Jak istotna jest wiedza o finansach osobistych?

Mój powrót do normalności stał się faktem: kolejna przeprowadzka to już przeszłość, temat mieszkania praktycznie zamknięty, a ja czasami znajduję czas nawet na tak abstrakcyjnie luksusowe do niedawna czynności jak wzięcie do ręki książki – już niemal zapomniałem, że tak można 🙂

Pierwsza lektura, która wpadła mi w ręce to cierpliwie leżąca na półce i czekająca na swoją kolej książka Marcina – zaprzyjaźnionego blogera, który przekazuje garść prostych rad o tym, „jak zadbać o własne finanse„. Marcinie – z góry przepraszam, że już po 30 stronach książki chwilowo przerwałem czytanie, żeby pracować nad wpisem, a jednocześnie dziękuję za inspirację do tego wpisu, którą dały mi te pierwsze strony Twojej książki 🙂

Marcin pisze bowiem tak: „w finansach osobistych wiedza to najwyżej 20% sukcesu„. Skoro człowiek z takim doświadczeniem w świecie finansów pisze coś takiego, to wie co mówi. A ja… nagle poczułem się lekko. Tyle rzeczy wskoczyło na swoje miejsce, że aż nie nadążam za tym pędem myśli, które galopują w mojej głowie. Postaram się jednak nieco ogarnąć, bo inaczej nie zrozumiesz, o co mi chodzi – a zrozumienie dzisiejszego wpisu jest dla Ciebie bardzo ważne, jeśli chcesz się dobrze czuć z tym, że… być może wiesz niewiele 🙂

Zacznijmy od początku: jakie są moje kompetencje z zakresu finansów osobistych? Wiem nieco więcej niż statystyczny Kowalski i widzę potrzebę przekazywania podstawowych zasad typu „kredyty konsumpcyjne są be”. Ale raczej nie jestem modelowym kandydatem na blogera finansowego. Nie wywodzę się ze świata finansjery, nie ukończyłem żadnych związanych z nią studiów, a zwykłe wystawienie faktury nie przyszłoby mi łatwo, jako że od początku pracuję na etacie.  Moje stricte techniczne wykształcenie nie na wiele się zdaje, a kilka lat praktyki w zakresie różnych instrumentów finansowych to raczej taki mały placyk zabaw, na podstawie którego doszedłem do jednego czy dwóch wniosków – zazwyczaj jak mnie porządnie poparzyło 🙂 I zapewniam, że jedna czy dwie książki o podstawach podstaw nie na wiele się zdały – kilkukrotnie próbowałem podejść do pozycji poważniejszych niż mój ulubiony „Milioner z sąsiedztwa„, ale moja głowa stanowczo zbyt często lądowała na poduszce, żeby kontynuować lekturę 🙂 Szczerze przyznam, że książka Marcina to pierwsza lektura ze światka finansów, którą tknąłem od dobrych dwóch lat, a odkąd piszę tego bloga, praktycznie przestałem zaglądać na inne blogi. Brak czasu robi swoje, a nie dość że nikła, to jeszcze mało używana wiedza z czasem się ulatnia.

wiedza_1Dla jednych pasja, dla drugich koszmar 🙂

W związku z tym czasami sam się zastanawiałem: co sprawia, że ze względnym sukcesem prowadzę bloga z dziedziny finansów osobistych, a – co dla mnie jeszcze ważniejsze –  ze zdecydowanie mniej względnym powodzeniem kroczę wielkimi krokami w stronę wolności finansowej? Pierwszy strzał: dobre zarobki? Pudło – mogę wymienić mnóstwo znanych mi i Tobie osób, które zarabiały krocie, a mimo to sięgnęły dna. Mogę wskazać palcem na tych wszystkich czarodziejów ze srebrnego ekranu, którzy próbują przewidywać, doradzać i wyjaśniać wszelkie zjawiska w gospodarce (a zapewniam że nie robią tego za „drobne”), jednocześnie będąc po uszy w długach, których jakoś nie potrafią spłacić. Skoro to nie zarobki sprawiają, że nie boję się o jutro, to co?

Drugi strzał: szczęście. Nie będę zaklinał rzeczywistości: trochę pomaga i nie zaprzeczę, że od dziecka miałem warunki pozwalające na skupienie się na zdobywaniu wiedzy. Ale mam porównanie z innymi i wiem, jak ciężko większość życia pracuję na to, co osiągnąłem. Dlatego z jednej strony doceniam to, co mnie do tej pory spotkało, a z drugiej – nie przeceniam tego, jednocześnie mając świadomość, że wcale nie zawsze musi być tak różowo.

Strzał trzeci i ostatni: wiedza, która pozwala mi skutecznie mnożyć oszczędności, inwestować z gwarancją sukcesu i z pozycji autorytetu od 1,5 roku pisać o świecie finansów osobistych. Na podstawie pierwszej części wpisu wiesz jednak, że to nie prawda! Nazbyt wiele finansowych wpadek zaliczyłem, żeby myśleć, że mam jakąś przewagę nad rynkiem czy mandat do tego, żeby pouczać kogokolwiek, jak i gdzie lokować swoje oszczędności. Ale teraz… (uwaga uwaga, bo zbliżamy się do sedna :)) wcale mi to nie przeszkadza! Z małą pomocą książki Marcina doszedłem do zbawiennego wniosku, że absolutne podstawy wiedzy finansowej to wszystko, czego ja czy Ty potrzebujemy! Żadnych skomplikowanych wzorów, żadnych kursów, żadnych studiów czy nawet książek! Mówię to z całą stanowczością: nie musisz nadrabiać żadnych zaległości, żeby już dzisiaj zacząć pracować nad poprawą stanu swoich finansów i – co najważniejsze – robić to skutecznie!

wiedza_2

W takim razie co jest potrzebne do rozpoczęcia walki o spokojną przyszłość, skoro wiedza finansowa i dobre wynagrodzenie to tylko czynniki sprzyjające, które pozwolą Ci dotrzeć do celu trochę szybciej niż reszcie stawki? Może uznasz to za zbyt banalne, ale finanse osobiste właśnie takie są: wystarczy pozytywne podejście, zdefiniowane swoich celów finansowych, nieco konsekwencji w działaniu i szczypta pokory, na wypadek gdyby stan Twojego portfela nie wystrzelił w kosmos z dnia na dzień. I jeden, jedyny kawałek wiedzy finansowej, który zbyt często pomijamy: budżetowanie (*), uzupełnione o kilka naprawdę prostych reguł, dzięki którym nie wpadniemy w tarapaty. To naprawdę stanowi w 80% o Twoim sukcesie! Chyba nie muszę przypominać, że to zależy tylko i wyłącznie od Ciebie samego? I to jest chyba najtrudniejsze w tym wszystkim: nikt Cię nie zaprowadzi za rękę (chyba że po to, żeby ją za rogiem odciąć i zdjąć z niej złotą obrączkę) i nie powie, co będzie dla Ciebie dobre. To Ty i tylko Ty jesteś w stanie to stwierdzić i nie dziw się, jeśli po drodze zaliczysz wpadki – jeśli masz z tym problem, mogę do Ciebie podesłać moją uczącą się chodzić córeczkę – już Ona zademonstruje, czym jest konsekwencja i brak zrażania się w przypadku potknięć 🙂

Podsumowując zaryzykuję tezę, że solidna wiedza o finansach to coś na kształt „mile widziane” w ogłoszeniach o pracę. Podstawy są ważne, o czym świadczą liczne finansowe „wpadki”, o których czasami mi piszecie, ale naprawdę nie trzeba dużo czasu i zaangażowania, żeby to nadrobić – wystarczy wręcz regularna lektura jednego czy dwóch blogów 🙂 Proszę Cię o jedno: nie komplikuj sobie życia! Jeśli zgłębianie tego tematu zwyczajnie Cię nie interesuje, nie masz na to czasu lub gubisz się w gąszczu skomplikowanych wzorów czy definicji – nic nie szkodzi, bez tego i tak możesz dotrzeć tam, gdzie chcesz! Ważne, żeby te braki nie stały się Twoją wymówką i wytłumaczeniem dla braku działania, bo o ile na szczyt wejdziesz nawet w klapkach, to mając opaskę na oczach nie masz szans na dotarcie w jego pobliże.

