Projekt: Miesiąc Bez.

To miał być zupełnie inny wpis. Miało być o projekcie „miesiąc bez auta”, który zamierzamy przeprowadzić w swojej rodzinie we wrześniu. Miało być kilka argumentów, dla których samochód jest be i cała lista alternatyw dla niego. Miały być powody, dla których sam podejmuję się tego wyzwania i dlaczego Ciebie również do tego namawiam. Pomyślałem sobie jednak: czemu pisać o czymś, co wypróbuję jedynie ja, ewentualnie kilku czytelników, którzy i tak rzadko korzystają z samochodu? Czemu narażać się na komentarze „nie da się” od tych, którzy mieszkają na obrzeżach, mają dzieci do rozwiezienia do szkół i przedszkoli, masę spraw do załatwienia w rozmaitych miejscach? Oczywiście – mógłbym odpowiadać, polemizować, twierdzić że może jednak się da, wszystko zależy od nas, a w ogóle to nie chodzi o całkowitą rezygnację z auta, tylko (przynajmniej na początku) uzmysłowienie sobie, że nie jest ono potrzebne w każdej sytuacji, w której go używasz. W pewnym momencie jednak stuknąłem się w głowę i pomyślałem: czemu nie spróbować zainspirować znacznie większej liczby osób? Ostatnie wpisy w pierwszych 24 godzinach od ich ukazania się czyta (a przynajmniej klika) około 2.000 osób – z czasem ta liczba rośnie nawet do kilkunastu tysięcy. To przecież całe mnóstwo czytelników, którzy mogliby skorzystać na tekście o miesiącu bez…

miesiac_bez_1Chcemy miesiąc bez… czeeeeeeeegoooooooo ??

No właśnie – czego? Skończę tą zabawę w ciuciubabkę i wyjaśnię, jeśli jeszcze nie zaskoczyłeś. Każdy z nas jest niedoskonały – chyba jesteśmy co do tego zgodni. Niektóre niedoskonałości warto (czasami trzeba) zaakceptować; inne wynikają z naszych nawyków, przyzwyczajeń, stylu życia, rozmaitych wpływów z zewnątrz (np. takich). Trwamy w nich – mimo że wiemy, lub chociaż podejrzewamy, że nie są one dobre dla nas samych. Trwamy, bo ułatwiają lub umilają nam tu i teraz (a przynajmniej tak nam się wydaje). Każdy chyba od czasu do czasu postanawia „coś zrobić” z jednym z nich… i często na postanowieniach się kończy (tutaj nazwałem takie osoby bajarzami). O postanowieniach, które składamy sami sobie w ostatni dzień roku przeważnie zapominamy już następnego dnia, kiedy głowa niemiłosiernie boli, a i ciało odmawia współpracy. Później jakoś brakuje okazji, w ciągłym biegu ledwo nadążamy, żeby ogarnąć wszystkie codzienne sprawy, a jeszcze narzucać sobie jakieś ograniczenia utrudniające życie… kto by o tym myślał? A co by było, gdybyś spróbował narzucić sobie pewien szablon zachowań, który nie kosztowałby zbyt wiele (czasu, wysiłku etc), a za to byłby jasno rozpisany w czasie, powtarzalny, zwieńczony podsumowaniem, wnioskami i decyzją, „co dalej”?

Ten pomysł to dla mnie nowość, na którą wpadłem kilka dni temu i którą dopiero zamierzam przetestować, ale widzę w nim tyle świeżości i pozytywnych efektów, że mocno wierzę w jego efektywność. Zwłaszcza, że sama idea luźno nawiązuje do projektu „inny tydzień”, w którym moja rodzina brała udział na początku działalności bloga, i który skutkował kilkoma pozytywnymi zmianami w naszym życiu. Dlatego też przeanalizowałem swoje grzeszki i niedociągnięcia (przynajmniej te niewielkie na początek) i stworzyłem na ich podstawie listę tego, co chciałbym zmienić w najbliższym czasie. Ale wykorzenienie złych nawyków nie jest jedynym przyświecającym mi celem – ograniczając się do tego spojrzenia spłyciłbym całą ideę. Chodzi również (a może przede wszystkim?) o lepsze poznanie siebie, stawanie się lepszym, silniejszym i rozciąganie swojej siły woli dzięki jej comiesięcznemu hartowaniu. A więc do dzieła!

Wrzesień 2014: miesiąc bez auta.

Klasyka gatunku. Od dawna nasze podjeście do kwestii transportu brzmi (cytat z tego wpisu):

  • odległość poniżej 5 km w jedną stronę: pieszo lub rower
  • odległość poniżej 10 km w jedną stronę: rower
  • większa odległość: kombinujemy. Tu mam na myśli szybkie przeanalizowanie alternatyw: komunikacja publiczna, wspólny dojazd ze znajomymi, skorzystanie z oferty carpoolingu jako pasażer. Jeśli z jakichś powodów żadna z tych możliwości nie będzie optymalna, pozostaje samochód. (Dzisiaj bym jeszcze dodał: lub jeśli Twoje auto stoi pod domem już drugi tydzień, a koszty biletów dla wszystkich osób są porównywalne lub wyższe niż koszt benzyny)

W okresie wakacyjnym sporo podróżowaliśmy (sierpień: rekordowe 800 km samochodem) – za to wrzesień wydaje mi się idealnym miesiącem na podjęcie tego wyzwania. Jeszcze na tyle ciepło, żeby rower był pierwszym wyborem dla każdego średnio zmotywowanego rowerzysty (a nawet jego kilkunastomiesięcznej córki :)), a jednocześnie: już po wakacjach i wyjazdach weekendowo-urlopowych z nimi związnych. Być może nie uda nam się sprostać temu wyzwaniu w 100%, bo jednak kilka razy w miesiącu samochód jest naprawdę najbardziej optymalnym rozwiązaniem, ale kto wie – może zmienię swoje stanowisko w tej sprawie, lub chociaż uda się jeszcze bardziej zredukować liczbę pokonywanych kilometrów? Pamiętaj – auto to jedno z głównych zagrożeń stojących pomiędzy Tobą a niezależnością finansową! Poza tym – w swojej naiwności wierzę, że ktoś z czytelników dotrzyma mi towarzystwa i dołączy do wyzwania 😉

miesiac_bez_2Następna przejażdżka: za miesiąc!

Październik 2014: miesiąc z codziennym ćwiczeniem (minimum 10 min) – wiem wiem – małe oszustwo, bo to „miesiąc z” zamiast „miesiąc bez”.

Coś, co u mnie wygląda jak modelowa sinusoida: jak się już zbiorę i zmotywuję, wkręcam się w miesiąc-dwa z regularnym wysiłkiem fizycznym. Później coś nagłego sprawia, że przestaję i na podobny okres odkładam to na bok. Ostatnio „wytrzymałem” naprawdę długo (bodajże ponad rok), ale urodzenie się Mai i to początkowe, ciągłe wyczerpanie sprawiły, że przegapiłem kilka sesji… i tak już zostało. Nie poddałem się jedynie w kwestii regularnego jeżdżenia na rowerze, porannego rozciągania zwieńczonego serią pompek, ale to naprawdę zbyt mało. Wiem, że będzie ciężko i stąd te śmiesznie brzmiące 10 minut dziennie. Upominam jednak siebie samego żeby nie przeholować, bo dla dalszej motywacji lepiej wyjdę na spełnieniu racjonalnego planu niż na zawaleniu ambitnego.

Listopad 2014: miesiąc bez słodyczy.

Oj… z tym będzie naprawdę problem. Jako że o nadmierną wagę od lat nie muszę się martwić, to pojęcie „kawa bez czegoś słodkiego” jest dla mnie kompletną abstrakcją 🙂 Co tu będę ściemniał: lubię podjadać i chciałbym to zmienić. Dla zdrowia, dla sprawdzenia samopoczucia po zjechaniu z codziennych słodkości. Wyzwanie przyjęte, miód się nie liczy 😉

Grudzień 2014: miesiąc bez kawy.

Skoro miesiąc wcześniej obetnę słodycze, to może i uda się całkowicie zrezygnować z kawy? Do tej pory jedynie siłą woli ograniczam się do jednej dziennie. Jestem pewien, że inaczej szybko przyzwyczaiłbym się (raczej: uzależnił) od większej ilości tego trunku.

 miesiac_bez_5Rezygnacja z tego będzie wymagała sporo silnej woli…

Styczeń 2015: miesiąc bez narzekania.

O – to ciekawe, nieprawdaż? Mimo, że tego we wpisach nie widać, nie zdołałem całkowicie uciec od schematu Polaka – marudy, który zawsze znajdzie dziurę w całym, A może to moje zapędy ukierunkowane na perfekcjonizm? W ramach walki z własnymi słabościami, postaram się nie narzekać przez cały miesiąc, a moja żona na pewno już odpowiednio mnie z tego rozliczy 🙂 Czuję, że będzie nie tylko pouczająco, ale i zabawnie 🙂

miesiac_bez_7„Nie cierpię marudzić!” – Smerf Maruda.

Luty 2015: miesiąc z ograniczeniem oszczędzania.

Tak tak – nie przywidziało Ci się. To moje indywidualne cele, a ponieważ nie raz zauważyłem, że czasami mam problem z dobrze znanym wielu „przewaleniem kasiorki”, chcę się zmusić do zrobienia czegoś wbrew mojej naturze i późniejszego wyciągnięcia wniosków z tego eksperymentu. Kwota do przepuszczenia jeszcze do ustalenia z szanowną małżonką (Jej też potrzeba takiej motywacji :)), dokładniejsze zasady również, ale powinno być ciekawie – przynajmniej dla nas, bo większość społeczeństwa raczej by nie zrozumiała idei, jako że im przydałby się miesiąc odwrotnego podejścia…

Marzec 2015: miesiąc bez mięsa.

Mimo, że mięso nie gości u nas codziennie, to kilkukrotnie już chciałem sprawdzić, jak wpłyną na mnie skutki kompletnego odstawienia tego rodzaju produktów żywnościowych. Niezaplanowane i nieprzemyślane próby kończyły się stwierdzeniem „to nie dla mnie”, chociaż gdzieś z tyłu głowy wiedziałem, że to może być raczej konsekwencja braku przygotowania i nieodpowieniego zastępowania tego, co próbowaliśmy odstawić. Tym razem czas na analizę tematu będzie i postaramy się go dobrze wykorzystać. Pytanie do znawców tematu: czy marzec nie jest okresem zbyt ubogim w produkty „zastępcze” dla mięsa? Jeśli tak, zaplanujemy „miesiąc bez glutenu”, którego też jestem ciekawy i czuję, że to ciężkie wyzwanie dla domorosłych piekarzy może przynieść sporo dobrego. Chociaż na razie ciężko mi sobie wyobrazić, jak to wykonać w praktyce 🙂

  miesiac_bez_4 Aktualnie. Sezowno. Pysznie.

Ty jednak nie musisz kopiować tego wzorca (oczywiście – nie musisz wcale podejmować się wyzwania pod tytułem „miesiąc bez…”)! Każdy ma inne cele, dla każdego poszczególne zadania mogą mieć diametralnie różny stopień trudności i przydatności. Ale gorąco Cię zachęcam do stworzenia własnej listy – być może w krótszych okresach (np. tydzień), z przerwami, z uwzględnieniem własnych pragnień i potrzeb związanych z rozwojem i stawaniem się lepszym. Zapewniam Cię, że samo rozpisanie kolejnych punktów zmusi Cię do lepszego poznania siebie i będziesz miał z tego sporo satysfakcji! Wybieganie z planami w przód i jasne definiowanie początku kolejnych wyzwań to dodatkowa zachęta: jeśli przkładowo zaplanujesz rezygnację z auta za 3 miesiące, już teraz zaczniesz o tym myśleć; zastanawiać się, jak się do tego przygotować. Inymi słowy, będzie w Tobie wzbierała ciekawość, a tym samym coraz większa motywacja do rozpoczęcia kolejnego małego projektu. Jakie inne pomysły na „miesiąc bez” mogą bardziej pasować do Twojej sytuacji? (HA! googlając na ten temat z radością zauważyłem, że znany i ceniony Leo z bloga zenhabits.net wpadł na dokładnie taki sam pomysł! To znaczy, że jeśli ktoś się już tego podjął, to sprawa nie jest przegrana :))

– bez internetu (to by mi się przydało! Jak już zastanowię się, jak to pogodzić z prowadzeniem bloga, zaplanuję konkretną datę)

– bez fast foodów

– bez produktów pochodzenia zwierzęcego

– bez alkoholu

– bez smartfona (lub telefonu w ogóle)

– bez nikotyny

– bez kupowania niczego poza żywnością (po namyśle stwierdzam, że opłacenie rachunków nie byłoby zbytnim nagięciem reguł :))

– bez odwiedzania centrów handlowych

– bez makijażu 🙂

– bez lustra – mógłby wyjść z tego ciekawy eksperyment, również dla facetów!

– bez zaniedbywania relacji międzyludzkich. Ten punkt powinien być potraktowany bardzo indywidualnie – może chodzić o bliskich, ale równie dobrze możesz starać się codziennie nawiązać kontakt z ludźmi, z którymi kontakt się urwał lub stał całkowicie okazjonalny.

Zresztą – sam najlepiej wiesz, czego Ci potrzeba. Jeśli chciałbyś żyć zdrowiej, zastanów się (wersja dla leniuchów: wygooglaj), jakie kroki przebliżyłyby Cię do celu. Analogiczne podejście sprawdzi się w przypadku pracy nad pewnością siebie czy finansami osobistymi.

Pamiętaj, żeby znaleźć czas na refleksję po każdym mini-projekcie „miesiąc bez”. Powinieneś rzetelnie rozliczyć się z samym sobą, zastanowić się czy sprostałeś wyzwaniu (a jeśli nie, to czemu i co zrobić, żeby kolejne miesiące były bardziej owocne), co Ci to dało, a co straciłeś, a przede wszystkim: jak oceniasz przydatność (dla samego siebie!) kontynuacji podobnego wyzwania w przyszłości. A może po którymś miesiącu od razu stwierdzisz, że to jest właśnie coś dla Ciebie i dotychczasowe wyzwanie zdecydujesz się przedłużyć na czas nieokreślony?

PS Wydaje mi się, że idealnym czasem na podsumowanie będzie comiesięczne podsumowanie budżetu domowego. Bo przecież budżetujesz, prawda? Tym sposobem połączysz dbanie o swoją sytuację finansową z dbaniem o siebie samego, a spisane czarno na białym sukcesy w obu dziedzinach będą jeszcze bardziej motywowały do dalszej pracy nad samym sobą!

PS2 Jeśli chciałbyś pomóc jednej z czytelniczek w pisaniu Jej pracy licencjackiej, poświęć dosłownie 3 minuty Twojego czasu, które w zupełności wystarczą na wypełnienie tej ankiety. Ciekawe pytania, całkowita anonimowość, sam jestem ciekawe wyników – polecam!

135 komentarzy do “Projekt: Miesiąc Bez.

  1. TT Odpowiedz

    Marzec jest słabym miesiącem na rezygnację z mięsa. Lepiej zrobić to teraz. Koniec lata i początek jesieni w naszym klimacie to okres kiedy jest dostępne najwięcej świeżych warzyw w dobrej cenie.
    Oszukaj system i zrób dwie rzeczy ze swojej listy w jednym miesiącu 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Obawiam się, że jeszcze nie jestem do tego przygotowany – zarówno mentalnie, jak i technicznie (czym zastąpić, w jakich ilościach, proporcjach itp).

    • Ewelina Odpowiedz

      właśnie to samo miałam napisać, zawsze, tylko nie marzec! warzywa i owoce są wtedy chyba najdroższe i najmniej zdrowe, „sami imigranci” 😀

        • stunyak Odpowiedz

          Jak na mój gust czerwiec będzie lepszy, pojawią się już świeże warzywa i truskawki 🙂 Co do zastępowania mięsa w diecie to pod względem białka wszystkie strączkowe są dobre (a połączenie soczewicy z ryżem daje pełen zestaw aminokwasów egzogennych), tofu i tempeh (to tak na bogato). Co do żelaza – wszelkiej maści zielone warzywa, zwłaszcza szpinak i natka pietruszki jedzone na surowo (polecam w szejkach owocowych), suszone figi, nasiona sezamu (świeżo mielone) ale trzeba pamiętać, by jeść codziennie takie pokarmy, bo z roślin żelazo jest mniej przyswajalne niż z mięsa oraz zadbać o odpowiednią ilość witamin z grupy B oraz witaminy C bo ułatwiają jego wchłanianie. Kwasy tłuszczowe Omega 3 – świeżo mielone siemię lniane, olej lniany, jajka. A te ostatnie są też źródłem wit. B12, choć niektórzy nawet na diecie wegetariańskiej zalecają suplementację. I na koniec od siebie polecam kupienie dobrego blendera, bo ułatwia życie przy diecie roślinnej. Pozdrawiam 🙂

          • wolny Autor wpisu

            Jestem pewien, że za kiedy TEN miesiąc będzie się zbliżał, wrócę do tego wpisu i odświeżę sobie wszystkie Wasze cenne wskazówki – dzięki!

  2. Kasia Rz. Odpowiedz

    Moje „bezy”:
    1. bez alkoholu, bez nikotyny, bez fastfood’ów – całe życie
    2. bez samochodu – praktycznie kilka lat
    3. bez słodyczy – właśnie mija 5 lat (np. ciasto piekę samodzielnie dodając max. 2 łyżki miodu)
    4. bez kawy – pół roku – mój największy sukces ostatnio, jeśli chodzi o kształtowanie silnej woli 🙂
    5. bez mięsa – wytrzymałam 3 miesiące – skończyło się anemią niestety 🙁 Ale wędlin nie jem i jeść nie będę, tylko mięso samodzielnie przyrządzone w domu.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Fajnie 🙂 A podpowiesz np. jak zrezygnowałaś z kawy? Wprowadziłaś jakieś środki zastępcze? 😉 I jak podeszłaś do rezygnacji z mięsa – miałaś jakiś plan? Starałaś się to zrównoważyć czym innym?

      • Kasia Rz. Odpowiedz

        Jeśli chodzi o kawę, chciałam przestać pić już dawno ze względów finansowych i zdrowotnych, ale nie bardzo mi się udawało. W końcu przeczytałam artykuł na temat kawy: http://vimed.pl/2013/09/kawa-na-lawe-wszystko-o-kawie/ i po takiej lekturze, odstawiłam kawę z dnia na dzień.
        Jeśli chodzi o środki zastępcze, to można pić kawę Inkę lub inną zbożową.

        Mięso, miałam plan, żeby w ogóle nie jeść, nie jadłam przez 3 miesiące, ale niestety, to się nie sprawdziło, zaczęło mi się robić ciągle słabo, nie mogłam ustać 5 minut – jak zrobiłam morfologię krwi, OB i poziom żelaza, okazało się, że mam anemię. Żelazo najlepiej przyswaja się z czerwonego mięsa: wołowiny, wątróbki, więc niechętnie, ale wróciłam do jedzenia mięsa. Natomiast spokojnie można zrezygnować z wędlin, zwłaszcza parówek, pasztetów itp. Nie jem i żyję 🙂

        • Maga Odpowiedz

          Ja ostatnio przestałam pić kawę będąc na urlopie. Zupełnie nie czułam potrzeby. Niestety wraz z powrotem do codzienności wróciłam i do kawy 🙁
          Pocieszam się, że nie piję hektolitrów, 2 kawy dziennie, ale jednak.

      • Aneta Odpowiedz

        Też zrezygnowałam z kawy i „energetyków” – tak po prostu, początek był trochę ciężki, ale organizm szybko się przestawił i podziękował lepszym samopoczuciem, a nawet wzrostem naturalnej energii

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Pewnie dużo „siedzi” w głowie, prawda? Zwłaszcza przekonanie o naturalnej energii może się brać z satysfakcji, że udało się osiągnąć założony cel, prawda? Nic, tylko się cieszyć!

    • Kosmatek Odpowiedz

      Kasiu – bez kawy – jak to zrobiłaś ??
      Próbuję rzucić bezskutecznie od ok. 15 lat. Zdarzyło mi się wytrwać miesiąc, niestety teściowa 🙂 z powrotem sprowadziła mnie na złą drogę 🙂 …

      • Kasia Rz. Odpowiedz

        Przestałam pić, kiedy przeczytałam:

        „Kawa zawiera co najmniej sto szkodliwych związków chemicznych (…) Są one metabolizowane w organizmie ludzkim na kwas moczowy, którego nadmiar odkłada się w stawach na bardzo długi czas (niekiedy nawet do końca życia!), powodując bardzo bolesny rodzaj zapalenia.”

        • Adam Odpowiedz

          W postmodernistycznym i jakże względnym świecie, jakim żyjemy, przyjąć coś za pewnik jest doprawdy trudno. Czy kawa jest taka szczególnie szkodliwa?… Może tak, może nie. Ot przed chwilą wpisałem dla jaj w google frazę: „kawa działanie zdrowotne” i ukazało mi się spoooooooro stron tego typu. Niektóre wyglądają nawet nieplotkarsko.

          • Roman

            Nic dziwnego. W końcu wszystko na tym swiecie ma zalety i wady…
            Kawa również…
            Przyznam ze pijam jej dużo (a jak na polskie realia bardzo dużo) bo ok 1-1,5 litra dziennie od kilkunastu lat i jakoś nigdy mnie na badaniach nie odrzucili… A robie sobie je często jako krwiodawca chociażby.

      • Kasia Rz. Odpowiedz

        Jeszcze mi przyszło do głowy, że można znacznie ograniczyć picie kawy kupując malutkie, jednorazowe opakowania po 2 gramy kawy np. raz na tydzień.

  3. Daniel Odpowiedz

    Świetny pomysł wolny! 😀 Naprawdę warto ćwiczyć hart własnego ducha – nic tak nie wzmacnia charakteru, jak zmaganie się ze swoimi słabościami i przyzwyczajeniami 🙂 Próbowałem już nie raz takich eksperymentów i niektóre trwały „tylko miesiąc” a inne zostały wyeliminowane już chyba na trwałe 🙂 Kawy już nie piję od wielu miesięcy, samochodem jeżdżę tylko wtedy, kiedy naprawdę jest taka potrzeba; ze słodyczy wyłącznie gorzka czekolada (z niej nie rezygnuj :D), gluten udało się „jedynie” znacząco ograniczyć (kiedyś zrobię sobie „miesiąc bez glutenu”). Już sobie postanowiłem – po przeczytaniu tego wpisu – uczynić październik miesiącem bez rozmów telefonicznych (mój duży nałóg 🙂 Z możliwych propozycji można dodać jeszcze chociażby miesiąc bez kosmetyków, mydła, seksu 😛

    • Daniel Odpowiedz

      No i co do mięsa, to zacząłem od rezygnacji z każdego rodzaju mięsa, oprócz drobiu i ryb (co już trwa ponad rok 🙂 ) Może warto wolny od tego zacząć i sprawdzić najpierw jak organizm zareaguje na taką niewielką zmianę? Ewentualnie ograniczyć się wyłącznie do mięsa „ekologicznego”?

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Pomysły ciekawe, chociaż nie wszystkie do mnie przemawiają 😉 Dobrze wiedzieć, że jest jakaś mobilizacja w „narodzie” 🙂

  4. Daniel Odpowiedz

    Widziałem też ostatnio w okolicy mężczyznę, który postanowił sobie zrobić miesiąc bez noszenia butów 😀 Nazwano go już tutejszym Cejrowskim 😀

    • Roman Odpowiedz

      Znam też takiego – kolega z klasy z podstawówki – od wielu juz lat pomiedzy kwietniem a październikiem butów nie nosi

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Też to lubię 🙂 Czasami wejdzie coś w stopę, ale jeszcze nic poważnego się nie przytrafiło. Jeśli tylko są warunki (w praktyce: sezon i jakieś wiejskie tereny), staram się praktykować 🙂

  5. Roman Odpowiedz

    Taaa… za chwilę zaczniemy sie tu „licytować” kto ile razy, jak długo i bez jakich „bezów” wytrzymuje 🙂
    Co nie zmienia faktu, że pomysł bardzo mi sie podoba (uśmiecham się pod nosem), bo wyrywanie sie co jakiś czas (i na jakiś czas) ze strefy komfortu jest bardzo, ale to bardzo… stoickie 🙂

  6. Daniel Odpowiedz

    Licytować się nie ma sensu – niech każdy znajduję swoją własną drogę 🙂 Przecież mogą znaleźć się osoby, które „od urodzenia” nie lubią bezów, dlatego nie byłoby to dla nich żadnym wyrzeczeniem 😀

  7. Iwona Odpowiedz

    Wolny, co do ewentualnego miesiąca bez glutenu w marcu 2015, to polecam Ci bardzo pieczenie „chleba, który odmienia życie”. Co prawda koszt bochenka wychodzi ok. 10zł (można też upiec z porcji 2 mniejsze – podzielniejsze), ale korzyści dla zdrowia są nieocenione, a chlebek praktycznie bezglutenowy (puryści żywieniowi pewnie się przyczepią do płatków owsianych ;)). Ja co prawda nie muszę ograniczać glutenu, ale od dłuższego czasu po prostu nie spożywam produktów pszenicznych ze względu na to, że wzmagają stany zapalne w organizmie. Wszyscy się zajadają tym chlebkiem, odkąd zaczęłam go piec. Nawet u Męża w pracy prosili o przepis 😉

    Co do innych „bezów” to kawę możesz zastąpić zieloną herbatą – podnosi ciśnienie wolniej, ale na dłużej (podobno). U mnie zazwyczaj działa poza deszczowymi dniami – wtedy nic z moją meteopatią nie wygra i nawet po kawie mogę iść spać 😛 Ewentualnie inny zamiennik to kawa zielona, ale ma specyficzny smak, trzeba się przyzwyczaić. Można pić ze śmietanką i czymś na osłodzenie (zamiast cukru polecam ksylitol). Słyszałam też, że studentom zamiast kawy pomaga yerba mate, ale tej opcji nie przetestowałam.

    Hehe, co za zbieg okoliczności – też mam znajomego, który chodzi boso przez dobrą część roku… 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja po kawie mogę iść spać nawet bez odpowiedniej aury za oknem 😉 To chyba bardziej przyzwyczajenie, rytuał, smak… będzie ciężko.

  8. Grzesiek Wesołowski Odpowiedz

    Miesiąc bez mięsa proponuję przesunąć na nieco późniejszy miesiąc ze względu na ceny warzyw. Sam nie jem mięsa od jakiś 16 miesięcy, a też zaczęło się od takiej próby bo na święta Wielkanocne byłem u rodziców i było dużo mięsa, po kilku takich dniach wpychania w siebie mięsa miałem go po prostu dosyć i nie jem go już wcale.

    Ryzyko jest takie, że może Ci się spodobać nie jedzenia mięsa :D.. tydzień bez mięsa nie przynosi efektu, ale już miesiąc bez może bardzo wyostrzyć u Ciebie zmysł smaku..

    Ja dzięki odstawieniu mięsa zacząłem zdecydowanie intensywniej odczuwać smaki i zapachy jedzenia.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Na takie efekty właśnie liczę 🙂 Dotychczasowe próby nie były zbyt owocne – wierzę, że po gruntownym przygotowaniu (również psychicznym) będzie lepiej.

  9. Kosmatek Odpowiedz

    @Wolny, @ wszyscy
    .
    Myślę, że zamysł Wolnego był trochę inny (Wolny popraw mnie, jeśli się mylę). Chodzi o to, że w drodze do wolności finansowej przeszkadzają nam różne rzeczy które nawykowo robimy i które wydają się potrzebne, choć takie wcale nie są. Stąd pomysł spróbuj tydzień, dwa, miesiąc, trzy rok lub wcale „bez”.
    .
    Warto właśnie poszukać takich regularnych nawyków i zajęć oraz wydatków, bez których być może potrafimy się obejść. Kawa za 5 zł dziennie, papierosy, gazeta, nadmiernie szybki internet, abonamenty, pakiety kablowe z programami których wcale nie oglądamy, wyjścia do restauracji, jeśli nas nie cieszą, różne rzeczy które dość często się kupuje i zamawia tylko dlatego, że „tak się robi”, „inni tak robią”, „tak wypada” itd.
    .
    Ma to pełne uzasadnienie finansowe jeśli chodzi o wpływ na wolność fin.
    .
    Moje „bez” to od przyszłego miesiąca samochód bez garażu. Trochę będzie trzeba powalczyć o miejsce, skrobać, nagrzewać zimą itd. Ale jak policzyłem, zakładając sensowną bezpieczną realną (bez inflacji) stopę zwrotu z kapitału na poziomie 3%, żeby zasponsorować sobie ten garaż całkowicie, musiałbym dysponować kapitałem równym:
    (250*12)/0,03 = 100.000 !!!
    No to dziękuję, te 250 złotych wolę przeznaczyć na inne cele :), obniżając tym samym potrzebny kapitał o 100K … i ucząc się przeżyć rok o 3 tys. zł taniej (powiększając zatem ten kapitał docelowy o kolejne parę złotych).
    .
    PS.
    Wolny, przy okazji policzyłem różne takie stopy zwrotu przy założeniach co do inflacji i podatku. Zakładając powszechny podatek 19% od dochodów kapitałowych oraz realną stopę zysku 7% (o takiej gdzieś tu pisałeś),
    trzeba:
    a) przy inflacji 0% mieć nominalnie 8,6%
    b) przy inflacji 2,5% – 12% (tak, tak !!! – inflacja i podatek zżera zyski realne mocno)
    c) przy inflacji 10% – aż 22%.
    Dlatego ludziom się wydaje, że jak jest inflacja, to dostają lepsze odsetki od lokat, a teraz jak jest nawet deflacja, to że lokaty na 3% się nie opłacają.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Niesamowicie brzmi te 100.000 zł kapitału pracujące tylko na garaż, co? 🙂 Aż sam musiałem sprawdzić!

      Jeśli chodzi o sam wpis, to tym razem nie miałem na myśli oszczędności. Mięso trzeba czymś zastąpić, być może kawę też, poza tym odstawienie czegoś na 1 miesiąc nie na wiele się zda. Jeśli będzie mi dobrze z pewnymi „bez”, a przy okazji będzie to dobre dla mojego portfela to nic, tylko się cieszyć. Ale w moim przypadku eksperyment będzie miał nieco inny wydźwięk – zwłaszcza, że jeden z miesięcy to raczej poluzowanie pasa niż sposób na oszczędzanie.

      Oczywiście motywacje mogą być różne i jeśli ktoś jeszcze musi przyciąć trochę zbędnych wydatków, niech właśnie możliwość zaoszczędzenia mu przyświeca.

      • Kosmatek Odpowiedz

        Pzeliczam to wszystko na różne sposoby, bo nie ma zysku bez ryzyka. Mam nawet wątpliwości czy stopa r=3% też może być traktowana jako w miarę bezpieczna (obecnie z lokat średnio wyciągam 2,88% na czysto po de/inflacji i podatku).
        .
        Za ciosem idąc następujące brzmi niesamowicie (przy założeniu tejże 3% stopy oraz pewnych uproszczeniach – zaokrągleniach):
        a) coroczny wydatek 100 zł potrzebuje kapitału 3333 zł
        b) comiesięcznie wydane 10 zł potrzebuje kapitału 4000 zł
        c) cotygodniowe 10 zł potrzebuje kapitału 17,4 tys. zł
        i na deser:
        d) złotówka wydawana codziennie wymaga kapitału 12200 zł
        Lub jeszcze inaczej:
        Regularny wydatek coroczny, comiesięczny, cotygodniowy, codzienny przemnóż przez 33,3, 400, 1750, 12200 :).

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Co do liczenia, to właśnie zajrzałem na blog appfunds – ciekawy ten ostatni wpis, prawda? A raczej – komentarze pod nim. Widziałem, że też się udzielałeś. Sam z obaw o anonimowość wolałem się nie ujawniać.

          • Kosmatek

            Wolny, ten komentarz na pewno do mnie? Wyliczenia mam własne, podobne robił (wiem, już zaczynam przynudzać) JL Fisker / ERE. Na appfunds się chyba nie udzielałem …

          • wolny Autor wpisu

            Przepraszam – masz rację. Zauważyłem komentarze matimateo89 (mam nadzieję, że nie przekręciłem), a że ostatnio wspólnie z nim wymienialiśmy komentarze, to się nieco „posiepało”.

        • Adam Odpowiedz

          A ja ciągle mam w pamięci, że codzienna paczka papierosów to wydatek co najmniej 12zł. To się dopiero robi po latach suma!
          Z drugiej strony istnieje też przerażająca zaleta palenia. Otóż palacz z dużym prawdopodobieństwem skraca sobie „dystans” jaki będzie „musiał” przebyć…

        • Ola Odpowiedz

          w kalkulacjach garażowych proponuję zastosować inwersję i sobie kupić taki pod wynajem właśnie. W końcu właściciel, któremu płacisz 250 zł, na pewno nie zainwestował 100 000 zł 🙂

          • Kosmatek

            Niezupełnie. Garaż należy do nieruchomości i za jego utrzymanie ochronę i podatek płaci się około 120 zł. Na czysto właściciel miał 130 x 12.

      • Sekurinega Odpowiedz

        Spróbuj pomyśleć inaczej: nie „czym zastąpić mięso” ale jak zmienić sposób odżywiania się. Przebudować system.

        Pomysł z obywaniem się bez czegoś przez miesiąc przedni, właśnie sobie rozpisałam pół roku bez czegoś 😉 Myślę, że mocy urzędowej nabiera dopiero po ogłoszeniu i działa jako dodatkowy motywator 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Ponieważ sama wiesz, że najlepszą motywacją jest podzielenie się z kimś swoimi planami, czekamy na Twoją rozpiskę 😉

          • Sekurinega

            wrzesień – bez papierosów
            październik – bez nikotyny
            listopad – bez piwa
            grudzień – bez ściany
            styczeń – bez szafki pocztowej
            luty – bez kawy
            marzec – bez narzekania
            Nie chciałam pisać, póki nie przemyślę kolejności, ale uznajmy, że to plan wstępny, może ulec zmianie z okazji postanowień urodzinowych 😉

  10. Adam Odpowiedz

    A tak do sedna sprawy: idea piękna – dopasowana do dzisiejszych czasów. Myślę jednak, że tylko nieliczni (najwytrwalsi) zrealizują te swoje „bezy”. Bez wsparcie armii speców typu: psychoanalitycy, terapeuci czy trenerzy osobiści człek Zachodu (a powoli tacy się stajemy) na ogół nie zwalczy swych demonów, no może takie pomniejsze – to jeszcze.
    .
    A dawniej istniał chyba w tej dziedzinie większy komfort. Był czas karnawału i czas postu. Post bywał prawdziwy, dogłębny. Tak samo jak karnawał: uciechy i swawole na całego! Zdaje się, że dawni ludzie potrafili się bawić prawdziwie.
    Ale może tylko tak biadolę i tak mi coś roi?…

  11. AnitaWaw Odpowiedz

    Witam wszystkich, bo komentuję pierwszy raz, chociaż czytam od dawna. Dobra, zmobilizowałeś mnie! Dla mnie wrzesień to będą 2 „bezy”. Pierwszy – nie będę kupować kosmetyków, tylko zużyję zapasy (to taki „bez” oszczędnościowy). Drugi – taki bardziej „duchowy” – nie będę używać wulgaryzmów (wiem, wstyd…). Już czasem sama słuchać siebie nie mogę.

    Z własnym narzekaniem walczę, ale nie wiem, czy poszło to w dobrą stronę, bo gdy słyszę innego narzekacza, to zaczynam wygłaszać mądrości w stylu: „Nie narzekaj, tylko zmień coś; każdy jest kowalem własnego losu bla bla bla”. Sama nie cierpię, gdy ktoś tak mi mówi…

  12. Kuba Odpowiedz

    Dzięki za inspiracje 🙂 wchodzę w to, obmyslam moje bezy! Marzec bez mięsa – to zależy. Jeśli masz bardziej długoterminowy horyzont w tle, to czemu nie. My weganie nie sezonujemy naszej małej aberracji, nawet jeśli klimat w tej szerokości nie ułatwia. Po pierwsze do tematu trzeba się dobrze przygotować (zacznij od blogu jadlonomia), a po drugie – jeśli chcesz odczuć efekt zdrowotny, spróbujcie wyeliminować jeszcze mleko i produkty mleczne. Pamiętaj jednak, że proste usunięcie produktów zwierzęcych bez analizy na poziomie mikro i makro (elementów) może w średnim terminie niemile zaskoczyć

    • Adam Odpowiedz

      A w jaki sposób ma nam – ludziom szkodzić taki dajmy na to jogurcik?
      Albo też kogucik upasiony własnym ziarnem na własnym podwórku?
      Bez obrazy, ale korzystając z okazji, chciałbym poznać Twój punkt widzenia, a przede wszystkim jego umotywowanie. 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      A coś jeszcze bardziej konkretnego polecisz? Raczej z podstawami, bo na bloga spojrzałem, ale widzę setki wpisów z przepisami – wolałbym zacząć od nieco bardziej naukowego podejścia żeby zrozumieć dobrze, co tak naprawdę chcę zrobić 🙂

      • Daniel Odpowiedz

        Z naukowych ksiazek przedstawiajacych konkretne, medyczne badania, polecam ksiazki dr Ewy Dabrowskiej (tytuly latwo znalezc) i Paula Pitchforda („Odzywianie dla zdrowia”). Warto tez przeczytac ksiazke „Antyrak” – rowniez dowody poprzez konkretne badania. Sam potrzebowalem tego typu naukowych analiz, bo w internety nie wierze 😛 Oczywiscie jedzenie od czasu do czasu ekologicznego miesa nikomu nie powinno zaszkodzic 🙂

  13. Izabela84 Odpowiedz

    Super pomysł. Jeszcze nie wiem bez czego będzie dla mnie wrzesień, ale coś wymyślę 🙂
    Mogę tylko od siebie powiedzieć, że jestem już 10 m-cy bez kawy, bo karmię piersią. Jestem też na śladowych ilościach nabiału i słodyczy, a ostatnie 2 m-ce bez marchewki. Niestety dziecię alergiczne i tego co jemu nie wolno, mi też.
    Brak nabiału pozwolił mi u siebie zdiagnozować jego nietolerancję, bo bez niego nie mam już problemów żołądkowych typu wzdęcia itp.
    Brak kawy mi nie przeszkadza, choć w pracy umiałam wypić 2 dziennie, a w ciąży pozwalałam sobie na 1 słabą w tygodniu.
    Słodyczy mi brakuje, najbardziej czekolady, ale wszystko się da odstawić w imię wyższej konieczności 🙂
    No i figurę mam dzięki temu lepszą niż sprzed ciąży 😉

    Wytrzymaliśmy z mężem 2 tyg bez mięsa i to jak się wtedy wspaniale czuliśmy, pozwoliło nam uwierzyć, że to dobry krok. Niestety chłop ciężko pracuje i z czegoś energię mieć musi, ale będziemy jeszcze na pewno wracać do takich eksperymentów.

    Trzymam za Ciebie kciuki 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Wydaje mi się, że takie naturalnie wymuszone ograniczenia łatwiej spełnić niż „wydumane” przez samego siebie, prawda? Zwłaszcza, że nie robisz tego tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla tej małej istoty, którą tak kochasz 🙂
      Pozdrawiam!

  14. Sylwia Odpowiedz

    Jestem zdecydowanie za ideą 'miesięcy bez’. Ja w ten sposób walczę ze swoją dietą. Jestem już po miesiącu bezglutenowym i wegańskim.
    Samochodu używam mało, kawy nie piję, mięsa nie jem, narzekania chyba nie jestem w stanie kontrolować, ale chyba zrobię sobie we wrześniu miesiąc bez słodyczy, a w październiku miesiąc codziennego ćwiczenia.
    Co do rzucania mięsa to każdy miesiąc jest dobry. To prawda, że najwięcej warzyw i owoców jest w lipcu i w sierpniu, ale warzywa i owoce w dużych ilościach trzeba jeść codziennie przez cały rok (może najpierw zrób sobie miesiąc z 5 porcjami warzyw i owoców dziennie).
    Dla motywacji polecam obejrzeć film „Widelce ponad noże”
    Dobre wegetariańskie przepisy znajdziesz na: jadlonomia.com, smakoterapia.blogspot.com, http://www.olgasmile.com ( na smakoterapii i olgasmile jest też bardzo dużo przepisów bezglutenowych).
    I nie bój się nowych składników w tych przepisach, czasami trudno je dostać ale naprawdę warto (najlepszym moim odkryciem są płatki drożdżowe).
    Co do odrzucania mięsa to najważniejsza jest wprowadzanie nowych rzeczy do diety, tzn chodzi mi o to że jak ktoś jadł cały czas schabowego z ziemniakami to jak zmieni na sojowego z ziemniakami to dalej zdrowe to nie będzie.
    Ktoś pisał o anemii, ale wątpię żeby takie niedobory wystąpiły po 3 miesiącach. W każdym razie jeśli chodzi o żelazo to dobrym źródłem jest fasola, soczewica, groch, brokuły, szpinak, kapusta, suszone morele, śliwki, daktyle, pestki dyni.

    Forkes Over Knives Trailer:
    http://youtu.be/O7ijukNzlUg

    Fat, sick & nearly dead (na YT dostępny w całości, pocięty na kawałki, podaję link do 1 części):
    http://youtu.be/7HLrxt7_a9M

    Vegucated: http://youtu.be/19qSsUI79Ro

    Trzymam kciuki za wszystkie wyzwania.

  15. magda Odpowiedz

    Ja nie mam problemów z osiąganiem tego typu celów, ale muszę je sobie jasno określić. Np. miesiąc bez kawy, bez alkoholu, bez fast-foodów – to dla mnie żaden problem. Bez słodyczy ostatnio wytrwałam 8 miesięcy – mój rekord 🙂 Bez mięsa wytrzymałam 7 lat, ale jednak do niego wróciła. Miesiąc bez auta – dla mnie niestety niewykonalne technicznie. Ale najbardziej podoba mi się miesiąc bez marudzenia – i chyba takiego celu się podejmę 🙂 Pozdrawiam.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Hehe – jak to wymyśliłem, od razu się uśmiechnąłem i pomyślałem, że taki „pozytywny miesiąc” przydałby się wielu narzekaczom 🙂

  16. kajka Odpowiedz

    Super idea Wolny, choć odkrywcze to nie jest. Wielu z nas cele sobie stawia, ale wiadomo, że to głównie o realizację i skutki chodzi.
    Mi się udało zrealizować następujące:
    1. Od 3 m-cy poruszam się po mieście wyłącznie rowerem – tutaj dzięki, bo motywacja przyszła z Twojego bloga. Samochodu nawet nie kupuję, żeby mnie nie kusiło. Raz na jakiś czas pojawia się słabość, gdy czytam Clarksona lub oglądam Top Gear…ale powiedziałam sobie „nie”
    2. Od ok. roku każdego ranka przy śniadaniu przez ok. 0,5 godz. czytam zaległą literaturę…przeważnie tomiszcza, których nigdy nie mogłam zmieścić do torebki.
    3. Staram się min. 2-3 razy w tygodniu zjeść mięso. Wiem, że obecnie moda jest przeciwko mięsu. Mając do czynienia z nauką o rozwoju człowieka wykształciłam u siebie inne podejście niż panujące ostatnio trendy. Wiem, że gdyby nie mięso to nasze mózgi nie rozwinęłyby się do obecnego poziomu. Jest bardzo prawdopodobne, że nadal byśmy co najwyżej wyciągali termity z kopców z pomocą patyczków. Wiem, że jedzenie mięsa staje się coraz trudniejsze, ponieważ zwierzęta są faszerowane różnym badziewiem, ale mięso samo w sobie jest zdrowe i potrzebne…szczególnie dzieciom. Pragnę też zauważyć, że człowiek nadal ewoluuje, proces wciąż trwa i w sumie to ciekawe na czym by stanęło, gdyby tak cała ludzkość nagle przestała jeść mięso.
    4. Od 3 lat regularnie trenuję sporty walki, a ponieważ to bardzo przyjemna i mało kontuzjogenna dyscyplina, zamierzam to robić do końca życia.

    Cóż, u mnie to bardziej jest opcja „z” niż „bez”, ale myślę, że głównie chodzi tu o stawianie sobie celi.
    Muszę jednak pomyśleć nad czymś nowym i dzięki za ten wpis bo zwróciłeś mi tym samym na to uwagę.

    pozdrawiam

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Ja również dziękuję za ten komentarz. Naszej Mai oczywiście nie będziemy wciągać w miesiąc bez mięsa – to nie czas na takie eksperymenty na małym dziecku – zgadzam się w 100%.

  17. Jasio Odpowiedz

    1. Miesiąc bez tego czy owego – to ma czemuś konkretnemu służyć ? Przykładowo nie jesz mięsa przez miesiąc, potem znowu jesz. Głębszego sensu w takim działaniu nie ma.

    2. Z tym samochodem to chyba będzie jak z kosztami dziecka – swoim nie pojeździsz, ale ze znajomymi to już owszem. Też mi eksperyment.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Jasio – ostatnimi komentarzami zaczynałem powoli wierzyć w konstruktywność Twojej krytyki, ale tym razem się nie popisałeś. Może nie przeczytałeś dokładnie, może nie przemyślałeś – sam nie wiem. Odpowiem więc krótko: na pierwsze pytanie odpowiedź jest w tekście powyżej, co do drugiego: podzielimy się wnioskami, ale nie pamiętam kiedy ostatnio korzystaliśmy z uprzejmości znajomych jeśli chodzi o transport i nie sądzę, żebyśmy zmienili podejście we wrześniu ze względu na projekt.  

    • Roman Odpowiedz

      Uważasz, że głębszego sensu to nie ma? OK, ja uważam, ze ma…
      Jest to w końcu codzienna (no, w tym przypadku comiesieczna), oparta na eksperymencie, analiza własnych potrzeb i przekonań…
      Bo moze – choć nie musi – okazać się, że to co do tej pory uważaliśmy za: „do życia niezbędne i konieczne” takim nie jest i że dzięki świadomej zmianie/zamianie/odrzuceniu (a czasem i zachowaniu) określonych zachowań i przekonań możemy żyć pełniej.
      Poza tym – cóż – z własnego doświadczenia wiem, że warto poznawać granice swoich możliwości. Jest sie wówczas lepiej przygotowanym na „życiowe niespodzianki”.

      • Jasio Odpowiedz

        Znaczy się przez miesiąc wolny nie będzie jeździł swoim samochodem tylko ewentualnie autem znajomych żeby się przekonać, że bez samochodu da się żyć „pełniej” ? Naprawdę nie widzisz w tym eksperymencie pewnej logicznej sprzeczności ?

        Abstrahując już od samochodu to takie eksperymenty niczego nie udowadniają. Alkoholik czy hazardzista potrafi odstawić używkę na jakiś czas – tyle tylko że to wcale nie świadczy o wyzwoleniu się z nałogu. Identycznie jest w przypadku słodyczy czy internetu.
        Wolny wyznaje jakąś dziwaczną religię polegającą na nieużywaniu rzeczy – bo rzekomo jego życie jest wtedy lepsze niż jeśli zacznie ich używać. Ja uważam, że wszystko jest dla ludzi – byle by zachować umiar i zdrowy rozsądek.

        • Roman Odpowiedz

          To nie hcodzi o sprawdzenie: „że bez samachodu da sie zyć pełniej” tylko CZY bez samochodu da sie żyć pełniej.
          Zgadzam sie z Tobą, że „wszystko jest dla ludzi – byle by zachować umiar i zdrowy rozsądek”.
          Tylko dlaczego indywidualny poziom „umiaru i zdrowego rozsądu” nie miałby być wyznaczony eksperymentalnie? Zakaz jakiś? 😉
          Życie bez używania rzeczy nie bedzie w niczym lepsze. Może być bardziej świadome, bo poznamy swoje często włąśnie nieuświadomione ograniczenia.
          Nie wiem czy wróciłbym żywy (a nawet i martwy) z morza, gdybym wcześniej nie sprawdził jak funkcjonuję w długotrwałym przemęczeniu, braku snu, jedzenia i picia…
          Normalnie spanikowałbym gdybym bez „testu” stanął przed perspektywą 48 godzin bez wody, 14 dni bez jedzenia, tygodnia „wypełnionego” 7 godzinami snu, po eksperymencie „na sucho” wiedziałem czego mogę sie po sobie spodziewać…
          I Wolny robi dokładnie to samo: „poznaje siebie”

          • Kosmatek

            MAM!
            Miesiąc bez komputera, myślenia o pieniądzach, bez dostępu do jakichkolwiek informacji (telewizor, radio, internet, komórka, gazety – wszystko aut!), bez zaglądania do notowań giełdowych. Wszystko na raz!
            Tylko kiedy? Ostatni taki, a nawet kilka takich miesięcy, miałem w czasie studiów…
            Dziś, żeby sobie go urządzić, musiałbym wiele czynności zrzucić na innych i wyprowadzić się gdzieś na wieś, gdzie nie ma nawet prądu.

          • Roman

            I nadal byłoby ryzyko, ze będziesz „myślał o pieniądzach” 🙂

          • Jasio

            Przecież wolny zamierza używać samochodu, ale cudzego. Zatem nawet na pytanie czy da się żyć bez samochodu „pełniej” [czy jak kto tam chce] ten eksperyment nie odpowie.

  18. Bart Odpowiedz

    No to pochwale sie:
    – nie jem miesa od 7 lat
    – autem wyjezdzam z garazu 1 raz na 2 tyg. po duze zakupy ( codziennie caly rok w Norwegii /snieg / deszcz/ slizgawica z dzieckiem w przyczepce na rowerze). Na wakacje prawie zawsze wybieramy rower z namiotem z dzieckiem w przyczepce (Korsyka, Sardynia ostatnio)
    – slodyczy u nas nigdy nie ma
    – jestem w polowie do wolnosci finansowej (wg. Muturiego)
    Swietne wpisy, spowa frekfencja- moje szczere gratulacje!

    Staly czytelnik ze Skandynawii

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Widzę, że jesteś jeszcze bardziej nakręcony na rower niż ja – super! Nasza Maja jeździ w foteliku – przyczepkę pominęliśmy, ale pewnie u Ciebie sprawdza się dużo lepiej z racji klimatu?

      „jestem w polowie do wolnosci finansowej (wg. Muturiego)” – wiem o kogo chodzi, ale czy mogę prosić o jakieś szczegóły, jak Sławek definiuje wolność finansową?

  19. Tina Odpowiedz

    To ja chyba powinnam sobie zrobić miesiąc z codziennym rozwojem zawodowym. Tyle lat na macierzyńskich i wychowawczym, że mózg przestał wiedzę przyswajać 😉

  20. Pedro Odpowiedz

    @ Wolny, czy to przypadkowo czy może podświadomie na ograniczenie oszczędzania wybrałeś najkrótszy miesiąc w roku? Stare nawyki trudno wykorzenić 😉

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Kompletny przypadek! Ale będzie mi przez to jeszcze trudniej, bo kaska na głowę będzie taka sama, a dni na jej wydanie mniej! Już mnie zaczyna głowa od tego boleć… 😛

      • Adam Odpowiedz

        O ile Cię zdążyłem poznać, myślę, że w lutym nie dasz rady. W najlepszym razie będziesz racjonalizował szaleństwa zakupów, tak aby „coś” z tego było lub ustalisz malutką kwotę. (Ja nawet się nie podejmuję podobnej akcji – stado węży w kieszeniach.)
        A tak w temacie „szaleństw”/rozrywek – pisałeś kilka miesięcy temu, że planujesz pewną nową rodzinną rozrywkę/zabawę (z kontekstu wynikało, że słono płatną) i jak już coś wyjdzie z tego – napiszesz. I jak tam?
        .
        Niemniej – niech się pomylę z tym lutym! Powodzenia!!! 🙂

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Co – ja nie dam rady? 😉 Lubię takie motywujące wątpliwości wyrażone przez kogoś, kto mnie już trochę poznał. Muszę tylko pomyśleć nad poziomami wydatków – bo żeby wszystko było zrozumie – uszczkę tylko parę stówek, nie wszystko, co odkładam! Chociaż i tak pewnie zaboli – wnioski będą na pewno interesujące.

          • Roman

            No właśnie „tylko kilka stówek”…
            A może „skocz na główkę do mętnej wody”? 😉
            Moze zaryzykuj i w lutym wydaj wszystko co planowałeś zaoszczędzić w tym miesiącu (albo inaczej: wydaj wszystko co zaoszczędzisz w styczniu).

          • wolny Autor wpisu

            Pomysłów by mi szybko zabrakło, osiwiałbym i wszystkie paznokcie ze stresu bym obgryzł. Może kiedyś odpowiednia sumka pójdzie na podróże – czyli coś, czego na razie nie uważam za kompletne marnotrastwo pieniędzy (w przeciwieństwie do niektórych :)).

          • Roman

            Masz tak kiepską wyobraźnię? 😉
            A w kwestii podróżowania to zasadniczo ludzie dzielą sie na tych co żałują, że nie podróżowali i tych co żałują, że podróżowali ;))))

          • stock

            Wiem, że to z przymrużeniem oka, ale jest też całkiem duża grupa tych, którzy się cieszą, że podróżowali. Natomiast chyba nie ma takich, którzy się cieszą, że nie podróżowali. 🙂

  21. Gosia Odpowiedz

    Wolny szukałam swojej bezy od wczoraj i nie mogłam nic znaleźć!

    Okazało się, że oszczędnościowo i finansowo jestem ze wszystkiego (na razie!) zadowolona 🙂 Ale naprawdę baaardzo chciałam się przyłączyć i znalazłam: miesiąc bez szukania wymówek dla czytania książek dla przyjemności

    Tylko praca, doszkalanie, blogowanie, dodatkowe projekty i zlecenia. Basta – we wrześniu będę siedzieć i czytać zupełnie do niczego mi nie potrzebne książki 🙂

      • eMCi Odpowiedz

        Kapitał Marksa moim zdaniem nie był by złą lekturą. Może skłonić do bardzo ciekawych przemyśleń.

        • Kosmatek Odpowiedz

          Bo to strata czasu, lepiej poczytać kogoś ze szkoły austriackiej (Mises, SChumpeter, Kirzner. ..). Marksa poglądy inni bez strat na idei streszczaja na paru stronach.

          A ten słownik w 100 proc. Spełni a warunek książki nikomu do niczego niepotrzebnej ;).

          • Kosmatek

            Gosiu, ale to tobie miało być niepotrzebne, Czeszką, ani Japonką nie jesteś chyba :).

  22. Bea Odpowiedz

    u mnie zdecydowanie przydałyby się dni bez internetu – na miesiąc raczej szans nie widzę – kusi mnie też miesiąc bez glutenu – tyle naczytałam się że jest bee – tyle że moja gotowość mentalna i techniczna na razie marna 😉

  23. Misiowe Odpowiedz

    No to niech będzie 🙂
    Wrzesień – miesiąc bez jakiegokolwiek kupowania jedzenia w pracy, tzn. obiadków, batoników, bułeczek itd. 🙂
    co zabiorę z domu to musi starczyć 🙂
    Zobaczymy jak mi to wyjdzie..:)

  24. Ed Odpowiedz

    Wrzesień bez opieprzania się.
    Ile razy ja się łapię na tym, że tylko udaję, że pracuję…….
    A swoją drogą ciekawe ile z klasycznych ośmiu godzin pracy większość z nas pracuje tak na 100%

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Nikt z kierownictwa (przynajmniej realnie patrzącego na świat) nie planuje pracy podwładnych przez 100% czasu. Myślę, że przyjęcie 50% byłoby dość realne, a i to nie dla wszystkich…

      • Adam Odpowiedz

        Idealista!
        Mi się wydaje, że w niektórych pracach lub może raczej robotach wydajność sięga lub przynajmniej (w mniemaniu kierownictwa) powinna sięgać 95%. Mam na myśli roboty przy taśmie, w dyskontach itp.
        Co innego prace lepiej płatne – tu masz rację – lepiej to wygląda z perspektywy pracownika.
        Są zaś nawet takie stanowiska, na których czynności się celebruje, a zwykłe zlecenie komuś przeniesieni teczki z pokoju do pokoju lub przyłożenia pieczątki urasta do rangi, Bóg raczy wiedzieć czego.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Rzeczywiście – te 50% przytoczyłem z własnego podwórka, natomiast Twoje przykłady zawstdydzają moją branżę… i co – znowu biednemu wiart w oczy :/

          • Adam

            Hm…
            A ja znam takie powiedzenie, w którym jakaś część prawdy tkwi.
            „Czemuś biedny? Boś głupi. Czemuś głupi? Boś biedny.”
            I co zrobić w takiej sytuacji?
            Moim zdaniem nadzieja tkwi zawsze w przyszłych pokoleniach.
            Jeśli samemu nie można żyć, pławiąc się w dobrobycie, to należy tym bardziej pomyśleć o dzieciach. Edukacja, edukacja, edukacja… Oraz oczywiście mądre, zaangażowane wychowanie.

            Nieco inna rzecz: jakiś czas przyglądałem się ciekawym badaniom z pogranicza pedagogiki i psychologii. Otóż okazuje się, że dzieci pochodzące z wielopokoleniowych inteligenckich rodzin mają tylko trochę większy zasób wiedzy ogólnej, niż te pochodzące z pierwszopokoleniowych inteligenckich czy nieinteligenckich. Mają natomiast zdecydowanie bogatszy zasób słów i lepsze rozeznanie w świecie, modnych rzeczach, trendach, hasłach, nazwiskach – dzięki czemu w szkole wiedzą jak błysnąć i przypodobać się dorosłym. No i generalnie sprawiają wrażenie mądrzejszych i grzeczniejszych.

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          To chyba jednak zależy od konkretnej sytuacji, umowy z przełożonym, sposobu rozliczania pracy (czas vs. wyniki). Ze swojej perspektywy mogę na razie powiedzieć, że mniej czasu spędzam na kawoploteczkach, więcej z rodziną – bez obniżania jakości/ilości wykonywanej pracy.

  25. adria Odpowiedz

    Wiesz co, fajnie że prowadzisz bloga, być może nawet na nim zarabiasz, ale ja odnoszę wrażenie, że w Twoim życiu chodzi nie o pomnażanie kapitału, tylko o maksymalne „żyłowanie” oszczędzanie na czym się da (poprzedni wpis o dziecku mnie rozwalił)
    Uwielbiam blog Michała Szafrańskiego i uważam, że to mądry gospodarny facet, który pomnaża swój kapitał, zarabia na życie a jednocześnie nie każe prać swojej żonie pieluch (pranie to też wkładanie do pralki, wyjmowanie i rozwieszanie tego wszystkiego) Po prostu jawisz mi się jako maksymalny dusigrosz a nie żaden tam odkrywca nowych sposobów na życie. Twoim sposobem na osiągnięcie wolności finansowej jest nic innego jak tzw. dziadowanie 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dziękuję za Twoją opinię. Ja to widzę inaczej, ale masz prawo wyciągać swoje wnioski i porównywać. Zapraszam zatem na blog Michała, skoro on Cię bardziej motywuje. Pozdrawiam.

    • Tina Odpowiedz

      A mi się wydaje, że Wolny ostatnio skupia się na ograniczeniu potrzeb i rozwoju osobistym. A że wiąże się to z oszczędnościami, to tylko dodatkowa zaleta.
      Natomiast pranie pieluch nie jest aż tak bardzo pracochłonne, za to znacznie ogranicza zaśmiecenie świata jednorazówkami.

  26. KK Odpowiedz

    Fajne, ciekawe, ale dla mnie tylko z perspektywy obserwatora. Osobiście – „stety” albo niestety – od jakiegoś czasu mocno stawiam na komfort i wygodę, nie czuję potrzeby udowadniania sobie czegoś takimi akcjami jak tutaj proponujesz. Chociaż kiedyś jak najbardziej kręciło mnie takie coś.

  27. pomagam.zzl.org Odpowiedz

    „jestem ciekawe wyników”->”jestem ciekaw wyników” 😉

    @Bart, w Norwegi ta droga jest łatwiejsza, sam zastanawiam się czy nie spróbować.

    @adria, uwierz mi, są większe sknery od Wolnego :/

  28. Lidka Odpowiedz

    Jeśli chodzi o miesiąc bez samochodu, to dla mnie przychodzi naturalnie, bo nie korzystam z niczego oprócz rowera (jak muszę jechać mpk to jestem chora, wszystko mi śmierdzi, wszędzie mi ciasno i nigdy nie wiem czy dotrę na czas), jeżdżę nim do pracy okrągły rok (9 km w jedną stronę). Autem jeździ mąż, bo ma 15 km niefajną trasą w jedną stronę. Na pewno chciałabym się zmotywować do ćwiczeń, ale skoro tyle jeżdżę rowerem (1,5 h/dzień) to wmawiam sobie, że może wystarczy 🙂

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Brzmi całkiem ambitnie – wcale się nie dziwię, że po 1,5h/dzień dość intensywnego wysiłku nie masz motywacji do kolejnych wyczerpujących aktywności.

  29. Kosmatek Odpowiedz

    Padł mi piekarnik. syn zalał mlekiem. Pewnie cały panel ze świecidełkami do wymiany. Będzie ,, Miesiąc bez piekarnika” .

  30. Dorota Odpowiedz

    Nie jem mięsa od kilku ładnych lat. Ograniczyłam też o 99 % nabiał. Jeżeli ktoś nie jest przekonany to może faktycznie powinien wybrać letnie miesiące. Ja rzuciłam mięso w grudniu, choć wcześniej nie wyobrażałam sobie bez niego życia. To sprawa indywidualna. Poza tym żyjemy w XXI wieku i mamy wiele egzotycznych owoców i warzyw cały rok. Jak dla mnie kwestia organizacji.

    Polecam fasolkę (żółtą/zieloną, może być mrożona zimą) do tego ryż i duża porcja „sałaty” takiej jak lubisz. Zielenina i ulubione warzywa.
    Warzywne curry z kaszą/ryżem.
    Leczo z cukinią i ziemniakami.
    Albo jeszcze coś innego. Na kanapki humusy ze strączków. Ja ostatnio zajadam się zielonym groszkiem zmiksowanym z czosnkiem, odrobiną oliwy i pietruszką/kolendrą/chilli. Do tego pomidor i kanapka idealna gotowa.

    Polecam przejrzenie internetu/blogów. Przepisów jest mnóstwo. Sama ciągle z nich korzystam, albo publikuję swoje notki na ten temat. To naprawdę nie takie trudne. Wszystko co nieznane wydaje się dziwne i ludzie się obawiają. Lecz nie taki diabeł straszny jak go malują. Dziś bym nie zamieniła warzyw na nic innego!

      • Dorota Odpowiedz

        Spokojnie. Dasz sobie radę. To naprawdę tylko wydaje się trudne, bo zbyt mocno wszystko analizujemy. Kiedy poddamy się działaniu wszystko idzie gładko.

  31. Tomek Odpowiedz

    Ja kawy nie pijam więc w tym mam pewnie lepiej 🙂 ale teraz zaczynam odczuwać taki brak pobudzenia. Choć staram się szukać alternatyw.
    Stwierdzenie bez, używam od jakiegoś czasu. Chodzi tutaj głównie bez słodyczy,fastfodów,cocacoli,pepsi(ogólnie słodkiego picia), ale na tydzień. Czyli staram się w ciągu tygodnia unikać wszystkiego, a w jeden dzień w weekend pozwalam sobie na coś słodkiego. To sprawia, że jakoś nie stresuje mnie wszystko. A czuje, że fizycznie ciało wygląda lepiej i jest silniejsze.

  32. evarta Odpowiedz

    Dzisiaj zaczyna się miesiąc bez rozpraszaczy w czasie jedzenia. Często tak jest że zjem posiłek i nawet nie pamiętam że coś jadłam:) Także nie ma radia, internetu muzyki. Pierwszy posiłek za mną Dobre kanapki były Podłączę pod to miesiąc bez jedzenia na mieście chociaż wiem że jedno spotkanie już będzie Jednak ograniczenie dobrze zrobi dla mojego budżetu.
    Dużo osób pisze o zagrożeniach z niejedzenia mięsa Nie jestem wegetarianką jednak mięso jem raz na dwa tygodnie. Rok temu wykryto u mnie ostrą anemię która pewnie rozwijała się kilka lat Nie zwiększyłam ilości mięsa mimo bata nad głową Zainteresowałam się o co w tym wszystkim chodzi I tak dobrej jakości tzn jak najmniej przetworzone produkty. Owsianka na śniadanie, kasza na obiad, zawsze warzywa. Chleb kupuję tylko prawdziwy 100% na zakwasie. Po roku anemii brak. Także nie chodzi o mięso tylko o dobrze komponowane posiłki
    Pozdrawiam i wytrwałości życzę wszystkim w osiąganiu swoich celów

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Mój miesiąc bez auta zaczął się podróżą pociągiem na trasie Gdańsk -> Bydgoszcz. Ale to akurat żadna zmiana. Gdybym wcześniej wybierał auto, byłbym już około 40 zł do przodu – to tylko informacyjnie, dla zagorzałych zwolenników motoryzacji.

      • Adam Odpowiedz

        No to teraz czas przekuwać te podróże w… przyjemności – coby Ci to krew weszło. Nawet jeśli to kl. 2 (a pewnie tak), to i tak można korzystać z jej… uroków. 🙂 Przejść się po wagonie, wyjść na korytarz, wnikliwie pooglądać widoczki, do kogoś miło zagaić. Możesz też poczytać lub się zdrzemnąć. Tych atrakcji w aucie jako kierowca raczej nie uświadczysz. No i też z większym prawdopodobieństwem dojedziesz, tam gdzie chcesz, a nie na… (uwaga: dzieci oraz osoby wrażliwe odwracają wzrok!) cmentarz…

        • wolny Autor wpisuOdpowiedz

          Prosta kalkulacja: benzyna na przejechanie 170 km + 20 zł za autostradę to mniej więcej 80 zł – przynajmniej dla mnie, posiadacza auta z silnikiem benzynowym. Bilet na pociąg to 40 zł – jest nawet nieco szybciej niż autem, wygodnie, w pociągu zwykle już pracuję, a do tego dostaję soczek i batonik 😉

          • Kosmatek

            Ok, miało więc być „Gdybym wcześniej wybierał pociąg” :).

          • wolny Autor wpisu

            Pozwól, że przetestuję nową funkcjonalność na którą się zapisałeś z tego co widzę 🙂 Daj znać, jeśli dostałeś notyfikację o tej odpowiedzi – i przy okazji, czy uważasz to za wygodne rozwiązanie.

          • wolny Autor wpisu

            Ale ja od początku wybierałem pociąg – przecież umiem liczyć, a do tego mój stosunek do auta jest chyba powszechnie znany 🙂 Staram się jednak patrzeć z perspektywy ludzi, dla których auto to standardowy wybór przy jakimkolwiek wyjściu z domu.

  33. eryk Odpowiedz

    Największe wyzwanie w Polsce to miesiąc bez narzekania 🙂 A co do miesiąca bez samochodu, to we wrześniu da się to zrobić, jeszcze jest ładna pogoda na rower i ludzie którzy mają 5-10 km do pracy czy szkoły bez problemu dadzą radę, no, chyba, że mrozy nagle zaatakują.

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Też uważam, że wrzesień jest na to odpowiedni – na razie minęły dopiero 3 dni, a powodu do odpalenia silnika jak nie było – tak nie ma. W tym czasie przejechałem/przeszedłem już ok 370 km 🙂

  34. Magda Odpowiedz

    Ja zainspirowałam się AnitąWaw i od 1 września nie przeklinam. Niestety (mimo że dopiero 4 września) już zdążyło mi się „wypsnąć” kilka razy. Mój szef po prostu wie jak zapewnić mi odpowiednią ilość emocji w pracy… Ale się staram i odkrywam nowe słowa, których można użyć zamiast „zajebiście”.

    Bardzo fajny wpis, w duchu minimalizmu. No i dużo lepszy niż poprzedni (o kosztach dziecka). Tego „pralka pierze pieluchy” Ci czytelniczki tego bloga długo nie zapomnią;)

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Staram się wyciągać wnioski i – wierz lub nie – dzisiaj rano wrzuciłem pieluchy do pralki zupełnie sam. Wyciągnąłem je również własnymi rękami – także dziękuję za tamtą uwagę – podziałało 🙂

  35. Agata|Dama na damce Odpowiedz

    Hi hi, też miałam w zeszłym roku „Listopad bez słodyczy” i pisałam o tym na moim blogu. Choć narzuciłam sobie bardzo łagodny rygor, to i tak niemal cały czas myślałam o słodyczach.
    Ogólnie, wyszło mi na dobre, bo trochę się zresetowałam i do dziś nie jem „śmieciowych” słodyczy.
    Choć niestety czytałam, że odwyk od słodyczy powinien trwać trzy miesiące (od soli podobno tylko 3 dni) 🙁
    Powodzenia,
    A.

  36. Benedykta Odpowiedz

    Co do pomysłu na miesiąc bez glutenu. Jest teraz moda na nie jedzeni glutenu, ale z poważnych badań nie wynika aby rezygnacja z tego białka u osób zdrowych dawała jakiekolwiek korzyści zdrowotne. Oczywiście z glutenu muszą zrezygnować uczuleni i chorzy na celiakię.

  37. Zofia Odpowiedz

    Bardzo ciekawy wpis i chyba sama zacznę organizować sobie przynajmniej tygodnie „bez”. Każda próba zmiany swoich przyzwyczajeń może wyjść na lepsze. Jeżeli okaże się, że nie jesteśmy od czegoś uzależnieni i dajemy sobie z czymś samodzielnie radę to ile satysfakcji otrzymamy :).
    Powodzenia

    • wolny Autor wpisuOdpowiedz

      Dokładnie – a przydatne są również obserwacje odwrotne – skoro nie umiemy / nie chcemy się obyć bez czegoś przez miesiąc, a dodatkowo akceptujemy koszty związane z „nałogiem” (finansowe czy zdrowotne), to może nie warto ze sobą walczyć. Umiar ze wszystkim – ale żeby poznać ten złoty środek, trzeba spróbować obejść się bez tego, prawda?

  38. jarek Odpowiedz

    miesiąc bez auta to fajna sprawa. Ja staram się żyć zdrowo i do pracy codziennie jeżdżę rowerem ale czasami trzeba odwiedzić rodziców a 100 km już ciężko przejechać rowerem i to jeszcze z dziećmi 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *