A miało być zupełnie o czym innym… ale ponieważ to nie czas na debatowanie o schabowym z ziemniakami, postanowiłem zrobić ukłon w Waszą stronę i – ponieważ pomysł stworzenia forum jest jeszcze w powijakach – chciałbym dać Wam miejsce, w którym moglibyście wyrazić swoje opinie, obawy i nadzieje związane z tym, co dzieje się tak blisko nas – na Ukrainie. I chociaż wiem, że komentarz „Wolny – nawet Ty? Myślałem, że nas oszczędzisz – dawaj ten tekst o schabowym!” się pojawi, to sam nie czułbym się dobrze z tym, że w tym wyjątkowym czasie, który nastał, mydlę Wam oczy kolejnym sposobem na oszczędzenie kilku groszy.
Przypominam, że nasz telewizor ma „karę” i odcięliśmy mu dostęp do sygnału telewizyjnego, z radością pozbywając się tego czasopożeracza. W związku z tym docierają do mnie strzępki informacji o aktualnej sytuacji na wschodzie Europy. A raczej… tak było jeszcze do wczoraj. Chciałem przejść obok tego obojętnie, chciałem się odciąć od szumu informacyjnego i dziesiątek sprzecznych informacji, którymi media starają się wytworzyć jak największą sensację, bo nie od dziś wiadomo, że czym większa sensacja, tym lepsze statystyki. Niestety, nie potrafię. Podświadomie zacząłem wytężać słuch podczas cogodzinnych wiadomości radiowych, regularnie odświeżam okno przeglądarki, wyświetlające dynamicznie zmieniające się nagłówki kolejnych „sensacyjnych” informacji. To, co do mnie dociera, wystarczyło, aby zachwiać moim spokojem wewnętrznym. I chyba nie jestem wyjątkiem… pomijając żywiołowe rozmowy współpracowników, Wy również zaczęliście w poprzednim wpisie odnosić się w komentarzach do obecnej sytuacji. A skoro pojawiło się już słowo „wojna” (oraz zdecydowanie bardziej interesujące: „ruchawka”), to… zagrajmy w grę pod tytułem „co by było, gdyby”.
Mimo poważnego tematu, czas na tego typu zabawę jest jak najbardziej odpowiedni. A ponieważ to nie blog polityczny, sprecyzuję powyższe pytanie. Co by było, gdyby… wybuchła wojna (co najbardziej prawdopodobne: światowa…), na skutek działań politycznych gospodarka światowa przeżyłaby załamanie, nastąpiłyby poważne zmiany w światowej równowadze sił, a nawet: gdyby na skutek przerwy w dostawie energii zgasły nam w mieszkaniach światła, a kaloryfery stały się zimne. Skala obecnego konfliktu (chyba nikt nie wątpi, że tak to można nazwać) może być bardzo zróżnicowana i może w różny sposób wpłynąć na Twoje życie: od fluktuacji wartości portfela Twoich akcji, aż do… zakończenia żywota. Dzisiejsze pytanie brzmi: czy jesteś przygotowany na całą gamę możliwych konsekwencji, włącznie z punktami granicznymi, które przed chwilą wymieniłem?
Sam nie czuję się wystarczająco pewnie. Ze swoimi umiejętnościami, zasobami, planami awaryjnymi. Być może to skutek wiary w to, że tam na górze banda goryli raz na jakiś czas musi naprężyć muskuły, żeby czuć się wystarczająco ważna, ale nie posunie się za daleko. Być może to podejrzenia, że – jak zawsze – chodzi o pieniądze, a jakkolwiek szalony jest świat, to żaden zysk nie może usprawiedliwić krzywdy wyrządzonej setkom milionów ludzi. Jest we mnie wiara, podsycana świadomością, że przecież nie tak zaczynają się wojny; że żaden agresor nie skupiłby na sobie tak bacznej uwagi świata, żeby uderzyć. A z drugiej strony… może wojna już jest faktem? To pojęcie jest dzisiaj czymś zupełnie innym niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. W obecnych czasach to mogą być dokładne, chirurgiczne cięcia przeprowadzone niewielkimi oddziałami złożonymi z najlepszych z najlepszych. Ba – dzisiaj jest możliwe, żeby wygrać wojnę bez rozlania kropli krwi. Dzisiaj znaczenie ma informacja, zaawansowana technologia pozwalająca obezwładnić wroga zanim ten naciśnie czerwony przycisk wystrzeliwując rakiety w powietrze. Pozwalająca wyczyścić konta bankowe, paraliżująca systemy obrony, jak i życie codzienne ludzi.
Ale dość tego gdybania – czas, abyś zdał sobie sprawę z jednego: jesteś pionkiem. Wróć – pionek to również znacząca figura na planszy. Jesteś mikroskopijnym żuczkiem, który jakimś cudem wdrapał się na planszę i obserwuje, skąd te wszystkie krzyki, nawoływania i groźby rzucane przez obie strony. Cel żuczka? Prozaiczny: przeżyć, zminimalizować negatywne skutki całej tej zawieruchy. Ale co ważne: skutki dotyczące Ciebie samego! Dla żuczka i jego rodziny – nie mniej, nie więcej. Nie oszukujmy się – ilu z nas zginęłoby za ojczyznę? Z pobudek patriotycznych? Po to, żeby inni mieli większą szansę na przeżycie? Mimo, że do tej pory nie byłem w takiej sytuacji, jestem niemal pewien, że w przypadku bezpośredniego (ba – pośredniego nawet!) zagrożenia schowałbym te wszystkie górnolotne hasła głęboko do kieszeni i jedynie, o co usilnie bym próbował zadbać, to los mojej Pani Żukowej, Żuczątka, a także piszącego te słowa – pana Żuka. Oto, co w zależności od sytuacji i bardzo subiektywnego odbioru aktualnej sytuacji bym zrobił:
1. Żuk zapobiegliwy. Racjonalizm i stopniowa, konsekwentna realizacja poniższych podpunktów:
– pieniądze. Przynajmniej kilka tysięcy złotych w przysłowiowej skarpecie. Kilkaset dolarów w portfelu. Jedna czy dwie złote sztabki – w formie fizycznej. Wszystko schowane w domu – tak, żeby byle kto tego nie znalazł. Nic nadzwyczajnego – ot, zwykłe środki zapobiegawcze, żeby w przypadku nagłej hiperinflacji zamienić złoto za kilka kilo mąki 🙂
– rozwój umiejętności tak zwanego miejskiego survivalu.
– świadomość tego, że życie może porządnie zweryfikować plany, marzenia i zamiary. Dlatego nie warto przyzwyczajać się do tego, co się ma. Łatwo powiedzieć… więc może inaczej: codzienne ćwiczenia polegające na wyobrażeniu sobie, że jestem bez grosza i analiza tego, co bym zrobił lub nawet – jak się czuję z taką myślą.
– dobre stosunki z najbliższymi. Nie wychodź z domu, skrywając żal do bliskiej Ci osoby. Pocałuj ją na pożegnanie – to może być ostatni pocałunek, a ewentualność wojny to tylko jeden z tysięcy możliwych scenariuszy, których skutkiem będzie Twoja śmierć.
– chomikuj. Nie przesadnie, nie nadmiernie. Ot – podstawowe zapasy żywności (najlepiej suchej), wody, podstawowych leków, które wystarczą na tydzień czy dwa skromnej wegetacji.
– naucz się żyć bez części wygód. Albo sprawdzaj, jak reagujesz na brak ciepłej wody (lub wody w ogóle), dłuższy okres bez posiłku, obniżenie temperatury w mieszkaniu o kilka stopni. Miej świadomość, że na co dzień żyjesz jak pączek w maśle i prawdopodobnie nawet nieznaczna, ale nagła zmiana warunków zewnętrznych mocno by na Ciebie wpłynęła.
– podnoś swoje kwalifikacje. Inaczej mówiąc: bądź przydatny, niezależnie od tego, dla kogo miałbyś pracować. Skrajne sytuacje sprawiają, że patriotyzm to puste hasło, a to, co się liczy, nazywa się instynkt przetrwania. Jeśli miałbym włamywać się i paraliżować systemy informatyczne mojego kraju po to, żeby przetrwać, robiłbym to i nawet nie próbuj mi wmówić, że sam postąpiłbyś inaczej.
– miej ograniczone zaufanie do tego, co widzisz, słyszysz czy czytasz (tak – również tutaj, na tym blogu!). Po to masz swój rozum i jesteś czasami boleśnie doświadczany przez życie, żeby rozumieć, że „życie to nie je bajka” i nie każdy jest praworządnym rycerzem, który działa w Twoim interesie i przedkłada uczciwość nad wszystko inne.
2. Żuk przeczuwający. Nieopuszczające Cię przeświadczenie, że prędzej czy później zdarzy się coś bardzo złego.
– zlikwiduj wszelkie ryzykowne inwestycje zależne od rynków kapitałowych. Kup trochę złota, walut, być może jakąś nieruchomość. Miej świadomość, że cokolwiek, co będziesz trzymał na rachunkach bankowych, może w jedną chwilę wyparować.
– zwiększ zapasy żywności, dokup latarkę, baterię i ciepłe ubrania.
– przestań polegać na aucie – w przypadku konfliktu cysterny i tak nie dojadą do stacji, a drogi będą zablokowane. Przyszykuj dobrze rower i trenuj szybką jazdę z dużym obciążeniem 🙂
– porozmawiaj z rodziną o możliwych scenariuszach. Ustalcie jakieś miejsce spotkań na wypadek, gdyby los Was rozdzielił (np. w pracy).
– zrób listę rzeczy do spakowania w razie konieczności opuszczenia mieszkania w 5 minut i postaraj się chociaż raz spakować to wszystko do niewielkiego plecaka. Po tym ćwiczeniu skróć tą listę o 90% i spróbuj ponownie – być może teraz się uda 🙂
– przeczytaj coś w stylu „Bear Grylls w miejskiej dźungli” – tytuł wymyślony, ale dobrze oddaje tematykę.
– zaopatrz się w nóż do „pracy w terenie”.
– regularnie bierz zimne prysznice, ćwicz i staraj się zwiększyć ogólną wydolność i wytrzymałość swojego organizmu.
– przygotuj „cukierki” dla agresora (lub „paciorki” dla tubylców, jeśli wolisz). W wolnym tłumaczeniu: przywitaj Rosjanina gromkim здрaвствуйте („zdrastwujtie” po naszemu) i postaw przed nim szklankę wódki 🙂
– ucz się języków. To może być pomocne nie tylko w rozwinięciu jakże ciekawie zapowiadającej się konwersacji z powyższego punktu, ale również jako element zwiększający Twoją wartość.
– kup dobrą mapę, poznaj okolicę. Kto wie, czy takie „zaszycie się” głęboko w lesie nie będzie stanowiło o Twoim życiu lub śmierci.
3. Żuk – preppers. Jutro się zacznie… albo pojutrze, wtedy się przygotuję jeszcze lepiej.
– kup broń palną.
– inwestuj jedynie w złoto i maszynę do szycia. Po co maszyna? Żeby wszywać złote sztabki w skarpety i inne części garderoby 🙂
– spakuj się. Bądź stale gotowy do drogi.
– wyprowadź się na wieś – ale taką prawdziwą, „zabitą dechami”, z dala od większych ośrodków miejskich.
– emigruj. Tylko… gdzie?
To tyle z mojej strony. Sam znajduję się gdzieś pomiędzy punktem 1 a 2, a na co dzień staram się nie wykonywać gwałtownych ruchów. Lista jest na pewno niekompletna, powstała w około godzinę i ma raczej postać luźnych pomysłów, które – mam nadzieję – pomożecie mi rozwinąć. Mam świadomość, że niektóre z jej założeń mogą być mocno… naiwne? Ale to tylko dodatkowy pretekst do tego, żebyście wyrazili swoją opinię i pomogli zarówno mi, jak i sobie – w stworzeniu planu działania. Planu działania na nieznaną sytuację, na coś, o czym ani ja, ani Ty nie mamy pojęcia. Ale jednocześnie – czego się obawiamy, przed czym czujemy zagrożenie. Zagrożenie, które ciężko sobie wyobrazić, ale które instynktownie wyczuwamy.
Sam staram się kierować rozsądkiem, chociaż ostatnio stało się to nieco trudniejsze. Nie rezygnuję jednak z diety informacyjnej, ponieważ z doświadczenia wiem, jak bardzo umysł chłonie potężne dawki negatywnych informacji. Informacji skrajnie subiektywnej, będącej w praktyce współczesną propagandą i elementem walki. Może nazwiesz mnie naiwnym, ale nadal w głowie mi się nie mieści, żeby zmaterializował się któryś z czarnych scenariuszy. Uważam, że świat oszalał i w pewnym sensie ludzkość dąży do swojej zagłady, ale… nie tak, nie w tym momencie, nie w sposób, który przekreśla jakikolwiek szacunek do drugiego człowieka. W sposób, który narodził się w jaskini, wraz z stworzeniem pierwszej maczugi…
Mówi się, że nasze społeczeństwo opiera się na powszechnym dostępnie informacji. W chwilach takich jak ta zastanawiam się, czy raczej nie chodzi o dezinformację… i dlatego chciałbym nieco wytłumić sygnały z zewnątrz, a skupić się na konkretach; na tym, co Wy o tym myślicie, jak reagujecie, co czujecie. To dla mnie znacznie ważniejsze niż kolejne wydanie wiadomości, dlatego dzisiaj szczególnie gorąco zapraszam do dyskusji.