* o budżecie domowym możesz przeczytać chociażby u mnie, ale jeśli chcesz nieco głębiej wejść w temat (a serdecznie do tego zachęcam!), z czystym sumieniem polecam Ci książkę Marcina, która zainspirowała mnie do tego wpisu, a także internetowy kurs Michała (Michał wznowi sprzedaż w sierpniu, ale już teraz możesz zapisać się na listę chętnych), który może być jedną z najbardziej zyskownych inwestycji w obszarze finansów osobistych 🙂

93 komentarze do “Jak istotna jest wiedza o finansach osobistych?

  1. Paweł Odpowiedz

    Mi kiedyś oczy otworzył ten blog http://finansedomowe.blogspot.com/
    Szkoda że autor przestał pisać ale jestem mu naprawdę bardzo wdzięczny za te wpisy. Ten blog, książka „Bogaty ojciec biedny ojciec” oraz „Wolność finansowa dzięki inwestowaniu w nieruchomości” Sławka Muturiego to takie moje można powiedzieć elementarze finansowe.

    Teraz Twój blog stał się dla mnie również ciekawą lekturą dzięki której „nakręcam się”. Mimo że czasami się z Tobą nie zgadzam to jednak jestem Ci wdzięczny za to co piszesz. Najbardziej trafiasz wpisami jakby to określić natury filozoficznej? Nie wiem czy to dobre określenie ale tego typu wpisy najlepiej mi się czyta i dają mi potężnego kopniaka motywacyjnego do dbania o własne finanse i dążenia do wolności finansowej. Tak trzymać! 🙂

    A wracając do tematu to wystarczy pamiętać jeden wzór
    zarobki-wydatki=oszczędności
    i cała wiedza o finansach osobistych się do tego sprowadza. A reszta czyli budżetowanie itd to po prostu tego rozszerzenie.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Też czytałem – chociaż to były jeszcze czasy średniowiecza jeśli chodzi o moją świadomość finansową 🙂

  2. Roman Odpowiedz

    Panie kolego…
    Po pierwsze to Ty nie prowadzisz bloga finansowego tylko bloga o drodze do finansowej (a mam nadzieję ,ze docelowo życiowej) wolności…
    A po drugie to się nie przejmuj, że literatura ze wzmiankowanej dziedziny do Ciebie nie trafia…
    Do mnie tez nie trafia. Przeczytałem co do zasady kilka takich ksiażek, zęby wiedzieć o czym mówią inni i wiem, że JAK DLA MNIE szkoda na nie czasu. Bo ja idę swoja drogą i więcej na niej wyciągam z traktatów filozoficznych niż z traktatów motywacyjno-finansowych 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Bardzo wiele moich wpisów dotyczy właśnie finansów osobistych i we wszelkich zestawieniach „ląduję” właśnie w kategorii blogów finansowych – być może nieco za bardzo przyzwyczaiłem się do tego zaszufladkowania.
      A jeśli już mowa o traktatach filozoficznych – polecisz coś łatwo zjadliwego laikowi, który powoli zaczyna mieć ciut więcej czasu i może go przeznaczyć na lekturę? Znasz mnie Roman – będziesz wiedział, co mi „podejdzie”.

      • Roman Odpowiedz

        Nie wiem czy to Ci podejdzie… „O krótkości życia” Seneki.
        Ja od tego zaczynałem „wieki temu”.
        I nie jest to bynajmniej o nieuchronności śmierci 🙂

  3. Kasia Odpowiedz

    Nie wydaje Wam się, że z finansami domowymi jest trochę tak jak z odchudzaniem? Trzeba być systematycznym, trzeba się pilnować, samemu gotować, układać jadłospis, planować co kupić, czego nie pić i nie jeść. Nie trzeba być dietetykiem i trenerem osobistym, żeby odnieść sukces. Niektórzy mają trudniej: geny, choroby hormonalne. Inni są szczupli, chociaż nie wiem czym by się obżerali. Tutaj także znajduję odpowiednik w świecie finansów osobistych:) Niektórzy mieli dobry przykład z domu, czyli rodziców rozsądnie gospodarujących finansami. Inni mieli rodziców wiecznie żyjących na kredyt i ponad stan, a jeszcze inni bez kiwnięcia palcem odziedziczyli fortunę:)

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Kasiu – nie wiem, nigdy się nie odchudzałem 🙂 Ale z tego co piszesz to jak najbardziej. Ja bym dodał jeszcze jedno: przede wszystkim trzeba chcieć. A z tym jest często problem, bo na krótką metę zapału nie brakuje, ale na dłuższą metę nie starcza paliwa…

  4. Gosia Odpowiedz

    Tak naprawdę to trzeba mieć zapał i być konsekwentnym. Wiedza, doświadczenie przyjdą z czasem. Im bardziej „wsiąkniemy” we własne finanse tym łatwiej będzie nimi zarządzać. Po pierwsze trzeba się im przyjrzeć, czyli budżetowanie o którym piszesz. Zdanie sobie sprawy tak naprawdę otwiera oczy i motywuje 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Potwierdza to mój przypadek – jestem praktycznie samoukiem, który doszedł do wielu wniosków po latach, zamiast przeczytać o tym samym w kilka chwil. Najważniejsze, że to również jest opcja i dopóki taki system działa – nie ma powodu, żeby zmuszać się wbrew sobie do naukowego podejścia do finansów.

      • Gosia Odpowiedz

        Naukowe podejście do finansów przydaje się raczej zawodowcom, a w finansach domowych wystarczy budowanie własnych teorii o swoim budżecie 😀

  5. Piotr Odpowiedz

    Super artykuł Ci wyszedł Wolny 🙂
    Ja już mam za sobą książkę pana Marcina Iwucia – świetna moim zdaniem. Niby wszystko wiedziałem, ale zawsze dobrze poczytać o tym,co wazne i wartościowe 🙂
    pozdrowienia

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja również czytając ją niby wszystko wiedziałem, a mimo to wyniosłem kilka wartościowych nauk – chociażby tą, która mnie zainspirowała do tego wpisu. Marcin również przypomniał mi o temacie IKE, który odkurzyłem i o którym być może wypadałoby kiedyś napisać.

  6. Paweł S Odpowiedz

    Do oszczędzania nie trzeba wiedzy. Tak jak pisze mój imiennik w pierwszym komentarzu – musimy mniej wydawać niż zarabiamy. Moim zdaniem problem leży gdzie indziej. Chyba nikt nie potrafi… wydawać. Przykładowo, moja mama świetnie oszczędza, mimo że nie zarabia kokosów, ale oszczędzone pieniądze wydaje na… nowe samochody.
    Z drugiej strony, wadą zwykłego oszczędzania na lokatach, jest to, że nasze pieniądze nie są chronione przed inflacją, o której nikt kogo znam nawet nie myśli, a jest to duży problem jeżeli oszczędzamy długoterminowo. Dlatego właśnie należy posiadać wiedzę z dziedziny finansów i to nie tylko osobistych. Podstawowa wiedza o inwestowaniu jest niezbędna jeżeli chce się być wolnym finansowo któregoś dnia. Rozsądek to tylko początek. Wystarczyłby, gdyby na nasze pieniądze nie czaili się politycy i bankierzy (proponuję pogooglać o nowym podatku w Hiszpanii). Obecnie musimy się aktywnie bronić przed ich pazernymi łapami, a do tego potrzebujemy wiedzy.
    Pozdrawiam

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja bym na to spojrzał jeszcze nieco inaczej: inflacja nie przeszkodzi Ci, jeśli odkładasz wystarczająco dużo. Z drugiej strony, jeśli będziesz osiągał wysokie stopy zwrotu, osiągniesz ten sam efekt odkładając mniej. Powiedziałbym, że rezultat jest wypadkową poziomu oszczędzania i posiadanej wiedzy – w idealnym wypadku łączysz obie rzeczy, ale jeśli jedna nieco kuleje – też masz spore szanse. Tylko jest jeden problem… kto powiedział, że wiedza finansowa będzie pozwalała osiągać wysokie stopy zwrotu z inwestycji? W pewnych przypadkach nadmiar wiedzy może być więc groźny dla jej posiadacza…

    • Bartosz.B Odpowiedz

      Reklama czy nie, sam osobiscie kupilem ksiazke Marcina Iwucia kilka dni temu i rowniez ja polecam. Koszt niewielki bo około 30zl (mozna znalezc taniej) a warty rozpatrzenia. Pozdrawiam

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Nie mi oceniać. Powiem tylko, że Marcin nawet nie wie o tym tekście – tzn. po opublikowaniu wysłałem mu maila, że napisałem kilka zdań o Jego książce, ale chyba jeszcze nie miał okazji tu zajrzeć. A książka mocno wpisuje się w reguły, które sam wyznaję jeśli chodzi o finanse (co przyznaję – było dla mnie pewnym zaskoczeniem), więc jeśli kilka dodatkowych osób po nią sięgnie, to tylko z korzyścią dla siebie.

    • Paweł S Odpowiedz

      Też odniosłem takie wrażenie. Ostatnio zresztą w pewni blogerzy mają zwyczaj pisać o sobie nawzajem. Kiedyś Michał z Jakoszczedzacpieniadze.pl mówił o jakimś zrzeszeniu blogerów, czy czymś takim. Może to właśnie ich działania?

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Nie „ich”, tylko „nasze” 🙂 Owszem – tworzymy małą grupka blogerów finansowych, która stara się współpracować, motywować nawzajem, a przede wszystkim – wspierać zamiast rywalizować. I nie pozwolę nic złego o chłopakach powiedzieć, bo każdy z nas poświęca masę prywatnego czasu, żeby zrobić coś wartościowego 🙂

        • Paweł S Odpowiedz

          Jak o tym czytałem u Michała to pomysł mi się podobał, bo myślałem, że zwiększy to popularność wartościowych blogów i blogerów, którzy robią coś pro publico bono. Teraz przypomina mi to towarzystwo wzajemnej adoracji, które próbuje na siłę wciskać produkty jednego, czy drugiego blogera pod pretekstem rzetelnego artykułu. Wspomniałeś, że Marcin Iwuć nie wiedział o tym wpisie, ale skoro przyznajesz się, że to zamierzone działanie grupy, to raczej powinien się tego spodziewać.
          Akurat prywatny czas to Ty poświęcasz bo (chyba) nie masz profitów z pisania. Marcin i, zwłaszcza, Michał na tym zarabiają więc jest to zwykły biznes, nie „prywatny czas, żeby zrobić coś wartościowego”.
          Pozdrawiam

          • Michał

            Hej Paweł,

            Demonizujesz 🙂

            Pomysł współpracy był luźną koncepcją bez szczególnego planu i powiem Ci, że z mniejszymi lub większymi efektami – działa. Zarówno jako motywacja między nami do tego żeby pisać, jak i forum wymiany ciekawych materiałów i wiedzy. Tylko jednym z efektów jest polecanie ciekawych artykułów.

            Co do prywatnego czasu – poświęcam na blogowanie dużo więcej czasu niż poświęcałem, gdy pracowałem na etacie, więc stawianie przez Ciebie takiej grubej kreski „zarabia więc to zwykły biznes” jest po prostu niesprawiedliwe. Oczywiście myśleć sobie możesz co chcesz – ja tylko to komentuję 😉

            Gdybym nie chciał dawać tyle treści ile daję za darmo, to bym tego nie robił. Robię to co lubię przy okazji zarabiając. Umniejszanie wartości tego co robię, bo przy okazji na tym zarabiam – to jakieś pokrętne myślenie. Ja życzę każdemu żeby robił to co lubi, żeby inni mogli z tego korzystać za darmo i żeby jeszcze on mógł z tego żyć. To idealny model 🙂

            Pozdrawiam

          • Paweł S

            Nie mam nic przeciwko zarabianiu w taki sposób. Mam przeciwko sprzedaży pod pretekstem totalnie rzetelnego artykułu. Sam kupiłem kilka książek korzystając z linków na Twoim blogu. Cenię Cię, że podajesz ludziom rzetelnie sprawdzone usługi (np lokaty) i że otwarcie mówisz, że możesz na tym przy okazji zarobić. Niestety takie wpisy jak ten na takie, moim zdaniem, nie wyglądają. Przykładowo, Wolny poleca książkę Marcina nawet nie czytając jej do końca. I twierdzi, że Marcin nie wiedział o tym wpisie, który był zupełnie spontaniczny, a biorąc pod uwagę Waszą działalność, miał prawo się go spodziewać.
            Pozdrawiam

          • wolny Autor wpisu

            Pawle – książkę przeczytałem od deski do deski, tyle że z małą przerwą na pisanie tego wpisu. I dopiero wtedy dopisałem fragment o tym, że ją polecam.
            Poza tym co to znaczy, że Marcin „miał sprawo” się tego spodziewać. Czy według Ciebie to wygląda na model, w którym ślepo polecam wszystko, co pojawi się na wszystkich (bodajże 7) blogach z naszej grupy? Przecież w każdym wpisie musiałbym napomknąć o kilku produktach/kursach/usługach – pokaż mi, kiedy ostatnio to zrobiłem i dopiero wtedy oceniaj obiektywność tego, co robię.

          • Paweł S

            Nie pamiętam żebyś to zrobił (nie czytam od początku), jednak czuję, że na siłę próbujesz sprzedać tę książkę. A „miał prawo się spodziewać” oznacza, że Wasze działania mogą, ale nie muszą, być skoordynowane i z góry zaplanowane. Ale to jest tylko moja opinia, która, nie wiem dlaczego, wywołała aż takie poruszenie w Waszym gronie. Chyba nadepnąłem na odcisk?:) Mimo to cenię każdego z Waszej trójki (pozostałych nie czytam). Pozdrawiam

          • wolny Autor wpisu

            Nie nadepnąłeś na odcisk – po prostu staram się robić coś pozytywnego, cieszę się z przynależności do motywującej się do działania grupy fajnych ludzi i nie widzę problemu w poleceniu dobrego produktu któregoś z nich – szukanie drugiego dna czy jakichś wspólnych planów wyciągnięcia kasy od ludzi jest dla mnie tak abstrakcyjne, że reaguję emocjonalnie. Tyle w temacie.

          • wolny Autor wpisu

            Grupa blogerów, którą tworzymy to ludzie z pasją, dla których zarobek jest… miłym dodatkiem dla tego, co robią. W innym przypadku szaleństwem byłoby rozpoczynanie projektu, w który należy włożyć setki lub tysiące godzin własnego czasu wolnego, nie mając praktycznie żadnej gwarancji na osiągnięcie jakiegokolwiek sukcesu finansowego – nie mówiąc nawet o tym, żeby zwrot za „roboczogodzinę” był na sensownym poziomie.

          • Paweł S

            Michał powiedział, że demonizuję, Ty Wolny, robisz z tego coś dokładnie odwrotnego. Zapominasz jednak, że Michał ujawnia swoje przychody z bloga i nie jest to dodatek, tylko praca zawodowa. Nie wiem ile osób od Was utrzymuje się z blogowania. Nie to jest problemem, a to, że przesadzacie ze sprzedażą na blogach. Sprzedażą, którą powinniście nazwać po imieniu, a tego nigdy nie było u nikogo z osób, których blogi czytam.
            PS Jest to tylko moja opinia. Do sądu nikogo nie będę próbował zaciągnąć, po prostu nie kupię:)

          • wolny Autor wpisu

            „przesadzacie ze sprzedażą na blogach” – czy aby trochę nie generalizujesz? Zerknij na inne blogi i porównaj z moim – czy naprawdę uważasz, że jestem nachalny i działam jak zawodowy sprzedawca?

          • Paweł S

            No generalizuję. Mówię do grupy (przecież nią jesteście?). Tak jak napisałem, nie widziałem u Ciebie Wolny takich przypadków wcześniej. Myślę, że nie ma sensu już dłużej ciągnąć tego tematu.
            Czekam na kolejny wpis.
            Pozdrawiam

          • BJ

            Czytając po kolei komentarze pod tym artykułem już miałem napisać dokładnie to co Paweł S. Co za zbieżność! Czytam Wasze (czytaj: grupy blogerów) 3 blogi i od pewnego czasu i przyznaję, że (poza Tobą Wolny – bo to pierwszy raz w tym artykule) coraz więcej jest zwykłej sprzedaży czy to banerów, kursów, książek czy poszukiwania sponsorów na następne artykuły a mniej tej wiedzy, dla której czytam te blogi. Teraz zaczyna to być czystą komercją w przypadku Michała, który porzucił pracę zawodową i zarabia w ten sposób. I jest to ok, chwała mu za odwagę ale to użalanie się w powyższym komencie, że tyle godzin więcej pracuje to nie fair bo przecież zarabia na tym wiele więcej niż przedtem na etacie!
            Po prostu Panowie: więcej szczerości…
            Czy to tak trudno powiedzieć prawdę:
            „Pracujemy nad popularnością blogów, zwiększamy grono czytelników a co za tym idzie popularność strony i ilości wyświetleń i mamy nadzieję, że przyniesie nam to korzyści w przyszłości jako duży dochód pasywny.
            Cieszymy się, drodzy czytelnicy, że nam w tym pomagacie!”
            Koniec i kropka!
            A nie bla bla bla my nie, my tylko chcemy pomóc innym, krzewić inteligencję finansową, .to nasze hobby… itp.
            Miejcie jaja panowie i odwagę się przyznać!
            To tyle w temacie.

          • wolny Autor wpisu

            Zaczyna to brzmieć tak, jakby część czytelników była przekonana, że jest jakaś magiczna grupa, która spotyka się co chwilę żeby knuć i kombinować, jak tu popchnąć trochę do przodu siebie nawzajem i nakręcić ruch tu czy tam, a przede wszystkim: jak wyciągnąć od Was jak najwięcej kasy.
            Ja wiem, że ciężko zrozumieć ogrom włożonej pracy w rozwój czegoś tak mało namacalnego jak blog… wiem też, że łatwo oceniać innych widząc tylko wycinek ich życia i pracy; łatwo przecenić twory typu „grupa blogerów”, zwłaszcza jeśli do głosu dojdzie wyobraźnia i tematy finansowe; zbyt łatwo przyzwyczaić się do darmowej wiedzy, która jest na wyciągnięcie ręki; ale naprawdę po 1,5 roku pisania dla Was nie spodziewałbym się takiego podsumowania.
            No nic – dzięki za komentarz, nie zgadzam się z nim, ale nie widzę sensu wojować z Tobą i próbować Cię do czegokolwiek przekonywać.

  7. Studencina Odpowiedz

    Do czego to doszło, że dziedzina finanse osobiste doczekała się takiego zamieszania i popularności. Można to porównać do sytuacji kiedy będziemy mówili i nauczali jak jeździć na rowerze..
    Z drugiej strony nie można oczekiwać od każdego super wiedzy jak oszczędzać i nie przepłacać, bo znam osobiście osoby /w moim bardzo bliskim otoczeniu/, które uważają że pieniądze nie są ważne i należy je wydawać /żeby nie było – również potępiam takie wypowiedzi/, ale jak widać na przykładzie takich osób się „nie wyleczy”. Dlatego jak to w naturze bywa, słabe sztuki polegną…

    Wiem wiem, mocne słowa.
    Pozdro…
    My tu gadka szmatka a akcje KGHM cały czas idą w górę..

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Finanse osobiste zasługują na zdecydowanie większą popularność niż aktualnie – to naprawdę jedna z kluczowych dziedzin, gdzie ogarnięcie kilku podstaw może dać niesamowicie wiele. A standard jest jaki jest – ludzie nie wiedzą jak obchodzić się z pieniędzmi, czego skutki są znacznie bardziej niebezpieczne niż parę siniaków, które można sobie nabić na wspomnianym przez Ciebie rowerze.

      Takie mamy czasy i staram się pracować właśnie po to, żeby takie wpisy jak tu na blogu potrzebne były jak najmniejszej liczbie odbiorców. Ale do tego jeszcze dłuuuuuga droga.

      PS na KGHMie mam na razie tylko +5%, za to Energa, którą kupiłem w debiucie i nadal trzymam to już ponad 25% plus dywidenda. Coś się ruszyło w interesie i coraz bardziej lubię strategię „kup i zapomnij”.

    • Łukasz Odpowiedz

      Dla nich pieniądze nie są ważne owszem, tak sobie tłumaczą uzasadniając kolejne durne wydatki, ale jak im na coś brakuje to potrafią stękać i utyskiwać na wszystkich wokoło jacy to oni pokrzywdzeni.

  8. Łukasz Odpowiedz

    Poruszyłeś bardzo ciekawy problem. Ostatnio sporo myślę nad tego typu kwestiami w kontekście choćby OFE. Moi znajomi, rodzina nie ma pomysłu jaki wybór jest lepszy i wybierając którąkolwiek opcję kierują się opinią swoich znajomych, którzy zazwyczaj też nie bardzo wiedzą co jest lepsze. Generalnie poziom wiedzy finansowej, ekonomicznej jest znikomy w naszym społeczeństwie. Dla mnie osobiście wybór był jednoznaczny, bo to co zrobił rząd z systemem emeryt. to świństwo kradzież itp., a wszystko robione po cichu i w ekspresowym tempie. Co śmieszne to niektórzy co wybierają odejście z OFE uważają że rząd przepchnął ich do ZUS dla ich dobra. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że większość decyzji podejmowanych na górze a szczególnie te dot. finansów to dla dobra finansów publicznych a nie dla dobra obywatela. Jesteśmy zniewoleni przez podatki, opłaty szczególnie osoby biedne, najbardziej te co pracują na etacie. Najmniej podatków płacą najbogatsi prowadzący działalność gospod. w formie spółek czyli jako podmiot prawny. Dla nich istotne jest generowanie kosztów bo mniej płacą wówczas podatku, a kosztem jest chociażby samochód który w salonie dla kowalskiego kosztuje 100 tyś a przedsiębiorca kupuje go za połowę ceny (upraszczając temat).
    Wracając do tematu wpisu, to uważam że finansów osobistych, ekonomii powinni uczyć w szkole. Tylko to powinna być praktyczna wiedza a nie regułki i pierdółki. „Bogaty ojciec biedny ojciec” wspomniany przez Pawła powinna być lekturą obowiązkową w podstawówce. Osobiście żałuję że tak późno przeczytałem tego typu książki, a brakowało mi takiej wiedzy w okresie powiedzmy dorastania. Esencją tej lektury jest sposób wydawania pieniędzy, mianowicie bogaci wydają na aktywa a biedni na pasywa. Idąc dalej malkontenci zwracają uwagę, że biedny będzie biednym a bogaty jeszcze bogatszym nie zastanawiając się nawet chwili skąd taki stan rzeczy się bierze. No skoro biedny (tzn zarabiający średnią krajową) wszystko przejada a to co mu się uda oszczędzić wydaje na samochód albo jak uda mu się jeszcze więcej oszczędzić to kupuje większy dom to cały czas uczestniczy w wyścigu szczurów. Wystarczyłaby szczypta wiedzy, trochę samodyscypliny a finanse takiego delikwenta wyglądałyby zupełnie inaczej. Do ciekawej lektury dołączyłbym krótką książeczkę „Najbogatszy człowiek w Babilonie”. Ta książka udowadnia że zasady finansów osobistych sprawdzają się od tysięcy lat. Prawdą jest że wiedza to dopiero początek, osobiście przekonałem się, że zasady które wydają się oczywiste człowiek zaczyna stosować dopiero jak go olśni, jak zostanie odpowiednio zmotywowany (patrz ostatnie zdanie w artykule).
    Dla mnie oświecenie przyszło 2 lata temu i od tamtej pory przeczytałem kilkanaście książek o tematyce finansów, śledzę blogi finansowe inwestuję na giełdzie i buduję portfel inwestycyjny na lata. Generalnie w fundusze inwestycyjne bawiłem się od 10 lat ale to był okres średniowiecza. Śledzę oczywiście ten blog bo jestem na drodze do wolności finansowej i mam nadzieję ją osiągnąć poprzez inwestycje na giełdzie.
    Słusznie napisałeś wolny, żeby nie komplikować sobie życia, bo każdy temat można prosto przedstawić ale równocześnie można o nim napisać skomplikowany referat. Tylko że komplikując możemy nie dostrzec istoty danego problemu. Szczególnie w finansach osobistych należy trzymać się prostych zasad bez udziwnień, przynajmniej na początku. Tak samo w inwestowaniu, kupiłeś mieszkanie które aktualnie będziesz wynajmował, sam je wyremontowałeś i sam je wynajmiesz, czy to nie proste? Kupiłeś aktywo o którym bardzo dużo wiesz, zresztą jak my wszyscy bo przecież każdy gdzieś mieszka, jest to chyba najprostsza forma inwestowania – mieszkania pod wynajem. Z akcjami na giełdzie już nie jest tak prosto, zresztą podobnie jak z kupowaniem metali szlachetnych, dzieł sztuki, wina, i różnych innych tego typu.
    Kończąc życzę wszystkim oświecenia w dziedzinie finansów osobistych, w końcu nie wszyscy musimy pracować do emerytury wyznaczonej przez rząd i w wysokości przez nich ustalonej.

