Witaj! Najwyższy czas, aby nadrobić zaległości i po niemal dwóch miesiącach od pierwszych urodzin Mai finansowo podsumować pierwszy rok Jej życia. To kontynuacja wpisów „Ile kosztuje dziecko. Od zapłodnienia do porodu” oraz „Ile kosztują dzieci – pierwszy miesiąc życia„, po których nastała długa, „dzieciowa” cisza. Cisza, którą dziś postaram się wypełnić, absolutnie ignorując incydentalne komentarze pod tytułem „jak można traktować dzieci tak przedmiotowo”. Oburzonych zatem zapraszam do bardziej poprawnych politycznie miejsc, nie dotykających tematów tabu, a całą resztę zapraszam na kolejny dowód na to, że nie trzeba odsuwać pięknej przygody, jaką jest rodzicielstwo na bliżej nieokreślony termin, kiedy już sytuacja finansowa pozwoli na taką ekstrawagancję.
Zdjęcia dzisiejszego odcinka sponsorują nasze ostatnie – przeważnie rowerowe – wycieczki (przepraszam za telefonową jakość, ale zawsze zapominam o aparacie), a w części merytorycznej chciałbym Cię przekonać, że naprawdę nie potrzebujesz wymiany telewizora, auta czy spłacenia kolejnych kredytów, żeby z poczuciem bezpieczeństwa starać się o potomstwo. Kiepską sytuację finansową z powodzeniem podreperujesz korzystając z propozycji z innych wpisów na moim blogu i nie widzę powodu, żeby mieszać do tego dzieci. Może tego nie widać na pierwszy rzut oka, ale właśnie o to mi chodzi: pokazuję prawdziwe koszty posiadania potomstwa żeby udowodnić, że patrzenie na dzieci przez pryzmat finansów nie jest potrzebne! Koszty takiej imprezy mogą być na tyle niewielkie, że z powodzeniem można je zamortyzować oszczędnościami lub okazjonalną pracą dorywczą, a doznania z obcowania z tymi cudownymi istotami stworzonymi z nas samych z nawiązką rekompensują wszelkie trudy rodzicielstwa.
2580,93 zł lub średnio 215,08 zł miesięcznie: to całkowity koszt utrzymania naszego maleństwa. Uznałem, że rozbicie tej kwoty na poszczególne miesiące nie ma większego sensu – dla przyszłych rodziców bardziej istotne będą kategorie wydatków; one też lepiej pokażą nasze podejście i pomysły na to, jak można wydać mniej, nie zaniedbując przy tym dziecka.
1. Jedzenie: 673,02 zł
Pierwsze zakupy mleka pojawiły się po około trzech miesiącach – coraz mniejsza ilość pokarmu zrobiła swoje, a kolkowo-jelitowe przeboje podczas pierwszych miesięcy życia Mai sprawiły, że z konieczności zaczęliśmy stopniowo wprowadzać sztuczność nad sztucznościami. Na początku było to tylko dokarmianie, które w późniejszych miesiącach całkowicie zastąpiło pokarm mamy. Poza mlekiem doszły kaszki czy okazjonalne gotowe obiadki. Składników na domowe posiłki nie mam jak podliczyć – czasami jest to kilka warzyw, mała rybka czy kawałek mięska lub wręcz to, co sami jemy.
2. Pieluchy: 221,19 zł
Tych, którzy nie śledzili moich przygód z pieluchami wielorazowymi odsyłam do całej serii wpisów, będących kopalnią wiedzy dla zainteresowanych. Przyznaję się – w pewnym momencie nieco straciliśmy zapał, żona tupnęła nóżką i powiedziała „dość!” (używając słownictwa, którego nie mogę tu zacytować :)) i zaczęliśmy częściowo stosować jednorazówki. W praktyce wygląda to tak, że do 9. miesiąca życia w ruchu były tylko pieluchy wielo, a później na noc, dłuższe wyjścia czy kilkudniowe wyjazdy wprowadziliśmy pampersy. Wielorazówki nieco straciły w naszych oczach, ale cały eksperyment i tak uważamy za spory sukces, a przy kolejnym dziecku zrobimy na pewno powtórkę. Nadal uważamy, że to nie tylko zdrowsze, bardziej ekologiczne, ale również oszczędne – teraz po prostu wiemy, że żadne rozwiązanie nie jest idealne i trzeba czasami pójść na zdroworozsądkowy kompromis.
„Gdzie ci plażowicze? Jak można spać o godzinie 7 rano??”
Powyższa kwota uwzględnia jednorazówki, chusteczki nawilżane (stosowane okazjonalnie, bo przecież mamy własne eko-myjki!) czy podkłady na przewijak (raptem 2-3 paczki – od bardzo dawna również nie stosowane). Do całości należałoby dodać cenę podstawowego kompletu wielorazówek (tutaj różne opcje – można zacząć już od 200-300 zł!) lub koszt, jaki wygeneruje używanie pampersów.
3. Kosmetyki: 140,60 zł
Niewiele tego, prawda? Wynika to z faktu, że byliśmy do tego dobrze przygotowani przed porodem. Coś do kąpieli, oliwka, krem na odparzenia i to by było na tyle. Zaskakujące, jak długo korzystaliśmy z niektórych produktów – taki płyn do kąpieli skończył się chyba dopiero po pół roku!
4. Ubrania: 128,80 zł
Na palcach jednej ręki policzylibyśmy kupione ubrania. To wynik wspaniałej inicjatywy pożyczania dziecięcych ubranek, z których maluch wyrasta na tyle szybko, że piątka takich brzdąców to za mało, żeby je zużyć. Trochę prezentów też się trafiło, co skutecznie zahamowało nasze zapędy do kupowania np. butów.
5. Zabawki: 0 zł
Nie – absolutnie nie jest mi wstyd, że Maja otrzymała niemal każdą zabawkę. Tutaj – podobnie jak w przypadku ubrań, opieraliśmy się na prezentach, a w ramach rekompensaty sami obdarowywaliśmy pociechy znajomych. Działa bardzo fajnie zarówno w przypadku drobnostek, jak i nieco większych prezentów, dla których nie brakuje świetnych okazji (chrzciny, święta, pierwsze urodziny).
6. Zdrowie: 554,96 zł
To na szczęście głównie profilaktyka (witaminy, probiotyki) plus trochę badań (m.in. kompleksowe USG) i kilka okazjonalnych przypadłości (np. dolegliwości związane z ząbkowaniem). Wizyty u lekarzy – na szczęście sporadyczne, finansowane przez NFZ. To samo ze szczepieniami, o których wspólnie zastanawialiśmy się kiedyś w komentarzach, a które w naszym przypadku ograniczyły się do niezbędnego (i darmowego) minimum. Gdyby można było, również z części tych podstawowych szczepionek byśmy zrezygnowali…
7. Przedmioty użytkowe: 862,36 zł
Myślę, że właśnie ta kategoria najbardziej przyczynia się do powszechnej opinii „dziecko to studnia bez dna”. Wystarczy jedna wizyta w sklepie z akcesoriami dla dzieci i przeświadczenie, że „TRZEBA kupić o tyyyyyyle rzeczy” zakorzenia się w naszym umyśle. Ale to i tak lepsze, niż czytanie testów i recenzji poszczególnych produktów, czego konsekwencją są czterocyfrowe kwoty wydawanie na każdy poważniejszy zakup. My postawiliśmy na sposób sprawdzony już w przypadku elektroniki użytkowej: cofnęliśmy się w czasie. Nie za dużo, bo w przypadku niektórych produktów to nie wskazane (np. foteliki samochodowe), ale wystarczająco, żeby bardzo mocno obniżyć koszty. Konkrety? Proszę bardzo:
Wózek – na początku pożyczony, później kupiona, używana spacerówka. Fotelik rowerowy (+ kask), o którym powstał bardzo fajny wpis. Fotelik samochodowy – pierwszy pożyczony, drugi kupiony od znajomych. Termometr. Parę drobiazgów. Wszystko inne (łóżeczko turystyczne, mały rowerek, mata edukacyjna, wanienka itp) to uzgodnione wcześniej podarunki na rozmaite okazje.
A wiesz, co w tym wszystkim jest najlepsze? Zerowe wydatki na te przedmioty przy drugim dziecku? To też, ale myślałem o czymś innym: po wyrośnięciu dziecka z kolejnych rzeczy, można je z powodzeniem sprzedać – i to za kwotę niewiele niższą, niż wyłożona przez nas (jeśli sami również kupowaliśmy z drugiej ręki)!
Misja: zniszczyć! Wszystko! Natychmiast!
8. Rozrywka / edukacja: 0 zł
Młodzi rodzice dobrze wiedzą, że spędzanie czasu z dzieckiem nie wymaga żadnych nakładów – nawet, jeśli stawiamy na aktywne formy przebywania razem. Place zabaw, piaskownice, parki – to wszystko znajdziemy w okolicy, a jeśli dodamy do tego kilkoro dzieci w podobnym wieku, dmuchaną piłkę czy grabki to mamy połączenie doskonałe! Na zajęcia ze specjalistami jeszcze przyjdzie czas, ale już teraz wiem, że szaleć w tym względzie nie będziemy i postaramy się sami przekazać dziecku jak najwięcej i zachęcić do znajdowania przyjemności w samodzielnym odkrywaniu tego świata.
9. Opieka nad dzieckiem: 0 zł
To prosta konsekwencja skorzystania z długiego (rocznego) urlopu macierzyńskiego. Do tego doszło nieco urlopu zdrowotnego pod koniec ciąży i kolejne 2-3 miesiące wypoczynkowego, który narastał przez cały ten czas. I niech ktoś mi powie, że nie żyjemy w państwie opiekuńczym… Okazjonalne wyjścia bez Mai umożliwiają kochane babcie 🙂
Powtórzę: 2580,93 zł przez cały rok, co generuje koszty na poziomie 215,08 zł miesięcznie. Nawet dodając koszty pieluch jednorazowych nie przekroczysz średniej 300 zł miesięcznie. Jest kilka rzeczy które nieco trudniej policzyć: dodatki otrzymane w związku z urodzeniem dziecka („wypłata” podczas urlopu uwzględnia również wszystkie dodatki otrzymywane w ciągu poprzednich 12 miesięcy, jest też becikowe dla tych, którzy załapią się na próg dochodów, a także spora ulga podatkowa na każde dziecko, przyznawana również po spełnieniu pewnych warunków) i – co niestety bardziej odczuwalne: utracone korzyści. Rok macierzyńskiego to wspaniała sprawa, ale pensja jest wtedy obniżona o 20%. Z drugiej strony, brak kosztów dojazdu do pracy i fakt, że te 80% pensji uwzględnia otrzymywane wcześniej premie i dodatki zmniejsza tą niedogoność. Wbrew powszechnemu mniemaniu, po urodzeniu dziecka nasze wydatki na transport (głównie paliwo) praktycznie nie drgnęły – a przynajmniej nie z powodu urodzenia potomstwa. Mieszkamy blisko centrum (pamiętaj – to Twój wybór gdzie osiądziesz i jakie koszty będą z tym związane!) i nadal niemal wszędzie docieramy na piechotę (teraz z wózkiem) czy na rowerze (z fotelikiem dla Mai). Jedynie weekendowe wypady, po przeprowadzce zdecydowanie częstsze oznaczają dodatkowe tankowania, ale to należy zaliczyć do kategorii „wakacje”, których przynajmniej namiastkę próbujemy sobie zorganizować, kiedy nadarza się okazja odwiedzenia kogoś bliskiego. W przypadku większości „korzystających z życia” (lub – to moje zdanie – uciekających od niego), po urodzeniu dziecka mocno spadną wydatki na rozrywkę, na którą po prostu nie będzie czasu ani energii 🙂 Strzelam, że już 3 wyjścia do restauracji/kina mniej w każdym miesiącu, a Twój budżet nawet nie drgnie w pierwszym roku życia dziecka.
Co więcej, nadal (praktycznie od poczęcia) utrzymuję poziom 200-300 zł miesięcznie na dziecko (chociaż to mocno pływa – raz jest 100 zł, raz 600 zł jeśli kupujemy na zapas lub coś większego) i głęboko wierzę, że absolutnie każdy potrafi zejść z wydatków lub podnieść przychody o taką kwotę. Oczywiście będą wyjątki i potrafię sobie wyobrazić sytuację, kiedy znajomi nie pożyczą ubrań, mieszkanie naprawdę nie pomieści dodatkowej osoby, a wydatki na zdrowie wystrzelą w kosmos. Każda sytuacja jest inna, chociaż odnoszę nieodparte wrażenie, że powyższe zestawienie wydatków możnaby skopiować w zdecydowanej większości przypadków.
Jeśli jesteś jednym z tych, którzy nie są zdecydowani na potomstwo i – całkiem racjonalnie – próbują policzyć, czy mogą sobie pozwolić na dzieci (rzeczywiście nie brzmi to zbyt ładnie…), przyjmij darmową radę. Z doświadczenia (własnego i znajomych – ludzi prawdopodobnie w wieku podobnym do Ciebie) wiem, że im dłużej będziesz się ociągał, tym ciężej będziej Ci tą decyzję podjąć, a także zrealizować zamierzenia. Problemy z zajściem w ciążę u młodych ludzi to chyba jakaś plaga – czy tylko ja mam takie spostrzeżenia? Po radosnej nowinie oznajmionej przez 2 kreski na teście ciążowym będziecie jeszcze mieli mnóstwo czasu na uporządkowanie spraw finansowych. A zapewniam, że nie ma lepszej motywacji do ogarnięcia się w temacie niż lekka presja, jaką wywrze na Was rozwijające się życie stworzone przez Was samych 🙂
Podzielę się jeszcze jedną informacją – interesującą zwłaszcza tych, którzy – jak my – podążają drogą do niezależności finansowej. Czasami spotykam się z zarzutami o nadmierną oszczędność, wręcz skąpstwo. Nie raz twierdzicie, że gra nie jest warta świeczki, a oszczędności na abonamencie telewizyjnym czy ogrzewaniu są śmiesznie małe lub obniżają Wasz poziom komfortu. Ja jednak nie przejmuję się tymi komentarzami, robię swoje i mam odwagę wykonywać kolejne kroki, które – mimo, że kosztują niemało – to wynikają z moich priorytetów i przekonań. Niedawno odważyliśmy się na kosztowny powrót do domu, a teraz – podjęliśmy decyzję o przedłużeniu urlopu żony o co najmniej kilka miesięcy (tzw. wychowawczy) i wierzymy, że będzie to dobre dla naszej rodziny. Rezygnujemy (na razie czasowo) z pensji żony, bo… możemy. Po raz kolejny widzimy dowód na to, że nieco racjonalizmu prezentowanego na blogu i nauka czerpania radości z prostych rzeczy popłaca, a na efekty wcale nie trzeba czekać do emerytury. Czego i Tobie życzę!
PS Zapraszam do tej infografiki, która w absurdalny wręcz sposób zawyża koszty utrzymania potomstwa. Jeśli taki wizerunek będzie umacniany w społeczeństwie (a publikacje dokonywane przez poważne instytucje mają właśnie taki efekt), to młodzi ludzie będą odczuwali paniczny strach na widok dwóch kresek na teście ciążowym!