[Edycja 15.01.2015] Porobiło się ostatnio, porobiło. Odświeżam co nieco wpis z okazji dzisiejszej huśtawki walutowej na franku, ale pokazuję też w kilku miejscach, że na przestrzeni ostatnich miesięcy i inne waluty zaliczyły niezły skok w stosunku do złotówki. Kto nie kupił, niech żałuje. Kto kupił, niech też żałuje, że nie kupił więcej 😉
Czasy, w których tylko nieliczni (posiadający trudne do nabycia waluty) mieli po co kierować swoje kroki do Pewexów minęły. Zresztą – jestem za młody żeby pamiętać wizyty w tych luksusowych sklepach. Kupowanie słodyczy i zabawek za grube tysiące złotych to już zdecydowanie moja bajka 🙂 Później była denominacja i związana z nią wymiana środków płatniczych. Teraz już mało kto pamięta, jak wyglądają waluty inne niż PLN – chyba, że wybieramy się na zagraniczne wakacje i znowu potrzebne są nam pieniądze na „słodycze” 🙂 Ja jednak od zawsze widziałem coś magicznego w pieniądzach – im były one bardziej egzotyczne, tym więcej magii w sobie zawierały. Pomijając już nie do końca racjonalną wiarę w wartość tych skrawków papieru, każdy nominał coś przedstawia, coś symbolizuje. Będąc za granicą, z zaciekawieniem przyglądam się monetom i banknotom, które otrzymuję w kantorze czy sklepie. Każdy opowiada pewną historię, przypomina wydarzenia i osoby ważne dla kraju pochodzenia.
Pierwszy kontakt z tajskimi bathami (po naszemu po prostu „baty” :)) czy rupiami lankijskimi był unikalny – oto dostałem do ręki narzędzie, którym mogłem porozumieć się w innym świecie. Ktoś zechciał „przetłumaczyć” moje dolary i dać mi możliwość życia w innym państwie. Waluta to pewnego rodzaju przepustka do zupełnie obcego miejsca, wręcz: do obcej rzeczywistości. Mimo zachwytu co bardziej ciekawymi banknotami na świecie, na co dzień używamy polskich złotych i to one goszczą w naszych portfelach. Ale czy tylko? Uważam, że waluty obce to nie tylko środek płatniczy, który uprzyjemni Ci wakacje, ale są racjonalne powody, żeby w Twoim portfelu znajdywało się co nieco dolarów, euro czy franków szwajcarskich.
Tajski „bat”, czyli król jest wszędzie!
O konieczności posiadania CHFów nie muszę chyba przekonywać nikogo, kto zadłużył się w tej walucie podczas boomu mieszkaniowego sprzed kilu lat. Ale USD? EUR? Po co nam one – przecież żyjemy w kraju, który szybko nie znajdzie się w unii monetarnej. Oto kilka powodów, dla których warto rozważyć kupno walut:
– urlop za granicą. Sam kilkakrotnie poczułem, jak kosztowne może być kupno waluty na tydzień przed urlopem. Ponieważ zwykle nastawiamy się na całkowicie samodzielną realizację planów urlopowych, pieniądze potrzebne są nie tylko na pamiątki, ale na całość wyjazdu. W wielu przypadkach korzystniej jest podróżować z plikiem banknotów niż polegać na bankomatach (pomijam kwestię bezpieczeństwa takiego podejścia – to każdy musi ocenić sam), a różnica w kupnie waluty na pół roku przed urlopem a biegnięciem do kantoru w przeddzień wyjazdu może przełożyć się nawet na kilkanaście-kilkadziesiąt procent oszczędności.
Wykres USDPLN, czyli prawdziwy walutowy rollercoaster na przestrzeni ostatnich 10 lat.
– kredyt mieszkaniowy w walucie – przeważnie w kochanym CHFie. Zakładając ratę w wysokości 400 CHF miesięcznie i kupno franka o kilkanaście groszy taniej niż w banku (o tym, jak to zrobić przeczytasz za chwilę), możesz oszczędzić dobre kilkadziesiąt złotych miesięcznie. A także kupić nieco franków z myślą o kolejnych ratach, kiedy kurs będzie korzystny.
[Edycja 15.01.2015] Miejmy nadzieję, że dzisiejsze wydarzenia będą miały przejściowe konsekwencje, ale na razie zakredytowani we franku nie mają pododów do zadowolenia. Nie chcę krakać, ale czyżby zaraz rząd obiecał pomoc tym wszystkim, którzy podjęli dobrowolnie ryzyko walutowe, biorąc kredyty przy kursie franka w okolicach 2,20? I kto za to zapłaci? Ehhhh…
– poczucie bezpieczeństwa na wypadek sytuacji wyjątkowych. To aktualnie moja główna motywacja kupowania walut. Położenie geograficzne Polski jest jakie jest, historia również mocno wpływa na siłę naszej gospodarki i zaufanie, którym darzą ją zagraniczni inwestorzy, wiec ślepa wiara w stabilność złotego może drogo kosztować. Sam się nie oszukuję, że mając kilka tysięcy zielonych ochronię swój majątek w razie krachu. Ale będę w nieco lepszej sytuacji i dzięki temu być może będę miał do dyspozycji opcje, których innym będzie brakować (nawet, jeśli tą opcją będzie możliwość kupienia chleba za horrendalną sumę w walucie). A to może stanowić różnicę pomiędzy być lub nie być dla mojej rodziny. Nie wierzysz, że tak może być, lub że tylko wojna będzie miała takie następstwa, a wtedy ostatnią rzeczą, o którą będę się martwił, to gotówka w portfelu? W takim razie zachęcam do zapoznaniem się z historią najnowszą Białorusi lub zgłębieniem aktualnych wydarzeń na Ukrainie – tamtejszej hrywnie nie była potrzebna wojna, żeby na przestrzeni miesiąca bardzo się osłabić względem dolara:
Wykres USDUAH na przestrzeni ostatnich miesięcy.
