Wolnym Byc

Jak istotna jest wiedza o finansach osobistych?

Mój powrót do normalności stał się faktem: kolejna przeprowadzka to już przeszłość, temat mieszkania praktycznie zamknięty, a ja czasami znajduję czas nawet na tak abstrakcyjnie luksusowe do niedawna czynności jak wzięcie do ręki książki – już niemal zapomniałem, że tak można 🙂

Pierwsza lektura, która wpadła mi w ręce to cierpliwie leżąca na półce i czekająca na swoją kolej książka Marcina – zaprzyjaźnionego blogera, który przekazuje garść prostych rad o tym, „jak zadbać o własne finanse„. Marcinie – z góry przepraszam, że już po 30 stronach książki chwilowo przerwałem czytanie, żeby pracować nad wpisem, a jednocześnie dziękuję za inspirację do tego wpisu, którą dały mi te pierwsze strony Twojej książki 🙂

Marcin pisze bowiem tak: „w finansach osobistych wiedza to najwyżej 20% sukcesu„. Skoro człowiek z takim doświadczeniem w świecie finansów pisze coś takiego, to wie co mówi. A ja… nagle poczułem się lekko. Tyle rzeczy wskoczyło na swoje miejsce, że aż nie nadążam za tym pędem myśli, które galopują w mojej głowie. Postaram się jednak nieco ogarnąć, bo inaczej nie zrozumiesz, o co mi chodzi – a zrozumienie dzisiejszego wpisu jest dla Ciebie bardzo ważne, jeśli chcesz się dobrze czuć z tym, że… być może wiesz niewiele 🙂

Zacznijmy od początku: jakie są moje kompetencje z zakresu finansów osobistych? Wiem nieco więcej niż statystyczny Kowalski i widzę potrzebę przekazywania podstawowych zasad typu „kredyty konsumpcyjne są be”. Ale raczej nie jestem modelowym kandydatem na blogera finansowego. Nie wywodzę się ze świata finansjery, nie ukończyłem żadnych związanych z nią studiów, a zwykłe wystawienie faktury nie przyszłoby mi łatwo, jako że od początku pracuję na etacie.  Moje stricte techniczne wykształcenie nie na wiele się zdaje, a kilka lat praktyki w zakresie różnych instrumentów finansowych to raczej taki mały placyk zabaw, na podstawie którego doszedłem do jednego czy dwóch wniosków – zazwyczaj jak mnie porządnie poparzyło 🙂 I zapewniam, że jedna czy dwie książki o podstawach podstaw nie na wiele się zdały – kilkukrotnie próbowałem podejść do pozycji poważniejszych niż mój ulubiony „Milioner z sąsiedztwa„, ale moja głowa stanowczo zbyt często lądowała na poduszce, żeby kontynuować lekturę 🙂 Szczerze przyznam, że książka Marcina to pierwsza lektura ze światka finansów, którą tknąłem od dobrych dwóch lat, a odkąd piszę tego bloga, praktycznie przestałem zaglądać na inne blogi. Brak czasu robi swoje, a nie dość że nikła, to jeszcze mało używana wiedza z czasem się ulatnia.

Dla jednych pasja, dla drugich koszmar 🙂

W związku z tym czasami sam się zastanawiałem: co sprawia, że ze względnym sukcesem prowadzę bloga z dziedziny finansów osobistych, a – co dla mnie jeszcze ważniejsze –  ze zdecydowanie mniej względnym powodzeniem kroczę wielkimi krokami w stronę wolności finansowej? Pierwszy strzał: dobre zarobki? Pudło – mogę wymienić mnóstwo znanych mi i Tobie osób, które zarabiały krocie, a mimo to sięgnęły dna. Mogę wskazać palcem na tych wszystkich czarodziejów ze srebrnego ekranu, którzy próbują przewidywać, doradzać i wyjaśniać wszelkie zjawiska w gospodarce (a zapewniam że nie robią tego za „drobne”), jednocześnie będąc po uszy w długach, których jakoś nie potrafią spłacić. Skoro to nie zarobki sprawiają, że nie boję się o jutro, to co?

Drugi strzał: szczęście. Nie będę zaklinał rzeczywistości: trochę pomaga i nie zaprzeczę, że od dziecka miałem warunki pozwalające na skupienie się na zdobywaniu wiedzy. Ale mam porównanie z innymi i wiem, jak ciężko większość życia pracuję na to, co osiągnąłem. Dlatego z jednej strony doceniam to, co mnie do tej pory spotkało, a z drugiej – nie przeceniam tego, jednocześnie mając świadomość, że wcale nie zawsze musi być tak różowo.

Strzał trzeci i ostatni: wiedza, która pozwala mi skutecznie mnożyć oszczędności, inwestować z gwarancją sukcesu i z pozycji autorytetu od 1,5 roku pisać o świecie finansów osobistych. Na podstawie pierwszej części wpisu wiesz jednak, że to nie prawda! Nazbyt wiele finansowych wpadek zaliczyłem, żeby myśleć, że mam jakąś przewagę nad rynkiem czy mandat do tego, żeby pouczać kogokolwiek, jak i gdzie lokować swoje oszczędności. Ale teraz… (uwaga uwaga, bo zbliżamy się do sedna :)) wcale mi to nie przeszkadza! Z małą pomocą książki Marcina doszedłem do zbawiennego wniosku, że absolutne podstawy wiedzy finansowej to wszystko, czego ja czy Ty potrzebujemy! Żadnych skomplikowanych wzorów, żadnych kursów, żadnych studiów czy nawet książek! Mówię to z całą stanowczością: nie musisz nadrabiać żadnych zaległości, żeby już dzisiaj zacząć pracować nad poprawą stanu swoich finansów i – co najważniejsze – robić to skutecznie!

W takim razie co jest potrzebne do rozpoczęcia walki o spokojną przyszłość, skoro wiedza finansowa i dobre wynagrodzenie to tylko czynniki sprzyjające, które pozwolą Ci dotrzeć do celu trochę szybciej niż reszcie stawki? Może uznasz to za zbyt banalne, ale finanse osobiste właśnie takie są: wystarczy pozytywne podejście, zdefiniowane swoich celów finansowych, nieco konsekwencji w działaniu i szczypta pokory, na wypadek gdyby stan Twojego portfela nie wystrzelił w kosmos z dnia na dzień. I jeden, jedyny kawałek wiedzy finansowej, który zbyt często pomijamy: budżetowanie (*), uzupełnione o kilka naprawdę prostych reguł, dzięki którym nie wpadniemy w tarapaty. To naprawdę stanowi w 80% o Twoim sukcesie! Chyba nie muszę przypominać, że to zależy tylko i wyłącznie od Ciebie samego? I to jest chyba najtrudniejsze w tym wszystkim: nikt Cię nie zaprowadzi za rękę (chyba że po to, żeby ją za rogiem odciąć i zdjąć z niej złotą obrączkę) i nie powie, co będzie dla Ciebie dobre. To Ty i tylko Ty jesteś w stanie to stwierdzić i nie dziw się, jeśli po drodze zaliczysz wpadki – jeśli masz z tym problem, mogę do Ciebie podesłać moją uczącą się chodzić córeczkę – już Ona zademonstruje, czym jest konsekwencja i brak zrażania się w przypadku potknięć 🙂

Podsumowując zaryzykuję tezę, że solidna wiedza o finansach to coś na kształt „mile widziane” w ogłoszeniach o pracę. Podstawy są ważne, o czym świadczą liczne finansowe „wpadki”, o których czasami mi piszecie, ale naprawdę nie trzeba dużo czasu i zaangażowania, żeby to nadrobić – wystarczy wręcz regularna lektura jednego czy dwóch blogów 🙂 Proszę Cię o jedno: nie komplikuj sobie życia! Jeśli zgłębianie tego tematu zwyczajnie Cię nie interesuje, nie masz na to czasu lub gubisz się w gąszczu skomplikowanych wzorów czy definicji – nic nie szkodzi, bez tego i tak możesz dotrzeć tam, gdzie chcesz! Ważne, żeby te braki nie stały się Twoją wymówką i wytłumaczeniem dla braku działania, bo o ile na szczyt wejdziesz nawet w klapkach, to mając opaskę na oczach nie masz szans na dotarcie w jego pobliże.

* o budżecie domowym możesz przeczytać chociażby u mnie, ale jeśli chcesz nieco głębiej wejść w temat (a serdecznie do tego zachęcam!), z czystym sumieniem polecam Ci książkę Marcina, która zainspirowała mnie do tego wpisu, a także internetowy kurs Michała (Michał wznowi sprzedaż w sierpniu, ale już teraz możesz zapisać się na listę chętnych), który może być jedną z najbardziej zyskownych inwestycji w obszarze finansów osobistych 🙂

Exit mobile version