Czy poruszać temat finansów osobistych z krewnymi?

Dzisiaj to ja przychodzę po radę do Ciebie. Rozmowy o pieniądzach to nie najwygodniejszy temat – i to chyba nie tylko dla mnie. Tytułowe pytanie od czasu do czasu zaprząta mi myśli i uważam, że czas najwyższy rozprawić się z nim raz na zawsze. Jak pewnie zauważyłeś, nie ujawniam na blogu swoich personaliów. Analogicznie, nie chwalę się blogiem mojej rodzinie (wyłączając lepszą połówkę oczywiście) i na razie wiedzą oni, że ja to ja, a Wy – że Wolny to Wolny 🙂

Ciężko mi powiedzieć, czy tak jest lepiej. Wiem natomiast, dlaczego tak właśnie postępuję. Typowy dla informatyków introwertyzm, kwestie bezpieczeństwa (trudniejsze powiązanie konkretnej osoby ze stanem posiadania, na temat którego można sporo wywnioskować ze 150 dotychczas opublikowanych wpisów), a przede wszystkim – obawy o brak zrozumienia. Od razu zaznaczam, że wpis nie traktuje o najbliższej rodzinie, z którą szczera rozmowa i jasność sytuacji finansowej pomiędzy małżonkami to podstawa. Edukacja finansowa dzieci to również temat-rzeka, który zaakcentowałem tutaj, a o którym z biegiem czasu (i wraz z nabywaniem doświadczenia) będę starał się pisać więcej – ciężko go bowiem przecenić.

Rodziny się nie wybiera, a do tego wychodzi się z nią dobrze tylko na zdjęciach – w tych popularnych powiedzeniach jest sporo prawdy. Oczywistym jest, że biorąc pod uwagę nasze podejście do życia, nasza trójka jest wyjątkiem nie tylko w skali społeczeństwa, ale również w tej niewielkiej, połączonej więzami pokrewieństwa społeczności. Społeczności, w której temat pieniędzy prędzej czy później musi się pojawić – czy to w związku z historiami spadkowymi, czy bardziej codziennymi – dotyczącymi chociażby sprawiedliwego obdarowywania dzieci przez rodziców. Nie wspominam nawet o ploteczkach, których krąży sporo i których wysłuchania części nie unikniemy, a kto wie – może i staniemy się kiedyś bohaterami jednej czy dwóch ciekawych opowieści.

Ile osób, tyle punktów widzenia – oczywistym jest więc, że skoro poglądy wyznawane przeze mnie interesują – bądź co bądź – bardzo wąską grupę internautów, analogicznie będzie ze zrozumieniem naszego podejścia do pieniędzy dla większości członków rodziny. Z drugiej zaś strony – komu innemu, jak nie rodzinie możemy zaufać i szczerze rozmawiać o wszystkim, co nas dotyczy?

Zwłaszcza, że każdy ma jakieś doświadczenia, które przydałyby się innym. Sam przecież nie wiem wszystkiego i chętnie dowiedziałbym się tego i owego – chociażby od tych, którzy skoczyli na głęboką wodę i prowadzą działalność gospodarczą przynoszącą regularne zyski.

rodzina_2A może… „Babciu – jak to robisz, że oszczędzasz połowę tej niewielkiej emerytury?”

Jest jeszcze jeden powód, dla którego interesuje mnie Twoje zdanie w tym temacie. Skoro czasami poruszamy temat pieniędzy w gronie bliskich, to z biegiem czasu poszczególne strzępki informacji układają się w całość i wiemy coraz więcej o stanie finansów poszczególnych osób. A to może służyć nie tylko do podjęcia decyzji typu „czy delikwent spłaci ewentualną pożyczkę bez zbędnych formalności”, ale i skłania do próby udzielenia kilku rad w przypadkach z gatunku beznadziejnych. A kilka takich znamy dość dobrze – rodziny, które z całą pewnością można uznać za dobrze sytuowane i które – sądząc po ich profesjach – mogłyby szybciej niż my osiągnąć tak upragnioną przez wielu wolność finansową. Widać jednak, że – jak to w wielu sytuacjach bywa – nastąpiło zachłyśnięcie dobrobytem i ogromem zachcianek, które w dzisiejszym świecie może zaspokoić niemal każdy, o fundusze martwiąc się później.

Czasami aż smutno patrzeć na wybory dokonywane przez bliskich, a przede wszystkim – na ich konsekwencje (finansowe i nie tylko). Cóż jednak począć, skoro o pomoc nie proszono, a tychże wyborów dokonują dorośli ludzie, świadomi (przynajmniej w teorii) ich skutków. Sposoby doradzenia bez „efektu odrzutu”, które brzmią dla mnie całkiem sensownie to:

1) dawanie przykładu. Wplatając w rozmowę szczegóły ze swojego życia możemy pokazać, że niektóre, mniej popularne rozwiązania mogą odnosić zadziwiające efekty. Dość łatwo jest też pokazać sobą, że prostota jest bardzo satysfakcjonująca, a rozmowa o najnowszych zdobyczach techniki użytkowej niekoniecznie jest naszym konikiem 🙂

2) zamiast „gwiazdorzyć”, można podsunąć dobrą literaturę – chociażby książkę o finansach osobistych (tą pozycję z czystym sumieniem poleciłbym początkującym) czy adres tematycznego bloga 🙂 Zainteresowani tematem na pewno zajrzą, niezainteresowanym i tak niewiele byśmy sami byli w stanie przekazać.

rodzina1To blogi polecane przeze mnie na samym dole strony.

3) Mimo usilnych starań, nie udało mi się wpaść na inny, sensowny pomysł. Jeśli masz jakieś sprawdzone sposoby, serdecznie zapraszam do zostawienie komentarza – będę Ci bardzo wdzięczny!

Co myślisz? Czy w ogóle próbować doradzać bez wyraźnej zachęty? A jeśli tak, to w jaki sposób to zrobić, żeby nie zrazić do siebie i swoich poglądów drugiej strony? Czy założyć maskę obojętności i starać się skłaniać do świadomych wyborów Was – czytelników – a rodzinę zostawić w spokoju? Wreszcie – jak reagować na brak zrozumienia i bagatelizowanie problemów po drugiej stronie? Czy rzeczywiście temat oszczędzania (a może i pieniędzy w ogólności?) jest nadal tematem tabu, czy może u Ciebie wygląda to inaczej i wspólnie z bliższą i dalszą rodziną świętujecie Wasze finansowe sukcesy i szukacie rozwiązań w przypadku kłopotów? Ja mam nieodparte wrażenie, że traktując temat pieniędzy bardziej otwarcie – zwłaszcza w gronie rodziny, wiedza o finansach osobistych nie wyglądałaby tak kulawo, a pojedyncze, nieco bardziej świadome jednostki nie musiałyby odkrywać każdorazowo koła na nowo – chociażby budując swój arkusz kalkulacyjny do budżetowania.

[poll id=”13″]

96 komentarzy do “Czy poruszać temat finansów osobistych z krewnymi?

  1. B. Odpowiedz

    Nie odczuwam w sobie jakieś żyłki misjonarza bo mam mocne wrażenie, że nie zostałbym zrozumiany więc gdy słyszę jak ktoś z rodziny bierze kolejnego najnowszego iPhona na raty to po prostu cieszę się ich szczęściem ;).
    W razie czego z głodu umrzeć im nie pozwolę, ale póki „stać ich” na takie życie to w portfel nikomu nie zaglądam.

    • Marcin Odpowiedz

      „W razie czego z głodu umrzeć im nie pozwolę” – w takim wypadku lepiej chyba kontrolować ich finanse skoro ich decyzję w przyszłości mogą znacząco wpłynąć na twój budżet.
      Tak sobie niedawno myślałem jaki wpływ na sytuację finansową naszego kraju miało by zwiększenie procentu ludzi znających chociaż podstawy prowadzenia budżetu domowego. Bo przecież obecnie dużo pieniędzy z budżetu idzie na pomoc ludziom, którzy nie byli by w złej sytuacji gdyby umieli wydawać pieniądze nie?

  2. Blake Odpowiedz

    Moim zdaniem nie warto rozmawiać za wiele z rodziną temat pieniędzy, większość ma i tak swoje twarde zdanie na ten temat i przekonując kogoś do swoich racji, raczej sobie tylko wrogów narobimy.
    Można co najwyżej napomknąć o czymś z dziedziny oszczędzania czy inwestycji i zobaczyć jaka będzie reakcja, jeżeli ktoś wyrazi zainteresowanie pociągnąć temat dalej, jeżeli nie to koniec tematu. Sprzeczanie się o to dlaczego akurat ja mam mieć rację a nie ktoś inny, z reguły nie prowadzi do niczego dobrego.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Kolejny głos na nie – ale również uważam, że jakiekolwiek rozwiązania siłowe nie wchodzą w grę. Dlatego pytam o delikatniejsze sposoby 🙂

  3. Rigel Odpowiedz

    Witam. Szczerze powiedziawszy sam mam nieco mieszane uczucia do dzielenia się swoją sytuacją finansową. W moim przypadku tylko rodzice wiedzą ile zarabiam, chociaż nie czuje się z tym do końca komfortowo. Wynika to z tego, że pracuje dopiero 2 lata, a w ciągu roku moje dochody i tak są większe od obu moich rodziców razem wziętych, mimo iż oni mają niemal 30-letni staż pracy. Oczywiście zakładam, że rodzice chcą dla swoich dzieci jak najlepiej, ale z drugiej strony mogą pojawiać się pytania „czy to jest sprawiedliwe?” – chyb nie do końca…ale nie o tym mowa.

    Mimo wszystko powoli dochodzę do przekonania, że tylko żona/mąż powinni naprawdę znać dokładnie naszą sytuacje finansową, gdyż to jest osoba która najlepiej nas zna i z która idziemy przez życie. Swoją drogą ten wpis, skłonił mnie do rozmyślań, kiedy zacząć rozmawiać o finansach ze swoją drugą połówką?? Ja znam się ze swoją dziewczyną niecały rok, w kolejnym roku zamierzamy razem zamieszkać, ale….narazie o finansach osobistych praktycznie nie rozmawialiśmy. Jeśli już to padają tylko krótkie sformułowania typu: „Może być”, „Nie narzekam” Tak naprawdę pod tym kątem jest to dla mnie zupełnie obca osoba. Ciekaw jest zdania innych na ten temat. Czy rozmowy o zarobkach powinno się poruszać dopiero po ślubie, a może w narzeczeństwie, czy wcześniej? Pozdrawiam

    • Gosia Odpowiedz

      To chyba najtrudniejszy moment do ustalenia w związku. Ale uważam, że poglądy czy nawyki finansowe powinniśmy sprawdzić zawczasu. Swoją sytuację finansową tak mniej więcej znaliśmy jeszcze przed zamieszkaniem razem, ale już wspólne mieszkanie pociągnęły za sobą wspólny budżet.

      Sprawa bardzo delikatna i bardzo indywidualna. Chyba nie ma jednego złotego środka, niestety.

      • Andrzej Leszno Wielkopolska Odpowiedz

        Za wczasu powiadasz ja ,mam inne zdanie rok znajomośći to tak naprawdęobca osoba po 3latach to już można o takich żeczach rozmawiać dlaczego tak bo czasami i 3 latato za mało żeby kogoś poznać ale daje już jakieś poglądy a ponadto związek to nieukład biznesowy i ustalanie wszystkiego na początku to jakiś absurd

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Nie jestem pewien, czy powinniśmy odnosić się do konkretnych ram czasowych – niektórzy po 20 latach wspólnego życia nadal nie znają osoby, z którą żyją 🙂

    • Iwona Odpowiedz

      Rigel, wszystko zależy od Waszego podejścia do własnych finansów, to znaczy Twojego do Twoich i Twojej dziewczyny do jej własnych. Na ile chcecie sobie ujawniać takie rzeczy? My jesteśmy już dwa lata po ślubie, a razem osiem, i dopiero niedawno poznaliśmy kwotę, jaką mniej więcej każde z nas co miesiąc dysponuje. I to tylko dlatego, że myslimy o emigracji, więc kalkulowaliśmy, co by nam się bardziej opłacało. Mamy wspólny budżet na tzw. „życie”, jedzenie, opłaty itd., ale z pozostałą częścią swoich pieniędzy każdy robi, co chce. Niektórzy mogą się oburzać, że jak to tak może być w małżeństwie, że to oznaka braku zaufania i rzucać tym podobne wyświechtane frazesy. Najważniejsze jednak, że my oboje czujemy się z tym komfortowo i tak jest nam obojgu wygodnie.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Jestem podobnego zdania co Gosia – każda sytuacja jest indywidualna i za dużo nie podpowiemy – może tylko to, że całkowitym unikaniem tematu finansów możecie sobie zaszkodzić w momencie, kiedy dopiero za jakiś okaże się, że zupełnie inaczej podchodzicie do tematu. A jednocześnie musisz czuć, że to jest właściwy moment i że nie zmieni to nic w Waszych stosunkach. Hmmm… trudny temat.

    • Andrzej Odpowiedz

      Rok to tak jak piszesz obca osoba zeby wziasc z kims slub to minimum @ dwa lata mieszkania razem najlepiej min trzy dopiero puzniej mozna takie kwestie poruszac wiec nieporuszac kwesti finansow przynajmniej nie szczegulowo bo to sie konczy roznie nawet po !) dzesieciu latach mozesz zostac oszukany zaufanie zaufaniem ale ostroznosc przede wszystkim kobiety to cwane i pazerne bestie czasami

  4. Leon Odpowiedz

    Z rodziną na ten temat nie rozmawiam.
    Moja druga połówka zna mnie finansowo na wylot, aczkolwiek zdarza się, że obraca się to przeciwko mnie.

    Leon.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      A myślałem, że nieco przesadzam określając ten temat jako tabu w kręgach rodzinnych. Jednak kolejne komentarze zdają się to potwierdzać.

  5. Roman Odpowiedz

    Niepytany milczę nawet jak słyszę totalne głupoty.
    Co najwyżej później w cztery oczy (i tylko naprawdę najbliższym) sugeruję, ze może istnieć inna możliwość ponad to, co on uważa.
    Pytany odpowiaam co myślę.
    A jeśli moja odpowiedź nie podoba sie pytającemu?
    Nie napinam szeleczek.
    No coż, po pierwsze nie musi sie podobać, a po drugie to przecież mówię to co myślę, a nie to co pytający chciałby usłyszeć, a po trzecie to wcale nie muszę mieć racji.

      • Roman Odpowiedz

        Pokusa projektowania komuś życia według własnego widzimisię jest wielka, ale zbyt sobie cenie wolność własną więc i czyjąś mam obowiązek szanować…
        Nawet wolność do błędu…
        Niech sie sam oparzy, moze zrozumie, że „gorące bywa niebezpieczne”.

        Ale jeśli później trzeba bedzie pomóc i ratowac z opresji to bez wahania; od tego jest sie rodziną, by się wspierać.

        Poza tym – jak napisałem wcześniej – nie zjadłem wszystkich rozumów więc i nie mam prawa twierdzić, że moja wizja zycia jest lepsza 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Masz całkowitą rację – muszę chyba co jakiś czas przeczytać ten komentarz, kiedy najdzie mnie chęć „pomagania na siłę”.

        • Justyna Odpowiedz

          Tak, to prawda, wydaje się, że najlepiej jak każdy sam dochodzi do jakiś wniosków, poprzez własne doświadczenie. Niemniej tak myślę, że w życiu spotykamy różnych ludzi, stale się czegoś uczymy, napotykamy też w świecie różne inspiracje do tego aby żyć w sposób bardziej satysfakcjonujący (cokolwiek dla każdego to znaczy). Dlaczego nie dzielić się przydatną wiedzą z rodziną? Co oni z tym zrobią to ich sprawa… i nie chodzi o to aby zaraz zostać nawiedzonym misjonarzem albo na siłę narzucać swój punkt widzenia. Sama jestem w takiej sytuacji, że od niedawna zaczęłam zwracać uwagę na budżet domowy, wcześniej po prostu starałam się oszczędzać… i pewnego pięknego dnia dostałam link tego bloga… no i mam poczucie, że tego mi trzeba było… więc podanie choćby linków do stron, blogów, gdzie można dowiedzieć się czegoś więcej na temat finansów, jest niewielkim wysiłkiem, nie godzi raczej w czyjąś wolność, a może być dla kogoś impulsem do zmian na lepsze:)))

          • Roman

            Dzielić sie, jak najbardziej dzielić się…
            Tylko mądrze 🙂
            Jeśli już to nie robić „wykładu”, tylko odpowiadać na pytania (a najlepiej umiejętnie pytać, tak by rozmówca miał przekonanie, ze sam do tego wszystkiego doszedł).
            I jeszcze robić to z dystansem do siebie i rozmówcy 🙂
            Bo to, że mamy rację nie oznacza, że ten kto pyta ma obowiązek sie do naszych racji stosować 🙂 Bo może pyta tylko z ciekawości?

          • wolny Autor wpisu

            Dziękuję za kolejny głos w dyskusji, której wynik wydaje się być przesądzony.

          • wolny Autor wpisu

            :::::::) – o tak się uśmiechnąłem po przeczytaniu tego komentarza 🙂

  6. Gosia Odpowiedz

    Co do takiego pomagania bez wyraźnej prośby to bardzo śliski temat. Dawanie przykładu nie zawsze się niestety sprawdza – ludzie chętniej naśladują tych żyjących w przepychu i złudzie „bogactwa” niż oszczędnych. Przynajmniej tak wynika z moich doświadczeń 🙂

    Sama ostatnio mam takie ciekawe doświadczenie, bo pomagam zarządzać finansami moim rodzicom, którzy do tej pory mieli tylko RORy. Namówiłam ich na razie na lokaty, ale chyba się przełamują na więcej:-)

    Dalsza rodzina oprócz pytań ile zarabiam raczej stroni od spraw finansowych. Ale jeśli chodzi o znajomych to czasem staram się zagadnąć kiedy ktoś narzeka, że nie ma na coś tam pieniędzy. Wtedy żartuję sobie to co Ty z nimi robisz i jeśli mam w zanadrzu to rzucam jakąś ogólną radę. Kilka osób poprosiło wtedy o rozwinięcie tematu i wyszło tak w miarę naturalnie. Może z rodziną też się uda 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ze znajomymi mam z kolei takie przemyślenia, że większość narzeka żeby narzekać, a nie po to, żeby usłyszeć jakąś radę i być może nieco polepszyć swoją sytuację 🙂

  7. Izabela84 Odpowiedz

    Jak tylko jest okazja i trafi się mądry słuchacz, to jak najbardziej można doradzić, tak myślę 🙂

    A jak mam inny problem: umarł nam niestety dziadek. Dziadek mieszkał wraz z ciocią, która odziedziczyła po nim dom i sporą działkę. Mój tata, jej brat, dostał tylko 2 malutkie działki rolne warte jakieś 4,5 tys. zł. Ale mój tata nie jest skąpy, to i siedzi po cichu.
    Według nas, skoro odziedziczyła wielokrotnie więcej w zamian za dożywotnią opiekę nad dziadkiem (choć i tak pobierała od niego co miesiąc 500zł za kupowanie mu jedzenia i ewent. prąd, wodę) to i koszty pogrzebu pokryć powinna.
    A tu po pogrzebie ciotka dzwoni, że pogrzeb kosztował 6600zł, dostała z ZUS-u 4000zł więc tata ma się połowę brakującej kwoty dorzucić czyli 1300zł.
    Oczywiście tata mój bezrobotny, czasem gdzieś dorobi i 1300zł to dla niego kosmiczna kwota.
    No ale według naszej wiedzy dziadek płacił PZU więc za jego śmierć osoba uposażona czyli ciocia dostanie jakieś 6000zł. Polisa była na pewno, bo wiemy to od dziadka brata.
    Ale ciocia twardo twierdzi, że polisy PZU nie było. I co tu zrobić? Jak dojść do prawdy, a zarazem się z rodziną nie pokłócić? Dziadek nam już niestety nie pomoże, a na pewno się w grobie przewróci, jeśli się rodzina o kasę za jego pogrzeb pokłóci.

    • Kasia Rz. Odpowiedz

      Izabela84,
      jak tatuś bezrobotny, to nie mógł się dziadkiem zająć? Odziedziczyłby co najmniej połowę domu i nie czulibyście się poszkodowani. Aha, ale to trzeba by jakąś pracę włożyć.

    • stock Odpowiedz

      A co tu zrobić, jeśli jedna ze stron jest bezczelna? Trzeba pokonać ją jej własną bronią, czyli zagrozić żądaniem zachowku (jeśli dziadek nie miał innych spadkobierców oprócz dwójki dzieci, Twój ojciec ma prawo do 25% całości spadku). A przed sądem ciotka musi się przyznać do tej polisy.

      • Kasia Rz. Odpowiedz

        Najpierw nie opiekować się dziadkiem, a potem żądać spadku. Ładne rady, nie ma co.

        • stock Odpowiedz

          Niekoniecznie żądać, ale zagrozić. A na jakiej podstawie sądzisz, że tato Izabeli84 się dziadkiem nie opiekował? bo ja na podstawie jej posta takich wniosków bym nie wysuwał.

          • Agaru

            Niestety, ale zgadzam się ze Stock. Choć nie znamy pełnej sytuacji rodzinnej, finasowej, jak również „stosunków rodzinnych” (opieka nad dziadkiem, na jakiej podstawie obył się podział majątku-testament, ustalenia ustne? itp) to czasem bezczelność rodziny potrafi być okropna (bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o…). Do dzielenia wszyscy chętni, do spłaty długów nikogo nie ma.
            Poza tym, jeżeli ciotka chciała udziału pani ojca w kosztach pogrzebu, to powinna go także wcześniej w te koszty „wtajemniczyć” i z nim ustalać wydatki, czyż nie?
            Obawiam się, że bez ingernecji sądu (przeprowadzenie postępowania spadkowego, jeżeli takowego nie było) lub pokłócenia (odmowy zapłaty i co mi zrobisz?) się nie uda.

          • Izabela84

            Mój tata jako straszy opuścił dom, a ciocia w nim została i przyprowadziła męża, ma dzieci itd. Babcia umarła wcześniej, prababcia jako właścicielka domu i działek przepisała wszystko tak jak jej wnuczka „podpowiedziała”, a mój tata nie jest kłótliwą osobą, to się nie buntował. Oczywistym więc było, że ciocia się będzie opiekować tymi co pozostali. Prababcia umarła i został dziadek i tak minęło 11 lat. Tata zawsze bezrobotny nie był 🙂 tylko teraz mu się w budowlance nie układa…
            No i oczywiście, że w miarę wolnego czasu jeździliśmy do dziadka itd. Nigdy mu nikt pomocy nie odmówił. Mieszka 5 km od nas.

            Dzięki za porady, podoba mi się argument Agaru z tymi kosztami. No bo np. zrobiła stypę i pozapraszała niemal wszystkich, a jak się wcześniej zapowiedziałam, że nie pójdę bo nie lubię takich „imprez”, a obiad mam w domu, to odpowiedziała „przecież Ty za to nie płacisz”. No jak widać zapłaci mój tata, tyle mogła uprzedzić…

          • Kasia Rz.

            Powinniście być ciotce wdzięczni, że podjęła się codziennej, (a nie jak piszesz „w miarę wolnego czasu”), ciężkiej pracy, jaką jest opieka nad starszymi osobami, a nie mieć jeszcze pretensje o spadek.

          • Kasia Rz.

            Jeszcze polecam serial kryminalny „Vera”. Jeden z odcinków opowiada taką historię: brat wyprowadza się z domu, nie interesuje się rodziną, siostra zostaje z matką, opiekuje się nią w chorobie przez kilka lat. Po śmierci matki, brat zjawia się i żąda połowy majątku. Dochodzą jeszcze inne nieładne okoliczności i koniec końców zdesperowana siostra zabija brata. To jest oczywiście fikcja, postępowania siostry nic nie usprawiedliwia, ale widać różnie bywa przy podziale spadków.

          • whitesoil

            Jeśli mogę doradzić to najlepiej takie sprawy załatwiać przez sąd, prawo bowiem jasno określa co się komu należy. Jeśli jest dwójka dzieci każdemu z nich należy się spadek – dziadek za opiekę darował ciotce dom, jak najbardziej zachowanie porządne, ale drugie dziecko powinno otrzymać zachowek – ciotka i tak otrzyma o wiele więcej niż miała by przy podziale pół na pół.
            O zachowek można wystąpić 3 lata od śmierci spadkodawcy.
            Nie rozumiem komentarzy w stylu „to trzeba się było dziadkiem zajmować”. Po pierwsze jakby ojciec nie zajmował się dziadkiem, pokłócił i nie widział się z nim przez 11 lat to można było go wydziedziczyć. Szlachetna ciotka dostałaby wszystko.
            Ale z opisu wynika że były to normalne relacje rodzinne – czy może komuś chodzi o to że przez 11 lat mieli prowadzić opiekę nad dziadkiem naprzemienną np. co tydzień inne dziecko wprowadza się do dziadka… Jakże to by było sprawiedliwe wtedy prawda  ? Czy może zrobić jakąś jedno wielka komunę? Najlepiej niech cała rodzina do 5 pokoleń wstecz przeprowadzi się do jednego domu i każdy każdym będzie się opiekował 😉
            Niestety cała ta sytuacja doprowadzi do jednego – kłótni w rodzinie, widać bowiem bezczelne zachowanie ciotki – to że nie oznajmiła że wyda na pogrzeb więcej, że nie było polisy… za chwilę zrobi nagrobek za 20tys i każe składać się po połowie. Nie należy odpuszczać – bo to się nigdy nie skończy.
            Wszystko to pisze z własnego doświadczenia – mam 28 lat, mąż ma nieślubne dziecko i cały dom przepisujemy na mnie – po to właśnie żeby dziecko, po śmierci mojego męża, nie dostało pół domu tylko żebym spłaciła je za gotówkę czyli właśnie zachowek (na który zaczynam odkładać).
            Uważam że jest to sprawiedliwe – to ja w tej chwili wzięłam na siebie kredyt hipoteczny, który sama spłacam, dbam o dom, zakładam również że do śmierci męża będę się również nim zajmować.. A z drugiej strony dziecku tez się cos należy.
            Rok temu pochowałam oboje rodziców, mam 3 rodzeństwa w tym jedno niepełnoletnie które mieszka z naszym „wujkiem”. Pisze w „” bo to właśnie ten wujek ostatnio mnie powyzywał – historia długa i zawiła ale hitem było jak wszedł do domu moich rodziców i kazał mi się z niego wynosić bo wezwie policję – wszystko przez właśnie taką bezczelna i roszczeniową postawę niektórych członków „rodziny”, która ujawnia się kiedy do rozumu niektórych dochodzi słowo „spadek”.

          • Kasia Rz.

            Z Twojej wypowiedzi, wynika, że nigdy starszą, schorowaną osobą się nie zajmowałaś, więc nie rozumiesz, jaka jest to ciężka i niewdzięczna praca.

        • B. Odpowiedz

          Kasia Rz – długo tolerowałem Twoje komentarze ale powoli wylewanie frustracji zamienia się w plucie jadem. Rób ze swoim życiem co chcesz (prawdopodobnie polega na siedzeniu i użalaniu się nad sobą) ale nie zatruwaj go publicznie innym! Jakim prawem osądzasz tego człowieka i zarzucasz mu takiego rzeczy? Kto jak kto ale Ty – kobieta którą przecież dotykają wszystkie możliwe nieszczęścia – powinna chwile się zastanowić czy aby nie zaszły jakieś okoliczności uniemożliwiające opiekę.
          Wolny – czy można tutaj dawać bany na komentarze? Bo jak widać Kasia ze swoją frustracją zaczyna kierować się w stronę wycieczek osobistych.

          • wolny Autor wpisu

            Czytając komentarz Kasi (która od jakiegoś czasu chyba nie była tutaj obecna, a przynajmniej nie aktywnie), nieco we mnie zawrzało, bo również uważam takie komentarze za nietaktowne – zwłaszcza, że nie znamy szczegółów sytuacji. Pomyślałem sobie jednak: sama się prosi – niech czytelnicy osądzą to nieco bardziej obiektywnie ode mnie. I aż się dziwię, że dopiero teraz mamy taką ripostę. No cóż – lepiej późno niż wcale. Pozdrawiam.

          • Roman

            Warto mieć śwadomość, że każda wypowiedź – pozytywna czy negatywna, miła czy niemiła – świadczy tylko i wyłącznie o nas, o naszym widzeniu rzeczywistości i o naszej interpretacji tejże rzeczywistości przez pryzmat doświadczeń i przekonań,
            Każdemu wolno powiedzieć wszystko, ale my mamy ten wybór, że możemy daną wypowiedź przyjąć do siebie, odrzucić lub zwyczajnie mieć w… „głębokim poszanowaniu” 🙂

          • Kasia Rz.

            Jak widać żadne okoliczności uniemożliwiające ojcu Izabeli opiekę nad dziadkami nie zaszły. Trzeba było dziadkiem się zająć dzień w dzień przez 11 lat i dom odziedziczyć, a nie wyprowadzić się, mieć swoje życie i pomagać „w miarę wolnego czasu”.

          • Agaru

            Kasia Rz.- radzę jeszcze raz przeczytać uważnie dwa posty Izabela84.. Uważnie. W ani jednym nie czytamy o tym, że jej tato upomina się o połowe domu czy większy spadek.
            Chodzi tylko o koszty pogrzebu, które ciotka chce przerzucić na niego (w połowie), mimo, że sama nie ustalał z nim tych kosztów i dostała ogólnie więcej od „dziadka” niż brat (który jak czytamy w momencie podziału jakoś nie upominał się o więcej, tylko przyjął to co dano, wiedząc, że siostra opiekowała się tatą i na pewno należy się jej więcej niż jemu).

            Sytuacja rodzinna jak w większości rodzin – ktoś tam pozostaje na „ojcowiźnie” (nie zawsze) lub pomaga najczęściej, ktoś się wyprowadza i odwiedza w ramach świąt czy od czasu do czasu w miarę możliwości. Normalka. Jakoś nie wyobrażam sobie, aby u mnie cała rodzina (moi bracia i siostra wraz z rodzinami) została w domu rodzinnym w ramach opieki i dalszej „perspektywie” przejęcia domu. Po prostu byśmy się nie zmieścili 🙂
            Spadki i pieniądze lub długi to (niestety) najczęstsza przyczyna niesnasek i podziałów w rodzinie..

  8. Iwona Odpowiedz

    Cześć Wolny,

    pytasz, czy doradzać – tak, jesli ktoś zwierza Ci się ze swoich kłopotów finansowych/prosi o pożyczkę. Wtedy możesz zaproponować mu rozwiązania, które znasz z własnego doświadczenia.

    W przeciwnym razie nie zmieniałabym nikogo na siłę. Sama wyznaję zasadę, że do moich finansów nikt nie ma prawa się wtrącać, więc doradzanie w sytuacji, gdy sama nie widzę u siebie problemów w tej kwestii, uznałabym za naruszające moją prywatność.

    Działalnośc gospodarcza – owszem, ale nie w Polsce. Przerabiałam to. Po 3 miesiącach musiałam zawiesić, żeby nie bulić z oszczędności na ZUS, a potem zamknęłam całkiem. Jesli o tym myślisz, to zainteresuj się raczej tematem spółek Ltd w Anglii. W Polsce jak masz niewielkie przychody to się to nie opłaca. I nie mam tu na myśli pieniędzy, a czas potrzebny na administrowanie firmą, księgowość, reklamę, ściganie klientów za niezapłacone faktury (w PL norma, w UK nie do pomyślenia) itd. Dlatego ja już nie pracuję dla klientów z Polski, uprawiam geoarbitraż w praktyce 😉 Z kolei jak masz bardzo wysokie przychody z działalności to Ci urząd skarbowy nie chce oddać VATu jak w casusie Zbigniewa Stonogi. I tak źle, i tak niedobrze, Dla mnie jednoosobowa DG w Polsce to shit, w który drugi raz bym się nie wpakowała. Biurokracja i podejście urzędasów do MŚP w ogóle tłumi tu największy entuzjazm.

    Życzę Ci owocnych przemysleń i pozdrawiam wszystkich Wolnych.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Praktycznie wszystkie komentarze sugerują to samo. Ja również to podświadomie czuję, ale nieco męczy mnie patowa sytuacja, która pozwala zachować pozytywne stosunki z rodziną, ale niestety w praktyce nie zmienia nic na lepsze.

      • Roman Odpowiedz

        Musisz określić priorytety 🙂
        Z mojego punktu widzenia ważniejsze od chęci „prostowania ścireżek krewniaków” są dobre relacje z rodziną.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          I tak do tej pory podchodziliśmy do tego. Po licznych komentarzach widzę, że nie ma co tego zmieniać.

  9. Piotr Odpowiedz

    Ktoś kiedyś powiedział (chciałbym powiedzieć, że wiem kto, ale w sieci można znaleźć, że autorem tych słów jest wiele osób – Od Marka Twaina do Anthonego De Mello):
    „Nie próbuj uczyć świni śpiewu. Stracisz swój czas, a i świnie zdenerwujesz”
    Mądre słowa i dlatego uważam, że trzeba odpuścić i jedynie próbować zmienić świat swoim przykładem. Nic na siłę, starych nawyków u innych i tak nie zmienisz, a sam tylko niepotrzebnie będziesz tracić swoje nerwy.

    • Roman Odpowiedz

      Anthony de Mello w „Przebudzeniu” oraz w „Wezwaniu do miłości”.
      Wszelako on też kogoś (i tu ja nie pamiętam) cytował 🙂

  10. maur Odpowiedz

    hmm.
    Wg mnie, to tak samo z rodziną jak z bliskimi znajomymi.
    Jak Iwona – jeśli ktoś się zwierza lub prosi o pożyczkę, to wtrącę słówko, dwa, zdanie – i obserwuje reakcje.
    Bo to zalezy od charakteru – ktoś całkiem rozsądnie podchodzący do finansów zainteresuje się tematem czy to czasem wybąkując pytanie czy zapalając się i zarzucając listą pytań. A ktoś popełniający błąd za błędem zignoruje, przecież nie da się oszczędzać, lub nie warto zmieniać konta (ciekawostka, ostatnio obliczyłem, że po pewnych zmianach oszczędzam 50zł/msc – na pohybel mbankowi 😉 ).
    I z tymi drugimi staram się nie rozmawiać. Strasznie czesto Ci ludzie narzekając liczą na pocieszenie, lub ponarzekanie razem z nimi na kraj, pensje, podatki, zus, nfz – a bardzo rzadko są w stanie usłyszeć nawet nie krytykę, ile rady, sugestie- niezależnie jak delikatne.
    Zaznaczam – stosuje podejście nie tylko wobec rodziny, ale i bliższych znajomych.
    Na zakończenie wątku – zdarzyło mi się 2 osoby „nawrócić” i zainteresować tematem, a dużo większe grono osób czasem reagowało wręcz atakiem, jak mogę nie łączyć się w ich bólu, przecież nie wyrzucają pieniędzy za okno.. – oni nauczyli mnie powściągliwości – nie tylko w udzielaniu rad, ale i poruszaniu tematów rozsądnego wydawania pieniędzy i/lub oszczędzania.
    Niestety mam wrażenie, że edukacja (dorosłość? świadomośc?) finansowa u nas leży.

    Odnosnie działalności gospodarczej – mam 2.5 roku, nie narzekam. Ostatnio kredyt brałem na mieszkanie i mimo, że wszyscy mnie straszyli tez nic złego się nie stało. 😉
    Inna rzecz, że rozważam sp zoo ze względów oszczędnościowych, ale to nie każdemu się opłaci i zależy od rodzaju wykonywanej pracy, sytuacja mocno indywidualna.
    Z urzedami łatwię rzeczy bezproblemowo, czasem zadzwonią by coś, lub „czy mógłby Pan zmienić we wniosku o przeksięgowanie vat na podatek dochodowy termin z (bodajże) 21 dni na 50 (bodajże), bo w przypadku 21 dni mamy zalecenie przeprowadzać kontrolę”.
    Pewne rzeczy mogłyby wymagać mniej papierków, nie powiem, że nie. 🙂 Ale tragedii nie ma, zwłaszcza w połączeniu z księgowością internetową jak wfirma, ifirma, infakt i inne.

    • stock Odpowiedz

      Sp. z o.o. ze względów oszczędnościowych? Tu mnie zaciekawiłeś, bo wg mnie wiele jest plusów sp. z o.o., ale wśród nich nie ma oszczędności.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Też uważam, że większość narzekania nie służy niczemu konstruktywnemu. Co do edukacji finansowej – robię co mogę w ramach moich skromnych możliwości 🙂

  11. maur Odpowiedz

    Aha – wspomniałeś, że jesteś z branży IT, jeśli miałbyś jakieś pytania odnośnie działalności chętnie spróbuję odpowiedzieć.

  12. kris Odpowiedz

    Na podstawie doswiadczen nie doradzam nikomu. Wyznaje zasade edukowania poprzez wlasny przyklad.
    Jezeli chcialbym aby ktos np. przeczytal jakas ksiazke, mowie ze mam b. ciekawa ksiazke na dany temat, jezeli bylbys zainteresowany odezwij sie do mnie. W 80% przypadkow odzewu nie ma.

    Generalnie uwazam, ze aby komus pomoc ten ktos musi chciec tej pomocy/rady.
    Jezeli to my wyjdziemy z inicjatywa mozemy sie spotkac z niezrozumieniem, agresja lub pozniejszym obwinianiem za swoje posuniecia.

  13. Tomek Odpowiedz

    Moim zdaniem poziom wiedzy finansowej, a może dokładniej poziom zaradności finansowej jest w naszym kraju bardzo niski. Nie tylko wśród rodziny, ale nawet wśród bliskich znajomych. Ja zawsze starałem się wydawać mniej niż zarabiam, mimo tego nie czuję się biedny i niczego mi nie brakuje. Nie wyobrażam sobie za to życia bez jakichkolwiek oszczędności i mimo, że nie zarabiam dużo to zawsze staram się mieć około 20-30k odłożonych. Jak czasem słyszę, od znajomych, którzy wiem, że zarabiają więcej, że muszą brać kredyty gotówkowe typu 3tys na wyjazd wakacyjny, czy tysiak na ” Święta”, bo w tym kraju nie da się nic odłożyć to mi ręce opadają… Czasem mam wrażenie, że jak bym się przyznał, że nie mam żadnego kredytu i kilkanaście tysięcy oszczędności, to nikt by mi nie uwierzył, że to nie z totolotka, albo spadku. I wcale nie żartuję, piszę jak jest 😉 Zamiast książki Marcina poleciłbym jako podstawę coś z twórczości Leo Babauty – np. Minimalizm.

  14. stock Odpowiedz

    Żona – wiadomo, pełna transparentność. Z rodzicami rozmawiam szczerze i znamy swoją sytuację finansową dość dokładnie, ale już z rodzicami żony jest zupełnie inaczej.

    Z dalszą rodziną raczej nie poruszam tych kwestii, na tematy finansowe rozmawiamy rzadko (co też o czymś świadczy), czasami tylko wtrącę swoje odmienne zdanie na temat niektórych wydatków konsumpcyjnych (ale to też raczej na zasadzie pokazania przykładu, a nie krytyki). Ogólnie im starszy jestem, tym mam większą skłonność do niewygłaszania radykalnych poglądów i otwartej krytyki. Jak to już napisał Roman, mogę przecież nie mieć racji.

  15. eMCi Odpowiedz

    Co do zasady staram się raczej nie wtrącać. Jeśli nie ma reakcji na słowną zachętę, nie kontynuuję tematu. Niemniej obok widzę obok siebie trzy ciężkie przypadki – brat, kolega i „dalsi znajomi”. Brata niestety z premedytacją będę nawracał, bo jest po ciemnej stronie mocy, koledze poradzę, bo o to poprosił, ale dalsi znajomi, którzy mają własną wizję niech robią po swojemu (obym się mylił, ale są w pół drogi do eksmisji).
    Próbowałem pomysłu z podsuwaniem treści. Pożyczyłem bratu książkę, ale od miesiąca do niej nie zajrzał, a pierwszą reakcją był komentarz „chyba za bardzo Cię to wciągnęło”.

  16. Agaru Odpowiedz

    Niestety, ale i ja przyłącze się do tych na „nie rozmawiających”, chyba, że wypłynie jakiś temat. Dlaczego? Przykład moich rodziców, którzy pieniądze mieli i wiecznie pożyczającą rodzinę. Jak bywały sytuacje, że potrzebna nam była większa gotówka i następowała prośba o zwroty, to często gęsto kończyło się to fochami rodziny (tak, tak!), a czasem i kłótniami/skłóceniami na lata.
    Znajomi zapytali nas (już raz o tym pisałam), jak nam się udaje to co się udaje. Poradziłam. Zmiany nawyków nie zobaczyłam, braku jakichkolwiek chęci do zmian także (małe kroki), ale narzekania pozostały. „Bo ty potrafisz oszczędzać, ja nie”. Cóż…
    Dzięki mojej mamie rozliczającej wszystkich wiem mniej więcej co dzieje się w rodzinie. Rodzina o mnie nie (dzięki mojej działalności i rozliczaniu przez księgową). Niestety, dzięki temu rodzina ma o mojej dość mylne pojęcie, którego raczej (póki ktoś nie zapyta, a nie pytają) staram się nie rozwiewać.
    Czy warto byłoby czasem porozmawiać? Tak, zdecydowanie. Boję się jednak, że nie mamy (ogólnie wszyscy) jeszcze takiej „kultury finansowej”, aby można była porozmawiać, porównać, doradzić, podzielić się trikami, bez późniejszych plotek, niesnasek, domysłów, dorabiania nieprawdy do tego, co się powiedziało. Osobiście nie znam osoby z rodziny czy znajomych, która miałaby tak zaplanowane kompleksowo system finansów (oszczędzanie, inwestycje, fundusze na opłaty, awaryjne itp.), jak ja.
    Oprócz Ciebie, Wolny 🙂

  17. BogusiaM Odpowiedz

    Myślę, że warto o tym temacie wspomnieć, chociażby przy luźnej rozmowie, nie wtedy kiedy już jest napięta sytuacja i komuś brakuje pieniędzy bo poczuje się urażony albo zaatakowany. U mnie w domu nie robiło się nigdy tajemnicy z tego, że coś kosztuje, już od małego wiedziałam, że zabawki, jedzenie, mieszkanie kosztuje i dobrze – dzięki temu też więcej potrafię docenić i nie rzucać się na pierwszą lepszą zachciankę.
    Teraz na zakupach z przyjaciółką często żartuję, że jestem jej „strażnikiem portfela”. Skoro zdradziła, że ma zadłużoną kartę kredytową pozwala mi wtrącić swoje 3 zdania: czy oby na pewno to co teraz chce kupić jest jej potrzebne/ niezbędne/ czy to „czysta zachciewajka”. Ona się nie gniewa, a dzięki temu mniej kupuje;)

  18. Paweł Odpowiedz

    Jestem osobą mówiącą co myśli i raczej nie ukrywam faktów z mojego życia, nawet wstydliwych, ale o pieniądzach nie rozmawiam z nikim poza moją dziewczyną (razem mieszkami, jesteśmy parą już 7 lat). Mały wyjątek dotyczy tylko najbliższej rodziny (rodzice, siostry), ale już bez liczb. Raz się pochwaliłem ile mam odłożone i mocno tego pożałowałem w momencie, gdy sępy się zleciały. Powoli zaczynam rezygnować nawet z tłumaczenia siostrom jak ważne jest rozsądne budżetowanie. bo oczywiście wszystko rozumieją i bardzo chcą, ale mają tyle „potrzeb”. Dlatego ostatnio tylko podsyłam linki na FB i niech robią z tym co chcą.

  19. makate Odpowiedz

    Myślę, że warto próbować rozmawiać. Oczywiście rozumiem tych, którzy tego unikają, rozumiem, że się „nacięli” i teraz wolą nie gadać.
    Ale jeśli jest szansa że osoba z którą rozmawiasz będzie chciała słuchać, to chyba warto próbować. Nie mówię, żeby każdemu opowiadać o swojej pensji, dokładnych wydatkach, itp. Ale o tym, że się oszczędza, że się ma fundusz na czarną godzinę, że się słyszało o niezłej lokacie – czemu nie?
    W naszym kraju jest bardzo niski poziom edukacji i świadomości finansowej i ja takie rozmowy traktuję jako „spłatę długu wdzięczności” jaki zaciągnęłam u blogerów piszących oszczędzaniu 😉 wiem, że są tacy ludzie, którzy nawet jak posiądą wiedzę, to nie będą oszczędzać , bo wszystko muszą mieć. Ale myślę, że są i tacy którzy naprawdę myślą, że z ich pensją „nie da się” nic odłożyć, a jak im pokażesz, że się da – to spróbują 🙂

    ps. pierwszy mój komentarz na twoim blogu chyba 😉

    • makate Odpowiedz

      Jeszcze jedna myśl mnie naszła – że jeśli chcemy podzielić się z kimś naszą wiedzą, to trzeba to robić delikatnie i nie oczekiwać że przyjmie wszystko i będzie działać dokładnie tak jak my 🙂 szczególnie że każdy powinien chyba znaleźć swój własny poziom tego co uważa za „minimum” do przeżycia i tego co jest dla niego dodatkową przyjemnością na którą chce wydać pieniądze. Jak pisał kiedyś Michał Sz. – ktoś może oszczędzać na wakacje, ktoś inny na imprezy albo drogie restauracje, i każdy z nich ma do tego prawo. Byle najpierw potrafił te pieniądze zaoszczędzić i miał kontrolę nad swoim budżetem.

  20. Marek Odpowiedz

    Wiele prawdy w tym co wszyscy piszą, jednak może nie warto poddawać się bez walki? Kto ma wpływać na zmianę świata jak nie ci, którzy zauważają że wart jest zmian? Proponuję mimo wszystko rozmawiać, ale nie w tonie nauczyciela pouczającego „jak ja potrafiłem rozwiązać to i owo, bo to ja mam rację”, ale raczej powołując się na przykłady innych w stylu:

    – „Wyobraź sobie że w kraju x część społeczeństwa doszła do wniosku że… .
    Sam nie wiem co o tym myśleć ale efekty są dosyć ciekawe…”

    – „Ostatnio ktoś mnie przekonywał że część społeczeństwa zaczyna zmieniać swoje przekonania w kwestii… . Zastanawiam się co o tym myśleć, bo przecież…”

    – itp., itd.

    Ludzie nie lubią być pouczani, natomiast chętnie słuchają historii.
    Dodatkowo nieagresywnie zapytani w otwartej dyskusji o zdanie, myślą bardziej trzeźwo, jeżeli nie czują się przekonywani na siłę.

    Z polecaniem książek rzecz gustu. Ja to robię, ale niestety nie działa 🙂
    Wszyscy przyjmują propozycje z otwartymi ramionami, ale nikt nie czyta.
    Zainwestowanie sporych pieniędzy w prezenty książkowe skończyło się kompletną klapą.

    A zatem rozmawiajmy zawsze, ale z empatią. Więcej zdziałamy pytaniami niż przekonywaniem. Ale poddawać się? Nigdy! 🙂 🙂 🙂 pzdr., m.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ciekawe pomysły – bardzo za nie dziękuję i pewnie za jakiś czas wypróbuję 🙂 Mam nadzieję, że nie wyjdzie zbyt sztucznie 🙂

  21. Grzesiek Odpowiedz

    Pieniądze to delikatny temat i niestety nie tylko rodzina, ale również znajomi nawet Ci bliscy reagują często alergicznie jak mówię o oszczędzaniu i inwestowaniu. Ja lubię jak ktoś z moich znajomych mi o takich rzeczach opowiada, ale to pewnie dlatego, że mam kilku znajomych, którzy podzielają mój pogląd. Reszta traktuje mówienie o takich rzeczach jak atak na nich samych bo strefa komfortu w jakiej żyją nie pozwala im na dopuszczanie takich myśli. Ostatniq moja wymiana zdań z koleżanką jak okazało się że deweloper u którego zamówiłem mieszkanie ma duże opóźnienie:

    Ona: to dlaczego nie zrezygnujesz i nie kupisz gdzieś gdzie będzie szybciej?
    Ja: Bo to najmniejsze i najtańsze dostępne mieszkanie we Wrocławiu, a póki co tylko na takie mnie stać
    Ona: Jak to Cię nie stać przecież to i tak na kredyt (!)

    Ostatecznie wytłumaczyłem, że mam zasadę (pochodzi z książki Millioner Nex Door), że na mieszkanie dla siebie nie wydam więcej niż 2Xroczne zarobki. Koniec kropka…i to że finansuje częśc kredytem nie ma znaczenia bo kredyt też trzeba przecież spłacić to nie jest prezent z banku, a niestety ludzie tak myślą. Przerażające jest to jak bliscy nam ludzie mają problem z odłożeniem 100 złotych, a mają długi na kilkaset tysięcy i myślą, że jest wszystko w najlepszym porządku bo „przecież wszyscy tak robią”.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Czytałem tą książkę przynajmniej 2-krotnie, a nie pamiętam przytoczonej przez Ciebie zasady. Może ją wyparłem, ponieważ oznaczała, że nie powinienem sobie pozwolić na mieszkanie, które posiadam 🙂

    • deadinside Odpowiedz

      jesli średnie zarobki w polsce to 2.7k netto, a średnia cena metra kwadratowego to dajmy na to 5k to na 12m/kw będziesz spał na stojąco chyba :p

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Hmmm – jednak jeśli mamy małżeństwo (czy parę, która decyduje się razem zamieszkać), to robi się już 24 m2 – szału nie ma, ale to już mieszkanie 🙂

  22. Marcin Odpowiedz

    Z jednej strony oczywiście nie ma sensu uszczęśliwiać nikogo na siłę. Z drugiej strony – jeśli ktoś z Waszych rodzin był chory i znalibyście lekarstwo to czy siedzielibyście cicho w imię własnej wygody i spokoju? Oczywiście jest różnica pomiędzy chorobą a świadomymi wyborami, ale czasami świadome wybory mogą uchronić od choroby.
    Nie uważam się za finansowego guru, a już na pewno nie na tyle by móc doradzać innym. Jednak nigdy nie mam finansowych tajemnic przed rodziną i najbliższymi znajomymi. Wszyscy z nich wiedzą ile zarabiam, że oszczędzam, że próbuję inwestować, że nasz domowy budżet jest zawsze zrównoważony. Nigdy nie narzucam się z jakąkolwiek poradą, często powstrzymuję się nawet bezpośrednio o nią pytany jednak kiedy szczerze mówisz o tych sprawach, ludzie zaczynają po pewnym czasie sami uważać cię za kogoś kto „się zna”.
    Im więcej będziemy o tym mówić tym większą przeciwwagę stworzymy dla mainstreamowego kredytowego szaleństwa.
    Nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji w której szczerość mogłaby mi zaszkodzić. Prawda nigdy nie szkodzi. Jeśli w procesie jej mówienia tracisz z kimś kontakt, to znaczy, że ten kontakt i tak był bezwartościowy, bo po co komu fałszywi bliscy? Dostatecznie dużo mydlenia oczu naokoło nas.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ciekawe podejście – potencjalnie groźne, chociaż tak jak piszesz – jeśli obróci się to przeciwko Tobie, to nie ma sensu sztucznie podtrzymywać kontaktu. Z drugiej strony, niesnaski wśród rodziny mogą się odbić szerokim echem i powrócić w najmniej oczekiwanym momencie, i to od innej osoby niż się spodziewaliśmy.
      Szczerość czasami może być niebezpieczna, ale sam również na blogu obnażam się przed Wami 🙂

  23. Dana Odpowiedz

    Myślę, że to sprawa bardzo indywidualna 🙂 w dalszej rodzinie mam osoby, z którymi bez problemów poruszam temat finansów, ale są też i takie, przy których robię wszystko, by nie tknąć tego wątku, bo wiem, że nasze poglądy są bardzo, bardzo rozbieżne (szczególnie te dotyczące nadmiernego konsumpcjonizmu :P). Podczas studiów miałam jeden dość ciężki okres i mój wujek wspierał mnie finansowo przez około kwartał, a nawet nie prosiłam go o pomoc, to była jego własna inicjatywa. Więc wszystko zależy od tego, z kim konkretnie ma się w rodzinie do czynienia 🙂 pozdrawiam, D.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hmmm – rzeczywiście, być może bardziej niż mi się do tej pory wydawało chodzi właśnie o wyczucie sytuacji i o to, jakie są relacje pomiędzy członkami rodziny.

  24. Elzbieta Odpowiedz

    Maz – zona to jednosc, jezeli sie chce dojsc do celu trzeba isc zgodnie w tym samym kierunku. Mozna sie roznic pogladami na wszystko, oprocz finansow. Malzenstwa zawsze ropadaja sie „o pieniadze”, bez wzgledu na to jak to wyglada z boku. Ze wszystkimi innymi nie rozmawiac o niczym zwiazanym z pieniedzmi. Powiem wiecej: nie przyznawac sie do „innosci”. Nie warto sie „narazac”. Ja, gdy zaczynalismy nasza droge „do wolnosci” usilowalam do niej przekonac kogo sie dalo. Szczegolnie gdy widzielismy odczuwalne rezultaty. Moja siostra wtedy zerwala z nami wszelkie kontakty bo nie chciala miec „ubogich” krewnych.

    Minelo dwadziescia lat i wszyscy, ktorzy wtedy mieli tysiace argumentow typu: „no i co z tego, ze zaoszczedze jednorazowo 3 zlote?”, zazdroszcza nam, do punktu nienawisci. Gdy przysylamy pocztowki z naszach wojazy twierdza, ze pysznimy sie, wywyzszamy. Siostra peka z zazdrosci. Ojciec twierdzi, ze nam sie „udalo”.

    Nie warto tego przezywac. Nalezy zachowywac sie jak wiekszosc, a robic swoje. Mozna opowiadac o kredytach, ktorych sie nie ma, o wydatkach jakich sie nie uczynilo. Zaklamanie? Moze, ale za to atmosfera lepsza.

    A jezeli chodzi o Kasie Rz. to ja lubie jej cyniczne i zrzedzace uwagi. Na tym blogu jest za fajnie, spotykaja sie ludzie o podobnych pogladach, wiele tu sie mozna nauczyc, pogwarzyc zupelnie niezobowiazujaco, bo to, ze wlasciciel jest anonimowy w jakis sposob zapewnia anonimowosc innym. Kasia Rz. wprowadza do tego blogu prawdziwa rzeczywistosc, pokazuje jak reaguja ludzie negatywnie nastawieni do tego o czym sie tu dyskutuje. W jakis sposob wyraza to, czego sie obawiamy pytajac czy warto dzielic sie z bliznimi naszymi doswiadczeniami w drodze do wolnosci.

    • Roman Odpowiedz

      Nie miałbym odwagi aż tak ujednolicić powodów rozpadu zwiazków. Choć oczywiście, pieniądze a raczej filozofia ich traktowania są jednym z najważniejszych.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ciekawe spojrzenie na argumenty Kasi Rz 🙂 I jeszcze dodatkowe pytanie: skoro wszyscy co najmniej zazdroszczą (a czasami wręcz nienawidzą), to czy nadal wysyłacie kartki, a jeśli tak – po co to robicie?

      • Elzbieta Odpowiedz

        Teraz kartki wysylamy tylko do tych, ktorym sprawia przyjemnosc to, ze gdzies w dalekiej podrozy myslimy wlasnie o nich, ktorzy doceniaja jaka frajda w dobie e-kartek jest dostanie w skrzynce pocztowej prawdziwej kartki, z prawdziwym znaczkiem i krotkim sprawozdaniem z podrozy nagryzmolonym w pospiechu na kolanie. I jak sie chwile zastanowic, to ci ludzie nie znali nas w poprzednim wcieleniu. Poznalismy sie gdy nasza znacznie wczesniej obrana droga doprowadzila nas do zamierzonego celu.

    • Kasia Rz. Odpowiedz

      Chwilami przestaję się dziwić, że ludzie nie chcą oszczędzać, nie myślą o przyszłości i żyją chwilą. Poczytajcie sobie np. o zamiarach wprowadzenia podatku katastralnego od wartości nieruchomości na poziomie 1% rocznie. Niech każdy sam sobie policzy, ile ewentualnego podatku zapłaciłby.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        To raczej nie zamiary, ale „światłe wizje” jednostek, które chciałyby w cudowny sposób podreperować finanse państwa. Przynajmniej ja nie wiem nic o realistycznych planach wprowadzenia takiego podatku. Na szybko sprawdziłem, że taki podatek wyniósłby ok 30-60 zł miesięcznie dla rodzin posiadających własną nieruchomość. Niby niedużo, a jednak sam często unikam sprawdzania paska płacowego, bo obciążenia podatkowe już teraz są absurdalnie wysokie.

        • eMCi Odpowiedz

          Hej Wolny. Na moje niewprawne oko bliżej 200 PLN miesięcznie zakładając 1% od 240 tysięcy czyli większą kawaleria w Warszawie. Również nie słyszałem o konkretach.

          • wolny Autor wpisu

            Bodajże w Irlandii wprowadzili taki podatek w zeszłym roku i tam stawki były raczej na poziomie 0,18% za nieruchomość wartą poniżej 1 mln EUR.

    • Kasia Rz. Odpowiedz

      Elżbieto,
      dziękuję za Twoje słowa 🙂 Aczkolwiek, mam nadzieję, że zadajesz sobie sprawę, że Twój komentarz, to „woda na młyn”. Biedny Wolny 🙂

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Oj biedny ja… jakoś burzy komentarzy ta wypowiedź nie wywołała. Każdy ma prawo do własnego zdania i o ile szanuje innych – czemu miałoby mi to w jakikolwiek sposób przeszkadzać?

  25. Kasia Rz. Odpowiedz

    Jasne, że nie poruszać kwestii finansowych z rodziną, zwłaszcza nie chwalić się stanem konta. Chyba, że ktoś chce rozpocząć działalność charytatywną w postaci udzielania bezzwrotnych pożyczek.

  26. Paulina Odpowiedz

    Cześć,

    jestem Paulina i jest to mój pierwszy komentarz na tym bardzo interesującym blogu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Twoje pytanie czy udzielać innym rad? – absolutnie nie udzielajmy rad bez zlecenia chyba, ze chodzi o zagrożenie zdrowia. Udzielanie nieproszonych rad godzi w poczucie wartości innych osób a chyba nie chcielibyśmy aby inni tak robili w stosunku do nas, nieprawdaż? Co do dzielenia się informacjami o naszych finansach – sądzę, że to nie jest niczyja sprawa chyba, że jesteśmy winni komuś naprawdę spore pieniądze. Jeśli sami zarabiamy uczciwie, nie mamy nic i nikogo na sumieniu to po co komuś się z tego spowiadać albo mówić ile zarabiamy? To samo sądzę o nabywaniu tzw. gadżetów: po co nam telefon, auto nie wiadomo za ile, byle tylko mieć na pokaz (nie mówię, że nas od razu ktoś obrabuje, ale zawsze większa zachęta 😉 Jeśli chodzi o kwestię małżonków to także uważam, że jeśli potrafimy zarobić spore pieniądze to nikt w małżeństwie nie ma obowiązku wymagać od nas spłacania swoich zachcianek – podkreślam zachcianek.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hej Paulina, dzięki za komentarz, w którym odniosłaś się do całej masy tematów 🙂 Dzięki za Twój głos w dyskusji – po wynikach ankiety widać, że zgadza się z Tobą mniej więcej 75% czytelników.

      • Perfekt Odpowiedz

        Zgadzam się z Pauliną, że lepiej nie udzielać rad jeśli nie jesteśmy o to proszeni. Każdy jest przekonany, że postępuje najlepiej jak potrafi i pouczanie kogoś przyniesie najczęściej tylko niechęć do naszej osoby. W tym temacie polecam książkę 'Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi’ Dale’a Canegie.
        Co do wyników ankiety to chyba 25% czytelników nie jest lubianych w rodzinie 🙂 W końcu kto lubi jak ktoś go poucza?

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Hmmm – wiesz co, to nie tyle kwestia pouczania, ale może raczej doradzania, wspólnego zastanawiania się nad konkretną sytuacją. Dużo zależy od podejścia obu stron i sposobu, w jaki temat jest poruszony.

  27. Kaja Odpowiedz

    Cześć,
    zgodzę się z wieloma poprzednikami, aby rad na siłę nie udzielać. Ale pomóc zawsze można. Z najbliższej rodziny mam już tylko siostrę i męża i tylko z nimi mogę szczerze rozmawiać o finansach, resztę uznaję za dalszą i tutaj raczej się nie wychylam. Gdy byliśmy z mężem jeszcze tylko parą, która się spotykała, dość szybko zamieszkaliśmy razem, już po miesiącu. Nie wiedzieliśmy co wyjdzie z naszego związku i potraktowaliśmy to jako próbę, a ponadto na decyzję naszą wpłynęły pieniądze. Tak było taniej. Po ok. m-cu bycia razem zapytałam Jego wprost ile ma oszczędności i ile zarabia. Sama też tego nie ukrywałam. Dzięki temu od samego początku mogliśmy ustalać nasz wspólny finansowy plan (chociaż nie zawsze był taki, jakbyśmy sobie tego życzyli, ale mieliśmy jasność sytuacji).
    Moją siostrę bardzo denerwowało kiedyś, że rozliczam się sama ze sobą. Nie lubiła, gdy odmawiałam jej szybkiej drobnej pożyczki bo stwierdziałam, że wdanym miesiącu budżet mi na to nie pozwala. Byłam bardzo konsekwentna! Po pewnym czasie zauważyłam, że sama zaczęła spisywać swoje wydatki i dzięki temu zauważyła na przykałd, że strasznie dużo pieniędzy wydaje na drogie jedzenie kupowane w małych osiedlowych sklepikach.
    Natomiast brat męża, który zawsze dobrze zarabiał, Jego żona też nie narzekała, mają też dziecko…od pewnego czasu zaczęło wieść im się gorzej. Dużo pieniędzy wydają na rzeczy i usługi, bez których by się obeszli. Wysłuchaliśmy narzekań szwagra i w prezencie podarowaliśmy książkę M. Samcika. Resztę niech zrobi sam, bo wiem, że nasze rady Mu nie pomogą. Cóż, On wciąż jeszcze nie bardzo rozumie, na czym w ich przypadku polega błąd. Musi On sam dojść do tego, nasze delikatne uwagi potraktował jak atak, więc się wycofaliśmy.
    Podumowując, Twoje sugestie Wolny, są całkiem dobre: świecić przykładem jak ja poświeciłam siostrze i podarować książkę, jak było z bratem męża. Pierwszy sposób przyniósł już pozytywny rezultat, na drugi…wciąż czekamy.

    pozdrawiam
    K

  28. P. Odpowiedz

    Rozmawiam o swoich finansach tylko z bardzo mi bliskimi osobami, do ktorych naleza rodzice, rodzenstwo i moja przyszla zona. Jestesmy juz jakies 6 lat z moja dziewczyna i dopiero niedawna dowiedziala sie ile zarabiam. Glupia nie jest i wiedziala od poczatku, ze nie narzekam na zarobki, ale nie wypytywala sie o moja pensje. Sam jej wspomnialem przy okazji, jak rozmawialismy niedawno o planach na przyszlosc. Rodzice tez zawsze wiedzieli jak mi sie wiedzie w pracy, nie mialem w tym temacie tajemnic. To oni mnie wychowali, to oni za wszystko placili, abym mogl dojsc tutaj, gdzie teraz jestem. Niestety rozczarowalo mnie posuniecie taty, ktory „chwalil” sie na lewo i prawo swoim synem 😉 Opowiadal dalszej rodzinie, jakiego to ma wspanialego syna, jaka on ma dobrze platna prace 🙂 Mam troche sie temu dziwila i rozmawiala z nim zawsze juz po fakcie dlaczego tak postepuje 🙂 Ale absolutnie nie mam mu tego zazle, jest moim ojcem i widocznie byl dumny, ze wychowal syna, ktory sobie radzi w zyciu (odpukac, aby nie zapeszyc 😉 ) i ja tez jestem jemu i mamie wdzieczny za wszystko. A to jak teraz odbiorze to dalsza rodzina czy sasiedzi, ktorzy sie dowiedzieli o moich zarobkach – mam to generalnie w d… w glebokim powazaniu 😉
    Jeszcze tylko musze przekonac swoja druga polowke i sprowadzic na lepsza droge 🙂 Jak pracowala to wydawala wszystko – okolo 1200zl miesiecznie. Twierdzila, ze nie ma po co i nie ma na co oszczedzac, a szczegolnie argumentujac to, ze nie ma z czego oszczedzac…. bo te kilka zl szybko sie rozchodzi na co miesieczne „potrzeby” (powiedzialbym, ze tak 50/50 zachcianki 😉 ) Jak tylko wroci do pracy to chociaz niech zacznie od 100zl co miesiac odkladac, nawet jak by zarabiala 1 tys miesiecznie, to i tak rachunki dalej beda z mojej pensji, wiec niech przeboleje kolejna bluzke czy inna pierdolke na rzecz oszczednosci 🙂 Taka mam misje w stosunku jej, hehe 🙂
    I z nia wlasnie na pewno bede rozmawial o finansach.
    Z bratem rowniez czesto rozmawiamy na ten temat. On mi mowi ile juz odlozyl, ja mu podaje swoja kwote i taka to jest nasza mala rywalizacja 🙂
    Z rodzicami chetnie moge porozmawiac, jesli beda chcieli uslyszec moje zdanie w danej kwestii finansowej.
    Co do calej reszty, czyli dalsza rodzina czy znajomi, nie mam takiego zamiaru i potrzeby. Jesli zapytaja to nie widze problemu, jednak sam nie bede z niczym wyskakiwal bo pewnie uslysze, ze to nie moja sprawa – bo i taka prawda. Najwyzej tylko czasem rzuce cos, napomkne, czemu tak zrobiles, a nie inaczej… czy nie oplacalo by sie tego zrobic tak, a tak… itp. I na tym konczy sie moja rola.

  29. Radek Odpowiedz

    Wolny, gratulacje za jeden z najlepszych blogow o tematyce finansow i stylu zycia, ktory znalazlem w necie.
    Jest to pierwszy blog, ktory przeczytalem w zasadzie od poczatku – prawie 5 dni mi to zajelo, ale naprawde bylo warto. Pisze w zasadzie, bo pominalem wpisy o pieluchach 😀
    Widac, ze jestes osoba, ktora ma dobrze przemyslane swojego poglady, a wpisy sa bardzo konkretne.
    Mozna powiedziec, ze zgadzam sie tak w 90% z Twoim pogladami.

    Mam jednak prosbe, ktora mialy wczesniej juz chyba ze 2 osoby – rozwaz zmiane czcionki. Nie wiem czemu, ale Twoja czcionka na blogu jest dosc blada zwlaszcza jak ktos nie czyta na kompie tylko dla oszczednosci wzroku zrzuca na e-czytnik. Z tego co widzialem to pojawiasz sie rowniez na blogu Michala Szafranskiego, on ma bardzo czytelna czcionke niezaleznie od tego na czym sie czyta. Wiecej uwag to blogu nie mam 😀

    Jeszcze raz gratulacje !!!

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Wow – dziękuję za tak entuzjastyczną recenzję 😉 90% zgodności z tym, co piszę stawia Cię pewnie w „top 10”, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób czasami podchodzę do opisywanych tematów.

      Co do czcionki – sam nie wiem, na urządzeniach typu komputer / tablet czyta się chyba bardzo dobrze, prawda? Zerknąłem na stronę Michała i rzeczywiście tam zdania są nieco… „ostrzejsze”, ale zanim sprowadziłbym ewentualne zmiany, musiałbym przeprowadzić nieco testów, więc na razie nic nie obiecuję.

      Pozdrawiam serdecznie!

      • Radek Odpowiedz

        Na komputerze czyta sie faktycznie bardzo dobrze.
        Na tablecie nie wiem, bo nie posiadam.

        Ta prosba to nie jest pilna sprawa, ale przy okazji jakbys mial troche wolnego czasu to warto byloby to zmienic.

        Pozdr

  30. AnPe Odpowiedz

    Gratuluję bloga :). Bardzo pouczający i bardzo przyjemnie się go czyta.

    Co do Współmałżonka to uważam, że tutaj jest potrzebna zgodność i przejrzystość w kwestiach finansowych. Niekoniecznie chodzi o jedno wspólne konto (choć my akurat takie mamy „od zawsze”) ale o porozumienie w kwestiach finansowych dot. wspólnego życia i wypracowanie wspólnego modelu: ile, kiedy i na co wydajemy i jaki mamy „bufor” na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń, jak oszczędzamy na przyszłość Dzieci i swoją.
    Tutaj to jest temat rzeka, także może poprzestanę na tym ogólnym stwierdzeniu. 😉

    Co do dalszej Rodziny (dalsza Rodzina to w tym przypadku dla mnie wszyscy poza Mężem i Dzieciami ;)) to osobiście zgadzam się z tym, że jeśli widać zainteresowanie tematem finansów, to można i warto porozmawiać i podzielić się opiniami i pomysłami. Wystarczy zasygnalizować temat i wtedy widać, czy jest zainteresowanie z drugiej strony.

    A jeśli zainteresowania takiego nie ma, wtedy lepiej sobie odpuścić. Nie zmusisz nikogo, żeby „chciał”. Próbowaliśmy delikatnie, kilkakrotnie w przypadku Rodziców, mojego Brata, ale bezskuteczne.

    Wniosek był taki, że w razie potrzeby będziemy w stanie pomóc finansowo, ale nie da się rozmawiać na takie tematy z kimś, kto najwyraźniej nie ma czuje potrzeby zmiany swojej sytuacji.

    Pozostaje, jak to ktoś napisał wyżej, cieszyć się cudzym szczęściem z wziętego na raty telefonu komórkowego i zachować swoje mądrości dla siebie. 😉

    Swoją drogą to Męża i mnie na drogę ku wolności finansowej skierował Brat Męża pożyczając książkę „Bogaty ojciec biedny ojciec”, co otworzyło nam oczy na wiele spraw. Książka bardzo specyficzna, ale też bardzo inspirująca. Zabrzmi to pompatycznie, ale bardzo się oboje rozwinęliśmy od tamtego czasu, i jeśli chodzi o świadomość i jeśli chodzi o wiedzę finansową. 🙂
    Efekty są widoczne jeśli chodzi o nasze zasoby. 🙂 Chcemy być wolni i ku temu zmierzamy :).
    Także na pewno warto spróbować choć trochę komuś wskazać „inną drogę”, ale umiar jest istotny. Nic na siłę. 😉

    Pozdrawiam!

    AnPe

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hej, dziękuję za pierwszy komentarz i bardzo się cieszę, że również dążycie do wolności finansowej – i że wiecie, że to możliwe w naszych realiach 🙂 Powodzenia!

  31. Krzysztof Odpowiedz

    Ja odpuszczam. Nie mam ochoty nosić łatki skąpego nudziarza- mądrali, zaglądającego komuś w portfel. Nawet poproszony o radę niechętnie jej udzielam, bo to ogromna odpowiedzialność. Wyznaję zasadę „pilnuj siebie, będziesz w niebie”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *