Dzisiaj będzie konkretnie. Spróbuję policzyć – zarówno dla Was, jak i dla samego siebie – ile można zaoszczędzić na własnoręcznym (zgodnym z ideą: Do It Yourself) remoncie typowego mieszkania. I czy to wszystko się kalkuluje, biorąc pod uwagę rozmaite za i przeciw.
Własnoręczny remont nie oznacza działania w pojedynkę: zwyczajowo po kupnie mieszkania pojawiają się deklaracje „jak będziesz kogoś potrzebował do pomocy czy przewiezienia materiałów to daj znać” – i nawet, jeśli czasami są to deklaracje bez pokrycia, nie wstydzę się od czasu do czasu powiedzieć „sprawdzam” – i zazwyczaj nie spotyka mnie zawód. A mając chociażby 2-osobową mini-ekipę remontową, dostępną od czasu do czasu na kilka godzin, można zrobić całkiem wiele.
No właśnie – a co takiego jest zwykle do zrobienia w standardowym, 50-metrowym mieszkaniu (dla obliczeń przyjmę rozkład: 4 m2 przedpokój, 4 m2 łazienka, 12 m2 pokój i 30 m2 salon z aneksem), które odbieramy od dewelopera lub kupujemy w stanie nadającym się tylko do remontu? Oto lista najczęstszych prac, które zwyczajowo oddajemy w ręce specjalistom i ich orientacyjne ceny obowiązujące w największych miastach Polski:
- kładzenie gładzi gipsowej – to chyba jedyna rzecz, którą oddam w obce ręce. Cena: 20 zł x 100 m2 (orientacyjna powierzchnia ścian w pomieszczeniach oprócz łazienki) = 2000 zł.
- gruntowanie ścian: 2 zł x 100 m2 (orientacyjna powierzchnia ścian w pomieszczeniach oprócz łazienki) = 200 zł.
- malowanie: 7 zł x 100 m2 (orientacyjna powierzchnia ścian w pomieszczeniach oprócz łazienki) = 700 zł.
- wykonanie sufitu podwieszanego: 50 zł x 4 m2 = 200 zł.
- hydroizolacja łazienki: 6 m2 (wersja minimalna) x 20 zł = 120 zł.
- biały montaż:
– stelaż podtynkowy: montaż i obudowanie płytą K-G: 200 zł
– montaż prysznica + brodzika: 300 zł
– montaż umywalki: 70 zł
- montaż baterii x3 (prysznic/wanna + umywalka + zlewozmywak w kuchni): 60 zł x 3 = 180 zł
- układanie płytek ceramicznych / terakoty:
– łazienka: 19 m2 (ściany) x 50 zł + 4 m2 (podłoga) x 50 zł = 1150 zł.
– kuchnia: 4 m2 (podłoga) x 50 zł + 3 m2 (ściana pomiędzy szafkami) x 50 zł = 350 zł.
– przedpokój: 4 m2 (podłoga) x 50 zł = 200 zł.
- układanie paneli:
– salon: 26 m2 x 15 zł + 25 m x 10 zł (listwy przypodłogowe)= 640 zł.
– pokój: 12 m2 x 15 zł + 14 m x 10 zł (listwy przypodłogowe) = 320 zł.
- montaż drzwi wewnętrznych:
– 3 szt x 150 zł = 450 zł.
SUMA: 7080 zł.
Czas na kilka uwag do powyższej listy. Przede wszystkim, lista jest niekompletna i zdecydowanie orientacyjna. Można argumentować, że część prac niemal każdy wykonuje samemu (sam nie wyobrażam sobie płacenia 10 zł za położenie każdego metra bieżącego listw przypodłogowych), ale z drugiej strony, jest mnóstwo prac, których nie uwzględniłem: od prac elektrycznych, przez wodno-kanalizacyjne, do szczegółów typu cokoły, listwy dekoracyjne,punkty świetlne i masę innych rzeczy. Wystarczy, że zażyczysz sobie przesunięcia któregoś z przyłączy, masz nieco nietypowy rozkład pomieszczeń, nie chcesz się bawić w samodzielny montaż urządzeń AGD, czy najzwyczajniej na świecie zapomnisz o dziesiątkach czynności, które budowlaniec – owszem, wykona – i doda do rachunku. Nie mówiąc nawet o skuwaniu posadzek (~50zł/m2), przestawianiu ścian, czy wykonywaniu fikuśnych półek, zabudów itp. W skrócie: można naprawdę popłynąć z kosztami.
I właśnie dlatego w wielu sytuacjach warto samemu zająć się częścią czynności, które zwykle zlecamy komu innemu. W tym wpisie opisałem część zalet wypływających z samodzielnych remontów, ale dzisiaj chciałbym je uzupełnić, a także wskazać wady, które oczywiście też istnieją:
ZALETY samodzielnych remontów:
- koszty. Wyliczone 7 tysięcy złotych (które może równie dobrze zamienić się w 4 tysiące lub 20 tysięcy) to konkretna kwota i jeśli tylko czas poświęcony na remont nie generuje dodatkowych kosztów (lub nie powoduje obniżenia dochodów), jest o co walczyć.
- dodatkowy fach w ręku. Nauka dodatkowego rzemiosła to niewątpliwa zaleta, która idealnie pasuje do koncepcji miejskiego survivalu, którą zdecydowanie pochwalam. Oraz do koncepcji „zrób to sam”, którą przedstawiałem chociażby tutaj.
- wiesz, co masz w domu i skoro potrafiłeś zrobić, to też będziesz potrafił naprawić.
- satysfakcja z dobrze wykonanej pracy i jej efektów. Pamiętam dobrze, jak dużo radości sprawiło mi i żonie wspólne położenie paneli podłogowych kilka lat temu. Szło niesamowicie szybko, a efekty było widać gołym okiem – byliśmy wręcz dumni z wykonanej pracy!
- Po złapaniu bakcyla chcesz więcej i zaczynasz podejmować się tak ambitnych projektów, jak choćby własnoręczne wykonanie prostych mebli.
WADY samodzielnych remontów:
- przede wszystkim czas. Nie ma się co oszukiwać: robiąc samemu, spędzisz na większości czynności kilkukrotnie dłuższy czas niż specjalista. Dodatkowo, przed rozpoczęciem prac musisz wyczytać wszystko od podstaw, co również potrafi trwać całe godziny. Ale za drugim, trzecim razem ta różnica zaczyna być coraz mniejsza i w końcu sam możesz określić się mianem eksperta-amatora.
- ryzyko. To naturalne, że możesz coś schrzanić. Większość znajomych, którzy starali się nieco wypośrodkować kwestię „samemu czy z ekipą” w końcu dawało za wygraną i pojawiał się koronny argument „nie tykam tego, czego nie umiem – jeszcze zepsuję”. Ja mam na to prostą odpowiedź: skoro nie spróbujesz, to się nie przekonasz, a jeśli nie zrobisz sam, to się nie nauczysz. Proste.
- jakość wykonanych prac może być… różna. Biorąc pod uwagę efekty pracy budowlańców-partaczy, jak i najlepszych w swoim fachu, moim osobistym celem jest wstrzelenie się gdzieś pomiędzy (chociaż ambicje każą mi być bliżej tych drugich). Jak to wyjdzie – czas pokaże, a kwestia jakości może być zarówno wadą, jak i zaletą samodzielnych remontów.
To do Ciebie należy ostateczna decyzja. Ponieważ sami ostatnio nieco zdywersyfikowaliśmy nasze inwestycje i staliśmy się właścicielami mieszkania (a w zasadzie: mieszkanka, ale o szczegółach na razie nie piszę, bo sprawa wcale nie jest tak prosta i oczywista), musieliśmy wybrać głównego wykonawcę robót wykończeniowych. Zapewne już się zorientowałeś, że ten zaszczytny tytuł przypadł mojej skromnej osobie i w związku z tym najbliższe tygodnie będą bardzo wymagające. Pokażą one, czy postawienie na moje umiejętności (aktualne i przyszłe :)) zda egzamin i będzie optymalne pod względem kosztowym (tego jestem pewien) i czasowym (tu mam spore wątpliwości). Ponieważ funkcja tego mieszkania będzie dość specyficzna, staramy się upraszczać na ile można i minimalizować ilość potrzebnych prac remontowych.
Po zakończeniu prac postaram się podsumować zarówno koszt, jak i czas spędzony na tym projekcie, a także pochwalę się rezultatami. Być może będzie również kilka pomysłów na to, jak uprościć projekt, obniżając jednocześnie sumaryczny koszt całości. Ponieważ realizacja przedsięwzięcia trochę potrwa, proszę o cierpliwość i wyrozumiałość, jeśli kolejne wpisy będą pojawiały się mniej regularnie.
Łazienka w płytach gipsowo-kartonowych, a na podłodze OSB… zapowiada się ciekawie.
Proponowane podejście nie jest dla każdego, a ja nie zamierzam go gloryfikować ani przekonywać o jego słuszności. W naszym przypadku to wybór trochę z rozsądku, trochę z konieczności (brak zaufanych ekip w okolicy), a także wynik wiary w to, że chcieć to móc. Ale doskonale rozumiem, że niektórzy znacznie lepiej realizują się w czynnościach, które nie wymagają predyspozycji technicznych. Jeszcze innym zależy na czasie, co może być optymalne kosztowo (chociażby ze względu na dodatkowe koszty utrzymania dwóch mieszkań na czas remontu). Są też osoby, które mogą zarobić więcej wykonując dodatkowe zlecenia w codziennej pracy. Albo takie, które są przeciążone obowiązkami i nie wyobrażają sobie poświęcenia dodatkowego czasu na remont.
Ale nie ma co się łudzić, że wtedy kto inny przejmuje całą odpowiedzialność i wszystkie zadania do wykonania. Zwyczajowo, projekt należy wykonać samemu – chyba że chcemy płacić grube tysiące za dekoratorów. Kilka takich przypadków znam i szczerze mówiąc, do tej pory zastanawiam się, za co Ci ludzie zapłacili ciężką kasę. Dodatkowo, zakupy materiałów zazwyczaj robi się we własnym zakresie (budowlaniec może oczywiście doradzić, co i ile kupić). Bez częstych wizyt i sprawdzania pracy ekipy też się nie obejdzie. A telefony pod tytułem „skończyło się to i to” albo „jest problem – robimy tak czy tak?” to norma. Dlatego odpowiedzialność i zaangażowanie jest tylko częściowo przerzucone na ekipę – to nadal inwestor musi być zaangażowany w tak ambitny projekt, jakim jest remont mieszkania.
Na koniec głos rozsądku przydatny dla tych, którzy wierzą, że mogą przenosić góry. Pewnych czynności sam raczej nie wykonasz – i mam tu na myśli nie tylko wnoszenie ciężkich / niewymiarowych materiałów. Część prac hydraulicznych czy elektrycznych po prostu lepiej zostawić specjalistom i jeśli deweloper nie zadbał o rozsądne rozmieszczenie przyłączy lub zastosował nietypowe technologie, zdaj się na wiedzę i doświadczenie innych – nawet jeśli nie będą to specjaliści, a znajomi, którym temat nie jest zupełnie obcy. Zbyt wielka wiara (nie poparta wcześniejszym doświadczeniem) we własne umiejętności również może kosztować – i to niemało. Chociaż… od czego jest ubezpieczenie mieszkania, które – kosztując w naszym przypadku zaledwie stówkę za cały rok, chroni przed rozmaitymi zdarzeniami. Dlatego polecam zawrzeć polisę od razu po podpisania umowy, i to nie na warunkach wymaganych przez kredytodawcę (jeśli zakup mieszkania jest wspomagany kredytem), ale takich, które dadzą Ci rzeczywistą ochronę w nagłych przypadkach. To taki niewielki wyjątek od mojej polisy mówiącej „totalny brak polis” 🙂
PS Pod koniec 2018 założyliśmy firmę zajmującą się projektowaniem i aranżacją wnętrz! Jeśli nasz styl Ci odpowiada i sam jesteś przed przed mniejszym lub większym wyzwaniem z tej tematyki, zapraszamy do zapoznania się z ofertą naszej Pracowni Dobrych Wnętrz. A także, do odwiedzenia naszego mini-bloga. Daj znać, że jesteś czytelnikiem wolnymbyc.pl, żebyśmy wiedzieli, żeby przyznać Ci rabat na nasze usługi 🙂
Malowanie i tapetowanie (czyli de facto odświeżenie mieszkania) wykonuję we własnym zakresie. Pozostałe sprawy powierzam innym. Zatem sam nie remontuję. Nie mam takich zdolności.
.
Co do gładzi. Zupełnie nie mogę pojąć ich idei. Ja tam wolę chropowate ściany made in PRL.
Szczerze mówiąc, sami również nie gładziujemy – ale głównie dlatego, że developer zadbał o ściany. W poprzednim mieszkaniu też ograniczyliśmy się do przetarcia ścian papierem ściernym (ale było biaaaaało) i też było dobrze. Myślę jednak, że mając PRLowy standard pokusiłbym się o gładź.
Mnie po prostu denerwują takie wygładzone ściany, na których moje oko i tak dostrzeże jakieś mikroniedociągnięcia lub przejmę się tym, że taką scianę sobie uszkodzę lub mi ją dzieci uszkodzą. (Dzieci lubią po ścianach malować i wiercić w nich dziury.)
To nie jest wg mnie rzecz standardu, lecz pojmowania estetyki, a może czasem kulturowego dopasowania.
Ale to jeszcze nic. Z innej beczki: najbardziej irytujące są dla mnie spodnie dżinsowe (powiedzmy za 3 stówki), które na dzień dobry udają, że są stare.
Jedną rzecz trzeba wziać dodatkowo pod uwagę, tj narzędzia. Jeśli nie zajmujesz się w wolnych chwilach majsterkowaniem, to będziesz musiał pewnie dokupić trochę sprzętu, np jakąś wiertarkę, narzędzia do szpachlowania, docierania gładzi itd. Niby koszty tego nie są zwykle duże, ale jednoczesnie suma rośnie i choć tego nie trzeba wliczać w koszty remontu jako takiego (bo przecież narzędzia zostaną, może na kolejny remont), to jednak jakby na to nie patrzeć,środków w portfelu ubywa.
Pozdrawiam
Facet bez zestawu narzędzi to jak kobieta bez… sukienki 🙂 Przydały się już w tylu wypadkach, że zdecydowanie warto. Bardziej 'zaawansowane’ machiny (np. do cięcia czy frezowania kafli) pożyczam od rodziny.
Ja też sam remontuje, zajmuje mi to co prawda 10 razy dłużej niż specjaliście (albo i dłużej) ale podziwianie własnej roboty daje mi tyle satysfakcji i napędza do dalszego działania, że od razu chce się wziąć za coś innego…
Sam uczę się akceptować niewielkie niedociągnięcia – chociaż całe życie dostawałem przykłady dążenia do perfekcji, nieważne jakim kosztem… ale jestem pewien, że remontując samemu takich niedociągnięć będzie całkiem sporo, co postaram się odebrać jako pouczającą lekcję.
Właśnie wróciłem z placu boju. Kranik zamontowany (jest woda!), prąd i oświetlenie też, sporo innych drobnostek – 2 godziny pracy, a satysfakcja naprawdę spora 🙂
Fajny blog!;)
Wolny, jak można wypisać się z Twojego newslettera? Chciałem ograniczyć go do 1 z 3 kont meilowych;)
Wyślij proszę maila na wolny@wolnymbyc.pl z adresem, który usunąć.
Dobry wpis 🙂 Ale może by tak nie remontować 😉
Właściwie wszystkie remonty, prace wykończeniowe prowadzą do stworzenia wymarzonego lokum. Ma być takie jak dom rodzinny – ciepłe przytulne, ładne. Ponadto nowoczesne, wygodne itp. itd. Chęć sprostania wspomnieniom ( a jak wiadomo lepiej zapamiętujemy to, co dobre)wyniesionym z domu rodzinnego to chyba główny powód pompowania ogromnych pieniędzy (czasu) w dom/mieszkanie. I wątpię by miało to cokolwiek wspólnego z podtrzymywaniem domowego ogniska domu rodzinnego. Oczywiście są też tacy którzy kupują lepszy dom ( lub remontują) z takich samych powodów dla których kupują nowe samochody. Tak czy inaczej nadmierne 'remontowanie’ można sobie odpuścić. A więc nie „remontuj i przepłacaj” ani też „remontuj i oszczędzaj” ale „remontuj wtedy gdy faktycznie trzeba”. Oczywiści DIY.
Oprócz tego trzeba uwzględnić to czy lokum jest własne czy wynajęte. Zdecydowanie obstawiałbym przy wynajmowaniu oraz, naturalnie – nie remontowaniu cudzego mieszkania.
Tanio, wygodnie i mobilnie, bez działania na pokaz czy prób sprostania wyidealizowanym wspomnieniom. Oczywiście co innego w sytuacji gdy remont faktycznie jest potrzebny, a lokal należy do nas.
Remont cudzego mieszkania to dla mnie również jakieś nieporozumienie – no chyba, że będziemy tam mieszkać kolejne 5 czy 10 lat (ale czy wtedy nie lepiej kupić?). Rzeczywiście znam przykłady całkiem niepotrzebnych remontów, do których motywacją były jedynie względy estetyczne. Sami takich pomysłów absolutnie nie mamy i raczej wyznaję zasadę: kup mieszkanie do remontu (czyli deweloperskie lub naprawdę wymagające dużych prac) i zrób go sam tak, żebyś nie musiał wracać do grubszych prac przez co najmniej 7-10 lat. Nasze mieszkanie w Gdańsku wyremontowaliśmy 5 lat temu i obstawiam, że wytrzyma drugie tyle bez większych nakładów.
Problem polega tylko na tym, że nawet jeśli mieszkamy (chwilę) w wynajmowanym mieszkaniu to chcielibyśmy mieć tam komfort. Do mieszkania, które obecnie wynajmujemy wprowadzaliśmy się na 2-3 lata. Na start wszystko było odświeżone, ale podłoga tragiczna. Obleśne i obrzydliwe płytki PCV. Nie było mowy o położeniu podłogi, no chyba oczywiście, że za nasze pieniądze. Z racji tego, że nie chcieliśmy remontować mieszkania komuś, położyliśmy na podłodze gumoleum, które jest ładne, wygodne w utrzymaniu i które wyprowadzając się zabierzemy ze sobą 🙂
Na początku gumoleum brzmi strasznie i kojarzy się z PRL, ale na parapetówce znajomi myśleli, że to prawdziwe panele ;-D
Brzmi rozsądnie – nie wyrzuciliście w błoto większej sumy, a jednocześnie podnieśliście komfort mieszkania. A kto wie – może ten wynalazek przyda się kiedyś na jakiejś działeczce czy w innym miejscu.
Jakoś nie wyobrażam sobie remątować wynajmowanego mieszkania zapewnienia normalnego standardu to problem najemcy wkońcu za coś się mu płaci co miesiąc .Wogule sama idea wynajmowania na dłuższą metę niewydaje się sensowna ale być może się mylę wkońcu nikt nie jest nieomylny.
Dobra, remont zapowiada się nieźle!
Napisz proszę co to za polisa, co to chroni, jak piszesz przed rozmaitymi zdarzeniami i w nagłych przypadkach, konkretnie na wypadek czego, może się przydać. I koniecznie pokazuj w miarę postępu prac, jak przebiega Twój remont, bo Twoje pomysły być może przydadzą się mnie, czeka mnie remont chaty i szukam inspiracji i praktycznych rad, jak to przeprowadzić.
Pozdrawiam
Polisa najzwyklejsza na świecie: na razie ochrona elementy stałe od zdarzeń losowych typu zalanie, pożar itp itd + OC w życiu prywatnym w razie wyrządzenia szkody innym (np. zalanie sąsiada poniżej). Na razie elementów ruchomych nie ubezpieczałem, ponieważ mieszkanie jest w trakcie remontu. Zresztą – nie sądzę, żebym po remoncie zdecydował się na dopłatę do tej opcji.
Warto pamiętać, że banki wymagają zazwyczaj tylko ubezpieczenia od całkowitego zniszczenia nieruchomości (kataklizm, ogień), w wyniku którego staje się ona bezwartościowa. Dlatego to ubezpieczenie nie dla Ciebie, a wyłącznie dla banku – warto mieć tego świadomość.
Po remoncie na pewno pochwalę się jego efektami. Zobaczę, czy będzie na to czas w trakcie jego trwania. Pozdrawiam.
Witaj, chyba po raz pierwszy tutaj coś komentuję, chociaż ostatnio spędziłam dobrych kilka godzin wolnego na przyswojenie tego co masz do powiedzenia:)
My nasze mieszkanie z rynku wtórnego remontujemy powoli, fakt gładź zleciliśmy ekipie, ale malowanie ścian, kładzenie paneli – pomogła rodzina:) I w ten sposób można ładnie zaoszczędzić. Malowanie nie jest aż takie trudne, wystarczą chęci, dobry wałek i farba.Zabudowę pod telewizor z gipskartonu zrobił małżonek z kolegą;)
Powoli też wymieniamy/ udoskonalamy to co pozostało po byłych właścicielach. Szafa/ zabudowa na korytarzu, kolor – jasny żółty-brąz zupełnie nie w moim stylu, przemalowałam na biało, również w środku + nowe klamki. 3 dni malowałam – ale każdy kto do nas teraz przychodzi mówi, że wygląda rewelacyjnie, niektórzy nawet spytali czy nowa:P Koszt wałków do malowania, pędzla, kratki/ kuwety, rozpuszczalnika do odtłuszczenia powierzchni, farby, nowych klamek, folii zabezpieczającej nie przekroczył 250 zł. To nie wiele w porównaniu z nową szafą o wymiarach: 1,5m x 2,5m x 0,6m.
Potrzebowaliśmy też biurka, tymczasowo mamy stare biurko znajomych – nie zniszczone, chcieli wyrzucić, również odmalowałam;) by pasowało do dotychczasowych mebli. Koszt jedynie farby, bo całą resztę miałam już po malowaniu innych rzeczy w domu. Posłuży jeszcze trochę:)
Kupiliśmy nową lodówkę (poprzednia w zabudowie), rozmontowaliśmy zabudowę, która byłą ogromna i zajmowała więcej miejsca niż nowa lodówka. Z tego co zostało z zabudowy lodówki dorobiliśmy półki za drzwiami w kuchni, więc jest więcej miejsca na przechowywanie;) A ponieważ cała kuchnia pozostała w zabudowie (dosyć ładnej) inną szafkę zagospodarowaliśmy na zmywarkę. Normalna wolno stojąca by się nie zmieściła, bo by trzeba było blat obciąć, a to już mało korzystne finansowo.
Na prawdę można zrobić wiele samemu, potrzeba chęci, czasu i cierpliwości, bo wiadomo, że ktoś kto zajmuje się tym na co dzień – zrobi to szybciej;)
Hej,
Jestem pod wrażeniem – toż to nie tylko DIY, ale również kreatywne wykorzystanie tego, co kto inny wyrzuciłby na śmietnik – brawo! Założę się, że satysfakcji z kolejnych własnoręcznie zmian mieliście co nie miara. Ja sam właśnie obudziłem się z zakwasami po wczorajszej pracy – a to znak, że wykorzystałem czas odpowiednio 🙂
Satysfakcja jest ogromna i nie dowierzanie znajomych/ rodziny, że zrobiliśmy to sami tym bardziej wynagradza włożony trud:)
Trzymam kciuki by Wasz remont udał się tak jak sobie wymarzyliście i nie zrujnował budżetu:)
Zobaczymy jak wyjdzie – przyznam szczerze, że trochę eksperymentujemy 🙂
Tylko ze trzeba rozważyć czy samodzielny remont się… opłaci.
Po pierwsze nie każdy ma wszystkie potrzebne narzędzia np do cięcia płytek, paneli a skończywszy na różnych pierdołach.
Kolejne sprawa to czas – jeśli ktoś kupił mieszkanie pod wynajem albo nawet dla siebie a sam obecnie wynajmuje to raczej zależy mu na czasie.
Kilkumiesięczny samodzielny remont może sprawić że to co zaoszczędzimy na ekipie remontowej stracimy w czynszu który płaciliby nam już nasi potencjalni najemcy gdyby to mieszkanie było wyremontowane szybciej, albo po prostu sami zapłacimy więcej za dłuższy okres wynajmowania mieszkania.
W takich wypadkach trzeba to naprawdę mocno skalkulować.
Jasne – dlatego też zaznaczyłem to we wpisie. Jeśli przez dłuższy remont masz zapłacić 1-2 dodatkowe czynsze to trzeba to dobrze skalkulować. Sami jesteśmy jednak w takiej sytuacji, że mamy dokładnie 2 miesiące na remont niewielkiego mieszkania i robiąc go szybciej nie zyskujemy nic jeśli chodzi o finanse. Myślę, że czasu jest aż nadto i jeszcze na długo przed tym terminem będę mógł powrócić do spokojnego życia rodzinnego.
To jest rozwiązanie dla ludzi, którym czasu nie szkoda. Ja bym się na to nie zdecydowała, bo właśnie szkoda mi czasu. Wolę go spędzić z dziećmi.
Ale kiedy kupowaliśmy nasze pierwsze mieszkanie część prac wykonaliśmy sami. Wtedy nie mieliśmy jeszcze dzieci, czasu było dużo i nie był on w związku z tym tak cenny, jak teraz.
Samodzielny remont to na pewno konieczność poświęcenia części swojego czasu, który można by spędzić na przykład z rodziną. Ale jeśli taki projekt zdarza się zwykle raz na kilka lat (a może i rzadziej), trwa kilka tygodni, a przy tym niesie ze sobą całkiem sporo zalet, postanowiliśmy się tego podjąć.
Wiesz, z perspektywy kilkudziesieciu lat stwierdzam, że najlepszy czas spędzony z rodzicami to był czas wspólnej pracy, a nie „czas wolny”.
Ileż sie z matką nagadałem w trakcie wspólnego robienia obiadów, a z ojcem w czasie pracy w jego warsztacie nie sposób zmierzyć. Wiem, to nie remont, ale i tak czas bezcenny po prostu.
I co ciekawe, córka ostatnio powiedziała to samo 🙂
Oczywiście, nie da sie zaangażować do pomocy w remoncie rocznego dziecka, ale czterolatka jak najbardziej (choć w wymiarze raczej symbolicznym).
Hejka!
My z żoną nasze mieszkanie kupiliśmy w październiku zeszłego roku z rynku wtórnego (wielka płyta). Wybór padł na takie, które było w większości wyremontowane (poza kuchnią, łazienką i WC – położone gładzie, panele i listwy podłogowe, nowe ościeżnice). Z pomocą rodziny wyremontowaliśmy kuchnię (nowe płytki, gładzie, malowanie, montaż armatury), natomiast pozostałe pokoje już robiliśmy samodzielnie (łazienka i WC ujdą, remont w przyszłym roku). Malowanie, jak już wspomniano wcześniej, nie jest najtrudniejszą czynnością (chociaż przez pośpiech jedna ściana w jednym z pokoi czeka na poprawienie), z gładziami też już sobie troszkę radzimy (naprawienie pękającej gładzi na ścianie czy suficie to już nie problem, chociaż z początku strach przed większymi zniszczeniami poważnie paraliżował zabranie się za pracę), o innych drobnych pracach nie wspominając. Wiadomo, że samemu robi się dużo wolniej (przed kupnem mieszkania praktycznie żadnych prac remontowych nigdy wcześniej nie wykonywaliśmy), ale powoli człowiek się uczy i satysfakcja z dobrze wykonanej pracy jest bardzo wielka. Oczywiście czasami (albo i częściej :D) zdarzają się rzeczy, które się schrzani, ale większość z nich udaje się w miarę łatwo poprawić (np. krzywe paski z ząbkami pod sufitem), chociaż i zdarzają się i takie, które niestety do następnego remontu muszą poczekać (pomalowana ściana z niezbyt równą gładzią, która razi w oczy (z początku aż tak nie rzucało się w oczy), ale szlifować znów, kłaść gładź, ponownie szlifować i malować, gdy pokój jest już umeblowany, niezbyt brzmi optymistycznie)… No cóż, człowiek uczy się na błędach… Przede mną teraz (na dniach zaczynam) remont salonu (przez zimę popękał cały sufit zrobiony przez poprzedniego właściciela, więc od tego zacznę [macie może jakieś sprawdzone rady jak sobie z tym poradzić?], następnie ściana z kamienia i malowanie), więc będzie się działo. Mam nadzieję, że nabyte już doświadczenie sprawi, że wyjdzie w miarę dobrze… Później przyjdzie kładzenie płytek na balkonie i jak dobrze pójdzie, samemu w przyszłym roku w łazience i WC, a co! Świat należy do odważnych! 😉 Grunt by się nie spieszyć – jest to najgorsza rzecz jaką można zrobić. A co do mebli – może na robienie samodzielnie jeszcze jest za wcześnie, ale złożyć zakupione już potrafię (niby żaden wyczyn, ale jednak duma że się samemu udało jest niemała – w końcu od czegoś trzeba zacząć prawda?). Także polecam robić samemu, nie tylko ze względów finansowych, ale głównie dla własnej satysfakcji, że się zrobiło samemu, nauczyło i zrobiło całkiem nieźle. Radość z tego jest największa 🙂
Widzę, że naprawdę czerpiecie masę radości z samodzielnego remontowania. Ja zacząłem od najtrudniejszego: łazienki. Dzisiaj zamontowałem roboczą umywalkę (na czas remontu) i zacząłem zabawę ze stelażem podtynkowym. Jeszcze parę dni i będzie czas na kafle – brrrrrr… ale wierzę, że będzie dobrze! I radocha też jest – nawet z drobnostek!
Oj tak, zdecydowanie! Gdyby nie to, nie wiem, czy byśmy się za to brali 😉 Życzymy powodzenia w remoncie!
Jeśli się posiada odpowiednie narzędzia to czemu z nich nie skorzystać. Ja też wszelkie remonty w domu robię samodzielnie a jeśli czegoś nie umiem to zawsze znajdzie się ktoś z rodziny kto się zna i pomoże.
A jak się nie posiada narzędzi to polecam powoli kupować – inaczej do końca życia będzie się używało wymówki „nie mam narzędzi”.
Mam co prawda inną sytuację, bo budowa od podstaw domu, ale takie uwagi:
Narzędzia – można pożyczyć od rodziny, znajomych/firm, które już udostępniają taką możliwość, kupić używkę i sprzedać, jak już nie będzie potrzebne. Dużo zależy od potrzeb i zakresu remontu.
Znajomości – wykorzystać, wykorzystać, wykorzystać!!! Masz znajomego, który ma znajomego od czegoś i można kupić u niego coś taniej, z większym rabatem? To wykorzystaj tą znajomość!
Czas – Wolny słusznie zauważył, że nawet powierzając jakieś prace komuś, sporo czasu spędzimy na dowożeniu czegoś, co zabrakło, odpowiadaniu na pytania itp. A sytuacja ewentualnych reklamacji/poprawek, lub szukania nowej ekipy, bo poprzednia nawaliła lub ekipa, która miała zrobić coś w 1 miesiąc, robi w 3. Czasem samemu wyjdzie szybciej i niejednokrotnie (niestety) lepiej.
Czegoś nie umiem – wychodzę z założenia, że prawie wszystkiego można się nauczyć (od czego mamy Internet i instrukcje „zrób to sam”). Może nie wyjdzie idealnie, ale po naszemu i taniej. Na naszej budowie były do tej pory 3 ekipy – dach, ogrzewanie, wylewki. Te ostatnie można było samemu zrobić, ale ręcznie wyszłoby o wiele, wiele dłużej i na pewno nie tak idealnie, jak ekipa z odpowiednim (i drogim) sprzętem. We wszystkich 3 przypadkach wykorzystaliśmy do maksimum znajomości i tak wyszło sporo taniej niż „na rynku”:) Wejdzie jeszcze jedna – od kuchni, bo policzyliśmy, że oni zrobią nam taniej niż my sami 🙂
Ostatnio, porównując do znajomych, policzyliśmy, ile zaoszczędziliśmy. Przy budowie domu – kwota ogromna, naprawdę.
A satysfakcja i niesamowita duma mojego męża, że niemal wszystko zrobione zostało jego rękoma lub z jego pomocą (plus ogromna pomoc rodziny) – bezcenna.
Skoro niedługo wchodzi ekipa od kuchni, to prace już na ukończeniu! Jeszcze nie gratuluję, ale trzymam kciuki, żeby wyszło właśnie tak, jak sobie wymarzyliście. A przede wszystkim, jak na to zapracowaliście 🙂
Cześć! U nas zwyciężyła wersja pośrednia. Mój mąż zatrudnił młodego chłopaka z Ukrainy, który przyjechał tutaj zarobić w wakacje. Chłopak nic nie umiał, więc nie płaciliśmy mu za dużo. Spał w mieszkaniu, które remontował, nie był zbyt wymagający. Mąż wpadał tam przed pracą, pokazywał mu co ma robić i w jaki sposób, następnie ten chłopak cały dzień malował lub szorował ściany. Mąż przyjeżdżał tam także po pracy, żeby sprawdzić jak mu idzie. Trudniejsze rzeczy, tj. wstawianie okien, wykonywali we dwójkę w weekend. Ostatecznie remontowanie wyszło nam sporo taniej niż znajomym. Polecam więc tę metodę. Aha, cały sprzęt musieliśmy oczywiście kupić.
Kurcze – muszę przyznać, że to dość niespotykany układ. Skoro chłopak nie umiał zbyt wiele, to albo też nie był zbytnio pomocny, albo musiał szybko łapać to, co mu się pokazywało. Chociaż w 8-godzinne szorowanie ścian nie za bardzo wierzę – witki by mu odpadły 🙂
Dostał fachową szlifiereczkę, żeby mu rączki tak szybko nie opadły. Generalnie mój mąż potrafi sam sporo zrobić i był potrzebny mu pomocnik. Chłopak był pracowity i uprzejmy: przyniósł, zaniósł, posprzątał, skuł tynki, wyniósł gruz, zerwał podłogę, wyniósł dechy, wymontował i wyniósł stare meble, kibel, zlewy, pomalował ściany, tu potrzymał, tam odkurzył. Remontowaliśmy mega zapuszczone mieszkanie po starych właścicielach ze stadem kotów, więc było sporo roboty w doprowadzeniu go do „stanu zero”. Chłopaka można było o wiele rzeczy poprosić i zwrócić mu uwagę, a to co innego niż majster który wie wszystko najlepiej i nie lubi jak mu się ktoś do roboty wtrąca i jeszcze go poucza…
Pewnie mieliście też sporo szczęścia, że trafiliście na kogoś tak rzetelnego i pokornego. Widocznie był młody i jeszcze dobrobyt go nie skrzywił 🙂
Dobrobyt na Ukrainie? W obecnej sytuacji, to żart zupełnie nie na miejscu.
Ups… całkiem zapomniałem, że chłopak był z Ukrainy. Dieta informacyjna też robi swoje – od jakiegoś czasu znowu nieco się odciąłem od świata i koncentruję się na moim małym światku.
Bardzo ciekawy artykuł 🙂
Przy podejmowaniu decyzji w stylu robię sam czy zlecam komuś innemu biorę pod uwagę również swój czas który prawdopodobnie musiałbym poświęcić na wykonanie pracy, a który mogę z kolei poświęcić na zarabianie w swoim zawodzie. Jeżeli kalkulacja prowadzi do wniosków, iż lepiej komuś zlecić zadanie a samemu zająć się prawem, czyli tym na czym się znam i tym czym zajmuję się codziennie – dla mnie decyzja staje się o wiele prostsza 🙂
Pozdrawiam
My również w myśl idei oszczędzania wszystko robimy samodzielnie w naszym mieszkaniu. Fakt że nie są to prace typu wymiana okien, a raczej płytki, zabudowa wnęk czy tapetowanie, ale uczymy się, szukamy, poprawiamy… i mamy przy tym niezłą satysfakcję, choć w większości nasze prace wymagają naprawdę sporo czasu. Oszczędności jednak są ogromne. Zamiast zlecić zbudowanie szafy suwanej za ok 1000zł + robocizna zbudowaliśmy ją w ciut innej wersji sami za 500zł. Tak więc również polecam branie spraw we własne ręce.
Postaram się na koniec podliczyć oszczędności związane z rezygnacją z budowlańców – sam jestem ciekawy, jaka stawka godzinowa mi wyjdzie. Podejrzewam, że szału nie będzie, ale przecież chodzi o coś więcej niż tylko oszczędności.
Gratulację – co możesz zrobić sam – rób to? Ja np. robię rzeczy mniejszego kalibru związane z moją garderobą, przeróbki, szycie itd.
Ale remont to prawdziwe wyzwanie np. kafelkowanie.
pozdrawiam
Obecnie przerabiam wykończenie mieszkania, ciężko jest bo to robię po pracy i w weekendy, ważne żeby mieć osobę u której można podpytać jak i co żeby samemu nie zrobić fuszerki.
Najgorzej zacząć później jakoś idzie.
Bardzo ciekawa lektura, pozdrawiam serdecznie! 🙂
Jak słyszę ile znajomi czy sąsiedzi dali za robociznę „fachowcowi” to od razu mi się chce robić samemu. Przy konstrukcjach z płyt g-k mam już taką wprawę, że mógłbym to już nawet robić zawodowo – czyli rzecz nieoceniona, mam dodatkowy fach w rękach.
A jak widzę”fachowca” który jeszcze za moje pieniądze partoli robotę… Co tylko mogę robię sam…
Ja sam wyremontowalem mieszkanie a wszystkiego nauczylem sie z youtube. Sami oceńcie efekt mojej pracy (filmik na youtube): https://youtu.be/zXsGseJ_CyE
Samodzielny remont domu przeważnie pochłania więcej czasu, nierzadko również i nerwów, ale efekt końcowy napawa dumą i ogromną satysfakcją. 🙂