A to i tak nic w porównaniu do białoruskiego rubla w 2011 roku, przez którego praktycznie wszystko, co sprowadzane z zachodu podrożało… prawie 4-krotnie!!!
[Edycja 15.01.2015] Pozwolę sobie na przykłady z historii najnowszej: kurs USDRUB (dolar/rubel) to kolejny dowód na możliwości dynamicznych zmian kursu, które pociągają za sobą realne konsekwencje w gospodarce państwa:
Postawa bazująca na założeniu „u nas będzie inaczej” jest naprawdę budująca, chociaż… czy nie nieco naiwna? Podsumuję to tak: obyś miał rację i oby żadne problemy nie wpłynęły negatywnie na złotówkę. Ale jeśli już zabezpieczać się na wypadek ewentualnych zawirowań, kiedy to robić jeśli nie właśnie teraz, kiedy za naszą wschodnią granicą jest niespokojnie? Czy będą bardziej wyraźne sygnały wyprzedzające w przyszłości? Śmiem w to wątpić…
[Edycja 15.01.2015] No, no – porobiło się przez ostatnie 10 miesięcy. Bez większego rozgłosu, bez paniki, bez wyraźnych powodów kurs USDPLN (dolar/polski złoty) poszybował w górę. Innymi słowy: złotówka straciła w ciągu roku ponad 20% w stosunku do amerykańskiej waluty…
– pracujesz za granicą i co jakiś czas wymieniasz walutę, w której zarabiasz, na kochane PLNy.
– dywersyfikacja portfela / inwestycja w waluty w wariancie skrajnie asekuracyjnym. Handel fizycznymi walutami to taki… forex bez dźwigni 🙂 Niestety spread zazwyczaj przekreśla takie podejście, ale są sposoby, aby różnicę pomiędzy kursem kupna a sprzedaży zmniejszyć do minimum, dzięki czemu do osiągnięcia zysku nie jest konieczna żadna spektakularna zmiana kursu.
Wiemy już po co, teraz czas na pytanie: gdzie? Bank? Kantor? A może… kantor przeniesiony do internetu, w dodatku opierający się na wymianie walut pomiędzy użytkownikami, zamiast na handlu z jakąkolwiek instytucją? Dzisiaj chciałbym Ci polecić platformę, z której sam korzystam od początku 2011 roku, a która pozwala na znaczne oszczędności w porównaniu z tradycyjnymi rozwiązaniami. Jej nazwa to… Walutomat.
Czyli jedna z pierwszych platform bazujących na koncepcji „kantoru internetowego”. Od jej startu w 2010 roku powstała cała masa konkurencyjnych kantorów internetowych, ale walutomat nadal ma pozycję lidera (tutaj jeden z rankingów) i nawet, jeśli gdzieś mógłbym zapłacić jeszcze mniejsze prowizje, to wolę trzymać się sprawdzonej usługi którą znam, do której mam zaufanie, i która po prostu dobrze działa.
Moja pierwsza transakcja – ponad 5 lat temu 🙂
No właśnie – jak to dokładnie działa? W największym skrócie: jak giełda, gdzie nie ma centralnego „skarbca” przechowującego towary i handlującego nimi, a za to są użytkownicy, którzy – za pomocą udostępnionej platformy internetowej – dogadują się między sobą co do szczegółów transakcji i – jeśli dojdą do porozumienia – następuje wymiana „towaru”. Model bardzo efektywny, ponieważ zamiast wielkiego, dyktującego pośrednika zostaje tylko ten, którego zadaniem jest dbanie o bezpieczeństwo i oferowanie narzędzi ułatwiających wspomniane dogadywanie się pomiędzy użytkownikami. Dodatkowo, odchodzą koszty utrzymania placówek i rozdmuchanego personelu. Zostaje więc tylko to, co niezbędne, co pozwala znacznie ograniczyć pobierane prowizje. Koniec teoretyzowania – zajmijmy się praktyką, a więc „instrukcja użytkowania Walutomatu krok po kroku”.
[Edycja 29.03.2016] walutomat.pl ma nowy wygląd, natomiast funkcjonalność pozostała. Z tego też powodu postanowiłem zaktualizować poniższą instrukcję. Sam nadal korzystam z Walutomatu i zgodnie ze swoją strategią inwestycyjną staram się alokować 5% wartości netto w walutach obcych, więc w miarę wzrostu wartości portfela inwestycyjnego, ilość posiadanych dolarów (przede wszystkim) oraz euro (w mniejszym stopniu) systematycznie rośnie.
1. Założenie konta walutowego w którymś z banków. Przynajmniej część banków oferuje takie konta za darmo i nie wymaga posiadania innych produktów bankowych. Teoretycznie, możemy wybrać dowolny bank, ale polecam trzymać się listy banków współpracujących z Walutomatem, dzięki czemu z łatwością możemy przewidzieć koszt wykonywanych operacji, a w większości przypadków ograniczyć go do zera: klik
2. Rejestracja na walutomat.pl. Jeśli klikniesz w ten odnośnik, zarejestrujesz się w portalu, a następnie zrealizujesz wymianę walut, otrzymam prowizję za polecenie. Po rejestracji najlepiej od razu dodać założone konta walutowe, gdyż zdecydowanie ułatwi to później przelew z Walutomatu na konto osobiste prowadzone w walucie obcej. W tym celu wystarczy wybrać opcję „Konta bankowe”, a następnie „Dodaj nowe konto”:
3. Przelew środków do walutomatu – załóżmy, że będą to PLNy. Nic prostszego – logujemy się do serwisu www.walutomat.pl, klikamy link „Wpłata do Portfela” (nowa opcja „Wymiana przelewem” nie wydaje mi się jakoś wyjątkowo praktyczna), a po wyborze waluty, banku źródłowego (z którego nastąpi przelew) i kliknięciu w przycisk „Generuj dane do przelewu” otrzymamy numer rachunku i unikalny kod (będący jednocześnie tytułem przelewu), dzięki któremu pieniądze zostaną przypisane do naszego konta. Teraz wystarczy wykonać przelew zgodnie z wytycznymi i poczekać na rezultat (w przypadku większości banków współpracujących z walutomat.pl to zaledwie 30 minut – zarówno na wpłatę, jak i wypłatę środków).
4. Zlecenie wymiany. Całość jest naprawdę intuicyjna. Kiedy pieniądze wpłyną na konto w Walutomacie (zostaniemy o tym poinformowani SMSem), możemy powtórnie się zalogować i wybrać opcję „Wymiana w Portfelu”.
Następnie określamy kwotę i walutę, jaką chcemy przelać (przykładowo: niech będzie to 1.000 PLN), walutę, którą chcemy kupić (np. USD) i maksymalny kurs, po jakim jesteśmy gotowi zawrzeć transakcję (możemy podać aż do 4 miejsc po przecinku, np. 3,7880 lub zaakceptować najlepszy kurs przeciwstawny, jaki w tej chwili możemy uzyskać). Takie zlecenie jest ważne bezterminowo (o ile sami go nie wycofamy) i jest realizowane automatycznie (w części lub całości), jeśli tylko znajdzie się przeciwstawna oferta dla naszej (czyli – jeśli kto inny będzie chciał sprzedać mniej więcej 330 USD po minimalnym kursie 3,7880).
Zlecenie wymiany w praktyce. Jeśli zależy Ci na pewnej wymianie w kilka sekund, wybierz opcję „Aktualnie najlepszy” zamiast „Własny kurs”
Po kliknięciu „Dalej” system podsumuje wybór i poprosi Cię o jego potwierdzenie:
5. (opcjonalnie) Przelew waluty na konto walutowe w wybranym banku. W skrócie: wybieramy opcję „Wypłata z portfela”, kwotę i walutę , którą chcemy przelać i numer konta, na jakie przelew ma zostać wysłany. Bardzo ważne jest to, żeby wybrana waluta i waluta prowadzonego rachunku była identyczna – w przeciwnym wypadku raczej nie powiemy nic pozytywnego o opłacalności tego procederu 🙂
6. (opcjonalnie) Wycieczka do banku po gotówkę. Tego chyba nie trzeba wyjaśniać. Od wpłynięcia waluty na konto bankowe (przeważnie do 30 minut od zlecenia przelewu!), pieniądze będą tam leżeć, aż nie zdecydujemy się czegoś z nimi zrobić. Przykładowo: dopóki nie wybierzemy się do banku i nie poprosimy o wypłatę waluty z konta walutowego. UWAGA – niezwykle ważne jest to, z jakiego konta pobierzemy pieniądze, bo przecież banki również zajmują się handlem walutami i nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której nasze dolary będą grzecznie leżały na koncie, a bankier – owszem – wręczy nam walutę, ale będzie ona pochodziła z wymiany złotówek leżącym na koncie prowadzonym w PLN. Jeszcze mała podpowiedź z mojej strony: nie ma znaczenia to, czy konta z którego wpłacamy złotówki i wypłacamy walutę są w jednym banku. Sam otrzymuję pensję na konto w mBanku, z którego leci przelew bezpośrednio do Walutomatu, skąd po przewalutowaniu pieniądze idą na (całkowicie darmowe) konto walutowe w BZ WBK.
Teraz najważniejsze: po co to wszystko i ile można na tym oszczędzić. Czemu po prostu nie pójść do kantoru lub banku? Po co dodatkowe narzędzie? Przede wszystkim, nic na siłę – jeśli wymieniasz waluty sporadycznie, w niewielkich ilościach i nie zamierzasz tego zmienić – opisywany portal nie na wiele Ci się przyda. Jeśli jednak od czasu do czasu odwiedzasz kantor, jeśli masz kredyt hipoteczny w walucie, lub chcesz chociaż trochę zabezpieczyć się na wypadek niekorzystnych zmian wartości naszej waluty, walutomat.pl jest dla Ciebie. Może on posłużyć jako skarbonka na waluty, którymi będziesz zarządzał w zależności od sytuacji i potrzeb. Ja na przykład wiem, że za każdego dolara potrzebnego podczas kolejnych egzotycznych wakacji zapłacę 3.02 zł. I to bez względu na to, jak będzie się kształtował kurs USDPLN przed planowanym urlopem. Niezależnie jednak od Twojej motywacji do kupna waluty popatrzmy, ile możesz zaoszczędzić na kupnie którejś z popularnych walut za kwotę 1.000 zł.
[table id=39 /]
[Edycja 15.01.2015] Śmiesznie to dzisiaj wygląda, prawda? USDPLN: 3,68, EURPLN: 4,31, CHFPLN: 4,32. Mógłbym powiedzieć, że na zakupach w ostatnim roku zarobiłem kilka tysięcy złotych. Prawda jest jednak taka, że to moje zabezpieczenie, którego nie zamierzam sprzedawać i żałuję tylko, że nie dobierałem jeszcze bardziej agresywnie…
Średnio: 5 groszy oszczędności na każdym dolarze, euro czy franku w porównaniu z kantorem tradycyjnym i ponad 10 groszy względem banków. Na każdym 1.000 zł to od 16,5 zł (w porównaniu z USD z kantoru) do 35 zł (w porównaniu z EUR w banku) oszczędności. Minus 2 zł prowizji Walutomatu za każdy wymieniony 1000 zł (dokładnie: 0,2% od wymienionej kwoty). Czy to się opłata? To zależy – w ostatnim tygodniu wymieniłem i wypłaciłem 2.500 USD w związku z obawą o niestabilną sytuację na Ukrainie (kiedy się uspokoi, pieniądze z powrotem pójdą do banku). To prawie 150 zł oszczędności względem tradycyjnego kantoru. A to tylko kilka operacji (przyznaję – znaczących w kontekście wcześniejszego korzystania z serwisu) wykonanych zgodnie z moją strategią zakładającą niewielkie, ale regularne wpłaty PLNów i zlecanie wymian. Dlatego mój werdykt jest jednoznaczny: oszczędzam zarówno pieniądze, jak i czas, więc zdecydowanie WARTO! Jeszcze większą różnicę poczujesz regularnie spłacając kredyt hipoteczny w oparciu o waluty kupione w kantorze internetowym. Ile dokładnie? Zainteresowanych zachęcam do wpisu Michała, w którym pokusił się o dokładne wyliczenia.
Jeśli jesteś sceptyczny wobec tego sposobu wymiany walut ze względów bezpieczeństwa, ten akapit to coś dla Ciebie. Szczerze powiedziawszy, nie boję się o moje środki na rachunkach Walutomatu bardziej niż o te w banku. Zarówno jedne, jak i drugie mogą w wyjątkowych sytuacjach (zwanych „siłą wyższą”) wyparować. Jeśli jednak odrzucimy skrajne scenariusze (z wojną na czele), zostaje naprawdę rozsądnie brzmiący model biznesowy. Walutomat to tak naprawdę pośrednik, a cały portal działa na zasadzie społecznościowej. Oznacza to tyle, że abyś zrealizował swoje zlecenie wymiany walut, inna osoba musi wystawić zlecenie przeciwstawne. Inaczej mówiąc – obie strony muszą najpierw zabezpieczyć środki na rachunkach walutomatu. Zadaniem platformy jest głównie przepisywanie tych środków pomiędzy kontami użytkowników. Oraz coś, co jest równie ważne: dokładna weryfikacja użytkowników portalu. Dane każdego przelewu z/do Walutomatu muszą się zgadzać z tymi podanymi przy rejestracji – polegamy więc na weryfikacjach dokonanych przez banki przy zakładaniu konta. Dodatkowo, Walutomat jest kontrolowany w zakresie zgodności z Prawem Dewizowym. Ostatni argument: nie zarzyna się kury znoszącej złote jaja. Portal działa już od 2009 roku, ma około 100.000 klientów, a jego obroty sięgają pół miliarda złotych miesięcznie! To niekwestionowany numer jeden wśród kantorów internetowych, a nawet te niewielkie prowizje dają pokaźne zyski właścicielom. Pokuśmy się o amatorskie wyliczenie:
0,2% od 500.000.000 zł to okrągły milion zł. Miesięcznie! Milion, który najprawdopodobniej należy pomnożyć przez 2, bo przecież za wymianę płacą obie strony transakcji. I jak tu nie dbać o zaufanie użytkowników, którzy generują takie przychody?
Do tej pory wszystko wygląda różowo – czy jednak naprawdę walutomat.pl nie ma wad? Produktów idealnych nie ma, ale platformy internetowej wymiany walut są bliskie ideału. Jedyne utrudnienia, które do tej pory napotkałem to:
– czas potrzebny na przeprowadzenie wymiany. Pozornie łatwiej jest wybrać się do kantoru, prawda? Ale przestaje to być prawdziwe, jeśli wymian dokonujemy często, regularnie, lub wystarcza nam sama wymiana, bez fizycznej wypłaty waluty. Jeśli masz konto walutowe w banku, to całość przebiega naprawdę sprawnie – rejestracja na walutomat.pl nie trwa długo, a 30 minut na wpłatę i wypłatę środków z większości banków (plus kilka minut na realizację transakcji) to naprawdę rozsądny czas, po którym możesz gnać co sił w nogach do banku, w którym…
– czasami nie ma walut. Nie oszukujmy się – kupno fizycznej waluty w banku to niezbyt opłacalny interes, z którego korzystają nieliczni. W związku z tym, banki nie trzymają wielkich sum we wszystkich oddziałach. W ostatnim tygodniu wypłacałem waluty dwukrotnie – na łączną kwotę 2.500 USD. Za pierwszym razem wypłaciłem 1.000 z 1.500 USD dostępnych w jednym z oddziałów WBKu – prawie wyczyściłem ich do zera, a przecież kwota nie była znaczna. Kolejna wypłata z innego oddziału (tym razem w Warszawie): nieudana („walut brak, następny klient proszę…”). Dopiero w innej placówce na pytanie o to, czy wyciągnę 1.500 USD otrzymałem odpowiedź „oczywiście”. Prawdopodobnie banki nieco lepiej „stoją” z zapasami euro, ale to należałoby sprawdzić. Na pewno warto mieć świadomość, że może być różnie, a większość banków ma ciekawe postanowienia w regulaminach, według których zaleca się anonsować wypłaty gotówki w walucie przekraczające nawet 500 USD/EUR… To chyba największa wada opisywanego rozwiązania. Zwłaszcza, że jeśli myślimy np. o kupnie EUR, to niektóre z bankomatów Euronetu umożliwiają wypłatę waluty, której kupno zazwyczaj nie kosztuje więcej niż w kantorze.
– mimo wszystko, to dodatkowy pośrednik, instytucja, w której trzymamy pieniądze i która jest kontrolowana w sposób mniej rygorystyczny niż banki. Całkowitej pewności o bezpieczeństwo swoich pieniędzy mieć nie można. Z drugiej strony… czy gdziekolwiek (nawet w banku) mamy taką gwarancję?
Co sądzisz o moim podejściu do wymiany walut? Czy uważasz, że warto mieć chociaż niewielką część portfela wyrażoną w walutach obcych? Czy według Ciebie ma znaczenie to, czy jest to tylko elektroniczny stan Twojego rachunku, czy realne papierki przechowywane w domu? Wreszcie – czy dodatkowe czynności wymagane po to, żeby raz na jakiś czas oszczędzić kilkadziesiąt złotych to gra warta świeczki? Zapraszam do komentarzy, dziękuję tym, którzy zdecydują się zarejestrować na walutomat.pl za pośrednictwem podanego linka i dokonać transakcji wymiany.
A na koniec zostawiłem ankietę, w której pytanie brzmi: jakie jest Twoje zdanie na temat handlu walutami?
[poll id=”10″]
Mnie bolesna lekcja odnośnie walut i ich wymiany spotkała na wakacjach, gdzie przed wyjazdem nie przeliczyłem jaka operacja będzie najbardziej korzystna, przez co wymieniałem drogo kupione euro w zwykłym kantorze w PL w miejscowości turystycznej na lokalną walutę. Nawet nie chcę wracać do tego myślami, bo dodatkowe koszty czyli wymiana walut sięgnęły 10-20% kosztu całego wyjazdu. Więc warto na kilka miesięcy przed, a nie godzin, zaplanować operację.
Nie mógłbym się bardziej zgodzić z tym, co piszesz. Tyle, że Ty teraz żałujesz, bo była to dla Ciebie lekcja, z której wyciągnąłeś wnioski. Jednak bardzo wielu turystów wniosków nie wyciąga i powtarza te błędy regularnie, bez ich świadomości. Możliwe nawet, że są dzięki temu bardziej usatysfakcjonowani z urlopów, niż Ty w związku ze zrozumieniem swojego błędu 🙂
Waluty to moim zdaniem świetny sposób na dywersyfikację większych środków, oszczędnościowych/inwestycyjnych. Co z tego że znaczną gotówkę trzyma się w kilku bankach, jeżeli spadek złotówki dotknie WSZYSTKICH oszczędności. W wypadku nawet nieznacznego spadku można stracić dotychczasowy zysk z oprocentowania.
Ale waluty to przecież nie wszystko: można przecież posiadać złoto/dobra materialne co na wypadek katastrofalnego kryzysu/wojny jest gwarantem bezpieczeństwa – przynajmniej przez jakiś czas, a w takich sytuacjach niewiele może zmienić bardzo wiele 🙂
Na koniec dodam jeszcze że dywersyfikacja (czy poprzez podział środków na waluty/dobra czy wybór różnych inwestycji/banków) to strategia defensywna. Zmniejsza straty, ale prawda jest taka że praktycznie nie sposób na niej zyskać. Ale żeby tracić, najpierw trzeba cokolwiek mieć – i tematyka zarabiania/oszczędzania jest dla mnie dużo bardziej interesująca. A koszty wymiany walut można zmniejszyć, ale zawsze coś się traci – ze względu na pośredników.
Masz rację z tą potencjalną stratą. Zresztą – nawet fakt, że waluty leżą zwykle na nieoprocentowanych kontach również się do tego przyczyniają. Natomiast złoto (i inne metale szlachetne) zasługują na osobny wpis 🙂
Posiadam konto walutowe w BZ WBK o którym piszesz i mogę szczerze polecić.
Ja do tej pory korzystałem z cinkciarz.pl – oni teoretycznie nie pobierają prowizji za transakcje. Wiesz może na czym w takim razie zarabiają?
też korzystam z tego serwisu 🙂
„Bank Millenium”-> „Bank Millennium” bardzo częsty błąd :], kiedyś to był Bank Gdański, ale zrobili 'rebranding’ chyba po jakiejś aferze;
„w regulaminach,m” -> „w regulaminach,”;
„handlu walut?”->”handlu walutami?”;
Lokując kapitał w walutach zawsze jest ryzyko, że złotówka się umocni i stracimy na takiej inwestycji.
Dzięki – poprawione. Czy Ty widzisz te wszystkie błędy od razu, podczas czytania? Np. ten z Bankiem Millennium dość ciężko zaważyć, jeśli nie zwróci się na to szczególnej uwagi.
Co do straty w przypadku umocnienia złotówki – zgoda, ale w wielu sytuacjach (np. spłata rat kredytu w CHF czy chęć zabezpieczenia się w okresach szczególnego zagrożenia dla lokalnej gospodarki) to ma drugorzędne znaczenie. Zwłaszcza, że umocnienie złotówki chyba nie jest bardziej prawdopodobne od jej osłabienia, prawda? 🙂
„zaważyć”->”zauważyć” 😉
Nie wiem, może mam coś z mózgiem nie tak, że zauważam takie błędy. Zasadniczo czytam wolno, i/bo czytając staram się dobrze zrozumieć to, co czytam, może stąd to wynika. Jeśli chodzi o Millennium, to od kilku miesięcy pracuję nad projektem z Nimi związanym, a już nie jedna osoba popełniła ten błąd. Straciłem sporo czasu zastanawiając się dlaczego nie działa mi połączenie z bazą, okazało się, że w nazwie bazy jest dokładnie ta literówka, którą i Ty popełniłeś.
W umocnienie złotówki też jakoś specjalnie nie wierzę, ale taka ewentualność istnieje i trzeba o niej pamiętać.
mowisz o poczuciu bezpieczeństwa na wypadek sytuacji wyjątkowych, a co sadzisz o zlocie/srebrze fizycznym? moim zdaniem maja wieksza wartosc w sytuacjach kryzysowych
pozdrawiam
Temat na osobny wpis. Posiadam również nieco złota fizycznego w portfelu inwestycyjnym. Traktuję je wyłącznie jako walutę na trudne czasy i mam nadzieję, że nie będzie potrzeby użycia go jako instrumentu płatniczego – bo to będzie znaczyło, że zdarzyło się coś naprawdę tragicznego dla ludzkości.
Też mam to konto w wubeku, polecam – założyłam dawno temu, niby niepotrzebnie, jednak szybciej niż myślałam okazało się bardzo pomocne 🙂 A skoro nic nie kosztuje… 😉
Dokładnie – warto mieć pod ręką narzędzia, bo tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kiedy się nam przydadzą. Oczywiście nie ma co przesadzać – musimy kontrolować sytuację, bo w przeciwnym razie wystarczy jedna zmiana regulaminu, której nie zauważymy i mogą się pojawić dodatkowe koszty.
Pracuję w Polsce, ale głównie dla brytyjskich klientów, toteż 2-3 razy w miesiącu wymieniam funty na złotówki. Dotychczas korzystałam w kantoru w Alliorze i byłam zadowolona (szybko, wygodnie, niezły kurs – w porównaniu z innymi bankami), ale porównując widzę, że Walutomat ma jeszcze lepszy kurs skupu (2-4 grosze). Jeszcze się zastanowię, ale możliwe, że przy następnej wymianie kliknę w Twój link 🙂
O inwestowaniu w waluty też myślałam i rozważam, ale bardziej chodzi mi po głowie inwestowanie w złoto, dlatego z niecierpliwością czekam na wpis.
Kilka groszy przy regularnych zleceniach wymiany na – najprawdopodobniej – spore kwoty zrobi różnicę, więc zachęcam 🙂 Co do złota… od początku staram się unikać tematów inwestycyjnych (uważam, że są znacznie lepsi w tej kategorii), ale skoro jakieś doświadczenia mam, być może kiedyś zdecyduję się na ich opisanie. Pomogłoby odświeżenie tematu – czyli np. kupno kolejnej monety 🙂 Muszę o tym pomyśleć.
Od jakiegoś czasu chodzą mi po głowie właśnie waluty wymieniane przez internet. Nawet obwąchałam cinkciarza 🙂 Teraz rzeczywiście bardziej interesują mnie w kontekście zabezpieczenia, ale wcześniej myślałam o śledzeniu kursów i inwestowaniu dla zwykłego zarobku. Może jakieś opinie od bardziej doświadczonych w temacie?
To kolejny komentarz w temacie cinkciarza. Muszę przyznać, że sama nazwa portalu odpycha mnie na tyle, że nawet nie myślę o jego wypróbowaniu 🙂 „wcześniej myślałam o śledzeniu kursów i inwestowaniu dla zwykłego zarobku” – śledzenie kursów, a przede wszystkim jakiekolwiek próby przewidzenia sytuacji to niełatwy kawałek chleba. Zarobisz niewiele (jeśli w ogóle), a narobisz się po pachy 🙂 Chyba, że chodzi o docenienie braku dźwigni, dzięki czemu ewentualne straty są mniejsze (niestety, zyski również). Moja opinia – a więc zdanie kogoś, kto ma kilka-kilkanaście tysięcy zł w walutach: nie warto, jeśli podstawowym celem jest zarobek.
I bardzo dziękuje za odpowiedź. Takie niestety były moje domysły w kwestii zarabiania na walucie. Za duże nakłady czasu zyski niewielkie i niepewne. Czyli szukamy dalej 🙂
Jeśli chcesz zarabiać więcej (a więc również akceptujesz straty), to w kontekście walut forex jest czymś wartym rozważenia. Ja przetestowałem kiedyś jeden z rachunków demo i stwierdziłem, że to nie dla mnie (ruletka na całego).
Na ruletkę jest jeszcze za wcześnie – nie będę się rzucać na głęboką wodę skoro dopiero uczę się pływać 🙂
No właśnie.
Czy można wykorzystać Forex do wymiany waluty jeśli ma się otwarte konto np. w Bossie?
Tam spredy są minimalne + prowizja od tranzakcji – dzisiaj 0,2 pln. Normalnie 0,99 pln. Przy 100 USD prowizje są porównywalne z walutomatem – kurs wymiany korzystniejszy, więc jest już dobrze. Przy większych kwotach jest tylko lepiej.
Wychodzi korzystniej od Walutomatu czy innego Currency Fair mechanizmu.
Problem, którego nie mogę łatwo rozwiązać to przeniesienie pieniędzy na rachunek.
Hej Wolny, ciekawy wpis i temat, który chodził mi od jakiegoś czasu po głowie.
Kantory walutowe to faktycznie super wygoda. Osobiście korzystam z kantoru internetowego Alior Banku – czuję się po prostu pewniej mając świadomość, że po drugiej stronie jest bank, a nie spółka z o.o.
Kursy wymiany są wprawdzie trochę mniej korzystne (zwykle ok. 1 grosz różnicy), ale to taka „premia za poczucie bezpieczeństwa”, którą gotów jestem zapłacić.
Kto wie, może niepotrzebnie jestem na to wyczulony? Myślę, że takie porównanie bezpieczeństwa zwykłego kantoru internetowego prowadzonego przez spółkę z o.o. z kantorem internetowym banku mogłoby wyjść ciekawie.
Zastanawiam się po prostu na czym polegają różnice w odpowiedzialności względem klientów i ewentualne bezpieczeństwo środków klientów? Nie chciałbym Ci dorzucać roboty, ale może przy okazji przygotowywania się do tego artykuły natknąłeś się na jakieś informacje na ten temat?
Serdecznie pozdrawiam.
Twoje wyczulenie na kwestię bezpieczeństwa ma swoje uzasadnienie. Ja – może nieco naiwnie – ufam tym, o których nie piszą na pierwszych stronach gazet w kontekście skandali i których produkty funkcjonują od ładnych kilku lat. Chociaż takie Amber Gold też istniało kilka lat z tego co pamiętam 🙂
Zawsze warto mieć (choćby niewielką) część oszczędności w obcej walucie ze względów bezpieczeństwa.
Nie wiadomo co przyniesie przyszłość, więc warto poza PLN mieć też kilka euro czy dolarów na „czarną godzinę”.
Piszę oczywiście o trzymaniu innej (najlepiej stabilnej) waluty w formie oszczędności, nie przejmując się różnicami kursowymi i nie traktując tego jak inwestycję.
Dobry wpis!
M.
To tak jak z fizycznym złotem, które raczej jest postrzegane jako zabezpieczenie na najczarniejsze scenariusze, a nie jako instrument inwestycyjny. Chociaż z tym też różnie bywa.
Ja polecem cinkciarz.pl, szczególnie przy dużych kwotach dają fajne upusty 🙂
pozdrawiam
Jak już pisałem – sama nazwa tej usługi mnie odrzuca i sprawia, że nie czułbym się bezpieczny deponując tam moje pieniądze 🙂
Ja tam robiłem transakcję na zakup ponad 80 tysięcy franków szwajcarskich, polecam, szybko i żadnych problemów:) o ile wiem, to cinkciarz ma na swoim koncie najwięcej transakcji w Polsce
Nie twierdzę, że są problemy – napisałem tylko, że sam bym się nie czuł zbyt bezpiecznie udając do „cinkciarza” i zlecając kupno 80.000 CHFów. Domyślam się, że kupowałeś walutę w celu spłaty kredytu mieszkaniowego?
Ja od jakiegoś czasu korzystam tylko z kantorów elektronicznych. pracuje za granicą i dostaje wypłatę na obce konto i w takim kantorze lepiej mnie wychodzi wymiana niż przewalutowanie przez polski bank przy robieniu przelewu
Przewalutowanie przez bank to jeden z ostatnich sposobów, który bym wybrał 🙂 Chociaż – zobacz ilu kredytobiorców zadłużonych w CHFach uważa to za standard i nic nie robi, żeby co miesiąc oszczędzić kilkadziesiąt złotych.
Wolny, może zajmiesz się tematem celowości zakupu własnego samochodu.
Zerknij na to: http://fridomia.pl/2014/03/07/jakimi-samochodami-jezdza-fridomiaczki-i-fridomiacy/
„Moj samochod to tzw. carsharing. Otwieram applikacje w telefonie, patrze jaki samochod stoi w poblizu i bookuje go na np. 3 godziny. Podchodze do niego, przykladam moja karte klienta do szyby i samochod sie otwiera, w srodku sa kluczyki, odpalam i jade. Koszt to 1 lub 2 euro za godzine – zalezy od pory dnia – i 24 centy za przejechany kilometr. Nie musze tankowac, ubezpieczac, naprawiac itd. Place tylko za czas i przejechana droge. Pozniej odstawiam samochod w poblizu gdzie go odebralem, przykladam karte i samochod sie zamyka. Po jakims czasie dostaje maila z faktura, a kwota jest mi odciagana z karty kredytowej. Rewelacja.”
Rozwiązanie idealne – wiem to od jakiegoś czasu. Tyle, że nie istniejące w miejscu, gdzie mieszkam. W naszym pięknym kraju to jeszcze pieśń przyszłości, chociaż ostatnio czytałem o pilotażowym programie, który ma ruszyć w Warszawie. Tyle, że:
1. nie mieszkam tam.
2. mamy 9-miesięczne dziecko, a zmieszczenie się do Smarta (takie auta mają być w Warszawie) na kilkudniowy wyjazd (w podróżach po mieście praktycznie nie używamy auta) graniczyłoby z cudem.
Czyż w takimże razie nie zastanawiałeś czy robiąc mniej niż 12 000 km rocznie, nie korzystniej jest sprzedać coś co czy stoi czy leży koszty generuje i wynajmować samochód wtedy kiedy trzeba?
Jestem teraz przed sprzedażą samochodu i zastanwiam czy kupować kolejny czy iść w wynajem.
Fajnie by bylo zobaczyc taką kalkulacje na blogu.
Zastanawiałem się nad tym wielokrotnie. Dokładnych obliczeń boję się robić, bo prawdopodobnie okaże się, że korzystniej jeździć taksówką. Jakoś to już tak jest, że człowiek się przyzwyczaja do dobrego i ciężko mu z tego zrezygnować. Tak jest w moim przypadku z autem – przyznaję się bez bicia. Myślę, że miałbym w tym temacie bardziej zdecydowane poglądy, gdyby nie kilka rzeczy:
– prawie wszystkie trasy to dystanse powyżej 100 km i przynajmniej 3-dniowe pobyty tam, gdzie się wybieramy (a często dłużej), więc wynajem auta trochę by kosztował
– kilkumiesięczne dziecko sprawia, że człowiek chce mieć wygodny sposób lokomocji z wszystkim, co takiemu dziecku potrzebne, bez martwienia się o pojemność bagażnika czy otarcia/zniszczenia w pożyczonym aucie.
– aktualny samochód to naprawdę minimalne wydatki – gdyby wymagał on regularnych napraw czy wymian części, pomyślelibyśmy. A ponieważ ma oszałamiające 94.000 km (mimo ponad 9 lat na karku) i można na nim polegać, to ciężko byłoby nam się go pozbyć.
Myślę, że pojeździmy nim jeszcze dobre kilka lat. Prawda jest taka, że to co napisałem, to wymówki i zdaję sobie z tego sprawę. Można by inaczej, taniej – ale przyzwyczajenie do dobrego robi swoje, a poza tym utrzymania tego auta absolutnie nie odczuwamy w naszym budżecie, wiec nie mamy też ciśnienia na optymalizację tych wydatków.
Czy jest jakiś wzór na to ile możemy maksymalnie wydać na samochód konsumpcyjny? 🙂 Coś jak z poduszką finansową, typu 12 krotność miesięcznych wydatków.
Taka granica powinna być ustalana indywidualnie, i – przynajmniej według mnie – w zależności od miesięcznych zarobków gospodarstwa domowego, a nie wydatków. Nie podam Ci gotowego wzoru, ale zarobki przemnożone przez 12 to byłoby szaleństwo – sam na pewno nie poświęciłbym rocznej pensji na coś tak mało znaczącego jak auto 🙂
Od pewnego czasu skupuję sukcesywnie inne waluty, aby mieć je pod ręką na wszelki wypadek. Jeszcze nie podjąłem decyzji, co z nimi zrobię.
Leon.
A gdzie przechowujesz walutę? Wybierasz pieniądze w kantorze/banku, czy leżą na kontach? U mnie do tej pory istniały tylko wirtualnie, ale przynajmniej chwilowo wolę mieć trochę zielonych w portfelu…
Proponuję schować w materac / pod łóżko 🙂
chyba najlepiej tak zrobić i po strachu 😀
Ja bym się bał inwestować teraz w USD. Panuje sytuacja, którą ciężko przewidzieć. USA jest gigantem ale również może paść finansowo o czym często słyszymy. Od waluty amerykańskiej chciałyby odejść niektóre kraje. Amerykańska waluta stopniowo traci na wartości jako waluta międzynarodowa, chociaż na dzień dzisiejszy bezapelacyjnie na nim króluje. Tyle, że przypadku krachu jej wartość zdecydowanie osłabnie.
Przy takich międzynarodowych krachach można zarobić bezpieczniej na złocie, choć to przez dość długi okres spada. I tak oto wszystko staje się ryzykiem 😉
Wiesz co… o możliwości turbulencji na wykresie USD słyszałem już kilka lat temu, obstawiałem to w czasie uruchamiania amerykańskich drukarek i wprowadzania programu ratunkowego dla gospodarki. I jaki jest tego efekt? Żaden.
Co chwilę coś wskazuje na słabość giganta, który może nagle paść na kolana. Uważam jednak, że efekt ślepego podążania za stadem, które wierzy w swoją siłę (a Amerykanie w nią wierzą) robi swoje. Poza tym w obecnych okolicznościach, kiedy ewentualny konflikt byłby niebezpiecznie blisko granic Unii, a USA odegrałyby rolę dobrego wujka, który wykorzysta sytuację na utylizację swojej starzejącej się broni to kolejny argument za tym, że w najbliższym czasie USD nie powinno nic grozić.
A myślałeś kiedyś na d zainwestowaniem w Opcje Binarne ?
Ja zawsze staram się porównywać waluty w kantorach zanim przystąpię do wymiany. Niekiedy zdarza się, że wybieram kantory internetowe a często również te stacjonarne, bo obniżają nieco kursy jak wymieniam więcej pieniędzy. Warto się interesować, można wtedy zyskać.
Odgrzebię ciekawy temat i zapytam się a jak tu jest z podatkiem gdy zwyczajnie w świecie spekulujesz? Kupujesz euro taniej, sprzedajesz drożej i twój zysk to różnica kursowa. Zapewne odprowadza się podatek od tego. Pytanie: jak?
Wrzucam do pit-36. Analogicznie jak przychody np. z kokosa. Ale ja praktycznie nie spekuluję – jestem do przodu kilka tysięcy zł w związku z dokupowaniem walut w zeszłym roku, ale po pierwsze to papierowy zysk, a po drugie – traktuję to jako swego rodzaju zabezpieczenie na wypadek okoliczności ekstremalnych 🙂
a czy próbowaliśie kupować waluty ma mforex.pl, świetna sprawa, mają chyba najniższe spready i najważniejsze jest to że pracują w modelu ECN a nie Market Maker, sam decydujesz czy kupujesz czy nie bez brokera, który chce zarobić na twojej stracie
ja gram w zielone z kantorami internetowymi świetne kursy i sa teraz na fali wymieniam w https://www.inkantor.pl/kalkulator-walutowy naprawdę świetna sprawa wszystkie potrzebe rzeczy mam na stronie
Przez platformę Amronet można też kupować walutę taniej, a drożej sprzedawać, bez ryzyka.
Te kantory, które wymieniacie są naprawdę dobre. Już z kilku miałem przyjemność korzystać. W Amronecie transakcje formowe przebiegają bardzo pozytywnie, bo nie tylko szybko i niedrogo ale otrzymuję też FV.
Dobre mam doświadczenia jak na razie z firmą Amronet (www.amronet.pl). Wymieniam głównie dolara, mają atrakcyjne kursy, a już na pewno lepsze niż to co oferują banki. Oszczędza się na tzw. opłacie spreadowej.
Moim zdaniem cinkciarz ostatnio zupełnie już nie jest na topie. Ma coraz więcej różnych problemów technicznych. Tak jak teraz ta afera z opóźnionymi transakcjami: http://tvn24bis.pl/pieniadze,79/cinkciarz-opoznienia-w-realizacji-transakcji,633933.html. Większe zaufanie wzbudza we mnie https://ekantor.pl/ na chwilę obecną!
Powiem szczerze, że zawód zobowiązuje mnie do obrony tradycyjnych kantorów 😀 Oczywiście przy regularnych wpływach/zobowiązaniach w euro lub dolarach nie ma ucieczki przed kantorami internetowymi/walutomatem. Z drugiej strony, walutę na jakikolwiek wyjazd lub wspominane na początku tajskie baty można pozyskać tylko w kantorze.
Jeszcze takie przemyślenie o niezależnych kantorach internetowych – wydaje mi się kwestią czasu aż banki przejmą „tą część tortu”. Widać to po działaniach Aliora czy Raiffeisena. I wydaje mi się, że ludzie będą woleć bankowy kantor, bo z natury będzie wygodniejszy (szybszy i dostępny z panelu konta bankowego), a nawet przy miesięcznym obrocie rzędu 3.000 euro 1 grosz (czyli de facto 30 złotych miesięcznie) nie skusi raczej do zakładania kolejnych kont w nowych miejscach.
Polecam sprawdzać opinie o kantorach w rankingach, idzie wtedy znacznie szybciej niż sprawdzanie każdego po kolei, to trwa wieki. Ja najczęściej rzucam okiem na jakikantor.pl – masa użytkowników, więc mamy aktualne opinie co, jak i gdzie 😉
Tak właśnie znalazłam całkiem fajny kantor:) z gieldawalut.com korzystam już niemal rok czasu, więc na razie innego nie szukam w rankingach, ten mi odpowiada, tak samo w zakresie wyceny walut jak i wygody użytkowania. Ach no i nie można też jedynie kursem się sugerować jak wybieramy miejsce do przewalutowań, trzeba też spojrzeć na prowizję oraz koszty przelewów.