  9. Studencina Odpowiedz

    To jest śmiech na sali, że ludzie nie znają podstaw egzystencji finansowej. Aż się skóra jeży. Ale takie mamy czasy.
    Wszystko wynosi się z domu, jak rodzice nie mają pojęcia o życiu to jak ich dzieci mają mieć? Sam jestem po studiach, ale z finansami nie miałem nic wspólnego co nie zmienia faktu że drąże każdy temat, który ma chociażby mały wpływ na moje życie /oczywiście w miarę wolnego czasu/.

    A co do akcji KGHM /bądź innych/ to lenistwo na giełdzie nieraz popłaca. Energa zachowuje się jak na razie książkowo. Trend wzrostowy nie jest zagrożony..

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Nasza Maja ma dopiero rok, ale za jakiś czas mam zamiar trochę się „doedukować” i zacznę Jej finansową „zabawo-edukację”. Marzy mi się, żeby ubrać to w jakiś kurs czy coś takiego, z którego mogliby korzystać inni rodzice.

    • Roman Odpowiedz

      Można jednak spojrzeć na tę sytuacje inaczej – jak na cud 🙂
      Bo czy nie jest cudem, że większość z nas pływa „w okolicach powierzchni” nie mając formalnej wiedzy na temat finansów domowych i nie potrafiąc dobrze nimi zarządzać? 🙂
      A moze – skoro mimo wszystko wciaż pływa – jest to dowód na to, że ta wiedza nie jest szczegółnie potrzebna i to zarządzanie,jakkolwiek pewnie mogłoby być lepsze, jest mimo wszystko wystarczająco dobre?

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Myślę, że to sytuacja przejściowa. Mówimy o dzisiejszych 30,40-latkach – starsze osoby miały wpojone inne wzorce, zasady, będą też za jakiś czas otrzymywały emerytury na innych zasadach. Ale młodsi raczej nie będą mieli tyle szczęścia, żeby całe życie „jakoś sobie radzić” – prędzej czy później przyjdzie kres pod postacią komornika, banku czy nowych, światłych propozycji rządu.
        Hmmm… a może kiedyś właśnie my – ludzie o grubszych portfelach po prostu zapłacimy za tych lekkoduchów? Chyba zacznę szukać jakiegoś skrawka ziemi, żeby tak jak Ty mieć gdzie zakopywać srebne sztabki 🙂

        • eMCi Odpowiedz

          Sądzę, że trafiłeś w sedno. Wszelkie „jakoś” zawsze kończy się na jakoś. Ludzie mówiący „jakoś” patrzą w przeszłość nie rozumiejąc, że stare wzorce jakie znają są już często nie do pogodzenia z teraźniejszą i nijak się mają do przyszłości. Idealnie pasuje tu emerytura, inną dostają emeryci ze starego portfela, inną dostaną obecni 50 latkowie, a inną obecni 30-latkowie. Ten kto teraz patrzy na emeryturę dziadków i tak postrzega swoją staroć zapewne bardzo się rozczaruje.

          To trochę jak z planowaniem budżetu itd. Nieważne co było, ważne co jest, ale najważniejsze jest co będzie za 10 lat. To, że teraz wszystko się dopina, nie oznacza, że w przyszłości się dopnie.

          Na marginesie. Podobnie wygląda polski system szkolnictwa. Skontrowany na miarę XX wieku (sam trójpodział to kopia systemu reformy z okresu międzywojennego), a powinien być dostosowany do potrzeb AD 2030. Gdzie jest ****** **** *** edukacja finansowa i przedsiębiorczość z prawdziwego zdarzenia.

          • Roman

            A ja sie nie obawiam 🙂
            Obserwując, czytając, interesując się historią dochodzę do wniosku, że „od zawsze” zdecydowana większość ludzi żyła „jakoś” i świat z tego powodu nie przestał istnieć…
            Ci którzy ciągnęli cywilizację do przodu i ci którzy ją świadomie hamowali (też potrzebni), zawsze byli w zdecydowanej mniejszosci. Reszta z nas żyła i żyje właśnie „jakoś”.
            Ci którzy realnie nie zgadzają sie na „jakoś” to jednostki i tylko one podejmują wysiłek by „wyskoczyć przed szereg”.
            Reszta nie musi, nie ma takiej potrzeby (a moze i wręcz nie powinna?)

            Więc tego „jakoś” bym sie specjalnie nie obawiał…
            Poza tym dla większosci ludzi najważniejsze jest „aby wystarczało”.
            Więc dla tych którzy preferują „jakoś” wystarczy, bo zawsze jest tak, że potrzeba jest matką – jeśli nie wynalazku – to rozwiazania 🙂
            I nie dotyczy o li tylko sfery finansów 🙂

          • eMCi

            Owszem, mozna odniesc takie wrazenie, ze podstawa dla naszych prapradziadow bylo bardziej przetrwanie niz potrzeba osiagniecia czegos wiecej. Niemniej bedac nieco bardziej oczytanym w historii zapewne zauwazyles, ze historia to nie daty i fakty a procesy ktore maja swoje przyczyny i skutki. Historia to ewolucja. Obecnie zyjemy w najwygodniejszych dla.czlowieka czasach. Malo wojen, prost rewelacyjne warunki egzystencji, swoboda jaka nigdy sie nie cieszylismy. Obecne podatki i ingerowanie panstwa w zycie obywateli to nic w porownaniu z dawnymi czasami. Obecnie ludzie maja wybor, klasy spoleczne niemal w pelni otwarte. Moga zyc jakos lub probowac zrobic cos lepiej i nie mam tu na mysli konkretnego zestawu zachowan, mysle raczej o darzeniu do poprawy. Zycie jakos w tej chwili.jest bardziej niebezpieczne dla jednostki niz w przeszlosci, poniewaz tempo zmian przyspiesza. Bieg historii jakby wrzucil trzeci bieg. Swiat sie zmienia, Europa sie zmienia tracac na znaczniu. Z centrum swiata w XIX.wieku przez role sojusznika USA w XX, Europa XXI wieku kroczy pewnym krokiem w.kierunku peryferiow co negatywnie odbije, a wrecz juz odbija sie na jakosci zycia wzgleden innych regionow. Gdy srodowisko staje sie bardziej wymagajace jedyna szansza jest wziecie spraw w swoje rece. Czy przekona to jakosiow? Watpie? Czy sa potrzebni? Niech zyja w spokoju, ale nie licza na tp, ze zawsze inni beda zalatwiac klopoty w jakie sami sie pakuja.

          • Roman

            Nie przekona to „jakosiów”, ale to tak naprawdę nie jest konieczne…
            Ten styl myślenia i dziania jest na tyle powszechny, że jak sądzę przetrwa kazdą przewidywalną zawieruchę społeczna 🙂
            Wygrają swoją „powszechnąscią” 🙂

          • Paweł S

            Myślę, że „jakosie” przejadą się na swoim stylu życia. Obserwując ludzi dochodzę do wniosku, że współczesne społeczeństwa europejskie ewoluują w kierunku „żadnkosi” (od żadne:). Mieszkając w Holandii widzę osoby, które po prostu nie mają charakteru, nie potrafią się postawić gdy ich pracodawca kiwa, albo ktoś zwyczajnie utrudnia życie. Zawsze polegają na zwierzchnikach, czy to szefowie, czy politycy. Posłusznie łykają wszystko co im się podsunie. Zwłaszcza jeżeli zrobi to jakiś autorytet z telewizji. Myślę, że gdyby nadeszła III Wojna Światowa to posłusznie oddadzą wszystko co mają i ochoczą staną się mięsem armatnim, nie zadając pytań.

          • wolny Autor wpisu

            Ludzie po prostu boją się postawić, bo ich być albo nie być zależy od pracodawcy – i wcale się nie dziwię – gdyby miesiąc czy dwa dzieliły mnie od bankructwa, też bym się zachowywał potulniej i miał nieco mniej roszczeniową postawę – nie mówiąc o tym, że pracodawca na kilometr wyczuwałby mój lęk przed jego gniewem 🙂

          • Roman

            Dostosują się do bieżącej sytuacji…
            Jak zauważyl Epiktet…
            Ludzie – jeśli stają przed „problemem” to albo z nim walczą (mniejszosć), albo sie dostosowują (większość).

      • Knap Odpowiedz

        Wszystko wynika z tego, że nikt w szkole a często i w domu nie ma pojęcia o finansach. Ja jestem teraz na etapie, w którym rozkręcam swój drugi biznes (z pierwszego jakoś udało mi się wyjść i nawet z bankiem obronić majątek) ale dopiero „w praniu” wychodzi ile sami nie wiemy i ile jest możliwości. Ja np. trafiłem tutaj szukając informacji o kredytach i finansowaniu różnych działalności. Do momentu kiedy nie zacząłem własnego biznesu wiedziałem tylko o kredytach – a są firmy, które prywatnie dają takie czy inne finansowanie – pierwszym z brzegu z google np. taki Magellan czy tona innych, które można znaleźć – dlaczego nikt nas o tym nie uczył i nie mamy pojęcia, że nie jesteśmy skazani na kredyt przez całe życie? Sam dopiero badam jak to działa i mam pewne wątpliwości co do bezpieczeństwa (wiadomo, bank to bank) więc jeszcze się zastanawiam, ale na pewno byłoby łatwiej, gdybym nie musiał szukać informacji po 1203203 stron na własną rękę :/

  10. evarta Odpowiedz

    Temat na czasie dla mnie.
    Dużo myślałam o tym jak przemówic do rozsądku mojej siostrze, która nie mając płynności finansowej ( koło 20 jej konto jest puste) wzieła kredyt. 6,500 na osiem lat to daje 16,000 do spłaty.
    Żadna książka czy kurs jej nie pomoże Myślę że musi bardzo mocno przysłowiowo „dostac po dupie” by się ocknąc
    Czego zabrakło wiedzy – nie, szczęścia- ona ma go dużo. Myślę że rozsądku i pokory. Jak będziecie wiedziec gdzie go kupic dajcie znac:)

  11. Zenobiusz Odpowiedz

    Kompletnie nie rozumiem z jakiego powodu tak utyskujecie na wiedzę innych w sferze finansów osobistych.

    Ty wiesz. Ja wiem i to wystarczy. Po co na siłę edukować ludzi.

    Barany były, są i będą. Są potrzebni do tego, żebym ja i Ty mógł więcej odłożyć.

    Każdy z nas coś robi i na czymś zarabia.

    Nie rozumiem dlaczego podcinacie gałąź, na której siedzicie.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      To nie tak – owe „barany” nigdy nie będą miały motywacji i ochoty, żeby zajrzeć na takiego bloga jak ten czy zapoznać się z jakimkolwiek kursem/książką. A chętnych do zmiany swojej sytuacji, którzy potrzebują nieco pomocy i pokazania możliwości jest na tyle mało, że nie mam żadnych obaw, że będzie nas „za dużo”.
      Zresztą – nikt tu nie robi nic na siłę. Chcesz – czytaj, myśl, wyciągaj wnioski. Nie chcesz – idź na shopping 🙂

    • Łukasz Odpowiedz

      Zapewniam cie że w wyedukowanym ekonomicznie kraju lepiej się żyje niż wśród baranów 🙂 Zarabiać będziemy tak jak zarabialiśmy tylko ewentualnie na innych rzeczach.

      • Roman Odpowiedz

        Hmmm…
        Było juz kilku takich, którzy marzyli by inni byli bardziej dopasowani do ich poglądów… 🙂

        • Daniel Odpowiedz

          Marzyć zawsze można, ważne tylko, żeby nikogo do swoich poglądów siłą nie zmuszać 😉

    • Roman Odpowiedz

      I racja…
      Nie określałbym ich jedynie mianem „baranów”…
      Po prostu nie oczekujmy, że ktoś bedzie próbował powielić to, jak my sami „projektujemy swoje życie”. Bo nawet jeśli byłoby wówczas „lepiej” (komu? i co to wogóle znaczy?) to jednak bardziej wolę by ów ktoś żył swojemu niż „po mojemu”…
      Świat bezie wówczas dużo ciekawszy 🙂

  12. Studencina Odpowiedz

    Po części zgadzam się z opinią Zenobiusza o tych „baranach”. Taki jest świat skonstruowany, że muszą być słabsi i tyle. To tak jak z inwestycjami na giełdzie. Nie każdemu to spasuje i tyle.

    A wiecie co mi jeszcze przyszło na myśl? Może Ci neptyki finansowi biorą się z braku celu w życiu?? Po prostu żyją z dnia na dzień bez większej spiny?
    No bo po co myśleć o przyszłości??

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Być może. Ale z drugiej strony – czy na ich twarzach widzisz niepokój o jutro? Czasami się zastanawiam, czy aby nie lepiej być takim niczego nieświadomym ktosiem, który najprawdopodobniej i tak będzie miał w życiu na tyle dużo szczęścia, że „jakoś” sobie poradzi, przeżyje niejednego z nas i umrze z uśmiechem na twarzy…

      • Psychiatra Odpowiedz

        Brawo!

        W końcu zaczynasz trybić, że żyjąc tak jak teraz umrzesz nieszczęśliwy, bo jesteś i byłeś niewolnikiem pieniędzy, potykając się jako staruszek 90-letni żeby zgasić światło (koszty, koszty) w kuchni i upadając na głowę.

        Wtedy jak w amerykańskim filmie kamera najedzie z góry na twoją skrzywioną ze skąpstwa paszczę i podjedzie do wysokości sufitu. Zaiste smutny finał tego filmu.

        Powiedz miliarderom, żeby nie kupowali jachtu za dziesiątki jeśli nie setki milionów $, tylko kupili kawalerki na wynajem.

        Dlaczego tego nie robią? Bo pieniądze nie są w życiu najważniejsze, a prestiż i stoookanie brazylijskich modelek na własnej łodzi jest w pewnym sensie bezcenne. Tak jak i wiele innych przeżyć, które możesz mieć dzięki wydawaniu pieniędzy.

        Gdybyś mógł zobaczyć minę znajomych ze studiów, gdy podjeżdżam po dziewczynę najnowszym Range Roverem … takie chwile są bezcenne i dla takich i podobnych przeżyć się żyje.

        P.S. Głębokie wyrazy współczucia dla małżonki, bo musi mieć wyjątkowo nudnego męża. Nie zdziwię się jak pewnego dnia nie wytrzyma i pójdzie się wyszaleć, czego oczywiście Ci nie życzę.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          „Gdybyś mógł zobaczyć minę znajomych ze studiów, gdy podjeżdżam po dziewczynę najnowszym Range Roverem … takie chwile są bezcenne i dla takich i podobnych przeżyć się żyje.” – brawo, oboje musicie wyznawać szczególne wartości.

          Nie będę się zniżał do twojego poziomu żeby odpowiedzieć na pozostałą część komentarza. Mam dla ciebie jednak świetną propozycję: może zamiast komentować moje wpisy, ograniczysz się do stukania brazylijskich modelek – nie rozumiem, jakie bezcenne doznania daje ci obecność na tym blogu.

          • Psychiatra

            Aj aj aj tutaj Cie ubodło 🙂

            Prawda w oczy kole…. Kwaśne winogrona, słodkie cytryny, te sprawy…

            Sposób życia jaki prezentujesz na blogu to życie pełne nudy i frustracji z wydanych pieniędzy. Lepiej się opamiętać póki jeszcze jest czas.

            P.S. „Kochanie – idziemy na balkon podlać pomidory? CO ZA EMOCJE.”

          • wolny Autor wpisu

            Przeceniasz swoje możliwości – kto jak kto, ale akurat ty nie masz najmniejszych szans wpłynąć choćby na mój chwilowy nastrój. Pozdrawiam 🙂

        • Paweł S Odpowiedz

          Znajdź sobie jakieś wartościowe zajęcie. Nie będziesz musiał dowartościowywać się Range Roverem. A może nawet przestaniesz być trolem?

        • tt Odpowiedz

          I o to właśnie chodzi.
          Znajomi, rodzina i sąsiedzi widzą w jakim przepychu żyjesz, a widok ich opuszczonych do ziemi szczen jest bezcenny. Wszystkie sklepy, salony, hotele i inni usługodawcy wiedzą, że jesteś super klientem, dostajesz ogromne rabaty, oferty szyte na miarę, bywasz zapraszny na najlepsze imprezy, no po prostu żyć nie umierać.Stać Cię, to czemu nie skorzystać.

          Jeśli odnosisz korzyści ze swojego stylu życia, to nie zmieniaj go. Ludzie, których widzisz w mediach zarabiają na takim stylu życia. A Ty ile osczędziłeś lub zarobiłeś dzięki temu, że jeździsz takim autem?

          Ja nie potrafię odnieść korzyści z pokazywania się w tzw. super aucie, dlatego wybrałem inną drogę w życiu. Może nie jest to ta sama droga, którą pokazuje Wolny, ale w wileu punktach jest ona zbieżna. Chcę mieć więcej czasu na robienie tego na co mam ochotę i nie mieć konieczności chodzenia do pracy. Uważam, że szybciej osiągnę swój cel oszczędzając i inwestując oszczędności niż konsumując. Z resztą, co jest dość zabawne, im bliżej jestem swego celu, tym łatwiej przychodzi oszczędzanie. Do pracy chodzę na luzie, robię to co sprawia mi frajdę i podobnie jak Wolny prcuję głównie zdalnie, okazyjnie bywając w biurze. Incjatywa co do zmiany systmu pracy wyszła ode mnie. Pewnie gdybym miał nad głową zobowiązania finansowe, nie zdecydowałbym się żeby zaproponować taki system.

          • Roman

            Jakie rabaty?! U mnie dostaje znaczącą podwyżkę ceny w porównaniu ze „zwykłym” klientem, a może nawet i odmowę wykonania usługi 🙂

      • Daniel Odpowiedz

        Z mojej perspektywy na pewno lepiej niż być inwestorem, który każdy dzień siedzi nad bezsensownym zajęciem analizowania rozsących i spadających notowań giełdowych 😀 Spędziłem w ten sposób znaczą część ostatniego roku i mam już sedecznie dosyć, mimo pewnych zysków… Szczerze mówiąc na dzień dzisiejszy zdecydowanie wolałbym się niemal całkowicie odciąć od świata finansów i wykonywać sobie jakiś zwyczajny, potrzebny i odpowidzialny społecznie zawód. Jedyną zasadą, jaką będę na pewno stosował to wydawaj mniej niż zarabiasz i ewentualnie oszczędzaj w bezpieczny sposób.Do tego życie w prostocie na co dzień i więcej nie potrzeba, naprawdę 🙂

        • Daniel Odpowiedz

          Z tego też powodu ostatnimi czasy zdecydowanie bardziej niż blogi finansowe przemawiają do mnie blogi o dobrowolnej prostocie (polecam wystarczy-mniej.blogspot.com!) czy minimalizmie. Trochę mnie martwi, że ten blog (dawniej mój ulubiony) przechodzi raczej w stronę tematyki finansowej… Oczywiście każdy może mieć inne preferencje, ja mówię jedynie o swoich 🙂 Wystarczy zauważyć, że ostatni wpis w kategorii minimalizm (http://www.wolnymbyc.pl/category/minimalizm/) pojawił się 14 lutego 🙁

          • Daniel

            Chociaż jak tak teraz patrzę, to te kategorie są bardzo płynne – najczęściej można przyporządkować dany artykuł zarówno do tematyki minimalizm, jak i pieniądze. Nie zmienia to jednak faktu, że brakuje mi wpisów o minimalizmie gdzie pieniądze nie wychodziłyby na pierwszy plan. Na samym początku było tego znacznie więcej. Pewnie jestem jednak w mniejszości, więc się nie sugeruj 😀

          • wolny Autor wpisu

            Daniel – tego typu komentarze motywują mnie do przemyślenia kierunku rozwoju bloga. Prawda jest jednak banalna: piszę o tym, co dzieje się w moim życiu, co wpadnie mi do głowy i rozwinie się w pomysł na wpis. A od kilku miesięcy byłem tak zarobiony (wymagająca praca, mieszkanie, dziecko, blog), że nie miałem chwili na odpoczynek – nie mówiąc o jakiejś ambitniejszej lekturze czy chwili na bujanie w obłokach (w praktyce: myślenie o życiu :)). Myślę, że między innymi stąd kierunek, w jakim poszły wpisy. Mam nadzieję, że powrót do normalności, którym ostatnio bardzo się cieszę, z czasem odciśnie swoje piętno na blogu i pojawią się nieco mniej konkretne, a bardziej motywujące czy skłaniające do przemyśleń wpisy.

            PS Nie przykładam jakiejś szczególnej wagi do kategorii, do której wrzucam wpis – zaznaczam to, co pasuje na pierwszy rzut oka i tyle. Może to i mój błąd, ale wolę skupić się na dobrym tekście czy odpowiedzi na komentarze niż na dopinaniu wszystkiego na ostatni guzik.

            Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję za komentarz – już kiedyś wspominałem, że stali czytelnicy potrafią niekiedy dostrzec to, czego sam nie widzę.

          • Daniel

            Cieszę się, że mój komentarz skłonił Cię do przemyśleń 🙂 Oczywiście nie chciałem przez to powiedzieć, że tematyka finansowa powinna zniknąć – pieniądze to przecież (do pewnego stopnia) również dosyć ważna sprawa 🙂 Trochę jednak tęskno za podejmowanymi często na początku tematami społecznymi, ekologicznymi, minimalizmem (dobrowolną prostotą) etc. Tak jak sam zauważasz, tutaj potrzebna będzie pewnie jakaś inspirująca lektura – pomysły na takie tematy rzadko biorą się „od tak”. W takim razie przyjemnego i owocnego – pełnego głębokich przemyśleń czytania życzę 😀

          • Tomek

            Podzielam pogląd Daniela, też proszę więcej wpisów o minimalizmie i wolności. Tym bardziej, że widząc po częstotliwości wpisów dysponujesz ostatnio dużą ilością czasu.

          • wolny Autor wpisu

            Odkorkowuję się co nieco – dajcie mi jeszcze chwilę, a sam z chęcią wrócę do „korzeni” 🙂

  13. Studencina Odpowiedz

    Ja tak się zastanawiam codziennie jak patrzę niektórych…. Ech, ja się buduje w tym czasie prawie wyłysiałem, schudłem z 5 kg, martwię się skąd wezmę pieniądze na budowę, nikt mi nie pomaga. Ale z drugiej strony będę miał bezcenną satysfakcję, że wszystkiego dorobiłem się sam i nie byłem obciążeniem.

    • Tomek Odpowiedz

      Bez przesady, nie można popadać ze skarajności w skrajność, skoro narazie dom to dla Ciebie tak dużo wyrzeczeń i zmartwień to po ci go budujesz? Na pokaz? I co ci zostanie oprócz satysfakcji? Oby nie ból pleców. Pozdrawiam

      • Paweł S Odpowiedz

        A czy satysfakcja z dokonań to dla Ciebie niewiele? Dla mnie osobiście to jedna z wyższych wartości. Na pewno znacznie wyższa niż pieniądze i rzeczy materialne.

      • wolny Autor wpisuOdpowiedz

        Pokaż mi człowieka, który podczas podejmowania decyzji o budowie domu zdaje sobie sprawę, jak dużo potu, stresu i czasu będzie go to kosztowało.

      • Studencina Odpowiedz

        Oj źle się wyraziłem. Chodziło mi o to, że budowa domu to jakby owoc mojej pracy i umiejętności zarządzania pieniędzmi. To, że bolą plecy itp to chyba norma. Tego nie bolą kto ma kredyt i pieniądze, żeby wołać ekipy do wszystkiego. Na pokaz nie buduję rzecz jasna. Realizuje swoje największe marzenie 🙂 Pozdrawiam wszystkich budujących.

        • Tomek Odpowiedz

          To dobrze robisz 🙂 Ja też się źle wyraziłem i nie chciałem Cię urazić, przepraszam, chodzi mi o to, że jak widzę ludzi, którzy od kilku lat nie byli na wakacjach – choćby tych wyśmiewanych nad morzem czy w górach i odmawiają sobie i najbliższym wszystkiego, bo się budują to mi ich żal.
          Ja wiem, że mnie nie stać na dom, mieszkam w małym mieszkaniu, wakacje spędzam nad morzem, a oszczędności co miesiąc lokuję w bankach – zupełnie jak ten wyśmiewany gość w reklamach Amber Gold – pamięta je ktoś jeszcze? 🙂 Więc ze mnie przykładu nie ma co brać, po prostu jak przeczytałem, że łysiejesz i się ciągle martwisz o to skąd wziąć kasę to pomyślałem, że po prostu może jeszcze nie czas na dom. Oczywiście, jeśli jest on dla Ciebie priorytetem to zapewne da Ci dużo szczęścia i satysfakcji czego oczywiście Ci życzę i trzymam kciuki, za szybkie ukończenie budowy 🙂 Pozdrawiam

  14. Mieszkaniec krakowa Odpowiedz

    Warto wiedzieć ile wynosi inflacja. Bo ludzie ślepo kładą pieniądze w lokaty nie wiedząc że inflacja zjada nasze odsetki i w zasadzie pieniądze śpią i się nie mnożą 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hmmm – to zależy 🙂 Jeśli masz minimalną wiedzę finansową i nikłą tolerancję na akceptację strat, to co z tego, że będziesz wiedział, ile wynosi inflacja? Gdyby to była motywacja do wkroczenia w bardziej ryzykowne instrumenty, to mogłoby się to źle skończyć.

  15. Michał Odpowiedz

    Hej Wolny,

    Wielkie dzięki za ciepłe słowa o „Budżecie domowym w tydzień” i to pomimo, że kompletnie nie mieścisz się w jego „grupie docelowej”. Fajnie, że Ci się podobał.

    Pozdrawiam

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Michał – ja jestem samoukiem i w związku z tym kilka rzeczy też z kursu wyniosłem. Ale wiem jednocześnie, że dla innych to naprawdę może być kawał cennej wiedzy – o ile zadadzą sobie wystarczająco dużo trudu, żeby rzetelnie przez kurs przebrnąć i wyciągnąć wnioski.

  16. Radek Odpowiedz

    „Drugi strzał: szczęście. Nie będę zaklinał rzeczywistości: trochę pomaga i nie zaprzeczę, że od dziecka miałem warunki pozwalające na skupienie się na zdobywaniu wiedzy. Ale mam porównanie z innymi i wiem, jak ciężko większość życia pracuję na to, co osiągnąłem.”

    Jak to powiedzial Ludwik Pasteur „Szczescie sprzyja przygotowanym”

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Zgadzam się – nie sposób zliczyć zmarnowanych okazji, które wynikają tylko i wyłącznie z braku chęci do działania w sprzyjających okolicznościach. Okazję też trzeba umieć dostrzec i potrafić wykorzystać, prawda?

  17. Bea Odpowiedz

    O tym, że nie wiedza jest ważna przekonuję się patrząc na pewnego bardzo dobrze znanego mi pana maklera z długim stażem w świecie finansów. Owszem posiada poduszkę finansową ale zatrzymał się na tym etapie.Wiedza wiedzą a chęć podjęcia ryzyka, działanie i motywacja to już co innego. Mnie osobiście bardziej motywują takie blogi jak Twoje niż jakakolwiek książka z dziedziny finansów 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dzięki za miłe słowa 🙂 A takie obserwacje są bardzo cenne, jeśli tylko człowiek zada sobie trud, żeby wyciągnąć wnioski.

  18. Adam Odpowiedz

    Refleksyjka.
    .
    Ponoć najczęstszą przyczyną nieporozumień i kłótni małżeńskich są pieniądze. Czy najczęstszą czy nienajczęstszą tego wszak nie wiem. Wiadomo mi jednak, że pary małżeńskie o pieniądze kłócą się. Tymczasem ci sami małżonkowie jeszcze jako chłopak i dziewczyna, a potem narzeczeni w ogóle lub prawie w ogóle nie myślą o wspólnym życiu… finansowym. Nie myślą o prowadzeniu gospodarstwa domowego. To takie prozaiczne wydaje się im zaoewne. Rzekłbym, że wizja romantyczna zwyciąża w tym momencie z wizją pozytywistyczną. Może i oni (zaślepieni czy też oświetleni) przez miłość/namiętność/porządanie nie mają takiego obowiązku czy takich mozliwości. Są jednak gdzieś ich najbliżsi… Tak, tak: troszkę tu pochwalam dawny model aranżowania małżeństw (czy to przez chłopów czy arystokratów). Rzecz jasna dziś w tym wszystkim uczucie powinno odgrywać niepoślednią rolę.
    .
    Tak sobie trochę posłuchałem ostatnio polskiego rapu/hip-hopu. (Szczególnie uwiódł mnie potomek St. Wyspiańskiego, niejaki Sokół.) Doszedłem do przekonania (ja, rocznik 1976), że w wielu tekstach znaleźć można więcej ciekawszch i trafniejszych wskazówek na życie zawodowe czy na zdrowszy stosunek do pieniędzy, aniżeli w szkolnych lekturach. Może (paradoksalnie) całe szczęście, że młodzi tak niechętnie rozczytują się w historii takich czy innych „Judymów”.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Również jestem zdania, że temat finansów jest najczęściej pomijany podczas poznawania się młodych ludzi. A później wychodzi różnie. Ze mną było podobnie – też o pieniądzach raczej nie rozmawialiśmy, ale mimo braku rozmów można drugą osobę dobrze „wyczuć” jeśli jest się z nią dostatecznie długo. My mieliśmy sporo szczęścia, ale pewnie mogło skończyć się inaczej – nie wiem jak bym się zachował, gdybyśmy mieli zupełnie inne podejście do finansów.

      Polski hip-hop również do mnie przemawia – chociaż jakimś zadeklarowanym fanem nie jestem, więc słucham raczej okazjonalnie. Ale niemal za każdym razem uderza mnie to, że przekaz tekstów jest tak samo niszowy jak ta muzyka, a niejednokrotnie pasuje jak ulał do któregoś z wpisów z mojego bloga 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *