Pogoda, jaka nas zaskoczyła w pierwszy weekend września była niesamowita – niewiele więc myśląc, wypełniliśmy bagażnik auta mniej lub bardziej przydatnymi rzeczami i odbyliśmy 2-dniową wycieczkę do rodzinnego domku letniskowego na Kaszubach. I mimo, że wyjazd był krótki, kosztował w sumie niecałe 100 zł (z czego ponad połowa to paliwo), to wróciliśmy do domu cudownie wypoczęci. Zgodnie stwierdziliśmy, że warto było zrobić wyjątek w „miesiącu bez auta” (więcej o tym w październiku), a te piękne 2 dni wykorzystaliśmy najlepiej, jak to możliwe. I to mimo, że było trochę pracy, byliśmy praktycznie odcięci od Internetu, a żadnych większych atrakcji nie uświadczyliśmy. Adrenaliny było tyle, co kot napłakał, a Maja nic sobie z tego nie robiła i była wręcz wniebowzięta możliwością brodzenia w jeziorze i biegania po działce z piłką Jej rozmiarów. To idealny wręcz przykład na to, jak wiele znaczeń ma oklepane już „korzystanie z życia” i jak bardzo praktyka odbiega od stereotypów. I chociażby z tego powodu uważam, że warto opublikować wpis, do którego będę linkował w odpowiedzi na każdy komentarz w stylu „nie korzystasz z życia!” czy – powiedziane bardziej dosadnie: „Wolny to sknera!”.
Już rozumiesz, skąd moje przekonanie, że to, co najlepsze jest darmowe?
Już Seneka twierdził, że „życie jest długie, jeśli umie się z niego korzystać„. W naszych czasach ta definicja – jak wiele innych – została wypaczona przez fakt, że każdy chce żyć jak król. „Życie” musi być pasmem nieustannych zastrzyków adrenaliny i zazwyczaj ma kształt sinusoidy: naprzemiennie ciśniemy do oporu (bo praca, bo kredyty, bo zachcianki…), po czym w każdej wolnej chwili organizujemy wielkie święto na swoją cześć, bo przecież tak mocno się spracowaliśmy…
Lubię porównania do życia studenckiego – po części dlatego, że to idealny target dla mojego bloga, a poza tym pewnie trochę sam tęsknię za tym czasem beztroski i… wolności? Otóż podczas wspomnianego wyżej wyjazdu, wybrałem się na rowerową przejażdżkę do sklepu we wsi. Obok była łączka z mnóstwem kajaków i przygotowującymi się do spływu studentami, którzy również zaopatrywali się w niezbędne na spływ produkty żywnościowe (dokładnie mówiąc: napoje ;)). Niech mi tylko ktoś powie, że studencki spływ kajakowy z namiotami, będący jednym z tańszych sposobów aktywnego „wakacjowania”, nie jest czymś wspaniałym (a kto nie był – niech żałuje!). A skoro jest, to czemu – będąc w zdecydowanie lepszej sytuacji materialnej niż przeciętny student, mam wybierać bardziej kosztowne (a przy tym zwykle bierne) sposoby na spędzanie wolnego czasu? Czemu mam rezygnować z ulubionych aktywności z minionych lat tylko dlatego, że mogę sobie pozwolić na coś, co wcześniej było poza moim zasięgiem? Czy naprawdę poziom wypchania sakiewki ma definiować to, co nazywamy korzystaniem z życia? Czy muszę się robić leniwy i próżny tylko po to, żeby postronni pokiwali głową z aprobatą i zaszufladkowali mnie na odpowiednio wysokiej półce w swojej hierarchii ważności?
Trochę zaniedbany ten plac zabaw… no nic – i tak jest super!
Zresztą – czy zwrot „korzystanie z życia” nie jest zwykle rozumiany nie tak, jak być powinien? Przecież ciągłe imprezy, wyjazdy, zakupy, „bywanie” to raczej próby ucieczki od prawdziwego życia, a nie korzystanie z niego. To sposoby na zresetowanie się, odpoczynek, chwilę zapomnienia od dnia codziennego. Dnia, którego obraz wymyśliliśmy sami (oczywiście z „pomocą” życzliwego świata) – czy to oznacza, że tak bardzo on nas męczy, nuży i odbiera siły życiowe, że trzeba uciekać od rzeczywistości, której sami jesteśmy autorami? Czy nie lepiej żyć nieco spokojniej, w zgodzie ze sobą, bez ciągłej presji i cieszyć się codziennością, zamiast uciekać od niej w każdej nadarzającej się chwili?
Jak sprawdzić, czy to „życie z przypadku”, które często prowadzimy i nad którym się nie zastanawiamy, jest takie, jakbyśmy sobie tego życzyli? Myślę, że kluczem są 2 momenty każdego dnia: jego początek i koniec. Jeśli budzisz się rano z energią i zapałem do zrealizowania planów i stojących przed Tobą zadań, a kładziesz się spać z poczuciem dobrze przeżytego i owocnego dnia – gratulacje! Wtedy – nawet mimo zapracowania – możesz nie zwracać uwagi na brak czasu / pieniędzy / ochoty na to, żeby wyjść wieczorem do dobrej restauracji czy kupić coś z obejrzanej przed chwilą reklamy. Jeśli natomiast najchętniej nie wstawałbyś wcale, a Twój kalendarz na kolejne dni wypełnia przypadek – być może należałoby się zastanowić, czy warto od tego jak najczęściej uciekać, czy może lepiej byłoby zmienić ten stan rzeczy? To, jak odbierasz te potencjalne pokusy jest tylko kwestią priorytetów i rozróżniania pojęć potrzeba/zachcianka, a nie wskaźnikiem tego, jak bardzo „korzystasz z życia”.
Pojęcie to znaczy dla każdego coś innego – ja lubię myśleć, że żyję na tym świecie po coś. Daje mi to poczucie znaczenia tego, co robię, i nawet, jeśli to tylko moja wyobraźnia, to dzięki temu dobrze się czuję jako jedna z 7 miliardów mniej lub bardziej pracowitych mróweczek tego świata. Uważam, że korzystam z życia dając jak najwięcej z siebie (dla siebie i innych), spędzając czas z rodziną, a nawet pisząc ten tekst. A więc robiąc to, co lubię – i mając na to czas! Jakoś nie czuję, że zyskuję cokolwiek sprzedając każdą chwilę dnia swojemu pracodawcy i próbując później zapomnieć o mijającym dniu wydając ostatnie, ciężko zarobione pieniądze. Zarówno jedno, jak i drugie zabiera mój czas i każe go przeznaczać na coś, co nie jest na szczycie mojej listy priorytetów. Dlatego wybieram kupowanie własnego czasu i polecam to każdemu, kto nie przestał zadawać sobie ważnych pytań po okresie dzieciństwa i nadal docieka, „po co?” i „dlaczego?”.
Pozostaje oczywiście aspekt doświadczania tego, co nieznane. Mogę sobie twierdzić, że jazda na rowerze sprawia mi tyle radości, że nie zamieniłbym porannych wycieczek z córką na nic innego, ale przecież nie skakałem ze spadochronem i nie jeździłem sportowym bolidem po torze wyścigowym. Być może te doznania zmiotłyby z powierzchni ziemi wszystko, czego dotychczas doświadczyłem i machnąłbym rękę na dotychczasowe, nędzne substytuty prawdziwej adrenaliny i poświęciłbym się nowemu hobby? No cóż – pomijając, że znam siebie na tyle, żeby mocno w to powątpiewać, to miałem w swoim życiu i moment zachłyśnięcia się możliwościami, jakie dają pieniądze. Na szczęście szybko zdałem sobie sprawę, że to droga do nikąd, a chwilowe radości nie są warte ceny, jaką za nie trzeba zapłacić. Dlatego też nie wierzę w przyczynowo-skutkowy związek pod tytułem „pieniądze => dobra zabawa”, a teza, że im drożej, tym lepiej to dla mnie marketingowy bełkot.
Mimo ogromu niesprawiedliwości tego świata, każdy z nas zostaje codziennie obdarowany po równo: otrzymujemy kolejne 24 godziny życia. To, jak je wykorzystamy, w większości przypadków zależy od nas samych. Żyj mądrze – chciałoby się powiedzieć, chociaż to pachnie raczej kazaniem. Żyj tak, żebyś nie musiał odreagowywać; siłowac się z życiem – to chyba moje dzisiejsze przekazanie, które powoli klaruje mi się w głowie. Odrzuć narzuconą przez społeczeństwo definicję „korzystania z życia”, odnoszącą się do nadmiernej konsumpcji. I korzystaj! Znajdź hobby, miej czas dla bliskich, rozwijaj zainteresowania i staraj się żyć tak, żeby nie żałować żadnej chwili!
Przecież każde życie to pewna, nieznana z góry ilość czasu dana istocie żyjącej. Czasu, który można roztrwonić, lub który można dobrze wykorzystać. I właśnie mądre korzystanie z tego nieodnawialnego i niezwykle cennego zasobu sprawia, że życie staje się pełniejsze. Mam poczucie, że całkiem nieźle wykorzystałem kończące się wakacje – było sporo pracy, ale i zasłużony wypoczynek na malowniczych Kaszubach. A Ty? Czy również czujesz, że to był dobry okres? A może ostatnie miesiące przeleciały Ci koło nosa, a Ty nawet tego nie zauważyłeś?
Taaa. „Seneka na Kaszubach o krótkości życia” nazwałbym ten wpis 😀
A może raczej „o życiu szczęśliwm na Kaszubach”? 😀
Czasami gdy znajomi pytają mnie o „dalsze plany na życie” mówię im, ze mam zamiar chłonąć życie do końca życia, do ostatniej jego chwili. Bo jestem życioholikiem.
Tak tak – inspiracja przyszła również z przytoczonego dzieła 🙂
Znów pierwszy :)!
Taka pogoda to tylko prowokuje do żartów i psikusów :).
Buuu, Roman mnie ubiegł. Ok, ale nic już więcej nie piszę, biegnę pohasać po łąkach i lasach :-).
Czasami się czuję, jakbym prowadził jakiś popularny portal albo duże forum 🙂
„Znajdź hobby, miej czas dla bliskich, rozwijaj zainteresowania i staraj się żyć tak, żeby nie żałować żadnej chwili!” i to będzie myśl przewodnia na najbliższe kilka lat dla mnie 🙂 Dzięki Ci za to.
Leon.
Ja sobie to wydrukuje, albo umieszczę na blogu 🙂
dzięki! Ja również co jakiś czas zaglądam do Ciebie i cieszę się, że regularnie piszesz i stawiasz sobie ambitne cele. I ten wygląd bloga… pozazdrościć 🙂
Świetny wpis, Wolny. Jest co wstawić na tapetę jako motywator:)
Wydaje mi się, że obecne „korzystanie z życia” jest w gruncie rzeczy łatwiejsze. Taki schemat: zarób ile musisz (możesz), przehulaj wszystko, broń Boże nie myśl. Twój sposób wymaga przede wszystkim tego ostatniego, ale też wiele wysiłku. Trzeba umieć powstrzymać się przed pokusami serwowanymi nam zewsząd, czy presji otoczenia, które nie może przeżyć, że masz pieniądze, a nie wydajesz itd. Twój sposób, jest dla najlepszych, najsilniejszych :), tych którzy mają tyle charakteru żeby samodzielnie wybrać, a nie robić posłusznie tego co się im, mniej lub bardziej nachalnie, narzuci.
Zaskoczyłeś mnie (negatywnie) tym, że odpuściłeś miesiąc bez samochodu. Dlaczego nie spróbowałeś podróżować w inny sposób?
O aucie więcej będzie w październiku, jak podsumuję całość i wyciągnę wnioski. Na razie mam tylko luźne przemyślenia – nie ma co zaczynać tematu.
Osobiście uwielbiam takie spędzanie czasu – nad jeziorem, na łonie natury, na spływach kajakowych (byłam w zeszły weekend!) Dla mnie mottem jest: „Jeśli budzisz się rano z energią i zapałem do zrealizowania planów i stojących przed Tobą zadań, a kładziesz się spać z poczuciem dobrze przeżytego i owocnego dnia – gratulacje!” – od dziś postaram się spoglądać tak na każdy dzień 🙂
Cieszę się, że wpis przypadł Ci do gustu 🙂 I trzymam kciuki za postanowienie 😉
Najlepiej czas spędza się aktywnie
Bardzo dobry wpis .Też dochodzę do takich wniosków nie zawsze drogo to lepiej .Nie tylko wakacje w Egipcie typu al inclusive potrafią dawać radość .Tak samo jak drogie samochody i gadżety to tylko narzędzia które nie są wstanie zastąpić udanego ciekawego życia.Ciekawe że jak nie miałem auta i chodziłem to technikum byłem jakoś bardziej zadowolony z wszystkiego teraz mam auto i parę innych rzeczy i niekoniecznie jestem bardziej zadowolony ale będę nad tym pracował i mam nadzieję że kiedyś dojdę do tego co sobie sam założę . Zdaję sobie sprawę z tego że to jest proces i niestanie się to od razu ale nie od razu Rzym zbudowali Napiszę ci jeszcze na e mail moje spostrzeżenia na temat właśnie samochodu ale nie dzisiaj .Pozdr
Wspomnienia „lepszych czasów” są bardzo często – chociaż trzeba mieć świadomość, że sami stosujemy wobec siebie pewną sztuczkę, wypierając z pamięci to, co gorsze i utrwalając głównie to, co przyjemne. Ale Twoje wnioski są jak najbardziej trafne, a wszystko to wynika z inflacji stylu życia.
Niestety ze wstawaniem mam problemy, ale każdy dzień staram się kończyć zadowolona z tego, co zrobiłam i co się działo. Czy zawsze się udaje? Jeszcze nie. Ale takich dni jest już coraz więcej 🙂
Kilka zmian – przede wszystkim w głowie – i można porzucić konsumpcyjny wyścig kto więcej i lepiej. Zamiast porównywać się z innymi i imponować stylem życia, trzeba skupić się na sobie, swoim życiu, swoich marzeniach i planach. Otoczenie pozostawić za plecami i nie martwić się opinią towarzystwa. Towarzystwo zawsze można zmienić (najlepiej na takie, które też lubi kajaki i wczasy w wersji ekonomicznej), albo znaleźć właśnie takie miejsca jak Twój blog Wolny, gdzie takich ludzi jest więcej. Dzięki za tę garść mądrości!
Też mi jeszcze lepiej w swojej skórze, odkąd „mam” Was! Jakby nie było, opinii towarzystwa zupełnie zignorować się nie da – kluczem jest słuchanie odpowiednich osób, a nie każdego, komu zechce się wyrazić opinię na nasz temat.
„ze spadochronu” -> „ze spadochronem” ewentualnie „na spadochronie”
Mnie do wstawania zmuszają chyba jedynie resztki poczucia obowiązku, a wieczorem mam przeważnie uczucie typu 'kolejny zmarnowany dzień’ ;(
Hmmm – może czas na zmiany?
Ort poprawiony – dzięki.
Ja również uważam, że „korzystanie z życia” nie wymaga większych pieniędzy. Ba! Myślę, że bawię się lepiej (na kajaku, w lasach, na bunkrach i inszych tropach historii, na planszówkowych spotkaniach z przyjaciółmi, na czytaniu książek i leniuchowaniu, gdy mam taką ochotę, na rowerze, maszerując, na rajdach na orientację, na grzybach, grając w pingponga w parku, majsterkując itd.) niż niejeden człek, który za ciężkie pieniądze wykupuje z biura podróży wycieczkę do cieplejszego kraju, gdzie siedzi w hotelu nad basenem i żłopie;) No ale też co kto lubi…
Dokładnie – co kto lubi. Dla niektórych ważniejsza od dobrej zabawy jest droga zabawa 😉
Cały sierpień był brzydki a we wrześniu udało mi się popływać w jeziorze 🙂
… piękne lato tej jesieni? 🙂
11 września to jeszcze lato. Babie Lato. Latoś piękne. Byle tak dalej
„Wycieczka do rodzinnego domku letniskowego na Kaszubach”, czyli ktoś, kiedyś na ten dom musiał zapracować (chyba, że został przydzielony za darmo w poprzednim systemie). Jak musielibyście taki sam domek wynająć za pieniądze, to już nie byłoby tak słodko i radośnie, że wyjazd kosztował 100 złotych.
To nawet domki letniskowe „przyznawano”? Dużo jeszcze muszę się o świecie dowiedzieć. A my po prostu byliśmy u rodziców – i chyba przyznasz, że nazywanie tego żerowaniem nie miałoby podstaw. Zwłaszcza, że nie leżeliśmy do góry brzuchem czekając na obsługę typu all inclusive 🙂
Nie użyłam słowa „żerować”, po prostu jesteście rodziną i wzajemnie sobie pomagacie (mam nadzieję), oszczędzając przy tym pieniądze, tyle, że nie wszyscy mają takie możliwości, jak już było tutaj wiele razy pisane.
Wiem wiem – nie twierdzę, że to sugerowałaś. Czasami się tylko zastanawiam, gdzie jest granica przeliczania wszystkiego (mówię tu również o sobie) – bo wiadomo, że niemal wszystko można jakoś wycenić, ale chyba nie zawsze warto, prawda?
Z drugiej strony są „rzeczy”, których nie można kupić za pieniądze np. oczy albo które kosztują niewyobrażalne pieniądze np. protezy nóg, rąk itp itd.
Hm… W związku z tym, że mogą się zdarzyć takie przykre wypadki, trzeba mieć pieniądze w zapasie. Zerknąłem na ceny protez. Nie przeraziły mnie. Myślę, że Wolny i wielu Czytelników dałoby radę nawet wtedy, gdyby byli ośmiornicami.
I to jest prawdziwa wartość pieniądza/aktywów – daje pewne możliwości. Wszystkiego jednak nie zagwarantuje, to jasne.
Tak trochę w temacie, a trochę nie – korzystanie z życia na czterech metrach kwadratowych:
http://www.theatlantic.com/features/archive/2014/09/the-simple-life-in-a-dumpster/379947/
Świetny wpis. To co najlepsze można mieć gratis lub za minimalne pieniądze.
Od lat spędzamy urlop w Borach Tucholskich – minimalny nakład a maksymalny relaks. W tym roku dodatkowo krótki spływ kajakowy – dzieciaki wniebowzięte.
Jak będziesz z rodzinką w Bydzi polecam wieczorny wypad przed Filharmonię Pomorską, nasze córy (6 i 3 lata) przez dobrą godzinę na przemian rozdziawiały buzię i piały z zachwytu na widok podświetlanej fontanny.
Gdyby potrzebował Pan jakiejś dodatkowej gotoówki, to serdecznie zapraszam na http://www.magia-pieniadza.pl/kredyty/to-jest-wlasnie-kredyt-gotowkowy/
Cześć,
wspaniały wpis 🙂 bardzo budujący i skłaniający ku prostym uciechom, o których często zapominamy – własnie dlatego, że wydaje nam się, że tylko worek pieniędzy jest w stanie zapewnić nam radość. A czasami warto spróbować czegoś innego, prostego i po prostu taniego 🙂 ostatnio tez z narzeczoną wyskoczyliśmy w góry do naszego znajomego. Weekend w domku w głuszy był wspaniałym odpoczynkiem i naładował nas energią bardziej niż niejedne długie wczasy w ciepłych krajach, za które wydaje się krocie. Z drugiej strony uważam, że raz na kiedy można sobie pozwolić na małe szaleństwo – byleby to nie było kosztem wszystkiego, bo zadłuzanie się, niedojadanie przez miesiąc albo inne poświęcenia żeby tylko jechac w tropiki są dla mnie bezsensu – pozbawiają radości z tego szaleństwa… Lepiej być spokojnie przygotowanym na zabawę, a nie wyrzucać sobie wydatku.
Pozdrawiam – miło się czytało ten wpis
Bartek 😉
Świetny wpis! Obecnie mało kto pamięta aby cieszyć się z małych rzeczy..
Dokładnie! w pogoni za zazwyczaj pieniędzmi, zapominamy o wszystkim co naprawdę ważne!
hmmm…ciekawe…inspisrujace, z wiekszoscia sie zgadzam. Z tego co zrozumialam budzac sie musimy miec plan…zawsze? Moze warto nie planowac i zrobic cos na co sie ma ochote w danej chwili?