. Chcesz równowagi pomiędzy pracą a życiem osobistym, chcesz cieszyć się dniem codziennym, odciąć od wszechobecnych absurdów, a przede wszystkim: chcesz czasu dla rodziny i przyjaciół. Prawdopodobnie myśl o zostaniu jednym z milionów trybików, które dzień i noc powinny kręcić wielką korpo-maszynę Tobą wstrząsa. I dlatego nie ma znaczenia, czy planujesz odpuścić wyścig szczurów po zaledwie kilkunastu latach kariery, czy walczysz o nieco spokoju na starość, dzisiejszy temat powinien skłonić Cię do refleksji. Pytanie, na które sam szukam odpowiedzi od dłuższego czasu brzmi: czy umiem zagospodarować to, co zostaje dla mnie z każdej doby?

Spróbuj podzielić 24 godziny Twojego standardowego dnia i ułożyć z nich plan dnia. U mnie wygląda to mniej więcej tak: 7h snu (wariant optymistyczny, ale poniżej 6,5h staram się nie schodzić), 8h praca, 40 min transport (czy już mówiłem, że rower rządzi?), 2h czynności związane z jedzeniem, higieną itp. Cała reszta, czyli w moim przypadku średnio 6h 20 min, to tak zwany czas wolny. Czas, który mogę niemal dowolnie rozdysponować pomiędzy rodzinę, przyjaciół, hobby, a nawet naukę czy budowanie innych źródeł dochodu. Czyli w praktyce: na to, co zechcę i co nie grozi konsekwencjami karnymi lub zdzieleniem patelnią przez żonę 🙂 To czas, którego ciągle zbyt mało, i dlatego perspektywa kolejnych kilku godzin doby jest dla mnie tak kusząca. Ciekawe, czy ktoś w tym momencie uświadomił sobie, jak mała część doby do niego należy…

czas_wolny_1

Jednak zamiast płakać nad rozlanym mlekiem, zastanów się, co byś zrobił, gdyby… tego mleczka było nieco więcej (przepraszam, ale temat bajek o kotkach śniących o misce pełnej mleka jest na czasie :)). Przypomnij sobie, jak spędzałeś ostatnie urlopy. Co robisz w weekend. Czy masz plany, marzenia, lub choćby (a może przede wszystkim) listę spraw do załatwienia „w wolnym czasie”. I czy skreślasz z niej kolejne punkty, czy tylko dopisujesz następne, powodując przepełnienie listy i zmniejszając Twoje szanse na realizację tych tematów?

Czemu to takie ważne? Bo do niezależności finansowej, spokojnej starości, czy nawet tych stu-kilkudziesięciu dni wolnych w roku należy się przygotować. I to już teraz, nie czekając na moment, kiedy z dnia na dzień zyskasz mnóstwo czasu, lub gdy nagle rozpocznie się długo wyczekiwany urlop i zastanie Cię smacznie śpiącego w środku dnia. Bo wtedy ten czas może stać się Twoim przekleństwem, a im więcej go będzie, tym gorzej dla Ciebie. Możesz doświadczyć pustki, której niczym nie zapełnisz, bo najzwyczajniej na świecie nie będziesz umiał. Musisz sobie zdać sprawę, że ciągle gnając bez wysiłku i żyjąc w ten sam sposób przez kilkanaście-kilkadziesiąt lat, popadasz w rutynę, do której przywykasz, z którą – koniec końców – czujesz się dobrze (kłania się koncepcja strefy komfortu). Dodatkowe 8 godzin dziennie odbierzesz tak samo jak ryba wyciągnięta z wody, która otrzymała „błogosławieństwo” znacznie większej ilości powietrza! Ale co z tego, jeśli z tego powietrza nie potrafi korzystać?

Sam w moim „poprzednim życiu” zauważyłem, że dodatkowy czas wolny jest dla mnie czymś tak obcym i nienaturalnym, że jeśli w porę nie zagospodarowałem go jakimś ciekawym wyjazdem, śmiało można go było zaliczyć jako „przebimbane”. Telewizja, gry, leniuchowanie, względnie pozwalanie sobie na więcej podczas wieczornych wyjść. Czyli to, co typowy Kowalski robi, żeby się zrelaksować. Ale czy takie ładowanie baterii służy czemukolwiek innemu, niż zresetowaniu się przed kolejnym dniem w biurze? A jeśli nie, to jaki byłby tego cel, gdybyś jutro stał się niezależny finansowo i nie musiał regenerować sił przed kolejnymi dniami, nieważne czy masz lat 40, czy 67 🙂

Bo skoro ładujesz akumulatory przed pracą, oddając się cholernie mało wymagającym rozrywkom, to… co będziesz robił mając jeszcze więcej wolnego czasu i nie musząc się nastawiać na kolejne zmagania w biurze? Rozważmy jeszcze prostszy scenariusz: pracujesz nadal, ale dzięki minimalizacji potrzeb możesz sobie pozwolić na skrócenie dnia pracy o 2h (dzisiaj jeszcze brzmi to dość abstrakcyjnie, ale obstawiam, że z czasem to będzie coraz bardziej realny scenariusz dla tych, którzy nie popłyną z prądem). Co wtedy? Na co przeznaczysz dodatkowe 2h dnia? Sen? Telewizja? Komputer? Internet? Skoro dzisiaj nie masz jasnego planu na przyszłość, to może lepiej się za niego zabrać, lub pogodzić się z faktem, że tylko umierając w pracy, odejdziesz w spokoju. Ponieważ to scenariusz, którego nawet nie dopuszczam do świadomości, od jakiegoś czasu staram się ułożyć w głowie mój „emerytalny plan dnia”. Jakie są jego podstawowe założenia?

czas_wolny_2

– musi być ambitny. Skoro aktualnie żyję realizacją kolejnych, skomplikowanych projektów – później nie może być inaczej. Likwidacja wyzwań to wyłączenie mózgu, co może mi tylko zaszkodzić.

– powinien opierać się na hobby lub przynajmniej na czymś, co daje mi poczucie realizacji. Człowiek ma taką przypadłość, że lubi czuć się potrzebny – bez świadomości, że robisz coś ważnego (jakkolwiek subiektywnej), przyznajesz się do tego, że stałeś się bezużyteczny. Dla najbliższych, dla siebie, dla całego społeczeństwa.

– celem podejmowanych czynności jest tworzenie. Nieważne, czy jest to nowa szafka,czy kolejny wpis na blogu. Zmuszając umysł do kreatywnej pracy, daję mu najlepszą możliwą stymulację.

ruch, aktywność, kontakt z drugim człowiekiem. To trzy najczęściej wymieniane zalety, które daje praca po osiągnięciu wieku emerytalnego. Brak któregoś z tych czynników pozostawia pustkę, którą ciężko czymkolwiek zastąpić. Dlatego nie zamierzam pozwolić, żeby praca zawodowa była jednym źródłem tych doznań.

– musi być dostosowany do moich możliwości: zarówno fizycznych, jak i finansowych. Jeśli jedynie codzienne loty szybowcem sprawiałyby mi radość, szybko poszedłbym z torbami, a raczej – musiałbym się ograniczyć do myślenia o tym, jak pięknie byłoby spełnić te marzenia. Innymi słowy: stałbym się zgryźliwym, narzekającym na swój los facetem 🙂

Im więcej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że najlepiej jest realizować się w swoim hobby (najlepiej, jeśli jest ono tanie), lub/i coś tworzyć, dzięki czemu będziesz miał subiektywne wrażenie, że kreujesz coś wręcz niezbędnego dla siebie lub innych. To, czy będą to ręcznie szyte żagle, czy kolejne posty na blogu to sprawa drugorzędna. Człowiek najlepiej się czuję, kiedy jego praca rodzi owoce – im bardziej przydatne, tym lepiej. Tu wręcz idealnie pasuje koncepcja DIY, która nie tylko rozwija i sprzyja oszczędnościom, ale przede wszystkim: sprawia, że nawet nieskończenie długi czas spędzony nad projektem uznasz za dobrze wykorzystany. I to niezależnie od tego, czy robiłeś to za przysłowiowe „dziękuję”, czy zarobiłeś na nim na kolejny rok życia.

Czasami nachodzi mnie myśl, że być może większość z nas wcale nie chce wyrwać się z tego wyścigu szczurów, w którym siłą rzeczy bierze udział? Wiele mówi się o równowadze pomiędzy życiem prywatnym a pracą, ale czy rzeczywiście potrafimy cieszyć się tym, co nam zostaje z każdej doby? A może pasuje nam ten chroniczny brak czasu, w którym brak jest miejsca na nudę i właśnie dlatego dajemy za wygraną i nie buntujemy się przeciwko wyciskaniu z nas każdej kropli energii?

czas_wolny_3

Nuda… chyba właśnie do niej sprowadza się odpowiedź na pytanie postawione w tytule wpisu. Sam nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem zbyt dużo czasu, kiedy nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Jeśli dodam do tego mocne ograniczenie mało produktywnych i pasywnych sposobów na zabicie czasu, wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze do tego, żeby nadal prowadzić satysfakcjonujące i aktywne życie, nawet kiedy podejmę decyzję, że warto już nieco odpuścić. A Ty? Potrafiłbyś w ciekawy (dla siebie oczywiście) sposób zagospodarować dodatkowe 2 godziny dziennie? Co byś zrobił, jakie plany byś zrealizował? A co, gdyby tych godzin było co najmniej 8? Jeśli nie masz sprecyzowanych planów i ciężko Ci je stworzyć, już teraz jest najlepszy moment na sprawdzenie, co Cię kręci. Być może dojdziesz do wniosku, że to właśnie realizując się zawodowo czujesz się najlepiej?

To właśnie wniosek, który wydaje się wyciągać coraz więcej osób. W mojej rodzinie temat emerytur jest na czasie i muszę stwierdzić, że panuje zgoda co do stwierdzenia „pracuj ile możesz – kiedy przestaniesz, całkiem zdziadziejesz”. Ciężko stwierdzić, czy to powszechna opinia, ale jeśli tak, to nie nastraja mnie to zbyt optymistycznie. Uważam, że takie podejście może być skutkiem braku przygotowania, o którym dzisiaj piszę. Ja tego błędu postaram się uniknąć, dlatego już teraz przygotowuję się do tego, co kiedyś nieuchronnie nastąpi. Może ta koncepcja Cię zdziwi, ale sam staram się… uczyć, jak najlepiej wykorzystać wolny czas. To jedna z tych umiejętności, która „powinna” być wyssana z mlekiem matki, a w najgorszym razie: podpatrzona u rodziców czy innych członków rodziny, względnie znajomych. Tylko co, jeśli wszyscy zdają się iść tą samą ścieżką, na końcu której Ty jeden widzisz przepaść i chcesz zawrócić? Wtedy sam musisz rozpoznać niezbadane, zarośnięte ścieżki i ucząc się na własnych błędach, starać się dojść do optymalnego dla Ciebie rozwiązania.

104 komentarze do “Czas wolny – szansa czy przekleństwo?

  1. Gosia Odpowiedz

    Cóż, po przeanalizowaniu Twoich założeń, wychodzi, że jak osiągniesz niezależność finansową i przejdziesz na emeryturę to będziesz pisał bloga cały czas 🙂
    1. Ambitny projekt
    2. Opiera się na hobby (zakładam, że nie pisałbyś gdyby się nie opierał)
    3. Tworzysz
    4. No i kontakt z drugim człowiekiem murowany
    5. Dopóki będziesz miał dobry wzrok i sprawne ręce powinieneś podołać 🙂

    No to czekamy z niecierpliwością 😀

      • Daniel Odpowiedz

        żeby 4 punkt był w pełni spełniony, to musielibyśmy (czytelnicy bloga) też się poznać na żywo, taki kontakt jest zdecydowanie pełniejszy 😀 Jeśli powstanie forum, to wszyscy będą pewnie mieli taką szansę 😀

  2. Marcin Iwuć Odpowiedz

    Faktycznie czas wolny łatwo „przebimbać” jeżeli wcześniej nie pomyślimy o tym, aby go spędzić w wartościowy sposób. Ale w „resetowaniu się” też nie ma nic złego – od czasu do czasu trzeba zrzucić z siebie reżim ciągłego planowania, Można to pogodzić – np. z premedytacją sobie zaplanować, że całą sobotę „przebimbamy” 😉

    Zgadzam się z Tobą, że dobrze jest czas wolny planować w oparciu o hobby – albo jeszcze lepiej w oparciu o pasję. Jest jednak fajny sposób, aby z tych 6 godzin, o których piszesz, zrobić więcej. Dlaczego 8 godzin w pracy nie miałoby być czasem spędzonym nad własną pasją? Jeżeli nie lubimy swojej pracy – bez sensu jest marnować w niej życie. Trzeba ją zmienić i zarabiać na tym, co kochamy robić. Trudne? Jasne, nawet bardzo. Ale gra jest warta świeczki i trzeba za wszelką cenę próbować.

    Dobry wpis. Dzięki za fajny temat do rozważenia.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Marcinie – Ty również skłoniłeś mnie do przemyśleń. Patrząc wstecz i porównując z teraźniejszością, dochodzę do wniosku, że „bimbanie” ograniczyłem do minimum. Czy to dobrze, czy nie to inna sprawa, bo przecież – zgodnie z przysłowiem – nicnierobienie jest błogie, prawda? 🙂 A może ja już nie potrafię tak najzwyczajniej na świecie „stracić” dnia? No nic – trzeba o tym chwilę pomyśleć i wyciągnąć wnioski.
      PS Odpiszę na Twojego maila – tylko daj mi jeszcze troszkę czasu.

      • Zulu Odpowiedz

        Ja jeszcze nie utraciłem zdolności bimbania.
        np. ostatnio wyciągnąłem Xboxa, dzieciak ma ferie to sobie trochę pogra aby rodzice mogli trochę odpocząć. Plan wydawał się dobry ale nie do końca udało się go zrealizować bo samemu na chwile usiadłem i ta chwila trwała prawie cały dzień. Dopiero jak usłyszałem „tato a kiedy moja kolej” to dotarło do mnie co ja robię. Trzymam się od konsoli z daleka ale czekam na koniec ferii aby ją schować i żeby nie kusiła 🙂
        Miałem wyrzuty sumienia że przebimbałem cały dzień ale pewnie jak bym „na chwile” usiadł to sytuacja by się powtórzyła :/

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Ja całkowicie straciłem zapał do grania. Konsola się kurzy, a jak ją włączę raz na miesiąc to po godzinie po raz kolejny stwierdzam, że straciłem godzinę 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Generalnie się zgodzę. I dlatego uważam, że im więcej czasu wolnego, tym większe jego marnotrawienie.

      • Roman Odpowiedz

        Tak, ale również dlatego, że możemy sobie wówczas na „większe marnotrawstwo” pozwolić 🙂
        Na moim przykładzie…
        JEśli mam 6 godzin do „swojej dyspozycji” to oczywiście wykorzystam je niemal w 100%, coś poczytam, coś zrobię w ogrodzie, coś zrobię w warsztacie (no i oczywiście nie byłbym sobą, gdybym 15 minut nie „przebimbał” przy kawie 🙂 ).
        Ale jeśli w jakąś sobotę będę miał całe 19 godzin do dyspozycji (sypiam bardzo mało) to wówczas choćbym wiecej czasu poświecił i na czytanie, i na ogród i, na warsztat to siłą rzeczy „bimbo-czasu” będzie dużo więcej.
        Samo „marnowanie” czasu niczym złym nie jest. KAżdy z nas ma prawo być „telewizyjnym warzywem”… „Marnowanie czasu” staje się złe w chwili, gdy zaczyna nas męczyć 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          „„Marnowanie czasu” staje się złe w chwili, gdy zaczyna nas męczyć” – no dobrze, a co w takim razie z ludźmi, którzy nie mają innych „zainteresowań” niż TV czy gry? Czy stagnacja i brak rozwoju, na jaki pozwalają sobie całe masy osób nie jest czymś złym? Czy można założyć, że nie, bo te osoby nie widzą szans, możliwości, ale i utraty czegoś ważnego (czasu)? Czy brak dostrzegania „zła” – a może bardziej zmarnowanych szans – jest powodem żeby twierdzić, że wszystko jest w porządku?

          • Roman

            Ale moment. Dlaczego niby ludzie mają mieć „obowiązek” twórczego realizowania swojego życia i rozwijania się? Bo Ty to robisz? Pozwól innym tego nie robić jeśli nie chcą…
            Większości wystarcza schemat: „złączyć się w parę-wyspać-najeść-zarobić na to” i wszystko… Różnica polega tylko na „jakosci” tych 4 elementów i tym samym na cenie jaką trzeba zapłacić za nie…
            Nic więcej tak naprawdę nie potrzebują…

          • wolny Autor wpisu

            W poprzednim komentarzu raczej głośno myślałem, niż przedstawiałem swój punkt widzenia. Bo rzeczywiście to, co ja uważam o wartości czasu spędzonego przed telewizorem nie jest żadnym wyznacznikiem dla mas, które to na co dzień robią. Tylko w miarę obiektywnie można powiedzieć, że przyjmując życie pasywnie, akceptując to, co akurat podsunie „los”, nie dbając o swój rozwój i świadomość własnego „ja” szkodzimy sobie – zgodzisz się?

          • Roman

            Uwazam, że jeśli czujesz, że wiedziesz lub prawie wiedziesz „udane życie” to wszystko jest w porządku…
            Nawet jeśli inni uważają twój styl życia za nudny i mało wartościowy 🙂 Lubię swój ogród, swój warsztat, swoje książki i z domu mogę sie wcale nie ruszać, ale wiem, że dla innych udane życie wiąże sie nieodłacznie np. z podróżowaniem…
            I co z tym zroić? Nic, bo przecież nie da sie ocenić czy moje zycie domatora jest lepsze lub gorsze od życia wagabundy 🙂

          • Roman

            To nie ma znaczenia 🙂
            Stałem się pierwszym choć pierwej byłem drugim…
            Podałem jedynie jako przykład dwóch mocno odmiennych stylów życia…

          • wolny Autor wpisu

            Znaczenie może mieć o tyle, że poznałeś oba te style i widząc na gdzieś bajeczne, egzotyczne miejsce, nie myślisz jak większość „gdybym miał pieniądze, jutro bym tam był”, ale raczej „byłem, widziałem, dom swój wybrałem” 🙂 Czyli znowu wygrywa świadomość i doświadczenie, pozwalające na subiektywne porównanie i chłodną ocenę, co Ci bardziej pasuje.

    • Dorota Odpowiedz

      I niestety tu też muszę przyznać rację. Widzę po sobie jak wiele czasu potrafię niekiedy zmarnować na przykład „w sieci”. Jednak kontrola czasu i ustalanie sobie pewnych granic jest wskazane.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Od kiedy zacząłem pisać bloga, praktycznie wyzerowałem czas spędzony w sieci na tak zwanym surfowaniu. A ponieważ definicja zmarnowanego czasu zależy od… definiującego, to bardzo sprytnie mogę stwierdzić, że moje przebywanie w sieci i blogowanie to czas przeznaczony na coś wartościowego 🙂

      • Leon Odpowiedz

        W moim przypadku niestety, ale nie da się zredukować tego czasu „w sieci”. Moja praca wymaga tego, aby być na bieżąco, więc… Kiedyś próbowałem korzystać z różnego rodzaju pluginów do przeglądarek, ale nie sprawdziły się.
        Leon.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          A jesteś pewien, że to nie wymówka? Rozumiem, że z niektórymi tematami musisz być na bieżąco w związku z wykonywanym zawodem, ale czy cała masa pobocznych tematów nie wskakuje „przy okazji”? Przynajmniej ja tak miałem i stąd sugestia 🙂

          Zerknąłem na Twojego bloga – super oprawa graficzna – widać, że znasz się na temacie. Pozostaje mi życzyć powodzenia i wytrwałości!

  3. Daniel Odpowiedz

    Nie jest łatwo nie ulegać pokusie marnowania czasu, ale warto podjąć wyzwanie 🙂 Gratuluję Wolny, że Ci się to udaje, u mnie jest z tym nadal różnie 🙂 Gorzej jeśli mamy poczucie, że czas spędzany w pracy jest również marnowany na niepotrzebne i bezsensowne czynności, które musimy wykonywać, bo przecież „za coś żyć trzeba”… To musi być dopiero katorga…

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Definicja zmarnowanego czasu też jest różna. Chociaż jestem pewien, że koncentrując się na moich dzieciach (Maja i blog :)), czasu nie marnuję.

    • Emilia Odpowiedz

      Tak – zgadzam się! Najgorzej zmarnowany czas to ten w pracy! Robisz coś, tylko po to żeby dostać na koniec miesiąca pensje – bo z czegoś trzeba żyć, a w małym mieście nie poszalejesz ze zmianą pracy, gdzie znajomości, brak przedsiębiorstw i patologia to norma..

  4. Daniel Odpowiedz

    Generalnie na pewno nie marnujesz (bo robisz coś bardzo istotnego), ale takie ryzyko również istnieje. Trzeba tylko uważać, żeby nie popaść w żadną obsesję i na przykład nie odświeżać komentarzy na blogu co parę minut (zdarza mi się nie raz :D) albo nie chuchać i dmuchać na dziecko przy każdej okazji. Nadopiekuńczość dla Twojej dwójki dzieci pewnie marnowaniem czasu i czymś raczej szkodliwym mogłaby więc teoretycznie też być 😀

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Chyba sporo racji ma Roman, który pisze o subiektywności postrzegania przez nas tego, co zaliczamy do „zmarnowanego”, a co do „dobrze wykorzystanego” czasu. A to jest zmienne w czasie i – co najgorsze – w pewnym momencie możemy stwierdzić, że coś, co wcześniej uważaliśmy za ważne, nagle klasyfikujemy jako „przebimbane”.

  5. Daniel Odpowiedz

    Osobiście ani trochę mnie nie przekonuje takie podejście. To, że wcześniej byliśmy zaślepieni i nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że marnowaliśmy czas nie oznacza jeszcze, że obiektywnie tak nie było 😀 Z drugiej strony coś, co z boku może uchodzić za marnowanie czasu może wcale czymś takim nie być. Postuluję więc o poszukiwanie obiektywności we własnej subiektywności 😀

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Szukać można, ale i tak wiadomo, że jesteśmy skazani na porażkę… zresztą – czy to właśnie subiektywność nie nadaje kolorów wielu rzeczom na tym świecie? 🙂

      • Roman Odpowiedz

        „Dla każdego najwygodniejsze jest takie życie jakie lubi. Jeśli żyje sie zgodnie z własnymi upodobaniami, to wygodniej już być nie może” – Steve Noding „Góra”

  6. Daniel Odpowiedz

    Pewnie i tak myślisz o czymś zupełnie innym pisząc o subiektywności, a ja też myślę o czymś innym, więc te dociekania są również skazane na porażkę 😀

  7. D. Odpowiedz

    Po przeczytaniu wpisu i komentarzy mogę powiedzieć że najprostszy sposób na zmianę swojego życia to znalezienie sensu w tym co się robi. Praca czy szkoła – to „zło konieczne” dla większości z nas, ale dostrzegając ich pożyteczność – dla siebie czy społeczności – można czerpać z nich sporo satysfakcji. Nawet jeśli coś jest zdecydowanie bez sensu ( i nie da się na to spojrzeć inaczej ) to można przecież poszukać czegoś innego. Co do czasu – sensownie umiem zaplanować tydzień wolnego. Gdy mam 2 godziny – staram się wyrobić w sobie jakiś sensowny nawyk na ich zagospodarowanie, bo inaczej się zmarnują. Ostatnio szczególnie skupiam się na czytaniu w języku angielskim – bardzo czasochłonne zajęcie, ale nauka = satysfakcja, a gdy ma się dobrą lekturę to jest też świetną rozrywką.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Przeczytałem w życiu kilka książek po angielsku. Kiedyś miałem ambitne plany poczytać co ciekawsze pozycje w oryginale, ale… jakoś tego nie do końca czułem. Zbyt mało frajdy, zbyt dużo nieznanych słówek 🙂 Poza tym tony dokumentacji technicznej – a ostatnio praktycznie praca w języku angielskim pozwalają przypomnieć sobie całkiem sporo z tego, co wyleciało przez lata nieużywania języka.
      A wracając do tematu: rzeczywiście wygląda na to, że każdy ma swoją definicję dobrze spędzonego czasu i to determinuje poczucie satysfakcji z tego, jak się go zagospodaruje.

  8. Mateusz Odpowiedz

    Tak w odniesieniu do tego wpisu, skojarzyła mi się jedna rzecz, którą zauważyłem w pokoleniu swoich rodziców i „wyżej”, czyli osób w okolicach 50-tki (i wyżej). Otóż większość z nich wyniosła z domu przyzwyczajenia w tak mocne angażowanie się w pracę, i tylko w pracę, że wręcz boją się np emerytury, bo nie wiedzą już teraz, co zrobią ze sobą, gdy się na niej znajdą. Jest to o tyle dziwne, że brak w tym jakiejś autorefleksji, żeby zrobić coś ze sobą, póki jest jeszcze czas (bądź, co bądź w wieku ~50 lat jeszcze te 20-kilka lat do tej emerytury zostało). I tak spirala się zamyka – jest oddawanie całego siebie na pracę zarobkową i wręcz wstręt i strach przed wolnym czasem.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Też to zauważyłem. Tylko czy nasze pokolenie będzie inne… czas pokaże. Chociaż obstawiam, że nie będzie czego planować, bo w odniesieniu do końca pracy zarobkowej zniknie pojęcie „wiek emerytalny”, a zastąpi je „data zgonu”.

      • Mateusz Odpowiedz

        Tylko moim zdaniem chodzi nie o to, żeby planować, ale żeby na co dzień przeznaczyć chociaż minimum czasu na rzeczy inne, niż praca, co da wymierne korzyści. Bo właśnie tutaj jest błąd założeniowy – odkładać robienie wszystkiego na emeryturę, a na niej już nie umieć w sobie nic rozwinąć z tych aktywności. Dziergam akurat wpis z tym związany.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Hmmm – według mnie jedno się wiąże z drugim. Gdybym zamiast konkretnego pomysłu na dany wieczór miał luźne postanowienie „zrobić coś wartościowego”, pewnie zanim bym się za to zabrał, wieczór przerodziłby się w głęboką noc 🙂 A tak – jest zadanie, mój męski umysł nastawia się na jego realizację i wszystko idzie sprawniej. A skoro już przy wieczornych planach jesteśmy… pozwól, że chwilowo zajmę się właśnie ich realizacją 🙂

  9. mmena Odpowiedz

    Co bym zrobila? Przebimbalabym. Marze o tym aby sie ponudzic. Ambitny plan? Dziekuje bardzo, ambitne plany mam na codzien. Gdybym miala dodatkowe i to wolne 2 godziny to spozytkowalabym je na nicnierobienie.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja tak nie umiem. Stety czy nie – ciężko powiedzieć. Nie zrozum mnie źle – też lubię zasiąść po położeniu Mai spać na kanapie i odpocząć. Tyle że zwykle łączę to z pracą nad blogiem, czytaniem itp. Wychodzę z założenia, że jeśli ciało odpoczywa, umysł nie musi. I odwrotnie. Pozdrawiam.

  10. Adam Odpowiedz

    Moim zdaniem człowiek boi się czasu wolnego. Jako jedno z nielicznych zwierząt posiada samoświadomość, a myśl o własnej skończoności jest dość… przerażająca. Z tego też powodu czas wolny dobrze jest jakoś „zalepić”: jeszcze więcej pracy lub tzw. hobby. Niektórzy go zapijają lub chodzą do jakiejś świątyni, bywa że ktoś wędkuje. Chociaż wędkowanie jest trochę za statyczne – za mało hałasu i ruchu; może nie być skuteczne. Lepsze są kręgle, kino, dyskoteka. Ludzie, hałas, telefony, „gadający w tle telewizor”, „sto spraw do załatwienia”, „ścieżka kariery wyznaczana z notesu”.
    .
    Badania potwierdzają, że odsetek głębokich depresji oraz samobójstw jest zdecydowanie większy w społeczeństwach oraz społecznościach bogatych. Dzisiaj są to USA oraz świat Zachodu. Wolna od tych plag jest biedna Afryka. W dawniejszych czasach na swe życie targali się arystokraci, bogaci mieszczanie oraz zblazowani artyści, a chłopi i robotnicy jakoś ciągnęli swe biedne i mało wolne życie, które zresztą na ogół kończyło się przedwcześnie przez suchoty lub inne paskudztwo.
    .
    Tak jakoś pesymistycznie/realistycznie wyszło, choć to ranek w końcu i kolejny dzień. No cóż: jeden dzień bliżej… Powiedzmy, że bliżej do… najspokojniejszych wakacji.

    • Roman Odpowiedz

      Zycie ze swiadomością śmierci jest wbrew pozorom życiem bardzo optymistycznym 🙂
      Sam wiem, że w sytuacji gdy wszystko przeciwko mnie sie sprzeciwia (bywa tak, bywa), to jedynym roziwązaniem jest spojrzeć na siebie z perspektywy śmierci (aj tam, na szczęście kiedyś umrę i ten problem przestanie być problemem). I wówwczas – o dziwo! – bez potrzeby umierania, problemy przestają być problemami 🙂

      Nie odrzucałbym tego wędkowania, choć masz rację; dla osób będących w ciągłym ruchu takie :”usiaść i pomyśleć” jest niemal niewykonalne 🙂
      I przrażające 🙂
      Kilka razy byłem na rybach z moim bratem…
      Pal licho ryby -one były nieistotne…
      Istotne było np. stado saren przepływająchy o świcie przez rzekę.
      Ot tak 10-15 m od nas…
      Tego nie zapomnę do końca życia…

      • Adam Odpowiedz

        Pobrzmiewa w tym stoicyzm. Ach, westchnę niczym Poeta z Czarnolasu: „Kupić by cię Mądrości za drogie pieniądze…”

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Heh – widzę że w poprzednim komentarzu trafiłem. A to dublowanie to efekt odpowiadanie na komentarzu po kolei, nie widząc wszystkich na raz. Ot – taki przywilej (lub przekleństwo) admina…

        • Roman Odpowiedz

          No właśnie… kupić by…
          Co by się nie męczyć tylko przyjść na gotowe 😉
          Scenariusz prawdziwie czy tylko pozornie atrakcyjny? 🙂

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Czy dobrze wyczuwam postawę prawdziwie stoicką? Czy może walnąłem jak kulą w płot? (i nie chodzi mi o część z sarnami :))

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Aż powiało strachem! Wnioski mocno realistyczne, i chociaż dobrze jest mieć ich świadomość, to według mnie lepiej jest ją wykorzystać do wyciągnięcia wniosków i zmierzenia się z tym strachem, który podświadomie wywołuje w nas czas wolny. Rzeczywiście znam kilka osób, które za wszelką cenę starają się uniknąć wygospodarowania choćby godziny dla siebie.

  11. Piotr Odpowiedz

    Wracając do wypowiedzi niektórych użytkowników, przecież wolny w żaden sposób nie narzuca nikomu sposobu, w jaki ktoś ma spędzać czas wolny. Po prostu stara się przekazać nam to, czym kieruje się w życiu i chce żebyśmy ten czas wykorzystali jak najbardziej efektywnie. Myślę, że nawet Ty wolny przyznasz, że miło czasem posiedzieć przed komputerem z kawką, czy szklaneczką whisky raz na jakiś czas 🙂 Musicie zrozumieć, że wolny stara się nam w ten sposób coś podpowiedziec, pomoc. Nic nikomu nie narzuca.
    Na mnie to działa 🙂 pozdrawiam Cie wolny serdecznie

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Myślę, że właśnie o to chodzi we wszystkich moich wpisach. Propozycja, podpowiedź, sugestia – po prostu informacja (jakkolwiek subiektywna), a co czytelnik z niej wyciągnie – zależy już tylko od niego. Fajnie, że też tak to postrzegasz. Pozdrawiam!

  12. Emilia Odpowiedz

    Prawda stara jak świat – kiedy mamy mniej czasu potrafimy lepiej go zorganizować. Albo tak jak napisał Roman, mamy mniej możliwości bimbania 😉 Ja dodatkowe 2h spędziłabym na decoupagu albo innym diy, które uwielbiam. Ale co gdybym tego czasu miała znacznie więcej? Zmusiłeś mnie do refleksji…

  13. Emilia Odpowiedz

    Jeszcze słówko odnośnie marnowania czasu w sieci. Otóż udało mi się znaleźć doskonałe jak dla mnie rozwiązanie. Odkąd kupiłam stosowny telefon, serfuję w sieci podczas spacerów z wózkiem, albo – tak jak teraz – kiedy usypiam dziecko. Dlatego zakupu dość kosztownego nie żałuję, bo dzięki niemu uprawiam to moje „2 w 1” i czasu na internet nie marnuję 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja to postrzegam nieco inaczej. Usypianie Mai jest dla mnie czasem spędzonym niezwykle ciekawie 😀 Pewnie dlatego, że na co dzień pracuję i nie spędzam z nią tyle czasu. Albo dlatego, że Maja zbyt przytulaśna nie jest i wieczorem w końcu mogę być blisko niej – nawet jeśli ją to tak nudzi, że zasypia 🙂

      • Emilia Odpowiedz

        Być może dlatego 🙂 U nas usypianie polega na siedzeniu obok lozeczka i udawaniu że nas nie ma – przytulanie nie wchodzi w grę bo synek się przy nim rozbisurmania 😉 Ale koniec tego tematu rzeki – wiesz jak to jest rozmawiać z matką o dzieciach, never ending story 🙂

  14. Roman Odpowiedz

    Przez zapomnienie nie wspomniałem o jeszcze jednym sposobie spędzania wolnego czasu…
    Jest on – pozornie tylko – dosć podobny do „bimbania”… 🙂
    Chodzi o to, żeby „usiąść i myśleć”…
    Wyłączyć wszystko – radio, telewizor, komputer…
    I tylko (a może „aż”) usiąść i myśleć 🙂
    Zasadniczo niekoniecznie chodzi tu o siedzenie. Myśleć można w różnych pozycjach i okolicznościach wszelako dla początkujących myślenie w pozycji siedzącej jest najłatwiejsze do zrealizowania…
    Dobrze jest zacząć od 10 minut dziennie; dla niewprawionych umysłów jest to i tak przerażająco długo…
    Wśród ćwiczeń stoickich jest jedno takie doskonałe dla początkujących – codzienny rachunek sumienia 🙂
    Odrobinę odmienny od katolickiej wersji, ponieważ analizuje sie swoje postępowanie z całego dnia, ale nie tylko pod kątem: „co zrobiłem złego”, ale całościowo; i to co dobrego zrobiliśmy, i to co złego, i bez oceniania…
    Tylko analiza dnia…

      • Roman Odpowiedz

        Baaa…
        Nie dość, że niełatwe to dla niektórych mało komfortowe(żeby nie rzec: bolesne) 😉
        Bo często budzi ze snu złudzeń 🙂

    • Emilia Odpowiedz

      Kolejny element codziennych spacerów z dzieckiem – też można się wyłączyć gdzieś na polnej ścieżce w ramach takiego „rachunku sumienia”, to bardzo dobrze robi, oczyszcza umysł 🙂

  15. TT Odpowiedz

    Świetny wpis 🙂
    Jeszcze drobne wtrącenie z moich doświadczeń:
    Czas wolny w moim przypadku (a dokładniej niezaplanowany czas wolny) to zdecydowanie przekleństwo. Nie potrafię skutecznie funkcjonować jeżeli nie zaplanuję sobie niemal każdej minuty dnia. Jeśli mam świadomość, że mam czas na nicnierobienie to po prostu go zmarnuję, a przy okazji zmarnuję czas przeznaczony na zaplanowane zadania. U mnie od dawna sprawdza się zasada: chcesz mieć coś zrobione na czas, dołóż sobie obowiązków. Po prostu znam siebie na tyle, że wiem w jakich warunkach funkcjonuję najlepiej. Nie chodzi tutaj tylko o dokładanie sobie obowiązków związanych z pracą, ale również o innego rodzaju wyzwania jak aktywność fizyczna, hobby, czy czas spędzony z rodziną. Parę lat temu odkryłem, że najłatwiej znaleźć dodatkowy czas w godzinach porannych, wystarczy wstać godzinę lub dwie wcześniej.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      A wiesz, co jest Twoją przewagą? Że masz tego świadomość i starasz się znaleźć jakieś rozwiązanie swoich… ograniczeń 🙂 Bo nie chodzi o bycie idealnym, ale o zrozumienie i pracę nad swoimi niedoskonałościami (względnie ich akceptację). Każdy z nas ma ich mnóstwo – niektórzy jednak jeszcze ich nie odkryli 🙂

  16. Adam Odpowiedz

    Jako że mój komentarz sprzed półtorej doby był nader pesymistyczny, może teraz nieco optymistyczniej. Otóż w wykresie kołowym Wolnego mamy pole „czas wolny” (6 i 1/3 h) z uwagą: „tylko to należy do Ciebie”. Nie zgodziłbym się z tym. Uważam, że w znacznym stopniu także czas poświęcany na czynności inne (u Wolnego 2h) – typu mycie się, sprzątanie itp., a także na transport czy pracę – jest nasz! Jadąc czy idąc do pracy, można słuchać muzyki lub książki albo rozmyślać; w pracy… ha: czegóż to dzisiaj ludzie nie robią w pracy! Oczywiście, bywają prace fatalne: które bardzo angażują: i ciało i umysł są obciążone i „wykorzystywane” przez pracodawcę. Na ogół jednak aż tak źle nie jest. Domowe obowiązki oraz te wokół samego siebie: typu prysznic czy odkurzanie – także można fajnie wykorzystać.
    .
    Z kolei takie nastawianie się na czas Wolny na zasadzie: „dobra, teraz jest mój czas, ma być miło, przyjemnie i z korzyścią dla mnie i w ogóle cacy” – może skończyć się samoudręczeniem i porażką. Sądzę, że lepiej nie dzielić tak zdecydowanie czasu na nasz i nie nasz. Nawet sen jest nasz i tam też toczy się nasze życie. (Doświadczyłem tego w ostatniej chorobie, gdy budziłem się nocami po 8-10 razy i miałem dzięki temu wgląd w moje sny, conocnie po 2-4 marzenia senne poznawałem). Ciekawe to było doświadczenie.
    Zresztą w ekstremalnie trudnych sytuacjach życiowych, np. podczas pobytu w radzieckich obozach pracy, ludzie mieli niewiele więcej dla siebie ponad czas posiłku i spania. I tym udawało się im jakoś nacieszyć. Więc nasz dzisiejszy komfort i dobrobyt naprawdę jest niemały. Byle tak dalej było.
    .
    Powstaje więc kwestia ile cukru w cukrze, pardon: ile jest czasu wolnego w każdym naszym momencie życia. Otóż tu może być różnie. Wydaje mi się, że są ludzie, którzy… lepiej wypoczywają będąc w pracy (np. na kierowniczych stanowiskach na państwowych posadkach) – mają wówczas świadomość, że za ich rozrywkę w sieci czy gadanie z koleżkami płaci pracodawca. A z kolei po pracy po pracy… za ten czas już nikt nie płaci, a mnogość możliwości odbiera czasem umiejętność, by się czymkolwiek sensownie zająć. Jest to tym trudniejsze, im mniej zauważalny jest nasz ogólny cel życiowy lub nie ma go w ogóle.
    .
    Co do tego jak najbardziej już wolnego czasu wolnego. Sądzę, że i on wolny jest tylko do pewnego stopnia – a na pewno już my jesteśmy częściowo tylko wyzwoleni spędzając go tak, a nie inaczej. Ileż to różnych sił człowieka determinuje… i od środka (np. geny, hormony) i od zewnątrz (np. presja środowiska, opinia rodziny, stan pogody). Także nasza wolna wola jest chyba raczej tylko częściowo wolna. A my to tylko częściowo – my.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Adamie – ale miało być optymistycznie 🙂 Tak się rzeczywiście zaczęło, ale końcówka nieco to „sprostowała”. I wiesz co? Przed publikacją wpisu chwilę się zastanawiałem, czy ktoś nie będzie polemizował z tym, że tylko ten „wolny” czas jest nasz. I co? I doczekałem się polemiki, więc jestem zadowolony, że postanowiłem zostawić to tak, jak jest. Może będzie jeszcze dalsza część tej dyskusji? 🙂

      • Adam Odpowiedz

        Faktycznie, końcówka znów była pesymistyczna. Wyłazi to, że jestem realistą ze skłonnością do pesymizmu – tak się zawsze określałem.
        .
        Tak sobie jeszcze dumam, że ludzie b. biedni lub borykający się ze znaczną niepełnosprawnością siłą rzeczy muszą nauczyć się chwytać dobre (wolne) chwile w chwilach, które – przynajmniej z pozoru – są niedobre (niewolne). No i to się pewnie jakoś udaje. I na tym się warto wzorować.
        .
        Powtórzę więc epikurejskie w swym wydźwięku słowa: „Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie…”

    • Greg Odpowiedz

      Chyba Adam wyrwał mi komentarz z ust, o ile można tak to nazwać. Uważam że czas spędzany w drodze i na sen jest również wolny, a zresztą co ja będę :), wychodzę z założenia że wszystko zależy od nas samych i czy będziemy bimbać czy też wykorzystywać każdą setną sekundy, zależy od nas od tego jak bardzo jesteśmy świadomi podejmowanych decyzji i wyborów. Bo przecież chodzi o tą świadomość o to by nie wpaść w pułapkę, pętlę. Każdy ma inną filozofie życiową, podejrzewam że ja jak inni czytelnicy tego bloga oraz innych, szukają właśnie rozwiązać planu ucieczki od tych wszystkich pułapek pętli. Che żyć świadomie i każdy mój wybór każdą decyzję staram się dokonać jak najlepiej i to właśnie od nas samych zależy czy będziemy cały dzień leżeli na kanapie czy też wykorzystywali każdą wolną chwile. Ja od czasu do czasu pozwalam sobie na „bimbanie” i nie uważam tego za czas stracony tak jak napisał ktoś w komentarzach na początku, trzeba czasami się potrafić odmóżdżyć i zresetować to jak dla mnie bardzo ważny aspekt spędzania czasu wtedy mogę nabrać wiatru w żagle. Jestem pewny że każdemu taki czas jest potrzebny, od dawna ludzie mówili jeżeli masz problem to się z nim prześpij, dlaczego? Każdy doskonale wie. Wy też czasami się odmóżdżacie? jeżeli tak, to w jaki sposób? Leżąc na kanapie a może jadąc w pociągu?

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Po którymś z pierwszych komentarzy zacząłem się zastanawiać, czy nie utraciłem zdolności „bimbania”. Na razie jednak wnioski nie są tak pesymistyczne – po prostu jako ambitny pracownik, młody ojciec i bloger mam zawsze tyle do zrobienia, że ciężko się z tym wyrobić, a czas bez żadnych palących spraw na głowie to rzadkość. Ale raz na jakiś czas uda mi się wygospodarować chwilę na wyciągnięcie nóg na kanapie i rozkoszowanie się szklaneczką whisky, a część spacerów z Mają to również okazja do słodkiego nic-nie-robienia – chociaż i tutaj muszę się przyznać, że przeważnie albo się uczę, albo czytam, albo… myślę. I to nie o niebieskich migdałach 🙂
        Pocieszam się jednak tym, że ten nawał obowiązków będzie miał swój kres i za jakiś czas znowu będzie nieco spokojniej… oby.

        • Roman Odpowiedz

          „Za jakiś czas” to ja ci życzę rodzeństwa dla Mai 🙂
          I żeby nie było tak „altruistycznie” to tym samym kolejnych dzieci „dla ciebie „:)
          To „dla ciebie” to traktuj z jednej strony „z przymróżeniem oka”, bo dzieci sia przede wszystkim „dla siebie” 🙂
          Wszelako dobrze wychowane to najlepsza inwestycja w naszą starość 🙂

          • Greg

            wydaje mi się że nazwa bimbanie jest tu zbyt kolokwialna i myląca bo trzeba umieć rozpoznać bimbanie od nudy, nic nie robienia. Ja tam lubię rozgościć się na kanapie i popijając herbaciany trunek wsłuchać się w dobrze brzmiącą muzykę, bimbać czyli maksymalnie się zrelaksować i odpocząć. Roman dzieci słusznie zauważyłeś nie chce nikogo urazić czy też obrazić, poczyna się je dla siebie. Właśnie dobre wychowanie dziecka to sztuka, bardzo trudna. Ja wiem że, jeżeli dzieci się pojawią będę starał się je edukować jak najlepiej uczyć życia, ekonomi, zarządzania czasem i pieniędzmi, edukacji seksualnej, szacunku dla siebie i dla innych i wielu wielu rzeczy przez które musiałem sam przebrnąć, ponieważ moi rodzie mnie tego nie nauczyli.

          • Roman

            A ja zwrot „bimbanie” odbieram na wesoło 🙂 Widać ilu ludzi tyle poglądów 🙂
            Co do nudy, to pozwolę sobie zauważyc, ze z „lęku przed nudą” ludzie gotowi są wydać masę pieniędzy i zmarnować masę czasu byleby tylko jej (nudy) nie doświadczyć…
            A nuda to stan może niekoniecznie wyczekiwany, ale jak najbardziej naturalny; przychodzi i odchodzi również bez jakiejkolwiek naszej „walki” 🙂

          • Greg

            tak trzeba to odbierać, inaczej się nie da. Jestem o tyle kreatywny że nuda to w moim mniemaniu zapominany termin, nie doświadczyłem go już od dłuższego czasu chyba dobrze, prawda?

          • wolny Autor wpisu

            A dziękuję za miłe życzenia – będziemy „pracowali” nad tym, żeby się spełniły 🙂

  17. KP Odpowiedz

    Ja tak w temacie pojawiającym się w komentarzach do poprzedniego wpisu, a mianowicie – forum.
    Otóż kolejny raz łapię się na tym, że po przeczytaniu nowego wpisu za jakiś czas wchodzę tutaj ponownie aby prześledzić dyskusje w komentarzach :D.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To ma też swoje dobre strony – nieco podwyższasz statystyki odwiedzin bloga 🙂 Zresztą z forum byłoby podobnie, prawda? Tylko zamiast odwiedzać bloga, odświeżałbyś temat (a może i kilka) na forum.

      • KP Odpowiedz

        Racja, chodziło mi o dorzucenie swojego zdania w kwestii „czy takie przedsięwzięcie miałoby wzięcie” ;).

        • Przemek Odpowiedz

          Miałoby. Przede wszystkim skupialoby grupę ludzi świadomych, z określonymi celami często.
          Poza wygodniejszą od komentarzy formą dawałoby możliwość zadania pytań nie pasujących bezpośrednio do najnowszego (lub jakiegokolwiek) wpisu.

      • Roman Odpowiedz

        Śmiesznego nie, ale dziwnego tez nie…
        Tak długi czas pokoju z od 1945 roku z króŧką przerwą na jedną grubszą „ruchawkę” w krajach byłej Jugosławii to coś nienaturalnego dla naszego kontynentu i prędzej czy później musi sie skończyć…
        Złudzeń nie mam, a co najwyżej nadzieję, że będzie to później niż prędzej…

        • D. Odpowiedz

          Często słyszę że w historii naszego kontynentu tak długi czas pokoju to coś zupełnie nowego. Ale w Ameryce Północnej i w Australii – czyli w tzw. „świecie zachodnim”, mimo jego rozmaitych wad, akurat od dawna nie ma żadnych konfliktów zbrojnych. Oczywiście jeśli Rosji nie spotkają żadne konsekwencje – to będzie kontynuować swoją „politykę” , co wcześniej czy później skończy się wojną. I tak oto są już cztery komentarze o Ukrainie, co dowodzi że nawet dieta informacyjna nie chroni przed naprawdę ważnymi informacjami…

          • Roman

            Ale mieszkamy (a przynajmniej ja) w Polsce, w Europie Środkowej, a nie w Ameryce Północnej, Południowej czy tez w Australii 🙂
            I dla naszego kontynentu tak długi pokój to ewenement, a nie zasada…
            A co do konkretnego przypadku to wcale nie jestem przekonany, że nasze media przedstawiają choćby odrobinę obiektywny obraz sytuacji…

          • wolny Autor wpisu

            Panowie – wstrzymacie się proszę jeszcze max. godzinkę. Ja również postanowiłem, że temat jest zbyt ważny i obecny dosłownie wszędzie, więc nie mogę go zignorować. Zaraz będzie wpis, pod którym będziecie mogli się swobodnie wypowiedzieć właśnie w kontekście aktualnych wydarzeń.

          • Roman

            Wstrzymać się?! 😉
            Chcesz rozpędzić nasz Majdan?! 😉

  18. Greg Odpowiedz

    Typowy przykład pisania z nudów, komentarze powinny być tematyczne. Jak wyżej widać komuś brakuje wyczucia smaku i krzty taktu. Postanawiam to zostawić bez komentarza.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Uważam, że Greg ma poniekąd rację. A że winę za brak odpowiedniego miejsca do komentowania niezwykle dzisiaj ważnych wydarzeń ponoszę ja, czym prędzej to naprawiam i zapraszam tutaj.

  19. Ala Odpowiedz

    Bardzo mądry wpis, wiele jest ludi, którzy narzekają na mało czasu, ale tak naprawdę mało kto rzeczywiscie umiałby go ciekawie zagospodarować. Szczególnie spodobało mi się zdanie: „Likwidacja wyzwań to wyłączenie mózgu, co może mi tylko zaszkodzić.” Też przekonałam się, że bimbanie wcale nie daje mi wypocząć -wręcz przeciwnie, mam do siebie pretensje i czuję, że się nie spełniam. Czas wolny i praca nabierają nowego znaczenia, gdy jest się freelancerem – tu trzeba wszystko totalnie przewartościować – przynajmniej ja się tego uczę każdego dnia (póki co ze śrendim skutkiem;)).

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ze średnim skutkiem? Masz na myśli to, że „będąc na swoim” tak naprawdę pracujemy o wiele dłużej, niż na etacie? Ja powiem więcej – mam spore problemy z pracą na etacie, ale wtedy, kiedy pracuję z domu. Już nawet tak mała zmiana powoduje spore problemy i – w moim przypadku – pracowanie dłużej. Również muszę wypracować jakieś skuteczne metody i nauczyć się jeszcze, jak to dobrze zorganizować. Pozdrawiam.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja aż tak daleko nie idę, zwłaszcza że unikam sztucznego pobudzania się, kiedy powieki mi „lecą”. Ale dzięki temu dbam o te 6-7 godzin snu dziennie. Myślę, że mniejsza ilość mogłaby się w dłuższej perspektywie odbić na moim zdrowiu.

  20. Sebastian Odpowiedz

    Po części masz rację, ale w sporej części nie. Zakładając, że Twój wpis jest zawsze prawdziwy musimy założyć także, że praca to konieczność w której tracimy 8h (ha, prawdopodobnie w optymistycznym założeniu 😉 ) w zamian za co otrzymujemy wynagrodzenie które pozwala nam przeżyć do kolejnej wypłaty. Istnieje jednak grupa szczęśliwców którzy swoją pracę lubią, robią coś twórczego, potrzebnego czy po prostu sprawiającego satysfakcję. Sam mam podwójne szczęście: 1. Robię to co lubię, co mnie interesuje i pozwala mi się rozwijać 2. Pracuję w instytucji która tworzy przyszłościową medycynę.
    W ten „prosty sposób” zyskałem 8 godzin doby zamiast ich tracić.
    Pojęcie tracenia wolnego czasu mając dwójkę dzieci i ambicję bycia dobrym Tatą jest abstrakcyjne, ale zwraca uwagę na inna rzecz o której mowa we wpisie „Twój czas wolny” to nie jest poza pracą i snem tylko czas poza dziećmi, pracą i snem. To, że umiem spędzać miło czas w pracy i z dziećmi nie czyni go wolnym lub dedykowanym tylko dla mnie. Tego wolnego czasu zostaje może 6 godzin tygodniowo, może trochę więcej lub mniej w zależności od wielu czynników. Nie mam czasu się nudzić.

      • Sebastian Odpowiedz

        Wolny – ja tylko korzystam rad umieszczanych np. na Twoim blogu. Korzystam czyli przeczytam, przeanalizuję i wdrożę to co pasuje mi i mojej rodzinie. Właśnie zaczynam kolejną przygodę czyli przesiadkę z auta na rower przy dojazdach do pracy.
        Tak wiem, jestem w małej grupie szczęśliwców którzy mogą łączyć przyjemne z pożytecznym. Kiedyś pracowałem w dużym banku i bardzo mi się podobało. Jednak bardzo szybko zacząłem zauważać, że pracuję za dużo. Zastosowałem metodę mocnego cięcia i zmieniłem sposób życia. Po urodzeniu córeczki spędziłem z nią w domu 8 miesięcy z czego ponad 5 kiedy moja żona już wróciła do aktywności zawodowej.

        Jedno jest pewne, nie mam problemów z zagospodarowaniem czasu wolnego, a raczej z wyborem projektów którymi chciałbym się zająć lub książek które chciałbym przeczytać.

        Mam ciekawe spostrzeżenie dotyczące czasu wolnego i minimalizmu o którym sporo traktujesz w swoich wpisach. Wychowałem się w biednej rodzinie i moimi podstawowymi rozrywkami był rower typu Ukraina i biblioteka. Później kiedy zacząłem moje życie zawodowe i mogłem sobie pozwolić na dużo droższe zabawki zacząłem oczywiście z tego korzystać (systemy stereo i kina domowego, auta, sprzęt fotograficzny, masa różnej elektroniki i gadżetów) nic jednak nie przynosiło mi długofalowego zafascynowania oprócz książek i roweru. Wnioski są dwa: 1. Wszystkie gadżety szybko się nudzą jeśli nie wnoszą nic rozwojowego 2. Ucz dzieci cieszyć się prostymi rzeczami, Twój czas nie może być zastąpiony nowszym komputerem, a konsola do gier nie jest lepsza niż piłka czy rower. Dziecko będzie robiło to samo co rodzice.

        Ten punkt 2 jest bardzo ważny – pewnie można by o tym niejeden poważny wpis popełnić,

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Ja miałem szansę spędzić non-stop prawie 3 miesiące z moimi dziewczynami po urodzeniu Mai i też bardzo miło wspominam ten okres 🙂
          Spostrzeżenia dotyczące „gadżetów” i tego, ile radochy one dają są miłym potwierdzeniem tego, co sam zaważam. Dziękuję, że się tym podzieliłeś – to również dowód dla innych, że nie jestem kosmitą 😀

  21. Marta Odpowiedz

    Jak mój syn był młodszy to było ciężko, żeby wymyślić coś, co go nie będzie nudziło. Ostatnio wymyśliliśmy z mężem, że zapiszemy go na naukę gry na gitarze elektrycznej. Bardzo mu się to spodobało. Trafił na fajnych nauczycieli w New Drum School w Akademii Rocka w Gdańsku. Idzie mu całkiem dobrze i poznał nowych kolegów. Cieszę się, że się rozwija.

  22. Kaska Odpowiedz

    Nietety bimbanie przy malym dziecku to jedyna aktywnosc na jaka jeszcze mam sile wieczorem. Zostaje mi moze 4-5 godzin po powrocie z pracy, po zabawach kolacji i polozeniu malego spac zostaje 1 godzina i jestem tak zmeczona ze nie mam sily na zadne projekty, zamulic przed tv albo ksiazka to jedyne co moge zrobic. I tak uciekaja miesiace. Strasznie to dolujace.

  23. Kinia Odpowiedz

    Ja bardzo lubię wolny czas i staram się go wykorzystać maksymalnie. Ostatnio nadrabiam książkowe zaległości, ale w kwietniu lub maju chcę wybrać się do kina, teatru i opery. Obiecałam sobie, że zacznę poświęcać więcej czasu sobie i swoim pasjom.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Plany fajne, obawiam się tylko że dopiero zaczynamy się „zamykać” i kwiecień (a może i maj) jeszcze nie będzie dobrym czasem na takie rozrywki :(.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *